licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

niedziela, 26 listopada 2006

Siedzę sobie w mojej koszuli nocnej,...

…którą Niania wzięła za kreację wieczorową i zabrała do przymiarki dla córki na studniówkę… ale to raczej dłuższa historia i na inny humor… i tak sobie myślę…

Byłam u Who… I tak mi przemknęło przez myśl, że przeszłyśmy na dalszy etap związku:))) No bo jeśli Ona bez skrępowania prasuje przy konwersacji popijając wino w przerwach między układaniem majtek Bąka i koszulek Męża… I jeśli Smok obżera ichnią lodówkę ze WSZYSTKIEGO? I jeśli nie ma tematu (tak myślę JA), na który nie mogłybyśmy pogadać? I jeśli na koniec pada hasło „przyjedź Cleos na noc urżniemy się do porzygania i pobredzimy całą noc”? No coś to chyba znaczy. Nie usiłuję niczego nazywać, czy to już miłość czy jeszcze kochanie:))) czy przyjaźń czy tylko blogowa znajomość… Tym bardziej, że Who mi żadnych wyznań nie czyni (maupa jedna). A poza tym, niektóre kwestie nie wymagają chyba nazywania, tak se myślę. Wystarcza mi świadomość, że znowu, przez zupełny przypadek trafiłam na Bratnią Duszę, równie pochrzanioną jak ja. To komplement był, jakby się kto pytał.

No to tak, spędziłam upojny wieczór wypełniony bredzeniem, winem, debilnymi konkluzjami, posranym Kluchą, wrzeszczącym Smokiem, paroma sensownymi zdaniami, pysznym ciastem, rozbrykanym Bąkiem, pierdzącym motorem Kluchy, zwierzeniami, rozmyśleniami, chlebem z serem, konwersacją o życiu i sprawach naprawdę pokręconych. No miło było jednym słowem.

I wiesz co Who??? Nie zapędzaj się tak w tym sprzątaniu, bo prędzej czy później i tak zrobi się syf. Daj sobie lepiej chwilę w wannie z książką.

Z innej beczki………. to nie jest wcale miłe……………. i wesołe……. i muszę pomyśleć…….. i znaleźć jakieś wyjście……….. i pomóc……..

czwartek, 23 listopada 2006

Jakby ktoś pytał...

…to jestem zadowolona:))) A jakby dociekał, to oto co mi/nam się ZNOWU udało:

1. Pozew przeciwko byłemu przyjacielowi od mieszkania w grudniu prawdopodobnie znajdzie się w sądzie. Oskubię go na maxa a potem jeszcze jego rodzinę.

2. Sprawa z gazownią prawdopodobnie NIE trafi do sądu, a pieniądze I TAK trafią na nasze konto, w związku z czym chyba uda nam się kupić działkę pod Hacjendę bez proszenia Bogatej Ciotki o pomoc.

3. Udało mi się zrobić miesięczny obrót w pracy, więc wypłatę dostanę jak człowiek.

4. Dostałam w pracy komputer.

5. Kupiłam Smokowi odjazdowy parasol z uszami.

6. Smok przerzucił się na dorosłą pościel, więc jest doroślej grzeczniejsza.

7. Iwa zdała exam aplikancki, co uważam również za swój osobisty sukces, bo trzymałam kciuki cały czas (prawie).

8. Mały John powrócił z wygnania, przywiózł dary, ale głównie przywiózł SIEBIE. I całe szczęście, bo tęsknota stawała się groźna dla zdrowia i otoczenia.

9. Czupurkowi i Asterixowi wykluła się Skorpisia. Matka i córka czują się dobrze, a Asterix nie zemdlał podczas porodu. Jak Ciotka Skorpionica zapowiedziałam już Skorpisi Juniorce, że nauczę Ją, jak być SKORPIONEM DOSKONAŁYM:)))

10. Dostałam piękną kameę, która mi w mordę do NICZEGO nie pasuje.

Ugruntowuję się w przekonaniu, że boskim ludziom wszystko bosko wychodzi, a skromność to moja najlepsza cecha. A Ci co mnie nie lubią, niech sobie zzielenieją z zazdrości.

