licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

niedziela, 27 grudnia 2009

W duchu świątecznym...

…oraz ponieważ dbam o Przyjaciół (nawet jeśli mi oznajmiają, iż mają nadzieję, że jeszcze nie idę, bo łeb myją)

O G Ł O S Z E N I E

Od zaraz, natychmiast, w tej chwili i niezwłocznie
poszukiwany mnich dezerter
miłośnik ogrodnictwa ze specjalizacją orki na ugorze i pielęgnacji orchidei,
z ptakiem nadpalonym woskowym,
może być niemowa, byle miał sprawne ręce i klaskać potrafił
cnota cierpliwości nieodzowna

Zainteresowanych prosimy o kontakt w komentarzach lub bezpośrenio na gobi.blog.pl

Tank U za uwagę

misja spełniona

sobota, 26 grudnia 2009

W Wigilię...

…Smok po rozpakowaniu czerwonego Power Ranger zapomniał o blożym świecie. Reszta prezentów mogła nie istnieć. I dobrze. Ocknęła się dnia następnego, żeby złożyć wniosek formalny, że teraz chce czarnego, a reszta prezentów też jest fajna.

W Boże Narodzenie na spędzie rodzinnym powaliło wszystkich hasło, mające korzenie w historii o pewnej pani stomatolog, że „niech się w trumnie zesra.” Pobożne życzenie, czyż nie? tym bardziej, że wspomniana dentystka żyje, ma co prawda około 80 lat, ale rwie dalej niekoniecznie chwasty. I to nie moje hasło było, żeby nie było. Potem już było tylko weselej:) Pozwoliłam sobie sporą część uwiecznić na dyktafonie, bo następne pokolenia mi nie uwierzą.

Dziś chrzciny Gnoma. Smok stwierdził, że w kościele jest nudno, zatem poszłyśmy przeciskać się w tłumie w celu obejrzenia szopki. Szopka doprawdy. Jak widzę te wszystkie wyfiokowane paniusie i czuję te litry wody kolońskiej to mię słabość ogarnia.

Jutro znowu wyjazdowo. Może u Kate znajdę chwilę na manicure? O ile nie każe mi pracować manualnie i da siedzieć chwilę w spokoju to dam radę.

Zatem czy odpoczęłam? Ależ. Trzy dni gotowania w celu nieco ponad godziny celebrowania kolacji to lekka przesada. Chociaż usłyszenie, że moja kapusta z grzybami jest dokładnie taka jak Małego Johna – bezcenne. Dobrze, że mam balkon i temperatura jest w miarę niska, bo w lodówce się wszystko nie mieści. Ponieważ zatem jestem urobiona, ledwo żyję, niemal odcięłam sobie pół fakjuka, broczyłam krwią do barszczu i takie tam – w przyszłym roku robię Wigilię dla CAŁEJ Rodziny. Chwila… Chwileczka… Dla osiemnastu osób, w porywach do dwudziestu siedmiu. Betka.

Wzruszyłam sie na „Świątecznych Szczeniakach”. Bo ja tak mam i niech mi ktoś spróbuje powiedzieć, że nie mogę. A poza tym ani razu nie włączyliśmy telewizora, trochę poczytałam mieszając tę kapustę i doprawiając barszcz. Makówki to pestka, a moja Ciotka od Brukselki nie potrafi, śródstopie mnie jakoś dziwnie boli. Dostałam piękny prezent od Diaboła i dwa, które mnie zaskoczyły i wzruszyły – od Grabarki i Sarny. Niezmiennie spotykam na swojej drodze ludzi, o których mogę powiedzieć, że są Ludźmi w moim życiu. Rekompensują mi te stada pałetających się po życiorysie dupków żołędnych, którym to życzymy, żeby się właśnie w grobie zesrali (by Duży, tak konkretnie). W ramach życzeń do Gwiazdki czy tam innego Gwiazdora, zamknęłam oczy i pomyślałam kilka. Kilka takich natychających szczęściem i kilka tchnących mściwą zjadliwością. No nie mogłam się oprzeć. Widać nie dane mi jest przemawiać ludzkim głosem, niezależnie od okoliczności:)

czwartek, 24 grudnia 2009

Ja tam w sumie...

…średnio wierząca jestem. Raczej wcale/nie bardzo. Ale, że Tradycja i Nastrój i Atmosfera, to…

…Niech te Święta będą dla Was Spokojem i Bliskością…

środa, 23 grudnia 2009

Z frontu...

…barszcz się chłodzi, kompot z suszu śmierdzi jak sam diabeł, kapusta się gotuje, karp się zacebulował. Na więcej nie mam siły. Reszta jutro, jak dożyję. Temperatura od gotowania skoczyła z 19 stopni do 22,4. Good. Kuzynka Brukselka właśnie poinformowała, że nadworna nianio-gosposia ukulała krokiety do świątecznego barszczu z marchewką i cebulą. Ktoś tak jada? Czy to przypadek jednostkowy. Wysunęła również przypuszczenie, że w nocy będę trzepać siemieniotkę. Otóż nie. Być może jeszcze ciasto dzisiaj, ale też niekoniecznie. I niech mi nikt nie mówi, że to takie boskie, bo robię dla siebie, u siebie i dla swoich. Fajnie. Tylko czemu mnie tak nogi bolą?

Karp w galarecie...

…szczeka. Hmmmm, to nawet nie takie trudne, ale do powiedzenia, że lubię to mi jeszcze zdecydowanie daleko:)

niedziela, 20 grudnia 2009

Pachnie mi tu...

…świerkiem i serowymi bułeczkami. Świerk jest różowy, a bułeczki pyszne na słodko. W karmniku dwa gołębie i sroka. W kubku czarna, gorzka kawa. W planach „Klopsiki i inne zjawiska pogodowe”. W stawach palców u dłoni ból – dziekuję Babciu, tego akurat nie chciałam po Tobie odziedziczyć. Na balkonie nowa wartswa śniegu, muszę sobie wyzamiatać drogę do karmnika, bo gołębie czekają. W uszach Buddha Bar „On walks the night”. Klimat iście świąteczny doprawdy:)

APDEJT:
Były „Klopsiki…”, a potem impreza pod patronatem Agora B-m, budowanie z lego makiet sklepów w galerii handlowej. Smok stworzył supermarket z meblami. A potem dostała kucharza z lego.
Dla odmiany pachnie schabowym bez kości. Konkluzja poobiednia jest taka, że kluski powinny się rozmnażać przez pączkowanie najlepiej bezpośrednio na talerzach i najlepiej w nieograniczonych ilościach. Jeszcze się nie zdarzyło, żebym ugotowała wystarczająco dużo (dziś 20 na 3 osoby w tym Smok).
Wczoraj w przerwie mieszania kleju do kafelek, robiłam łańcuchy na choinkę, pomagałam Smokowi odnajdywać słowa w książce do angielskiego oraz cośtam jeszcze czego nie pamiętam. Podział obowiązków jest jak widać płynny, zależnie od potrzeb chwili i nie są to koniecznie i jedynie oraz bynajmniej moje potrzeby.

środa, 16 grudnia 2009

Wracałam do domu....

…później niż zwykle i dobrze, bo mi to poprawiło humor. Jadę sobie, z przede mną biały, brudny jak sto nieszczęść Ford Courier. Wygooglać sobie proszę jak toto wygląda – brudnego może nie znajdziecie, ale będziecie mieli jakieś pojęcie o czym mowa. Jadę, patrzę, wpatruję się, a on ma na brudnych drzwiach z tyłu, palcem napisane „Jak dorosnę będę Transitem.” Uśmiałam się jak norka. A że Wiśnia, też aktualnie nie należy do tych błyszczących lakierem i woskiem, chyba sobie jutro rano napiszę na klapie „Jak dorosnę będę Ducato”

:)))

poniedziałek, 14 grudnia 2009

Na RMF...

…”Last Christmas” – mdło mi,
na CCM „Jest taki dzień” – zwracam marchewkę, którą jadłam na śniadanie,
na Zetce „Ally McBeal – Christmas songs” – matkokochana uwolnijcie mnie,
na Radio Maryja się modlą – bez komentarza,
na Jedynce – organowe granie
na Trójce – dzień ze „Śląskiem” i jak kolędują,
na Katowicach „All I want for Christams is You” – Maryśka double action
na Plusie też coś świątecznego,
na Radio 90 „Uwierz w Święta”

a gdzie moje „Felicita”??? w mordę jeża???!!!

APDEJT:
W ramach protestu świąteczno-muzycznego popakowałam prezenty:) Zostały mi dwa wierszyki/zagadki/dedykacje do napisania. Kartki wysłane. Stroiki/świeczniki gotowe. Ozdoby choinkowe jak mówi Offca – check. Lampki zakupione. Obrus z pierduśnikiem jest. Gwiazdki do pierdyknięcia są. Gwiazda nad drzwiami wisi. Czekam na rybę, siano, łuski i kapustę. Reszta ready i oczekuje gotowania. Matkoblosko! Bo wiecie, ja lubię Święta, tylko niech nie będą takie monotematyczne muzycznie:)

niedziela, 13 grudnia 2009

Sny w Hadesie

I chociaż mój mózg spowiła ciężka mgła,
Leżałem nie śpiąc, w myślach pogrążony,
Widziałem jak płomień na świeczniku drga,
Jak pełza i gaśnie śmiertelnie rażony.
I jeszcze rozbłyska sił ostatkiem.
Widziałem daleką gwiazdę nocą, ponad światem.

Mgliste postaci widziałem w oddali
Długie szeregi uśpionych pokoleń
Wciąż pogrążonych w nadziei i wierze,
Że zbudzi je słońce co ciemność pokona,
Cicho drzemiąc cichiutko przy sobie,
Jedno przy drugim w spokojnym grobie.

(…)
Księżyc świecił, lecz jego zimny blask
Był jak ognie Elma, co na masztach płoną,
gdy wieczór cieniem kładzie się jak morze,
Jak błedny ognik, co go w n oc jesienną
twe oko przelotnie pochwyci nad grobem.

(…)

Powietrze zdało się ciężkie i gęste,
Niczym ziemia wyschła i roztarta,
Co stała się pyłem, który można wdychać,
Półmrok pełen zjaw dziwacznych,
Cienie i błyski wzajem przemieszane,
Zaduch grobowej krypty, jak w baśni o czarnoksiężnikach.

(…)

Głuch jak morze, gdy je wicherz wzburzy,
Słyszałem szm mroczniejących głosów,
Niskich jak dźwięk harfianej struny.
Słyszałem jak płyną z zachodu na wschód,
Ja pytają i wyjaśniają, wznoszą się i opadają,
Jak biegną niczym fale ku mojemy łożu.

(frag. I cz. poeamtu G. Frodinga pt. „Sny w Hadesie”)

Jam morze wzburzonem
Gdy wicher nadciąga
Jak szum fali sunącej
Słyszałem westchnienie,
Przeczucie dnia
Pośród Hadesowej nocy,
Stłumione, tajemne
I pełne zdumienia.

I na oblicze
Chwilami spływał
Błysk światła
Jaśniejszy niż dawniej,
Jednak wciąż blady
Jak promień księżyca,
Co w nocy życia przenika
Przez śmierci drzwi.

(frag. IV cz. poeamtu G. Frodinga pt. „Sny w Hadesie”)

sobota, 12 grudnia 2009

"Ale kochała go...

…przede wszystkim bez powodu. Nikt wszak nie wie, dlaczego obdarza uczuciem konkretnego człowieka. Miłość nie potrzebuje wyjaśnień, ona po prostu się rodzi. (…)  Zdołała go odnaleźć dopiero po wielu nocach i dniach, wypełnionych strachem i tęsknotą.”

Margit Sandemo „Saga o Czarnoksiężniku – Oblicze zła”

…właśnie…

wtorek, 8 grudnia 2009

Coś mi się...

…śniło – nie pamiętam co. Obudziłam się kosmicznie zmęczona… Do chrzanu z takim odpoczynkiem! Dziś FAKTYCZNIE idę spać razem ze Smokiem.

APDEJT:
Uczucie mdlenia jest parszywe, najparszywsze. Ostatnich paru minut nie pamiętam. Może pięciu, nie wiem…

niedziela, 6 grudnia 2009

Upiekłam czekoladowe...

…babeczki. W końcu Mikołaj dziś ląduje na balkonie, musi mieć się czym pożywić po locie z Laponii. Operacja „Święty” ogólnie nieco komplikuje życie, ale jak potem widzę błyszczące oczy Smoka nurkującego w worze z prezentami… Bezcenne.

Kate wczoraj faktycznie biegała wokół stołu. Iwa też w zwolnionym tempie z biustem zarzuconym na plecy. Diaboł narysował mi łąkę i Smok narysował mi łąkę. Zdobią lodówkę, też mam swój prezent na Mikołaja. Zionąca sałatka jest niebowgębiasta – serio, serio, nic to, że potem się zionie – trudno. W zasadzie to standardowo było blosko. Co tu dużo pisać… Teraz najchętniej zasiadłabym do książki i połknęła tom drugi, ale czeka mnie lekkie sprzątanie, bo w końcu ten Święty, i w ogóle…

APDEJT:
Wstał po 12.00. Co Mu się stało nie wiem, bo Pędzla z nami nie było wczoraj, ale zdumiewam się wciąż:
D: Mógłbym powiedzieć Cleoś, że jesteś jak posąg bogini, ale posąg nie pachnie tak zmysłowo”
oraz
D:Uwielbiam Twoje uszka. One do mnie wołają…
C: Tak? A co takiego?
D: Ssij maleński ssij…

Witki opadają od tego romątyzmu:)

sobota, 5 grudnia 2009

Złota myśl...

…Smoka:

„Żeby była gra, to najpierw musi być kobieta.”

Skąd Ona posiada taką mądrość???

Oraz komplement dnia: „Cleos, ty jesteś kobieta wielka.”

Ukłony:)

czwartek, 3 grudnia 2009

Najpierw kapituła...

…wielce szanowna dodajmy, z jednego ościennego miasta raczyła przyznać mi nagrodę. A potem pan prezydent mać jego szczawiowa, tegoż miasta  odwołał mi jutrzejszy koncert. Jak nie urok to przemarsz wojsk prosże ja Was.

wtorek, 1 grudnia 2009

poniedziałek, 30 listopada 2009

piątek, 27 listopada 2009

Who powiedziała...

…coś na kształt tego, że jestem kretynką, albo kamikaze, albo jakoś tak, i że życzy mi powodzenia. Dziękuję. A ja tylko powiedziałam, że świnie też tak mają… Nie do Who… Chociaż Who powiedziała potem, że Ona by też tak chciała mieć jak świnia. Przestaję się dziwić czemukolwiek:) Czekam na utratę cierpliwości i kosmiczną awanturę. Trzeci rok już czekam i nic. Dobry znak. Znaczy się coś to znaczy chyba.

Widziałam BUTY. Piękne. Nawet Gabs by się zachwyciła, bo my szukamy co prawda całkiem innych ale podobnych. I co z tego? Co z tego skoro boga nie ma, a jeśli jest to złośliwiec dał mi małe stopy?! 36-37 rozmiar na 10 centymetrowej szpilce w BUTACH nie istnieje. Jest tylko w butach, a to mnie nie zadowala.

W ogóle trudno mnie zadowolić… Refleksja taka. Porobiło mi się takie coś, że o matko i córko! Gdyby nie kręgosłup, którzy już nie boli, a parzy, to ja nie wiem co by było, gdyby tak było. Jeśli kobiety osiągają szczyt formy w okolicach czterdziestki, to mnie proszę wtedy zamknąć w wieży i nie wypuszczać, bo mogę być niebezpieczna dla otoczenia.

Kate za to stwiedziła, że nie jestem uzależniona. Chwałaż blogu. Chociaż lekkie napięcie w karku odczuwam niemal ciągle. Czekam na reakcję, a że nadeszło potwierdzenie doręczenia, to mogę się spodziwać lada moment. A może jednak nie? Niech się sprawdzi to, co przepowiadają Jędze…niech się sprawdzi…niech się sprawdzi…

czwartek, 26 listopada 2009

Cieniasy:)

gdyż ponieważ nie zgadliście/łyście. A Smok owszem, że to ziemia, w sensie grunt.

To w temacie wyjaśnienia.

W temacie dnia dzisiejszego:

MATKO! ALE MI TE DZIECIAKI DODAJĄ POWERU!!!

poniedziałek, 23 listopada 2009

Gramy rodzinnie w...

…zagadki. Każdy wymyśla sobie cośtam, opisuje to dosyć enigmatycznie a reszta sięmęczy i zgaduje. Wymyśliłam, opisałam, ak iedy w końcu po kwadransie podpowiedzi Smok zgadł, kazali mi to umieścić na blogu, bo to niemożliwe, żeby ktoś normalny odgadł. No to prosze bardzo… i tak wiadomo, że tu same świry przychodzą:)

- to jest wszędzie,
- każdy może tego dotknąć,
- może być baaaardzo wysoko, albo baaaaardzo nisko,
- może być w paski,
- może mieć różne kolory,
- jak jest nisko, to można przez to przejść,
- nie je i nie pije,
- oczu nie ma i kupy nie robi, ani siku, ani również nie wymiotuje (pytania Smoka:)),
- może być mokre albo suche,
- nie ma góry ani dołu,
- nie ma prawa ani lewa.

No, to kto wie?

niedziela, 22 listopada 2009

Zadzior ma Dzika...

…z Jasła, a Spaniel Śledzika i „Majteczki w kropeczki” na płycie. Miała również nieco ponad litr Wściekłych Psów, ale się zużyły. Lekka Dunkierka na wyposażeniu tuż po powrocie do domu grubo po pierwszej w nocy – no bywa…Zadziwiające, że taka ta inwazja była marniuchna, widocznie mi tabasco dobrze robi na wchłanianie. Udany wieczór jednym słowem. Co na to sąsiedzi nie mam pojęcia, ale dywan chyba wygłuszył hołubce. Bo i hołubce były i shake your cyckas. Hasłem wieczoru z cyklu „no to siup” zostało stwierdzenie „my tu gadu gadu a Niemcy się zbroją”. Poproszę więcej takich imprez:)

piątek, 20 listopada 2009

Motyle...

…w brzuchu, nieład na głowie, ciepły polar, lśniące oczy. Takie drganie wewnątrz… pozytywne. Mrrrrrr… czekam…

APDEJT:
Znalazłam w Chmielewskiej TAKIE zdanie o wymiarze sprawiedliwości i prokuratorach, że splułam książkę i dostałam spazmów. Kocham Kate! Chociaż jest prawniczką:)

czwartek, 19 listopada 2009

Nie mam dużych...

…wymagań… To znaczy mam kosmiczne, ale nie jako nauczyciel-trener-pedagog. To znaczy też, ale nie o to chodzi. Tancerz nie krowa, gumy na parkiecie nie żuje. Prosiłam grzecznie raz, na początku września. Oraz rąk w kieszeniach nie trzyma i nie podpiera się jak bydlę w kuflolocie. Tyle jeśli chodzi o zasady panujące, reszta dowolna, nawet wydurniać się mogą w miarę miary umiaru. Tfu. No żesz! Przylazł i miele. Zatem mówię cielakowi, że halo! guma raus! Wypluł. Ok. Cielak mógł nie zrozumieć. Ale jak mi w połowie zajęć wyjął z kieszeni drugą i wraził w otwór gębowy to mnie kurwica chwyciła. Bo tu już nawet nie chodzi o gumę tylko szacunek do tego co uczy. Poprosiłam grzecznie, że won z gumą. Bo ja w końcu jestem grzeczna, tak? I kulturalna tak? No! A on, gówniarz jeden udał, że UWAGA połyka tę gumę, a za trzy sekundy mielił pyskiem dalej. Nooooo. Wychodzisz kolego, żegnam oschle, do widzenia, proszę się kurcgalopkiem i świńskim truchtem utrzymać w odległości możliwie ode mnie największej. Został. Dobra, w końcu ta kultura i w ogóle.
Potem mi się napatoczyli jacyś lekko naprani 14-15latkowie z okolicznych melin, w ramach oglądactwa przyleźli z niewybrednymi komentarzami. Dzieci moje z przerażeniem patrzyły, jak pani trener obejmując ramieniem jednego, drugiego i popychając wzrokiem trzeciego wyprasza ich za drzwi ze słowami „spiętralać panowie, bo mi się cierpliwość kończy.” Auta mi nie porysowali – ach ta okoliczna kultura.
Na koniec zajęć zakrzyknęłam radośnie, że ogłoszenie parafialne mam jedno. „Chamstwa moi mili nie zniese. Możecie nie umieć. Możecie się wygłupiać nawet czasem. Możemy sobie tu na luzie, ale jak o coś proszę, a to nie są kosmiczne wymagania, to tak ma być, bo mnie krew dziewicza w przeciwnym wypadku zalewa” – z głębokim spojrzeniem w oczęta cielaka wygłosiłam. Przyszedł potem solo – przepraszać. Kurde! Nie jestem aż taką jędzą (chyba), ale powiedziałam mu, że przepraszać, to mnie mógł za pierwszym razem, teraz to mi musi przejść. Poszedł ze spuszczoną głową, ale nie sądzę, żeby to utkwiło w tym łbie na dłużej. Obaczym. Plus tego taki, że reszta patrzyła z lekkim osłupieniem i słuchała w pół sekundy. No, nie ma tego złego…

Odzyskałam dostęp...

…do Gabs. Czuję się ja w trakcie powrotu po latach:) Zgodnie ustaliłyśmy, że zupełnie idiotycznie zachciało nam się kulturalnymi być i z bon tonem na ty. Kretynki. Ja się nie odzywałam, bo mi głupio było, że taka ze mnie idiotka, że się zalogować nie potrafię, Ona bo myślała, że ja nie chcę i narzucać się nie chciała. Też durna:) Po niejakim czasie, dodam obfitym w dni i miesiące uznałam, że wurde dosyć i posłałam maila. Okazało się ostatecznie, że wypięła się na nas gazeta.pl – psia jej mać. I teraz czytam, czytam, czytam i czuję się jak u siebie. Nigdy więcej nie będę dobrze wychowana – obiecuję:)

Znalazłam śliczne kawowe rękawice do kuchni. Nie ma tego złego… w sensie, że Diaboł jedną z poprzednich spalił, bo się rzekomo tak martwił, gdzie ja jestem w czwartek po południu (no proszę, kto mi powie, gdzie bywa Cleos w czwartki po południu? łapka do góry. Nie takim tłumem proszę!), że nie zauważył jak ją wsadza w ogień i fuuuuuu – sfajczyła się.

Z utęsknieniem czekam na wyjazd z Grabarką na giełdę kwiatową. Muszę kupić choinkę przed sekretariat, bo dotychczasowa wygląda jakby ją bożonarodzeniowy wielbłąd od jednego Króla wymemłał i wypluł. I znaleźć muszę światełka różowe, bo u nas w tym roku świątecznie dominować będzie kolor prosiakowy.

Chciała mnie Pani Drukarenka zrobić w bambuko. Być możę niespecjalnie, nieświadomie, niekoniecznie celowo, ale ciśnienie skoczyło mi na 320 i lekka ta, co nie mogę powiedzieć, bo nie przeklinam przecież mnie trafiła. Oraz krew dziewicza czy co tam. Bo ja ok, jestem na L4, ruszam się z domu wyłącznie na balkon do karmnika, żeby nasypać żarcia naszym gołębiom i sikorkom, ale kurde sklerozy przez to czy innego pomieszania nie dostałam. A Ona mi pisze, żeśmy grawerowali, kiedy ja wiem, żeśmy tłoczyli na sucho. Kwestia 200 PLN różnicy w fakturze końcowej. Zakładam, że Szefowi S. 200 PLN od ust śniadania nie odejmie, ale cholera nikt mi kitów wciskał nie będzie. Upewniłam się w firmie, czy dobrze pamiętam i na Jej uprzejmego maila „Pani Cleosiu już wiem jak było. W zeszłym roku grawerowaliście…” posłałam Jej równie uprzejmego „Pani Drukarenko wg zamówienia nr…. z terminem realizacji na…. w pozycji 3 było tłoczenie suche w pozycji 4 matryca, zatem proszę o wykonanie tłoczenia wg zeszłorocznej matrycy, bo matryca została u Was.” Odpowiedzi nie dostałam. W sumie się nie dziwię, też by mi głupio było.

Poprawię sobie humor i obniżę ciśnienie nową dostaną Chmielewską. Z dedykacją o małpowaniu, którą to dedykację zauważyłam wczoraj. Bystrości dodaj mi skrzydeł:)

wtorek, 17 listopada 2009

Zrobiłyśmy ze Smokiem...

…cleosiowe soki z tegorocznych zbiorów leśnych. Smok pomagał w przelewaniu, zakręcaniu, odkręcaniu, po czym sama opisała wszystkie butelki i nakleiła co wypisała. Pomocnica:)

Korki są w mieście takie, że mózg w poprzek staje. O ile go ktoś ma, bo przykładów bezmózgiej jazdy mam na każdym skrzyżowaniu co najmniej kilka. Karetki, policja, straż i blog wie kto jeszcze. Ale od czego ma się Smoka?! Otóż proszę ja Was, kiedy zmieniamy pas w korku, albo jest akurat jakieś wyrąbane w kosmos zwężenie drogi, albo Cleoś stanęła jak to cielę, a potem postanowiła zmienić zdanie co do trasy co robi Smok? Smok wychyla się z fotelika tak, żeby Ją było dobrze widać przez szybę i do Pana/Pani na sąsiednim pasie za nami robi oczy kota ze Shreka w połączeniu z łapkami. Działa!!! Zawsze!!! A potem na właściwym już pasie przybijamy piątkę i martwego żółwika:)
Posiadanie dziecka zdecydowanie ułatwia życia:)

APDEJT:
Przerzuciłam 43 opakowania kafelek. Z miejsca w jadalni na inne miejsce w jadalni. Na grób proszę białe lelije. A potem zmartwychwstanę, bo mnie czeka jeszcze z jadalni do łazienki. Ale to już baaaardzo chętnie, bo to będzie oznaczało, że JEST:) I tak naprawdę, lubię takie zmęczenie i strzykanie w kręgosłupie:)

niedziela, 15 listopada 2009

Na naszym...

…balkonie
 sikorka

Oraz w prezencie od Ciotki Brukselki „Saga o Czarnoksiężniku”. Mnią (jak mawia Offca):)

sobota, 14 listopada 2009

Ach cóż za...

…dzień był się wykluł! Azaliż najpierw znaleźliśmy odpowiednią kabinę prysznicową. Koncepcja łazienki się lekko pierdyknęła, ale w sumie tylko krowa nie zmienia poglądów. Dla pewności, po konsultacjach z Dużym, pojechaliśmy do jeszcze jednego sklepu. Stanęlim przed ekspozycją, rozdziawilim gęby, po czym jaśnie oświecony Diaboł orzekł:
„O ja pierdolę, kogoś tu chyba boli!”
Bardzo mądrze orzekł dodam, gdyż rozdziawialiśmy się przed hazielszczotką. O dziwo (proszę pani znaczy się), szczotka niby była normalna, na srebrnej rączce z jakiejść stali, z normalnym włosiem, wsadzona w pomarańczowo dymioną szklankę przykręcaną wraz z obejmą do ściany. Wszystko gra, tylko po spojrzeniu na cenę oboję ryknęliśmy dzikim śmiechem oraz rozlicznymi komentarzami z gatunku „kogoś pogięło” i inne takie. 1459,90!!! Za SZCZOTKĘ!!! Dzięki Ci o Duży za skierowanie do tego sklepu – człowiekowi się od razu humor poprawia, jak widzi taki dowcip. No serio. W ramach natychmiastowych przemyśleń stwierdziłam, że nawet gdybym miała kasy jak lodu, po same uszy, to tyle kasy za hazielszczotkę – nigdy w życiu!

A propos „Nigdy w życiu” obejrzeliśmy wczoraj „Jeszcze raz”. I Diaboł mię poinformował, że ja też tak z Nim jeżdżę autem jak Stenka z Fryczem. Po głębszym zastanowieniu stwierdzam, że jest to najprawdziwsza prawda. I tyle, no bo co ja mogę, że tak mam.

W głowie mi gra „Tyle słońca w całym mieście”, z głośników „Jesteś lekiem na całe zło”. Otworzyłam wszystkie okna, obydwa skrzydła drzwi balkonowych, wchłaniam słońce:)

piątek, 13 listopada 2009

Prawdziwy Taniec...

…ma się nie w nogach, ale w sercu i w głowie. Same kroki to nic. Wszystko to Czucie, Oddychanie Rytmem. Nawet z podstaw można wydobyć Taniec, ukryte dno dostępne tylko tym, którzy Widzą Muzykę, a nie tylko słyszą, którzy, przy pierwszych taktach rumby widzą Obraz, który chcą stworzyć, Uczucie, które chcą oddać, czują Rumbę każdą cząsteczką ciała. To widać w oczach, w ruchach, w zapomnieniu. Widać niezmiernie rzadko, a kiedy już się zobaczy, to powód do dumy dla trenera i można sobie wtedy powiedzieć „znowu mi się udało”.

czwartek, 12 listopada 2009

Via Tragara...

…wygląda jak żywa. Wprawiam się, rozsnuwam wspomnienia, przeglądam stare zdjęcia. Magiczne miejsca, słoneczny blask wokół i we mnie. Teraz mam swoje magiczne miejsce na ziemi zupełnie gdzie indziej. I chociaż temperatura na dworze oscyluje wokół 5 stopni (a to nie jest to, co Cleosie lubią najbardziej), chociaż w tym kraju nie można kupić Mellanurc, chociaż nie mam pod reką lazurowych plaż, nic to – stworzę sobie. Rozstawiam sztalugi i po paru godzinach mam to, do czego rwie się cleosiowe serce.

I jeszcze zastanawiam się, jak to zrobić, żeby w poniedziałek iść już do pracy. Bo dostanę młodych, jak tu jeszcze trochę posiedzę.

Oraz na koniec zasypiam w fotelu bujanym w najważniejszym momencie filmu. Budzę się, przecieram oczy, a Diaboł siedzi obok się uśmiecha. No to zbieram zwłoki i idę w przerwie na reklamy obmyć boskie ciało, po to, żeby wrócić na samą końcóweczkę filmu. W końcu i tak widziałam go jakieś piętnaście razy. I przecież naważniejsze jest to, że oglądamy ten film razem, że nie muszę szukać Go na ósmym hektarze, kiedy chcę się przytulić. Mam Go na wyciągnięcie ręki…

wtorek, 10 listopada 2009

Hesus Marija...

