licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

poniedziałek, 31 marca 2003

CHWILOWO

… NIE CHCE MI SIE PISAĆ. MOŻE MI TO JEDNAK NIEPOTRZEBNE? MOŻE WYSTARCZY MI TO, CO PISZE W ZESZYTACH OD 1993 ROKU…?

niedziela, 30 marca 2003

Niedzielne rozrywki

1. Ukochane krzesło Grzecha wymaga jeszcze tylko polakierowania. Cały dzień skrobałam, polerowałam, ścierałam. Złamałam paznokieć sztuk:1. Krzesło wyszło BOSKIE. No może trochę przesadzam, ale jak na kogoś kto nigdy nie zajmował się stolarką meblową i renowacją prawie-zabytków, całkiem nieźle mi to wyszło.

2. Dla wszystkich zainteresowanych tym na kogo się zgrywam i kreuję:
Szkoda komentarza. Ci, na których mi zależy znają mnie i postrzegają właściwie. Reszta niech spada na drzewo.Amen.

sobota, 29 marca 2003

Aniołek w czekoladzie

…ale o co chodzi?

…Otóż Słoneczka moje i te co mnie czytają bo mnie lubią, i te co mnie czytają bo się boją, że jak nie przeczytają to dostaną od blogowiczki prawy sierpowy, i te co mnie czytają masochistycznie…

Spotkałam się z Medeą. Nie na gg, nie na czacie, tylko w rzeczywistej rzeczywistości. (eXXX – dla twojej informacji rzeczywista rzeczywistość to ulice, knajpy, ludzie, kawa a nie klik-klikanie). Spotkałyśmy się w Katowicach u Gaudiego (Whoever pewnie zna).Byłam na uczelni załatwiać kartę obiegową i spotkać się po raz ostatni z promotorem („Pani Magister proszę wejść, porozmawiamy sobie”:))A Medea przejazdem jak zawsze w locie zahaczyła o Katowice no i w końcu po roku klikania do siebie o dupie i słupie mogłyśmy pogadać gapiąc się na siebie. Najpierw mało nie połamałam sobie nóg lecąc na to spotkanie. Cholera odzwyczaiłam się od chodzenia (no, jak się cały czas tyłek samochodem wozi to się nie ma co dziwić). A ponieważ moje nogi nie znają innego obuwia niż takie z kosmicznymi 12 centymetrowymi obcasami (jak znajdę wyższe to też kupuję) leciałam jak na szczudłach.
…Stała przed schodami prowadzącymi na dworzec PKP…rudy łeb kręcił się we wszystkich kierunkach jak u sowy niemal. Hmm, no wypatrywała mnie w końcu, nie? No i wypatrzyła. Dramatyczne uściski, cmoki „Och, jakże miło mi spotkać wreszcie” – sraty taty. Normalnie, przyszedł taki czas, że w końcu trzeba było spotkać się w realu, bo ile można tylko klikać i wysyłać sobie aktualne zdjęcia.
4 godziny minęły jak z bicza strzelił. Żadnych chwil kłopotliwego milczenia, żadnych rozczarowań (no chyba że in plus), żadnych zawodów niekoniecznie miłosnych. Normalnie. Słonecznie. Medea chce mnie męczyć w wakacje wieczorkami poetyckimi przy świecach. Słońce Ty się klupnij w ten rudy czerep… ja jadę do Ciebie byczyć się, wałkonić, nic-nie-robić a nie poezje czytać i dyskutować o filozofach. No ostatecznie raz mogę, ale nie więcej.
zaliczyłyśmy kawę, po soczku, czekoladę na gorąco. Pani kelnerka chyba się we mnie zakochała, bo tak szczerzyła zęby, że widać było plomby w ósemkach. Albo w Medei się zakochała kto wie, bo tak puszczała oczka (Medea oczywiście nie pani kelnerka), że ojojoj. Ostatecznie było mi tak słodko po czekoladzie, że jeszcze chwila i glup. Odprowadziłam dziecię podróży pod schody a Ona mi wyjeżdża z txtem „Miło było cię poznać” bla bla bla… no jak miło? Zwyczajnie słonecznie…Takie grzecznościowe pierdykanie „I pozostaję w nadziei, iż to nie ostatnie spotkanie nasze o pani” – nabijam się z Niej, a Ona mi „Cleosiu ty jesteś jedyna w swoim rodzaju”, a ja na to „Wiem, takie indywiduum, oryginał taki potrzaskany”, a Ona „Nie ma drugiej takiej jak ty.” No wiem przecież – taka najboskiejsza…i znowu skomplementowana poszczudlaczyłam na katowickie shopy zakupić sobie cosik. Nie kupiłam nic.
No i jak tu nie lubić takich słoneczek? Nie dosyć, że można gadać i o Senece i o tym jak kto komu dał w ryja, to jeszcze potem takie komplementy mi sadzą. A pewnie, że się chwalę! A co mam się nie chwalić! Taka właśnie jestem – oryginał kura mać słoneczny i co mi tam, że to kogoś w depresję wpędza.

