licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

sobota, 31 marca 2012

Potrzebna mi...

…lampa! NATYCHMIAST!!! W tej wurwa chwili!

Kiedy mam w Narni taką zapierduchę, jak w tej chwili za oknem, kiedy mi gałęzie na łeb spadają w drodze powrotnej od mechanika, kiedy moje pięknie umyte szyby przez osmozę prawdopodobnie wsysają syf z gradu i deszczu…

…wtedy siedząc przed szatalugami NIC WURWA NIE WIDZĘ! Ciemno jak w dupie u sudańskiego palacza. Kolory się robią inne niż faktycznie są, cienie się kładą gdzie nie trzeba, nic nie jest takie jak mi potrzeba i szlag mnie nagły jasny trafia. Oraz wścieklica macicy.

Dlatego potrzebna mi lampa. Do mocowania na wysięgniku czy innym stojaku, jak u fotografa, z jakimś zaczepem czy innym klipsem. Dająca ciepłe światło, które nie będzie wciskało mi kitów w kwestii kolorów. Taka, żeby świeciła znad mnie po skosie, żeby mi się cień własnej czaszki tudzież cycka nie kładł na obrazie. Potrzebna od zaraz, a to znaczy, że nie powinna również dużo kosztować, a w zasadzie powinna być najlepiej albo za darmo albo na raty. Może być używana nawet, wsio mi ryba. Bo jak sobie jeszcze raz nałożę kolor, a potem wyjdzie słońce i się okaże, że mogę go sobie w odwłok wsadzić razem z całą tą płytą HDF, co to na niej maluję, to blog mi świadkiem, że wyjdę na balkon i będę wrzeszczeć histerycznie, aż mnie zamkną w jakimś wariatkowie. Jest szansa, że nawet tam się nie zamknę. A Diaboła nie ma i nie będzie więc nie ma mnie kto przed tym balkonem powstrzymać.

Ja wiem, że to czytają Derektor Grzywka i Grabarka od czasu do czasu. To kurna myślcie o mnie czule i ciepło i wymyślcie coś zanim mnie krew zaleje! Ładnie proszę…?!?!?

czwartek, 29 marca 2012

Gadamy na gadu...


Obsi 20:44:14
wczoraj o 1 w nocy znajomy wyslal mi przez pomyłke smsa
Obsi 20:44:25
„no czekam na to zdjęcie spod prysznica”
Obsi 20:44:35
no to wstałam wurwa z łóżka
Obsi 20:44:40
poszłam do łazienki
Obsi 20:44:50
i zrobiłam zdjęcie baterii łazienkowej
Obsi 20:44:53
i poslałam mu
Obsi 20:45:07
ponoć nadal nie ma siły o niczym innym mysleć
Cleos 20:45:34
zaplułam ekran
Cleos 20:45:43
oraz zignorowałam Diaboła jak cos do mnie mówił
Cleos 20:45:46
rechot mi nie przechodzi
Obsi 20:45:49
dobre nie ;)
Obsi 20:46:20
dzis mi rano napisał że czegoś takiego żadna baba mu nie zrobiła

Normalność mi raczej nie grozi:)

poniedziałek, 26 marca 2012

Diaboł...

…zobowiązał się temu Smoku, że będzie czytał Jej na dobranoc Biblię, którą nieświadomy niczego Smok pożyczył ze szkolnej biblioteki.

Klękajcie narody.

piątek, 23 marca 2012

Odwiedziłam...

…Nową. Na po raz trzeci zadane pytanie „wracasz do nas”, pomyślalam sobie najpierw, że robi mi się ciepło na sercu i duszy, a zaraz potem, że nigdy w życiu. A jak mi Ojciec Derektor (ten co się z Nim nie przepadałam) wyjechał, że „tęsknimy za panią”, to opcje są dwie, albo się naprał z rana wódką, co to ją trzymają w lodówce, albo coś jest na rzeczy.
I z premedytacją nie poszłam sięprzywitać z Messerschmidtem.  Nie mam przyjemności jej oglądać ani słuchać i wreszcie nie muszę udawać, że jest inaczej. Pewnie mi tyłek obrobi.
Fajnie było  znowu Ich zobaczyć:)

czwartek, 22 marca 2012

Mózg mi się...

…zlasował, potem uległ wyprostowaniu, a potem wyparował uszami. Matkokochano co za dzień!
Się dzieje.

