licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

czwartek, 26 stycznia 2006

Offca się pyta...

…czy żyję. Jako jedyna kurdelebele, czyżby NIKT za mną tu nie tęsknił??? No to odpowiadam, że żyję, ale mam pracę tak zajmującą, że mi się pisać i wywnętrzać nie chce. I nie mam gg w pracy i nie będę miała i mi tego na razie nie brakuje.

O Smoku będzie…

Smok ma 16 zębów. Nie wiem kiedy, nie wiem jak, ale ma.
Smok przesypia średnio 5 nocy w tygodniu w całości w łóżeczku i budzi się dopiero razem z nami ok. 5:50
Skończyły się problemy z wieczornym usypianiem.
Smok siada na nocniku i siedzi z miną dumną.
Smok sam je ziemniaczki widelcem, inne specjały palcami w ilościach ogromnych.
Z kubka wypija w miarę sprawnie i czasem tylko powoduje mały potop.
Smok wie jak robie piesek, kotek, wąż, miś, krówka, jak również potrafi zlokalizować swoje oko, nos i uszy.
Tańczy przy „Prywatce u Misia Uszatka” kręcąc pupą zupełnie jak mama.
Wieczorem kiedy ścielę sobie legowisko, na wyraźną prośbę przynosi prześcieradło i kołdrę. Skąd ona wie, że To jest WŁAŚNIE prześcieradło?
Pomaga przy ubieraniu „prawa noga, lewa noga, ręce wiwat”
Przed kąpielą na hasło, jakże dyplomatyczne i wychowawcze „Spadaj glisto do łazienki” biegnie jakby sobie chciała nogi połamać.
Sama wkłada czapkę i skarpetki (jak się skupi i wysili).
Posyła całuski i macha na pożegnanie.
Mówi „mama, tata, baba, dziadzia, tu i tam, co to? i używa różnych onomatopei.
Pokazuje o co jej chodzi i czego chce.
Śpi w objęciach z misiem.
Wyrzuca śmieci do kosza na śmieci.
Wyciera zachlapaną podłogę.
Nie chce już siedzieć w swoim foteliku, tylko na dorosłym krześle przy stole.
Czesze się i wie do czego służy szczoteczka do zębów.
Wyciera buzię po umyciu paszczęki.

Oględnie mówiąc Smok jest już DUŻY:)))

niedziela, 22 stycznia 2006

Randka mi się udała...

przednio, nie powiem. La Cantina karmi dobrze, jak zawsze i tylko namówienie samca na zjedzenie krewetek i kalmarów zajęło mi dłuższą chwilę, podczas której kelenr rzucał rozpaczliwe spojrzenia „czy już???”, na które ja odpowiadałam cierpiętniczymi spojrzeniami „pan wybaczy, przekonam Go w końcu.” Przekonałam – smakowało. Za oknem zamarznięte jezioro i białe drzewa i wszystko białe, a wokół nas ciepłe światło świec i cicha muzyka. Ma się ten gust.
Przy stoliku obok kelner przyniósł rachunek w misternym puzderku. Pan, który przed chwilką czule miział Panią po dłoni, otworzył puzderko, spojrzał na rachunek, po czym położył go przed Panią i czekał aż wyjmie z portfela połowę kwoty. Romantyzm zabity przez stan konta:)))
Mój samiec spojrzał na rachunek, włożył do puzderka banknot nie wiem jakiego nominału, podał mi futerko i poszedł przodem, żeby mi otworzyć drzwi i doholować mnie do samochodu, bo kafelki przed Cantiną śliskie były pierońsko. I nawet wyjechał mi z gigantycznej zaspy, żebym nie musiała brnąć przez śnieg niczym polarnik.
Niby nic. Niby pierdółka. Ale to miłe, że chociaż mamy się na codzień, chodzimy na randki i czuję się wtedy jak na tej pierwszej, kiedy facet na paninie pitolił i piłam sok marchwiowy.

wtorek, 17 stycznia 2006

Farby do ceramiki i...

…anielska cierpliwość zaowocowały ręcznie zdobionym Talerzykiem Babci Mały John, Talerzykiem Dziadka Dużego, Talerzykiem Babci Teściuniuniuni i Talerzykiem Dziadka Teściuniuniunia. Uroczyste wręczenie w sobotę i niedzielę.

Pokój u Pietruchy wymalowany w małpę na palmie, żółwia w okularach, motylki, słoneczko i pustynny krajobraz. Byłoby inaczej, ale bez konsultacji ściany pokryto żółcią kanarkową, więc możliwości twórczych poza pustynnych raczej niewiele. Istoty sceptycznie nastawione do rozdziewiczania nowiuteńkiej gładzi i farby zachwyciły się, zachłystnęły, zapowietrzyły, a potem piały z zachwytu. Tak ma być.

W Starej Firmie pożegnano mię kwiatami i tabliczką z wygrawerowanymi życzeniami powodzenia na przyszłość. Kto szczerze życzył wiem, a reszta niech sobie dalej gnije w tym grajdołku. Nasłuchałam się komplementów, wzruszyłam nawet słowami Richarda, postawiłam flaszkę i beztrosko poszłam na saunę.

W Nowej Firmie przywitano mię listą 100 firm, które trzeba obskoczyć. Betka. Dzwonienie zaczynam w czwartek. (Jak się uda to zawitam do Kalosza, a wtedy Offca będziesz mnie MUSIAŁA przenocować, nie ma bata.) Stres i owszem, jest. Minimalny i mobilizujący, ale trochę chwilami łapiący za gardło. Ewelizarda z tłustymi włosami siedząca obok niczym kat nad grzeszną duszą odrzuca wyglądem i sposobem bycia, ale nie takim radę dawano. Podołam.

Pięć godzin przymierzania sukiem ślubnych, wędrowania od salonu do salonu, tłumaczenia jak krowie na rowie zaowocowało decyzją, że ten pierwszy był najlepszy i otóż Cleos znalazła krawcową co jej tę kieckę powalającą uszyje. I wiecie co??? Stałam tak sobie na takim podwyższeniu jak w chamerykanckich filmach, a ta kobita wrzucała na mnie to jedną kieckę, to drugą, to rybkę, to bombkę, to inne jeszcze cudo – a ja tak stałam i patrzyłam sobie nie na odbicie w lustrze tylko na twarz Małego Johna – przeszczęśliwą, że tę biel ślubną zobaczy chociaż na własnej córce. I wiecie co??? Watro czasem być trochę hipokrytką, dla tego spojrzenia właśnie. Ostateczne decyzje kreacyjne podjęte, nie będę wydziwiać – uszyję to, co wybrałam dawno temu i niech sobie gadają. A dla Smoka i Igulca kupiłam sukienki różowe okropnie – w końcu będą szły z kwiatkami przed nami, nie??? To niech księżniczki mają!!!

Zbieram się w sobie. Podejmuję różne decyzje. Czasem ryzykowne, czasem oczekiwane od dawna. Zmieniam, poprawiam, naprawiam. Ten rok będzie dobry:))) Żeby tak jeszcze tylko w totka trafić. Albo podwójną kumulację (dla tych co znają dowcip). No nie, żartuję, niech sobie kobiecina żyje.

Pójdę już, bo co tu będę tak sama siedziała…

wtorek, 10 stycznia 2006

O Ś W I A D C Z E N I E

Niniejszym oświadczam będąc w pełni zdrowa na ciele, na umyśle niekoniecznie, że blog przez jakiś czas będzie leżał odłogiem, a gadu-gadu zapomni jak wygląda funkcja „aktywny użytkownik”, gdyż ponieważ zmieniłam pracę i robię dobre wrażenie.
Szanownych czytelników chcących się ze mną skontaktować proszę o emilki lub telefony na komórkę po godz. 16.30, bo w NOWEJ PRACY telefonów prywatnych też na razie nie odbieram.
Kwiaty i gratulacje proszę przesyłać na adres domowy.
To tyle.
Pa
Cmoki jak smoki
I trzymać mi tu kciuki kurdebele:)))

piątek, 6 stycznia 2006

W skrócie po netowym drucie...


