licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

wtorek, 30 marca 2010

Powinnam...

…rączym truchtem udać się po skierowanie na prześwietlenie nadgarstka. Ale nie mam czasu.

Czy jest na sali lekarz? Skierowanie  bez wizyty pilnie potrzebne.

Cholera

poniedziałek, 29 marca 2010

Pogoda nam...

…wyszła obrzydliwie, zwiedzanie nie wyszło prawie wcale, mądrość życiowa tchnęła ze mnie tak sobie, ale za to rodzinnie nam było, że hej!

I wreszcie znalazł się na tym łez padole samiec, po latach poszukiwań i bywało, że bolesnych pomyłkach, który jak już robi zdjęcia to nie wyglądam na nich jak pełnoprawna inaczej, morda mi się nie krzywi, oczy nie są naćpane, cycki oklapłe ( a przynajmniej nie na kolana). Z kilkudziesięciu zrobinych zdjęć wybieram kilkanaście, z kilkuset kilkadziesiąt, o których mogę powiedzieć, że mi się podobają. Wartość dodana z porzucenia Węża, który aparatów nakupował, obiektywów kilkanaście bodaj, a zdjęcia porządnego mojej fizjognomii nie potrafił zrobić. Wid Ichać prawdą jest, że wiele zależy od tego, jak fotograf patrzy na swój model i co w nim widzi. Czy to profesjonalistów dotyczy nie wiem, ale nie omieszkam zapytać JB. Amator, tak mi sięwydaje musi widzieć COŚ, żeby pstryknąć wtedy, kiedy trzebai żeby wyszło jak powinno. Powinnam się smucić, że Wąż prawdopodobnie nie widział? Ich don’t think so (zamorduję Diaboła za ten tekst co mi przylgnął).

sobota, 27 marca 2010

Poszłam po...

…brązowe i szare, wróciłam z brązowymi i czerwonymi. 50% skuteczności 150% zadowolenia. Smokowi dostały się niebieskie. Znalazłam boski sklep, w którym jest niemal dokładnie to, czego Cleosia potrzebuje mówiąc „butów mi trza”. Niemal, bo szarych jednak nie było. Ale daję sobie na nie czas do końca kwietnia – GDZIEŚ w koncu muszą być.

Wiśnia woła o mechanika. Ależ proszę bardzo, ależ jak najbardziej właśnie cierpię na nadmiar gotówki (ironio trwaj!). Zatem w nadchodzącym tygodniu to nie raczej, ale w następnym przedświątecznym bardzo proszę. Może mi mechanik sprawi niespodziankę i znowu zapłacę mniej niż się spodziewałam.

Jutro „Dzień W”. Wawel będzie drżał w posadach. I zupełnie nie rozumiem dlaczego Smocza Jama jest czynna od maja do października. Ja się pytam, to smok tam w pozostałych miesiącach nie siedział? Eksmisja? Ewakuacja? Eksport może? Trudno. Planuję robić dużo zdjęć oraz w małej przerwie być bardzo mądra.

Mam wrażenie jakby od jakiegoś czasu każda komórka (nie szara a ciała) uwrażliwiła mi się na bodźce zewnętrzne. Lepiej czuję, macam, odczuwam, słyszę. I wiecie, to nie jest dobre, o nie. Postrzeganie jest fajne, kiedy jest fajne, kiedy przeestaje być fajne robi się niefajne bardzo. Bredzę. Kto ma wiedzieć o co chodzi i tak wiedział będzie, a reszta nie musi mieć powodu do śmiechu z Mojego Majestatu.

„Legion” proszę Państwa, to sobie raczej darujcie. Pffffff, taki komentarz mu się należy. Czarne anioły używające skrzydeł jako maczety jakoś do mnie nie przemawiają. Chociaż Paul Bettany jako Michael – ciasteczko. Chrup.

I proszę oto sytuacja z życia Cleosi:
Przyjeżdża do firmy jeden Pan Znajomy z Prezesem Nieznajomym. Otwiera drzwi do pokoju konferencyjnego i gestem zaprasza  Prezesa Nieznajomego do wejścia.
Pan Znajomy: Proszzzz, 5 zł się należy (napiwku w sensie dla odźwiernego)
Prezes Nieznajomy: (patrząc na Cleosię) A w naturze mogę zapłacić?
Cleosia: Jasne, a ma pan może mleko prosto od krowy, albo jaja kurze?
Przebywająca w okolicy Grabarka umarła ze śmiechu, Pan Znajomy także. Prezesowi Nieznajomemu było chyba głupio. Wychodząc powiedział „do widzenia” nawet na mnie nie patrząc.
Niektórym, niezależnie od ceny jaką zapłacili za zajebisty skądinąd garnitur i wyrąbane w kosmos buty, słoma z tych butów wyłazi i razi po oczach niczym biel skarpetek. Inna sprawa, że Prezes Nieznajomy był u nas pierwszy raz, miał prawo nie wiedzieć, że trza mordę trzymać. Ale och mój bloże w końcu od czego się ma instynkt samozachowawczy? No widać nie miał woli przetrwania gatunku.

niedziela, 21 marca 2010

Sabat był...

…:

MJ: Nie męcz mnie, ja nie mogę dużo mówić.

Iwa: Bo ja mam fafle.
Kate: To się nazywa pućki.

Iwa opowiada o wieszaniu prania w niedzielę na balkonie.
Iwa: To razi uczucia religijne niektórych ludzi.
Kate: Kto cię widzi na ostatnim piętrze?
Iwa: Ci ludzie naprzeciwko mnietez mieszkają na ostatnim piętrze.

Dziobak: (O mechaniku od pralki, korzystającym przy okazji z sikalni) Zostawił odcisk kwoich krost.
Iwa: On nie srał, on sikał. To gówno na głowie było moje.

Iwa: Straszne baby.
MJ: A co ja nie baba, żeś to do mnie rzuciła?

Who: (o Diabole) Bo on tak siedzi, coś tam sobie robi, ale jak już coś powie, to to jest takie celne i trafne, że mi majtki spadają.
Iwa: Bo ci gumka pękła.
Who: Ja nie mam  majtek na gumki…. musiałam pomyśleć.
Kate: Ty sprawdzałaś właśnie. Ręką myślałaś?

Iwa: Ja mam okna dachowe, to bez sensu myć i tak się gołąb zesra.

Iwa: (o gołebiu załatwiającym w locie potrzebę fizjologiczną) Ja mam brązowe włosy, nie było tego gówna widać.

Iwa: My tu sobie wszystko rzygamy, jak na tapecie.

Kate: Mi to wyryczają w oczy, że ja jestem taka straszna i się boją.

Kate: Ja jestem od dziecka nauczona szacunku dla każdego. Każdego traktuję tak samo źle.

Jak widać tematem przewodnim było wypróżnianie oraz wszelkie metody oczyszczania organizmu. Grabarka przyleciała na miotle. Wyglądałyśmy z MJ niemal jak siostry. Helpland przetrwał. Iwa opowiedziała tą samą historię co w zeszłym roku. Spór moralno-etyczno-prawniczy trwał do 3 nad ranem. Kate ciągle tak samo wchodzi wszystkim w słowo, ale żyje i ma się dobrze. Dziobak inkubuje i kwitnie. Marchwiak nie inkubuje i też kwitnie. Smok na koniec stwierdził, że Ona chce codziennie takie imprezki. Who nawet nie musi mówić kto dzwonił i tak wiemy po usłyszeniu 1/4 zdania wypowiedzianego przez Nią do słuchawki.
Możemy moje Panie zacząć snuć plany na przyszły rok.

sobota, 20 marca 2010

Obudziałam się...

…jakoś tak po 7.00. Idąc za radą Dziobaka, postanowiłam, że nie wstaję. Leżałam… leżałam… dostawałam odleżyn, ale leżałam… Wytrzymałam do 8.00. Właśnie usiadłam po raz pierwszy na dłużej niż 30 sekund. Odleżyny odeszły niczym wody. A propos jakiś sezon lęgowy mamy czy coś, bo Spaniel też inkubuje. A zatem będą sobie cisnęły pospołu z Dziobakiem mniej więcej w tym samym czasie.
Sprzątam, efektów nie widać, ale co tam, prasuję, gotuję, wycieram, zmywam, odkurzam, zamiatam. Ruiny łazienkowe maleją.

Czekam wieczora… zaklęcia czas przygotować:)

czwartek, 18 marca 2010

Jak nie urok...

…to sraczka, albo inna kontuzjaczka.
Najpierw mówiąc moim Misiom Puchatym, że mają wykańczać ręce w rumbie i ja chcę widziec te palce wypstryknięte, nadgarsteK zrobił mi CHRRRUP przy prezentacji. No, ale umówmy się durny nadgarstek nie będzie mną rządził.
Potem w sambie, przy tych wykończonych rękach i dłoniach, w botafogos kostka zrobiła mi CHRRRRUP i odmówiła współpracy. No, ale umówmy się durna kostka chociaż trochę większa od nadgarstka nie będzie mną rządzić.
Zmieniłam muzykę na tango i nic mi już nie chrupnęło na szczęście.
Udało mi się również wykonać jeden opiernicz, jedną pogadankę na osobności, zostać przeproszoną. Nieźle jak na kwadrans.

wtorek, 16 marca 2010

Wniosek...

…na dziś
Naród bardziej interesuje się chorym Sethem niż codziennymi cleosiowatościami.

Cieszyć się czy rozpaczać?

sobota, 13 marca 2010

Chory kot...

…na marzec zamyka się w jakichś 650 PLN. A dostaliśmy go za darmo. Inwestycja życia doprawdy.
O kwietniu nawet nie myślę.
Na szczęście jestem mistrzem kręcenia kasy na korbkę – wytwórnia piwniczna zapewnia nie tylko wikt i opierunek, ale i operację jak trzeba oraz wszelkie środki pooperacyjne.

Niech mi się nikt nie waży w kwietniu chorować, bo istnieje prawdopodobieństwo, że mi po marcu korbka jednak nawali.

Muszę lekko zmodyfikować plany inwestycyjno-finansowe na drugi kwartał. Co ja mówię – mogę je sobie wsadzić tam, gdzie nie wolno mówić, potem je mogę wydalić parę razy nawet i z tego co zostanie (motylanogamotylanogamotylanogamotylanogamotylanogamotylanoga) zrobić plan, który będzie miał ręce, nogi i będzie przewidywał WSZYSTKO.

Ale co tam, najważniejsze, że drzwi w kiblu znowu mam od dzisiaj.

wtorek, 9 marca 2010

Wiśnia umyta...

…tymi ręcami.
Koty odrobaczone ręcami weta, ale złapać i upchnąć w klatce te dwie szczały (od strzał i szczania niech będzie) to był sukces.
Mocne postanowienie niekoniecznie poprawy trwa.

Muszę wykorzystać Diaboła wieczorem i sądzę, że niespecjalnie się ucieszy tym razem.

niedziela, 7 marca 2010

Nie mam w co...

…zapakować prosektorium dla Grabarki:(

Kocica w marcu to jest proszę Państwa MA-SA-KRA. Wygenerował się nowy koszt na wkrótce – sterylizacja.

Wyprałam kwiatki z salonu i jadalni. Zajęło mi to pół dnia wczoraj i zatkało odpływ z wanny. Z odpływem poradził sobie Krtek, a ja odkryłam, że niektóre z tych kwiatków to mają nawet wzorki na liściach. Stan błyszczenia liści – boski – do pierwszego rżnięcia kafli I think.

Graża była urodziła. Z terminem na 10go, uwinęła się jak Cleosia przykazała 5go tudzież 6go. Na żywo nie widziałam jeszcze, ale ze zdjęcia to mi taki mały Français   wychodzi. Kolejny ssacz do kolekcji potomków wiedźmowych.

APDEJT:
Mówiłam, że kabinę mam w łazience? No więc mam nadal, za to nie mam drzwi. Diaboł wziął i wypierdykał je w kosmos. Jakby się ktoś do nas wybierał z wizytą to bardzo prosze sikać w domu przed wyjazdem. No chyba, że komuś open space w kiblu nie przeszkadza, bo widok sięga jadalni.

I jakby ktoś jeszcze miał wątpliwości czy jesteśmy normalni – scena z życia Cleosi i Reszty.
Cleos: (zamiata przedpokój z gruzu i zgliszczy) zamiat zamiat zamiat
Diaboł: Wrrrrrrr, bzzzzzzz, łiiiiii, szu szu szu (naśladuje koparko-ładowarkę w rytm cleosiowych ruchów z miotłą)

Kurtyna. Wszyscy jesetśmy zdrowi psychicznie jakby co.

sobota, 6 marca 2010

Z kompa...

…6 i 1/2 godziny nutek po rusku.

Na piecu chińszczyzna z sosem czosnkowym.

3 kg mniej.

Zakwasów brak.

Tańczyć mi się chce, więc chyba machnę tę choreografię, żeby sobie wstydu nie robić.

Nawet prosektorium mnie natycha.

piątek, 5 marca 2010

Brak zmian...