Uwieńczeniem dnia po powrocie do domu były najboskiejszejsze pierogi ruskie w wykonaniu Grzecha (widzisz Medea – mówiłam, że nie gotuję). Zjadłam 18. Nieźle zważywszy, że rok temu pochłaniałam 30 – odchudzam się przecież, nie?

piątek, 28 marca 2003

Gdy chcę pomarudzić...

…mówię:
1. Mam zad wielki jak stodoła.
2. Jestem gupia i gupiejsza.
3. Nikt mnie nie kocha.
4. Bo Ty mnie już tak nie pożądasz. (zawsze działa:))
5. Niedobra Pani Misia, niedobra.
6. Buuuuuuu

…i to wszystko przynosi efekt zgoła niesamowity. Od razu czuję się lepiej, a borok Grzech na uszach staje, rzęsami się podpiera i stepuje zębami, żeby mi było lepiej. Powiecie pewnie „Manipulację sobie urządza we własnym domu”. A ja powiem: i owszem i tak, i osiągnęłam w tym szczyt. mistrzostwo jednym słowem. Bo czasem tak mam, że nie chce mi się już być twardzielem, pierdylną pańcią z głową nad narodem, że nie chce mi się znać odpowiedzi na wszystkie pytania i szukać rozwiązan wszystkich problemów. Czasem tak mam, że robię się malutka, moje 163 cm kurczą się do rozmaru krasnalka i trzeba wtedy o mnie dbać, głaskac, przytulac i w ogóle obsypywac czułościami. Bo jak nie to sopelkuję i jestem nie-do-zniesienia. No a ile można wytrzymać w jednym domu z jadowitą wredziolką? Więc dla świętego spokoju Grzech głaszcze… a potem ja głaszczę i po kwadransie znów jestem duża i silna. Naładowana energią czerpaną pasożytniczo z drugiego człowieka. Manipulacja i wykorzystywanie!!! I dobrze mi z tym:P

Spotkania...

dzisiaj będzie poważniej…

Do tej pory spotkałam dwie osoby poznane przez cz@t: Łobuziaka i Faraona. W sobotę mam się spotkać z Medeą chociaż nie wiadomo czy coś z tego wyjdzie, bo my obie zagonione jak szkapy westernowe.
Telefonicznie słysząłam się z B@ś, Szirą, 10_MUZą, Giną, eXXXtreme. Emalie posyłam i posyłają mi poza w/w: JOY, Mrooffka, c.k. dezerter, Frojdzik, Piegulina (całego jednego wysłała z interesem do tego). Jednym słowem moje grono znajomych powiększyło się znacznie dzięki cz@tom, gadulcom i innym cudom techniki. Nawet Grzech powoli przekonuje się do tych ludzi i zmienia o nich zdanie. Do tej pory byli potencjalnymi psychopatycznymi mordercami, teraz nie wyraził sprzeciwu na wieść, że jadę z Medeą na wakacje.
No, ale po co to piszę? Bo podczas dzisiejszej rozmowy z Braciszkiem Pajacem wyszło nam, że Jemu net przesłonił świat realny. A tak być nie może – nie może i kropka. Kaplica całkowita. Tylko jak się przed tym bronić? Życie Słoneczny Bracie, życie Ci jest potrzebne. I letnie spotkanie. Ale tę decyzję musisz podjąć sam.

czwartek, 27 marca 2003

Własnym oczom nie wierzę...

