licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

czwartek, 29 maja 2003

Właśnie...

…Grzech dzwonił, że Przyszła teściowa Moja dzwoniła do Niego, że Traktor pogonił kota owczarkowi niemieckiemu. Tamten się na Trakusia rzucił z przyczyn bliżej niewyjaśnionych ale mój box walczył jak skrzyżowanie lwa ze smokiem i zwyciężył.

Przypominam, że należy wziąć poprawkę na ulubione zajęcie Przyszłej T., czyli wyolbrzymianie.

Niemniej jestem dumna:))))

Mój Geniusz...,

mój Gwiazdor, mój inteligent – Traktor znaczy się miał wczoraj wewnętrzy egzamin z posłuszeństwa „Pies towarzysz I”. Moja Duma i Chwała zdobyła 195 punktów na 200 możliwych – ocena „DOSKONAŁA”. Oprócz niego tylko jeden pies zdobył taką ilość punktów: rodowodowa suka owczarka niemieckiego Boni. No może ja jakas durna jestem, bardzo możliwe, ale cieszyłam się jak dziecko. W końcu od kwietnia dwa razy w tygodniu chodziłam z nim na drugi koniec miasta ma to szkolenie, łaziłam 3 godziny, ćwiczyłam wieczorami w parku, naraziłam się przyszłej teściowej, która teraz ma mnie za sadystkę bez serca, bo nie dam się psu ciągać po krzaczorach jak ona, tylko wymagam chodzenia przy nodze. No trochę czasu dla niego straciłam. Ale efekty widać.
13 czerwca mamy ezgamin państwowy przed sędzią wystawowym. „Przewodnik Cleos z boxerem Traktorem” – taki meldunek będzie, ciekawe czy sędzia walnie śmiechem na imię psa. Wszyscy się pokładają:))) Do egzaminu nie ma mnie dla świata. Ćwiczymy aportowanie i znaki optyczne. I niech nikt nie waży się przeszkadzać!!!:)))
A z innej beczki o samym szkoleniu teraz będzie. Szkolenie było dosyć ostre. Żadnej litości dla psów niekarnych. Uczenie, żeby nie brały żarcia z ziemi polegało na podłączeniu surowej wątróbki do induktora. Pierwszy raz w życiu widziałam latające owczarki niemieckie. A ludzie na szkoleniu???
1. pan Łatki foxteriera – niezdecydowany, ciapowaty, zupełnie pozbawiony cech Alfy czyli przewodnika stada,
2. pan Ventora dobermana – usmiechnięty, sympatyczny, rozgadany.
3. pan Rambo owczarka niemieckiego długowłosego – przystojny jak byk, smarkaty, rozmowny,
3. pan Rocky’iego boxera – typowy hanys niezwykle fajny, odwoził mnie do domu czasem (2 boxery w bagażniku = masakra)
4. pani Nally akito – wrzeszcząca i histeryczna
5. pani Cezara owczarka niemieckiego – wrzeszcząca i histeryczna chodziłam z nią do podstawówki.
6. pani Gali boxerki – ładna nawet bardzo, rozmowna, miałyśmy tego samego nauczyciela geografii w ogólniaku, sympatyczna,
7. pani Ajaxa owczarka niemieckiego – dziewczynka lat może 14, kto posłał na takie szkolenie taką chudzinę z takim bydlakiem???
Reszty nie pamiętam, jakoś widocznie nie są charakterystyczni. A z tymi, któych pamiętam na pewno będziemy się spotykać po zakończeniu szkolenia.
A we wrześniu spotkamy się w podobnym składzie na szkoleniu „Pies obrońca I” więc to jeszcze nie koniec znajomości:)))

środa, 28 maja 2003

~~***~~

Rano
znajduję tylko puch
zapomnianego snu

i czasem ciepło
Ciebie
w oddali pokoju

Przelotem
dotykam miękkości
powietrza

znikam
i tylko cisza trwa
czekając cierpliwie
na Słowo

wtorek, 27 maja 2003

Richard...

