licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

piątek, 24 czerwca 2011

"Nie da się...

…przecisnąć tej wtyczki, nie machaj nogami to ci nie będą kable przeszkadzały, nie wiem od czego jest ten niech wisi.” Przyszedł Szef S, przyjechał Młody. Rozmontowali wtyczki, przeciągnęli zbędne kable, poprawili co trzeba, cztery zwoje poszły się wypasać, bo okazały się niepotrzebne, nic mi nie majta, nic mi nie przeszkadza. Da się? Da się. Chyba, że ktoś do kurwy nędzy jest zobojętniały na otoczenie, bo ma szumy pod czaszką i mózg jakby w gumowej rękawiczce wypełnionej piaskiem, oraz jest nawróconym buddystą, który potrafi tylko OM.  Buddyzm i szumy oraz opętanie i nawiedzenie powinno się do wuja wafla zostawiać za szlabanem przed firmą. Jak sobie pomyślę, że to miał być „informatyk, o którego biły się okoliczne firmy” to mi się COŚ robi. Takie coś, nad czym panuję ledwo ledwo i wyłącznie dlatego, że mroczną i złą naturę zostawiam za firmowym płotem.

Tymczasem Diaboł otworzył przed nami wracającymi drzwi Helplandu z uśmeichem i „witam panie na wakacjach”. No. To mi robi dobrze na samopoczucie:)

czwartek, 23 czerwca 2011

Nie jestem...

…spakowana. Nie wszystko mam przygotowane. Kupa czeka na pranie. Nie wiem czy wyschnie do jutra. Nie prasowałam. Nie chce mi się. Jak nie ja. Jedyne co wrzuciłam do plecaka to książki – sztuk 14. Siedzę, gapię się w Narnię i czytam bzdurne artykuły na Onecie. A może nie takie bzdurne? Co jest ważniejsze? Stabilizacja, finansowe bezpieczeństwo i poukładane, a przy tym trochę monotonne życie, przewidywalne w każdym calu, że jutro na urlop więc jesteśmy spakowani, więc mamy zaplanowany każdy dzień, że będzie hamak i dwa koce rozłożone na plaży. Czy może spontaniczne akcje dające radość do głośnego śmiechu, dowolne olanie obowiązków domowych w imię „bo tak”, kłopoty, frasunki, ale przy tym Prawdziwe Życie, takie gdzie mogę nanieść piasku na koc i nikt mnie nie ofuknie? To jest myśl, refleksja, przemyślenie, które często mnie nachodzi. Trzeba sobie uświadamiać, jak bardzo zwykłe życie może cieszyć, jak trzeba to docenić, jak należy szanować sobie to, że można się zwyczajnie pokłócić i pieprznąć drzwiami na koniec, zamiast mrukliwego milczenia i uciekania od problemów, gdzie na zewnątrz robimy za ideał związku, a w środku mamy stado niewyjaśnionych animozji. Przeczytałam na tym Onecie taki wpis i tak się z nim zgadzam, że mogłabym wywrzeszczeć to z balkonu (na którym maciejka kwitnie i który uwielbiam) gdyby to miało komuś uświadomić, że zamiana 260 metrowego domu na 130 metrowe mieszkanie, to nie jest upadek o klasę niżej. Że usunięcie ze swojego życia Astry IV i pozostanie z Seicento to nie jest jakaś degradacja marzeń spełnionych. Że brak kanapy, w porównaniu z czerwonym kompletem wypoczynkowym TAM, nie wypada blado, głównie dlatego, że na wybór przyszłej kanapy TERAZ mam wpływ, podczas gdy WTEDY mogłam się jedynie zgadzać z pomysłem. Że mimo wszystko wolę zacisnąć zęby, marudzić na stan konta i czekać, aż będę mogła zabudować bibliotekę, niż iść i zamówić od ręki coś, co jest biblioteką, ale nie pasuje do mnie, bo było pomysłem jeszcze z czasów Pierwszej Żony i należy go zrealizować. Ktoś powie i będzie miał rację, że wtedy uważałam, że jest mi dobrze. Cóż… zmądrzałam dopiero wtedy gdy zaczęło mi brakować powietrza – widocznie nie wszędzie jest ono takie samo, widocznie można się udusić w uładzonym szczęściu, uporządkowanym do granic możliwości, gdzie „nie gotuj kochanie, bo mieszasz sos w złą stronę, ja ci podam pod nos”, gdzie można się zagłaskać na śmierć, ale z prawdziwym przeżywaniem wspólnego życia nie ma to nic wspólnego. Niech już będzie trudno i pod górkę czasem, ale przynajmniej prawdziwie. Czy to taki wątpliwy sukces?

wtorek, 21 czerwca 2011

Rozmowy totalnie...

