licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

czwartek, 21 lutego 2008

poniedziałek, 18 lutego 2008

Wirtualna Polska...

…stworzyła zestawienie 67 książek, których nie wypada nie znać. Przeczytałam 22 z nich, 1/3 – wstyd i hańba i zapadam się pod ziemię.

Cytat na dziś:
„Życie jest za krótkie, żeby pić marne wino,
życie jest za krótkie, by miłości dać zginąć,
życie jest za krótkie, żeby się nie spieszyć,
życie jest za krótkie, by się nim nie cieszyć.”

sobota, 16 lutego 2008

Wojna...

…Michał-Kuba-Jeleń-Kuba2 vs Smok-Cleos zakończyła się remisem. Wojna chlapaniowa dodajmy. Wojna, po której Cleos miała włosy do wykręcenia i w perspektywie albo suszyć albo jechać do domu z mokrymi (ciekawe co wybrała?) Wojna, podczas której narobiłyśmy pisku jak rasowe dziewczynki atakowane przez chłopców, a Smok darł się wniebogłosy „Do ataku mamo! Nie poddamy się! Bij zabij! Ataaaaak!!!!!” Wojna, w wyniku której Cleos została okrzyknięta najlepszą mamą WSZYSTKICH dzieci – tank U gut najt – 4 dzieciorów w tym 3 chłopaków jest nieco jedynie ponad moje siły. Jeleń w kącie siedział i się śmiał, kiedy po raz pierdylion pierwszy odpowiadałam na zaczepki. Faceci w wieku od 4 do 6 lat zdecydowanie najbardziej uwielbiają dzieczynki chlapać oraz zabierać im piłkę. A że ja – dziewczynka – sobie w kaszę/piłkę/wodę dmuchać nie dam, no to teraz mam. Zamiast jednej, spędziłyśmy na basenie trzy godziny. Wlosy pachną mi solą ciechocińską i jeszcze są lekko wilgotne. Ale, wiecie co? Dawno się tak nie uśmiełam:)))

A na naszym zaprzyjaźnionym złomowisku Właściciel powitał nas dzisiaj okrzykiem „No, są wreszcie nasze księżniczki!”, Pan Wagowy powiedział, że „Oooo, spóźnione Walentynki nasze przyszły”, a Złomiarze brudni jak Święta Ziemia z daleka machali do nas i „Co tam dziewczyny, dawno was nie było.” Smok powiedział wszystkim grzecznie dzień dobry, przy wadze wdał się w konwersację na temat wyższości butelek szklanych nad puszkami, po czym odebrał swoje 2,70, pożegnał wszystkich i wróci tam za miesiąc:)

czwartek, 14 lutego 2008

Dzień w kolorze...

…czerwonych tulipanów:*

Miłości Kochani Wam życzę, takiej…
…jakby miał się skończyć świat,
…zakrzywiającej czasoprzestrzeń,
…nieprzytomnej,
…wyrytej w opuszkach palców,
…zamkniętej pod powiekami,
…dającej spokój,
…przyspieszającej oddech,
…zaczarowanej i magicznej,
…diabelskiej i anielskiej,
…spełniającej marzenia,
…wyśnionej.

:*

środa, 13 lutego 2008

Paznokcie w...

…zeberkę, czarna garsonka, bluzka pasująca do paznokci, do tego zaciśnięte zęby i włączona burosuczość.

Dzień dobry.

Nastrój w klimacie „uwielbiam zapach napalmu o poranku”.

Mam potrzebę, ostatnio permanentną – uwolnienia nagromadzonego gniewu – Free Willy, tylko, że zamiast uroczej orki ratującej chłopca, mamy tu okaz ryby piły z lubością ćwiartującej napotkane płotki na krzyczące kawałeczki.

Dzień dobry…

…jak dla kogo…

APDEJT:
Już mnie to nawet nie bawi… Szkolenie z ZSZ ISO z Panem Yyyyym. Perełki:
„standantaryzacja”
„utraty i pozyskiwania czasem przeważnie danych”
„gieneralnie”
„kodeks poświęca swoje paragrafy”
„świat jest jedno wielko wiosko”
„jedni segregujo a jedni wysypujo na jedno kupkę”
„inaczej byśmy zrobili przestępstwo”.
Niedbalstwo językowe doprowadza mnie do szału. Niedbalstwo językowe tych, którym się wydaje, że dyrygują innymi doprowadza mnie do szału podwójnie. Niedbalstwo językowe mądralińskich-śmińskich doprowadza mnie do szweskiej pasji.

