licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

wtorek, 28 lutego 2006

Godzina 22:32...

…frytki z majonezem. Tak, tak – wiem – to nie jest najlepszy sposób na dietę, ale chciało nam się, no to co miałam zrobić???

W ramach dyskusji biurowych Kermit wyznał, że prezesi na pewno nie słuchają Tofiki, tylko patrzą w Jej biust tudzież tyłek. Wcale się nie dziwię. Sama bym patrzyła, gdybym była samcem.
Mnie też się usłyszało „Bo u Cleos, to mnie podnieca jej osobowość”. Zawsze wiedziałam, że mam porażające zwoje mózgowe:)))

Wybieramy projekt domu. Wstępnie. Przeglądamy strony www, kłócimy się o ilość balkonów i wielkość tarasu. Nie ma kasy, ale są marzenia – to chyba ważniejsze. Reszta przyjdzie sama, tak sądzę. Najważniejsze, że wiemy czego chcemy i mamy jakiś plan, jak to osiągnąć. A zresztą… ja ZAWSZE dostaję to, czego chcę, więc jakby nie ma obawy – dom stanie prędzej czy później. Who, może jednak sprzedasz nam tę działkę???:)))

niedziela, 26 lutego 2006

Może ja faktycznie...

…jakaś wyjątkowo upierdliwa jestem… Nie wykluczam takiej możliwości, bo to nawet dosyć prawdopodobne jest. Ale mnie się wydaje tak… Człowiek na stanowisku, wykształcony podobno, reprezentant narodu, minister rządu PiSuarów, powinien się umieć wysłowić w swoim ojczystym języku przynajmniej na poziomie konwersacji podstawowej, że już nie wspomnę o elokwentnych wypowiedziach. I tu nie chodzi o moje poglądy polityczne i o to, że się w wyborem większości Polaków nie mogę pogodzić. Absolutnie. Tu chodzi o mój wybitnie humanistyczny umysł i o niejaki zmysł estetyczny jeśli o mowę chodzi. Przywiązuję wagę, a jakże, do tego jak mówię i jak mówią inni, chociaż oczywiście w niektórych kręgach znajomych – jak każdy chyba – pozwalam sobie na luz i słowotwórcze śmiesznostki. Tak. Słownik Języka Polskiego podaje:
fakt – to co się wydarzyło, nastąpiło, zostało zrobione, zdarzenie. Fakt historyczny, dokonany, stwierdzony. To co istnieje w rzeczywistości lub daje się zweryfikować.
I nagle słyszę z ust polityka o „fakcie realnym”. A są nierealne przepraszam??? A zaraz potem „jeśli komuś porwią dziecko, to…” Ja wiem, że tego pana nie dopuścili za pierwszym podejściem do egzaminu prokuratorskiego, bo za cienki był. Więc może w ramach ministrowania sprawiedliwością, skoro już nie ma lepszych pomysłów, niech się sprawiedliwie ukarze i samobiczuje albo przysiądzie nad słownikiem poprawnej polszczyzny.
Bo mnie się odechciewa żyć i mieszkać wśród analfabetów na wysokich stołkach. Naprawdę.

piątek, 24 lutego 2006

Kupujemy wiadomą...

…gazetę… czytamy teksty Cleosi… piejemy z zachwytu…wycinamy i oprawiamy w ramkę… wieszamy nad kominkiem ku chale mła. Dziękuję:)))

Dalszy ciąg autobusowych lektur: „Głęboki sen” Chandlera, „Wielki Szu” Purzyckiego. Tratuję staruszki, zdobywam miejsce siedzące i czytam, czytam, czytam. A jak się trafi jakaś wytrzymała (staruszka znaczy) to uwieszam się rurki (i otóż nie tańczę, tylko) czytam, czytam, czytam.

Pracowa imprezka. Kermit parodiuje moje rozmowy telefoniczne z Grzechem. Wszyscy płaczą ze śmiechu. Tofika opowiada coś i kilkakrotnie niemal wybija mi lewe oko – rozbudowana gestykulacja to podobno cecha Włochów – czyżby? Gremialne obgadywanie Ewelizardy – czkało jej się pewnie do rana. Luz, blues i kurdebele fajnie było. Wszyscy czekamy na te trzy dni w SPA, które szykują nam się w marcu. Już to widzę…

czwartek, 23 lutego 2006

Euphorbia Trigona...

…puściła się jak głupia. W środku zimy, w trzech miejcach. Oszalała czy co??? Wiosny jej się chce pewnie a tu ni chu-chu.