…Fernandes del Flores de la Muerte czy jak to tam było. Pierwszy dzień w domu, a ja już chodzę po ścianach. Bo ile można malować? (Sui margini jak oni, ci malarze, malowali taką Panoramę Racławicką, albo inne wielkogabarytowe dzieła, to ja doprawy nie mam pojęcia – po 3 godzinach ręka odpada.) Ile można pranie robić? Bajki oglądać? Grać ze Smokiem na kompie? Odbijać balony? Zwierzę stadne jestem wybitnie, ja chcę między ludzi jakichś, do narodu!!! Może być nawet wkurzający, byle by był. Zadzwoniłabym do kogoś, ale wszyscy jeszcze w pracy, albo w drodze z pracy do domu, albo nie mogą gadać, albo cośtam. O dżizusku! (Na szczęście za chwilę powinien przyjść hydraulik. Lepszy hydraulik w garści, niż naród na zewnątrz.) Miała przyjechać Ciotka, ale utknęła w BXL. Cholerna mgła. Jedyna rozrywka, to Pani Drukarenka, która cztery  razy dzwoniła uzgadniać druk terminarzy. Ależ jestem ukontentowana jak szlag. Potrzebę alienacji przejawiam jedynie w momentach skrajnego megazdołowania, a i wtedy wystarcza mi pół dnia (patrzcie: Juchy vel Niwy), a potem wracam do żywych i socjalizujących się, bo nie zniosę dłuższej samotności…

…(cholera zapomniałam, że mam jeszcze książkę i krzyżówki. Zaraz po nie lecę)

(Przyszło dwóch. Idę się uczyć wymieniać rurkę)

niedziela, 8 listopada 2009

Dobry wieczór...

… Państwu.

Smok ma ospę.

Bez odbioru.

Otworzyłam drzwi...

…i…

mam najlepszych Przyjaciół na świecie!!!


a kiedy poszli stałam w kuchni objęta Ramionami i ryczałam jak durna. Bo nikt, nigdy…wurwa…

Dziękuję Wam – żadne inne słowa nie przychodzą mi do głowy – naprawdę, bardzo, bardzo…

piątek, 6 listopada 2009

Od czasów Juchów...

…zwanych Niwami schudłam 4 kilogramy. Znaczy jest dobrze. Żarcie marchewek się oplaca, chociaż się może niejednoznacznie kojarzyć. Jeszcze tylko 2 z małym haczykiem i będę najboskiej najboskiejsza:)

APDEJT:
Rodzinny „Sezon na Misia” zaliczony. Smok owinięty różowym śpiworem, siedzący w bujanym fotelu, to kwintesencja Helplandu. Na stole popcorn, na ekranie miś i My – Rodzina.

APDEJT 2:
Kiedy wyszła w tej sukience to Prezesowi szczęka opadła. Matko jak ja Jej zazdroszczę takich nóg! Wyglądali na spiętych, skupionych, zestresowanych. Zatańczyli bezbłędnie, zatem próba generalna jutro o 17.00. A potem niech się dzieje wola nieba. Satysfakcja z dobrze wykonanej roboty jest tym większa im przyjemniej ogląda się efekt własnej pracy. Mnie było dziś wyjątkowo przyjemnie. Siedziałam sobie na krześle podanym przez Prezesa na moje pierwsze jęknięcie, że „siadłabym se bo mie nogi bolom” (gdzie się tak wychowuje nastolatków? ja tam poślę Smoka za jakiś czas na poszukiwanie męża), a więc siedziałam i uśmiechałam sie do siebie patrząc na nich. Dobrze, że tego nie widzieli, bo generalnie robię za straszliwie wymagającą zołzę, szalenie sympatyczną i owszem, ale wykańczającą ćwiczeniami. Jak na ten etap nauki, ten poziom i ten czas ćwiczeń – jestem zadowolona:) Dumna będę jutro, jeśli się nie pomylą:)

środa, 4 listopada 2009

Coś bym chciała...

…napisać… Ale jednak nie…

Zamiast tego może tylko to, że to chamstwo, drobnomieszczaństwo, grubiaństwo, prostactwo i słoma z butów aż żałość bierze. No, niech ja tylko usłyszę to samo, co usłyszałam, że usłyszała. Może i jestem konająca, ale w nastroju na malutką batalię. Może być słowną.

poniedziałek, 2 listopada 2009

Roma non...

… e stata construita  in un giorno… Tak to wiem. Oraz jeszcze gli occhi sono lo specchio dell’anima – moje są zimne.

sobota, 31 października 2009

Mam proszę ja Was...

…taki widok za oknem, że sama nie wiem jak go opisać. Więc chyba sobie namaluję. Ten widok, albo inny. Gdyż azaliż ponieważ niejako Diaboł stwierdził, że On woli w łazience moje obrazy niż widok, który wisiał gdzieśtam, i który ja za to uwielbiam (za widok, nie za wiszenie). Póki co siedzę przy stole w jadalni i podziwiam – między jedną krzyżówką, a drugą. Leniwe poranki mają to do siebie, że są leniwe. Jakoś mi nie pasują. Z jednej strony niby przyda się dychnąć, bo zasmarkana jestem po czubek głowy, oraz  wypluwam płuca z zastraszającą częstotliwością. Z drugiej, jak tak sobie siedzę i nic-nie-robię, to się Diaboł dziwi i głową kręci, że to do mnie niepodobne, że ja ZAWSZE latam jak kometka, zasuwam, wymyślam, robię, przemieszczam się, działam. Jakaś taka strasznie ruchliwie przewidywalna jestem – wiadomo bowiem, że nigdy długo nie usiedzę. A ponieważ wiadomo, że trzeba dbać o to, żeby w związku nie bylo nudy, rutyny i przewidywalności, to właśnie w ramach bycia nieprzewidywalną siądę sobie i będę wobiła NIC. A co mi tam!

piątek, 30 października 2009

Tak jest...

Tu króluje zeszłoroczny czas
na posłaniu z liści buczynowych
stąd do ziemi dalej niż do gwiazd
zachwytu swego nie wysłowisz

rosną skrzydła u ramion
czas się w wieczność przemienia
obłocznieją wszystkie ziemskie sprawy
gdy zbliżamy się do szczytu po kamieniach”

czwartek, 29 października 2009

środa, 28 października 2009

Powiedział mądry...

Feliksiu, że „najtrudniejsza jest walka z własnymi urojeniami – bo nie widać przeciwników”. Miał chłopina rację, tyle tylko, że pominął jeden drobny przypadek… walki z CUDZYMI urojeniami. Wtedy to już nic nie widać. Powiedziała też jedna mądra kobieta, że „z głupim walczyć prościej, bo na niektóre rzeczy, na które wpadłby, gdyby był mądry po prostu nie wpadnie.” Miała kobita rację, tyle tylko, że pominęła jeden drobny przypadek… walki z kimś kto MYŚLI, że jest mądry. I powiedział jeszcze jedne mądry purpurat, że „cierpliwość sprawia w nas, że z jej pomocą znosimy zło doznawane od innych, że chronimy się od niedobrego smutku.” Miał rację chłopina, tyle tylko, że pominął jeden drobny przypadek, kiedy NASZA cierpliwość KOGOŚ od niedobrego smutku nie chroni. Zapytał mnie dzisiaj MJ „I co teraz?” Powiedziałam „Mam czas.” Bo mam. I spokój, i Moje Miejsce na ukojenie, i Przyjaciół, i Rodzinę, i Miłość, i Helpland, i Szczęście… Moje „mam czas” do tej pory nigdy nie oznaczało niczego dobrego… nigdy…

poniedziałek, 26 października 2009

Kate nie chciała...

…to ja piszę.

Dwuminutowy fiut to objaw dzikiego pożądania, żądzy nieujarzmionej i uwielbienia na piedestale.

W kwestii przeszłości: siedmiominutowy fiut to objaw nieporadności samczej. Taki ni pies ni wydra.

niedziela, 25 października 2009

Gdybym wierzyła...

…w boga – jakiegokolwiek – powiedziałabym sobie, że jest prezentem od niego. I tylko zastanawiałabym się z jakiej okazji.

Ale nie wierzę, zatem ciągle nie mogę wyjść ze zdziwienia, pomiesznaego z niedowierzaniem i radością z takiego prezentu znikąd…

sobota, 24 października 2009

Dziecięce zabawy...

…uskuteczniam.

Leży Cleosia na tapczanie i udaje śpiącą księżniczkę. Leży i przez sen wyje:
Cleos: Och gdzież ach gdzież jest ten książę, co mnie obudzi i za którego ja wyjść zdążę?
Przychodzi Smok w chełmie, z mieczem i tarczą.
Smok: To ja jestem księżniczko ten książę (cmok Cleosię w policzek na obudzenie)
Cleos: Jak masz na imię księżę?
Smok: Marian.
Cleos: Ekhe ekhe ekhe.

Chwilę potem Księżniczka Hulajnóżka i Książę Marian biorą ślub, przed elektronicznym słoniem co robi za księdza.

Słoń: (głosem Smoka) Czy ty księżniczko bierzesz sobie tego księcia Mariana za męża.
Cleos: Jasne.
Słoń: (głosem i ustami Smoka) A czy ty książę bierzesz sobie tę księżniczkę za żonę?
Smok: Tak, szybciej, bo ci się zaraz baterie skończą.
Słoń: (głosem jw) Oświadczam was mężem i żoną, możecie się pocałować.

Ma to dziewczyna, Marian znaczy opanowane do perfekcji. Niech mi tylko ten jej Szymek podpadnie:)))

piątek, 23 października 2009

Uskuteczniłam rano...

…przemoc w rodzinie. Skutecznie i boleśnie jak sądzę. Przez sen co prawda, ale głupio mi i tak. Czuję niesmak do teraz. Fuj.

Smok oszalał na punkcie tańca brzucha. Całą przerwę w koncercie stała w przejściu i się gibała. Kocham Ją, no serio.

czwartek, 22 października 2009

O motyla...

…noga, motyla noga… motyla noga!!!

To nie jest dobry dzień. Chociaż wszyscy się pytają czemu ja taka miła i grzeczna i uprzejma jestem i dlaczego cała w skowronkach. A ja otóż nie jestem, tylko się staram nie wyżywać na blogu ducha winnych robaczkach. Całą notkę mi wcięło, bo jestem kretynką i se klinkęłam nie tam, gdzie trzeba, ale już złóżmy na karb Prawa Murphy’ego. A co tam, nie może być przecież źle dla samego źlebycia. BUUUUUU. Se pobuczę chociaż, bo co mi zostało i wiem przynajmniej, gdzie te przecinki stawiać. Odbierałam zatem te telefony głosem z 0-700, zgłaszałam sama z siebie chęć niesienia pomocy niedojdom i nieudacznikom, uśmiechałam się aż do szczękościsku, nawet sobie żartowałam. Do południa udało mi się paru zainteresowanym wytłumaczyć, że nie, że owszem chomiki mi się klonują, ale co tam dam sobie radę. O motyla noga. Nie po to uważam i głoszę, że się nie powinno wkurzenia przynosić do pracy, jeśli praca go nie powoduje, żeby się samej tego nie trzymać. A co, twarda jestem na bok się czeszę.

Udało mi się zgrzać jak norka w zimnej sali, więc pewnie jutro słowa nie powiem. A dzisiaj było dobrze, niemal idealnie. Mogłam nawet mówić, a lekka chrypka pomagała tylko w tym 0-700. No, ale…

I może nie jestem Agustin Egurrola, ale się zaczynam zastanawiać, czy te moje dzieciory podołają tej choreografii. Jest jako-tako, a to mię nie zadowala. Pragę być zadowolona, stać, liczyć i kiwać głową z aprobatą. A tu tymczasem motyla noga i odwłok. Trzeba nad tym popracować. Nieco.

Nie tylko Offca ma fioła. Kartki świąteczne leżą w szufladzie. Jeszcze nie wypisane, ale już zakupione. Moje dzieci robiły i naprawdę, ale tak serio serio są śliczne. Jak w sklepie, tyle, że tańsze o połowę.

Są takie książki, które trzeba najpierw przeżyć, żeby je zrozumieć od pierwszej do ostatniej litery. Żeby móc się nad nimi wzruszyć, żeby poczuć w głębi pod żebrami, że te słowa trafiają tam, gdzie powinny, w samo serce w komorę prawą lub lewą i zatrzymują bicie na chwilkę, bo są o nas. Są takie książki, o których nie można powiedzieć komuś „dopiero teraz to czytasz?” i patrzeć jak na ćwierćinteligenta, bo tak naprawdę one zawsze były w nas, tylko ktoś to potem/przedtem przelał na papier. Są takie książki, które wszyscy już czytali, bo był trend, moda, takie to było jazzy i fit i jakie tam jeszcze chcecie, a ja je czytam dopiero teraz. JĄ. I cieszy mnie to, bo spędziłam kilka godzin poruszona opowieścią z wnętrza mnie, odczuciami, które były, które miłe może nie są, ale pokazują PRAWDĘ, taką prostą, prawdziwą, głęboko schowaną. I cieszę się, że nie poszłam za owczym pędem wtedy, bo teraz każda litera woła do mnie „tak było, to prawda, znasz to, poczuj to, doceń.” Czasem wystarczy poczekać, może i nieświadomie, żeby odkryć, że ma się WIEDZĘ, że się ROZUMIE, że można CZUĆ BARDZIEJ.

środa, 21 października 2009

Wczoraj...

…poszłam spać o 21.09
Dzisiaj o 16.35 i spałam do 18.47
Smok idzie spać o 20.00…

…a ja razem z Nią. Chyba mi ktoś wyjął baterie.

Spotkałam ją/go na skrzyżowaniu przy Średnicówce i Renault. Malutka/tki. Jeszcze chwila i miałabym psa. Ale tak mi było zimno i do kitu… Łapanie psa mogę uskuteczniać bez wskazań gorączkowych. Może poczeka?

poniedziałek, 19 października 2009

Człowiek kombinuje...

…główkuje, robi misz-masze po czym kupuje kozaczki cud/miód/orzeszki/orgazm dziki idealnie pasujące do zielonego futra za 5 PLN. A wszystko to efekt braku rury na widoku i boskiego weekendu. Serio serio. Jak się tak skutecznie przegoni przeziębienie, to nawet Who się dziwi. Oraz o 8:03 wydaje odgłos paszczowy, że (imaginujcie sobie głos Who jak wpada w egzaltację) „Paznokcie sobie robię, nie pogadamy teraz!!!” To, że przed chwilą zbluzgała mnie od głupich wariatek pisemnie to pryszcz. Na dupie. Dupa bowiem pozwalam sobie mówić. I ja nie robię sobie paznokci, z czym mi nawet dobrze oraz z brakiem odpowiednika motylej nogi też. Jakieś dziwaczne konstrukcje zdaniowe mi wychodzą na tym blogusiu, a tu przecież mam te bajki pisać, co to je będzie Kate Granatnik wydawała. Dobry bloże, kiedyś mi się przestaną te Jej wszystkie osobowości opatrzone pseudonimami mieścić w linkach. Złowieszczo się śmieję na różne okoliczności, których nie wyjawiam postronnym. Kto miał mieć objawione ten ma. Alleluja – a nie to dopiero na wiosnę, czy jakoś tak. Że niby o weekendzie było… No tak, było złomowisko, Gnom, Who, pizza jednak mimo wszystko jesli Państwo pozwolą „Better Than” a nie „The Best of” – póki co. Gnam do ideału, nieco pod górkę, ale gnam. Życzenia spełniam w przedbiegach więc szykujcie palce do tego nosowego wsadzania, czy gdzie tam, bo mam dobry okres w życiu. Tfu tfu nie zapeszać. Laleczka voo-doo czeka na lepszy czas. Dla niej lepszy, mnie nie trzeba na razie. I jak to miło, że się ktoś o mnie martwi i wydumowywuje wyimaginowane powody nierobienia czegośtam. Ja jestem doprawdy ciekawa jaki, poza podanym mógłby być ten powód, ale mi się gg nie odpala, a na wzniosłe konwersacje nie mam siły, to się pewnikiem nie dowiem. Czarna jak noc wyobraźnia podsunęła niektórym moim schizofrenicznym Przyjaciółkom jakieś  kosmiczne pomysły. Kochane. Znaczy głupie wariatki chciałam powiedzieć. Na szczęście pozostałe moje Przyjaciółki nie dumają po nocach nad sensem nierobienia, tylko przyjmują tłumaczenie – zresztą prawdziwe z głębi serca:)
O weekendzie było zdaje się. Owocnie, owocnie. Urodziny były u Rodziny. Nowy absztyfikant jednej z kuzynek zwany Panem Pikusiem póki co nie u cieka z piskiem. A ja mu się w sumie dziwię – ja tam bym uciekała.
Relaks.
Co nie znaczy, że się wyspałam na przykład, zatem dziś rano jeden pan mnie obtrąbił omal nie wjeżdżając mi w zadek. Ja przeciwko urozmaiceniom nic nie mam, ale jakby mi wjechał to byłaby mea culpa i lekka dupa. Tak, dupa pozwalam sobie mówić.

sobota, 17 października 2009

Od jakiegoś czasu...

…jest mi paskudnie. Powody są różne… może to plucha i brak słońca?

APDEJT:
Będzie się nazywała „Better Than” – ta pizza. A co!

APDEJT ZWEI:
Dzisiajszy wieczór spędzam z Who w sypialni. Się będzie działo, biorąc pod uwagę, że wyznajemy sobie miłość gorącą, a jak wiadomo ja bez miłości w sypialni nie ten teges.

APDEJT TRZY:
Była Who. Tego się nie da opisać. Dalej nic nie wiem, nic nie rozumiem, ale żeby nie było – ok poczekam. Oraz małpa wygląda  lepiej w moim futrze niż ja sama, to je sobie wzięła. A co, niech ma skoro już i tak wten zachwyt wpada:)

piątek, 16 października 2009

Zaserwowałam dziś...

…pizzę. Diaboł mówi, że pycha, ja że w skali od 1 do 10 dla pizzy – marne 4. Iwona Szymańska-Pavlović własnej kuchni się znalazła. I że niby jak ja nazwę tę pizzę? Otóż nie nazwę, bo na cleosiową nazwę zasługuje jedynie coś, co smakuje bosko a nie jak nawciepywany glut. No. Dojdę do wprawy (prędzej czy później każdy dochodzi) to będę wymyślała nazwy i inne duperele.

Krzaki som. Gotowe. Jutro maluję.

Oraz proszę Państwa to tango – och, ach. A choreografia jaka do cha cha cha! Mnią. Z pazurem trochę. A Diaboł zazdrosny o Prezesa. Gupi ach gupi. A Prezes się wije z Żarówką. Fajnie ach fajnie. A na koniec walc angielski solo. Tiaaa… no mało sobie nóg nie połamali tak lecieli na wezwanie. Pańskie oko… i takie tam. Czasem jedna pochwała robi więcej niż stado awantur i nagan. Nie moja wina, że chłopaki sympatyczne są i chcą się uczyć. A także mieliśmy dzień pierdzenia – nie pytajcie plis… W sensie, że proszę mi tę stopę postawić w całości na podłodze prrrrrrut, plackiem prrrrut, płasko cholera prrrrut. Dotarło to najważniejsze. Metody dydaktyczne dziwne, ale skuteczne.

Ziiiimno. Niech ktoś coś zrobi!!! Włączy ogrzewanie na przykład?!

środa, 14 października 2009

Okresowa samoocena...

autoironiczna. Nie ma nic wspólnego z menstruacją, ani zawirowaniami pogodowymi. Nic.
Jestem wymagająca. Poprzeczkę zawsze stawiam wysoko. Wymagam od wszystkich, najwięcej od siebie, żeby mi nikt nie zarzucił, że chcę czegoś czego sama nie. Zatem jeśli nie to ja też nie, jeśli tak to i owszem ja też. Nienawidzę głupoty, chamstwa i bezmyślności – uczulenie mam. Jestem anielsko cierpliwa, kiedy trzeba, można mi na język nadeptać, na głowę mi można wejść i poskakać słowa nie powiem. Mściwa jestem do przesady i pamiętam po latach. Wielkich krzywd – tych naprawdę wielkich nie wybaczam, nie zapominam i nawet jeśli z pozoru wyglądam, jakbym o tym nie myślała od dekady, knuję plany i wcielam je w życie – boleśnie dla kogoś przeważnie. Przy tych wielkich krzywdach nie waham się dzisiaj kochać, jutro nienawidzieć – jedno i drugie szczerze i z głębi serca…

…To wszystko zdecydowanie nie ułatwia mi życia. Nie ułatwia też życia ze mną. Nie wiem, czy ułatwia bycie mi bliskim i przyjacielem, ale na pewno uświadamia, że niedobrze być mi wrogiem. Najgorzej jeśli jedna parszywa cecha wyklucza się z drugą, a dwa odczucia w temacie dowolnym trwają jednocześnie. To mi właśnie nie ułatwia życia. Wcale a wcale.

poniedziałek, 12 października 2009

Z własną porażką...

…pogodzić się trudno. Nawet jeśli osładza ją wyjątkowa mądrość Dziecka. Nawet jeśli to Dziecko jest mądrzejsze od własnego ojca. Trudno zrozumieć zachowanie, z którego wynika wyłącznie zacietrzewienie, kiedy samemu zapomina się o zaciętości dlatego, żeby Dziecko nie słuchało, nie odczuło. Trudno pogodzić się z faktem, że można się aż tak pomylić w stosunku do człowieka, którego się dla siebie wybrało. Gorycz. Bo miało być inaczej „po”, z klasą. Puste słowa odbijają się czkawką. Bo nie ma klasy. Nie ma nic, tylko złość, urażona męska duma, zemsta, złośliwość, zakorzeniona głęboko uraza. Rozumiem. Naprawdę – to nie banał rzucony od niechcenia. Rozumiem ból i staram się obchodzić łukiem, ale to zupełnie kłóci się z tym, co mam w środku. A w środku mam chęć wdeptania w ziemię, na okoliczność tego, że Dziecko boi się zapytać ojca o coś bo „tato będzie na mnie zły.” Idąc za radą stwierdziłam „Dobrze, minął rok jak mówiłeś. Zakładam, że wiesz co mówiłeś – zatem teraz będzie tak i tak, nie widzę powodu żeby nie.” I co? I jaka odpowiedź? „Nie cygań. Jakoś o inne rzeczy się nie boi pytać.” Postawiłam sobie za punkt honoru okłamywać go choć nie mam już po co – ktoś wyczuwa ironię? Całkowity brak chęci zrozumienia – nie mnie – Dziecka. A Dziecko chce móc mówić do Niego „tato”, i boi się, że tatuś Go zabije. Ktoś potrzebuje psychologa – może ja, do pomocy, jak to zwalczyć, pokonać, zmienić. Mieć gdzieś jego emocje, dopóki nie dotykają Dziecka. Niech będzie szczęśliwy, albo niech zdycha jak mu wygodniej. Sam, z nią, z nim – wszystko mi jedno. Powinnam być może odważniejsza – słuchać tych rad i postępować tak-tak-tak – jak przykazano. Problem widzę tylko jeden – nikt z nich nie był w takiej sytuacji otwartej wojny- jeszcze, wcale. Trudne. Nie jestem chyba wystarczająco mądra. A myślałam, że może jednak jestem. Ani wystarczająco stanowcza. Trudne, kiedy patrzy się w oczy Dziecku mówiącemu „ale tato będzie smutny, jak mu to powiem.”

niedziela, 11 października 2009

Zapomniałam hasła...

…do archiwum bloga Whoever. Do niczego konkretnego mi nie było potrzebne, tak sobie chciałam poczytać. Hasło dostałam od szanownej właścicielki. I wyszło mi z tego, że tak:
14 stycznia 2003 założyłam bloga
17 stycznia 2003 trafiłam na bloga Who – może wcześniej, ale pierwszy komentarz u Niej był wtedy. Znak jakiś, że tak od razu? od początku? od zawsze?
13 kwietnia 2004 Who pierwszy raz napisała coś o mła. Nic wielkiego, ale trochę się dziewczyna przekonywała.
21 maja 2005 spotkałyśmy się po raz pierwszy w realu u Who. Zadziwiająco szybko według Niej.
23 maja 2005 obie popełniłyśmy notki na temat tego spotkanie. Synchro godne dalszego rozwoju znajomości.

Wychodzi mi, że zostałyśmy już tak zsynchronizowane do teraz i nadal i na wieki wieków. O ile coś nie pęknie, jak guma na małym (by Czarna) i którejś z nas nerw nie puści na rozbrajającą szczerość tej drugiej.
Kalendarium.
Ciekawe, czy za dwadzieścia lat będziemy jeszcze pamiętać te daty dzienne. Bo ja przewiduję długofalowość tego związku. Tym bardziej, że nieustającą miłość wyznajemy sobie przy każdej okazji. Who co prawda wyznaje również Diabołowi nawet kiedy ze mną rozmawia przez telefon i prosi o przekazanie wyznań zainteresowanemu (na szczęście nie), ale jakoś to zniese chyba.

Musiałabym jeszcze dokładnie czasowo umiejscowić parę osób. To się wpisuje idealnie w mój kalendarycznie zaprogramowany charakter. W końcu wysyłam do Diaboła SMSy o treści „Dzień dobry. To ja – twój terminarz. Pamiętaj o…” Zapisywanie wszystkiego mam we krwi. Powinnam się dowiedzieć chyba, czy kobiety w mojej rodzinie pisały pamiętniki.
A Diaboł zrobił mi program do archiwizowania blogusia, żeby-jakby serwer padł albo cuś to nie znieknęła ta twórczość moja.

Wiesz co, Who. ZAWSZE to jest mało powiedziane. Serio serio.

sobota, 10 października 2009

piątek, 9 października 2009

Kate powiedziała...,

…że to jest very dark blue oraz, że to ciekawe iż oczyma swej artystycznej duszy widzę się granatowowłosą. Cóż bluecleosiowy kolor mi wyszedł jakoś sam z siebie. Autoportret… w słońcu.

Z obserwacji saunowych – Smok saunę lubi. Najbardziej lubi sprzątać zaparowane drzwi, w sensie mazać po tej parze. Niech będzie. W niebieskim świetle wyglądam zarąbiście szczupło. Powinniśmy Maroko przemalować na  niebiesko. Ale nie przemalujemy, bo nie. Oraz prawą wypukłość mam większą niż lewą. Niby tak jest, że się ma cośtam różne od czegośtam, ale żeby to zauważać – nonsens. O tym fakcie postaramy się zapomnieć. Dziobak twierdzi, że jestem ciepłolubna. 40 minut w saunie parowej to nie jest jakiś kosmiczny wynik. No dobra, mogłabym mieszkać w Mozambiku czy tam innej Mikronezji czy w ogóle gdzieś w tropikach gdzie gorąco i wilgotno, albo sucho w sumie wszystko mi jedno, bo na saunie suchej zasypiam po pięciu minutach i w temperaturze 100 stopni przesypiam godzinę lub więcej. Ale żeby od razu ciepłolubna? W końcu jakoś wytrzymuję i Польша nawet mi pasuje. Ostatecznie, jeśli nie mogę gdzieś pod piramidami, albo na innym gorącym bezludziu. Konkludując wychodzi mi, że nie jestem do kraju przywiązana i mogłabym gdziekolwiek. Tylko, że do miasta jestem owszem, chociaż jest okropnie brzydkie, zaniedbane, biedne i w ogóle kicha. Bo niby jak miałabym zabrać ze sobą wszystkich, którzy mi są niezbędni do egzystencji? To se ne da. Zatem zostaję – postanowione:)


Chyba tego mi brakowało… rąk brudnych od farby i relaksu w gorącu. Matko jak mi dobrze:)

czwartek, 8 października 2009

Wysmarowałam...

…obiecaną czarownicę, w ulubionych smoczych kolorach. Muszę teraz znaleźć ramiarza, który mi to tak oprawi, żeby wołało. Łatwo nie będzie. W trakcie procesu twórczego udało mi się wyartykułować parę zgłosek, np.:
Diaboł: Kleoś, malowanie cię relaksuje?
Cleos: Uhmm…
I tyle.

Zdecydowanie nie mogę jeździć na giełdę kwiatową. Zdecydowanie. Stała tam kobra, tak na oko 120 cm wysokości, z jednego kawałka drwena, w mahoniowym kolorze, z otwartym pyskiem, widocznymi pięknie ostrymi zębami jadowymi, z łuskami na kapturze, jakby była żywa. Stała, zwinięta częściowo, z uniesionym łbem i wołała do mnie „Musssssiszzzz mnie mieććććć”. Jakby ktoś chciał wydać na mnie nadwyżkę w postaci 430 PLN to ja bardzo chętnie pokażę stoisko.
Potem mogę jeszcze pokazać parawan, komponujący się idealnie z sypialnią. A dupa dupa dupa!

No to tyle w kontekście giełdy. Może jeszcze tylko tyle, że choinka w tym roku będzie różowa. Diaboł na widok powiedział „o Dżizus, a co to?!”, a to były różowe piórka. No.

Moje dzieci zaczynają łapać. Wyluzowały trochę, puściły sobie sambę Maccaron i dały czadu. Pokazuję im co i jak, a oni najpierw parskają śmiechem, potem trawią temat, a potem ROBIĄ. I jak już się WCZUJĄ to naprawdę zaczyna mi się podobać. Coraz rzadziej mówię „nie, nie, nie, nie tak”, coraz częściej „właśnie tak, cudnie.” Lekka przesada, ale dodaje skrzydeł. A jak do tego jeszcze zaczynają tańczyć minami, to ja padam proszę Państwa. Może to i są wygłupy, wydurnianie się, ale tacy są przy tym naturalni, tacy całkowicie pojechani, że chyba o to mi chodzi. No ciekawa jestem, jak im wyjdzie pokaz 7-go.

Jadę autem i śpiewam. I macham łapkami. A potem dziwię się, że ludzie na światłach patrzą się na mnie dziwacznie. Niech patrzą, ale jak mi leci Shaggy, to jak ja mam prowadziać w spokoju i powadze? No jak?

Oświadczam niniejszym, że ponieważ Diaboł stwierdził, że idzie dziś spać z kurami, a nie poszedł jeszcze, zatem, żeby nasze kury nie padły z wycieńczenia idę się zagonić do łazienki, a potem będę tokować i zaganiać Diaboła.

Over.

poniedziałek, 5 października 2009

Srom jest...

…boski. Będę tę prawdę głosić wszem i wobec i o każdej porze dnia i nocy. Malowniczy, ustawny, podręczny, uroczy, z jednostką wojskową wojsk lotniczych prawdopodobnie, gdzie Kate znajdzie mojca Elenczy, jak tylko zamieszka u Who. Bo one stanowią parę doskonałą w sensie życiowym. Nawet jedna wanna powinna im do spania wystarczyć. Chociaż zgodnie uzgodniły (tfu), że jak będzie trzeba, to gości wyślą do hotelu. Powinnam być zazdrosna chyba, ale jakoś mi ta zazdrość zawsze umknie w tabunie dzikich tematów o łysych, Elenczach, piosenkach na VH1, wychowywaniu dzieci i byłych wężów, przy gotowaniu, piciu i ciągłym jedzeniu. Wyjątkowo jakoś tym razem nie sięgnęłam po kartkę w celu notowania myśli złotych, i mnie pokarało zgubieniem etui z kompletem pisadeł. Who ratuj!!!
W drodze powrotnej było o korkach, bogu, absolucie, śmierci, ślubie Kate, zaręczynach, oświadczynach, kandydatach, sukienkach, bytach pośmiertnych, pieniądzach, materializmie, spełnieniu i odpoczynku w pracy. I obrazie. Wszystkim się póki co podoba, albo zatem mam wyjątkowo dobrze wychowanych ludzi wokół siebie, albo nie jest tragiczny:)

Odpoczęłam. I nawet udało mi się być w pracy dzisiaj tylko trochę mroczną i złą:)))

piątek, 2 października 2009

Wieczór...