Są też średnio dobre wiadomości. Z moim niepoprawnym optymizmem nie powiem przecież, że złe też są. No kurna nie powiem i już. Więc są średnio dobre i będziemy nad nimi pracować, żeby się jednak doszukać w nich czegoś pozytywnego.
Oraz po raz kolejny przekonałam się, że Prawdziwy Przyjaciel o nic nie pyta, nie ocenia, nie prawi kazań tylko JEST. I jeszcze posyła SMSa „Zawsze pamiętaj, że masz mnie.” I gula w gardle, sklonowane chomiki, kluska, czy tam inna pyza.
I miło, kiedy w odpowiedzi na @, całkiem zwykłego czytam „Muchos gracias Bella”, kiedy ktoś mówi „you are amazing”, albo na przykład „you made the impossible” albo coś w ten deseń. Od razu się człowiekowi chce. Chce cokolwiek, nawet jeśli to proste, zwykłe, niewymagające cudotwórstwa czynności. Nikt mi nie powie, że pozytywna motywacja słowem jest mniej cenna niż wszystkie premie świata. Bo nie jest. Tym bardziej, kiedy rozmawiam z Dawnymi Ludkami i słyszę, że w Nowej nadal nic się nie zmieniło, nadal ten sam marazm, zawiść, bagienko, błotko i taplają się w tym wielbiciele własnego  podejrzanie żałosnego ego. Przykro tylko, że wraz z nimi całe stado ludzi, którzy mogliby WSZYSTKO, gdyby im tylko na to pozwolić, a nie trzymać krótko przy mordach.
I tu po raz kolejny nasuwa się myśl, że Prawdziwi Przyjaciele to najlepsze, co może człowieka w życiu spotkać. Nie jestem pewna, czy jest coś (wykluczamy z tej wyliczanki dzieci własne, nawet te najbardziej wkurzające, bo wiadomo dzieci się kocha bezwarunkowo) lepszego, ważniejszego, bardziej wartego pielęgnowania.
A propos dzieci – moje właśnie projektuje okładkę do ulubionej bajki. Na konkurs. I prosz, niech ktoś zgadnie co to za bajka. Sama się zdziwiłam, że to nie „Toy Story”, albo inny „ossztatni mleczszyk tej w jeśszsieni.” Bo otóż, nie.
Że o wczoraj popełnionym robocie z kartonów nie wspomnę. Z uporem maniaka konstruuje tego robota/kosmitę, dorabia ręce, nogi, wymyśla głową to w pionie, to w poziomie. Trza mieć anielską cierpliwość do tego zapału doprawdy.

niedziela, 18 marca 2012

Nie umiem...

…do wuja wafla wymieszać odpowiedniego koloru. Trzeci raz pokrywam tą samą powierzchnię jakimś odcieniem, który nie w dupę, ni w oko nie przypomina tego, co chcę osiągnąć. Więc to, że się lekko irytuję jest doprawdy bardzo dyplomatycznie powiedziane.

Za to zaczęłam sezon balkonowy. Wystawiłam fotele i wczoraj już pogrążyłam się w lekturze i piłowaniu paznokci. A Jasiek z Małgośką jeszcze siedzą na gałęzi i gapią się w karmik, jak sroki w gnat – może im jednak jeszcze nasypię żarcia.

I wracam do formy pochłaniając jedną książkę w jeden dzień. Może ten rok nie będzie taki ubogi w książki przeczytane. Bo, że w filmy ubogi nie będzie, to było do przewidzenia. Tym bardziej, że Diaboł odkrył
które zasysnęliśmy jednym tchem niemalże. Jakaż szkoda ach jakaż, że na sezon drugi muszę czekać do kwietnia. Że o innych sezonach, przez Kate psajami oglądanych onegdaj nie wspomnę.

Jednym słowem wiosna panie. Zrobiłam porządek w smoczych szafach. Powinnam też zrobićw swoich, ale czy mi się chce?
Mniej więcej tak samo, jak Diaboło wi robić wylewkę. Siedzi i nie wiem co czyte/przegląda, ale na pewno wszystko, byle tylko nie udać się do gabinetu w celu sprzątniecia terytorium robót budowlanych. Tak to.

APDEJT:
MAM WURWA TEN KOLOR!!!

czwartek, 15 marca 2012

Tak się uśmiałam...

…z kawałów opowiadanych przez Azazela, że na pewno mam nowe zmarszczki. I zaraz jak tylko wróciłam do siebie zadzwoniłam do MJa, żeby Jej opowiedzieć kawał o blondynce i Fancie.
MJ: I ty po to do mnie dzwonisz córcia?
Cleos: No, a co?
MJ: Oj gupia ty gupia ty:)))

Ale było słychać, że Jej się gęba przy słuchawce cieszy.

Za to jak zaparkowałam pod Dużym i już wysiadłam ze Smerfiny, i zobaczyłam te żyletki z przodu i z tyłu, to doprawdy byłam z siebie dumna. Biorąc po uwagę, że mam w samochodzie problem z prawidłowym ocenieniem odległości przy parkowaniu, mógł to być równie dobrze przypadek. Wolę jednak myśleć, że taka jestem genialna również w innym zakresie.