…jesteście bezkrytyczni Słoneczka…Niebiescy ale bezkrytyczni jak cholera…Jedna „m” (albo jeden bo nie wiem czy to k czy m) napisała, że Jej się coś nie podoba.Więc ja Wam napiszę – jestem:
- złośliwa
- kłótliwa
- mściwa
- oschła
- zimna
bywam:
- niedostępna
- niesympatyczna
- wredziolowata
czasem:
- czuła
- delikatna
- lojalna
… i jeszcze parę słodkości ale nie będę się tu w samozachwyt wpędzać.
A teraz o co mi chodziło? Chodziło mi o to, że po przeprowadzeniu rozmowy z c.k. usłyszałam, że jestem: „No z jednej strony taka słoneczna a z drugiej taka nie-słoneczna, inna”. No i chciałam wiedzieć co o mnie myślą ludzie, którzy mnie znają albo wydaje im się, że mnie znają. Bo to jest tak: Jeden mój znajomy wuefista powiedział mi, że nigdy w życiu by mnie nie poznał sam od siebie (zostalismy sobie przedstawieni) z własnej nieprzymuszonej woli. Nie podszedłby do mnie bo mam taki wyraz pyska, że strach bierze (czyt: dumna nieprzystępna paniusia). A jak idę to prosta jak struna, jakbym wszystkich miała w d… w nosie jakbym miała.
Grzech mi kiedyś powiedział, że wyglądam na zimną i sopelkową.
Dziobak mi w ramach komplementów kadzi, że jestem wredna suka.
Żona Nr 3: „Nie chciałabym mieć w Tobie wroga – w życiu – nigdy”.
Marchwiak: „Bałabym się Ciebie.”
Mały John: „Ty to dziecko czasem serca nie masz.”
…ale jak trwoga to do Cleosi, bo ona wrednie znajdzie rozwiązanie a Przyjaciela utuli i pogłaszcze. No i niby z jednej strony dla „samych swoich” do rany przyłóż jestem, a dla „obcych” – oschła i w ogóle kawał żłoba nieheblowanego. No i czego się ten c.k. spodziewał? Że zawsze tchnę optymizmem jak słoneczny popapraniec? przecież też mam życie lepsze gorsze takie siakie inne i podobne. Podobne do Pieguliny, wesołe jak w Clashtorze, inne niż Whoever. I nie jestem zawsze radosna jak wiosna. A to, że umiem o przykrościach codziennych (jak samotne zasypianie na przykład) pisać słonecznie – cóż taka karma:) No więc wniosków konstruktywnych żadnych. Kochacie mnie jednym słowem i słowa krytyki nie usłyszę pewnie:)
PUENTA: BĘDĘ SOBIE DALEJ OBRZYDLIWIE SŁONECZNA:))))

wtorek, 25 marca 2003

Zaintrygowana...

przeprowadzoną przed chwilą rozmową mam do Was prośbę. CI, którzy mnie czytają znają mnie tylko z pisania, Ci, którzy mnie znają z reala będą mogli powiedzieć coś więcej. Jak mnie potrzegacie? Jaka jestem? Jak mnie widzą ludzie, którzy ze mną żyją na tym świecie. W komentarzach proszę o opinię. To dosyć ważne dla mnie. I nie robię tego wcale dla chęci słuchania i czytania wielbiących pod niebiosa moje zalety komentarzy. Przymiotniki typu: złośliwa, mściwa, wredna – mile widziane także.
Z góry dzięki…

Szlag jasny by trafił...

…wszystko.
Gdyby nie Franz zasnęłabym wczoraj w głębokiej depresji. Nienawidzę zasypiać w pustym łóżku – tylko ja i wielkie przestrzenie. No i Franz…mięciutki taki…niebieski…w szlafmycy…Może to jest dziecinne w nosie to mam. Uspokaja mnie i kropka – inaczej byłby Sajgon. A tak, zasnęłam z Franzem w objęciach. I na wakacje też Go zawsze zabieram…