…SPArtystyczny mi się zapowiada.
Kąpiel z pianką, maseczka, manicure, malowanie, czytanie, filmu oglądanie. A co!
Należy mi się!

APDEJT:
Popełniłam dzieło w postaci landszaftu. Na początek może być. Kossak to nie jest, ale wstydzić się za niego nie będę.
Siedzę, stopy mi marzną, zatem będę miała katar do plusnieskończoności, ale jakoś oderwać się nie mogę. Nic nie poradzę. Najwyżej umrę na zapalenie płuc – proszę mi to na grobie puszczać w dni Sabatów.
Chyba sobie jeszcze posłucham inkszości… w celu zrelaksowania oraz zapomnienia o bolącej stopie, która była się mi zużyła nieco w tym tangu, a konkretnie w sambowych botafogos. Myslałam, że nie boli, bo jakby cały dzień nie bolała, ale chyba nadejszłam sobie na próg jeden co go posiadam na stanie kuchenno-jadalnianym i szlag trafił niebolenie. No nic to. Następne tańcowanie za tydzień prawie powinnam odzyskać formę… stopę znaczy. No.
Sama jestem, nikt nie podgląda, to sobie pójdę potańczyć. A co!
Należy mi się, tak?!

czwartek, 1 października 2009

Móc zatańczyć...

…tango – BEZCENNE. Nawet jeśli jest to tylko krok podstawowy (na razie). Móc zatańczyć tango i być prowadzoną przez partnera BEZCENNE do kwadratu. Moje Dzieci się wyrabiają, zaczynają rozumieć w pół słowa, łapać gesty, otwierają się na muzykę, na rytm, zaczynają wyrażać siebie odważniej. Na hasło „wczuć mi się tu w tej chwili w wielkie love” zmieniają im się twarze, ruchy kocieją. Majster od tanga na „wkurz się trochę, bo my tu właśnie kłótnię kochanków uskuteczniamy” tak mną zamachał, zamiótł parkiet, wymachnął, że o mój bloże. BEZCENNE. Rozumieją, to największy sukces.

niedziela, 27 września 2009

Nie tylko Kate...

…posiada na stanie polot do tekstów tworzenia. Cytaty z Diaboła:

„Jak ją widzę to mi w poprzek staje.” o Ally McBeal
„Ty Kleoś weź z pralki te taile bo mi space będzie potrzebny.”
„Alias zawsze już będzie Alienem.”

Nie notuję wszystkich, a może powinnam, bo umykają mi/Wam/narodowi perełki języka polskiego. Się poprawię.

Po spacerze przytargaliśmy (no dobra Diaboł targał przez całe miasto) reklamówkę kasztanów. Oraz po prodze popełniliśmy serce kasztanowe pod jednym krzyżem z granitu. Odczuwalny fluid w powietrzu miesza się z jesiennym zapachem. Ciągle, nieustająco odczuwam Obecność między gałęziami starych kasztanowców. W tej materii nic się nie zmienia od lat. Naenergetyzowane do granic możliwości miejsce – jakby stała obok. A może to tylko moje wspomnienie? Jedno, setki, ogrom cały, rozsypane po zakamarkach mnie jak kasztany po ścieżkach? Who knows? Chociaż w tym wypadku nawet Who nie wie, jak sądzę. Tęsknię za maślanymi ciasteczkami.

Otwarte na oścież drzwi balkonu wpuszczają do salonu rześkość, zapach, powiew. Widok na Narnię zaczynającą się złocić i czerwienić zachwyca niezmiennie. Czytałam dziś gazetę siedząc na progu drzwi balkonowych, a słońce grzało jak głupie. Termometr pokazał w słońcu 27 stopni – oszalał. Ja też, z radości, że jeszcze jakiś czas będę miała to moje ukochane słońce na wyciągnięcie ręki. Jak szczęście. Na zadane jakiś czas temu pytanie odpowiedziałam „tak”. Zdecydowanie i bez namysłu.  Zwyczajnie po prostu ot tak sobie. I poczułam w środku, w gardle kluskę śląską wielkości arbuza. Właśnie dlatego, że tak. Tak reaguję na szczęście – wzruszam się jak kretynka. Chyba jedynie wtedy tak naprawdę i szczerze.
Podobno poza tym jestem zimną suką. Diaboł mi dziś uczynił wyznanie „Lubię takie.” Całe szczęście, bo inna nie będę. Za stara jestem na gruntowną reformę systemu i za dobrze mi ze sobą. Grunt to gruntowne (tfu) poddanie się samoocenie. Po takim czymś albo cieżko sobie spojrzeć w twarz w lustrze, albo staje się przed nim i mówi sobie, że jest ok. Nie mam problemów z lustrami. Żadnych. Możliwe, że to niekoniecznie oznacza, że ktoś nie ma problemów ze mną, ale to mi akurat zwisa uroczo, niemal jak biust własny. No umówmy się, sterczący był dawno temu, tak? No. Samokrytykę czynię spokojnie, bez spazmów, palpitacji, rzucania talerzami. Dobrze mi robi na samopoczucie. Różne rzeczy dobrze mi robią. Kasztany na przykład zbierane rodzinnie.

Burdel w tej notce nawet mnie zadziwia, tym bardziej, że miały być tylko cytaty z Diaboła i alles. Cała ja. Myślotok sam się nakręca i mknie. I niech go ktoś tylko spróbuje kontrolować. Zupełnie jak mnie:)

sobota, 26 września 2009

Słowo się rzekło...

…Kate u drzwi. W celu windykacji oraz odebrania zgrzebeł, dostarczenia Frecho, które okazało się być czym innym, zeżarcia sorbetu co nie uciekł sam od siebie, a także wyjątkowo zachwycania się poczuciem humoru współpracowników. Nadejszła zaś. Może ja powinnam zacząć uskuteczniać Posiedzenia Piątkowe? Miast obiadów czwartkowych, bo wybaczcie w czwartek w porze obiadu uganiam się po Oszołomie oraz potem odliczam slow-slow-quick-quick-slow. (jeśli zrobię jeszcze jedną literówkę, to sobie pójdę i notki nie skończę)
Zatem nadejszła, tą razą pokonując schody w tempie normalnym a nie kładzenia. Trening czyni mistrza. I potem:

Diaboł: Jak palcem, to robisz badanie prostaty per rectum.
Cleos: Musimy to wypróbować, Ja sobie wezmę warzechę, jakbym nie dosięgnęła  prostaty palcem.
D: To ja z dwojga złego wolę wsadzać między drzwi.

C: Nienawidzę Cię.
Kate: Nie, ty mnie kochasz. Miłością niezmienną i niezgłębioną.
C: Nienawidzę  zatem siebie.
K: To smutne:)
C: Diaboł powiedziałbyś chociaż ty, że mnie kochasz.
D: (z oczodołami w kompie i mózgiem w zero-jedynkach) Tak…tak…

K: A poza tym Gudrun, Elencza i bliźnięta Jak i Nijak zeszły śmiercią śmiertleną przed poczęciem.

K: (o koledze z pracy) Jak biegnie, to ja jestem cała posikana. Cały się trzęsie, a każdy tłuszcz w inną stronę.

Wszystko to razem dowodzi, że nigdy nie znormalnieję, bo zadaję się wyłącznie z czubami. I pięknie.

A tango wyszło  dzieciom bardzo fajnie, o czym nie dane mi było opowiedzieć, jakoś:)

niedziela, 20 września 2009

Nadejszła 1/3 z...

…3 wiedźm. I o mój bloże zapomniałam o sorbecie!!! O własnych siłach nie uciekł, jeno został pominięty w menu. Ale za to upiekłam ciasto, czy mi to Kate wybaczy? Wybaczysz Jędzo? Dialogi jak zwykle:

Kate: Czy ona chce zostać kurą domową? Cura Domestica?
Cleos: ObsCura chyba.
K: ObsCura Domestica – może być.

K: Ona przygody przyruchawcze miała wcześniej.

Diaboł: (o koleżance z ogólniaka, co miała wydatne usta) Zdejmij wargę z nosa, jak do mnie mówisz.

K: Z wiekiem człowiek się starzeje…

Oraz w temacie delfinów i waleni Kate ma tak, że:
C: Strusie w RPA wciskają głowę w piasek, żeby nie ogłuchnąć.

Miły wieczór był, zakończony miłym porankiem, przedpołudniem, południem, popołudniem i miejmy nadzieję kolejnym wieczorem.
Jament:)

sobota, 19 września 2009

Mogłabym tak żyć...

…taki mieć sposób na siebie. Tak w ogóle – w rytmie cha cha cha. Zapomniałam się w tangu, a oni patrzyli… i patrzyli… i patrzyli.

A od Życia dostaję czasem szpadlem w potylicę. Żeby nie było widać od kogo, zachodzi od tyłu i pierdut. A może to Los? Albo Ludzie? Albo może Kolej Rzeczy? Żebym znała swoje miejsce w szeregu i przypomniała sobie, że skala barw ma w cholerę szarości. Wiem, wurwa, ale się na nie nie zgadzam! Ani teraz, ani potem, ani nigdy. I dam radę pomalować mój świat na niebiesko. Wiem, że warto, chociaż bywa ciężko… Ciągle się uczę…

wtorek, 15 września 2009

Kolejne trzy...

…jeszcze mi trzy zostały na jutro. Ja pierdykam, czy te okna się rozmnażają przez pączkowanie, czy jak? obdarłam parapety z folii, szyby z naklejek, ramy z foli i pianki. Częściowo – na samą górę nie sięgam, chociaż wkurw dodaje skrzydeł. Przejdzie, nie przejdzie…przejdzie, nie przejdzie… Wyliczanka.

poniedziałek, 14 września 2009

piątek, 11 września 2009

Według niektórych to cała ja...

Edyta Geppert

Och, życie kocham cię nad życie


Uparcie i skrycie
och życie kocham cię kocham cię
kocham cię nad życie
W każdą pogodę
potrafią dostrzec oczy moje młode
niebezpieczną twą urodę

Kocham cię życie
poznawać pragnę cię pragnę cię
pragnę cię w zachwycie
choć barwy ściemniasz
wierzę w światełko które rozprasza mrok

Wierzę w niezmienność
Nadziei nadziei
W światełko na mierzei
Co drogę wskaże we mgle
Nie zdradzi mnie
Nie opuści mnie

A ja szepnę skrycie
och życie kocham cię kocham cię
kocham cię nad życie
Choć barwy ściemniasz
Choć tej wędrówki mi nie uprzyjemniasz
Choć się marnie odwzajemniasz

Kocham cię życie
Kiedy sen kończy się kończy się
kończy się o świcie
A ja się rzucam
Z nadzieją nową na budzący się dzień

Chcę spotkać w tym dniu
Człowieka co czuje jak ja
Chcę powierzyć mu
Powierzyć mu swój niepokój
Chcę w jego wzroku
Dojrzeć to światełko które sprawi
Że on powie jak ja- jak ja

Uparcie i skrycie
och życie kocham cię kocham cię
kocham cię nad życie
Jem jabłko winne
I myślę ech ty życie łez mych winne
Nie zamienię cię na inne

Kocham cię życie
Poznawać pragnę cię pragnę cię
Pragnę cię w zachwycie
I spotkać człowieka
Który tak życie kocha
I tak jak ja
Nadzieję ma…

środa, 9 września 2009

niedziela, 6 września 2009

Powietrze...

…pachnie inaczej – jesiennie. Promienie słońca inaczej układają się na balkonie, już nie tak ciężko i obficie jak latem… Teraz raczej jak pajęczyna – delikatnie, tu i tam, nieśmiało jakoś. Narnia zmienia się, z nią ja. Lepsza, gorsza, głupsza, mądrzejsza – nie wiem – inna. Powinnam może pisać mądrości, zapisywać myśli przemykające jak nornice po polu i chowające się w norkach głęboko wewnątrz mnie. Zamiast o bzdurach słonecznych, pisać to, co ważne. Co jest ważne? Nie wiem. Taka jestem, chociaż czuję, że zmieniona. Częściej zatrzymuję myśl, słowo, odczucie – smakuję, rozważam. Na życiowe problemy swoje i cudze reaguję niezmiennie tak samo – dobitnie, dosadnie, treściwie, czasem wulgarnie, czasem złośliwie – ważne, że skutecznie. To co się zmienia, to promień słońca, też inny, jak ten na balkonie. Inna słoneczność, inne postrzeganie, chociaż na pierwszy rzut oka tego nie widać. Bo po co. Dorastam? Dojrzewam? Głupieję? Zamiast koncentrować się na mądrych wypowiedziach, jak to ja obracam w żart, trywializuję, znajduję proste, słoneczne rozwiązanie. Tak mam. Może powinnam inaczej, poważniej, mądrzej, doroślej. Przemyślenia, z których niewiele wynika. Woda na młyn. Urwane zdania, jak urwane myśli. Jesienne.

Była...

…i jak zawsze po takich wizytach pozostały zanotowane pospiesznie perełki polszczyzny.

A: Diaboł, będziesz mi frezował stopy?
Diaboł: Mogę spróbować.

B: No, idiotkę z siebie zrobiłam, chyba dobrze, że mam poczucie humoru na wlasny temat, tak?

D: One jakieś tam odglosy wydają, ale na czym one się wzorują, bo przecież nie na kopulacji słoni.

D: To brzmi normalnie, jakbyś nagle zaczęła robić spontanicznie mostek w łóżku.

C: „Kochanie, właśnie przyjebałam łbem w łóżko, przesuńmy się trochę” – tak właśnie mówię.

D: To są założenia, ale co jeśli już ktoś pierdnie?
E: No nawet o tym nie mów!
D: No nie mów, że jeden pierd przekreśliłby 15 lat znajomości.

F: Rozumiem, że jak ty byłaś na Niwach, to on spokojnie sikał?
D: No normalnie od drzwi takim lobem…

Oświadczyła Mu się, bez rymsania co prawda, ale jednak. Oświadczyny nie zostały przyjęte, chociaż jak ich potem słuchałam to łaskawie wyraziłam zgodę na ten związek. Niech se mają, byle platonicznie bo innej baby w łóżku z moim Diabołem nie zniese. Nawet jeśli to ma być Who. Ustaliliśmy kto na kogo nie leci, kto z kim nigdy oraz ewentualnie, omówiliśmy Syndrom Kutra Rybackiego, częstotliwość mycia, problemy z nianią, z kolacją, z nowym życiem, przygody z przeeszłości, budzenie delfinów w Kaliforni i waleni na kole podbiegunowym. Tak zwyczajnie było, jak zawsze, zwykle, constans:)))

A teraz się zasłuchuję

sobota, 5 września 2009

Odpoczywam po...

…targach, to mogę coś napisać. W zasadzie, to przydałyby się teraz jakieś wczasy cy cuś, bom zmęczona nieziemsko. Codziennie po 10-11 godzin na nogach-w szpileczkach-bez siadania niemal, to nie jest coś co Cleosie lubią najbardziej. Tyrać to i owszem, mieć pierdyliard rzeczy do zrobienia, ale przesyt przyszedł dnia trzeciego. Czwartego było mi już  wszystko jedno w kwestii zmęczenia, bo i tak padałam twarzą na pysk, po wyjechaniu ze stoiska pojechałam zatem na tygodniowe zakupy do Oszołoma, władowałam się na drodze przyparkingowej pod prąd (i niech mi tylko ktoś spróbuje coś powiedzieć/pokazać/zatrąbić), zrobiłam zakupy, wróciłam do domu, wtargałam na trzy tury do Helplandu, skończyłam Kronikę Rodzinną, Smoczy album skończyłam, po czym udałam się do gabinetu w celu znalezienia JEDNEJ książki. Kto wie, jak gabinet wygląda, ten wie, że to nie bylo łatwe zadanie. Znalazłam. Robiąc przy okazji gruntowny porządek i lekkie przemeblowanie. Po czym do północy oglądaliśmy z Diabołem zdjęcia z Cleosiowej przeszłości. W końcu byłam zmęczona no nie? A mogłam iść spać o 19tej, mogłam, bo niby czemu nie, to nie poszłam.
Dziś rano za to wstalam, upiekłam DiabołowiMarudzieUwielbiamTwojeCiasta ciasto na śniadanie do mleka, zrobiłam pranie, wystawiłam kwiatki na balkon, żeby zmokły. A mogłam wstać przed chwilą, mogłam, bo niby czemu nie? W końcu zmęczona jestem, tak? (Cleos ty nie kończ zdania „tak”, tak?!-by Who). Efektem wstania i ciasta było…
Cleos budzi Diaboła rano…. budzi… budzi…budzi…
C: Diaboł, ale kochasz mnie, co?
D: Mhm.
C: A na śniadanie masz ciasto z mlekiem…
D: Kocham cię pierdylion razy bardziej, niż można to powiedzieć w jednym „kocham”.