Teściuniuniunie wynosząc starą wersalkę zablokowały się na półpiętrze, gdzie tkwiły ponad godzinę. Dobrze im tak.

Sylwester w konwencji kinderbalu udał się przednio. Balety do 5 nad ranem, zaowocowały tańcami ze Smokiem, wygrzmoconą (solo przez mła) butlą wina czerwonego słodkiego, brakiem zawiania tudzież chociaż kaca, sztucznymi ogniami i zadowoleniem.

Herman się oswaja. Biega po mnie wieczorami, smyra ogonem po karku. Dostaję gęsiej skórki bynajmniej nie z obrzydzenia. Zboczenie? Lubię smyranie, co ja na to poradzę???

Sala weselna załatwiona, grajek kościelny umówiony, obrączki wybrane, zaproszenia podobnie. Wszystko w 5 dni Nowego Roku. Jak tak dalej pójdzie mogę wychodzić za mąż zaraz wracać za miesiąc.

Pietruszka na ostatnich nogach w 9 miesiącu ciąży skacze po krzesłach i myje okna po upapraniu kurzem ze szlifowania gładzi gipsowej. Tej pani gtratulujemy pomyślunku.

Za dwa tygodnie moje pierwsze zlecenie artystyczne. Maluję pokój dziecięcy u Pietruchy właśnie. Wizja już jest, a kasa z tego będzie jakaś być może.

Wszystko idzie ku lepszemu. To się zmienia, tamto przemija, coś robi change of the wind i inne takie. Nowy Rok proszę Państwa upłynie mi pod znakiem przemian niekoniecznie duchowych. Duchowo jestem constans.

poniedziałek, 2 stycznia 2006

Wyglądaliśmy jak...

…Flip i Flap, Tom i Jerry, King Kong i ta jego blondyna, Godgilla i Krecik. On ponad 2 metry wzrostu, ja moje nędzne 164 cm jak się bardzo wyprostuję. On potężny z szerokimi barami, ja no może niekoniecznie drobniutka, ale umówmy się, że nie herodbaba. On w każdą możliwą stronę wielki, ja wielka tu i tam i duchem na pewno, ale reszta w normie. Ogólnie Eustachy I Wielki jest ogromny. Przy nim ja Cleos I Wspaniała jestem drobniutka niczym pisklę. Eustachy jest Bałwanem, ale to nic, bo w końcu w moim otoczeniu bałwanów, baranów i innych takich od dostatkiem. Eustachy przyprawił mnie o zakwasy w nogach, po skakaniu po śniegu i brnięciu przez zaspy. Eustachy spowodował również całkowite zamoczenie spodni/skarpet/rękawiczek/butów moich jak również rękawiczek Smoka, która w końcu zrzuciwszy ręczne odzienie, wygładzała eustachowy brzuch. Eustachy łagodził obyczaje, bo wszyscy przechodnie nas zaczepiali i życzyli szczęśliwego nowego roku i pytali, czy nam pomóc wkładać gigantyczną głowę Eustachego na gigantyczny korpus. Eustachy jest ogólnie gites, jak mówi Who.

Cleos: (do Grzecha, kulając wielką śniegową kulę) Głupia jestem co? Bałwana mi się zachciało.
Grzech: Owszem. Kosmicznie, ale Cię taką kocham.

No ja myślę.

Na zakończenie dowcip roku:
Moje Teściuniuniunie, które dokładnie 9 dni temu cierpiały na taki brak gotówki, że nie mogły kupić prezentów gwiazdkowych i uskuteczniły cyrk prezentowy bez prezentów, JUTRO KUPUJĄ ROGÓWKĘ.
Nie mam więcej pytań.