jest bratem George’a. Dyrektorem naszym jest. Richard to złoty człowiek: pozwala bezdomnym w ziemie spać w hallu i siedzieć tam cały dzień; zgodził się na 3 psy na naszych obiektach, dla których kasa planowana jest w budżecie; mówi do mnie „Maleństwo”. Richard wygląda jak Rumcajs. Ma spory brzuch i ogromny zarost. Kiedyś ubierał się we falnelową czerwona koszulę w kratę, spodnie od garnituru i krawat czarny – pamiętam z moich wizyt tutaj. Teraz ubiera się w niebieskie koszule, garnitury i pasujące do tego krawaty. Richard potrafi człowieka zgasić jednym zdaniem i doprowadzić do płaczu, ale potrafi tez powiedzieć coś miłego tak, że od razu chce się pracować.Richardowi wydaje się, że zna się na kompach. Ładuje w swojego laptopa co się tylko da a potem prosi MJ’a o pomoc bo „zdechło i nie działa”. Richard wspaniale gotuje. Byłam u niego na paru oficjalnych imieninach w firmie. Jego smalec z wędzonym schabem rozpływa się ustach. Wymieniamy czasem poglądy na tematy różnych restauracji. Richard dla młodzieży w naszym mieście zrobiłby wszystko chyba – stara się w każdym razie. Richarda w firmie w zasadzie wszyscy się boją – no może poza Rudym i Mj’em i mną. Bo wychodzę z założenia, że szef też człowiek i można z nim normalnie pogadać. Nigdy nie widziałam Richarda wkurzonego, a kiedy ja się denerwuję, mówi: „Maleństwo złącz palce dłoni, licz do dziesięciu i lewituj”. Richard świetnie opowiada dowcipy o szefach.
Richard jest osobą, o której mogę powiedzieć, że LUBIĘ…

Duchowe...

…wsparcie natychmiast potrzebne…
Bo może to ja jestem jakaś nienormalna. O George’u pisałam – to brat Dyrektora.

Georg rozmawia przez telefon rycząc jak słoń w słuchawkę
C: (wymowne spojrzenie)
G: (Kończy rozmowę)… W czym problem??
C: (spokojnie) Trochę głośno pan rozmawia…
G: (podnosząc głos) Zobaczymy jak będzie jak do pani przyjdą trenerzy… jak się pani będzie zachowywała jak będę pani zwracał przy wszystkich uwagę!!!
C: (spokojnie) W ogóle panu nie mozna na nic zwrócić uwagi, bo się pan od razu oburza…
G: (rycząc)A fochy może pani sobie stroić gdzie indziej. Zobaczymy jak będzie pani rozmawiała z….
C: (przerywając mu spokojnie) W porządku możemy w takim razie wcale nie rozmawiać, jeśli tak pan woli…
G: No i bardzo dobrze!!!!

Wyszłam z biura, zamknęłam się w łazience i zaniosłam się szlochem. Nie ma na niego siły. Ważny jak magi w zupie, bo bratem szefa jest. Nic mu nie można powiedzieć, niczego wymagać. Nawet telefony do mnie łączy z łaską (wiem od Małego Johna i Dziobaka). Nietykalny taki kura jego mać.
Nienawidzę tej roboty NIENAWIDZĘ!!!!!!!!!!!

poniedziałek, 26 maja 2003

32 kilometry...

…zrobiłam na rowerze wczoraj. Pojechałam sobie do Świerklańca – na opalańsko. Szkoda tylko, że wychodząc z domu zapomniałam wdziać stroju. No cóż, konfederacja została zgorszona opalaniem się w bieliźnie. W ucho niech mnie ugryzą. Posiedziałm na słonku 2 godzinki i do dom. Jechało się cudownie: mała zadyszka pod górę i dziki usmiech na pyszczydle przy zjeżdżaniu ze wzniesienia. Pęd, wiatr, migające drzewa. Pokonała mnie ostatnia górka przed domem. Musiałam zsiąść i pocisnąć szprychowego rumaka. A potem już do domq z górki i po płaskim.
Tyłek mnie boli od siodełka. Zakwasów brak. Opalenizna bieliznowa super. grzech zgorszony, że świat oglądał mój cycnhalter. Pajac.
Resztę dnia przeleżałam brzuchem płaskim do góry.
A dziś??? Dziś szkolenie psa i egzamin wewnętrzny. 3 godziny chodzenia. I słońca. Kocham kocham kocham kocham, wszystko wszystkich i jestem obrzydliwie szczęśliwa. Żeby tylko dupsko tak nie bolało – łomatko:)))

piątek, 23 maja 2003

Dziwnostki...

…każdy jakieś ma. Grzech nie rusza się z domu bez klamki i zawsze przez zaśnięciem sprawdza czy zamknął drzwi wejściowe. A ja…?
Ja piję rano Kubusia. Jak nie wypiję to chodzę skwaszona.
Po Kubusiu guma do żucia (uzależniona jestem chyba) – Orbit w listkach inna nie może być bo dostaję ślinotoku.
Po przyjściu do domu z pracy, nawet gdybym padała na pysk z głodu i zmęczenia, muszę rozpakować torebkę, ewentualne siatki polskiej kobity pracującej. Potem dopiero mogę jeść cokolwiek.
Rano wgapiam się w termometr za oknem… 5 minut potrafię stać przed nim, jakby to miało podnieść temperaturę.
Jem bigos wymieszany z ziemniakami w malowniczą glutowatą maź.
Podobnie jem kaszankę, tyle tylko, że maź kolorem przypomina przetrawiony wydalony wczorajszy obiad.

Skąd mnie naszedł taki temat? Dziwnostki, zboczenia, przyzwyczajenia. Wkurza mnie jak Grzech rano tłucze łyżeczką po ściankach kubka mieszając kawę. Codziennie. Codziennie zwracam Mu uwagę. Nie skutkuje. A jak jestem nieobudzona do końca to mnie łatwo z równowagi wyprowadzić i potem cały dzien do ucha jest. No i zaczęłam się zastanawiać, jakie moje przyzwyczajenie Grzecha wkurza. Bo, że rozpakowywanie i porzadki domowe po powrocie do Misiogrodu to wiem. Coś jeszcze??? Zapytam Go wieczorem…

środa, 21 maja 2003

Cleosanthia...

…to postać z greckiej legendy… bajdurzenia takiego… coś jak nasz polski Popiel czy Diabeł Rokita.

Od masywu Olimpu i ruin miasta Dion do misteczka Olimpic jest jakieś 80 km… kiedyś szedł tamtędy szlak handlowy a na zboczach Olimpu była wioska… W tej wsi mieszkała lasencja co lubiła handlarzy no i latała po lasach koło traktu i uwodziła tych biedaków śpiewem… Tylko, że po obu stronach drogi były bagna i tylko Cleosanthia znała ścieżki bezpieczne. Skubana jak już czuła, że chłopa ma, że stracony dla świata i kobiet innych, to go wyprowadzała na te bagna i tam biedacy ginęli… Znaczy zła kobieta była.
Więc się Zeus wkurzył sprowadził ją na Olimp i powiedział, że jak się nie poprawi to się nieszczęśliwie zakocha i będę kredki. A ponieważ Cleos w duszy miała bogów i ich przykazania to dalej robiła swoje… aż się w końcu faktycznie zakochała… ale Zeus sobie postanowił, że za tych wszystkich chłopów jej dokopie i zmusił ją żeby śpiewem tego swojego kochanego też wywiodła na bagna… no i się chłopak utopił a ona umarła z rozpaczy…i po śmierci za karę nie poszła do Hadesu tylko dalej łaziła po bagnach i śpiewem wabiła kupców, ale wabiła bezskutecznie bo już nikt za jej głosem nie szedł… kupcy słyszeli i owszem, ale nie działało to na nich wcale. Jednym słowem feromony szlag trafił.

Amen

Miałam...

…rację. Po trollicę wczoraj przyjechała córka. Najpierw wraz z jednym chopkiem zniosła do samochodu wszystkie wiechcie kwiatów, a potem niemalże zniosła mamusię. Wstyd. Nie lubię nadźganych kobiet. Facetów też nie ze względu na złe wspomnienia, ale kobiet pijanych zwyczajnie się brzydzę.

wtorek, 20 maja 2003

Moje...

Słoneczko malutkie cierpi, a ja nie mogę nic zrobić… nic…

Bezsilność jest straszna…

Dla...

…dobicia się polecam:

„Requiem For A Dream”

…a potem już tylko rozpacz, złość i zatracenie…i dalej nic…ciemno…

Szefowa ...

…jest jak trollica. Trollica ma 157 cm wzrostu, rudy łeb krótko ścięty, tyłek o jakieś 40 cm szerszy od bioder – co w całokształcie daje efekt przykurczonego krasnoluda. Trollica lubuje się w złocie, którym obwiesza się na potęgę. Główną księgową jest – niezłą chyba – taką co to jak każda główna zresztą kręci wałki na skalę kosmiczną. Trollica zarabia ok. 3500 PLN a sfałszowała umowę z AVONEM, wypisana na mnie, że to niby zgadzam się być podległą jej konsultantką. Od każdej takiej umowy ona jako szyszka avonowa większa ma jakieś tam profity. Sprawa wyszła bo AVON ze stolicy napisał do mnie, że niby nie zapłaciłam jakiejś faktury za dostarczone kosmetyki. Dzwonię do Wa-wy a tam mi pani bardzo miła mówi, że jestem konsultantką i zamawiałam pierdoły na adres szefowej. Zrobiłam awanturę, skasowali moje konto konsultanckie, dostałam pismo z przeprosinami, umowy nie chcieli mi dać. Trollicy nie powiedziałam. Musze najpierw w biurze AVON w moim mieście wydobyć umowę podpisaną przez nią jako ja. A do tego potrzebny mi Grzech, żeby tam oficjalnie ze mną poszedł. AVONU już od trollicy nie kupuję.
Trollica jest dwulicowa. Potrafi śmiać się z moich dowcipów, a za chwilę mówi mi na „pani” i pluje się o byle gucio. Trollica jest tu też tak jak ja po znajomości.
Córka trollicy chodziła do mnie na korepetycje. Ładna i niegłupia tylko zmanierowana.
Syn trollicy kochał się we mnie jakiś czas, teraz mu przeszło chyba – jakieś 16 lat ma, może 17.
Trollica lubi wypić sobie, chociaż w firmie jest oficjalny wydany przez Dyrektora zakaz spożywania.
Jest stanowcza i dopina swego (tylko nie żakietu). Jest wymagająca, chociaż kiedy ma lepszy dzień da się z nią pogadać. Fałszywa jest. Z jednej strony tiu tiu tiu bobasku, a z drugiej kopa w sam środeczek tyłka.
Lubić jej nie lubię… nie, żebym pałała jakąś szczególną nienawiścią, ale jakoś mi ta nieszczerość kością w gardle staje. Trollica ma dziś urodziny. Nie będę się uśmiechała na imprezie w biurze. I nie będę sympatyczna.

poniedziałek, 19 maja 2003

Dupensja...

…dostała tłumaczenia. A ja naiwna blondynka, żeby mi potem jak już podpiszę umowę łatwiej było, miałam przetłumaczone już jakieś 19 stron.
Dupensja jest znajomą mojej szefowej.
Dupensja nie pracuje nigdzie.
Mąż dupensji także nigdzie nie pracuje.
Dupensja ma tłumaczyć 57 z angielskiego na nasze a następnie drugie tyle opisowych pierdół z naszego na ichni, czyli angielski.
Dupensja nie może się pomylić i siary narobić bo jej tłumaczenie do Wa-wy idzie.
Dupensja za ok. 120 stron tłumaczenia bierze 800 PLN na rękę.
Przypominam tłumacz przysięgły za 57 stron 2000 PLN bez litości.
I jak ja mam się nie denerwować.

Wsadzę moją szefową za kratki:)

5...

…centymetrów w talii mniej:)))

piątek, 16 maja 2003

Tłumacz...