Dla Offieczki naszej kochanej życzenia dzisiaj wyszystkiego słonecznego, żeby wieża stała się miejscem wybawienia przez Księciunia i żeby wszystko było po offczemu. I żeby Jej wiadomo kto, zdychał wiadomo gdzie, wiadomo z czym. STOOOO LAAAAAT STOOOOO LAAAAAT, w zdrowiu w szczęściu w celibacie niechaj żyje nam… ekhe… w pomyślności miało być oczywista:)))

Babska impreza się organizuje. Grzech zapowiedział, że o 20.10 ogląda swój serial – bez względu na wszystko. Już to widzę… Tu tarot, tu sałatka, tu ploty, tu dyskusje o tym, jak to strasznie z facetami i bez nich, a pośród tego wszystkiego Grzech z pilotem. Niech sobie chłopina żyje marzeniami i ułudą…

wtorek, 21 lutego 2006

Wieże schowane...

…we mgle. Ano, i ja mam swoje wieże, tyle tylko, że Offca w swojej mieszka, a ja w swoich pracuję. Wjechałam na moje naste piętro, a tam za oknem mleko. Niesamowite uczucie mieć chmury za szybą.

Mija 57 dzień. W końcu ktoś wybuchnie i stanie się jakieś nieszczęście. Jak długo można???

Fotograf, kamerzysta i kierowca z samochodem załatwieni. Grzech mnie przekonał – jedziemy do ślubu zupełnie czym innym, niż planowaliśmy na początku. Niech chłop ma i się cieszy, w końcu żeni się ze mną, a potem może już być tylko gorzej:)))

Drugi tydzień przesypiamy całe noce. Smok we własnym łóżeczku, my we własnym. Legowisko w dzieciowym pokoju jeszcze funkcjonuje, bo muszę tego potwora jakoś usypiać, ale myślę, że już wkrótce pożegnam się z tym sprzętem. Dzielna Smoczyca:)))

Myślałam, że mi się sąsiad psychopata zresocjalizował. W kwietniu zeszłego roku poszedł siedzieć za znęcanie się nad matką. Grzech wydatnie mu w tym siedzeniu pomógł zeznając przed sądem co trzeba. Psychol posiedział do końca grudnia, po czym za „dobre kura jego mać sprawowanie” wyszedł. I był spokój. Mówił ładnie „dzień dobry” i kłaniał się w pas. Kleju nie wąchał, awantur nie robił – no anioł nie człowiek. W zeszłą sobotę wracałam ze Smokiem z basenu. Grzecha nie było, więc musiałam jakoś wtargać wózek i Smoczycę do domu. Spotkałam go na schodach. Złapał wózek JEDNĄ ręką i wtargał na DRUGIE piętro. Dla ułatwienia dodam, że w koszu wózka znajdowała się dosyć ciężka torba z mokrymi ręcznikami i innymi basenowymi bzdetami. Serce mi stanęło, jak go zobaczyłam, porywającego mój wózek, ale myślę sobie „nawrócił się” oraz „temu panu nie podskakujemy, bo jak nam przefasonuje buźkę tą silną łapą, to nam będą robili rekonstrukcję twarzy”. Podziękowałam grzecznie za wniesienie wózka i tyle. Cud się stał i więzienie kogoś zmieniło na lepsze…
Dwa dni temu jego matkę zabrało pogotowie, bo tak jej czymś przydzwonił w czaszkę, że straciła przytomność. A my przez dwie noce z rzędu mieliśmy koncert naćpanego wycia, walenia hantlami w podłogę, skakania, darcia się przez okna, biegania po klatce schodowej w samych batkach i inne atrakcje, o których prawie zapomniałam. Widać jednak się nie zresocjalizował cholera. Znaczy trza go tam posłać spowrotem, niech nad sobą pracuje…

niedziela, 19 lutego 2006

Padła kablówka...

…Grzech w rozpaczy.
Grzech: (na wdechu) Gdzie jest jakiś rachunek z kablówki, żebym mógł zadzwonić do obsługi klienta. Tam chcą jakiegoś numeru…
Cleos: W teczce.
G: W jakiej teczce?
C: Z rachunakmi, fakturami i umowami.
G: Co na tej teczce pisze?
C: Mówi się „jest napisane”. Nic.
G: A gdzie ta teczka?
C: W sypialni.
G: Ale gdzie?
C: W szafce z teczkami.
G: W której szafce?
C: (Powoli tracę cierpliwość) Mamy tylko jedną szafkę z teczkami.
Mija chwila podejrzanej ciszy. Wchodzę do sypialni sprawdzić czy może nie grzebie w mojej bieliźnie w poszukiwaniu tej teczki.
G: (z obłędem w oczach) Pokaż mi, która to teczka!!!
Sięgam po tę na samym wierzchu i od razu otwieram na właściwej foliałce.
C: Proszę bardzo.
G: Dobra. Dzwonię. Gdzie jest telefon???

