licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

piątek, 30 stycznia 2004

Lubię...

…jak z Grzecha czasem wychodzi pierwotny instynkt obronny jaskiniowca.

Siedzę w samochodzie czekam na Niego. Przechodzą dresy sztuk 3 – tępe pyski, fajki w gębach.
?: ŁUUUUUUUUP
Jeden z nich wali pięścią w dach samochodu. Pozostali śmieją się i tyle. Poszli. Przychodzi Grzech…
Cleos: Właśnie jeden kolega był tak uprzejmy i pierd…ł pięścią w dach.
Grzech: (szczęki zaczynają Mu chodzić) Który?
C: Ten w jasnej czapeczce FUBU, wysoki. Idą tam (Gołym palcem na ubranego dresa wskazuje Cleos)
Grzech wskakuje do auta…rusza, jedzie pod prąd, nie zatrzymuje się na stopie. Dogania dresy i zatrzymuje się jakieś 15 metrów przed nimi. Wyskakuje z auta. Biedna bezbronna Cleos widzi jak łapie FUBU za klapy i odciąga na bok. Pozostałe dwa dresy patrzą z przerażeniem co się dzieje – jakiś pan tłamsi największego z nich. Po ok. 5 minutach Grzech wraca do samochodu. Szczęki dalej mu chodzą. Dresy idą chyłkiem w siną dal.
C: Coś mu powiedział??
G: „To jestem ja a to jest mój glock. A teraz jebnąć ci też w dach?”
C: I co on na to?
G: Przeprosił ładnie i powiedział, że więcej nie będzie.
C: Kiedyś Ci naklupią, a wtedy ja będę znowu musiała bronić swojego faceta:)))
Po czym pojechaliśmy do moich Rodziców w radosnej rodzinnej atmosferze.

Grzech to najspokojniejszy człowiek jakiego znam. Nigdy nie słyszałam, żeby krzyczał. Zachowuje się jak neandertal tylko wtedy, gdy coś zagraża Jego bliskim, tudzież Jego własności. Przykład? jw.
Kocham w Nim tego zwierza:)))

czwartek, 29 stycznia 2004

Program bankowy...

…nie działa – awaria w banku…
Program Płatnik nie działa – zdechła nowa wersja…
Program księgowy się wiesza – informatyk do odstrzału…
Księgować kosztów nie mogę, bo nie wiadomo jak rozliczać delegacje sędziowskie – jaki podatek, czy z kosztem uzysku, czy może do ZUS zgłaszać – zmieniły się przepisy.

Siedzę i nic nie robię, poza dostawaniem wścieku macicy. Uczyć sie nie mogę, bo non stop ktoś tu łazi…
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!
Do domku chcę, do łóżeczka, z notatkami, herbatką i popcornem…
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA RATUNKUUUUU!!!!

środa, 28 stycznia 2004

Zagadnień...

…z prawa autorskiego i prasowego do examu umiem 15 na 34. Nie jest źle, jeszcze tydzień z kawałkiem został, obryję jak złoto. Problem w tym, że ciągle chce mi się spać – mało tego śpię jak zarżnięty suseł jak tylko siądę czy się położę. Kaplica. Misiątko będzie chyba najbardziej wyspanym przed urodzeniem dzieckiem na świecie.

Wojna z MJ o mieszkanie trwa. Usłyszałam, że chodzi mi wyłącznie o KASĘ. Nieważne, że on przez rok mieszkał tam za darmo…szkoda słów. Nigdy nie chciałam od niego złamanego grosza, zawsze szłam mu na rękę a teraz „chodzi mi o kasę”. Paranoja. Mąż dobrze powiedział, że nie robi się poważnych interesów z Przyjaciółmi, bo sie można niemile zdziwić. Tak czy siak zniszczę, wdepczę w grunt, a nie dam takiej kasy. Nie trzeba było zadzierać ze scorpionicą. Być może stracę przy tym parę tysiączków, ale on nie dostanie złamanego grosza. Tak mi dopomóżcie bogowie. I właśnie TERAZ zaczęło mi chodzić o kasę. Może za to, czego on nie dostanie kupię Misiątku odrzutowy wózek z klimatyzacją – a co, niech ma i uczy się tępienia wrogów od niemowlęctwa.

