…naszła taka.
Umyłam włosy wczoraj. Żaden cymes, nie? No myję od czasu do czasu. Umyłam, po czym wywaliłam na nie jak zwykle 3/4 opakowania odżywki „Połysk i puszystość pierdu pierdu będziesz najpiękniejsza”. Kto widział cleosiową grzywę, wie że o grzywę trza dbać. No to dbam. Grzech pyta, czy ja zjadam tę odżywkę. Otóż nie, używam – odżywiam w sensie cebulki i resztę. Schodzi tego w ilości prawie 3 opakowań tygodniowo. Życie. Ale myślę sobie tak, nie używam drogich kremów przeciwzmarszczkowo-wygładzająco-kitwciskających. Najdroższy kosztuje 9,90. Nie balsamuję zwłok, jedynie po intensywnym opalaniu, żeby nie zeschnąć na wiór, a i to nie zawsze, bo szczęśliwie opalam się na brązowo od razu. Nie mam obsesji kosmetyczno-perfumeryjnej, ani takiej „muszę posiadać ten megawydłużającopodkecającopogrubiajcostepujący tusz za 220 PLN”. Więc zasadniczo jestem drogeryjnie tania w utrzymaniu. Więc mogę sobie chyba wywalać na łeb takie ilości odżywczego badziewia jakie mi się podobają i nie ograniczać się w tym zakresie, czyż nie? No. A efekty jakie są każdy widzi, a kto nie widzi niech się cieszy, bo nie będzie zazdrościł:P
Skąd ja to znam?
OdpowiedzUsuńDla odmiany mamunia ma pretensje. Tylko cuś ostatnio wypadają te dranie.
polecam SkrzypoVitę, albo płukanki z suszonego skrzypu.
OdpowiedzUsuń