licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

wtorek, 16 grudnia 2008

Diaboł przytargał...

…do domu 3 metry choinki. Zajmą pewnie pół salonu, ale za to jaki będzie zapach:)))

Prezenty popakowane, porządków nie robię, na Święta mamy wychodne:) Się wycwaniłam.

Oraz cherlam nadal, a Dziobak na spółkę z Kate Who MJ i Iwą posyłają mnie NATYCHMIAST do lekarza. Diaboł się chyba poddał, albo knuje jakiś podły plan, bo na razie milczy w tym zakresie.

Byle do 28-go…

sobota, 13 grudnia 2008

Oscyluję pomiędzy...

… „absolutnie nic mi nie jest” – „lekkie przeziębienie mam” a „zaraz wypluję płuca z oskrzelami i zaprawię trzustką, bo na co mi ona”. Ale na basen ze Smokiem poszłam. Zafundowałam sobie okłady z soli bocheńskiej jodowo-bromowej, przy czym wsadziłam sobie łeb do wody. Zatem wymogłam na Jeleniu natychmiastowe znalezienie gniazdka z prądem (bo przecież z mokrym chaszczem nie pójdę do domu bom chora), zamknęłam się w kanciapie z farbami i wysuszyłam. Po czym wróciłam do wody, przyszło czworo Innych Dzieci i suchy chaszcz szlag trafił oraz bryzgi wody z solą. Trudno. Resztę przedpołudnia robiłam za Żonę Muhammada, owinięta w chustę jak na grzeczną muzułmankę przystało. Do tego stopnia, że Who zrobiła najpierw wielkie oczy, a potem gapiła się na mnie nieprzyzwoicie długo, a w końcu napomniana skomentowała „nie przyzwyczaiłam się jeszcze do widoku ciebie w chustce na głowie.” Boski to widok zaiste, dlatego Jej wybaczam.
Potem Mały John kupił Smokowi prezent pod choinkę.
Potem Mały John kupił mnie prezent pod choinkę.
Potem Mały John kupił mi drugi prezent pod choinkę.
Potem kupiłam Diabołowi prezent, w którym jest mi wyjątkowo do twarzy, a raczej do tego co nie wolno mówić.
Potem Mały John wysiadła z Cherry Devilka pod domem i powiedziała „kurwa ale się naklęłam w myślach podczas  tej jazdy. I namodliłam.”
Zostanę świętą, bo nawracam i przywodzę do modlitwy.
A teraz mam cleosiową piżamę, którą Diaboł maca z niejaką doza nieśmiałości i zobaczymy co z tego wyniknie:)

piątek, 12 grudnia 2008

Pierwsza lekcja...

… rumby:)

I spaghetti carbonarra:)

MNIAM:)))

APDEJT:
Straciłam głos:((( I jak ja teraz zwerbalizuję moje myślotoki rozliczne?

wtorek, 9 grudnia 2008

Cleoś...

…to się cieszy doprawdy z byle czego. Na przykład z tego, że od piątku mogła się pozbyć kolejnych czterech kartonów. Rozpakowała bambetle i ma. I się cieszy. Doprawdy szalona kobieta.
Oraz się cieszy z muzyki, którą słyszy oczekując na połączenie, chociaż generalnie takowa muzyka zwana czasoumilaczem doprowadza ją do wścieklicy. A z TEJ się cieszy. Doprawdy wariatka.

niedziela, 7 grudnia 2008

Skończyłam...

…tynkować kolejne okno. Zostało mi tylko to w jadalni – panoramiczne cholera jego mać. Kto był w Helplandzie, ten wie o czym mówię. Kto nie był – zapraszam. Jakby mi ktoś chciał sprawić niewielki prezent pod choinkę to ja poproszę dziesięć worków zaprawy tynkarskiej – drogo nie wyjdzie, a zaoszczędzi mi jeżdżenia do hurtowni. W życiu nie myślałam, że najlepiej egzystencjalnie będzie mi się myślotokować przy takim tynkowaniu właśnie. Ale tak jest – macham szpachlą i knuję podłe plany, rozmyślam życiowo, analizuję, werbalizuję nawet czasem na głos to, co mi się w głowie ukula. Smok w tym czasie biega w kółko kapci na środku salonu i wrzeszczy „niech mnie ktoś zatrzyma! Nie mogę sama stanąć! Ratunku!” W ramach ratowania dziecka posyłam Ją więc po zmiotkę, szmatę, spryskiwacz, cokolwiek. W nagrodę za zatrzymanie dostaję „Pięknie to zrobiłaś mamusiu!” No ba! W głowie pomiędzy tym, jak wykończyć przyszłego byłego męża, układa się plan co sobie jeszcze otynkować, zamurować, pomiąchać, żeby to wszystko miało jakoś ręce i nogi i inne członki.

Wczorajszy Mikołaj – rodzinny. Wbrew wszystkiemu i wszystkim. Taki wiecie z Mikołajem z długą brodą, co przychodzi dzwoniąc dzwonkiem, niegrzeczne dzieci wali warzechą po łapach, grzecznym daje lizaki, a najgrzeczniejszemu za przyznanie się, że „bo ja jestem grzeczna, ale czasem też jestem niegrzeczna” daje strój pirata, namiot Spider Mana i czapkę z szalikiem w ulubionym – fioletowym – kolorze. Zasłużyła sobie, bo chociaż czasem doprowadza mnie do szału, to jest mądra, mądrzejsza niż niejeden dorosły. I grzeczna. I mówi zawsze prawdę. I „proszę, dziękuję, przepraszam.” I bawi się sama kiedy jestem zmęczona. I… to w końcu mój Smok, taki skarb największy, najpiękniejszy.

Mały John zadaje trudne pytania, Duży powątpiewa chwilami, czego nie wyraża mnie w twarz za przeproszeniem, tylko pokątnie gdzieś na boku, a do mnie dociera z opóźnieniem. No i co mam Im powiedzieć? Ciężko jest przekonać samą siebie, a co dopiero kogoś. Taki stan. Chociaż przegadany z Diabołem, gdzieś tam siedzi między przysadką a lewym płatem, a może w sercu albo w wątrobie. Widać cztery godziny rozmowy to za mało… Jest mi spokojniej, przynajmniej nie ryczę z byle powodu, ale do całkowitego uspokojenia raczej mi daleko. Jak daleko wiem tylko ja.

środa, 3 grudnia 2008

wtorek, 2 grudnia 2008

Wielogodzinne rozmowy...

…bywają oczyszczające. To nie znaczy, że od razu jest lepiej. To znaczy, że mam Szczęście, że mogę z Nim o wszystkim rozmawiać.

:*

poniedziałek, 1 grudnia 2008

Złe sny...

…złe dni. Nie, nie czuję się jak owieczka (wybacz Offco) skacząca po ukwieconej łączce pdią pdią pdią. Raczej jak płyta nagrobna. Temat ciągle ten sam, codziennie po okruszku rozszerzany o nowości. Serce zwalnia, dłonie przestają drżeć w zasadzie tylko kiedy zasypiam otulona Diabołem jak kocem. Albo kiedy coś robię – pewnie dlatego otynkowałam dwa okna oraz dlatego, że mi ciągnęło po plecach. Przestałam pić cokolwiek ze szklanki, bo złapana w dłoń szklanka dygoce jak w febrze, a to nie jest dobry objaw, ooooo nie. Zajmuję się byle czym, albo byle niczym, a w głowie ciągle ten sam myślotok, te same rozwalające w pył cleosiowatość drobinki. To nie jest wcale miłe, ni wesołe…