licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

sobota, 5 lutego 2011

w opuszkach...

…palców, wciśnięte między linie papilarne mam pomysły. W środku nocy łapię zatem za długopis i w zeszyciku notuję. Nazwy, chwytliwe teksty, pomysły. Co tylko przyjdzie mi do głowy.

A oprócz tego cały czas smakuję w sercu wieczory, kiedy wszyscy zakopani w łóżku z ośmioma poduchami, dwoma kołdrami, przy zgaszonym świetle oglądamy „Żółwika Sammy’ego” czy inne tam „101 Dalmatyńczyków. I kiedy z Diabołem odpowiadamy na pierdylion smoczych pytań zadawanych w takim tempie, że zagłuszają lektora. I kiedy Smok da się już spacyfikować, co jest łatwe i przyjemne i bezproblemowe dzięki blogu (bo Ona zabiera po prostu swój wdzięczny tyłeczek i w podskokach udaje się do łóżka, gdzie programowo o 20.20 zalicza zgon. W przypadku bajki o 21.00 – dobranoc, pchły na noc… trzemy noski jak Eskimoski i gut najt – mam wolne), obdiabolam się i oglądamy horror. I mogę sobie zasłaniać oczy jak dziecko i zaciskać dłonie na dłoni Diaboła, aż do połamania Jego palców niemal. I tak sobie myślę, że dom jest tam, gdzie stoją mury. DOM zaś tam, gdzie tuż za progiem czuć ciepło i miłość i radość z tego, że jest KTOŚ. Niezależnie od wszelkich trudności, kłopotów, niedoskonałości, przywar, wad, upierdliwości różnych codzienności, nie zamieniłabym się na żadne pałace, hacjendy, apartamenty. Tak to.

Wartość dodana jest taka, że Smok  odrywa się od „Save the Sheriff” i pyta.
Smok: Mamo, kiedy będzie obiad?
Cleos: Za dwie godziny, a czemy pytasz?
Smok: Bo ty robisz takie pyszne serduszka kurczaczkowe, że już mi ślinka leci.

Ja, która nigdy WCZEŚNIEJ nie gotowałam. I bynajmniej nie chodzi o podrobowe serduszka:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz