licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

niedziela, 31 grudnia 2006

W Nowym Roku...

…życzymy Wam

Ciszy, bo cisza mówi czasem więcej niż słowa.
Bliskości tych, których chcecie mieć blisko.
Spojrzenia wstecz z poczuciem, że warto było.
Spełnienia dobrych snów.
Marzeń, które będą siłą napędową Waszych działań.
Ciepła domowych pieleszy.
Muzyki w sercu takiej, by niepotrzebne było radio aby tańczyć.
Odwagi, by robić to czego się chce, a nie to co wypada albo przystoi.
Radości z przebywania.
Dni przepełnionych pozytywnymi wibracjami.
Szczęścia, bo w końcu to jest najważniejsze, by uszczęśliwiać innych i samemu być szczęśliwym.

Cleos, Grzech, Smok, Traktor i Herman:)))

piątek, 29 grudnia 2006

Przyjemności bywają....

…drobne…
Kiedy na przystanku Pan z Wąsem pali fajkę i wydmuchuje dym waniliowy.
Kiedy można stanąć na kawałku własnej ziemi…
…i powąchać jak pachnie mokra ziemia i wieś…
…i posłuchać pienia koguta.
Kiedy Smok budzi się rano i przybiega z okrzykiem „MAMUUUUSIUUUU” i rzuca mi się na szyję.
Kiedy się je siemieniotkę raz w roku.
Kiedy w autobusie działa ogrzewanie.
Kiedy Pan z Autobusu uśmiecha się znacząco, bo przecież jeździmy już razem od roku.
Kiedy nie ma w pracy Skunksicy…
…i kapusia.
Kiedy się myśli, że tak właściwie to jest fajnie.
Kiedy się wkłada pierwsze w życiu prawdziwe futro.
Kiedy Grzech mówi „zrób torcik, świetny jest.”
Kiedy Smok opowiada co robił w ciągu dnia.
Kiedy Smok woła „TRAAKTOZIE choć TUTAAAAJ” i wszyscy się śmieją, że odmienia imię psa.
Kiedy się pisze bajki dla Smoka.
Kiedy Smok zasypia ze „Smoka Guzdroka codziennymi przypadkami” w objęciach…
…a rano mówi, że śnił Mu się „śmot”.
Kiedy śnieg pada na głowę, a chodniki są odśnieżone.
Kiedy Prezes Kubuś mówi do mnie per „młodzież”.
Kiedy się patrzy na szczęśliwych ludzi.
Kiedy się planuje pierwszy taniec Rodziców na ich rocznicowej imprezie.
Kiedy dobra książka co prawda wpada do wanny, ale się bardzo nie zamacza.
Kiedy się słyszy głos Przyjaciela rano w słuchawce.

Tak…

…Chyba mi dobrze:)))

środa, 27 grudnia 2006

Udało się to przeżyć...

…jakoś…
Smok na widok prezentów dostał trzęsawki. Aż biedaczka nie mogła złapać oddechu, tak się cieszyła. Wytargiwała pakunki spod choinki, podawała Małemu Johnowi, który odczytywał rymowane dedykacje od Aniołka, a potem z dzikim szałem rozrywała opakowania. Po kolacji uraczyła nas kawą i herbatką podaną w nowym komplecie stołowym otrzymanym od Anielicy, która przewidziała, że trafi w sedno. Potem były warzywa z patelni, jajko sadzone, tosty – wszystko elegancko plastikowe, podane na talerzykach z właściwymi sztućcami. Ucztowaliśmy do północy prawie.

W Boże Narodzenie rodzinny spęd zawocował śpiewaniem w drodze powrotnej do domu. Wyśpiewałyśmy z Małym Johnem trochę Bociellego, trochę Pavarottiego, trochę Al Bano. Grzech powiedział, że nas więcej nie wiezie.

A teraz do pracy rodacy:)))

niedziela, 24 grudnia 2006

ŻYCZYMY WAM...

…SPEŁNIONYCH MARZEŃ I ŻYCZEŃ WYSZEPTANYCH PODCZAS DZIELENIA SIĘ OPŁATKIEM,
CHWILI LENISTWA Z DALA BIURA, SZEFA I CODZIENNEJ GONITWY,
ZADUMY NAD TYM CO NAPRAWDĘ WAŻNE,
PRZYJACIÓŁ, KTÓRZY ZAWSZE SĄ BLISKO WTEDY KIEDY ICH POTRZEBA I DALEKO KIEDY CHCEMY POBYĆ CHWILĘ W SAMOTNOŚCI,
MIŁOŚCI TEJ NATCHNIONEJ I TEJ CODZIENNEJ, GORĄCEJ I DODAJĄCEJ SIŁ, BY ŻYĆ I SPEŁNIAĆ SIĘ W NIEJ KAŻDEGO DNIA,
CIEPŁA – RODZINNEGO PRZY WIGILIJNYM STOLE I WEWNĘTRZNEGO, ODCZUWALNEGO GŁĘBOKO W SERCU.

Cleos, Grzech i Smok

PS.
I tradycyjnie
A WROGOWIE WASI NIECH ZDYCHAJĄ POD PłOTEM PARCHAMI POROŚNIĘCI:)))

czwartek, 21 grudnia 2006

No to zostałam...

…posiadaczką ziemską… ziemianką znaczy:))) Przy obecnej aurze nieco może błotnistą i trochę zatęchłą, ale jednak. Teraz Hacjenda powoli przekształci się w Helpland. Dajmy sobie trochę czasu.

Póki co…

mówicie mi HACJENDERO:)))

czy jakoś tak:)))

piątek, 15 grudnia 2006

Olewam pisanie...

…wiem. Ale po pierwsze tyle się dzieje, że musiałabym tu spędzić pół nocy. Po drugie jakoś miewam ciekawsze zajęcia. Po trzecie nie chce mi się, jak już zdaje się wspomniałam parę notek temu. A po czwarte i najważniejsze jestem lekko zagoniona – ukochana atmosfera Świąt sprowadza się do wypsikiwania litrów Pronto, Ajaxu i innych chemikaliów, a do tego jeszcze praca, bajki i przyległości. Dziękuję, postoję, albo się raczej przewrócę.

„Smoka Guzdroka codzienne przypadki” powstają wieczorami, albo przed pracą, albo w pociągu, albo już nie wiem gdzie, bo mam pustkę w głowie. Nie wyspałam się.

Mały John w ramach Obchodów, zakupił taką bluzkę, że się zakochałam. W bluzce, Małego Johna kocham nawet nago i w pokrzywach. W prezencie zażyczyli sobie wraz z Dużym WAGĘ, która waży, oblicza zawartość tłuszczu w cielsku, stepuje, zmywa i śpiewa kolędy. Znajdę taką, choćbym miała rozkopać Media do fundamentów.
A Teściuniuniunie zaopwiedzieli swoją obecność na Obchodach… (Wszyscy ze zdziwienia robimy „Oooooooooo?”). I nawet Teściuniuniunia pytała jakie stroje obowiązują. A to oznacza, że wesele własnego syna chyba ją jednak czegoś nauczyło.

Rozmówki Dużo-Smocze.
Duży: Smoku, ty to chyba masz robaki w pupie, co?
Smok: Nie mam lobatóf pupie.
D: No, bo się tak cały czas kręcisz. Usiądź na chwilę chociaż.
S: Nie ma moły.(I co Cleosi) Dziadziuś jest maluda.

Dziękuję za uwagę. A Duży faktycznie czasem jest maludny:)))

sobota, 9 grudnia 2006

W ramach porządków...

…świątecznych pokonaliśmy już sypialnię, norę Smoka i łazienkę. Ja-okna, Grzech-żaluzje, ja-kurze, Grzech-podłogi, ja-pranie, Grzech-prasowanie (wycwaniłam się wiem, bo pierze przecież PRALKA:) ). Od tych wszystkicj Ajaxów, Clinów, Tytanów wykorzystanych w łazience tak mnie glowa boli, że mi chyba odpadnie. Ale na szczęście już bliżej niż dalej – jutro kuchnia. Grzech co prawda odmówił mycia żaluzji, ale za to zadeklarował umycie okna w zamian. Bosko.