Odpowiedzi na moją propozycję współpracy z czasopismem na razie nie ma. Czekam na emilka albo list.

Marchwiak dostał pracę na stałe – gratulacje Słońce – Red Bull oznajmił mi, że po grób i do usranej śmierci – ALLELUJA – jest jeszcze sprawiedliwość na tym świecie, bo należało Jej się jak byk:)))

Przygotowania do imprezy karnawałowej trwają. Znaczy nie trwają ale są w planach. Skład stały – proszę mnie nie wystawić do wiatru bo gardła podgryzę.

Idę się uczyć, bo w tej pracy z nudów zdechnę:)))

poniedziałek, 26 stycznia 2004

Sposób...

…na trującego wiecznie chopa jest taki… (komu się przyda ten wie, że o Nią chodzi)
Trujący Chop: Cleos??? Kochasz mnie??? (pytanie słyszane 90174825628347 razy dziennie i jeszcze + 3)
Cleos: (słodko i spokojnie) Ależ oczywiście, że Cię kocham i spędzę z Tobą resztę życia, i pragnę i pożądam i rozłożę nogi kiedy tylko zechcesz, tylko nie truj już i nie smęć 150 tys. razy tego samego pytania, bo mi się żyć odechciewa i nie skorzystasz kochanie ani z tej miłości, ani z tych nóg rozłożonych jak zdechnę od tego słodzenia…

Żaluzju panial…Od wczoraj nie zapytał ani razu:)))
VICTORY:)))))))

niedziela, 25 stycznia 2004

blogowisko.pl

czyli mój artykuł na zaliczenie oceniony został na „bdb” – prawdę mówiąc nie spodziewałam się niczego innego. Usłyszałam, że piszę bardzo fabularnie i czyta się z zainteresowaniem. Dziś jeszcze napiszę do Redakcji czy zechcą ze mną współpracować – może być nieodpłatnie.

Dzień Babci – na cmentarzu. Płakałam jak bóbr mówiąc Babci Trudzi, że gdyby trochę poczekała byłaby cholera Prababcią – najlepszą na świecie. Złożyłam życzenia, bo wierzę, że chociaż Jej nie ma to jest. Nie wierzę w niebo, ani w piekło, wierzę, że jest tu obok gdzieś, bo tak mnie kochała, że chce nade mną czuwać tu na ziemi.
Potem Babcia Ania i Babcia Pela i Babcia Grzecha.

Dzień Dziadka – w Domu Seniora. Jechałam w przeświadczeniu, że ani dla mnie, ani dla Misiątka, ani dla Grzecha ani dla Cioci z Kuzynką nie bedzie to miłe przeżycie. No bo przecież takie miejsca kojarzą się z przygnębiającą atmosferą i starcami gapiącymi się tępo w ściany. Pomyliłam się bogom dzięki. Dom czyściutki, pomalowany na jasne kolory, na ścianach obrazy ukwieconych pięknych łak, wszędzie poręcze umożliwiające sprawne poruszanie się tym, którzy jeszcze chodzą, elegancka recepcja, kandelabry jak w pałacu, pielęgniarek jak mrówków, sala telewizyjna, makiety na ścianach z „Pracami naszych Podopiecznych”, muzyczka w tle. Dziadek spał najpierw, ale potem przyszła siostra miła bardzo, obudziła Go, posadziła na wózek i zostawiła nas same z Dziadkiem. No i zaczął się ubaw. Dziadek głuchy jak cały wyrąbany w pień las, więc trzeba było wrzeszczeć mu prosto w ucho. Usłyszał, że będzie Pradziadkiem, że to ja Jego Wnuczka będę mamą, czy mnie poznał pewności nie mam, ale uśmiechnął się bezzębnymi dziąsłami i powiedział, że „dobrze”. No pewnie, że dobrze:))) Kuzynka z Nim nie rozmawiała, może czuła się nieswojo…Ciocia próbowała, ale i tak darłam się jak zwykle najwięcej. I tak robię w tej rodzinie za pajaca, więć może całe piętro słyszeć jak rżnę głupa, byle tylko Dziadek się rozerwał na chwilkę. Ubaw po pachy. Dowiedziałyśmy się ,kto jeszcze Dziadka odwiedzał, jak Mu się podoba, jakie są siostry i tyle. Nie było tak źle. Niedługo trzeba będzie pojechać po raz kolejny. Może tym razem uda mi się zaciągnąć do dziadka Ojca Mojego Dziecka – w końcu niech Pradziadek wie, kto go tym Pradziadkiem zrobił:)))