Amen:)))

wtorek, 21 listopada 2006

Bo Who mi ostatnio powiedziała...

…a potem jeszcze napisała… i ja nie wiem czy to zarzut/wyrzut/komplement/opinia obiektywna/nabijanie/jakis-kurna-klops, że ja mam szalone pomysły i na dodatek je REALIZUJĘ.
No więc oświadcza, co następuje:

Moje szalone pomysły i wszystko co z nich wynika biorą się z marzeń i planów. Zaplanowałam sobie dawno temu, że nie będę gotowała i nie gotuję. Marzyłam o szczęsliwej rodzince i ją mam. Śniła mi sie po nocach bransoletka z bursztynów w złocie i Grzech mi ją wymarzył. Chcę Hacjendę vel Halpland i będę go miała. Marzyły mi się zdjęcia a la Playboy no to je zrobiłam. Chciałam spelnieć marzenie Grzecha, zbierałam na nie kasę przez cały rok.
Marzenie nic nie kosztuje. A realizacja różnie. Czasem wystarczy znać kogo trzeba, jak przy zdjęciach, czasem bardzo chcieć i szukać możliwości, jak przy hacjendzie, czasem potrzebne są mniejsze lub większe pieniądze. Wystarczy znaleźć sposób, pomysł, wyjście, rozwiązanie. A potem już tylko realizowac powoli, szybko, w konspiracji albo jawnie, dla siebie czy innych, krótkoterminowo i długofalowo. Czasem to kwestia szczęscia faktycznie. Ale w przeważającej większości to kwestia uporu, samozaparcia, wiary w to, że można, pomysłowości i 9803685687346592 czynników jeszcze.
JohnyB jakiś czas temu, kiedy rozmawialiśmy o Hacjendzie powiedział, że chciałby mieć Jaguara. I że prędzej ja postawię ten dom, niż On będzie miał kołpak do tego samochodu. I w tym tkwi błąd. W zakładaniu, że marzenia są bez sensu i i tak się nie spełnią. Bo ja jeśli marzę to WIEM, że mi się spełni. Jeśli nie dziś, to jutro, za rok, za 10 lat. Jeśli nie w całości od razu, to po kolei. Ale WIEM, że jeśli czegoś chcę to będę to miała, zrobię to, dostanę, dokonam, przeżyję. Po prostu. Nie dlatego, że mam farta, tylko dlatego, że tak bardzo CHCĘ, że robię wszystko, żeby to spełnić. A jeśli czasem to jest szalone… no cóż… niech te marzenia będą w końcu wariackie i kolorowe… od tego są:)))

poniedziałek, 20 listopada 2006

Jest miękka, nie twarda...

…nie mówi,
nie słyszy,
nie widzi,
nie chodzi,
nie biega,
nie jest drewniana,
nie z klocków,
jest czerwona zielona żółta biała i inna,
jest z materiału,
można po niej pisać,
nie da si·ę jej przynieść,
jest duża,
nie śpiewa,
nie umie tańczyć,
umie się bawić w parku tam gdzie dzieci,
chyba się kręci,
potrafi grać,
chyba ma włosy i zęby,
można ją włączyć,
jest zimna,
chyba jest większa od Taty
Po szczegółowym przesłychaniu Smoka taki jest jej opis. Smok mówi na nią „SALAMINA!!!” Ma ktoś pomysł CO TO może być??? Bo my z Grzechem żadnego.

AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAJEJEJEJJEJEJEJ JUUUUUUPIIIIIIIIIIIIIIIIIII ŁÓŁÓŁÓŁÓŁÓLOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOO, SZABADABAAAAAAAAAAAAAAAA REEEEEGEEEEEEEE O RAAAAAAAAAAAAAANY!!!!!!!!!!!!!!!!!

To była reakcja na spełnione marzenie:)))

piątek, 17 listopada 2006

Najpierw uciekł mi...