…niekontrolowane II.

Dentystka: Która z was była umówiona na 16tą?
Cleos i Jeszcze Jedna: yyyyyyy?
Dentystka: Która przyszła z bólem?
Cleos i Jeszcze Jedna: yyyyyyyeeee?
Dentystka: Cleośka siedzi na widoku, dawaj ją tu bo mam zły dzień.
Asystentka: E tam zły, ty jesteś złoty człowiek.
Dentystka: Bura suka jestem – trzeba, żeby w końcu kogoś zabolało.
Cleos: (z fotela) ????
Asystentka: Ty patrz ja myślałam, że laska ma 25 lat, jak tu weszła, patrzę w kartę, a tam rocznik 78.
Dentystka: Botoks czyni cuda.
Asystentka: Albo ma młodszego faceta i się musi trzymać.
Cleos: yyyyyhy
Asystentka: No ja mam 7 lat młodszego, a ty?
Cleos: yyyyyyyhhhy
Asystentka: Eeeee, to mało. Podać ci pędzelek.
Dentystka: Ręce jeszcze mam w Wietnamie mi nie urwało.
Asystentka: Jak był Wietnam to ty w pieluchach chodziłaś czy jakoś tak.
Dentystka: Dawaj ten pędzel bo nie lubię tych pieprzonych wacików.
Cleos: yyyyyyhyyyy
Dentystka: No już.
Cleos: bbleeeeh. Wam tu dają jakieś dopalacze od rana?
Dentystka: Jakie dopalacze?
Cleos: No ja nie wiem, może zielsko jakieś. Za te 25 to was będę kochała po grób, a ten prędko nie nastąpi.
Dentystka: Przychodzisz jeszcze?
Cleos: Po 18 lipca, bo wracam z urlopu wtedy dopiero.
Dentystka: A żeby ci cały czas padało. 19go?
Cleos: Dobra będę.
Asystentka: Pa
Dentystka: Ci pa.
Cleos: yyyhyyyyy

Zapomniałam zapytać o znak zodiaku:)

poniedziałek, 20 czerwca 2011

Rozmowy totalnie...

…niekontrolowane.

Cleos: Szefie, bo jest taka sprawa, że chciałam przyjść w piątek do pracy. Trochę się ostatnio zwalniałam wcześniej, dziś też lecę na zakończenie zerówki…
Szef S.: Dobrze
Cleos:… a w ogóle to chciałam się obrobić przed urlopem… ??? eeee, no maile powysyłać z prikazami.
Szef S.: Pańszczyznę odrobić:)
Cleos: Nieeee, z dziką rozkoszą przyjdę.
Szef S.: Tiaaaa. No malować tu mają, to może lepiej, że pani będzie, poukłada pani sobie po swojemu, niech od pani zaczną, bo potem pani nic nie znajdzie…
Cleos: A poza tym nie będzie mnie trzy tygodnie…
Szef S.: Jezus Maryja…
Cleos: Jezus nie ma ryja, ma twarz…
Szef S.: …jaki tu będzie spokój.

sobota, 18 czerwca 2011

Diaboł stwierdził...

…że mogłabym napisać książkę „Nażreć się carbonarry i umrzeć”. Może dlatego, że pozostał w świecie literatury po tym, jak zakupiliśmy 11 książek za okrągłe 66 PLN. Jak pięknie, jak uroczo.

Okazało się, że ukochany antykwariat przenosi się w inne miejsce, zwalniając idealną lokalizację na Wiedźmową Chatę. Zaczynamy o tym myśleć poważnie? Halo? Obsi? Grabarka? Anyone? Jeśli ktoś pragnie dołączyć do projektu zatrucia sobie życia biznesem – prosz bardz… wystarczy mieć pomysła albo dysponować gotówką:)

piątek, 17 czerwca 2011

Dzwoni...