Notatki do examu przygotowane. Od poniedziału (fuuuuj to już jutro) zaczynam się uczyć pilnie cale poranki, ze swej pierwszej prawniczej czytanki. Nie będzie źle.

Z koleżanką Magdą, o której pisalam gdzieś-tam-wcześniej ścięłam się wczoraj na zajęciach. No nie „szczimałam” i tyle. Powiedziałam Jej w końcu, że nie znam drugiej takiej pesymistycznie nastawionej do siebie i i życia osoby i, że smutna w tym jest i tyle. I co koleżanka Madzia zrobiła??? Po 15 minutach przyszła do mnie zapytać się jak się ma obciąć, w jakim kolorze ciuchów będzie jej najlepiej i jaki powinna sobie robić make-up cholera, żeby lepiej wyglądać. Zostałam guru:)))
No taki już mój los:)))

środa, 21 stycznia 2004

Misiątko ma...

…:
- 6,6 cm
- dwie łapki górne
- dwie łapki dolne
- wielką zamkniętą czachę
- kręgosłup od szyi do pupy
- podzielone ładnie serducho
- oczodoły wielkie jak kosmita
- żołądek malutki

Siedzi po turecku prawie i się nudzi. A łapki górne trzyma tak, jakby chciało kogoś objąć. Śmiesznie. Ubawiłam się jak zawsze z moim lekarzem. A Grzech stał i gapił się w monitor oniemiały. Skomentował tylko tak, że dobrze, że z profilu nie widać jeszcze wielkiego nosa dziedzicznego w rodzinie Grzecha, więc jest szansa, że Misiątko nos będzie miało po mnie.
Chwała bogom…:)))

wtorek, 20 stycznia 2004

Czasem opadają...