poniedziałek, 24 marca 2003

Magisterska impreza

była udana generalnie co wynika z ostatniej notki. dodać tylko chciałam, że pokłocił się Red Bull z Czupurkiem. O co? o to czy sex jestw związku najważniejszy.
CZ: No co ty mi opowiadasz, przecież wiadomo, że jak nie ma w domu dobrego rżnięcia to się szuka poza domem.
RB: Ja cię bardzo lubię, ale z całym szacunkiem pierdolisz głupoty.
CZ: No jak ty się z tym nie zgadzasz to jesteś głupi chuj i kropka.
RB: No nie zgadzam się i może jestem głupi ale tyle razy miałem okazję i wychodziłem z pokoju po prostu.
CZ: No to jesteś idiota i tyle. To sie tyczy facetów i babek. Wszyscy szukaja i tyle.
RB: Ja Cię bardzo lubię ale pierdolisz głupoty.
CZ: Czy ty wiesz ile ja znam małżeństw i związków w ogóle które się przez to rozpadły…?
RB: Głupoty pierdolisz… i tyle
CZ: Seks jest najważniejszy i to jest podstawa…

… i tak w kółko przez ponad godzinę. O 1.30 poszli do domów. Bogom dzięki nie mieszkają razem. Dodać należy, że oboje wsazywali na znaczne spożycie trunków różnych gatunków. I wiecie co mi się najbardziej podoba? Samcza argumentacja pt.: „Pierdolisz głupoty”. No nie ma to jak siła argumentu:)))

Wyniki...

po sobotniej imprezie… Po pierwsze niedzielny ból głowy – zwyczajowo nie piję i nagle odkryłam, że wytrawne wino źle na mnie wpływa. APEL: Mężu Kochany niegdy więcej nie przynoś wytrawnego wińska.
Po drugie leniwa niedziela. Leżeliśmy z Grzechem martwym bykiem pół dnia, drugie pół niespiesznie baraszkując. APEL: Grzechu robimy częściej sobotnie imprezy.
Po trzecie ubyło mi kilka centymetrów:))))))))HURRRRAAAAAAAA – 5 w talii i (niestety) – 4 w biuście. Efekty tabletek i diety MŻ są faktycznie słoneczne. APEL: Kochany Mężu kulaj dla mnie następne opakowanie, bo niedługo będzie potrzebne.
Po czwarte wniosek koszmarny – nie zmalał mi tyłek. APEL: Cleos najboskiejsza pierdoło weź się za siebie jeszcze bardziej.

A w ogóle to dochodzę do smutnego wniosku, że to nie rutyna, nie zazdrość, nie oziębłość czy inne gluty zabijają chęc tzw. związkowania w związku (i żeby nie było nie ma to nic wspólnego z seksem – tylko z byciem ze sobą).Otóż nie – to po prostu zmęczenie. Ja padam na blond dziób, Grzech w przerwach baraszkowania czytał akta. Potem też zmęczony oddebilał się oglądając RealTV. No czysta paranoja. Czas wypocząć…ale do wakacji i planowanego urlopu jeszcze taki szmat tyrania…Czasem mam dosyć. Zwyczajnie, po prostu, najnormalniej w świecie DOSYYYYYYYYĆ!!!!!!!! I kropka…

piątek, 21 marca 2003

HYMN DO PRZEWIELEJEBNEGO OJCA SPOWIEDNIKA

Jeśli będziesz kiedyś blisko spojrzyj na ich drzwi
one dzielą w świecie wszystko-tam jest On a tu Ty
Jego słowa jak sztylety ranią Wiśni pierś
Ty tez możesz trwać w ironii, z Niego przykład weź.
On przeczyta co Ty wklepiesz, ironią zarzuci
On dla Piczy sondę zrobi, Reda zasmuci
Pisze jakby słowa chwytał w kpiarskie sieci
On Clashtoru Spowiednikiem, do Niego dzieci
biegną przez Clashtorne furty i nie znają dnia
kiedy Ojciec im Spowiednik kpinę odczuć da
Cięty, gięty, wrednie szybki nie wie co to strach
Jego chroni ostre słowo i Clashtoru gmach.
Ku uciesze ludków małych swe talenta pokazuje
mówi w oczy prawdę szczerą, nie kituje.
Miał być hymn pochwalny to jest, chwała cmoki dwa
Jemu się należą przecież , bo On dla nas trwa.