…jeden z Głównych Elektryków, poznaję po wyświetlającym się numerze telefonu.
Cleos: Nowa, dzień dobry witam pana.
GE: Witam panią. Ależ pani dziś zadowolona. To dlatego, że szefa jeszcze nie ma czy dlatego, że właśnie przyjechał.
Cleos: :) Ani jedno ani drugie, ja jestem zawsze zadowolona.
GE: No faktycznie zauważyłem.
Cleos: A nawet jak nie jestem, to służbowo tego nie widać.
GE: Pani jest jakaś wyjątkowa.
Cleos: :)
GE: To do widzenia mam nadzieję.
Cleos: Do widzenia.

Zasadniczo jest miło, jak ktoś czasem docenia.

środa, 15 czerwca 2011

Seth...

…uwielbia wylegiwać się na klapie od kibla przykrytej niebieskim futrzakiem. No w końcu to MÓJ kot jest, tak? Zasadniczo kto przychodzi i chce skorzystać z toalety, ten zastanawia się jak kocura zgonić, bo na samo wejście do łazienki kot nie reaguje nawet machnięciem ogona.

Okazuje się, że kot pojął zwrot „spieprzaj dziadu” idealnie i spieprza, umożliwiając robienie czegośtam, a potem po swojemu wraca na klapę.

Że też nie do wszystkich dociera taki bezpośredni, jakże czytelny przekaz, no.

wtorek, 14 czerwca 2011

Whoever...

…ma rację: jak to się nie da dogodzić wszystkim naraz.

APDEJT:
Po zebraniu w szkole i innych rewelacjach całego dnia.
Cleos: Diaboł, nie chce mi się allegro, nie chce mi się blogów, nic mi się nie chce – nie lubię tak! Powiedz mi czego mi chce!
Diaboł: To jest trudne pytanie…
Cleos: Oczekuję od ciebie wsparcia w trudnych sytuacjach! Powiedz mi czego mi się chce, bo mi się nic nie chce.
Diaboł:… Za co? Dlaczego? Przecież byłem grzeczny…

niedziela, 12 czerwca 2011

Balkon...

…, słońce, śmieszne historyjki opowiadane przez Smoka do losowanych obrazków wycinanych z gazet, gra od cioci Grabarki utrudniona do granic możliwości (grana wg zasad z instrukcji zajęła nam 3 minuty), pizza, wygłupy z Diabołem, książka, wyklejanie albumu, muzyka w tle. :)

Całotygodniowy wkurw gdzieś  umknął. Wróci jutro?

czwartek, 9 czerwca 2011

Zrobienie ciasta...

…przygotowanie zapiekanki, wstawienie ogórków do buncloka – 45 minut. Zostanę mistrzem kuchni (własnej) z opcją „prosz mnie nie wkurwiać kiedy coś kroję NożemCoMożePokroićGwoździe”. Podobno zirytowane do granic ostateczności kobiety zadają tylko jedno, przypadkowe pchnięcie pt.: „no odwróciłam się a on akurat tam stał i się nadział”, a zirytowany facet zadaje pierdylion pchnięć gdzie popadni i potem jest, że „się pastwił nad zwłokami”. Zupełnie nie wiem po co. Mnie co prawda nikt nie stał (akurat) za plecami, ale pod nogami ustawicznie plątały się koty z zamiarem „wlezę  ci na łeb, albo i w majtki tylko daj mi kawałek tej kiełbasy durna babo!” A tu wał na schwał – jak mówi jedna a w zasadzie jedyna znana mi Smoczyca.
I ja to chyba nawet zaczynam lubić. Jak na kogoś kto przez 7 lat ugotował 1 rosół i deklarował się jako totalnie niekuchenny – całkiem nieźle. Byle tylko miał kto żryć za przeproszeniem i się zachwycać. Bo Diaboł to się już tak rozbestwił, że przestał mruczeć przy obiedzie z zadowolenia (tu spektakularnie walimy focha z przytupem).

Chyba mię się ciasto pali!!!!

środa, 8 czerwca 2011

Niniejszym...

…posiadamy na zbyciu kota – dwudniowego – z opcją karmienia co dwie godziny. Matka zwiała, kot póki co dycha.