Ambitny plan na weekend obejmuje przegląd ciuchów smoczych (z przeznaczeniem dla Haniuta), maszkarony grabarkowe oraz wylewkę w gabinecie. Gdyby mi się tak chciało, jak mi się nie chce…

Z wielkim smutkiem pożegnaliśmy garderobę w przedpokoju, na rzecz powitania uszczelki w Smerfinie. Niby mała rzecz, a cieszy. Ale jakoś niekoniecznie.

środa, 14 marca 2012

Z SMSa...

…od Who:
„Wychodzi na to, że jesteś genialna. Matko jak mi Ciebie na tym zmywaku brukuje.”

Pomińmy milczeniem, że jeśli Who brukuje zmywak, to jednak pomimo Jej wrodzonej klasy mogą Ją zwolnić.

Call me Mista Lova Lova Mista boombastic ich bin fantastic!

niedziela, 11 marca 2012

Dwie godziny...

… DWIE. Słownie: DWIE w mordę jeża. Upinałam i oblewałam się potami na drabinie. Ze strachu, bo wysokość drabiny to jest coś ponad możliwości  Cleosi. I trzeba z każdym wchodzeniem i schodzeniem pokonywać uczucie kluski w gardle i miękkich kolan.  Ale upięłam. Efekt jest zastanawiająco-zadziwiający. Diaboł poproszony o wbicie gwoździa powiedział „you must be kidding”, ale nie, nie żartowałam. Wbił. I wiszą. Wreszcie.

Czas na garderobę w przedpokoju.

sobota, 10 marca 2012

Smok upiekł...

…ciasto. Ja pomalowałam ramki na zdjęcia i zrobiłam obiad. Diaboł wytrze podłogę w przedpokoju i powinniśmy sięwyrobić ze wszystkim zanim Spaniel z Rodziną nadciągnie.

I jeszcze zakupiłam szmaty na okna w sypialni. Czeka mnie 30 metrów obszywania. How sweet.

piątek, 9 marca 2012

Opanowanie...

… na mistrzowsko. Trzymanie mordy na kłódkę na mistrzowsko. Cierpliwość na mistrzowsko.
Nie wyszłam trzesakjąc drzwiami. Nie odpowiadałam opryskliwie i niegrzecznie. Nie wdawałam się w dyskusje. Nie kłóciłam się.
Bloże jakaż jestem fątastyczna.

Wróciłam do domu, a Oni sprzątają. Smok zasuwa z pronto i ściereczką, Diaboł z odkurzaczem. „Już tutaj wytarłam mamusiu, możesz sobie usiąść i odpocząć.” Mam najlepsze dziecko w galaktyce. I chłopa. Poza tymi momentami, kiedy doprowadzają mnie do wścieklicy macicy. Ale dziś stanęli na wysokości zadania. „Bo taka byłaś zdenerowana mamusiu, że myślałam, że cię wyręczę.”

czwartek, 8 marca 2012

Czy tylko ja...

…uważam, że karmienie piersią prawie trzyletniego, albo i czteroletniego dziecka jest dziwaczne/nierozsądne/chore?

Albo, że poród to nie żadne mistyczne przeżycie, tylko cytując autora scenariusza jednej z kultowych komedii „wyciskanie przedmiotu wielkości arbuza, przez otwór wielkości cytryny.”

Albo, że mogę się spokojnie czesać w irokeza.

Ale na pewno tylko ja uważam, że dzisiejsza impreza była lekko nadęta, lekko nudnawa, lekko saraawa, a jak trio smyczkowe po raz trzeci zagrało „Ostatnią niedzielę”, to myślałam, że będę wyła do księżyca.

Oraz, że to stado szarych myszy nie było interesujące – poza dwoma egzemplarzami może.

Samego rozkwitania Moje Panie. Chociaż standardowo sama nie obchodzę i obchodzenia nie wymagam/oczekuję, to obchodzącym z całego kamienia sercowego życzę:)

środa, 7 marca 2012

Poszukałam...

…posznupałam, trochę poszukał Diaboł i o proszę tak gra, Dyrektor Techniczny w Najnowszej. Oraz dla wytrwałych tak. Twórczości drugiego Jego zespołu jeszcze nie znalazłam. Ale to tylko kwestia czasu. Taki ziomek od Nergala. Hesus. I bądź tu człowieku normalny z takimmi współpracownikami:)

niedziela, 4 marca 2012

Umyłam kafelki...

…w łazience. WSZYSTKIE. Kto widział cleosiową łazienkę, ten może sobie wyobrazić jak się teraz czuję.