No ja myślę. W końcu mogłam wstać póżniej:)

Oraz wreszcie, dla tych, którzy czekają z utęsknieniem i doczekać się nie mogą, oraz dla innym popaprańców emocjonalnych, którzy znajdują w tym potwierdzenie, że nie tylko oni mają nie całkiem równo pod sufitem – dialogi kurortowe:)
(Pozwolicie only, że oszczędzę autorkom tekstów wstydu i nie podam, co która i do kogo)

A: Co ty robisz z tym nożem i kartką?
B: Miętolę sobie…

C: Gdyby facet przy mnie pierdnął ja bym nie mogła potem podejśc do niego, żeby o tym nie myśleć.

D: Jak mnie chcecie ograniczać, jak wy tak same.
E: My możemy się też dostosować.
D: No to ok, w takim razie wszystkie trzymamy klasę.

G: Przemyślałam sobie temat pierdzenia…

H: Se wypijemy rano wino, zanim mama przyjedzie chaszcze wsadzać.
I:… I jej to wszystko wytłumaczymy.

J: A mówiłam wam, jak w Sromie składałam komodę?
K: ???
J: Tłuczkiem do mięsa.

L: Ale ty sobie nawilżasz pięty?
Ł: Ale mydło zasadniczo wysusza pięty…
M: Tak, ale nie jak jest mokre.

N: Ty tylko reagujesz na kalambury fizyczne.

O: Ja ci nie każę wiedzieć wszystkiego, tylko jak się nazywa gównofilia?

P: Czy ty idziesz do łazienki?
R: Na razie nie, jak idziesz sikać to idź.
P: Kupę bym zrobiła.
S: Ooooo, to sprawa prosta. Jam uszę siku, przed kupą musi być siku.

T: Na małej stópce kurzajka może ci się pomylić z nagniotkiem.
U: A nagniotek to taki kwiatek?
T: To jest NAGIETEK.

W: Ale wy sobie korzystajcie z tych maseczek. To takie maseczki do ciasta.

X: No jak mi ktoś powie, że to jest typ faceta za którym kobiety sikają.
Y: No ja was proszę. On jest taki jak my Pamele…. Znaczy Cleosia jest dla Diaboła Pamela po liftingu, no ale my?
X: No ja sobie wypraszam.
Z: Bo my jesteśmy panele!

A: No ale ten film mnie wnerwia.
B: Czekaj, bo ja do niego pójdę…(wije się)  taka panterka…

C: Dobrze, że tu nie ma żadnego faceta, bo jakbym sobie betonowała cycki? Trzy nimfy schrott chciały zakładać: jedna zabetonowana, druga powiewa, trzecia z nożem.

D: Którego dzisiaj jest?
E: Ja wiem, że jest piątek i uważam to za duże osiągnięcie.

F: Laptopa sobie weź.
G: Nie, bo rodzina mnie zabije.
F: Dzieci pójdą spać, a mąż niech się martwi i wystawia fiuta za okno.

G: Po co ci Hamas, jak masz mnie?
H: Jak patrzę na Hamas to wiem, że gdzieś może być lepiej, jak się wyzwolę spod twojej rączki.
I: Bo ona jest Blond Laden.

J: No ja kontynuuję w temacie, a wy se pierdolcie pobocznie.

K: Bo ty się zawsze rzucasz łbem naprzód – jeb, dup, bomba.

L: To jest dowód na to, jak mi się wydawało, że mi się wydaje.

Ł: Tobie ktoś mówił, że słuchu nie masz?
M: I głosu też.
Ł: A ciebie zarzynają, czy rżną?
M: No właśnie nie. Wyję za rżnięciem.

Kurtyna. Więcej grzechów nie pamiętam (bo nie mam) i nie proszę o wybaczenie:)))

AP DEJT telefoniczny sprzed chwili:
C: To przyjeżdżaj, ja mam ciasto.
W: Dobrze, że powiedziałaś nie będę jadła obiadu… a i tak nic nie mam.
C: Durna, jakbyś pomyślała i przyjechała wcześniej, to byś się załapała na murzyńskie fiuty z ziemniaczkami.
W: A to mam sobie tak kurcgalopkiem przydreptać?
C: No przecież, Ci nie przywiozę.
W: Przypominam Ci, że mam samochód PRZYDEPTANY.

I bądź tu człowieku normalny. Cleosiu w sensie. No nie da się:)

niedziela, 23 sierpnia 2009

Wrócilim...

…pełni wrażeń i niechętni cywilizacji. Bo miejsca, gdzie nie ma niemal żadnego zasięgu są super.  I przez  tydzień za płotem przejechały CZTERY samochody. Złomowisko by jednak nie powstało. No trudno. Trudno też, że wróciłyśmy, ale nie dało się inaczej Babcia Halinka nie wyraziła chęci adoptowania ani mnie ani Smoka. Stety niestety.

 Pisania nie będzie, póki mi się nie zachce. A nie zachce mi się długo. Zatem tęsknijta:)

niedziela, 9 sierpnia 2009

Bo najważniejsze...

…to umieć cieszyć się z rzeczy małych. Wiadomo, że prościej z wielkich osiągnięć, z nowej, lepszej, pracy, nowego samochodu, nowej miłości, zdanego egzaminu. Ale kiedy pozdawało się wszystkie egzaminy, a na nowe się nie zapowiada, kiedy nowe auto ma już 8 lat, nowa, lepsza praca jest po prostu dobra, a nowa miłość jest Miłością, to mówi się, że przyszedł czas na rutynę i codzienne życie. Czyli nudę, która nie przynosi radości. I wtedy, żeby nie dać się tej codzienności trzeba cieszyć się z rzeczy małych. Z tych 50 małych radości z notki u Who. Trudne. Proste. Od podejścia zależy. Pierdylion razy słyszałam, że zarażam optymizmem, że trudno się nie cieszyć, kiedy się cieszę, że idę jak czołg dzięki temu, że się nie poddaję, że w każdym dupersznicie do chrzanu znajduję „o mój bloże jakie on cudowny”. Rozejrzyjmy się zatem wokół… Kto był w Helplandzie ten wie o czym będzie mowa.  W salonie siedzę aktualnie – w radio włoski szlagier, za oknem widok na koronę czerwonego klonu, kot się łasi,  telewizor mam nareszcie w salonie, słońce za oknem. Tyle powodów do radości. Nie dalej jak parę dni temu, odkręciłam z drzwi ten pierduśnik do wrzucania listów, wyszlifowałam i zatchnęło mnie z zachwytu. Wołam Diaboła „Patrz jaki on piekny”, a Diaboł na pierduśnik, na mnie, na pierduśnik, na mnie i „Kocham Cię Kleoś, bo sie potrafisz cieszyć takimi pierdołami.” No, ale jak tu się nie cieszyć, kiedy on naprawdę piekny. Albo dywan w sypialni… albo przestrzeń po wyniesieniu stamtąd telewizora, albo nowe, niebieskie talerze, albo że Diaboł zeżarł 10 klusek z sosem i się zachwycał, albo, że jak mi przychodzi SMS to słyszę dwuletniego Smoka, albo, że sąsiedzi przystają na klatce i podziwiają nasze wrota, albo, że mam takich właśnie sąsiadów, że nie przemykają, tylko zagadują, albo, że ktoś mi w pracy zrobił uprzejmość, albo, że ktoś mówi do mnie „Czarownica”, albo że wstałam rano i mogłam kawę na balkonie wypić, albo że hibiskus mi kwitnie, a oleandry puściły się jak gupie. Ja pierdykam, jest tyle powodów do radości, do cieszenia się gdzieś głęboko w sercu i/lub skakania pod sufit, że głowa mała.
Może to jest powód, dla którego przyciągam głównie dwa rodzaje osobowości. Przyjaźnię się z ludźmi zdecydowanymi i silnymi, nawet w swych słabościach, z osobowościami na tyle wyraźnymi, żeby się przy mom kleosiowym charakterze nie zgubiły. A charakter mam trudny, to wiemy nie od dzisiaj. Za to towarzysko i na chwilę przyciągam życiowe fajtłapy, sierotki Marysie z zapałkami, kurna, które szukają wsparcia, bezpieczeństwa, kogoś, kto ich obroni. Przykład mam w pracy, pozwólcie, że nie opiszę, bo osobiste problemy osobnika-osobniczki, nie po to mi są powierzane, żebym je publikowała. Wywnętrzają się tacy, mazgają, wypluwają zastygły w nich życiowy jad, po czym dostają porcję optymistycznego wsparcia i rad-porad tchnących kleosiowym słońcem. A czasem wystarczy, że się wypłaczą i niczego im więcej nie potrzeba. Niech będzie, mnie nie ubędzie, a im się przyda. Nie oceniam. Czasem mnie takie sępiarstwo męczy, czasem irytuje, ale zasadniczo nie odmawiam wysłuchania i wsparcia. Nic mnie to nie kosztuje, a skoro mam, to dam.
Tyle jest powodów do radości, a czasu tak mało (tchnęło głeboką filozofią, co nie:), że szkoda go marnotrawić na życiowe marudzenie. Powiedziałam kiedyś do Kate chyba, że już mnie nic gorszego nie spotka, niż spotkało dotąd. Mógłby mi jeszcze zejść z tego świata ktoś bliski, ale z taką okolicznością liczymy się codziennie. Zatem było parszywie, ale kurna nie jest. Jest lepiej nawet. Po każdym kopniaku budzę się silniejsza, spokojniejsza, i paradoksalnie bardziej zadowolona z tego co mam i co jest wokół mnie. Niczego nie żałuję, każdy błąd – nawet najboleśniejszy czegoś mnie nauczył. Niektóre nawet dały niezłą szkołę. Niektóre będą się jeszcze jakiś czas odbijały czkawką. Ale co tam, patrzę za okno, a tam… słońce. I we mnie słońce, choć oczywiście czasem mam ochotę ryczeć w poduszkę. Ale wtedy jest Diaboł. I chociaż On się do tego za Chiny ludowe nie przyzna, bo woli Mrok, to On to też Słońce. Zatem czy ryczę, czy skaczę z radości zawsze mam słonecznie, czego i Wam życzę… bo tyle jest powodów do radości…

poniedziałek, 3 sierpnia 2009

Tak mnie rano...

…nakręciła „Zuppa Romana” i „Quando quando”, że aż wysłałam maila dziękczynnego do radia. A co, niech wiedzą, że dobrze mi robią. Szef S na mój widok, śpiewającej pod nosem i gnającej do Niego z kawą w podskokach skwitował „O, ktoś tu dobrze zaczął tydzień”, „Mogę trochę dobrego humoru odstąpić, sporo mam.” Niech ma wódz, jak mówił Diaboł. Trza się dzielić w końcu, niekoniecznie z biblijnego przykładu. Trza się dzielić, bo kiedyś też się dostanie. Przed oczami staje mi film „Siedem dusz”. No to się dzielę, jak mam, a jak nie mam to oddaję darmo.

Potem zrobiłam sobie dobrze pracą. Bo ja lubię dobrze pracować.

Potem załatwiłam co miałam w planie. Jubilerrrr nadal mnie namawia na ten pierścień Arabelli, co to mi się na niego oczy błyszczą. Ale nu nu, nie ma takiej opcji.

Lekki wkurw skutkował Moonspelem i powerem, że góry przenosić. Albo sufit jak kto woli, bo jest – to i jest co przenosić. Drzwi jutro jak tylko uporam się z dywanem do sypialni. Powiem Was… pięknie będzie.

Plany mamy na dwa tygodnie w pełni. W końcu Smoka nie ma, to nadmiar czasu się zrobił. Gówno prawda moi drodzy. Latam jak potrzaskana i nie wiem, gdzie w następnej kolejności powinnam powieźć własny zad. Jutro do banków na przykład, obu, bo co się będę rozdrabniać.

Aaaa, no i Kate była. Ryjan w sensie. Pozostało po niej przeświadczenie, że faceci nabawiają się zapalenia pęcherza od sikania blisko pokrywy śnieżnej – na klęcząco znaczy, że lecę na różowe kawałki plastiku, że Diaboł się myje dokładnie oraz, że podnoszę Jej upadłe poczucie własnej wartości. A także dowcip prosze Państwa miesiąca (niech będzie, bo się dopiero zaczął)
Kate: Bo ja się widzę jako ten krystaliczny aniołek fru fru.
No błagam, takiej bredni nawet moje odporne uszy  nie zniesom. Ale nic to, niech dziewczę ma dobre samopoczucie przynajmniej. I mam nadzieję, że Jej durchfall po popcornie z lodami nie męczył:)

Co by tu… No dobra, jeszcze chwila i spać idę, ale najpierw 3 strony „Lśnienia”, bo wakacyjnie czeka cała sterta pt.: „przeczytaj bo warto.” No to czytam i zasypiam po tych 3 stronach a Diaboł gasi światło.
Gut najt zatem:)

niedziela, 2 sierpnia 2009

Jeden sąsiad...

…wyraża lekką zazdrość ciągłym marudzeniem na zakłócaniem ciszy niedzielnej i śmiecenie.
Druga sąsiadka powiedziała mi dzisiaj „pani jest jak MajGajwer, wszystko pani potrafi zrobić.”
Trzeci sąsiad „Pani jest niezmordowana.”

Orgazmiczna przyjemność trwa:)

sobota, 1 sierpnia 2009

Mam taką...

…koleżankę w pracy – nazwijmy Ją roboczo Bożin z Bażin – która słuchając mojej odpowiedzi na Jej pytanie jak spędziłam weekend pyta  mnie czy już mam orgazm. Bo otóż moja odpowiedź w większości przypadków brzmi „Och ach opaliłam kawał drzwi, och ach wyszlifowałam sobie kwiatka, och ach ach oraz papierem ściernym te drzwi, och ach” itd, itp, etc i co tam chcecie. Oraz mam orgazm.
Ale jak tu nie mieć skoro dzisiaj dokonałam epokowego odkrycia (Czesia od drzwi nienawidzimy dalej, a nawet bardziej), że dupersznit do wrzucania listów to jest ósmy cud świata. Oraz dziewiąty. Jednocześnie. Takiej roboty, kutej, pięknej, w liście i gałęzie, to ja jak żyję nie widziałam. Nieco to zmienia koncepcję na Wrota. No ale wiadomo anty-koncepcja w modzie. Oraz mam orgazm. A co sobie będę żałować. Jutro planuję koniec opalania. Warto było spalić dwie opalarki, mam nadzieję jeno, że trzecia da radę.
A potem jakby kto pytał, to uprzedzam, będę miała ustawiczny orgazm nad szlifowaniem tego cuda. A potem nad malowaniem. A potem nad motnowaniem blachoszyb, a potem to już nie wiem, bo nie mam więcej drzwi do opalenia i zrobienia.
Przemyśliwuję czy by nie namawiać Małego Johna z Dużym do opalenia drzwi w całym mieszkaniu. Ja bardzo chętnie i za darmo nawet. One co prawda nie są takie orgazmogenne, ale powołanie swoje znalazłam chyba:)

piątek, 31 lipca 2009

Smocze urodziny...