…ręcę i nie tylko…

Daję korepetycje z angielskiego. Od czterech lat przychodzą do mnie te same dziewczyny. Jeteśmy na „ty”, chcą mogą siedzieć na podłodze, z nogami za głową, nago, mnie wszystko jedno byle lepiej chłonęły wiedzę. Taka jestem sobie tolerancyjna. Zwierzają mi się z problemów z facetami, czasem czuję się bardziej jak starsza siostra niż nauczycielka. W każdym razie jest fajnie…wiedzą kiedy przeginają i na tę okazję pod biurkiem stoi pudło smarkietek, bo same ryczą nad własną głupotą.
Od października zaczęła przychodzić Nowa. Nową naraiła mi Kuzynka, do której – żeby nie było – nie mam o to żalu. Nowa głupia nie była, brzydka też nie, szybko łapała, dało się z nią pogadać, lat 16. Wszystko od poczatku załatwiałam z Nią, Rodziców nie usłyszałam nawet przez telefon. Pomyślałam sobie, że znaczy się taka zaradna jest i rodzice jej ufają. Kiedy okazało się, że pali, powiedziałam Jej, że jak ma jej to w koncentracji pomóc, niech kurzy, tylko niech myśli przy tym po angielsku. Z pozwolenia nie skorzystała ani razu i to się chwali. Kłopoty zaczęły się już w listopadzie – nie przynosiła kasy za lekcję „bo zapomniałam”, nie przynosiła zeszytu „bo zgubiłam, ale znajdę”, spóźniała się „bo tak wyszło”. Cierpliwa jestem anielsko więc tłumaczyłam, że niech sobie zapisuje, supełki robi. Wszystkie moje dziewczyny proszę zawsze na pierwszej lekcji o to, że gdyby miały nie przyjść następnym razem z jakiegoś powodu, to niech mi zadzwonią dzień lub dwa wcześniej, żebym nie kwitła w domu jak stokrotka w daremnym oczekiwaniu. Nowej też o tym powiedziałam, ale najwidoczniej nie dość wyraźnie.
Zaczęłam dostawać SMS-y na godzinę przed lekcją, że Jej nie będzie „bo klasówka, bo dużo nauki, bo Święta, bo nie, bo Sylwester, bo kolęda, bo Tato w szpitalu, bo klasówka”. W zeszłym tygodniu szlag mnie trafił po kolejnym takim robieniu ze mnie debila. Zadzwoniłam do Niej z ochrzanem, że jak to się jeszcze raz powtórzy to zacznie też płacić za te lekcje, które w ostatniej chwili odwołała, bo ja na Nią czasu i pieniędzy traciła nie będę. Pokajała się ładnie „Cleos to był ostatni raz”. Oki, durna jestem to uwierzyłam.
Wczoraj dostałam SMS-a, że dziś Jej nie będzie i że chyba w ogóle zrezygnuje. Jednodniowe wyprzedzenie co prawda było, ale postanowiłam się upewnić. Zadzwoniłam do Niej do domu, a tu „POMYŁKA” – podała mi zły numer. W końcu Kuzynka Słoneczna zdobyła mi telefon domowy Nowej. Dzwonię, rozmawiam z Ojcem. Biedny facet. Zdziwił się, kiedy Mu powiedziałam, że Jego córka była u mnie ostatnio na początku grudnia a potem ani słychu ani widu ani ni wuja. Zapytałam grzecznie czy Nowa będzie dalej chodziła na korki.
Ojciec: Nie wiem. Mamy z Nową pewne problemy…
Cleos: Gdybym myślała, że wszystko jest w porządku nie dzwoniłabym do Pana. To moja pierwsza taka interwencja od czterech lat i strasznie mi przykro, ale nie chciałabym, żeby kiedyś się okazało, że Nowa brała od Państwa pieniądze na korepetycje, na które nie chodziła…
O: Tak rozumiem. Porozmawiam z żoną i zadzwonimy do Pani co postanowiliśmy.
C: Przykro mi, że dzwonię właśnie z taką sprawą, bo Nowa to bystra dziewczyna i szkoda byłoby rezygnować z języka dla Niej.
O: (nieobecnym głosem) Tak…tak wiem…zadzwonimy…i… dziękuję Pani za telefon.

Głupio mi się zrobiło, że faceta dobiłam. A z drugiej strony mam wyrzuty sumienia, że zadzwoniłam dopiero po miesiącu, prawie dwóch. Bo jeśli Nowa brała kasę na korki, a u mnie jej nie wydawała, to co z nią robiła? Wolę nie myśleć, ale zmartwiłam się trochę…Oj naiwna Cleos nie trzeba każdemu od razu dawać kredytu zaufania, nie trzeba…

poniedziałek, 19 stycznia 2004

Wyglądam...

…jak dojna krowa holenderka:( Niedługo braknie mi skali oznaczeń rozmiarów cycynhaltrów:( Źle mi z tym:( Jak wielbłąd z garbami z przodu – dromader mega-mutant:( I nie chcę słyszeć, że duży biust jest sexi:(

piątek, 16 stycznia 2004

Drażnią mnie...