Ktoś chętny?

poniedziałek, 6 czerwca 2011

Obejrzawszy zdjęcia...

…Wiedźmy powiedziały:

Wiedźma 1: Szkoda, że nie masz go stojącego. Na jednym zdjęciu wygląda jakby miał biust.

Wiedźma 2: Się popłakałam. Ty, jemu cyce rosną jak tralala,  na dzień ojca mu śmiało Wika może podarować bikini, bo mu się będą na plaży trzęsły.

Wiedźma 3: O żesz, nie, no Drożdżyna się nie czuje. Wygląda śmiesznie, jakby go żywcem przenieśli z Misia.

Wiedźma 4: Nooo fajne zdjęcia;P No obrzydliwy oblech. Niedługo na botoks mu nie starczy kasy jak będzie się tak marszczył. Zawsze uważałam kolesia za buca, a na tej ławce to buc jak malowany.

niedziela, 5 czerwca 2011

W lesie...

…wrzosy, paprocie, komary, upał, ptaszki, pitolenie z dziupli.

Po drodze z lasu łubin i skrzyp. Pierwszy już w wazonie, drugi suszy się na balkonie.

I jeszcze segregator z widoczkiem. Produkuję album wakacyjny. Tym razem dla odmiany zabrakło mi bloku technicznego A3. Urok ktoś rzucił, czy jak?

Leniwie i gorąco. Może by tak jakiś film na popołudnie? Z mrożoną herbatą? W łóżku? Z bonusem w postaci miziania?

sobota, 4 czerwca 2011

Mina...

…Drożdża na widok Diaboła, na pikniku rodzinnym w przedszkolu – bezcenna. Red Bull ubolewał, że w przyłym roku już nas nie będzie bo zaproponowałby paniom przedszkolankom zakupienie  tronu wraz ze skórami – idealny dla kogoś kto 4 godziny niemal bite siedzi na ławce i opala się ignorując otoczenie, w tym własną córkę, bo ma focha i to nawet nie z przytupem, gdyż przytupy są męczące dla panów w średnim wieku. Oraz komponowałby się ze skórami baranimi zakupionymi z Alutką na wyposażenie mieszkania (ekhe).

Jedna z pań skomentowała „nie dorósł.”
Jedna z mam „on się nigdy nie integrował i zawsze był wyobcowany.”
Mam takie jedno zdjęcie, które sobie normalnie wywołam, bo mina tak poprawia mi humor, że będę je chyba  nosiła w portfelu.
Pozostale zdjęcia u Red Bulla, robione na zamówienie superduper obiektywem. Jestem gotowa niemal za nie zapłacić:)
Ja rozumiem, że miłość jest ślepa, i że ja mam wadę wzroku, ale żeby aż tak?

„Spętana” poszła na licytacji za 100 PLN. Mogłam oczekiwać więcej, ale jak na zbożny cel rozbudowy placu zabaw dla dzieciorów niech będzie. Zaoferowałam się, że w przyszłym roku też dam obraz na licytację.

A Smoczyca? Po chwilowym kryzysie spowodowanym tatusiowym „nie pójdę, wiesz dlaczego!” bawiła się doskonale zaliczając dmuchańce, piaskownice, małpi gaj, loterię, kiełbaski, zabawy z animatorami, bańki mydlane. I wołając na pomoc przy wspinaniu się na drabinki Diaboła miast ojca. To o czymś świadczy?

APDEJT:
Obsi proponuje umieścić zdjęcie na billboardzie pod tytułem „Znowu w życiu mi nie wyszło.” Popieram, mogę w to nawet zainwestować. Ależ suki jesteśmy bure.

Kate poszukuje wyluzowanego buddysty na koniu z opcją szaleństwa włączaną okresowo. Eeee? Drzewo pod Helplandem już wybrałyśmy.

piątek, 3 czerwca 2011

Dziewięć lat...

