licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

piątek, 27 kwietnia 2007

Nie tylko Offce mają branie...

…u policjantów:)))
Szłam sobie koło Komendy Miejskiej waracając z Alejki, gdzie udałam się na chwilę relaksu z książką i opalaniem. Szłam sobie bez makijażu, w dżinsach i adidaskach – w moim przekonaniu niekoniecznie wyjątkowo pociągająca.

Pan Policjant w Cywilu(znany mi z gęby): Dzień dobry. Policjant Policjantowicz (oszołamiający uśmiech) Tak sama, po południe? Może wyskoczymy gdzieś na kawę?
Cleosia: Witam, Cleosia Cleosiowa…
PPwC: Ekhe… czy może…???
C: Owszem żoną jestem.
PPwC: Może Panią gdzieś powieźć?
C: Do Urzędu Miejskiego poproszę.

I pojechali my. Spalone mosty na rzece Cleosiowej:)))

Ponadto…

Who ostrzegała mnie, że budowanie domu przypłacę nerwicą, paranoją, rozpięciorzeniem jaźni i innymi przypadłościami, ale o tym… nie mówiła…

…Otóż…Pawlaków nastal czas i po Hacjendzie uganiał się dziś Kargul z siekierą domagając się zwrócenia 40 centymetrów miedzy, którą nam geodeta wygrodził. Dla ułatwienia dodam, że geodeta spisał ze wszystkimi somsiadami protokoły graniczne więc nie ma się o co czepiać. O uganianiu poiformował nas Somsiad Drugi, któremu z kolei doniosła o tym fakcie ekipa budowlana, która latania była świadkiem. Błagam, niech ten Kargul lata jak ja tam będę, bo mi potrzeba trochę rozrywki. Poradziła sobie Cleosia z chopem z siekierą jak pracowała w Urzędzie Pracy, poradzi sobie i na Hacjendzie. Ale żeby o 40 cm??? To przechodzi ludzkie pojęcie:)))

wtorek, 24 kwietnia 2007

Rozstanie ze Starą...

…(że tak sobie pozwolę zaczerpnąć z Golden) nastąpiło bezboleśnie. Nikt się w progu nie rzucił niczem Rejtan, Zadzior się nie popłakał, chociaż obiecywał, brudzio ze Śmierdzielizardą obył się bez całowania na szczęście, nasz nadworny PiSior stwierdził, że mię kocha, Maryś nasza Maryś obiecała kontakt. Szefowa przyjęła do wiadomości stan faktyczny, jak również wszystko, co miałam Jej do powiedzenia na temat kabla. A miałam sporo. Bo otóż całe 15 miesięcy żyłam ze wszystkimi w zgodzie, nie zadarłam z nikim, kabla najpierw broniłam, potem trakotwałam neutralnie. Ale ponieważ przy pożegnaniu mi już zwisało absolutnie wszystko – wygarnęłam z grubej rury, że kłamie, miesza, mota, judzi, fałszywa jest i nikt na tym dobrze nie wychodzi, a firma najmniej. Amen. Po czym wybraliśmy się wszyscy do knajpy, ostentacyjnie pozostawiając kabla na ulicy gdzieś tam, bo nikt się nawet za nią nie obejrzał. Na koniec usłyszłam jedynie, na moje stwierdzenie, że „jutro już mnie tu nie będzie” odpowiedź „na szczęście”. I to mnie utwierdziło w przekonaniu, że tak naprawdę kabel biednym człowiekiem jest i tyle. Bo jeśli kogoś uszczęśliwia brak Cleosi w biurze, czy kogokolwiek zresztą, to znaczy po pierwsze, że jest przy niej cieniutki, a po drugie, że niewiele ma rzeczy w życiu uszczęśliwiających, jeśli z takiej pierdoły robi powód do radości. Bywa. Tak czy siak pożegnałam się z kim chciałam, jak chciałam, gdzie i kiedy chciałam i wyszło na moje.
Będzie mi brakowało Halamy Spaniela i Jej wnerwiającego wysokim C „dzień dobry księżniczko”. Pierdoluchania z Zadziorem i literaków, i konspiracji, i opowieści o tańcu brzucha. Docinania Śmierdzielizardzie i patrzenia jak się rumieni bez sensu. Zaczepek z PiSiorem (sama nie wierzę, że to piszę), chociaż mnie wkurzał seksistowskimi gadkami. Będzie mi brakowało Ludzi w przeważającej większości (minus kabel i krewniaczka kabla), pracy jako takiej wcale. W ogólnym rozrachunku to nie było zmarnowanych 15 miesięcy.