…w pogodzie byłby wskazany…
Reumatyzm straszna rzecz…
Ledwie chodzę. Niech ktoś przygarnie Kropka:(

APDEJT:
Rajmatyka to nic – zakwas mam w prawym udzie. I jak mnie heksa łapie to koniec, stoję i ruszyć się nie bardzo mogę. A wszystko przez powrót do Misiów Puchatych. Btw, muszę przez weekend przerobić choreografię z męskiego punktu widzenia, bo pytają się mnie dociekliwi dwaj panowie co i jak, a ja tu się zasłaniam brakiem jajek i parufona. Nieprofesjonalnie, zatem w przerwie między gotowaniem chińszczyzny, brzuszkami, rowerkiem, kryminałem i prosektorium będę jeszcze tańcowała. Aproposito, machnęłam dziś – przyznam z lekką dozą nieśmiałości machnęłam zarys truposza oraz już wyraźnie i na temat temu trupu koszulę. Diaboł powiedział, że zajedwabista, chociaż ja tam podobieństwa do jedwabiów nie dostrzegam. Jutro wyflaczone jelita i kikut ręki. Możecie zacząć sobie wizualizować i imaginować jak to wygląda. Wisieć ma na ścianie na wprost drzwi wejściowych. Nie jestem do końca przekonana, czy liczba gości Grabarce gwałtownie nie spadnie. Ale to w sumie nie mój cyrk i małpy też nie moje.
Zatem idę robić kolejną setkę brzuszków…

środa, 3 marca 2010

Ćwiczenia powodują...

…że wstępuje we mnie power-srawer i robi mi się takie coś, że nie mogę się zatrzymać.

Jutro kuńferencja z zakresu CSR  – hesus ale będę mądra!

Oraz poziom cierpliwości niebezpiecznie zbliża mi się do poziomu, w którym przestaję kontrolować struny głosowe i wydaję dźwięk i/lub syk. Jedno poraża, drugie mrozi otoczenie. Oj niedobrze się dzieje w państwie cleosiowym, niedobrze. Jakoś tak siedzę i doskonale rozumiem Who. Tylko, że po mnie nie widać. Źle to czy dobrze?

poniedziałek, 1 marca 2010

PLAN 5 - 300...

…PLAN 6 – 1 godzina.

W planie dalszym prosektorium, niech je ziemia pochłonie i parchem porośnie. Tak naprawdę to się bawię świetnie, tylko nie bardzo wiem co z tego wyjdzie. I chociaż widziałam trupa w zeszłym miesiącu, jak malowniczo spoczywał, a butki wystawały mu spod płachty, którą był przykryty, to jednak zwłoki, tym bardziej chodzące, nie są moim ulubionym tematem twórczym. Bywa, jednak czego się nie robi dla Grabarek i innych wielbicielek zakładów pogrzebowych. Powiedział Dziobak „Ty patrz, a taka fajna kobitka z niej była” i sentencją powalił mnie na kolana, bo azaliż Grabarka jest, a nawet JEST, chociaż miewa zdrowe na umyśle inaczej pomysły pt.: „no co ty, zróbmy sobie na sabacie bal przebierańców.” Zreflektowała się dziewoja, kiedy wspomniała randkowy wystrój Who „No tak, Who przyjdzie w wyjściowym żakieciku, a ja przebrana za wiedźmę, o nie!” w słuchawce rozległ się był tupot niekoniecznie małej stópki. Oczyma duszy mojej zobaczyłam Grabarkę w przebraniu na trzaskaniu u Kierownika Dyrektora Grzywki i udławiłam się zapiekanką (szt. 1) Gotowa była się przystroić i nie jestem do końca przekonana, czy udało mi się Jej to wyperswadować.

W ramach szaleństw powypłatowych (niechże tej wypłacie ziemia lekką będzie), zakupiłam lekturę w postaci „Imiennika” Bunscha. O rozpusto! O wszechogarniająca staropolszczyzno! O dzieje piastowskie! Będę się delektowała jakieś dwa dni, bo jak znam życie pochłonę jak tę cholerną zapiekankę (szt. 1)

APDEJT:
Uświadomiłam sobie właśnie, że jestem ciotką bez serca. Wśród wiedźmowych i rodzinnych dzieci mamy bowiem:
Kartofla,
Gnoma,
Robala,
Kudłatą (to nie moje dzieło, ale)
Kluchę zwanego Jęczybułą
Szpikulca.

Uroczo doprawdy:)