licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

poniedziałek, 31 stycznia 2005

Lewa...

…dolna jedynka… JEEEEEEEEEEEST!!!!!!!

Jeśli...

…dział kadr nie wie, który pracownik ma dzisiaj urlop, jeśli ktoś kto obsługuje Płatnika Teletransmisję od roku, dziś musi sobie „przypomnieć”, jak się wysyła dokumenty, jeśli kierownika trzeba w pismach poprawiać ortograficznie, jeśli nikt nie wie czy odprowadzać składki, jeśli pada mi monitor, jeśli parking jest jednym wielkim lodowiskiem, jeśli nie mam żarówki na korytarzu od roku, to ja się pytam… gdzie ja kura mać pracuję???

sobota, 29 stycznia 2005

Ludzie,...

którzy potrafią tylko „jojczyć” powinni sobie od razu w łeb strzelić i zaoszczędzić ludzkości wątpliwej przyjemności obcowania z nimi. „nie mogę, nie potrafię, nie da się, ojejku co robić.” Dorośli – raczej duże dzieci wychowywane w cieplarninych warunkach. Podawano im wszystko na tacy pod nos i teraz proszę – banda nieudaczników, którzy sami nic, za to posyłać kogoś do załatwienia czegoś to i owszem. Glock się w kaburze sam odbezpiecza. Nie daję rady, staję się niemiła i obrzydliwie asertywna. Życiowe kanalie powinny mieć swoje getta i tam w gronie sobie podobnych spędzać życie na marudzeniu jak jest trudno i okrutnie niefajnie. No ja przepraszam. Najgorsze zaś jest to, że coraz więcej takich ofiar losu zauważam w swoim otoczeniu i to nie staruszków niedołężnych, tylko ludzi młodych acz dorosłych, którzy „nie potrafią, nie umieją.” I tak im strasznie źle na świecie… Rada jedna – w tym całym nieumieniu nauczyć się dobrzee robić pętlę i heja na drzewo!

czwartek, 27 stycznia 2005

Sztuka dyplomacji...

…polega na tym, żeby powiedzieć coś czego ktoś nie chce usłyszeć słowami, których chętnie wysłucha. Sztuka przekonywania wg Cleos to argumentacja trafiająca w mózg i serce, to mówienie tak, żeby wywołać najpierw zainteresowanie, a potem refleksję. Sztuka mówienia wg Cleos prowadzi ZAWSZE do osiągnięcia zamierzonego celu. Bo JA zawsze dostaję to czego CHCĘ, bez względu na koszty, bez względu na sposób w jaki to osiągam. Tak – uważam, że cel uświęca środki i tak – uważam, że po trupach do celu. Nieważne czyje to trupy, nieważne kto pocierpi. Cleos wytyczając sobie cel, zawsze widzi jasną do niego drogę prowadzącą prosto, ale w granicach rozsądku. Nie – nie krzywdzę Przyjaciół, nie depczę bliskich. Ale sąsytuację, w których nie odpuszczę, nie ustąpię. Sztuka dyplomacji wg Cleos nie polega na żałosnym skamleniu o zrozumienie, nie polega na zapieraniu się przy swoim w imię głupiego uporu, nie prowadzi do długich awantur i bezproduktywnych dysput. Sztuka prowadzenia sporów wg Cleos powoduje, że po 24 godzinach od powstania problemu Grzech stwierdza: „Masz rację, moi Rodzice są dziwni i trudni. Masz rację zachowują się jak porąbani. Nagle przypomniało im się po pół roku, że mają wnuczkę, nagle się zainteresowali i wszyscy teraz mają tańczyć jak oni zagrają. Masz rację Cleos to nienormalna sytuacja. I wiedz, że stoję po Twojej stronie. Pogadam z nimi, chociaż to pewnie niewiele da. Pewnie się obrażą. Kocham Cię i jest mi przykro, że oni tak się w stosunku do Ciebie zachowują. Też mnie to boli i wkurza. Masz we wszystkim rację Cleos, naprawdę.” Cleosiowa dyplomacja (manipulacji może) prowadzi do tego, że po 24 godzinach Grzech powtarza moje słowa uważając je za swoje własne i ciesząc się, że Go tak dobrze rozumiem. Sukces na całej linii. Nie wiem czy to dobrze, czy źle, że ZAWSZE znajduję właściwe słowa, żeby przekonać, żeby dotarło, żeby osiągnąć swój cel. To daje niebezpieczne pole do popisu i kusi. Kusi, bo manipulowanie ludźmi w gruncie rzeczy jest przyjemne – patrzenie jak pod wpływem słów schodzą na moją drogę i idą obok mnie ramię w ramię. Ciągle szkolę się w tej sztuce, ciągle uczę się czegoś nowego. Jeu divine – boska gra.
Znowu osiągnęłam swój cel, tym razem po teściowych trupach. Przykro mi , naprawdę. Z drugiej strony – trudno – Calendula ma rację – to Moje Dziecko i niektórych rzeczy nie będzie można z Niego wykorzenić, więc lepiej Je przed nimi chronić.
Koniec cichych dni. Zasnęłam w grzechowych objęciach z przeświadczeniem, że dobrze zrobiłam i że On to w końcu zrozumiał.