Poddaję się. Na szczęście pamięta gdzie jest sikalnia i nie myli klopa ze zlewozmywakiem.

czwartek, 16 lutego 2006

Rozpędzony niczym pociąg...

…Smok przydzwonił czerepem w otwarte drzwi lodówki. Padł. Popatrzył chwilę tępo w sufit. Wstał. Powiedział „AJĆ”… i pognał dalej… z tą samą prędkością.

Rozbawiony Smok sturlał się z kanapy. Zakwilił. Cmoknął leżącego pod stołem Traktora w ucho. Wyraczkował na środek pokoju. Pognał… i rozjechał się na kafelkach.

Smok tarza się w poduszkach-kwiatkach. Wstaje. Wali głową w huśtawkę. Łapie się za bolące miejsce… i rzuca ze śmiechem poduchą w mła.

Puenta???
Wchodzi Grzech do łazienki, gdzie Smok się kąpie, a ja nie wiadomo dlaczego jestem mokra od stóp do głów.
Grzech: No tak… Mam w wannie potwora. Moja kobieta robi karierę. Zostałem sprowadzony do roli kury domowej. I jak tu mam nie być szczęśliwy???

Wszyscy jesteśmy:)))

A Warszawa sama do mnie zadzwoniła. I będę miała ten tekst:)))

niedziela, 12 lutego 2006

Szczerbaty aniołek...

…oprawiony w granatową ramę czeka na nową właścicielkę. Może w końcu kuzynki się poznają:)))

„Powrót Szakala” – Oakley’a, a potem „Papierowy człowiek” Hammetta. Jakby ktoś szukał przepisu jak zaostać alkoholikiem w dwa tygodnie, to ja polecam serdecznie.

Mój Nadworny Dentysta – jedyny, którego się nie bałam panicznie – wyjeżdża na kontrakt do Irlandii. Protestuję, chociaż Mu życzę wszystkiego najlepszego. Kto mi teraz będzie oglądał paszczękę???

Zaproszenia ślubne będzie nam malował artysta malarz. Taki prawdziwy, nie to co ja. Taki, co to ma swoje wystawy, od czasu do czasu sprzeda jakieś arcydzieło. Malował będzie zwyczajnie, nie żadne cuda-dziwy, tylko tak, żeby pasowało.

We wtorek Łosroł. Lansuję się. Grzech się śmieje, że mi palma odbije i woda sodowa i pranie mózgu i trepanacja. A ja po prostu jestem dziko szczęśliwa, że robię to, co lubię i jeszcze prawdopodobnie się do tego nadaję.

6 godzin malowania dziecięcej sypialni. Krowa kręcąca zadem, różowa obrzydliwie świnia, owca z uśmiechniętym niczym Offca pyskiem, płot, a na płocie kot. Mogłabym tak też zarabiać na życie. Tylko jakie ogłoszenie zamieścić??? Że co? Freski? Zdobienie ścian? Malowanie? Naścienne malowidła? Na razie pocztą pantofową zarabiam dodatkowo-weekendowo. Proszę mię robić reklamę. Dziękuję.

Spotykani ludzie ze Starej Formy mówią, że szkoda, że mnie nie ma. Miłe. Nie żałuję.

Smok na basenie biega, wsadza czerep pod wodę nie zamykając ust, potem krztusi się i prycha „maaaaaaaama, maaaama”. Mama reaguje „zamknij dziób, bo się utopisz wariatko”, po czym pluskamy nogami rozchlapując wodę po całym pomieszczeniu. Dobrze, że jesteśmy same. Możemy śpiewać o ogórku i Zuzi i prywatce u misia Uszatka i ufoludkach i kolędy i o chacharach – na całe gardło, parskając śmiechem co chwila. I możemy robić sobie deszczyk i udawać wieloryby i w ogóle zachowywać się jakbyśmy obie miały półtora roku.

Jestem twórczo samozaspokojona. We wszystkich planach i marzeniach o tym, co będę robić w życiu. Jeszcze tylko niech ktoś zechce wydać moje książki i chyba się nawrócę ze szczęścia:)))

czwartek, 9 lutego 2006

W wielkim białym gabinecie...