…autobus. Wychodziłam właśnie z klatki, a on sruuu mi sprzed nosa. Pomyślałam, że poczekam. W końcu o 4.40 na ulicy jest tak malowniczo. Poczekałam. Nie przyjechał. Pognałam więc na kolejny przystanek i kiedy już już… to on sruuuu mi sprzed nosa. W końcu dotarłam na dworzec PKS a stamtąd do Katowic. Wpadłam na dworzec PKP na 3 minuty przed odjazdem pociągu, ale zanim dogalopowaąlam do peronu, to on sruuuu mi sprzed nosa. Nosz w modrę jeża! Pani w informacji powiedziała „O 7.23″, no to posiedziałam sobie w knajpie, obok Śmierdzący Pan wyjadał po kimś resztki fasolowej. W końcu wyszłam połazić po dwooorcu, bo a nuż ktoś zechce mnie napaść, przynajmniej będę miała jakąś rozrywkę. Wynudziłam się na amen, bo akurat rozbojarzy ani na lekarstwo. Cholera! Za to spotkałam najsławniejszego bezdomnego IV NiechJejZiemiaLekkąBędzie RP – Huberta H. Zidentyfikowałam po tlenionej fryzurze i obrączce srebrnej na kciuku prawej dłoni. Ktoś też zwrócił na to uwagę, jak TVN pokazywał go dzień wcześniej pierdylion razy na godzinę??? Miałam ochotę rzucić się chłopu na szyję, albo przynajmniej uścisnąć rękę. Zadzwoniłam nawet do Grzecha czy autografu nie chce. Nie chciał – gupi jakiś.
Do Wrocławia jechałam z wojakami. „Panowie BAAAAAAAAACZNOŚĆ” – bardzo mili chłopcy. Poczułam się jak w czasach, kiedy jeździłam do Brzegu do jednostki odwiedzać ByłegoNiedoszłegoDamskiegoBoxera.
A potem zakochałam się w Świdnicy. Niby nic, niby miasto jak każde, a jednak szłam przez park i nie mogłam powstrzymać się od uśmiechania. Mona Lisa jak byk… I to słońce… U nas już zima prawie, a tam ozłocone drzewa, czerwone od klonowych liści alejki, babcie z wnukami na spacerze. I to nic, że spotkanie się udało, to nic, że w końcu służbowy wyjazd mi się przytrafił. Tak naprawdę nie to mnie cieszyło, tylko te drzewa, te wrony pod nimi i to, że ludzie się uśmiechają widząc mój uśmiech. Sentymentalna kretynka:)))
I do domu wróciłam 4 godziny wcześniej. A Smok już spał, poradizli sobie z Grzechem beze mnie. I płakać mi się chciało, że cały dzień Jej nie widziałam.

Za to dziś dowiedziałam się, że Skunksica jednak się chyba zwolni. Może Bóg istnieje??? Jakiś Wisznu albo inny Manitou, nieważne, któryś musiał podziałać i moje modły zostały wysłuchane. Zadziorek Jej żałuje. Ja nie. W myśl głównej życiowej zasady Cleosi „niech wróg mój zdycha pod płotem porośnięty parchami” – może jako bezrobotny – zwisa mi to. Nie potrafię się nad Nią litować. Nie żal mi ani Jej ani jej dziecka, ani rodziny na 7 pokoleń wstecz i do przodu. Za dużo mi krwi naspuła, judziła, donosiła, podsłuchiwała, grzebała w prywatnych rzeczach, fałszzywie wykrzywiała ryj w uśmiechu. To teraz niech ma za swoje i za cudze. Gdyby nie to, że już jedną laleczkę voodoo mam, uszyłabym drugą – ale szkoda mi czasu na ręczne robótki – wystarczy, że sobie o niej źle pomyślę i tak mi się spełni:)))

W Świdnicy wyczaiłam dla Smoczycy dorosłe 5 palczaste rękawiczki. I cieszę się, że Smok potrafi się cieszyć z takie pierdoły. „Ojej mamo, mam nołe lentawiczti. supeeeeel” i pocierała buzię rączkami ubranymi w te kłakowate cuda i nawet kolację w nich jadła.

