Padam na dziób… Delikatnie mówiąc chyba nie ma takiego mięśnia, który by
mnie nie bolał. Jeśli możliwie szybko nie pójdę na urlop to w końcu rozpadnę
się na milion kawałeczków i świat straci jednego pajaca:) A to byłaby
niepowetowana strata.
Wczoraj jakbym miała mało zajęć zabrałam się za robienie poświątecznych
porządków. Stosy łańcuchów, wieńców, świeczników, choinek. Na choinki mam
sposób:) Nie rozbieram ozdób tylko w całości chowam w worki i wstawiam
Grzechowi do garderoby. Na razie Grzech nie protestuje:) Co z tego, kiedy
wczoraj padłam o 22 z kawałkiem i nie pamietam jaki to był kawałek bo zegar
widziałam jak przez mgłę. Cóż takie życie. Muszę wyszukać wygrzebać trochę
czasu dla siebie (poza sauną i basenem co piątek) bo inaczej marnie ze mną
będzie.
piątek, 24 stycznia 2003
ZMĘCZENIE
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
u mnie po choince juz tylko wspomnienie…
OdpowiedzUsuńoj cleos cleos…kto na mnie bedzie narzekac…a choinka u mnie jeszcze jest:)
OdpowiedzUsuńFajnie, że przynajmniej masz te ozdoby do sprzątania ….
OdpowiedzUsuńi już wszystko jasne ;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam Faraonka o wdzięcznym imieniu Julka
osobę o really oryginalnym imionq Cleos
i oczywiście boksera Traktora!! ;)
Dzięki za pozdrowionka:)
OdpowiedzUsuń—> Faraon – specjalnie dla Ciebie – już nie ma:)