…z czarnym kosmicznie ogromnym biurkiem i skórzanymi fotelami siedzieliśmy sobie radośnie. W zabytkowym kominku nie trzaskał ogień, ale całe wnętrze robiło wrażenie. Pan Prezes – o matko i córko Polko i przenajświętsza – 190 cm sexapilu przyodzianego w czarny gang i czarną koszulę, z łysym łbem na szczycie i brązowymi jak ciemne piwo oczyma. I ten głos. „Czego się pani napije, pani Cleos?” Ambrozji słów twoich o panie… Chyba się zakochałam:))) Samczy faceci, z mocno zarysowaną szczęką, głębokim głosem i zgrabnymi dłońmi, to jest to, co Cleosie lubią najbardziej.
Pierwszy profesjonalny wywiad, nie na zaliczenie, nie po to by zadowolić jakieś babsko z uczelni, ale po to by zarobić konrektną kasę i wykazać się talentem dziennikarskim okazał się pestką. Naprawdę. Po prostu, zawyczajnie, jakbyśmy znali się 100 lat, ja pytałam, on mówił, w tle brzdęk szklanek i jego śmieszny dzwonek telefonu.
Kierowca przyjechał po mnie, otworzył drzwi „Pani Cleos proszę bardzo, zawiozę Panią do kopalni złota, zwiedzi Pani sobie i zadzwoni po mnie, kiedy trzeba będzie Panią zawieźć na dworzec”. Alexis kura mać jak nic. Zwiedziłam tę kopalnię, a jakże. Ze zjeżdżaniem po rynnie włącznie (w szpilkach i futrze dodam dla pełnego wizerunku – i z aktówką). Kierowca przyjechał 10 minut po telefonie, otworzył drzwi „na dworzec?” – zapytał. Of kors. Jestem debeściak krótko mówiąc.
W przyszłym tygodniu jeśli wszystko dobrze pójdzie jadę do Warszawy na kolejne spotkanie. A co!!!

poniedziałek, 6 lutego 2006

Bierzemy proszę Państwa tak:

20 dkg masła
20 dkg gorzkiej czekolady
20 dkg cukru
20 dkg zmielonych orzechów włoskich
3 jajka
polewę czekoladową.

Rozpuszczamy masło, czekoladę i cukier w jednym garnku co by nie namarasić za bardzo. Dodajemy zmielone orzechy i mieszamy, aż nam ręka odpadnie i masa wystygnie. Pakujemy do środka 3 żółtka, z białek ubijamy pianę klnąc na mikser co się psuje, po czym pianę też pakujemy do masy. Mieszamy do upadłego. Tortownicę wykładamy folią aluminiową i żeby nam do głowy nie przyszła jakaś głupia bułka tarta bo wszystko szlag trafi. Wlewamy masę i 45 minut pieczemy w 160 stopniach. Czasu pilnujemy jak wściekli, bo jak będzie za krótko to będzie surowe, a jak za długo to się wysuszy na wiór, a nie o to nam chodzi. Po 45 minutach jak w pysk strzelił, wyjmujemy, czekamy aż wystygnie i polewamy masą, której resztki pożeramy zachłannie.

A potem padamy na kolana przed paterą z ciastem i walimy czołem w podłogę oddając hołd (może być pruski) najlepszemu ciastu na świecie. Nie odchodzimy od ciasta póki nie zeżremy całego, bo inaczej istnieje spore prawdopodobieństwo, że uprzedzi nas pośliniona z zachwytu rodzina.
Smacznego:)))

piątek, 3 lutego 2006

Najpierw...

…”Śpiączka” Robina Cooka, teraz „Zawodowcy” Jacka Oakley’a – podróże autobusowe mi slużą zdecydowanie.

Panowie z portierni uśmiechają się rano promiennie oczekując kolejnego dziwactwa po bobrze na głowie i różowym futrze. Nie będzie, mili panowie, nie będzie następnego. Przez jakiś czas przynajmniej.

W czerwonej kapuście serwowanej do kurczaka w naszej stołówce znalazłam 1/2 końcówki kranu. Kawał blachy. I zamiast karczemnej awantury, odszkodowania, abonamentu miesięcznego na żarcie, Cleosia upomniała się tylko o zwrot kasy za posiłek i pozostała głodna jak pies do końca dnia. Gratulujemy spokoju i radosnego nastroju.

W poniedziałek potwierdzam mój pierwszy wywiad. Trzymać kciuki, żeby Dyrektor Bucik miał dobry humor.

Obrączki leżą w sejfie i czekają na swoją wielką chwilę. Nie mogłam się oprzeć – przymierzyłam. Będzie mi w niej pięknie.

Wszystko się układa. Więcej szczęścia niż rozumu??? Czy po prostu wynik pozytywnej wizualizacji???

środa, 1 lutego 2006

Wystarczy...

…włożyć różowe futro, żeby facet pytający o drogę na dworzec PKS zadawał pytania jakby gadał z debilem, uśmiechał się kretyńsko, a na koniec zaproponował szybki zarobek.
No proszę – nie ulegajmy stereotypom:)))