A teraz czeka mnie Nowa. Już za dwa tygodnie…

niedziela, 22 kwietnia 2007

Po kolei...

…najpierw były Ochaby

Smok: Mamo a co to som za koniki?
Cleos: To są klacze kochanie.
S: A co to som klacie?
C: To są mamy koników.
S: A co one robiom?
C: Nic nie roobią Smoku. Chodzą żrą trawę i mają w brzuszkach małe koniki.
S: Mamo!!! Mamo!!! Dlaciego mamy koniki zjadły małe koniki???
C: Nie zjadły tylko je dopiero urodzą (plus bezradny opad rąk)

Ustroń – Leśny Park Niespodzianek
Smok: Dzień doby pani kozo.
(koza czy inny jeleń podchodzi bliżej, żeby dostać jakieś żarcie)
S: Tato tato, ulatuj mnie psied kozom, bo ja juś nie mam jedzenia. ONA MNIE ZJE!!!!!!!!!!

Wisła – deptak.
(Na tekturach rozłożonych na ziemi chłopcy tańczą breakdance)
Smok(na głos i przytupując nóżką): Teś tak umiem tańcić
(okoliczni gapie i sami tancerze wybuchają dzikim śmiechem).

To był udany dzień:)))

niedziela, 15 kwietnia 2007

Oddałabym wiele...

…żeby jeszcze raz zobaczyć to spojrzenie… Złamane, sponiewierane, żałosne, puste, smutne, zaskoczone, rozżalone, beznadziejne, bez przyszłości, bez perspektyw. Widziałam je kilka sekund zaledwie i było mi słodsze niż… sama nie wiem co. Mówią, że zemsta najlepiej smakuje na zimno. To nieprawda, zemsta ma smak słońca, Smoka w kapeluszu, huśtawek i radosnego śmiechu. Uwielbiam to uczucie, doprawdy…

wtorek, 10 kwietnia 2007

Na podniesiony...

…na mnie głos, czyli wrzask reaguję natychmiastowym sopelkowaniem, wkurwem wszechczasów i trzęsawką pęcherza. Nienawidzę. Nie daję na to zezwolenia nikomu i zabijam wzrokiem. Już się nakrzyczałam w życiu i nasłuchałam ryków… wystarczy. Jeśli jeszcze do tego osoba rycząca nie zalicza się do powiedzmy moich przyjaciół, jeno do wrogów, to ma delikatnie mówiąc przejebane misia trampki. Dziś podniósł na mnie głos kabel. Zupełnie niesłusznie i bez powodu, dla widzimisię i urażonej nie wiem czego, bo dumy to ona raczej nie ma. Zabiłam kobietę spokojem i widziałam, że ten sokój wyprowadza ją jeszcze bardziej z równowagi. Bravo Cleosia. W tym jestem dobra, naprawdę dobra. No to Moi Mili mamy wojnę:)))

Podrywał mnie dziś facet. Na ulicy. Na podwózkę do domu. Miał biedak pecha bo Cherry Devil stał 20 metrów dalej. Co nie zmienia faktu, że ma się ten UROK i CZAR:)))

poniedziałek, 9 kwietnia 2007

Siedzimy wszyscy na podłodze...

…smoczeko pokoju i bawimy się w autobus. Smok robi za kierowcę: kierownica z dekla od dzbanuszka-klocuszka, wajcha zmiany biegów z klocków. Ja tuż za nią, odpowiedzialna za odgłosy i autobusową trzęsawkę. Grzech na końcu syczy przy zamykaniu drzwi.
Cleos: BRUUUM PFFFFFFF BRUUUM WIIIIIIZ BRUUUUUM IIIIII
Smok:Musimy sianonć
C: Iiiiiiii (plus odpowiedni przechył jak przy ostrym hamowaniu) Pani kierowco, ale mnie się spieszy do pracy!
S: Pani, psiestań mi tu gadać pani, bo mi się silnik popsiuł i koło odpadło.
C: (milczy oszołomiona ogromem popsutych rzeczy)
S: (idzie do wyimaginowanego sklepu) Mam tu pienionziek i plosie koło… czenone… nie zielone, bo mi czenone nie pasiuje do autobusu.

Skąd moje dziecko zna uroki podróżowania autobusami KZK GOP???

piątek, 6 kwietnia 2007

Smoka chcą...

…do telewizji…włoskiej…Co za naród ja nie pojmuję doprawdy. Zaczęło się od tego, że Mały John pokazywał zdjęcia jakimś znajomym, na których ja, Smok i Herman bawimy się uroczo na kanapie. A dla Włochów szczur to stworzenie parszywe, brudne, obrzydliwe i z dzieckiem absolutnie nieprzebywające – fuj jednym słowem. No czyli Smok jest egzotyczny, odmienny kulturowo i higienicznie. I to zdjęcie zobaczyła jakaś baba z telewizji i teraz chce więcej. Do jakiegoś programu o dzieciach w różnych krajach, żeby tych Włochów tępych trochę ucywilizować i przekonać do szczurów jednak. No i proszę, Smok mi się robi medialny. Porobię zdjęcia i Gazela zawiezie na Wyspę. Niech się dziecko pokaże na świecie, może co z tego wyniknie.

Wracam wczoraj do domu, Smok stoi na krześle pod oknem i filuje na podwórko.
Cleos: Co robisz Smoku?
Smok: Pacze.
C: A na co patrzysz?
S: Na chopaków!
C: Na chłopaków? A co robią?
S: Bawiom się i bijom mamusiu. (pokazuje na kwiatki w doniczkach stojące na parapecie) Moziesz to psiesunąć, bo nie widze???

Nie przesunęłam, bo kwiatków się nie rusza. Ja się pytam PO KIM ONA TO MA???:)))

czwartek, 5 kwietnia 2007

Grzech pojechał...

…pół nocy spać nie mogłam. Za to, jak już zasnęłam śniło mi się, że wygrałam ten konkurs. Czyżby sen proroczy???

Mieszkanie sprzedane. Może to wreszcie początek końca wszystkich kłopotów. Kredyt spłacony – można brać kolejny. Niby pieniądze to nie wszystko, ale taki stan konta nieco uspokaja.

Niech ten Grzech już wraca, bo się martwię…

niedziela, 1 kwietnia 2007

Dla Smoka cztery...

…pary spodni, jakieś 8 koszulek z krótkim rękawem i żarówiasto zielony strój kąpielowy z kwiatkami.
Dla mła trzy bluzki – jedna błękitna, druga wściekłu turkus, trzecia łososiowa. Obróciłam z zakupami w nieco ponad godzinę, chociaż normalnie zabierało mi to nieco ponad trzy. Samochód to cudowny wynalazek.
Dla Cherry Devilka nowe kołpaki, dywaniki, pokrowce, kierownica i wajcha od biegów.
Dla Grzecha…. hmmmm… obiecany przez Zadziorka sprzęŧ.

Pożegnaliśmy w pracy Czarną Jędzę. Z żalem. Z dnia na dzień. Dziewczyna miała umowę o dzieło od września. Po tym, jak przesiadła się do naszego wyklętego pokoju, okazało się, że to laska w naszym klimacie. Wcześniej, z racji Jej przebywania w kablowym pokoju kontakt z Nią był raczej sporadyczny. Sama wychowuje syna, a po ojcu kretynie nie może spodziewać się niczego dobrego. Szefowa w dniu wypłaty podziękowała Jej za współpracę. Ja rozumiem, że umowa o dzieło nie wymaga żadnego okresu wypowiedzenia – to oczywiste jakby. Ale zwykła ludzka przyzwoitość wymagała powiedzenia parę tygoodni wcześniej „Pani Czarna Jędzo musi przynieść Pani firmie jakich dochód, bo inaczej się pożegnamy.” Być może starałaby się bardziej, być może byłaby lepiej przygotowana na zwolnienie, być może znalazłaby inną pracę, a być może miałaby to w odwłoku. Jednak dla przyzwoitości i czystego sumienia wypadało Ją wcześniej ostrzec/przygotować/nastawić. Tymczasem po Jej wyjściu Zadzior usłyszał od Szefowej „nie mówiłam nic nikomu, żebyście jej nie przekazali, bo o niczym innym nie byłoby mowy tylko o tym, zamiast pracować.” Czy jakoś tak. Szefowa uważa, że jest dobrym człowiekiem. Więc…

…podłe plany nie uknują się same, a ja jestem mistrzem w opmaganiu im w wykluciu.