licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

piątek, 29 kwietnia 2011

wtorek, 26 kwietnia 2011

Nie mam...

…do napisania nic miłego. Chociaż jest bosko i pięknie i cudnie i w ogóle zajebiście. I tyle. Z roweru/rolek/zbierania chaszczy dla Przytulaczka wyszedł deszcz z burzą. Owszem, wsadziłam konwalie i niezapominajki, ale czy mi ich nie wysiecze?

W odliczaniu jesteśmy lepsze niż skazani na Shawshank – 3 dni. I dobrze, będziemy skwierczeć w słońcu, rozmawiać rękami, pławić się w lazurowej wodzie pod lazurowym niebem z przerwą na la Grotta Azzurra i żreć kalmary na pierdylion sposobów podawane.

Mam mocne postanowienie. MOCNE. Prosz Państwa MOCNE i nie zawaham się go użyć. Z każdym dniem coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że słuszne. Obsi twierdzi, że „dupek”, potwierdzam, że „amen”. Każda przeprowadzona rozmowa umacnia mnie w powziętym postanowieniu i utwierdza w słuszności. Cierpliwość napięta jak kozia skóra na  afrykańskim bębenku czeka tylko na kulminację, żeby piergolnąć z wielkim hukiem. Te grzmoty za oknem to pikuś, Pan Pikuś wobec tego, co się będzie działo. Bo ja jestem spokojna, mnie można na język nadeptać – nic nie powiem. Ale jak mi ktoś na moje niebo wlata, pastowanym kabanem się zachwycając i dostając małpiego rozumu na widok szkapy, która nawet imitacją nie jest ogiera z UNRY, to są u mnie jeszcze dwa garanaty w świątecznym ubraniu. I sprawiedliwość musi być po mojej stronie. Podejdziem do płota i zobaczymy co się będzie działo. Znaczy ja WIEM co będzie, wyśniłam sobie, wymyśliłam i nie przewiduję innego scenariusza. Jak to Kate powiedziała znad sorbetu bananowego „tobie i tak zawsze wychodzi tak jak chcesz”, albo coś w ten deseń – nie pamiętam, bo jakaś wtedy byłam rozżalona, rozedrgana i w ogóle do dupy. Przeszło mi. Chyba. Wprawiam się w nastrój jak z „Freddy vs Jason” oglądanego wczoraj – krew, flaki i pożoga.

Oraz nie rozumiem interlokutorów, którzy kiedy muszą przyparci do muru wycofać się ze swojego zdania, zaprzeczyć sami sobie, przyznać komuś rację, zmienić niczym nie-krowa poglądy, wychodzą z pomieszczenia. Byle się nie poddać. Byle nie dać dojść do słowa. Byle pozostać przy swoim, nawet jeśli czarno na białym widać, że swoje jest moi mili bez sensu i nie zgadza się z rzeczywistością. Ludzie, którzy uważają, że mają wyłączność na manie racji powinni wdawać się w dyskusje z dziećmi z przedszkola – te może odpuszczą w stosownym momencie. Dla mnie postawa pt.: „jam jest jedyny sprawiedliwy rację mający”, do tego podkreślana na każdym kroku jest jedynie wyrazem kompleksów, ukrywanych porażek, nadrabiania miną i pseudowszechwiedzy. Bywa. W takim wypadku najlepiej przestać wdawać się w konwersacje.

W zasadzie to miałam nie pisać, ale mię dziś zaczepił Derektor Grzywka z zapytaniem i opierniczem, że czemu ja nie piszę. No to piszę. Notkę niniejszą dedykuję Derektorowi Grzywce wprost, podprogowo wszystkim tym, którzy kiedykolwiek mieli/mają w planach nadepnąć mi na odcisk.

APDEJT:
Farorz od Ex Cattedrale di Santo Stefano zapowiedział powitalne ravioli. W sensie my wysiadamy z Funicolare, a on leci z półmiskami przez Piazzettę mało nóg nie połamie. Dobrze, że chłopina nie ma daleko. Odczuwam lekki przestrach – moja dieta pójdzie się wypasać na Marina Piccola, w pobliżu, żebym ją miała na oku cholerę jedną, jak będę skwierczeć.
Oraz – miałam plan zmieścić się ze Smokiem do jednej torby – plan wykonany. Teraz, gdyby mi przyszło coś dołożyć, to trza będzie upychać z  glana chyba.

sobota, 16 kwietnia 2011

Zmieniłam opony...

…odwiedziłam ze Smokiem złomowisko. W planach umycie okna i poganianie niewolnika. Trochę zadań bojowych nazbierało się przez cały tydzień.
Obudził mnie o 5.00 niewyłączony budzik w wieży. Ten kto wymyślił piloty powinien dostać jakąś nagrodę. Co z tego jednak, skoro już nie zasnęłam. Złe sny, złe dni. Zatem snuję się wgapiając w Narnię za oknem, która owszem cudna jest, ale jakoś tak mniej cieszy. Kryzys wieku średniego czy wiosenne przesilenie?

czwartek, 14 kwietnia 2011

Jak mówiła...