Wieści świąteczne są następujące:
- Teściuniuniunie odrzucili zaproszenie Małego Johna na Wigilię, tłumacząc, że jadą do Wisły na Święta. Brednie – w ani jedno słowo nie wierzę.
- Mikołaj przyszedł i przyniósł prezenty dla wszystkich. Grzech dostał zdjęcia – podobały się, Smok dostał furę gratów – też zachwycony, ja – chyba dwudziestolenie buty futrzane – zakochałam się. Dla ułatwienia dodam, że drudzy dziadkowie nie dali Smokowi NIC na Mikołaja.
-W ramach prezentu gwiazdkowego dla siebie zostaniemy właścicielami ziemskimi.
- W ramach prezentu gwiazdkowego dla nas gazownia wypłaci zadośćuczynienie.
- W ramach prezentu gwiazdkowego dla mnie akt oskarżenia pójdzie niedługo do sądu.

Wieczorami, po tym jak już porządki są zrobione, Smok udaje, że śpi, Grzech ogląda kolejny serial kryminalny na AXN, siedzę i piszę bajki – dla Smoka pod choinkę. I WCALE nie jestem zmęczona WCALE:)))

piątek, 8 grudnia 2006

Bo mi się nie chce....

Cleos :: 22:08:03
ale po prostu mi sie nie chce
Iwa:: 22:08:09 / S 22:08:23
napisz że w sumie masz szczęście w życiu bo sąsiadka, swiadkowa jest super babką
Cleos :: 22:08:13
nawet zastanawialam sie czy go nie skasowac wc holere
Iwa: 22:08:20 / S 22:08:33
:D
Iwas :: 22:08:23 / S 22:08:37
nie nie skasować
Iwa:: 22:08:36 / S 22:08:50
i że się super gada z popipconą swiadkową
Iwa:: 22:08:37 / S 22:08:51
:D

piątek, 1 grudnia 2006

Kolejne przesłuchanie...

…tym razem związane z pobraniem próbek pisma zakończyło się oglądaniem zdjęć narzeczonej pana prokuratora. Dla ułatwienia dodam, że i prokuratora a tym bardziej narzeczoną widziałam pierwszy raz na oczęta. Bo otóż na jaw wyszło, że owa narzeczona nazywa się ni mniej ni więcej jeno Cleosia Cleosiowa czyli dokładnie tak, jak z panieńska wołali na autorkę niniejszego bloga. I tak oczom mym ukazała się na monitorze prokuratorskiego laptopa („Pani podejdzie tu pani Cleosiu i zobaczy to moja Cleosia jest”) urocza blondynka o niebieskich oczach – z pyska bardzo sympatyczne dziewczę. „Bo widzi pan panie prokuratorze, ja zawsze mówiłam, że Cleosie Cleosiowe to są bardzo fajne babki”. Jest jeszcze jedna mgr inż chemii Cleosia Cleosiowa – jakaś wybitnie nawiedzona coś z molekułami w pracy mgr czy jakimś innym dziwactwem. I ja kiedyś zadzwonię do tych Cleoś Cleosiowych i spotkamy się wszystkie na zlocie tych samych imion i nazwisk – a co!!!

Andrzejki spędziliśmy upojnie przy winie z brzoskwiniami, laniu wosku, filmie, śpiącym smacznie Smoku i przytulaniu na obrzydliwej kanapie. Wróżby wyszły średnio zachęcająco – dzieci w rodzinie więcej nie będzie, bo nam sie wywróżyły małpie łby, a ja odmawiam rodzenia szzympansiątka. I wyszła mi czarownica w szpiczastej czapce – a to się akurat sprawdza od dawna:)))

A propos kanapy – wywalę ten sprzęt z domu przy najbliższej okazji. Nie dosyć, że jest obrzydliwa, to jeszcze w kontekście sprzętu terapeutycznego musi być straszliwie niewygodna, bo ma wysiedziane dupami poduszki.

Pieniądze same się pchają. I dobrze, bo to oznacza, że od nikogo nie muszę nic brać. Hacjenda zakupi się tym sposobem bez kredytów, rodzinnym pożyczek, mamusiowych zapomóg.

Czy ja już wspominałam, że Mały John wrócił z wygnania??? Aklimatyzacja trwa i polega na szale zakupowym, bieganiu po mieście w 1000 miejsc jednocześnie, załatwianiu miliarda spraw na raz i wydzwaniania do mła po 195839468456 razy dziennie. Kocham tę babę, Macicę Perłową Moją.

Szalowi oddaję się i ja, wracając z prokuratury, wpadam do mojego-kochanego-sklepu wyszperowywuję trzy bluzki, ponczo i gnam do domu.

Bo w domu Smok wita mnie „tocham cie mamo bajdzo”. I wszystko jasne:)))