środa, 26 stycznia 2005

No i wszystko ...

…szlag trafił z dobrym humorem włącznie a może nawet przede wszystkim. Ciche dni… chłód… samotne zasypianie… Jest mi źle:((( Ale nie mogę ciągle ustępować, schodzić z drogi i udawać, że wszystko jest w porządku. No po prostu nie mogę… To nie zawsze jest moja wina, nie zawsze przyczyna tkwi we mnie. Starałam się, a z Ich strony nie dostałam nic, ani odrobiny starania. Próbowałam… naprawdę… i nic, i ciągle to samo dogadywanie i Oni mają zawsze rację, ja nigdy. Koniec z tym. Nie potrafię tak, nie będę zapominać o sobie w imię miłości do Teściów. Jakiej miłości??? Dla nich jestem ciągle obcą osobą, gościem w ich domu i życiu. Żadnego ciepła, żadnej rodzinnej atmosfery. Nigdy przez te 3,5 roku nie dali mi odczuć, że cieszą się z mojej obecności, że to dobrze, że Grzech jest szczęśliwy, że fajnie że jestem. Mały John nie jest ideałem, ale Grzech na każdym kroku czuje, że jest rodziną, że u moich rodziców w domu jest też u siebie, że nie jest gościem, tylko swojakiem. A ja? Ja ciągle jestem jakąś tam hanyską. Nie potrafię z Nimi rozmawiać, chociaż próbowałam bogowie mi świadkami. Próbowałam, ale oficjalne rozmowy to nie dla mnie. I takim ludziom, którzy nie okazują ciepła, uczuć, nie lubią spontaniczności, nie dają z siebie nic poza łazankami raz na pół roku, takim ludziom mam oddać moje Dziecko? Pozwolić im Je wychowywać? Wpajać zasady i uczyć życia? Nie chcę… I wojna… i cisza… i buksujące koła, kiedy Grzech wściekły odjeżdża spod mojej firmy… i łzy w oczach, bo tak nie powinno być, bo przecież WSZYSCY jesteśmy rodziną… Czemu oni nie potrafią tego okazać? Czemu Grzech ZAWSZE staje po Ich stronie? Czy to nie powinno być tak, że partnerzy się wspierają? Że nawet jeśli jedno popełni głupstwo to to drugie przy rodzicach czy teściach nie zwraca mu uwagi? Czy to ja jakaś inna jestem, że zawsze tłumaczyłam Grzecha przed Dużym i Małym Johnem, kiedy martwili się, że ciągle Go nie ma w domu i ja ciągle jestem sama i samotna? Czy tylko ja uważam, że można się krytykować w domu w czterech kątach, ale nie przy teściach? Że w końcu życie układam sobie z Grzechem, a nie z Jego Rodzicami? Wytrwam, choć mi ciężko… dam radę chociaż ryczeć mi się chce. Cała moja ideologia, że z Teściami można żyć w zgodzie wylądowała na śmietniku codziennego życia. I chociaż Oni w gruncie rzeczy nie są źli, to uważam, że do wychowywania wnuczki się nie nadaja. I na takim stanowisku stać będę nawet, jeśli miałoby to oznaczać wojnę i ciche dni na amen. Trudno. Ustępowałam już tak długo… nikt nie wie ile razy było mi przykro, bo Teściowa powiedziała o dwa słowa za dużo. Nikt nie wie ile krytyki zawoalowanej nieudolnie zniosłam. Nikt nie wie, bo i po co. Grzech tego nie przyjmuje do wiadomości, nie stanął w mojej obronie ani podczas awantury o ślub, ani nigdy w ogóle. Więc będę się broniła sama, choćby to miało doprowadzić mnie do łez. Trudno… Mam siłę… znajdę ją gdzieś… nie wiem gdzie…znajdę, bo muszę.
Niech mnie ktoś przutyli i powie, że nie uroiłam sobie tego wszystkiego, że nie jestem nienormalna, że chcę dobrze dla Smoka, że nie jestem zła matką i złą w ogóle. Niech mnie ktoś po prostu przytuli…

wtorek, 25 stycznia 2005

I taka radosna...