…ludzie, którzy żyją beznadziejnie z własnej woli i do świata mają pretensje, że ich życie jest beznadziejne. Oto przykład. Na studiach w grupie ludzi mam róznych. Pośród nich są dwie niewiasty: jedna -Magda, lat ok. 30 panna, nauczycielka mieszkająca z rodzicami, i druga Agata lat 26, panna z facetem, z porażeniem mózgowym, mieszkająca samodzielnie, prowadząca fundację. Siedzę sobie i gadamy z Magdą o kinie…
Magda: No bo moje życie jest takie monotonne, że jedyną rozrywką jest pójście z koleżanką do kina…
Cleos: A kto ci przepraszam broni skakać na bungee na przykład???
M: No to przecież idiotyzm… (ze świętym oburzeniem)
Na to odzywa się Agata z ławki obok:
Agata: W takim razie musisz mi powiedzieć, że idiotyzmem było to, że w zeszłym tygodniu byłam 30 m pod wodą z akwalungiem, a w przyszłym miesiącu skaczę ze spadochoronem.
M: Ale przeciez po tym możesz mieć problemy z kręgosłupem.
A: (Wstając i ledwo stojąc bo ma problemy z poruszaniem się) Ja już mam problemy z kręgosłupem, ale to mi nie przeszkadza ŻYĆ. (uśmiecha się)

Pomyślałam sobie, że Magda powinna się pod ziemię zapaść, ale się nie zapadła. Przy innej okazji usłyszałam, że jestem za ambitna, podnoszę poziom i ona się musi z tego powodu uczyć i bardziej starać…
M: …A ja nie mam aż takich ambicji i celów w życiu.
C: To po coś tu przyszła? Po papier???
M: No bo ja nie mam czasu…
C: To ja ukrócę twoje cierpienia dam ci glocka 9 mm, wladujesz sobie ołów w czaszkę i po kłopocie… (nie wytrzymałam).
M: No bo koleżanka (zwracając się do mnie) mogłaby mi jak jest tak ambitna napisać artykuł na zaliczenie…
C: A jesteś obłożnie chora i umierająca???
M: (Zdziwiona) A co to ma do rzeczy???
C: Bo wtedy ten artykuł można by traktować jako ostatnią posługę. (I wróciłam do jedzenia drożdżówki)

No kurna nie mogę. Brzydka nie jest, głupia pewnie też nie. Ciągle tylko mówi o tym, że do końca miesiąca ma 50 PLN, jest za stara na faceta i ma nudne beznadziejne, bezsensowne życie. Ludziom się chyba faktycznie wydaje, że do nadania życiu sensu i barw potrzeba bogowie wiedzą jakich pieniędzy. A przecież to bez sensu. Umilam sobie codzienność tym, że raz w tygodniu znajduję czas na kolorowy fantazyjny manicure, który sama robię. Tym, że w lesie na spacerze wepchnę Grzecha pod drzewo i strącę na Niego śnieg z gałęzi. Tym, że wyjdę czasem do knajpy z Grzechem, z Przyjaciółmi, poznam kogoś. Tym, że piszę książki i dużo czytam. Tym, że kiedy mam ochotę wrzeszczeć jadąc samochodem to otwieram okno i ryczę jak bawół. No czy to takie strasznie drogie i trudne rozrywki??? Sami pozwalamy sobie na monotonię i popadnięcie w jednostajne dom-praca-dom…i tak w kółko…A tak niewiele potrzeba…Czasem wystarczy oddać szalik, którego się nie nosi facetowi, który grzebie w śmietniku, żeby plucha stała się bardziej niebieska. Albo wysłać kartkę komuś kogo się tylko raz w życiu widziało ale lubi całym serduchem…albo pojeździć na dupolocie… Pewnie, że łatwiej jest, kiedy się ma kasę. Można iść do kina, do opery, operetki, teatru, dobrej knajpy, zaszaleć na zakupach. Ale moje życiowe szaleństwa, które dodają mi słońca nie polegają na wydawaniu kosmicznej kasy. Robię Wielkiego Śniegowego Strażnika Garażu i wiem, że niewiele 25 letnich bab babrałoby się w śniegu klęcząc i marznąc – i to jest moje szaleństwo. I dzięki temu jest mi dobrze i nie nudno. Chociaż oczywiście prościej jest usiąść w domu i powiedzieć sobie, że i tak nie ma się celu, nie zna się sensu i nie widzi się przyszłości dla siebie. Wszystkim ,którzy tak myślą mówię: NIE MARTWCIE SIĘ, CHĘTNIE WAS DOBIJĘ…

Tyle się dzieje...

…że padam na twarz i nie mam czasu pisać, ani poczty odebrać, ani listu skrobnąć do Whoever, ani za przeproszeniem wystękać się spokojnie (pod warunkiem, że nie mam właśnie ciążowego zaparcia).
Zmieniły się przepisy podatkowe od 1 stycznia. Urząd skarbowy nic nie wie, w ZUS pierwszy raz o ekwiwalentach sędziowskich usłyszeli ode mnie. Czeski film. Efektem tego jest, cotygodniowe przeliczanie i przeksięgowywanie już wypłaconych delegacji, bo co tydzien liczy się je inaczej – wg najnowszych doniesień bez kosztów uzyskania tylko podatek 19% i wlicza do dochodu. Ma-sa-kra.
Byliśmy wczoraj we trójkę u lekarza. Trochę obaw, bo jednak konflikt krwi mamy. Spojrzał sobie na te moje wyniki i…:
Lekarz: Nooooooo….hmmm…..taaaaaa…ma Pani takie wyniki, że do wojska może Pani iść.
Cleos: Ja bardzo chętnie, nawet jutro.
L: I powiem więcej…nie do takiego zwykłego tylko od razu do Iraku może Pani jechać na wojnę.
C: ???
L: No bardzo dobre, fantastyczne. pani to chyba jakaś niezniszczalna.
Pogadaliśmy potem jeszcze trochę o Misiątku i o mnie, zachciewajkach, mdłościach, a potem nie wziął kasy – za prywatną wizytę dodam. No mówiłam przeca, że ludzie mnie kochają.
Oczywiście obie dziadkowe strony wykazały żywe zainteresowanie tym „co pan doktor/doktór powiedział”. Ubawiliśmy się z Grzechem setnie porównując reakcje Jego i moich Rodziców. Na hasło, że mogę iść do armii wyzwalać Irakijczyków.
MOI powiedzieli: No córcia, zawsze chciałaś iść do wojska, to teraz przynajmniej masz podkładkę.
GRZECHA powiedzieli: No on chyba zwariował do wojską ją posyłać. Nienormalny jakiś!!! (że świętym oburzeniem)
Czy ci ludzie zupełnie nie mają poczucia humoru??? Ręce opadają.
Na kolejne USG idziemy w środę 22-go. Grzech już się nie może doczekać.

7-go lutego mam exam, do którego jeszcze nic nie umiem. Opanowanie 3 ustaw, to nie jakiś kosmiczny wysiłek, tylko, że ciągle chce mi się spać i to może stwarzać pewien mały problem – jak się uczyć na śpiąco???

Na Walentynki idziemy do Opery na „Księżniczkę Czardasza”. Grzech nigdy na operetce nie był więc ciekawa jestem czy Mu się spodoba. Ja sztukę już znam, bo śpiewał w niej kiedyś mój Chrzestny Łociec-Wujo:))) Jak to zwykle bywa, spektakl znalazłam JA, bilety zarezerwowałam JA i w ogóle pomysł był MÓJ. Ciekawe co do tego wymyśli Grzech…już dawno nie dostałam przez gońca kwiatów do pracy, żeby mi te głupie baby zazdrościły:))) Może ktoś Mu podsunie ten pomysł…???Haloo???