…przysięgły angielskiego bierze 2000 PLN za przetłumaczenie 57 stron – bez swojej pieczątki – takie zwykłe żywe tłumaczenie. Ja chciałam 1000 PLN. Dawali mi 250 PLN za całość. Potem za 14 stron. Teraz za 50 stron. Wniosek do UE o dofinansowanie programu sportowo-edukacyjnego. Nic trudnego z palcem w uchu w dwa dni zrobine by było. Ale trzeba się cenić. Niech spadają. Tym bardziej, że jestem jedyną osobą w firmię, któa mogłaby to zrobić. Niech się gimnastykują sami chociaż szefowa mnie za to znienawidzi:)

środa, 14 maja 2003

TERTIO

Uzyskałam wczoraj nieśmiałe co prawda ale jednak stwierdzenie, że być może któregoś pięknego dnia uda mi się Grzecha przekonać do jakiejś drobniutkiej brunetki. Ostatecznie blondynki (biorąc pod uwagę, że uwodzę Offcę):)))))))))))))

SECUNDO

Traktor dzisiaj zwiał. Znaczy postanowił opuścić radosne towarzystwo Grzecha i udać się w kierunku, w którym rączo niczym łania podążała jego Pani czyli mła. Złapałam pajaca, ale strachu nam napędził jak stado mułów jucznych. No bo też, ten ……Grzech kalosz jeden puścił go ze smyczy. A przecież wie, że pies chodzi normalnie jak człowiek tylko ze mną:) Bosh co ja z tymi moimi chłopakami mam:))))

PRIMO

Kryzys zażegnany…chwilowo przynajmniej. Po wczorajszej trwającej kupę czasu rozmowie z Ospem i Jego samczych radach – postanowiłam zastosować co następuje:
1. wyraźne i duzymi literami mówienie o co mi chodzi.
2. rzucanie talerzami.

ad. 1.
nie przyniosło spodziewanych skutków, gdyż jak powszechnie wiadomo samce rozumieją samice tylko w łóżku i to tylko jeśli te drugie wydają z siebie nieartykułowane stęki-jęki. Mówiłam, a Grzech patrzył jak głąb na dąb. Echo jednym słowem.

ad.2.
groźba wyprowadzenia kompletu obiadowego za okno poskutkowała natomiast natychmiast.
C: (spokojnie i z uśmiechem)Przeprowadziłam dzisiaj wywiad wśród samców i od jednego dowiedziałam się Kochanie, że szare komórki uaktywnia wam facetom dźwięk tłuczonych talerzy.
G: (zrywając się z fotela i barykadując sobą wejście do kuchni) Nie!!! Tylko nie talerze bo szkoda. Dobra obiecuję, że będę pamiętał o domowych obowiązkach i o Twoich potrzebach.
C: (zupełnie bez wiary) ???????
G: (gapiąc się w podłogę) Bo ja jestem taki gupi Puchateq z jedną szarą komórką.
C: Gupi jesteś jak kalosz i ja zaczynam poważnie wątpić w istnienie tej jednej komórki.

Więc Grzech zrozumiał. Obiecał. A Grzech jak obiecuje to potem staje na swoich wielkich uszach, żeby słowa dotrzymać. Zobaczymy. Jak Mu nie wyjdzie to: ŻEGNAJCIE TALERZE.

p.s.
Dzięki Ospu:)))))))))))

wtorek, 13 maja 2003

Byłabym zapomniała...

„Apokalipsa”
„Wieczny student”

na pocieszenie i otarcie łez:(((((

Awantura...

… o psa
… o Teściową
… o kasę
… o Gwiazdę
… o dom
… o obowiązki
… o sex

Kryzys mam(-y?). Kryzys mam jak kura mać i stado byków.

piątek, 9 maja 2003

Cytat...

… na dziś:

„Uwielbiam zapach napalmu o poranku”

Boskie:)

Grzech...

… dziś po pracy idzie na kawalerskie. Jednym słowem po moim basenie i saunie będę wolna jak dzika świnia i całą chałupę będę miała dla się. Niedługo niestety.

C: Gdzie jedziecie?
G: Na Chechło, grilla jakiegoś walniem, piwko, kiełbaski te sprawy.
C: A o której planujesz wrócić? No żebyś mnie z absztyfikantem nie zastał…
G: Koło północy chyba…
C: ??????? Tak wcześnie???Panieny będą?
G: ???????????
C: No dupencje jakoweś?
G: ????????????
C: No co się tak patrzysz jak sroka w chlewik? Dziwki pytam czy będą? Rozbieranki jakieś??
G: ????? (zgorszony)
C: No wy jestteście nienormalni. Głowę daję, że jeden Książę pomyślał, żeby koledze niespodziewankę zrobić.
G: Nie będzie żadnych dup. Pewnie będziemy gadać o robocie.
C: Tylko pamiętaj, że teraz choróbska różne… nie przytargaj czegoś do domu…
G: Czy ty słuchasz jak ja do ciebie rozmawiam? Nie będzie dziwek!!!
C: I pościel sobie wygodnie, albo chociaż miękką trawkę znajdź, bo potem ci kręgosłup siądzie i nic się już w domku nie ukula.
G: Świnka.