APDEJT 2:
Kolekcja liczy sztuk 11.

A Smok się zakochał „ale nie baldzo mamo tylko tak tloszkę w Dawidzie”. No i podobno chodzą trzymając się za ręce i Smok się z Dawidem nie chce calować, a bawić to się jednak woli z Amelką. Aaaaaaaaaaaaa, dziecko mi DORASTA:)))

wtorek, 12 lutego 2008

Wchodząc na...

…blockhaus nummer zwei moje biuro jest pierwsze po prawej, pierwsze w ogóle. Tylko ja się pytam dlaczego z racji tego pierwszeństwa, bo innego powodu nie widzę, dostaję opiergol od Szefa S. z samego rana za WSZYSTKICH?

poniedziałek, 11 lutego 2008

Rodzimy wymiar...

…sprawiedliwości nieustannie mnie zadziwia. To, że oni sobie w sądach układają pasjanse na tych kompach co to je tam mają, to wiedziałam od dawna, ale żeby…

Wczoraj, godzina 20:05 – telefon dzwoni…
Pani Prorok: Cleosia?
Cleos: No hej, co tam.
PP: Ty byłaś w sądzie w Chorzowie ostatnio jakoś?
C (lekko zdziwiona): No byłam.
PP: A jakie spodnie miałaś na sobie?
C (zdziwiona coraz bardziej): Matkokochanaicórko! Co to za pytanie?
PP: No porzypomnij sobie, bo to ważne.
C (uskutecznia szybką analizę. W sądzie była 28-go stycznia, w futrze z dalmatyńczyków, co pamięta bo jej zimno było, jak szła z parkingu. Do tego futra tylko czarne spodnie w kant): No w czarnych i co?
PP: Ty jesteś nienormalna, że to pamiętasz. Gdzie je kupiłaś?
C (z automatu): W sklepie na Matejki „Luz” się nazywa.
PP: Dzięki.
C: Ale o co chodzi w mordę?
PP: A bo  ta pani prorok co była na tej rozprawie, to się zachwyciła i też takie chce. To pa.
C: Pa.

Się załamałam troszkę . To ja tam walczę o wdeptanie wroga w glebę, a ona się spodniami zachwyca:)))

APDEJT:
Dam Wam coś, bo mi Was szkoda, że ja mam a Wy nie. ZASŁUCHUJĘ SIĘ

APDEJT 2:
Tom Piąty zakończony. Jutro wędruje do Dużego w czeluści szafy sypialnianej Jego. Czy ja już wyznawałam, że Go kocham niezmiernie??? Pojechałam w zeszłym tygodniu po ciuchy Smoka, które miał zabrać z przedszkola do prania. Zajechałam, zaparkowałam, konwersacja w drzwiach:
Duży (głosem ociekającym sarkazmem): A małżonek nie mógł po to przyjechać, tylko ty się gonisz?
Cleos: Chory jest, zapalenie płuc ma.
Duży (drwiąco z uśmieszkiem właściwym tylko Jemu): Pffff, pewnie umiera.

No i jak tu Go nie kochać???

sobota, 9 lutego 2008

Cóż zrobię, ach cóż...

…żeby pozbyć się tego tornada, które we mnie siedzi?
Proponuję jak zwykle konwencjonalne metody.
Wczoraj:
- godzina radosnego uprawiania aeroboxingu do „Kanikuł” na okrętkę i wciąż, aż Smok nauczył się tekstu po rusku,
- dwie godziny piany jeżynowej i wrzątku w wannie,
- „Na Złotej Górze” czytane na zmianę z konwersacją z Wilczkiem,
- 10, słownie: dziesięć godzin snu.

Dzisiaj:
- dwie godziny basenu ze Smokiem,
- masaż rozluźniający obręcz barkową ot tak se, jakby nie było w ogóle napięta do granic możliwości,
- końplement wszechczasów „Masz niesamowicie miękkie palce” – no mam i co?
- perspektywa wieczoru i nocy.

Taka kompilacja sprawia, że tornado zefirkuje i nawet nie muszę się specjalnie wysilać, żeby się uśmiechać do narodu. Z drobnym wyjątkiem….

piątek, 8 lutego 2008

Nie mnie oceniać...

…jaką jestem matką… Smok jest za mały żeby się wypowiedzieć, może ci, którzy ją znają… Mały John twierdzi, że jest ze mnie dumna… Ja mniej trochę, kiedy czasem zdarza mi się stracić cierpliwość i jednak podnieść głos. Ale staram się… jeśli w ogóle posiadam jakąś mądrość życiową, to całą pakuję w Smoka. Żeby wiedziała co jest dobre, a co złe, że ma wybór i poniesie jego konsekwencje, żeby wiedziała, że jest Kimś i ma to sobie cenić już teraz, żeby umiała odróżnić blichtr od tego co naprawdę ważne, żeby szanowała ludzi i była na nich otwarta, żeby nigdy pierwsza i nigdy bez powodu nie robiła komuś krzywdy. Nawet Stasiowi, który Ją bije. Żeby wiedziała, że pieniądze nie biorą się z nieba tylko trzeba na nie zapracować i że jeśli chce kolejny balonik, to musi mieć na niego pieniążki w skarbonce. Żeby znała swoje obowiązki. Żeby wiedziała, żeby miała pewność, że zawsze w każdej sytuacji może na mnie polegać niezależnie od tego czy chodzi o namalowanie serduszek na skarbonce, ściągnięcie Jej z wysokiego murku czy wytłumaczenie gdzie są teraz dinozaury. Że jak mama coś obieca to słowa dotrzyma i że zawsze trzeba tego słowa dotrzymywać. Że słowo, parol, honor czy jak to zwał, jest najważniejsze. Że tylko szanując siebie można naprawdę szanować innych. Że dla Przyjaciół się JEST a nie SIĘ ICH MA. Że trzeba umieć okazywać uczucia, i rozmawiać, i milczeć razem, i słuchać kiedy ktoś mówi. Że się nie przerywa w rozmowie i że każdy temat jest dobry jeśli chce o czymś porozmawiać. Staram się jak mogę, żeby wiedziała, że zawsze znajdę dla Niej czas na huśtawki, malowanie klowna, wycinanki czy przytulanie po prostu. Tłumaczę Jej jak zrobi coś głupiego, że przecież jest mądra wieć niech najpierw myśli a potem robi, najpierw myśli a potem mówi, bo słowem można skrzywdzić bardziej niż ciosem w splot słoneczny. Staram się. Naprawdę. I widzę, że Ona jest dobra, po prostu… Wypowiadane w najmniej spodziewanych momentach „kocham cię mamo” niezmiennie sprawia, że mięknie mi w środku takie coś, co myślałam, że jest twarde. Na pytanie „czemu mi to mówisz teraz Smoku?” słyszę „Bo cię kocham mamo, to mowię.” Taka jest… kiedy płacze przychodzi się poprzytulać, kiedy jest zła tłumaczy mi dlaczego, kiedy ma focha odczekuje tyle ile potrzeba, żeby sie uspokoić a potem sama przychodzi, żeby pogadać o co chodziło. Staram się. Wyryć w niej te wartości, które uważam za słuszne i prawdziwe, taki mam cel. Być może mam niekonwencjonalne metody, które dziwią Małego Johna, ale są skuteczne. Być może – na pewno – popełniam błędy, obie uczymy się docierania do siebie w najlepszy i najprostszy sposób. Ale się staram i jestem z tym sama… Sama, bo nikt inny Jej nie tłumaczy, nie uczy, nie pokazuje. Wychodząc wczoraj na spacer z psem usłyszałam „Nie lubię zostawać w domu bez ciebie mamo”, powiedziane zdecydowanie zbyt poważnie jak na 3,5 latkę. A przecież nie zostawała sama, a jednak SAMA.
Nie mnie oceniać, jak mi to wychowywanie Smoka wychodzi… zdecydowanie. Ale nie pozwolę, żeby ktokolwiek w tym, G. kładł Jej do głowy brednie i wykorzystywał Ją w rozgrywkach między nami. Póki wojna dotyka tylko mnie, to jakby nie dotykała wcale. Ale kiedy widzę taką manipulację, takie bezmyślne rysowanie po tym diamenciku jakim jest smoczy umysł, to mnie trafia. I całe szczęście, że mam parę godzin na uspokojenie się, bo w przeciwnym wypadku przeszłabym po nim jak tornado wyrywając z wnętrza każdą pojedynczą komóreczkę po to, żeby się nią zabawić i pomalutku zgnieść w palcach, tak żeby został proszek. I dokładnie tyle z niego zostanie, kiedy już z nim skończę – żałosna kupka nic niewartego pyłu…

czwartek, 7 lutego 2008

No to się wczoraj...

…dowiedziałam, że jak z Nim jadę, to jestem bezpieczniejsza. Dzisiaj Derektor Grzywka był łaskaw problem wyłuszczyć.

Derektor Grzywka: No bo patrz, jak ze mną jedzieszm to ja ci mówię, że prawa wolna, albo tu hamuj, albo że uwaga czerwone, nie? A do tego jakby wiesz, jakiś zboczeniec jechał za tobą i patrzy fajna laska, to zawraca i cię śledzi. A tak? Patrzy, a tu taki byku siedzi po prawicy, to se da spokój, pojedzie dalej a ty jesteś bezpieczna. No sama powiedz czy tak nie jest?

No, ba. Oczywiście, że jak najbardziej. Tylko dlaczego, ja się pytam dlaczego, podróżując z Derektorem Grzywką mam ograniczoną widoczność przez łzy… ze śmiechu?:)))

I otóż dzisiaj proszę Państwa mam tak:

„Oh! Wanna dance with somebody

I wanna feel the heat with somebody

Yeah! Wanna dance with somebody

With somebody who loves me”

środa, 6 lutego 2008

Dzień sponsoruje...

…kolor BLUE. Przywdziałam niebieskie WSZYSTKO i gnam. W sensie, że szybciej, lepiej, boskiej i jak tam jeszcze się komu chce. Cherry Devilek szybciej jedzie, woda w czajniku się szybciej gotuje, krok się robi bardziej sprężysty, w głowie za stukotem szpilek
niesie się „dwa-trzy-cha-cha-cha”. Idę korytarzem i się w duchu
modlę, żeby mnie ktoś nie przyuważył, bo mi się chce piwoty wywijać i… tak
sobie wywijam troszkę-odrobinkę-ociupinkę. No dobra, w gruncie rzeczy mam
gdzieś czy ktoś zobaczy te pląsania:) Z głośnika „Marika” – unosi
się, pomyka:) Samo się tańczy, no – co ja poradzę. Dobrze, że derektorksie
biuro skazuje na siedzenie w odosobnieniu, bo nie wiem czy ktoś byłby w stanie
znieść ten power przez 8 godzin – z tańcowaniem na krześle włącznie:))) Już
nawet to, że zdecydowanie potrzeba mi na męża właściciela fabryki pończoch mnie
nie rusza. Drę w tempie zastraszającym, a Gatta się cieszy. Bardzo jak sądzę:)
Czyż jednak moje samopoczucie i najboskiejsze kończyny nie są tego warte? Są. A
jakże:)))

APDEJT:
Gdybym potrzebowała poprawiacza humoru to konwersacja z Whoever nadaje się jak znalazł.

Who: Dzwonię, żeby ci powiedzieć jaką jestem kretynką.
Cleos: To wiem i bez twojego dzwonienia.
W: No ale posłuchaj… bla bla bla … no debilka czyż nie?
C: Usiłuję ci to od paru lat uświadomić. Ale ze mnie też idiotka nie lepsza, posłuchaj… bla bla bla… no i?
W: No myśmy się chyba w korcu maku znalazły.
C: Zaiste.
W: No dobra, to ja sobie teraz te moje debilizmy przemyślę, ale nie obiecuję, że dojdę do jakichś konstruktywnych wniosków.
C: Nawet jak nie dojdziesz jak na idiotkę przystało, to jak zadzwonisz za parę dni z nowiną, że jesteś nienormalna to ja ci te wnioski przedstawię.
W: Ok. Ale kretynką jestem nie?
C: No jesteś.
W: To kocham cię. Pa.
C: Ja ciebie też. Pa.

Jesteśmy urocze.

A na wieczór bita śmietana. Mniam. Doskonały pomysł…

wtorek, 5 lutego 2008

Są rzeczy...

…o których się głośno nie mówi. Tylko myśli… bardzo bardzo się myśli. Uspokaja muzyka, albo wewnętrzna siła, albo literki odbierane w okienku komunikatora, albo już nie wiem co, ale ważne, że da się opanować jakieśtam drżenie, gdzieś wewnątrz, w takich pokładach mnie, które są uśpione zupełnie i budzą się tylko czasem… „Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu” – owszem, niech tak zostanie…

Mogę cię unieść dalej niż okręt – rzekła żmija i owinęła się
wokół kostki Małego Księcia na podobieństwo złotej bransolety. – Tego,
kogo dotknę, odsyłam tam, skąd przybył – dodała. Lecz ty jesteś
niewinny i przybywasz z gwiazdy…

(…)Co znaczy „oswoić”?

- Jest to pojęcie zupełnie zapomniane – powiedział lis. – „Oswoić” znaczy „stworzyć więzy”. (…)
Lis zamilkł i długo przypatrywał się Małemu Księciu.
- Proszę cię… oswój mnie – powiedział.
- Bardzo chętnie – odpowiedział Mały Książę – lecz nie mam dużo czasu. Muszę znaleźć przyjaciół i nauczyć się wielu rzeczy.

- Poznaje się tylko to, co się oswoi – powiedział lis. – Ludzie
mają zbyt mało czasu, aby cokolwiek poznać.

- A jak się to robi? – spytał Mały Książę.
- Trzeba być bardzo cierpliwym. Na początku siądziesz w pewnej
odległości ode mnie, ot tak, na trawie. Będę spoglądać na ciebie kątem
oka, a ty nic nie powiesz. Mowa jest źródłem nieporozumień. Lecz
każdego dnia będziesz mógł siadać trochę bliżej…
Następnego dnia Mały Książę przyszedł na oznaczone miejsce.
- Ludzie zapomnieli o tej prawdzie – rzekł lis. – Lecz tobie nie
wolno zapomnieć. Stajesz się odpowiedzialny na zawsze za to, co
oswoiłeś. „

Mój spokój bierze się z oswojenia…

poniedziałek, 4 lutego 2008

Niniejszym w gronie...

..Szanownych Czytaczy Co Nie Mają Nic Lepszego Do Roboty witam Wilczka:) samotnego na pustyni dodam dla ułatwienia. No naród zdecydowanie nie ma co robić, tylko czytać cleosiowe pierdoły, a projekt (co to ja w ogóle nie rozumiem o czym się do mnie rozmawia) leży odłogiem i woła „zrób mnie, zrób”. Biedactwo, projekt nie Wilczek.

No, to mi teraz nie przynieśta wstydu i zachowujta się grzecznie chociaż przez jeden dzień. BEZ przegadywania proszę, i bez utarczek słownych i chociaż udawajcie, że się kochacie przez wzgląd na pałanie miłością do mła. Bo wiecie spłoszony Wilczek może kąsać:)

sobota, 2 lutego 2008

Magiczne...

…150 minut. Mniej więcej. Dziękuję:*

Potem 10 minut jazdy Cherry Devilkiem i pierdut wracmy na ziemię.Godzina 00:nie pamiętam ile, pusta ulica, zero ludzi, zero samochodów, pan panią szarpie na chodniku, pani wyciąga ręce w stronę mła jadącej wolniutko, bo przede mną tory tramwajowe i się trza zatrzymać (no dobra nigdy się nie zatrzymuję tylko zwalniam, ale intencje mam dobre). I co robi Cleos na widok kobiety lanej przez faceta na środku pustej ulicy? Zatrzymuje się, kretynka koncertowa, obrończyni uciśnionych kura mać i w mordę jeża. I wysiada, przezornie zostawiając włączony silnik. Dialog blondynki z oprychem był dosyć niecenzuralny.

Blondynka Kretynka zwana potocznie Cleos: Puścisz ją sam, czy ci pomóc?
Oprych: Wypierdalaj!
BKzpC (podchodząc beztrosko bliżej – czy ja już mówiłam, że jestem kretynką?): Jak ci kurwa wypierdolę to zdechniesz pod drzewem skurwysynu. Puść ją!
(Oprych puścił)
Oprych: Wypierdalaj mówię!
BKzpC (do Dziewczyny): Wsiadaj do auta.
(Dziewczyna stoi jak słup)
BkzpC: Wsiadaj kurwa bo nie mam czasu na delikatności.
(Dziewczyna wsiada)
Oprych (do Dziewczyny, podchodząc do auta): I tak kurwa jutro do ciebie przyjdę.
BKzpC (podchodząc beztrosko jeszcze bliżej): Zejdź mi z drogi.
Oprych: Wypierdalaj kurwo.
BKzpC (gotując się w środku ze stoickim spokojem na twarzy): Zejdź mi z drogi śmieciu, bardzo ładnie proszę.
(Oprych się odsuwa)
BKzpC (wsiadając do auta i ruszając zwraca się do Dziewczyny): Gdzie cię zawieźć?
(Dziewczyna podaje adres, na szczęście blisko – jedziemy)
Dziewczyna: On… ja…
BKzpC: Daruj sobie tłumaczenia i tak do niego wrócisz, ale będziesz miała przynajmniej jedną spokojną noc.
Dziewczyna: Dziękuję.
BKzpC: Nie ma za co.

Płakała, kiedy wysiadała. Podjechałam pod dom, zaparkowałam uroczo koło hasioka i dopiero w tej chwili własny kretynizm mnie powalił. Zdecydowanie mam więcej szczęścia niż rozumu. I to cud chyba, że Oprych dał się po prostu najnormalniej w świecie zaskoczyć i nie zdążył ochłonąć. Przez resztę nocy pewnie się będzie zastanawiał jakim cudem kurduplasta paniusia pokrzyżowała mu plany treningowe.
Mówcie co chcecie, sama wiem, że to było głupie, ryzykowne i skrajnie debilne, ale NIE MOGŁAM SIĘ NIE ZATRZYMAĆ.

piątek, 1 lutego 2008

Kolekcja liczy...

…10 sztuk.

Rano jak nowonarodzona po szamańskiej kuracji pognałam do Nowej tym razem nie wpakowując się pod tramwaj.  Cały dzień spędziłam niczem skowronek BEZ gorączki. Dopiero w drodze powrotnej poczułam, że coś nie teges. „Przyjadę do domu to się kimnę.” Gówno. Przyjechałam do domu 16:05 – Smok w piżamie, w kuchni rozpiergol, słoiki jakieś co to je Małżonek przytargał 4 dni temu dalej stoją na środku, naczynia nie umyte, gazety na stole rozwalone, łóżko Smoka rozbebeszone, a Małżonek w rozciągniętym szlafroczku. Gówno. Umyłam naczynia, podałam Smokowi obiad, którego do tej pory nikt jej nie dał, sprzątnęłam gazety, ogarnęłam kuchnię, skrzętnie omijając te słoiki – poczekam aż nóg dostaną i same wyjdą nie ruszę za Chiny Ludowe, ubrałam Smoka. Małżonek w tym czasie udał się na zasłużony odpoczynek i był zaległ w sypialni w objęciach Morfeusza. Gówno. Zmierzyłam temperaturę – nie ma tragedii 37,8 da się żyć. Pomalowałyśmy ze Smokiem świnię skarbonkę w serduszka, potem clowna co od cioci Who dostała, potem obejrzałysmy bajkę. Małżonek nadal śpi. Gówno. Oględnie rzecz ujmując wyśpię się po śmierci, a z gorączką lepiej się sprząta. Czy ja już mówiłam, że gówno? No.

Dla ułatwienia dodam, że Smok spędził dzień z Teściuniuniunią a nie samopas, a Małżonek przed moim powrotem spędził w domu ponad godzinę i nie zrobił NIC.