…tyle dokładnie mi zajęło przejście kilometra i dojście do tancbudy, do której zawsze w ramach wyluzowanego poczucia humoru chciałam iść. Dziewięć lat, bo Drożdż mówił, że to „przestań taka knajpa, patrz kto tam chodzi – podstawowe wykształcenie i plebs”, a ja jestem kretynką. Dokładnie tak – dziewięć lat i kretynka. Samokrytykę uskuteczniam co prawda po dwóch piwach, ale mogę ją powtórzyć jutro na trzeźwo.
A Diaboła to ja po grób za to, że powiedziałam raz „potem idziemy tam”, a On kiedy wychodziliśmy z knajpy na kortach sam od siebie przypomniał „tam idziemy, bo tam chciałaś iść.” I żaden tam plebs czy coś, tylko „O Ela, Ela” i Shakin Stevens. A co!

Idę pić wino słodkie. Kto jutro pójdzie na festyn do przedszkola doprawdy nie wiem, ale to pewnikiem będę ja w stanie wskazującym na to, że powinnam raczej iść spać zamiast szlajać się po festynach. A co!

środa, 1 czerwca 2011

Chodniki parują...

…jakby dyszały z wściekłości. Taki miejski kawałek piekiełka, bo na tych chodnikach ludzie z twarzami wykrzywionymi grymasem ” &#&^%#% burza, a ja nie zabrałem/łam parasola” – trudno idioto, nie zabrałeś, to moknij. Osobiście lubię wszelakie „uga uga deszcz”, które to Smok wspomina do dziś z uśmiechem na paszczy. Te chodniki i ten klon czerwony za oknem, co to już jest zielony, i zepsuta wycieraczka w Wiśni, i strugi wody spływające po szybach powodują myślotok.
„I just call to say I love you” – Stevie nastraja wspomnieniowo. Siedziałam na zajęciach prowadzonych przez Jakuba Poradę, kiedy zadzwonił telefon. Mój. Oddzwaniała sekretarka, na której Drożdż nagrał tą piosenkę. To jest dobre wspomnienie, które każdorazowo odbija mi się uśmiechem. Nic nie poradzę – szczerze wolałabym go nienawidzieć całym sercem i uważać za skończonego skunksa faktycznie, ale takich wspomnień jest mnóstwo – opowiadam o nich Smokowi, o pierwszym spotkaniu, o liście, o randce w ciemno, o oświadczynach i o tym jak się wtedy zatrułam kremem z borowików, o ślubie i weselu, o Jej narodzinach, o różnych momentach, w których myślałam sobie, że jestem szczęśliwa. I jak tu powiedzieć o nim potem, że jest matoł i idiota? No jest – dla mnie jest. Albo raczej nie jest dla mnie, a tamto po prostu warto pamiętać.
Elvis żyje i śpiewa „Always on my mind” – szlag by trafił, co za sentymentalny repertuar. I znowu zastanawiam się, czy kiedykolwiek podobne słowa postały mu w głowie. Bo mnie owszem i to krytycznie względem siebie. Refleksja zawsze przychodzi za późno. Zawsze.
Westlife „More than words” – czy jakikolwiek facet na świecie to zrozumie? Czy jest w stanie pojąć? Że owszem mów mi, że mnie kochasz, ale bzu mi nazrywaj, gwóźdź mi przybij, zakupy przytargaj, jak ryczę bez sensu to siedź obok i bądź. Czasem mam wrażenie, że ta funkcja włącza im się czasowo/okresowo/chwilowo/jak mają ochotę.
Bodo „Seksapil” – i co mi z tego? Zaczynają mnie męczyć niewybredne komentarze, błyskotliwe uwagi, zawoalowane propozycje, walone prosto z mostu oczekiwania. Nie, żebym była jakiś cud świata, ale dlaczego do kurwy nędzy faceci, kiedy widzą cycatą blondynkę od razu myślą, że a) głupia, b) do wygięcia, c) nie innego poza „lody robię” nie powie. Walka ze stereotypami bywa męcząca. Albo się starzeję, albo dojrzewam, albo powinnam pomniejszyć piersi.

Jakiś ten myślotok taki monotematyczny. Powinnam chyba zdecydowanie zmienić playlistę w telefonie.

Bo w ogóle, to chciałam iść na rower. Skoro nie ma Diaboła, Smoczyca  u Drożdża, to pomyślałam sobie, że mam czas, mogę chudnąć. A tu ta burza. Trudno, poczekam – czekałam 4 lata mogę poczekać jeszcze parę dni. Bo ja cierpliwa jestem niezwykle, nierychliwa rzekłabym nawet w działaniach, ale jak już zaczynam…