… i pojechał. Znaczy zatrzasnął drzwi samochodu i umknął:)) No i powiedzcie mi co to za kawalerskie bez panienek??? Protestuję!!!!

czwartek, 8 maja 2003

Filmoteki...

ciąg dalszy:

„Jurassic Park 3″
„Czerwona Planeta”

Faaaaaaaaajnie jest…… i podatek od delegacji sędziowskich uzgodnił się jak w pysk strzelił:)))

środa, 7 maja 2003

George...

… prosto z drzewa. Siedzimy w biurze pysk w pysk. Biurka złączone frontami. przychodzi o 6.45 chyba tylko po to, żeby mi pokręcić przy radiu i przestawić stację. Bite 8 godzin gada do siebie. I to nie szpece czy szmera tylko zwyczajnie klepie jak do kogoś drugiego.
GPzD: Taaaak, teraz sobie znajdziemy tę książkę… no gdzież ona jest… a tu sie schowała… taaaaa… pod tąp ozycją trzeba by wpisać…. toooo… oooo… noooooo… tak długopis, długopis, długopis… no tu jessst… muszę iść do działu technicznego… tiaaa… a oni gdzie to wpisali… no ludzie sa nienormalni…

i tak ciągle i wciąż. Do kompa staram się go nie dopuszczać, ale nie zawsze mi wychodzi. czasem George zostaje po godzinach żeby coś napisać na kompie, kiedy mnie już nie ma.
Nosi przy sobie wydruk diet dla każdej grupy krwi. I wydruki ofert sprzętów komputerowych z hurtowni z Katowic.
Ekipę, która mu montowała w domu kalafiory wywalił 4 razy, bo:
1. spóźnili się godzine a on nie ma teraz czasu.
2. nie mieli odkurzacza, żeby po sobie posprzątać.
3. nie mieli kapciuszków szpitalnych i mogli mu zadeptać dywany.
4. nie miał już na ich usługi ochoty.
W końcu boroki przyszli z odkurzaczem i buty zostawili na korytarzu. George sam o tym opowiadał, żeby nie było, że plotek słucham.

George zatrzymał juz 2 razy pociąg relacji Katowice-Bielsko. Znaczy zmusił jakiegoś gościa z bytomskiego dworca, żeby zadzwonił i pociąg zatrzymał, bo inaczej George się na niego spóźni. A to nie jego – Geroge’a wina, że pociągi Bytom-Katowice nie kursują punktualnie. No i pociąg z Katowic stał i George się nie spóźnił, za to pewnie 500 innych pasażerów tak.

George mnie nie lubi i złowieszczo patrzy, kiedy w sprawach prywatnych dzwonię ze służbowego telefonu.
Moja Siwucha powiedziała – choć go nie zna – że George jesst „zadęty” i niesympatyczny, bo kiedyś do mnie dzwoniła i George jakby łaskę robił, że telefon odebrał jak mnie w pokoju nie było.
Ja nie lubię George’a bo jest męczący. Zwyczajnie da się z nim siedzieć 2 godziny w pokoju i tyle. A niestety dzień pracy trwa godzin 8.
George jest bratem Dyrektora. Dyrektor mnie lubi i jestem Jego oczkiem w głowie. I mówi do mnie „Maleństwo”. I dlatego George nie lubi mnie jeszcze bardziej.
Nikt nie lubi George’a. Wiem, bo współpracownicy przychodzą do mnie z wyrazami współczucia, że muszę z nim siedzieć, a to chyba o sympatii względem niego nie świadczy.
George jest upierdliwy i wszystkiego się czepia i wszystko wie najlepiej. naraził się już wszystkim. Najlepiej się zna na technicznych nowinkach, najlepiej się zna na organizacji imprez sportowych, najlepiej się zna na płacach i księgowości i najlepiej się zna na sporcie w ogóle.
George ubiera się jak dupek i ma obwisły tyłek.
George miał pracować tu tylko pół roku z tego co wiem, doczekać do okresu przedemerytalnego i spadać. Siedzi już prawie rok i robi w kółko to samo.
George stara się czasem być zabawny co mu żałośnie wychodzi.
George lubi prawić złośliwości, ale nie potrafi ich przyjmować i zaraz się nadyma i obraża.
George się nie nadaje między ludzi.