…wyglądały tak:
na śniadanie płatki miodowe z mlekiem
na drugie śniadanie lody
Wesołe Miasteczko
na obiad pizza
na deser lody
Harry Potter
popcorn
na kolację lody.

W międzyczasie  oraz śródlodziu Smok skończył lat 5 powtarzając w kółko „Dziś są moje urodziny i ja dzisiaj rządzę i podejmuję decyzje.” Ano – podejmowała, stąd tyle lodów.
Mogłabym o Niej pisać elaboraty i trylogie całe, ale po co, skoro kto zna Smoka, ten wie jaka jest. A kto nie zna, temu musi wystarczyć, że mała z Niej Jędza, co do Sabatów pasuje idealnie.

(Matko kochana Ona ma JUŻ 5 lat, niedługo przyprowadzi mi tu jakiegoś Mariana i będę go musiała zamordować!!!!!!!!!!)

środa, 22 lipca 2009

Horror czytam...

…od Grabarki…

W życiu bym nie przypuszczała, że w tego rodzaju literaturze znajdę skądinąd  doskonale znaną myśl, tym razem ubraną w nieco inne słowa,  która mnie piergolnie szpadlem między oczy…

… i zaboli… i to bardzo…

środa, 15 lipca 2009

niedziela, 12 lipca 2009

Niniejszym oświadczam...

…, że Wrota to Helpland otwierają się w całości. Od dziś. Oraz bedą piękne, jak tylko przestaną wyglądać jak siedem nieszczęść:)
Good job!

piątek, 10 lipca 2009

Debata na...

…poziomie:)

Diaboł: Ty weź Cleoś przeczytaj ten artykuł, jak się najlepiej golić, może napiszą coś o wodzie.
(od jakieś czasu prowadzimy bowiem ambitny spór czy lepiej pod zimną czy pod ciepłą/gorącą wodą)
Cleos: (czyta)… Hiehiehie no i widzisz mówiłam, że pod gorącą.
D: Ich chyba popiergolilo! Co za brednie. Przecież pod zimną wodą włosy się robią bardziej nastroszone a nie takie miękkie jak pod gorącą.
C: Pfffffffff
D: Udowodnię Ci. Ogolę sobie jeden policzek…
C: Pffffffffffff, co ty chcesz sobie golić, jak ty jesteś jak pupcia niemowlaka.
D: No kurna jajka sobie ogolę.
C: Prawe pod zimną a lewe pod gorącą.
D: No…. (pokazuje), tu sobie ogolę, nad parówerem…
C: (skonała ze śmiechu) Nad parówerem powiadasz? To by sugerowało nie iwem jaki rodzaj kabanosa. Sucha krakowska?
D: Jaka sucha krakowska? No sama powiedziałaś, że „parówer = rodzaj kabanosa”.

Cleos zaczyna pisać notkę powyższą.
D: Napisz, że debata w pionie, bo będzie nie dosyć, że kabanos to jeszcze w poziomie.

Debata zakończona. Do teraz się dławię ze śmiechu:)

niedziela, 5 lipca 2009

Dzwonię do...

…Who:
Cleos: Jedziesz z nami na odpust?
Who: Dzieci nie mam, poddasze chcę spakować.
C: Ok.

Mijają 4 minuty

Who: Cleos gdzie jesteście?
Cleos: tu i tu
W: To ja idę  suszyć włosy, bo umyłam.
C: Ok.

Pojechała. Nażarła się czereśni. Oraz kupiła miecz laserowy i piłkę. Smok zadowolony, Diaboł chyba też.

A ja mam pierścionek z odpustu – niebieski:)

środa, 24 czerwca 2009

1. na pobudkę "Good Morning" z...

… „Deszczowej piosenki”
2. po wstaniu czekały na mnie przygotowane wieczorem ciuchy
3. Smok wstał bez marudzenia
4. i pięknie wygląda w opasce w tęczę.
5. Nie zmokłam w drodze do auta.
6. Dojechałam do pracy kwadrans szybciej, pomimo zalanych dróg
7. Pyyyyyszna kawa
8. oraz pyyyyszny skrzyp
9. Wymyśliłam zajebistą reklamę na billboard
10. Mam wreszcie zdjęcia
11. Grabarka zachwyciła się pozą na aucie
12. a Sarna na kocie.
13. wyrobiłam się z robotą.
14. Udało mi się spławić jednego upierdliwca telefonicznego.
15. pozbierałam kolejne pudła dla Who
16. powrzeszczałam sobie na kogo trzeba.
17. Pan od ksero uśmiał się na moje komentarze.
18. Dostałam podziękowania i kwiaty od dzieci ze Świetlicy.
19. oraz deklarację, że chcą tańczyć jeszcze.
20. Po czym mnie wyprzytulały, bo dziś Dzień Przytulania.
21. Znalazłam bez problemu miejsce do parkowania pod domem.
22. Diabołowi się powiodło.
23. Zjadłam pyyyyszne zapiekanki.
24. Stan konta zadowalający.
25. Nasz pełnomocnik ds ISO dostał burę. (przypomniało mi się dlatego nie po kolei)
26. Zadzwonił Mały John.
27. Po drodze do domu nie było korków (też bez kolejności)
28. W radio „Felicita”
29. Słońce mi świeci w twarz przy stole w jadalni.
30. Pan z EMAGu chyba mnie lubi.
31. Prezes zwany przez swoich pracowników „Mafiosem” również.
32.Odkryłam, że zanidbany filodendron rośnie jak gupi.
33. Mamy film na wieczór.
34. Nie jestem śpiąca.
35. Dzieciaki przygotowały pożegnanie przy świecach i ciastku (w tej świetlicy)
36. Przypomniałam sobie dzięki temu, że lubię kawę inkę.
37. Mam pomysł na ciuchy na jutro.
38. Znalazłam moje nożyczki do krxwego wycinania.
39. Zatem zaczynam robić kronikę.
40. SMS od Diaboła „kocham Cię śpiochu”
41. Nie pada.
42. Smok wrócił zadowolony i radosny.
43. Dwa kompy w domu dają możliwości:)
44. W lodóce mrozi się piwko.
45. Miałam wenę, napisałam wierszyk urodzinowy.
46. i nie musiałam zmywać po powrocie do domu.
47. Kot mi tu mruczy.
48. Usłyszałam, że w jasnym makijażu mi do twarzy.
49. w planach wieczór w ramionach.
50. znalezienie 50 rzeczy dobrych, które mnie spotkały/spotkają było wyjątkowo łatwe:)

sobota, 20 czerwca 2009

Każdy powinien...

…mieć coś takiego, co jest tylko jego, czego nie będzie nigdy miał nikt inny, takie uczucie, że coś istnieje tylko i wyłącznie dla niego, tylko on to ma i nikt nie jest w stanie zaingerować w to uczucie. Ja tak mam…coraz rzadziej, ale mam, kiedy Smok zasypia mi na rękach, albo zasypia przytulony do mnie w jakiejkolwiek innej pozie. Coraz rzadziej, bo Smok coraz większy i woli zasypiać jednak sam. Ale wczoraj… Byliśmy na koncercie „Dżem z Operą”. Poza tym, że lało jak z cebra, zmokliśmy jak kury, Smok zażyczył sobie surowej kiełbasy z grilla oraz, że nie doczekałam się „Whisky” (usłyszałam dopiero zza domów idąc już do auta), poza tym wszystkim wczoraj był taki właśnie moment. Przetrzymałam Smoka trochę – wyrodna maciora – i gdzieś w okolicach 22-giej zasnęła mi na rękach. Tego się nie da opisać. Tłum ludzi tam był, a jakbym była tylko ja i ten gorący policzek tuż przy moim. Nie ma takiego uczucia na świecie, któe mogło by to zastąpić, do którego dałoby się to porównać. Łapki wokół mojej szyi, oddech odczuwany tuż za uchem. Tylko moje – niczyje inne. W takich chwilach najpierw się rozklejam, że mam zaszczyt doświadczać takiego cudu, że mogę właśnie ja, właśnie Ją trzymać na rękach. Potem jestem dumna, bo to piękna, mądra dziewczynka, z fochami jasne – jak to kobieta – ale rozsądna, posłuszna, słuchająca co się do Niej mówi. A potem już nic nie ma, tylko Ona i ja. I mógłby tam śpiewać nie wiem kto, mógły przedefilować tabun wydepilowanych mamutów – mam to gdzieś, bo w takich chwilach nie liczy się nic innego, jak tylko to, że MOJA CÓRKA zasnęła i przytula się jak nikt, jak z nikim, jak tylko Ona potrafi.

A koncert? Lekki niedosyt, bo nie doczekałam ani wspomnianej „Whisky” ani „Czerwony jak cegła”. taki minusik tego ciężaru trzymanego na biodrze. Szczerze mówiąc mam to gdzieś również posłucham sobie na You Tube, ale jednak… został lekki posmak Dżemu a nie wspomnienie pysznego smaku.
A dziś mieliśmy jechać na „Księżniczkę Czardasza”, ale jakoś się nie zapowiada, żebyśmy pojechali. Hmmmm… i znowu pozostanie ten niedosyt, ale co tam. Upiekłyśmy ze Smokiem ciasto, obejrzałysmy Harry’ego Pottera – nie jest źle.

W kwestiach remontowo-dekoratorskich:
1. Drzwi wejściowe już prawie prawie od wewnątrz.
2. Kolejne trzxy kwiaty przesadzone. Diaboł nadal twierdzi, że posiadam na stanie obsesję doniczkową. Rację ma!

poniedziałek, 15 czerwca 2009

Gdybyście przypadkiem...

…kiedyś postanowili opalić górną część futryny z drzwi, to dzieci załóżcie okulary ochronne. Bo jak wam wpadnie w oko gorący mikrowióreczek farby to jest lekko przekrochmalone. Serio serio.
Oraz gdybyście kiedyś postanowili opalić futrynę z drzwi w ogóle to pamiętajcie o tym, żeby obuwie było pełne lub przynajmniej skarpety na stopach, bo jak wam na stopę spadnie gorący megawióreczek farby to o żesz wurwa jest przekrochmalone również. Serio serio.
Wiem co mówię.

A drzwi wejściowe będa piękne, jak już z nimi skończę. I tego Czesia co je pomalował 4 warstwami białej farby ze srebrolem pomiędzy, to bym ekshumowała i kazała tę farbę gorącą odpadającą żreć. Serio serio.

niedziela, 14 czerwca 2009

No to teraz...

…być może będzie czytać mnie Gazela z Małym Johnem.

Oraz podobno sprawdzam się w biedzie. Może powinnam zająć się też światowym kryzysem gospodarczym?:))) Tylko nie jestem przekonana czy na potrzeby światowych polityków też nie będę myślała za szybko:)

sobota, 13 czerwca 2009

Najlepszy...

…balsam na rany… Smok – nie znam lepszego. Przytula się, głaszcze, a potem „mamo, patrz jak nurkuję” i nurkuje jak stara mając w nosie, że właśnie oddała mi trochę swojego uśmiechu – niech matka ma, a co:)

I przemyślenia mam. Po pewnej rozmowie. Że mianowicie są tacy ludzie, którzy byli w moim życiu, coś mi dali albo i nie, coś znaczyli albo niekoniecznie, coś wnieśli albo dostali, a których nie ma. I zupełnie mi ich nie brakuje. Zupełnie. Mam takich paru, w rodzinie, wśród „przyjaciół”. Nie odczuwam braku w najmniejszym stopniu. Okropne to może, ale prawdziwe. Widocznie nie byli TYMI ludźmi. Amen.

czwartek, 11 czerwca 2009

Pojechalim...

…do spacerowego lasu. Ze spaceru (azaliż 3 godziny łażenia po chaszczach to wystarczająco?) zrobiła się babka z jagodami. Oraz półmisek truskawek. Oraz parę bąbli po komarach. Oraz paprocie na balkonie. Tia. Pokażcie mi Cleosię, która pojedzie do lasu/na łąkę/w pola i nie przytarga do domu jakichś chwastów… no nie ma takiej, nie ma:)

Dzwoni Who. Myśle sobie „doła ma, wkurwa wszechczasów, humor doskonały.” Odbieram…
Who: Ty Cleos, posłuchaj, bo Kudłata pyta czy tatuaż robi się taką zwykłą igłą czy  taką lekarską ze strzykawką?
(A ja właśnie smaruję formę na babkę Plantą)
Cleos: Taką specjalną z pistoletem.
Who: Czy to cię Kudłata satysfakcjonuje?…. Nie satysfakcjonuje jej. Możesz opisać ten pistolet?
(A ja właśnie smaruję formę na babkę Plantą)
Cleos: (opisu opisu opisu opisu opisu opisu)
Who: Wystarczy? …… (akceptacja ledwo słyszalna) No to dzięki, pa.
Się rozłączyła. A ja właśnie smaruję formę na babkę Plantą. Nie mam normalnych znajomych – zdecydowanie nie. I chwała blogu:)

oraz jeszcze

bo więcej mi się nie chce. Dam radę, zawsze daję…

niedziela, 7 czerwca 2009

Festyn nam się...

…udał. Pół godziny kubańskiego cha cha cha również.  I och mój bloże jak się nasłuchałam, co to ja nie jestem za wszechstronne stworzenie i och i ach i w ogóle – bleeeh:) słodkości i sam mniód. Ale miło w sumie, chociaż większa radocha z roześmianych pysków dzieciaków i rodziców przytupujących do rytmu. Btw, żaden się  nie odważył wystapić z dziećmi. Konkluzja? Naród mamy otępiały, drętwy jak zgromadzenie paralityków i w ogóle nieruchawy niczym zwłoki. No trudno. Korzyść z tego taka, że być może w przyszłości posypią się umowy zlecenia – może nie stadem całym, ale parę chociaż. Info for Dziobak – tak, kolejny dyplom i podziękowania dostałam:) Będzie do kolekcji.
Smok się wyszalał, dzieciory okrzyknęły Ją zgodnie „śliczną”, Diaboł natomiast zasłużył sobie na opinię, że „coś takiego dziwnego w Nim jest, ale od biedy obleci” :))) No ja myślę.

Właśnie nastąpiło oberwanie chmury. Pognałam na balkon w celu „ratować papryczki”. 15 sekund na zebranie czterech doniczek i weszłam do salonu jak spod prysznica. A Diaboł komentuje „No, parasola nie chciałaś” – zabić to mało:) Dla odmiany i żeby zagrać mi na nosie, aktualnie świeci słońce, niebo błękitne, po deszczy ani śladu poza kałużami. Przynajmniej ciepły był – letni taki.

Przy obiedzie:
Cleos: Smoku, śliczna jesteś. (Smok umazany kurczakiem, z kurzowym śladem po piłce na czole i nosie, rozczochrana jak niebożę)
Smok: Ty też jesteś śliczna mamusiu, nawet jak robisz kupę.
Cleos: (dławiąc się frytką) Nie mówi się o kupie przy obiedzie Smoku.
Diaboł: Właśnie wydumałem komplement bez kupy. Jesteś piękna jak rosa o poranku na miejskim trawniku, na którym nie ma kup.
Cleos: (umiera ze śmiechu)

Generalnie miło. Smok na suficie dostał skrzydeł. Reszty jeszcze nie ma, bo mnie kark boli jak byk. Diaboł zapowiedział wieczorną rehabilitację.

środa, 3 czerwca 2009

Coś optymistycznego...

…, tak? No dopsz.