A dziś żrę ogórki kiszone, których nie lubię zwyczajowo – znaczy się widocznie Misiątko lubi, bo inaczej to ja tego nie rozumiem… I idę na basen się zrelaksować i może trochę zdrowo zmęczyć. A potem na saunę, ale nie saunować się (żebym tu nie czytała słów krytyki) tylko potaplać w ciepłym basenie. Znaczy just relax.
Miłego dzionka od siwego Scorpionka:)))

poniedziałek, 12 stycznia 2004

First...

…chciałam na forum i ogólnie złożyć życzenia wszystkiego niebieskiego, słonecznego, misiowego, najlepsiejszego, dużo siły i radości i miłości obfitości. Niech Ci się Słoneczna Siostrzyczko wiedzie z tyłu i na przedzie i w ogóle niech się żyje kolorowo z każdym dniem bardziej Puchatkowo.
I wszyscy się mają do tych życzeń dołączyć bo jak nie to w papę:)))

Second…chciałam powiedzieć, że ZUS oszalał, Urząd Skarbowy dostał kota, nikt nic nie wie, nikt mi nie potrafi pomóc i chyba skończę dzwoniąc do Departamentu Ubezpieczeń Społecznych do Wa-wy.

Third…czeka mnie ciężki dzień, kto może i potrafi niech przesyła reiki…chętnie przyjmę…Ale poza tym jest wesoło, ja rzekłabym nawet haraszo:))) I co za tym idzie MISIO MI i niech już tak zostanie:)))

niedziela, 11 stycznia 2004

Śnieg...

…się nie kleił, więc zrobiliśmy koło garażu Wielkiego Śniegowego Pana Strażnika Garażu. Wielka głowa z uszami z puszek po piwie, włosami z okolicznych krzaków, oczami z kartofli, nosem z por, uśmiechem z nakrętek po Coli i szalikiem. Żeby mu zimno nie było. Urodził się w czwartek i stoi do dziś – trochę go tylko śnieg przysypał.

Taaak…Miriam i Iwa mają rację, niepotrzebnie się przejmuję głupim ludzkim gadaniam. Ataki terrorystyczny co prawda mam w nosie, i faktycznie powinnam być obrzydliwie szczęśliwa. I jestem, tylko czasem przychodzi chwila zastanowienia nad tym, gdzie popełniłam błąd, że tak niewielu ludzi traktuje mnie serio, poważnie – a reszta widzi tylko Cleos rżnącą głupa i przydatną do docinków. Nieważne. Czasem myślę sobie, że gdyby część tego narodu miała takie problemy jak ja kiedyś, nie dożyłaby obecnej chwili…(że sobie pozwolę prawie zacytować). A ja żyję i mam się dobrze…tylko czasem, kiedy nie chcę pozwolić sobie na jakiś kosmiczny dół, popadam w mały dołek braku zrozumienia. Bo tak naprawdę ludzi, którzy mnie rozumieją w 100% mogłabym zliczyć na palcach jednej ręki. Reszcie tylko wydaje się, że coś o mnie wie, że coś rozumie, że mnie zna. Jakaś konkluzja??? Niekoniecznie…niech im się wydaje dalej – widocznie maska nr 5 działa prawidłowo i tak trzymać. Ci, którzy wiedzą, że to tylko kostium na codzień, wiedzą też, że pod spodem jestem ta prawdziwa JA i to się chyba liczy najbardziej.

wtorek, 6 stycznia 2004

Jeszcze chwilka...