…nowina wczoraj:))) Jak się cieszę!!! Wracałam z pracy z uśmiechem na pyszczydle i niemalże śpiewem na ustach. Przed moim domem patrolo policji naszej kochanej zatrzymał jakiegoś gościa za nieprawidłowe parkowanie i wlapiał mu mandat. Jeden funkcjusz pisał a drugia gapił się na mnie i na ten uśmmiech co się jawił na pysku mym od ucha do ucha. Tak się wpatrywał, że byłby ze stopni spadł, co do sklepu prowadzą. Znaczy się musiałam wyjątkowo głupkowato wyglądać, ale co mi tam, skoro TAKA nowina. Weszłam do domu i śpiew wykwitł przecudnie piosenką z „Deszczowej piosenki”, mojego ulubionego filmu. Ze Smokiem porwanym w ramiona odtańczyłyśmy radosne szabadaba:))) TAKA NOWINA:))) Tylko ciiiiiii, bo na razie to tajemnica…

czwartek, 20 stycznia 2005

Zasadniczo...

…jestem za tym, żeby cały Irak polać napalmem i zrobić tam jeden wielki parking.Iran, Afganistan i wszystkie te państwa, gdzie plenią się różnego gatunku fanatycy też. Wytępić w zarodku co do nogi – dorosłych i dzieci, bo z nich też w przyszłości wyrosną terroryści. Zasadniczo uważam, że możnaby ich wszystkich postawić pod murem i tylko jedną serią pociągnąć, tak żeby nawet nie wiedzieli kiedy nadejdzie śmierć. Może to i radykalne poglądy, ale takie mam. Mimo to jednak uważam, że TO to już lekka przesada. Po co się znęcać, katować, torturować??? Szybko i sprawnie – owszem, ale TO właśnie sprowadziło nas niby cywilizowanych do ich poziomu.

poniedziałek, 17 stycznia 2005

Na firmowej rynnie...

…siedzi sześć ptaszków, chyba gile to są. Czarne główki, czerwone gardła i brzuszki i biała pręga na skrzydełkach. Śliczne. Aż miło popatrzeć, bo niby centrum miasta i w ogóle krajobraz nieciekawy, a jednak czasem coś człowieka ucieszy. Przecudne są.

W piętek posiedzenie sądu w mojej sprawie. Muszę iść, żeby dowiedzieć się czy rozpatrzyli moje zażalenie pozytywnie. A potem na uczelnię. Jak to wszystko zrobię niemal jednocześnie nie wiem, ale zacznę się martwić w piątek po 13-tej.

Rozmowa z Faraonem przywołała wspomnienia dawnego cz@towania. Spotkamy się w czerwcu prawdopodobnie. Kilka dni wcześniej rozmowa z Medeą – miło byłoby spotkać się znów wakacyjnie – Krempna ma swój magiczny urok, trzeba to przyznać.

Smok zdrowieje i całe szczęście, bo chcemy gdzieś w końcu wyjechać choć na jeden dzień. Teraz jest z Małym Johnem, a od kwietnia z Panią-Nianią. Pani-Niania przychodzi dziś po południu na „zapoznanie”, a potem będzie przychodziła, kiedy się umówimy. Mam nadzieję, że przy tej Pani-Niani już pozostaniemy:))) I mam nadzieję, że przypadną sobie ze Smokiem do gustu, bo to rzecz niezwykle ważna.

Wprowadzam w czyn plan odchudzania. Jeszcze 4 kilogramy, może 5. Na lato muszę być slim i zen jak mówi Offca.

Smok uwielbia latynoskie rytmy. Samba, mambo, rumba, salsa to jest coś, czy czym Smok łapie mnie za koszulkę uśmiecha pyszczydło, piszczy i wirujemy sobie i robimy figury i tańcujemy do upadłego, aż Mama Cleos jest mokra jak szczur, a Smokowi ciągle mało. Okazuje się, że targanie dzieciora na rękach w rytmie brazylijskiej samby też powoduje spadek masy ciała i spalanie tkanki tłuszczowej, nawet lepsze niż aerobik. Mimo to nie zaniecham:)))

Ugotowałam obiad – tak Kochani – JA ugotowałam (do wiadomośći Red Bulla nie były to jajka w majonezie). Grzech żyje, ja żyję więc nie było tak tragicznie. Powiem więcej było bardzo zjadliwe, rzekłabym nawet, że smaczne. Co nie zmienia faktu, że kuchnia nadal pozostaje królestwem Grzecha i ja tam zaglądam raczej sporadycznie – i niech tak zostanie.