Co ja tu robię????????

Spacery...

… z Traktorem bywają dziwne. Wczoraj wieczorem zaczepił mnie na spacerze ojciec Franciszkanin. Taki w habicie, okrąglutki, z siwą brodą, wyglądał nawet sympatycznie. Gadaliśmy chyba pół godziny bo ja chociaż do Kościoła nie chodzę i w Boga nie za bardzo wierzę lubię takie rozmowy. No i pyta się mnie gdzie mieszkam i z kim. tak jakoś naturalnie wyszło mu to pytanie, że nawet się nie oburzyłam na inwigilację. Mówię, że koło Delikatesów i z przyszłym mężem. Co mnie naszło??? Następnym razem proszę mnie stuknąć w czaszkę zanim palnę takie głupstwo. No i zaczęło się. A, że to co, niby takie małżeństwo na próbę? Że to grzech! Że to do niczego nie prowadzi! Że nie liczy się tylko sex! I mówię mu, że oczywiście, że nie tylko o sex chodzi, ale co mam kupować kota w worku. Wyjść za mąż a potem wkurzają mnie jego skarpetki pod krzesłem, to jak stęka leżąc na mnie i inne takie. Ojczulek się chyba zgorszył. I mówię mu, że z całym szacunkiem dla wiary i ludzi wierzących co ksiądz może wiedzieć o posiadaniu żony? A on mi na to, że wstąpił do klasztoru jak miał 16 lat, 54 lata żyje w celibacie, ale tego czego nie wiedział dowiedział się z książek i od lekarza, który im robił wykłady w klasztorze. I co mu niby miałam powiedzieć? Że pojęcia nie ma jak to jest mieć orgazm będąc w kobiecie??? Kpina. Słuchałam tego wszystkiego co mi wciskał (bardzo sympatycznie zresztą) i myslałam sobie, że księża powinni się też ucywilizować. Nie jestem za rżnięciem wszystkiego naokoło, wierzę w jakieś DOBRO niekoniecznie boga tego czy innego, ale takie gadania mnie rozbawia. I ten ksiądz mi mówi, że wiadomości o rodzinie wynosi się z domu.
C: A co jeśli w domu miało się idealną rodzinę rodzice się kochali a potem trafi się na żonę sekutnicę albo męża cholernika (tak jak mnie tu widzicie mu mówię). Wtedy cała nasza wiedza do kitu jest i do niczego. No bo niby skąd mamy wiedzieć jak się zachować kiedy mąż nas bije, a żona się puszcza?
I co na to usłyszałam???
OF: no nic, dobranoc, nie wycodze daleko bo mnie nogi strasznie bolą.
Nadmieniam że staliśmy 50 metrów od plebanii. Kpina. I dlatego nie chodzę do Kościoła, nie chodzę do spowiedzi, nie legitymuję się fałszywą wiarą w cokolwiek poza sobą samą, a ślub kościelny chociaż wiem, że to hipokryzja wezmę dla moich Rodziców, którzy swojego nie mieli i o niczym już chyba innym nie marzą tylko zobaczyć mnie w tej pieknej dziewiczej (hiehiehie)bieli. I tyle. I może ktoś powie, że przemawia przeze mnie fałsz, zakłamanie i niewiara. I dobrze. Wiarę straciłam jak miałam podbite trzeci raz oko, przez ukochanego byłego mojego. I jakby się ktoś pytał, dopóki nie mieszkaliśmy razem był idealny. Gdyby nie to, że „zgrzeszyłam i cudzołożyłam” to nieświadomie wyszłabym za damskiego boxera i dziś może mój trup rozkładałby się wraz z podciętymi nadgarstkami. I Bogom dzięki wszystkim, jeśli istnieją, że dali mi wtedy przeczytać Księgę Hioba i przekonać się, że się do tego po prostu nie nadaję.

wtorek, 6 maja 2003

Do dnia wczorajszego...