no….. żeby nie było, że jakaś niedorobiona jestem i tylko w zamian za kontakt hymny piszę, to proszę bardzo Ojcie Spowiedniku – 13zgłoskowcem miało byc i jest… jak Mickiewicz cholercia…może gdzieś jakies podknięcie znajdziesz – nie wykluczam, ale się starałam…i mam nadzieję, że odpowiednia doza wazeliny została zapodana w celu uzyskania owego kontaktu:))) pozdrawiam niebiesko i słonecznie

MATRIX

…especially for o. Spowiednik…

no więc w moim Matrixie skończyłam szlifować siedzenie ukochanego stołka Grzecha. Stołek Grzech dostał po Dziadku śp. zresztą…taki do fortepianu, podkręcany, z okrągłym siedzeniem…Ma chyba z 60 lat jak nie więcej – brudny, starty, koszmarny. Doprowadziłam go do ładu i porzadku. Jeszcze mi tylko korpus został i nogi do zrobienia.Od odkręcania śrub nieodkręcanych od 60 lat mam na dłoniach takie malutkie odciski. Fajne. Lubię się bawić takimi rzeczami – odnawianie mebli, naprawy domowe, składanie mebli (IKEA jest the best w opracowywaniu instrukcji skręcania – kaplica całkowita). A teraz jeszcze mam dodatkową motywację, bo Grzech ma niedługo imieniny, więc dostanie ten zakichany stołek odnowiony jako część prezentu. Planowany koniec renowacji w niedzielę.
Narysowałam kolejny portret Shibyy – bokserki mojego Kuzynka. Aga (żona owego Kuzynka) dostanie szału z radości. Lubię sprawiać ludziom takie drobne niespodzianki. Bo o te portrety nikt mnie przecież nie prosił.
Nadmiar wolnego czasu męczy mnie. Muszę się ruszać, biegać, latać, załatwiać, robić coś-cokolwiek. Dobrze, że już wiosna (niemrawa jakaś cholerniczka), wytacham rower z garażu:) i z Traktorkiem na spacery będę jeździć.
A tak w ogóle to czuję się jakby mi ktoś słoneczne skrzydła u ramiom ukulał. Jakoś tak nie wiem – wiosennie?

czwartek, 20 marca 2003

...hmmm...

i co ja teraz będę robiła z wolnym czasem? Od kwietnia idę z psem na szkolenie…niech się baran uczy jak nie żreć mebli (nawiasem mówiąc nie wysmarowałam dziś kanapy wodą kolońską – ciekawe czy psu się przypomni, że gustuje w sosnowych kompletach wypoczynkowych)…od7 do 9 kwietnia ide na kurs Jose Silvy. Będę rozwijała swoje umiejętności różne dziwne…ale co poza tym? co ja zrobię z wolnym czasem? może skończę pisać trzecią książkę wreszcie – już leży martwym bykiem od ponad roku – nieruszona… skończę portety Shibyy dla Agaty – niech się cieszy – jeszcze mi dwa zostały do narysowania…Zrobię sobie rude pasemka…wytaskam rower z garażu i zadbam o kondycję… I cały czas zostaje jeszcze masa wolnego czasa… muszę się zastanowić…
Jakieś pomysły? sugestie? słucham….

wtorek, 18 marca 2003

CONGRATULATIONS

JESTEM NAJBOSKIEJSZĄ PANIĄ MAGISTER…
NAJLEPSIEJSZĄ…
DOSKONAŁĄ…
POJECHAŁAM PO CAŁOŚCI… (cyt. za: Faraonek vel Cielepa Słoneczna)…

za dwa lata bronię się znów… już bez nerw…

moje zdrowie KOCHANI SŁONECZNI MOI MILI NAJLEPSI I NIE TAK NAJBOKIEJSI…:):)

czwartek, 13 marca 2003

SHIT STORY

…wbiłam dziś zadek w spódnicę… z rozpierdakiem nawet…
wdziałam bluzkę podkreślającą moje 97 centymetrów zakichanego biustu…
ufryzowałam blond kudły w romantyczne strąki, takie jak Grzech lubi…
przemordowałam się pół dnia w butach na obcasach jak szczudła krakowskich szczudlarzy…
wykonałam perfekcyjny makeup w kolorach stonowanych szarości…
wyperfumiłam się moim Yves Sain’t Lourentem (Erytrea popraw mnie bo może nie tak się to pisze)…
byłam słodka, do rany przyłóż…