…i sama siebie do psychiatry wyślę, jak Babcię kocham, no. Za te moje humory i zmiany nastrojów już dawno na miejscu Grzecha wpakowałabym mi porcelankę 9mm między oczy. Przykład – proszę bardzo.
Wczpraj, godzina 21.30, gawra, układamy się do snu padając na pysk po nieprzespanej poprzedniej nocy
Cleos: Źle mi…tak mi jakoś beznadziejnie…bo ja się Tobie już nie podobam…(łzy w oczach) Szlag trafił dzikie namiętności…
Grzech: ???????
Cleos: Będę płakać…(jak mówi tak robi) Bo Ty widzisz we mnie już tylko Matkę Polkę a nie kobietę…co mam sobie zrobić z hormonami, co? (ryczy jak bawół)
Grzech: ????????
Mija 10 sekund
Cleos: No patrz jaka ja jestem nienormalna, no (śmiech)…przypadek kliniczny…(zwija się ze śmiechu)…nie słuchaj mnie bo bredzę…
Grzech: ????????????
Mija 20 sekund podczas których Cleos śmieje się jak ogłupiała
Cleos: (łzy w oczach) Bo ja się czuję paskudna i okropna…(płacz) a Ty mnie już nie uwodzisz…(szloch)i najłatwiej jest sobie wytłumaczyć, że mi ciągle niedobrze(spazmatyczny szloch) Jeeeeezu jaka ja jestem walnięta (śmiech) Bo Ty jesteś kochany, że mi gotujesz i robisz herbatki i troszczysz się o mnie (śmiech)…ale ja bym chciała… (płacz)…rozumiesz???
Grzech: Rozumiem.

A ja nie rozumiem, jakim cudem On mnie zrozumiał…Tiaaa…

sobota, 3 stycznia 2004

W skali od 1...

…do 10 Sylwestra oceniam na 8. Przedstawieniie było super. Dobra muzyka, dobrze zagrane, żywa kultura przez duże „K”. Operetka spisała się jak zawsze. Po przedstawieniu był bankiet z tańcami. I tutaj wyszło na jaw prostactwo polskiej elity – szlag jej mać trafił. Na piętrze w sali bankietowej był szwedzki bufet. Zastawiony specjałami z gatunku kawioru, schabu ze śliwkami, kanapeczek mikroskopijnych, sałatek, koreczków. Nałożyliśmy sobie troszeczkę-ociupinkę mniemając, że jeszcze tu wrócimy. Mniemanie było błędne, gdyż naród jak szarańcza rzucił się na żarło tworząc na talerzykach 40 centymetrowe piramidy z kanapek uwieńczone koreczkami i żarł przy stole nie ruszając się na krok i nie robiąc miejsca nikomu innemu. Tym sposobem, kiedy wrócilismy do stołu pochłonięte były nawet ananasy, w które wmontowane były koreczki. No i zostałam głodna. Całe szczęście Grzech w odpowiedniej chwili wypatrzył, że podają dania gorące i tym sposobem razem z Fasolką nie umarłyśmy z głodu i wycieńczenia.
Tańce były przy muzyce na żywo, ale był też i dj. Muzyka różna, ale dobrana z głową. Wyszło na to, że opuściliśmy z Grzechem może w sumie 5 kawałków. Trochę mnie potem bolał kręgosłup, bo jednak targanie Grzecha po parkiecie nie należy do zajęć łatwych (muszę Go nauczyć tańczyć w końcu), ale warto było. Dla tego błogiego bólu stóp i dla tego zmęczenia potem warto było to moje słoniątko przemiszczać pół nocy po sali:))) Po skończonej imprezie ukradliśmy sobie balony do domku i brnęłam z nimi po kolana prawie w śniegu, w szpilkach do samochodu.
I niech mi ktoś powie, że o 3 nad ranem nie można się doskonale bawić na parkingu przed hipermarketem??? Jeśli ten parking jest monitorowany to współczuje doznań temu, kto to oglądał. No bo kto normalny jedzie rankiem w Nowy Rok na parking po to, żeby poślizgać się samochodem??? Po zrobieniu kilkunastu „ósemek”, kiedy żołądek z Fasolką miałam już w gardle wróciliśmy do domu.
Poproszę więcej takich nocy w roku:)))
I na tym wrażenia sylwestrowe się zakończyły. Nowy Rok spędziliśmy na kanapie…potem miałam urlop 2-go…teraz jest weekend i trzeba ulepić bałwana i wytarzać się z psem w śniegu:))) Lubię zimę:)))