I jeszcze na koniec hit sezonu.
Co robi Smok kiedy puści bąka???
Najpierw…
„Psieplasiam”
A potem śpiewa rapując i wymachując łapkami z wystawionymi palcami wskazującymi
„Pusiam bąta, nieeech się błąńta”
W wolnym tłumaczeniu – puszczam bąka niech się błąka.
Iwa – pamiętasz dalszy ciąg???
Moja szkoła:)))

poniedziałek, 13 listopada 2006

Niniejszym dziękuję...

…wszystkim, którzy pamiętali oraz silnej grupie pod wezwaniem, która jak zwykle dopisała. Jesteście wielcy naprawdę i najlepszym prezentem jest to, że Was mam obok siebie.

A dziś imprezka pracowa. Poza biurem, żeby uniknąć niekoniecznie sympatycznej obecności Śmierdzielizardy zwanej też Skunksicą.

Kolejny bal dopiero w karnawale, ale wszystkie stale-mile-widziane samice niech się już szykują.

A tymczasem jedno radio poszukuje pracownika, i drugie radio też. Może jednak zaistnieję w eterze??? Who knows??? Taki prezent by mi pasował.

Niech mi się to wszystko spełni. TAK CHCĘ!!!

czwartek, 9 listopada 2006

Smok zaśpiewał...

SIO LAT SIO LAT NIECH JIJE JIJE NAM

:)))
Czy czeka mnie kryzys wieku średniego i drogie kremy na zmarszczki i celulit i zdziadzienie???

A guzik, kremuję się Niveą, celulit jeśli mam olewam i czeszę się w dwa warkocze.

No to STO LAT MI:)))

poniedziałek, 6 listopada 2006

Pranie mi się...

…zafarbowało – na niebiesko. I uroczo i cudnie, bo ja mam niebieskie skarpetki, a Smok majtki – blondynkom będzie do twarzy i do stopy i do d… .

piątek, 3 listopada 2006

Niefajnie jest...

…kiedy prowadzę w pracy poważne rozmowy o pracy. Być albo nie być.

Fajnie jest, kiedy idziemy ze Smokiem wieczorem na cmentarz, robić zdjęcia łuny i klimatycznych zapalonych zniczów, oglądać groby cygańskie i słuchać jak Romowie śpiewają swoim zmarłym.
Fajnie jest, kiedy Smok idzie przodem i nagle staje:
Smok: Boje sie mamo.
Cleos: (na widok srebrzystego celofanu po kwiatach, którym wiatr miota po cmentarnej ścieżce) To tylko folia Smoku, nie bój się.
S: Nie mamo, to potól i jobi tak UUUUAAAAA (i Smok macha łapkami w powietrzu)
C: Potwór powiadasz, hmmm, chodź, daj łapkę, mama cię obroni.
S: Dobzie mamo, juś nie boje.
Fajnie być obrońcą, ostoją i opoką.

Fajnie jest wieczorem, kiedy Smok wysłuchał już bajki „o siniach mamo o siniach ce” i leży z przymkniętymi oczami i domaga się, żeby mu powiedzieć, co mu się będzie dzisiaj śniło. „I będą ci się Smoku śniły malutkie pieski i kotki i krówki i będziecie sobie tańczyli na łące pełnej kwiatów i śpiewali piosenki. Dobranoc. Manoć mamo”.

Fajnie jest, kiedy mam głupi sen, że Grzech się miętolił z jakąś bruneteczką (nawiedzona jestem wiem), a On się śmieje ze mnie rano, że chodzę wkurzona, ale posłusznie robi herbatkę i schodzi z drogi i nabija się, że nie rozróżniam snu od jawy.

Fajnie jest ogólnie. Tylko niefajnie jest kiedy gubię ulubiony kolczyk, cholera. I kiedy znów zaczynam szukać pracy…