Granatowo-błękitny manicure, zrobiony sposobem usłyszanym od Marchwiaka powala wszystkich na kolana. Jakby mi ktoś kiedyś powiedział, że kosmetyczkom do zdobienia paznokci służą wykałaczki, postukałabym się w płat przedni czołowy czaszki. Tymczasem faktycznie tak jest i efekt jest…no jest zajebisty.

Humor w każdym momencie i w każdym stadium dołu i załamania poprawia mi widok przeciągającego się i budzącego powoli Smoka. Nie da się tego opisać:))) Sama słodycz.

Generalnie i ogólnie jest fajnie. Zauważam tendencję wzrostową w dobrym samopoczuciu, pozytywnym podejściu, znajdywaniu rozwiązań dla spraw nierozwiązywalnych, robieniu sobie dobrze. Flirtu mi się chce dalej, ale ostatecznie uwiodę Grzecha. Niech ma:)))

czwartek, 13 stycznia 2005

Całkiem niedawno...

…śnił mi się ten aktor, co to w „Pełnej chacie” grał muzyka. Jakże on się nazywa??? No na śmierć zapomniałam. Nieistotne, bo tez w tym śnie niewiele było dialogów, więc mi jego imię nie było do niczego potrzebne. Mrrrrrrrr…
Dwa dni temu śnił mi się kolega ze studiów. Ani on przystojny, ani w moim guście, ani jakiś wyjątkowy. Tylko te oczka – niebieskie, takie jakieś chłopięce niewinne – chociaż chłop ma 190 cm i dosyć potężny jest. Na perkusji gra i gitarze. Czemu mi się śnił nie wiem i wolę chyba nie wnikać. Choć jak sobie przypomnę te jego ukradkowe spojrzenia na zajęciach i głębokie zaglądanie w oczy i te uśmiechy posyłane przez szerokość sali wykładowej to mrrrrauuu. Przez trzy semestry zamieniliśmy ze sobą może kilkanaście zdań, a w śnie? Powiedzmy, że rozmów też raczej nie było.
Co się ze mną dzieje??? Spragnionam??? Flirtu mi się chcę jak diabli:)))

niedziela, 9 stycznia 2005

Smok...

…trochę chory. Pokasłuje i ma katar. Biedulinka. Grzech od 1.00 do 5.00 rano z nią łaził, bo nie mogła zasnąć. Biedulinek.
Poszukiwania niani trwają. Typów jest kilka: pani Basia z ogłoszenia, pani Aga polecona, mała Aga znana doskonale. Obaczy się.
Tiaaa, bo zapomniałam napisać erlier – Odstawiliśmy chrzcielną szopkę. Nie było najgorzej. Nawet w Grzecha w kościele piorun nie walnął – a to cud prawie. Smok był boski w pierwszym w swoim życiu kapeluszu. Impreza się udała, Red Bull pokochał Dużego z wzajemnością. I tyle.

kvhbxvvvvvvvgjj vvbnn bbbbbbbbnn vvvvvvvvvxd (<—- to pisał Smok)

Seminarium dyplomowe zaliczyłam na bdb. Pan redaktor z lekka przerażony był moim felietonem radiowym, ale istatecznie powiedział „Cleos, kawał dobrej, mocnej publicystyki”. Tak trzymać:)))

poniedziałek, 3 stycznia 2005

Smok jest...

…przede wszystkim Smokiem. Ale zdarza się, że jest:
Koliberkiem
Bombeczką Dziadziusia
Żabusią Babusi
Dzieciorem-Potworem
Kiwaczkiem
Śliniakiem
Chrupcią
Śmieszką
Wikulcem-Psikulcem
Skrzypawką
Słoneczkiem
Misiówką
Łobuzem
Żarłoczkiem
Kichawą
Bebłokiem
Aniołkiem
Niunią
Wierzgołą
Telemaniaczką
Fafelką
Pyzą
Diplodoczkiem
Babokiem
Serduszkiem
Skarbeńkiem
itd
itp