efekt…

spędziłam pół godziny na grzebaniu w szafie, żeby odszukać zaginioną spódnicę…
nogi bolą mnie jak cholera po tych zasyfiałych obcasach…
kłaki na wietrze właziły mi do oczu, dzięki czemu idealnie nie widziałam gdzie idę…
zmarzłam jak stado stokrotek na mrozie, bo pogoda wymyśliła sobie się zmieniać…
Grzech zasnął, bo zmęczony a ja zostałam sobie z kłakami, zapachem prosto z Paryża i już bez spódnicy…

wnioski…?
nie warto stawć na uszach bo to i tak niczego nie zmienia…
powarczał trochę rozkosznie po czym zapomnial, że to powinno mieć jakiś cholerny ciąg dalszy…
poszukać kochanka…
ewentualnie kochanki…?
zapomnieć o tym rozgrzanym czymś co mi się kołacze po wnętrznościach i szuka ujścia…
albo wkurzyć się megahiperowo i pierdylnąć parę razy drzwiami na opamiętanie narodu…

mam w nosie…

że gadam jak niezaspokojona samica…
co sobie pomyślicie…
co sobie napiszecie…
że Grzech by pewnie powiedział, że to Zespół Napięcia Przedmiesiączkowego… gucio prawda całe życie przechodziłam okresy normalnie zwyczajnie i bez marudzenia czy był jakiś facet czy go nie było i nagle mi się niby przy Grzechu przypomniało, że kobietą qra mać jestem i trzeba przed miesiączką bredzić od rzeczy i gderać…pieprzenie o Szopenie…

chcę…

Się kochać… dziko… i w duszy mam budowany cały dzień romantyzm i nastrój… w duszy jednym słowem…!!!
RATUNKU!!!!!!!!!!!!!!!

środa, 12 marca 2003

Pokojówka...

qra mać…
no wczoraj wieczorem dialog krótki był i treściwy wydaje mi się, że dla każdego nawet przeciętnie rozgarniętego homo sapiensa zrozumiały… Wrócił Grzech z pracy o 21.000 – umordowany co fuckt to fuckt…
- Zjem tylko coś, chodź posiedź ze mną w kuchni.
Poszłam oczywiście, posiedziałam… Blat kuchenny uwalony jak po przejściu ptactwa błotnego, talerz, noże, deska do krojenia zostały, bo pozmywać było ciężko, ostatecznie włozyc do zmywarki – też trud jak cholera… Słowa nie powiedziałam…
- Patrz przyszedł mój rachunek, znaczy PLUS o mnie pamięta…
Rozdarta koperta została na stole…
Zrezygnowana poszłam pod prysznic myślę se (może błednie i ktoś mnie teraz oświeci) „Zrelaksuję się chwilkę chociaż”…
zanim się zaczęłam relksować krzyknęłam w strone pobojowiska zwanego kuchnią:
- Schowaj potem ten rachunek, jak go już obejrzysz i sprawdzisz!!!
odkręcam kurek… pół łazienki zalane, bo uszczelka jakaś poszła na spacer (trzy tygodnie temu zresztą) i nie ma komu naprawić – w końcu w domu mam wybitnego intelektualistę a nie hydraulika…
Odprężyłam się – po byku jednym słowem, klnąc na czym świat stoi i ta cholerna kabina prysznicowa… Do sypialni poszłam po ciemku i omacku jak zwykle rozbijając się o ściany, które Grzech specjalnie tak zaprojektował przy remoncie, żeby zawsze stały mi na drodze do miejsca, do którego właśnie idę… Nieważne… ostatecznie zasnęłam.

