licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

czwartek, 24 lutego 2011

Pięćdziesiątka...

…orzechówki na spirytusie na pusty żołądek to nie jest dobry pomysł. Nawet w celach leczniczych. Człowiek ma potem bardzo głupie pomysły. I tak, owszem, pomogło, a raczej pomagało – dopóki nie wytrzeźwiałam. Potem znowu wylądowałam z głową i dupą w łoterklozecie. How nice. I tak przez dzień boży cały. Dwie suche bułki muszą mi wystarczyć za całe obiady z przystawkami, a mam ochotę na coś totalnie ciężkostrawnego. Bleh.

W ramach bycia już trzeźwą i chwilowo niemiłą opanowałam chęć przydzwonienia mordą Śliskiego w blat biurka. Któregoś dnia i cała flaszka orzechówki, skrzętnie bunkrowana przez Szefa S (dziś na potrzeby chwili zwanego Balsamem Na Rany i Nadwornym Znachorem) nie pomoże i jak temu misiu wypierniczę z bańki co o nim myślę, to się chłopak popłacze.

MJ przeszła dziś samą siebie dzwoniąc do mnie po godzinie od momentu kiedy Jej powiedziałam, że jadę do domu spać i Diaboł Smoka odbierze. Zadzwoniła zapytać co tam? No jak co tam? Jakie co tam? ŚPIĘ! Czasem opada mi wszystko – nie tylko ręce.

1 komentarz: