licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

piątek, 6 czerwca 2003

Z czystej ciekawości...

…pytam, jak Wam się podoba moja przyszła suknia ślubna???
k3front.jpg

83 strony...

…wczoraj poprawiłam. Miałam co prawda w toplessie z parasolem piorunochronnym ganiać bażanty ale mi sie przysnęło, a potem już było za późno na spacery. Przysiadłąm więc na zadzie i zabrałam się za korektę książki. Postanowiłam sobie, że czas najwyższy ją skończyć, ale ponieważ leżała odłogiem dwa lata prawie musiałam sobie przypomnieć o co loto i przy okazji poprawić to i owo. 83 strony już mam i zabieram się za dalsze pisanie. Pewnie nigdy tego nie wydam, bo żaden z tego bestseller ale przynajmniej Przyjaciołom się spodoba mam nadzieję (jak i poprzednie 2).
Grzech zastał mnie przy ostatniej stronie kiedy tyłek mnie bolał i oczy. Pies niewysikany spał w gabinecie. Ubrałam się i poszliśmy na rodzinny spacer. Jak to dobrze, że w moich utopijnych wizjach jak to zostaję sławną pisarką Grzech mnie wspiera i dzielnie mi sekunduje, kiedy łażę po domu z ołówkiem we włosach i szukam pomysłu. Kiedys w ferworze myślenia wylazłam z tym ołówkiem do Delikatesów po zakupy i zastanawiałam się oczywiście czemu u cholery ta expedientka patrzy nam nie jak na idiotę. No życie jednym słowem i roztargnienie twórcy:) od 16 czerwca poświęcam się pracy pisarskiej tako rzekłam HOWGH…

czwartek, 5 czerwca 2003

Za radą...

…Ospa, co niemalże staje się tradycją… Traktor ma trwałą i pasemka i wygląda kura mać jak Cindy Crawford. Ze znajomymi ze szkolenia psiego wybieramy się do lasu i glut z tym, że zakaz wstęu jest. Z psami pojedziem i będziem szukać grzybków halucynogenków. Po wczorajszym szkoleniu pies mam nadzieję, że ruszy już nigdy niczego z ziemi (paszy treściwej się znaczy), bo induktor podłączony do salcesonu zrobił swoje. Widziała latające owczarki:))) Znowu i bez grzybków.
Dziś chata wolna Grzech w pracy więc zaszaleję: będę chodzić na golasa po domu a potem pójdę na długi spacer z Trakolem, możem i co upoluję, bo chociaż na koty się nie rzuca to podobno kury goni całkiem całkiem. Pójdziemy na Kapliczkę tam są zające i bażanty. Będzie na obiad dziczyzna:)))

poniedziałek, 2 czerwca 2003

tak sobie...

…wpadłam na pomysła coby skasować bloga…nie żebyście mnie musieli od razu po piętach całować, żebym została…tylko skoro ostrzeżenia pt: „Cleos można Cię znaleźć i ziaziu zrobić” padają zewsząd to oznacza, że nie mogę tu szczerze całej żółci wylewać. Karols nie był pierwszy…w ostrzeganiu…

Pomyśleć nad tym muszę… póki co mały przestój będzie:)))

Jeszcze trochę...

…optymizmu.
Bylismy w sobotę na Matrixie. zyciu takiej chały nie widziałam, nochyba, że ja jakas za głupia jestem i za bardzo blondynka na taki wyższy poziom abstrakcji nie wchodzę. A z tego wniosek, że Grzech też cymbał i osioł patnetowany bo nie skumał nic a nic. Jednym słowem warto było iśc tylko dla perfekcyjnie reżyserowanych scen walki i dla przystojniaka Neo, który nawet kawałek gołego tyłasa objawił:)))
Ale nie o tym chciałam…
Po filmie dla rozluźnienia szarych komórek zmęczonych ciągłym trzymaniem w gotowości dla myślenia nad filmem poszliśmy na piwko tudzież wodę mineralną niegazowaną. Na rynek nasz poszliśmy. Sziedzimy sobie pod urocza parasolką w knajpce żony mojego byłego adoratora, sączymy złociste płyny rozluźniające a tu przyjeżdża furgoczącą BM-ą Śliwa – były absztyfikant Cleosi zresztą. Co mnie wtedy zaćmiło to jo ni wim, jak Babcię kocham, a kocham bardzo. Śliwa zmalał ostatnio, ale i tak kark ma jak byk,czyli szyi prawie wcale, taki goryl, no, jednym słowem. Siedzę sobie patrze, on patrzy, Grzech patrzy:
G: (w zamyśleniu) Będzie siedział…
No i od razy zrobiło mi się lepiej, bo Śliwa haracze ściąga z całych Szombierek, jak się okazało z rynku tez. Ludziska odetchną trochę jak się go zamknie.
No, ale nie o tym chciałam…
… Wysączylismy rozluźniacza i idziem do dom. A tu nagle jak nie lunie!!! Grzech oczywiście cukrowy paniczyk od razu wyrwał w stronę taxówek, a ja mu na to, że nie wsiądę za Chiny Ludowe i może się bajsnąć w zad, jak potrafi. Staliśmy chwilkę pod jakimś zadaszeniem, nawet miałam pomysła coby bryknąć w strugach deszczu, ale Grzech tylko się zgorszył i odburknął, że ja to chyba zdrowa nie jestem.
C: (przymilnie) Chodźmy do domu na piechotę. Będziesz miał kąpiel i miss mokrego podkoszulka za jednym zamachem.
G: Ciebie chyba Cleos obłakało zupełnie.
C: (Baaardzo przymilnie) Grzesiu kochanie moje chodźmy, zrób mi tę przyjemność. Ja tak lubię po deszczu łazić.
G: Jasne, a potem zrobisz singing in the rain* i będę Cię musiał do domu tachać chwytem strażackim.
C: Nie zrobię słowo skauta. Ja nawet butki zdejmę, żeby szybciej było. Pobiegniemy.
G: I nadziejesz mi się na szkło jakieś i spędzimy upojną noc na pogotowiu.
C: (w akcie desperacji) Ty mnie już nie kochasz zwyczajnie… o ja nieszczęśliwa!!!
G: Nie rycz, dobra niech Ci będzie. Zadzieraj kieckę i idziemy. (5 minut później w strugach deszczu) Na co ja się idiota dałem namówić. Nienawidze padającego mi na głowę deszczu… nienawidzę!!!
C: (szczęśliwa, skacząca w sandałach i długiej kiecce po kałużach) Ale za to mnie kochasz!!! A jak ja Cię kocham za ten deszcz to Ty nawet nie wiesz!!!

No i o ten optymistyczny akcent mię chodziło od poczatku:)))

* singing in the rain – w zeszłym roku na urlopie Cleosia tańcząc w deszczu wymachnęła sobie nogą prawą tak wysoko, że noga lewa znajdująca się w kałuży powinęła się, na czym zdecydowanie ucierpiała kość ogonowa Cleosi boląc następny tydzień i uniemożliwiając zarówno densowanie jak i brykanie…ojojoj