…moja Babcia, aktualnie machająca nóżką na chmurce „jak się wali, to się sra”, co oględnie oznacza, że jak nie urok to przemarsz wojsk albo inna sraczka. Wszystko wokół tematów kloacznych lekko krąży. Niekoniecznie. U mnie krąży wokół spadku formy i wylądowania w łóżku o 19.40. Oraz wokół bólu mięśni, tych samych co zawsze. Lekko używane cycki oddam w dobre ręce – chce ktoś? Rozmiar od f jak fpizdu fielkie do g jak gówniano-gigantyczne. Hesus moje plecy!

Nikt mnie nie chce przytulić, a Smok już śpi. Diaboł na wygnaniu woli konwersacje z „Grzesiem” (tfu psia para!) od mojego tęsknego wywnętrzania się, że „wracaj już i śpij obok zarazo jedna.” Porzucona na pastwę jęczę  cichutko i pobieżnie konam. Dokładnie i dokumentnie nie mogę, bo kto Smoka na jędzę wychowa.

Ciśnie mi się pod palce komentarz na temat zamykania się w sypialni na klucz przed dzieckiem, nagłej pasji kinomaniaka, robuchanych żądz dzikiego ogiera i inkszych ostatnich okoliczności przyrody, ale nie będę sobie bruździć przed snem, żeby koszmarów nie mieć.

Zatem: dobranoc Państwu:)

wtorek, 12 kwietnia 2011

Wspólny rower...

…wspólne lody, rozmowy niekontrolowane, wspólna kąpiel i zupa na kolację, wspólne czytanie i zasypianie. Fajne są babskie popołudnia i wieczory ze Smokiem:)

niedziela, 10 kwietnia 2011

Na stanie...



oraz

bez tej pani i niebiesko-brązowy:)

Za oknem Narnia w słońcu. Plan z kawą w tle. Chociaż dziś już dwie były, więc dla dobra serca może jednak coś innego. Diaboł myje podłogi – podmienili Go w tej Stolycy?

Dni 19. Przygotowań poza moim i smoczym bikini – 0 (słownie: zero)

No to umyję dziś resztą okien w pokoju kąpielowym i pomaluję huśtawkę. I kwiatki na balkonie posadzę. I skończę tło do anioła. I dopilnuję dopieszczania nowego smoczego roweru. I odnajdę moje rolki w gabinecie. I nie włączę telewizora dzisiaj, bo tam STRASZY.

Jest dobrze. Lepiej w każdym razie. I nie zasypiam sama. A Seth goni Czesia po mieszkaniu i miauczy na niego – dobry Cześhunter dobry.

APDEJT:
Diaboł nie lubi kremu nivea. Zapach, smak i oślizłość Mu przeszkadzają. A mnie usta pieką, więc się posmarowawszy.
Cleos: Całuj mnie tu zaraz.
Diaboł: (chce się wywinąć) O nie!!!
Cleos: (za fraki Go i do ściany) Jak mi powiesz zaraz po japońsku i bez kitu „dziękuję za możliwość pocałowania szanownej pani, ale tym razem nie skorzystam, będę zachwycony następnym razem” to Ci odpuszczę.
Diaboł: O kurna. No dobra, chodź.

 Grunt to postawić faceta pod ścianą:)

piątek, 8 kwietnia 2011

Gdyby mi się...

…chciało, tak jak mi się nie chce, to miałabym i obraz i umyte podłogi. A tak mam tło i umyte częściowo. I wymienione ledy w halogenach (człowiek się jednak całe życie uczy, ale za to teraz mogę sama, SAMA). I sprzątniętą resztę, ale czymże to jest wobec nieskończoności wszechświata, czy tam innej wieczności.

Shaggy daje ummc, UMMC, UMMMMMC basami po ścianie – ciekawe czy sąsiedzi już nas nienawidzą czy jeszcze wstrzymają się chwilkę z linczem.

Za oknem takie coś, żę Narnia gnie się do ziemi czerwonymi klonami. O dziwo pączki czerwonych klonów są zielone – paradoks przyrody taki. O Paradoksie daj mi 25 stopni i lekką bryzę – NOOOOOOOW!! Tymczasem paradoks ma mnie w poważaniu i muszę odliczać strichami na kalendarzu – dni 21.

