…czy żyję. Jako jedyna kurdelebele, czyżby NIKT za mną tu nie tęsknił??? No to odpowiadam, że żyję, ale mam pracę tak zajmującą, że mi się pisać i wywnętrzać nie chce. I nie mam gg w pracy i nie będę miała i mi tego na razie nie brakuje.
O Smoku będzie…
Smok ma 16 zębów. Nie wiem kiedy, nie wiem jak, ale ma. Smok przesypia średnio 5 nocy w tygodniu w całości w łóżeczku i budzi się dopiero razem z nami ok. 5:50 Skończyły się problemy z wieczornym usypianiem. Smok siada na nocniku i siedzi z miną dumną. Smok sam je ziemniaczki widelcem, inne specjały palcami w ilościach ogromnych. Z kubka wypija w miarę sprawnie i czasem tylko powoduje mały potop. Smok wie jak robie piesek, kotek, wąż, miś, krówka, jak również potrafi zlokalizować swoje oko, nos i uszy. Tańczy przy „Prywatce u Misia Uszatka” kręcąc pupą zupełnie jak mama. Wieczorem kiedy ścielę sobie legowisko, na wyraźną prośbę przynosi prześcieradło i kołdrę. Skąd ona wie, że To jest WŁAŚNIE prześcieradło? Pomaga przy ubieraniu „prawa noga, lewa noga, ręce wiwat” Przed kąpielą na hasło, jakże dyplomatyczne i wychowawcze „Spadaj glisto do łazienki” biegnie jakby sobie chciała nogi połamać. Sama wkłada czapkę i skarpetki (jak się skupi i wysili). Posyła całuski i macha na pożegnanie. Mówi „mama, tata, baba, dziadzia, tu i tam, co to? i używa różnych onomatopei. Pokazuje o co jej chodzi i czego chce. Śpi w objęciach z misiem. Wyrzuca śmieci do kosza na śmieci. Wyciera zachlapaną podłogę. Nie chce już siedzieć w swoim foteliku, tylko na dorosłym krześle przy stole. Czesze się i wie do czego służy szczoteczka do zębów. Wyciera buzię po umyciu paszczęki.
przednio, nie powiem. La Cantina karmi dobrze, jak zawsze i tylko namówienie samca na zjedzenie krewetek i kalmarów zajęło mi dłuższą chwilę, podczas której kelenr rzucał rozpaczliwe spojrzenia „czy już???”, na które ja odpowiadałam cierpiętniczymi spojrzeniami „pan wybaczy, przekonam Go w końcu.” Przekonałam – smakowało. Za oknem zamarznięte jezioro i białe drzewa i wszystko białe, a wokół nas ciepłe światło świec i cicha muzyka. Ma się ten gust. Przy stoliku obok kelner przyniósł rachunek w misternym puzderku. Pan, który przed chwilką czule miział Panią po dłoni, otworzył puzderko, spojrzał na rachunek, po czym położył go przed Panią i czekał aż wyjmie z portfela połowę kwoty. Romantyzm zabity przez stan konta:))) Mój samiec spojrzał na rachunek, włożył do puzderka banknot nie wiem jakiego nominału, podał mi futerko i poszedł przodem, żeby mi otworzyć drzwi i doholować mnie do samochodu, bo kafelki przed Cantiną śliskie były pierońsko. I nawet wyjechał mi z gigantycznej zaspy, żebym nie musiała brnąć przez śnieg niczym polarnik. Niby nic. Niby pierdółka. Ale to miłe, że chociaż mamy się na codzień, chodzimy na randki i czuję się wtedy jak na tej pierwszej, kiedy facet na paninie pitolił i piłam sok marchwiowy.
…anielska cierpliwość zaowocowały ręcznie zdobionym Talerzykiem Babci Mały John, Talerzykiem Dziadka Dużego, Talerzykiem Babci Teściuniuniuni i Talerzykiem Dziadka Teściuniuniunia. Uroczyste wręczenie w sobotę i niedzielę.
Pokój u Pietruchy wymalowany w małpę na palmie, żółwia w okularach, motylki, słoneczko i pustynny krajobraz. Byłoby inaczej, ale bez konsultacji ściany pokryto żółcią kanarkową, więc możliwości twórczych poza pustynnych raczej niewiele. Istoty sceptycznie nastawione do rozdziewiczania nowiuteńkiej gładzi i farby zachwyciły się, zachłystnęły, zapowietrzyły, a potem piały z zachwytu. Tak ma być.
W Starej Firmie pożegnano mię kwiatami i tabliczką z wygrawerowanymi życzeniami powodzenia na przyszłość. Kto szczerze życzył wiem, a reszta niech sobie dalej gnije w tym grajdołku. Nasłuchałam się komplementów, wzruszyłam nawet słowami Richarda, postawiłam flaszkę i beztrosko poszłam na saunę.
W Nowej Firmie przywitano mię listą 100 firm, które trzeba obskoczyć. Betka. Dzwonienie zaczynam w czwartek. (Jak się uda to zawitam do Kalosza, a wtedy Offca będziesz mnie MUSIAŁA przenocować, nie ma bata.) Stres i owszem, jest. Minimalny i mobilizujący, ale trochę chwilami łapiący za gardło. Ewelizarda z tłustymi włosami siedząca obok niczym kat nad grzeszną duszą odrzuca wyglądem i sposobem bycia, ale nie takim radę dawano. Podołam.
Pięć godzin przymierzania sukiem ślubnych, wędrowania od salonu do salonu, tłumaczenia jak krowie na rowie zaowocowało decyzją, że ten pierwszy był najlepszy i otóż Cleos znalazła krawcową co jej tę kieckę powalającą uszyje. I wiecie co??? Stałam tak sobie na takim podwyższeniu jak w chamerykanckich filmach, a ta kobita wrzucała na mnie to jedną kieckę, to drugą, to rybkę, to bombkę, to inne jeszcze cudo – a ja tak stałam i patrzyłam sobie nie na odbicie w lustrze tylko na twarz Małego Johna – przeszczęśliwą, że tę biel ślubną zobaczy chociaż na własnej córce. I wiecie co??? Watro czasem być trochę hipokrytką, dla tego spojrzenia właśnie. Ostateczne decyzje kreacyjne podjęte, nie będę wydziwiać – uszyję to, co wybrałam dawno temu i niech sobie gadają. A dla Smoka i Igulca kupiłam sukienki różowe okropnie – w końcu będą szły z kwiatkami przed nami, nie??? To niech księżniczki mają!!!
Zbieram się w sobie. Podejmuję różne decyzje. Czasem ryzykowne, czasem oczekiwane od dawna. Zmieniam, poprawiam, naprawiam. Ten rok będzie dobry:))) Żeby tak jeszcze tylko w totka trafić. Albo podwójną kumulację (dla tych co znają dowcip). No nie, żartuję, niech sobie kobiecina żyje.
Niniejszym oświadczam będąc w pełni zdrowa na ciele, na umyśle niekoniecznie, że blog przez jakiś czas będzie leżał odłogiem, a gadu-gadu zapomni jak wygląda funkcja „aktywny użytkownik”, gdyż ponieważ zmieniłam pracę i robię dobre wrażenie. Szanownych czytelników chcących się ze mną skontaktować proszę o emilki lub telefony na komórkę po godz. 16.30, bo w NOWEJ PRACY telefonów prywatnych też na razie nie odbieram. Kwiaty i gratulacje proszę przesyłać na adres domowy. To tyle. Pa Cmoki jak smoki I trzymać mi tu kciuki kurdebele:)))
… Teściuniuniunie wynosząc starą wersalkę zablokowały się na półpiętrze, gdzie tkwiły ponad godzinę. Dobrze im tak.
Sylwester w konwencji kinderbalu udał się przednio. Balety do 5 nad ranem, zaowocowały tańcami ze Smokiem, wygrzmoconą (solo przez mła) butlą wina czerwonego słodkiego, brakiem zawiania tudzież chociaż kaca, sztucznymi ogniami i zadowoleniem.
Herman się oswaja. Biega po mnie wieczorami, smyra ogonem po karku. Dostaję gęsiej skórki bynajmniej nie z obrzydzenia. Zboczenie? Lubię smyranie, co ja na to poradzę???
Sala weselna załatwiona, grajek kościelny umówiony, obrączki wybrane, zaproszenia podobnie. Wszystko w 5 dni Nowego Roku. Jak tak dalej pójdzie mogę wychodzić za mąż zaraz wracać za miesiąc.
Pietruszka na ostatnich nogach w 9 miesiącu ciąży skacze po krzesłach i myje okna po upapraniu kurzem ze szlifowania gładzi gipsowej. Tej pani gtratulujemy pomyślunku.
Za dwa tygodnie moje pierwsze zlecenie artystyczne. Maluję pokój dziecięcy u Pietruchy właśnie. Wizja już jest, a kasa z tego będzie jakaś być może.
Wszystko idzie ku lepszemu. To się zmienia, tamto przemija, coś robi change of the wind i inne takie. Nowy Rok proszę Państwa upłynie mi pod znakiem przemian niekoniecznie duchowych. Duchowo jestem constans.
…Flip i Flap, Tom i Jerry, King Kong i ta jego blondyna, Godgilla i Krecik. On ponad 2 metry wzrostu, ja moje nędzne 164 cm jak się bardzo wyprostuję. On potężny z szerokimi barami, ja no może niekoniecznie drobniutka, ale umówmy się, że nie herodbaba. On w każdą możliwą stronę wielki, ja wielka tu i tam i duchem na pewno, ale reszta w normie. Ogólnie Eustachy I Wielki jest ogromny. Przy nim ja Cleos I Wspaniała jestem drobniutka niczym pisklę. Eustachy jest Bałwanem, ale to nic, bo w końcu w moim otoczeniu bałwanów, baranów i innych takich od dostatkiem. Eustachy przyprawił mnie o zakwasy w nogach, po skakaniu po śniegu i brnięciu przez zaspy. Eustachy spowodował również całkowite zamoczenie spodni/skarpet/rękawiczek/butów moich jak również rękawiczek Smoka, która w końcu zrzuciwszy ręczne odzienie, wygładzała eustachowy brzuch. Eustachy łagodził obyczaje, bo wszyscy przechodnie nas zaczepiali i życzyli szczęśliwego nowego roku i pytali, czy nam pomóc wkładać gigantyczną głowę Eustachego na gigantyczny korpus. Eustachy jest ogólnie gites, jak mówi Who.
Cleos: (do Grzecha, kulając wielką śniegową kulę) Głupia jestem co? Bałwana mi się zachciało. Grzech: Owszem. Kosmicznie, ale Cię taką kocham.
No ja myślę.
Na zakończenie dowcip roku: Moje Teściuniuniunie, które dokładnie 9 dni temu cierpiały na taki brak gotówki, że nie mogły kupić prezentów gwiazdkowych i uskuteczniły cyrk prezentowy bez prezentów, JUTRO KUPUJĄ ROGÓWKĘ. Nie mam więcej pytań.