Jutro jadę się lasnować oraz firmę w lokalnej telewizji. Półgodzinny program o wolontariacie powinien wystarczyć na lans. Tak se myślę. Kto to będzie oglądał nie wiem, ale niech kręcą. Tylko nie mam się w co ubrać, oraz jak sobie pomyślę o czesaniu telewizyjnego koka to mi lekko słabo.

Papryczki mi rosną na balkonie. Jedna już nawet przypomina papryczkę:)

Maluję niebo. Ręce mnie bolą, bo z drabiny średnio wygodnie, a i lęk wysokości kwitnie niczym papryczki, bo sufit w cholerę wysoko, Dziś chmury w piątek słońce, w weekend noc jeśli do tego czasu nie spadnę z drabiny.

W sobotę w pracy na Festynie Rodzinnym.  Lekcję tańca będę prowadzić. Kto ma ochotę proszę bardzo – Ruda Śląska, ul. Zamenhofa – klaka mile widziana, bo jakoś nie sądzę, żeby tłumy waliły na kubańskie cha cha cha. Optymistycznie miało być… to jest…

piątek, 29 maja 2009

To był...

…zdeydowanie zły dzień. Wkurw i nietrzęsie ziemi. Wyżyłam się na jednej Pańci- nie było co zbierać. Mnie pomogło średnio, może o tyle, że teraz Pańcia mędzie trzymać pysk i pomyśli 100 razy zanim otworzy gębę w niestosownym momencie z niestosowynm komentarzem…

sobota, 23 maja 2009

Wróciliśmy z chabrami...

…makami, kozibrodami, maruną, macierzanką oraz takim fioletowym czymś, co Who ode mnie kiedyś dostała i ja nie wiem co to jest:) Oraz z cała masą skrzypu na herbatki i olejki do kąpieli. Tiaaa, Diaboł ma rację, że posiadam manię kwiatową objawiającą się szałem zbierania, sadzenia, przesadzania, wyrywania i robienia cudów na kiju.  Tak mam, no i co? Znający Mój Majestat potwierdzą, więc i tak się nie wyprę:)

Wczorajszy wieczór na klachach przy cieście, dzisiejszy poranek na polach i łąkach. Początek weekendu ogólnie udany. Do tego Who uraczyła nas informacją o Niwach Jakichśtam, gdzie będziemy przyczyną codziennych katastrof furmanek oraz limuzyn marki BMW. A na koniec pobytu otworzymy za posesją Rodziców Who „Schrott u Gwiazd” i zarobimy kupę kasy:) Dzięki temu Kate pojedzie do Mongolii, Who nie będzie musiała mieszkać w Sromie, a my z Diabołem skończymy remont. Tak, taki jest plan. Laseczki szykujcie biusty i inne detale:)))

wtorek, 19 maja 2009

Jeżeli w ciągu dnia...

…zaserwujemy sobie cztery ibupromy max, dwa apapy, voltaren emulgel, ketonal gel, a na wieczór poduszkę elektryczną, piżamę flanelową i szalik, to jest mizerna nadzieja, że uda nam się zasnąć bez wycia z bólu.

Zapalenie mięsnia czorobocznego to jest doprawdy zajebista sprawa. Serio serio:)

poniedziałek, 18 maja 2009

Chciałam mieć nowe...

…wyzwanie i trudne dzieci na stanie? To mam. Bo zdyscyplinowanie tej bandy Hunów graniczy z cudem, pokłady cierpliwości co prawda posiadam i nawet nie czuję, żeby zostały naruszone, ale już widzę siebie za dwa miesiące z nerwami w strzępach i trzęsącymi się dłońmi:) A tak poważnie to jest ich pietnaścioro – gwarantuję im i sobie, że po trzech zajęciach zostanie osiem osób maksymalnie. Niegrzeczni, pyskaci, głośni, zawadiaccy, posłuszeństwo mają w nosie i jedyne co ich powstrzymuje przed zlinczowaniem mnie to mój pożal się bloże autorytet. No niech będzie. Widzę wśród nich ze trzy perełki, to mogę się „męczyć”. A tak serio serio to uwielbiam to:) No co ja poradzę, tak mam. A najbardziej chyba te spojrzenia zaskoczonych Pań Wychowawczyń, zadziwionych moim widokiem żywej po ponad godzinie zajęć i ich widokiem zainteresowanych nawet tym co mówię i pokazuję.
Chciałam wyzwanie, to mam. Zobaczymy na koniec czerwca, co z tego wyniknie…

niedziela, 17 maja 2009

Na pikniku...

…z lat 20-tych tudzież 30-tych wygraliśmy z  Don Diabole konkurs charlestona. Smieszno bylo i straszno też, ale daliśmy radę. Mogłabym w sumie żyć w  tamtych czasach. Po skompletowaniu garderoby – sukienka w grochy, kapelusz, czarne futro i czerwona szminka sama bym na siebie poleciała, gdyby to nie było próżne i niestosowne (tfu tfu). No trudno widać jestem próżna i niestosowna…

…co w kontekście kompleksów jak stodoła jest  dodatkowo paradoksalne i dziwaczne.

Trudno, Cleosia najwidoczniej składa się z pierdyliona porąbanych części i taką ją trza kochać:)

środa, 6 maja 2009

Przemyślenia mam...

…różne. Myślotoki skoncentrowane na  tematach… rozlicznych. Krążące jak sępy nad  padliną… o  tak tak, padlina to bardzo dobre określenie. Wszystkie nieszczęścia świata skupione w jednej myśli, czasem w kilku, żadnej dobrej wśród nich nie ma. Umysł skupiony do granic możliwości na rozpatrywaniu możliwości. Gdyby ktoś chciał zobrazować stan umysłu, zwizualizować sobie to dla ułatwienia proszę sobie wyobrazić czarny bezkres, z którego wydobywa się kłąb nienawiści. Nie przepadam za tym stanem, nie lubię takiej siebie, ale to daje siłę większą niż może się pomieścić w jednej Cleosi. Strach poszedł się paść, obawy zdechły, zdematerializowały się – została tylko sycząca, z uniesioną głową, z rozpostartym płaszczem i niech Ją ktoś tylko ruszy. Kąsam. Albo z pogardą odwracam się i zamykam drzwi. Bez słowa, bo jak trzeba oczy mówią wszystko. Nie lubię takich moich oczu. Ktoś mi powiedział niedawno, że by tak nie potrafił, tak z miejsca zamienić pozytywne uczucie na nienawiść. Przydatna umiejętność, chociaż spala i ogarnia coraz bardziej…

wtorek, 5 maja 2009

Ustawiam muzę...

…na kompie. Mają lecieć polskie przeboje lat 60-tych i 70-tych. Smok ryje się do komputera, miącha mi miedzy palcami i nagle leci jakaś rąbanka.
Cleos: No ładnie, chciałam sobie puścić moją muzę…
Smok: Cóż takie jest życie mamo, dziecko chciało, to ma.

Nie mam pytań:)))

środa, 29 kwietnia 2009

Było ich...

… pięć par. Wszyscy tańczyli cha-cha-cha. Na widowni reszta dzieci, rodzice, wychowawcy, ksiądz, jakaś zakonnica, jedna babcia. Każda para do innej muzyki. Żarówa z Jollero wyskoczyli ubrani, jak do Tańca z Glizdami – ona w zielonej sukience, on w czarnych spodniach, białej rozchełstanej koszuli i zielonej kamizelce. A przecież zażartowałam sobie tylko tydzień temu, że mają się wystroić. Ich taniec sfilmowałam, bo mi szczęka opadła. Przerobili moją choreografię, dodali, zmienili, zaszaleli i odstawili takie show, że dostali brawa na stojąco. Jestem pod wrażeniem. Naprawdę – do tańca trzeba mieć duszę i serce. I trzeba oddać mu i jedno i drugie i jeszcze litry potu. Oni oddali.  Po wszystkim dowiedziałam się, że ćwiczyli cały tydzień, aż pan ksiądz miał dosyć:)
Potem było rozdanie dyplomów i już chciałam iść do domu, kiedy dzieciaki wyskoczyły z prezentem na podziękowanie, z kwiatami z bibuły, a Klubowicze z bukietem róż. Podziękowanie od mam, od wychowawców, zdjęcie grupowe, uściski i „Będziemy chodzić na zajęcia na  Halembie” – to jest najważniejsze.
I jestem z nich dumna, bo mogli to olać. Mogli siedzieć gdzieś na trzepaku czy innym murku, mogli pluć słonecznikiem i pić coś tam, co piją ich koledzy. A znosili moje wrzaski przez muzykę motywowanie nie zawsze subtelne. I naprawdę, jak Babcie kocham, dali dziesiaj czadu – wszyscy, a Żarówa z Jollero szczególnie…

Za dwa tygodnie zaczynam zajęcia w drugiej Świetlicy. Dajcie mi bogowie znowu taki materiał do obróbki…

sobota, 25 kwietnia 2009

Sabat 1/4...

…+ Diaboł.

- Orgazm cenna rzecz…

- No proszę was, jest północ, a ja idę do pokoju… W sensie , że spać… W sensie, że sama…

- Znaczy ty byś chciała mieć tak zwany chów domowy?

- Muszę sobie tak o, bo ja jestem ekspresyjna kobieta.

- Bo ja myślałam, że on ją Matrix…

- Co mnie obchodzą twoje orgazmy!
- Jak to?! Moje orgazmy nie są dla ciebie ważne?!?!

- Ty jesteś za stara na wycinanie łechtaczki.
- Nie, dlaczego? Jak cię biorą za żonę taką Słowiankę to ci ten teges…

- To jest twój penis emocjonalny do miziania mózgu.

- Teraz zrobimy to na wisielca i dwóch spadochroniarzy…

Tia…, Who i Diaboł zostali rodzeństwem krwi. Goździki stoją w wazonie. Energetycznie się naładowałam.  Ile można rozprawiać o seksie?:)))

środa, 22 kwietnia 2009

POMOCY!!!

Potrzebuję szybkiego, prostego dania na gorąco na 20 osób. I żeby jeszcze nie kosztowało majątku:)

sobota, 18 kwietnia 2009

6.30...

…giełda kwiatowa, po trzech godzinach snu
9.30 – kwiaty na balkonie posadzone
12.00 – obiad gotowy
12.00-19.45 – smokowa wróżka, motyl i liście drzewa gotowe

Osiem godzin na stojąco/kucająco/klęcząco/na drabinie – nóg nie czuję, pierwszy raz od dawna wiem, że posiadam łydki sztuk dwie, kręgosłup mówi stanowcze NIE dla dalszej działalności.

Plan na wieczór „Reakcja łańcuchowa” oraz „Ciemność” w kombiancji z mizianiem.

Plan na jutro: Smok Guzdrok, ptak, konar i gałęzie drzewa.

piątek, 17 kwietnia 2009

Lubię tak...


Wstaję rano, robię kawę, włączam radio, siedzę sobie w jadalni i podziwiam widok na wiosenną Narnię. Dom jeszcze śpi. Mam jakiś kwadrans zanim przydrepce Smok z zapytaniem, czy może pooglądać bajkę. Potem Diaboł z miną mordercy, bo musiał wstać w ogóle. Kuchnia jeszcze delikatnie pachnie ciastem pieczonym wczoraj na szybko.
Mój kwadrans na poranne myślotoki i zawieszenie w powietrzu nad głową myśli, że dobrze mi…

piątek, 10 kwietnia 2009

Wierzycie mi...,

…że nie mam czasu pisac? To uwierzcie, bo nie mam. Przekładam sobie marokańską zastawę w kuchni wenge to tu to tam i się zachwycam. Pucuję kieliszki, czytam instrukcję obsługi piekarnika, odgruzowuję gabinet, żeby znaleźć zestaw do malowania, bo smoki w Smoczej Jamie czekają na powstanie. Piorę kwiatki, taszczę nowe do domu, obmyślam podły plan doniczkowy (to niemożliwe, żeby NIGDZIE nie było takich doniczek, jakie chcę kupić, no niemożliwe). W tym miejscu oświadczam (się), że pałam dozgonną wdzięcznością dla Sirenqi, która dostarczyła ogromną jukkę i difenbachię i jakieś tam jeszcze stado pomniejszych, które muszę przesadzić:) Oraz przygotowuję śniadanie świąteczne, z gotowaniem, pieczeniem i czym tam tylko chcecie. MNIĄ.

No, to nie mam czasu jako rzekłam i niniejszym się oddalam:) Wuzzi:*

niedziela, 5 kwietnia 2009

Pojechałam...

…po spodnie… Mam na stanie więcej o cztery spódnice:) Proszę mnie nie wpuszczać do tego sklepu do czerwca – pod żadnym pozorem.

środa, 1 kwietnia 2009

Smok zaczął...

…mówić „r”. Nie we wszystkich wyrazach i lekko rozmiękczone, ale jednak.

Mam najlepszego ginekologa w galaktyce.

Smok przepływa strzałką 4 metry pod wodą – jak ryba. Stał się cud i zaczeła pływać, ot tak sobie, po prostu.

Kate zadzwoniła, że w ramach pokuty za książkę z zaklęciami, zdobyła lawendę, przeciwko koszmarom.

Kryzys świetlicowy chwilowo zażegnany. Jakoś wytrzymam z tymi Paniami, bo dzieciaki nic temu nie winne.

Mały John sieje panikę. Uwielbiam tę babę, ale zadzwoniłam dzisiaj tylko po to, żeby Ją opierniczyć.

Wiosna idzie, psze Państwa, trza wymienić opony, pojechać na myjnię oraz odgruzować kurtki letnie.

I słońce w oczy:)

sobota, 28 marca 2009

Zrobiłam sos...

… do spagetti. Opróżniłam w większości garderobę. Przesadziłam 5 wielkich kwiatków.

Podłogi raczej nie ułożę. GRRRRRRR

czwartek, 26 marca 2009

Byłam na...

końferencji. Trzy dni w zasadzie. Z tych trzech dni najlepiej pamiętam carpaccio wołowe ze świeżą rucolą i smażoną doradę. No nic nie poradzę, że lubię jeść.
Były mądre referaty, był Teatr Polski z Bielska Białej, karaoke. Przyznaję, że jak osiemdziesięciu chłopa śpiewa „Pod papugami”, to to robi wrażenie. Były tańce do rana i „och, ach, ech – jak pani lekko tańczy.” Oraz było SPA.  Się trochę urobiłam, jak wół lekko i nawet godzina w saunie nie pomogła. W drodze powrotnej zasnęłam w samochodzie, przyprawiając Szefa S o lekką palpitację, bo niby wszyscy się boją jak On prowadzi. A ja się ośmielam spać – pffffffffff.
Było paru macaczy, paru zagadywaczy, paru podrywaczy, paru chamów i prostaków, paru spuszczonych na drzewo, paru zgaszonych wapnem, paru, którzy nabili sobie punkty. Jeden lew parkietu, jeden właściciel od sztamy, jeden inżynier od konwersacji wesołych. Rachunek ogólny na plus. Tylko zasnęłam Diabołowi na ramieniu w 15 minut po rozpoczęciu projekcji filmu. Jakoś tak zdechle.

Smok ma na ścianach koktajl jagodowy – mnią.

Dzisiejsza końferencja  też zaliczona. Wraz z prezentacją, wybuchami śmiechu, brawami i sałatką, która nie wiem z czego była, ale była pycha.

Aktualnie padam na twarz. Lekko, bo zadowolona jestem z tych wyjazdów. Grunt to się dobrze zmęczyć.

sobota, 21 marca 2009

Prawo...

…serii…

Smok chory

złapałam gumę

trafiłam na BARDZO niemiłych lekarzy

spotkałam faceta, który napadł mnie osiem lat temu

w moim sklepie nie robią szaf pod zabudowę

naczekałam się u wulkanizatora

jakby mi ktoś jeszcze chciał dowalić, to proszę się nie krępować…