Nie lubię… nie lubię i już, jak wysyła mi się pierdoły nikomu niepotrzebne, które tylko zaśmiecają skrzynkę emilkową. Nie lubię, kiedy ktoś zaznacza całą swoją książkę adresatów i wysyła jakieś badziewie hurtowo. Nie lubię może dlatego, że ja to do kury nędzy nie „wszyscy” i nie lubię też dlatego, że nie lubię być traktowana kompleksowo i globalnie i generalnie i ogólnie. I w duszy mam czyjeś ochoty na sprawienie mi radości. Nie mam czasu na przeglądanie tego wszelakiego śmiecia, po prostu nie mam. Do tego w pracy nie otwierają mi się pliki jpg i pps w związku z czym wysyłanie tego do mnie i tak mija się z celem. Mało tego!!! Nie wydaje mi się zabawne czekanie 20 minut aż mi się skrzynka zapcha jakimiś pieroństwami. A już szczególnie nie lubię żartów w stulu „poznam twoje fantazję erotyczne wysyłając ci debilny adres debilnej strony, którą z ciekawości odwiedzisz i na której z ciekawości wypełnisz ankietę, która potem zostanie przesłana do mnie”. I tym sposobem dowiesz się czy chciałabym się pieprzyć z psem, czy z pięcioma facetami, czy może z trzema babkami, czy najbardziej podnieca mnie babranie partnera w czekoladzie, czy kurwa mać picie jego moczu, i czy jestem homo, bi czy hetero sexualna. I może to jest niesmaczne co piszę, ale się wkurzyłam. W zasadzie wkurzyłam się wczoraj ale nie miałam czasu napisać. I może to dobrze, że nie pisałam, bo polałaby się krew bynajmniej nie dziewicza. I Faraonku słoneczny nie o Tobie tu mowa, bo Ty wisisz na ścianie i już tak zostanie więc się strasznie przejmować tą notką nie musisz.
Więc jeszcze raz proszę nie wysyłać mi śmiecia wszelkiego bo stracę cierpliwość….

GRRRRRRRRRRRRRRRRRRRR

poniedziałek, 5 maja 2003

Zasmakowałam...

…ostatnio w wyliczankach. Więc dziś też będzie licząco. Długi weekend minął na:
1. czwartek – Brenna. 2 godziny w korku między Żorami a Skoczowem, piękny szaszłyk na dębowej ławie, po którym odbijało mi się cały dzionek. Wejście na Błatnią, po którym Grzech nie mógł chodzić dwa dni, takie miał zakwasy. Wybiegany pies, wybiegani my. Wdychany boski zapach krowiego łajna:) Frisze luft jak złoto:)
2. piątek – Przeczyce, jeziorko, opalona kobra, wykąpany pies, uciorany Grzech jak Święta Ziemia, załapane pierwsze promyki słonka. Wieczorem koncert IRA – szaleństwo i wspólne śpiewanie. Pies boi się maszyny do popcornu i świecących pałeczek.
3. sobota – błogie lenistwo. Za oknem leje. Cały dzień przespany. Wstałam o 17.30, po to tylko,żeby zjeść genialną pizze Grzecha.
4. niedziela – Przeczyce. Kobra spalona, Traktor złapał charta i prawie anorektykowi przetrącił kręgosłup. Jakaś baba spadła z leżaka chcąc przytrzymać swojego psa wielkości krowy – przypiętego zresztą do przyczepy campingowej. Pies wykąpany wypływany, Grzech ucioprany jak Święto Ziemia. Wieczorem zamiast Rudiego (dni mi się pochrzaniły) balety z moimi Rodzicami. Grja i tupią „Śwagry”. Grzech boi się moich wygibasów. Chcemy z Mamą tańczyć, ale chopy bronią się ręcami i nogami. Wracam do domu z potworną czkawką wcale nie pijacką.

Ogólnie wsio udane. Tylko tego Rudiego żal. Co mi się ubzdurało z tą niedzielą??