Pałacu się kurna Majestatowi zachciało!
Fuck.

sobota, 3 marca 2012

Przyszła ekipa...

…z administracji, żeby wymienić rury z gazem. Lubię zapach ciętego kątówką metalu.
W Narni taki widok, że dech zapiera. Mogłabym godzinami patrzeć w okno. Uwielbiam ten widok, o każdej porze roku.
Na „Rzezi” zasnęłam. Ale to ewidentnie wynik padnięcia pomisiowego i wypitego piwa.

Jakie to miłe, kiedy dzwonią chłopaki z Nowej i mówią „Kleoś jaka szkoda, że ciebie tu niy ma. Niy mosz dziołcha pojencia jako szkoda. I te główne elektryki sie o ciebie pytajom też, nic ino ‘A kaj jest pani Kleosia’, ni ma z kim tańcować i pogodać.” Znaczy seminarium tegoroczne z towarzyskiego punktu widzenia udało się średnio. Zrobiło mi się ciepło w okolicy kamienia sercowego. I mam obiecane, że zadzwonią, jak będą robić imprezę z golonką i wódką.
No to idę do niemieckiego.
APDEJT:
Sposób na Diaboła…
Bierzemy Winiary pomysł na zapiekankę ziemniaczaną z kiełbasą i cebulką. Czytamy przepis na odwrocie opakowania. A potem robimy zupełnie inaczej, bo
a) mamy w zamrażarce wieprzowinę, która jeszcze chwila i osiągnie wiek mrożonego mamuta,
b) nie mamy w domu kiełbasy
c) mamy ochotę na makaron.
Makaron świderki podgotowujemy 5 minut. Wrzucamy do  naczynia żaroodpornego. Wieprzowinę kroimy w kostkę, doprawiamy czym popadnie – mnie popadło czosnkiem, solą, pieprzem, oregano i pieprzem cayenne. Smażymy. Wrzucamy na makaron. Robimy sos z przepisu, ale podwójnie, bo lubimy jak nam pływa wszystko na talerzu. Zalewamy zawartość naczynia żaroodpornego.
Wstawiamy na 150 stopni i 25 minut do piekarnika.
A potem danie na talerzu wygląda jak kupa w trawie, cuchnie nieludzko, ale Diaboł po wchłonięciu oświadcza „Po takim obiedzie, to się od roboty nie wymigam – sumienie by mi nie pozwoliło.”
I o to chodzi.
W końcu okno w gabinecie będzie otynkowane.
APDEJT II:
Tańcujemy z Diabołem do Jessie J,  tak wiecie, z rżnięciem głupa.
Diaboł: (patrząc na mnie) O kurna teraz wiem, jak wyglądam, jakrobie „Saturday night” live.
No racja. A w kompie mija Mu błogosławieństwo Ancelona. Na Nos Tale. Taki nowy świr. Ale powiedział, że nie wyloguje, bo tańczy teraz.  Mówiłam, że się chłop uwstecznia, ale słuchać nie chciał. Pokiwał tylko głową znad czasoprzestrzeni.
Tymczasem Obsi zaczyna snuć podejrzenia, że jesteśmy tajnymi posiadaczami tajnej winnicy. Takiej, o której sami chyba nie wiemy. Wszystko dlatego, że co z Nią rozmawiam to jestem na rauszu. Umówmy się (to dla sądu rodzinego specjalnie), że nie jest to nagminne, ale jednak. A potem poprawiam literówki trzy razy zanim poślę wiadomość na gadu.
Jest 8 minut po północy. A my tu snujemy od czterech godzin rozważania teoretyczne,  i praktyczne, i hipotetyczne na tematy takie, że nie jestem pewna, czy chcę je jutro pamiętać.
To se chyba pójde zatańczyć.

piątek, 2 marca 2012

Szczyt mojejwysokościowości...

…siedzieć w wannie, w kąpieli z pianką, z książką w dłoni, podczas kiedy Diaboł  zasuwa dookoła z mopem.

Szczyt blądowatości
urządzić histerię pod świetlicą Misiów, że mi się „ZNOWU BAGAŻNIK ZACIĄŁ I SIĘ NIE ZAMYKA NIECH MNIE KTOŚ RATUJE” i zreflektować się dopiero na czyjeś nieśmiałe „Pani Cleosiu, ale ma pani drzwi kierowcy otwarte dlatego się ta lampka świeci.”

Szczyt oswajalności
Posprzątać chomika uprzednio przenosząc go W DŁONI do pudełka, a nie goniąc klnąc upiernie po klatce w celu owego zapudłowania.

Szczyt zdechłości
Siedzę, obijam się, a stopy BOLĄ.