Wstaję sobie rano… idę do kuchni, a tam rachunek na stole (już bez koperty), gumki recepturki po wczorajszym szczypiorku na blacie, plamy z kawy koło expresu, bo Grzech nie wcylowuje rankiem do kubków, a ściereczka chociaż wisi tuż obok, jest poza zasięgiem jego nierozbudzonych jeszcze oczu, pies nie ma wody w misce, czeka na śniadanie, żaluzje nie odkręcone… A Grzech stoi sobie zadowolony z życia i dzionka:
- Dzień dobry golasku – mi mówi.
Grrrrrrrrrrr… taki uśmiechnięty… A ja od rana, najpierw wytrzeć blaty, potem wyrzucić pozostawione przez Niego śmieci, potem pochować rachunki, potem napoić i nakarmić psa… i nagle się okazuje, że nie mam czasu na spokojne przebudzenie, że nie mogę jak Grzech siedzieć 10 minut w fotelu i dochodzić do siebie po szoku związanym z porannym wstawaniem… bo ciągle do qry maci jest coś do zrobienia… a potem się Grzech dziwi, że jestem rano skwaszona i „nie mam dnia”… i tak jest codziennie – od roku… Bałaganiarz i Pokojówka… idealnie dobrana para… tylko że mnie się to nie podoba!!!!!!!!!

poniedziałek, 10 marca 2003

Generalnie...

… nie przeklinam i nie krzyczę… generalnie jestem tolernacyjna i gucio mnie obchodzi co sobie o mnie myślą słoneczne czy niesłoneczne ludki… i jedyne czego GENERALNIE nie lubię to porównywanie mnie do kogoś.
Bo ja to JA , jedyna, niepowtarzalna,zresztą jak każdy z nas… Dziwaczne geny odziedziczyłam po Mamie stukniętej i nietuzinkowej, o której moi Przyjaciele mówią, że to nie jest dobry przykład Matki Polki, bo jest inna, dziwna, zwariowana. Siłę charakteru mam po Tacie, który jak coś powie to już powie, który zna się na ludziach, który jest twardy czasem do przesady, ale który potrafił przedem ną płakać jak dziecko. Doświadczenie życiowe nabyłam podczas licznych perturbacji z losem… bo chociaż szczawica jestem i smarkula to swoje wiem i swoje przeżyłam… I do jasnej cholery nie lubię jak się o mnie mówi: „Bo wy wszystkie…”, „bo ty jak wszyscy…”, a już szlag nagły jasny mnie trafia jak słyszę „Bo ty jak ona…”… No i wtedy sopelkuję – to znaczy nie okazuję uczuć choćby tego mi własnie było potrzeba, nie przytulam, nie całuję, nie rozmawiam, oczy zamieniają mi się w sople lodu, słowa sączą się powoli jak zamarznięty jad. Nie jestem wtedy złośliwa, nie jestem uszczypliwa – jestem lodowato oficjalna i wyzuta wyprana z uczuć pozytywnych. nNo i jakby się kto własnie pytał, tak było wczoraj… krew mnie zalała, bo nie dosyć, że zostałam przyrównana, to jeszcze chodziło o łóżko… a jak Babcię kocham (a kocham bardzo) gdzie jak gdzie ale w łóżku jestem na pewno oryginałem… mało tego nie dosyć, że przyrównana to jeszcze do kogo? Do jedynej kobiety na świecie, kta mam za uczuciowe zero, dno i dziesięć metrów mułu…która chociaż ładna, zgrabna, mądra – przegrała sobie życie z Grzechem… przegrała bo nie uszanowała szacunku i wierności… i On śmiał mi powiedzieć, że „Wy wszystkie…” – przy czym „Wy” oznaczało ją i mnie, bo więcej nas nie było… zabolało jak byk… wystarczy, że obie lubimy tulipany, że obie lubimy te same wina, czarny kolor, Bridget Jones – o tym wszystkim też dowiedziałam się niby mimochodem…a teraz jeszcze i to… obie tak samo…obie w łóżku….O NIE!!! NA PEWNO NIE…. czemu musi mi znowu być ciężko…mało się natrudziłąm, żeby zaufać? mało naprzekonywałam sama siebie, że teraz będzie inaczej…SOPELKUJĘ… i nie zamierzam przestać… jeszcze jakiś czas nie zamierzam…

piątek, 7 marca 2003

KCIUKI

DLA ZA INTERESOWANYCH ICH TRZYMANIEM…KCIUKÓW ZNACZY SIĘ… SKRZYDEŁEK I CZEGO TAM JESZCZE CHCECIE…

BRONIĘ SIĘ 18-GO MARCA O 8.30!!!!!!!