Zastanawiam się również, od jakieś czasu już się zastanawiam i to nawet dosyć intensywnie, kiedy to Szefowi S. skończy się skorpionia cierpliwość i pierdyknąwszy ręką w biurko powie mi w żołnierskich słowach, że jestem niezdyscyplinowana, nieposłuszna i w ogóle nieprofesjonalna i nie odróżniam kawy od herbaty – blondynka jednym słowem. A potem wywali mnie na zbity pysk, gdzieś w okolice tego zagajnika brzozowego co rośnie przy drodze nieopodal. Gdyż? Otóż od kilku miesięcy na prośbę „Pani Cleosiu kawę poproszę” lecę z herbatą na złamanie karku. Bo Mu nie wolno kawy. Prosi o kieliszki i koniak dla siebie i trzech gości, dostaje trzy kieliszki i soczek pod nos. Bo mu nie wolno koniaku i innych trunków. Było się nie przyznawać. Minę miewa nietęgą, ale jakby co i jednak postanowił mnie napomnieć dyscyplinarnie powiem Mu, że serce mam dobre tyle, że amputowane i nie zamierzam Mu reanimacji uskuteczniać jakby Go jednak po kawie szlag trafił. Wystarczająco podnoszę Mu przecież ciśnienie. Przykład?
Wchodzę do księgowości, a tam rolety zaciągnięte, lekki półmrok, wszyscy siedzą, Szef S. stoi, na biurku przed Nim świeca niczym gromnica.
Cleos: A wy co duchy wywołujecie, czy ktoś umarł.
Szef S.: Nie chce pani zdmuchnąć?
Cleos: Żeby z siebie blondynkę zrobić w jakiś sposób?
Szf S: No niech pani dmucha.
Cleos: Ja szefie nie dmucham w pracy.

Świeca okazała się zaiste idealnie podrobioną lampą.  Ja okazałam się po raz kolejny pyskata. No bywa. Po co Mu kawa?:) Nie dostanie – po moim trupie! Albo może lepiej nie?

:)))

środa, 6 kwietnia 2011

Kate lekko...

…skonfudowana zapowiedziała ślub w przyszłym roku – konkordatowy i w różu. Doprawdy chcę to zobaczyć i zdjęcia robić, bo Kate na tle ołtarza to będzie przeżycie:)
Zapowiedziała też szafę, ale o szafie to można całe Iliady i Odyseje napisać:P

Remont chwilowo całkwoicie (info for Gabs). Póki co. Bo jeszcze ten gabinet w przyszłym roku. Ale na razie cisza i spokój i nudy. Deszcz pada (jednak) to może pójdę okna w pokoju kąpielowym umyć – czy coś.

APDEJT:
Tym razem już nie SMS – zadzwoniłam bezpośrednio.

poniedziałek, 4 kwietnia 2011

Słomiana czarna...

…wdowa – deszcz pada więc okien myć nie może. (Nawiasem mówiąć część dzienną umyła w weekend i co? i pierdyknęło ulewą.) Remont się skończył, więc poza domalowaniem kawałka drzwi – żadnej roboty. Gruntowne sprzątanie odbyło się – czysto ma, nie ma co sprzątać. Jeść nie będzie, bo dieta. Malować nie może, bo wymiarów (wurwa) zamówionego dzieła nie zna. Kwiatki na balkonie już posadziła. Muzyki słuchać może, z wanny najlepiej, z książką i herbatą cytrynową. Dzisiaj. A jutro?

Matkokochanomojo muszę sobie znaleźć jakieś zajęcie, bo ocipieję!

niedziela, 3 kwietnia 2011

Jak sobie pomyślę...

…, że mogłam się zfrajerować, wydać pieniądze na kino i iść na taki film jak „Święty interes”, to mnie zęby bolą. Słusznie uważam, że polskie komedie są najlepszym środkiem depresogennym i powodują niekontrolowane wypróżnienia również z pozytywnych emocji. Matkokochano – kto daje fundusze na kręcenie takiego badziewia?! Z ostatnich lat „Lejdis”, „Rewers” i może „Nigdy w życiu”, z wcześniejszych „Psy”, „Tato”, dla odmóżdżenia „Sara” (Diaboł się ciągle zastanawia co ja w tym filmie widzę, a on mnie relaksuje po prostu), „Demony wojny” – może. Z dawniejszych „Nie ma mocnych”. A jeszcze przed? „Pasjami mogę oglądać Eugeniusza Bodo, Tońcia i Szczepcia, panią minister co tańczy i takie tam. W kolejce do oglądania czeka „Kołysanka”, reklamowana jako polska czarna komedia. Normalnie już się boję. Bo przy „Świętym interesie” wytrzeźwieliśmy wczoraj z Diabołem w bardzo nieprzyjemny i rozczarowujący sposób.

Za to po dzisiejszym „Jak wytresować smoka”, natchnieni pozytywną energią i wibracją, idziemy zwiedzać zabytki naszego miasta. Niech się dzieci czegoś nauczą, bo ja lekcję historii już odrobiłam. Tylko zebrać im się nie chce, chociaż pogoda cudna. Już dawno doszłam do wniosku, że własne dziecko i partnera życiowego powinnam wybierać na zawodach sprinterskich. Może wtedy nie mieliby problemu żeby za mną nadążyć? :)))

sobota, 2 kwietnia 2011

Włazimy ze Smokiem...

…do wanny, co jest prostą drogą do zalania całej łazienki. Ale za to jaki masaż głowy mi zrobiła, to ja wymiękam. A potem zaprzęgnęłam Diaboła do rozczesywania mokrego chaszcza, co z kolei prowadzi wielokrotnego orgazmu głowowego.

A wszystko to, co ciebie koooooocham!!!!!