EWENTUALNI KCIUKOWICZE PROSZENI SĄ O MODŁY WSZELKIEGO RODZAJU I DO WSZYSTKICH BOGÓW…DATKI NA INTENCJĘ MOJEGO OBRONIENIA MILE WIDZIANE (czarny lud się ucieszy)…TOASTY ZA MOJE POWODZENIE WSKAZANE…Jednym słowem pomoc wszelaka duchowa i metafizyczna będzie jaknajbardziej na miejscu…

środa, 5 marca 2003

I co ja biedny żuczek

mam zrobić? No co? Odebrałam wczoraj moją pracę mgr z drukarni. Granatowo oprawione 118 stron moich nic nie wartych z książek przepisanych bredni o stosunkach polsko-watykańskich. Temat rewelacyjny jak na kogoś kto Boga zostawił dawno temu na półpiętrze życia…Rodzi się bezsensowny strach przed obroną, bo to już przecież za mniej więcej dwa tygodnie…Strach… Mało tego – zawożąc pracę do oprawienia odkryłam w sobie nowy, nieznany dotąd talent. Wyjmowałam pakunek z 4 egzemplarzami pisaniny Cleosi z bagażnika kiedy jakiś cham nieskrobany z impetem w głąb wjechał w kałużę, czego efektem były moje kochane czerwone spodnie ochlapane po samą szyję niekoniecznie macicy. Nie wiedziałam, że znam przekleństwa w tylu językach…nawet chwilami sama siebie nie rozumiałam… Grzech spojrzał tylko na mnie jak na okaz zoologiczny conajmniej i tyle. Bezmyślność ludzka nie zna granic…
Do strachu wracając… no jakaś trema mnie ogarnia. Maturę zdałam z palcem w nosie, wszystkie examy na studiach bezstresowo, a teraz nagle mi odwaliło i spać nie mogę… No chora psychicznie jakaś? Jednym słowem panika…Cóż, jedyny sposób to pogadać jutro z Mieciem (promotor mój – całe szczęście niestresujący) i poprosić o jakiegoś normalnego recenzenta i podanie pytań od razu… Ciekawe…Grzechowi promotor podał, ale to było dawno temu i dlatego, że nikt nie znał się na tym o czym Grzech pisał pracę… A ja? Napisałam wrednie nastawioną do Kościoła i czarnego luda pracę i fajnie, tylko co dalej……..?

poniedziałek, 3 marca 2003

Jestem...

jaki jestem…Oglądałam wczoraj po pierwsze z nudów, po drugie z ciekawości jaką jeszcze szmirę ukochana telewizja nam zafunduje.Refleksje? Hm…….. cóż… Po pierwsze nie lubię „Ich Troje”. Trawię tylko jedną piosenkę, cośtam o lecie. Po drugie… Wiśniewski mi się jako facet nie podoba, jako artysta też nie koniecznie… drażni mnie Jego image i chociaż zdaję sobie sprawę z tego, że taki ma być właśnie efekt nie patrzę, by oszczędzić sobie odruchów wymiotnych. Nie lubię agrsywnych artystów, nie lubię szokowania na siłę… ale……………

podoba mi się schrypnięta barwa głowsu Wiśniewskiego… nie słucham tekstów, nie wczuwam się w słowa… słucham chrypki i jest ok. I wiecie co, nawet jeśli całe „Ich troje” uważam za kicz, za pseudosztukę, za szmirę dla mas (potrzebną ale niekoniecznie na poziomie), to sam Michał, jako człowiek mi się podoba… szczery, czasem wulgarny, czasem wzruszający, prawdziwy… Może to też poza, może udawanie, ale i tak lepsze to niż przesłodzona Górniaczka na przykład.

Jednym słowem słonecznie. Obiecałam sobie, że dalszych odcinków programu nie będę oglądała, bo jednak szanuję swoje nerwy i zdrowie a wszelkie Idole, Big Brothery, Szoły i inne Matoły dopowadzają mnie do konwulsji przedśmiertnych. Ale… Michałowi Wiśniewskiemy chętnie podałabym rękę bo CZŁOWIEK z Niego jest PRAWDZIWY… podałabym chętnie, choć z zamkniętymi oczyma, bo w patrzeniu nie znajduję przyjemności…