…relację z Krytycznego Dnia „M”.
8.00 – fryzjer.
Za oknem skwar. Dziewczyny fryzjerki kręcą się jak frygi zadziwione brakiem zdenerwowania ze strony Przyszłej Żony vel Panny Młodej. Na fotelu obok Kobieta, która wydaje córkę za mąż dostaje spazmów, ataków przedśmiertnej skrętnicy i innych. Cleos – NIC.
11.30 – wizaż
Za oknem upał nieludzki. Przyjeżdża Wizażystka Agniecha. Pijemy kawkę/herbatkę/soczki, klachamy o pierdołach. Śliwkowo-srebrzyste oczy, megadługie rzęsy. Smok litościwie śpi dając nam czas na robienie się na bóstwa.
12.45 – Rodzice
Za oknem gorąco. Jedziemy ze Smokiem i Nianią A. do Małego Johna i Dużego. 198354834756 toreb, torebek, pakuneczków. Mały John wije się ze zdenerwowania. Biedaczka od trzech tygodni źle sypia, nie je, nie piije, a chodzi i marudzi, że jedyną córkę za mąż wydaje. Ratynku. Cleos – stoicki spokój.
13.15 – ubieranie
Włożyłam tę kieckę, dopięłam gorset, spojrzałam za okno – SZLAG MIĘ TRAFIŁ – ULEWA. Deszcz wali jak w pasie równikowym, ulice zamieniły się w rwące potoki. Super.
13.30 – Grzech
Przyjechał. Deszcz leje. Przywiózł kwiaty. Deszcz dalej pada. Łazimy po domu w tę w spowrotem dostając wścieku macicy, bo TEN DESZCZ CHOLERA.
13.40 – wyjazd
Limuzyna pod oknami. Czarna, zabytkowa. Elka I nią jeździła. Deszcz siąpi. Wychodzimy. Tragicznie nie jest, ale zdjęcia w plenerze stoją pod znakiem zapytania. Jedziemy.
13.50 – Kościół.
Podjeżdżamy. Za oknami samochodu słońce. JohnnyB uśmiecha się zza obiektywu. Nasz etatowy fotograf kiwa głową na powitanie. W tylnej nawie kościoła Ci, Którzy Są Nam Bliscy. Nie widać mojej Teściuniuniuni. Nie ma jej. Stoimy,czekamy na znak-sygnał. Wkoło dużo uśmiechów, życzliwych twarzy i pozytywnych fluidów. Smok przyklejony do Niani A. jednak nie pójdzie przed nami z Igulcem – wystraszył się. Z lewej Tofika, z prawej Who, między ciotkami i wujkami szczerzą się w uśmiechach. Kochane. Grzech dalej nie znajduje swojej matki, tylko ojciec czai się gdzieś w 3 rzędzie gości.
Znak-sygnał, Krzych daje czadu na fortepianie. Idziemy. Przy ołtarzu Iwa – pieknie wygląda i uśmiecha się.
Beznadziejne kazanie, skierowane głównie do Grzecha z nadzieją na nawrócenie. Ksiądz pierdaczy coś, że jest rozwiązły i musi sobie buta zawiązać. NIkt nie łapie „żartu”. Grzehc szepcze, że Teściuniuniunia dotarła – w połowie mszy.
Przysięga – coś mnie ściska w gardle, ale twarda jestem na bok się czeszę. Grzech się uśmiecha, jakby chciał powiedzieć „teraz jesteś popluta, zaklepana na amen”. Fletnia pana wygrywa cudną melodię. Krzych się postarał. „Idźcie ofiary spełnione” i marsz weselny brzmi i unosi kopułę kościoła.
14.40 – życzenia
Słońće świeci. Tłum ludzi. Rzucanie ryżem, który wpada mi za dekold. Wszyscy mówią o miłości i dużej liczbie dzieci – ja was prooooszę sami sobie ródźcie. Teściuniuniuni nie widać. Moja wychowawczyni z podstawówki składa nam życzenia i głos Jej drży. Who się popłakała i wyręczyła córką we wręczaniu kwiatów – kochana. Moi Rodzice, Przyjaciele, Rodzina, Znajomi Grzecha. Na prawie samym końcu Teściuniuniunia – motyw przewodni tego dnia – „czego ci mogę życzyć, no żeby było jak teraz”. Bez cmokania w policzek.
15.40 – sala
Obiad. My, obok nas świadkowie, dalej Rodzice. Mały John puszący się z dumy i Teściuniuniunia z rękami założonymi na piersi i miną pt: „Jest dupiato i nic mi się nie podoba”. Cięgle życzenia, uściski, gorzko, gorzko i te sprawy.
Pierwszy taniec – Elvis śpiewa, walc się walcuje.
17.00 – zdjęcia
Co Wam będę pisać, jak się zrobią to roześlę. Było romantycznie pod drzewkiem w parku, na drewnianym mostku, na ławeczce. Potem było awangardowo na torach kolejowych, z koparkami i ciągnikami, na ruinach i zgliszczach.
19.00 – WEEEEESEEEEEEELEEEEEEEEEEE
JAAAAAZZZZDAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!
No to tak… Były tańce na stole, i „Jedzie pociąg z daleka”, macarena, konkurs tańca dla panów, walce, Abba, hiciory z playlisty, DJ Wałek dawał czadu. Hofiś wybił mi bark, ale na szczęście kolo 3 nad ranem, więc już nie musiałam być jakoś wyjątkowo sprawna. Wytańcowałam się z Dużym za wszystkie czasy. I nawet Mąż Nr 1 ze mną zadensował. Mąż aktualny też wywijał, aż się wszyscy pytali jakim zielskiem go nafaszerowałam przed weselem. Ostatnich gości pożegnaliśmy przed 5.00 a do domu wróciłam co prawda taksówką, ale za to boso, bo buty zrzuciłam koło 3.00 – a co!!!
A teraz gwóźdź wieczoru!!!!!
Co zrobiła na weselu Teściuniuniunia Cleosi!!!!
Otóż najpierw zrobiła awanturę Grzechowi nie wiem o co, bo mi nie chce powiedzieć.
A potem o 21.00 pojechała do domu, bo cytuję: „Pies został w domu sam i mu smutno, a mnie głowa boli”.
Pierdu pierdu.
W rankingu posiadania teściowych burych suk wyforsowałam się znacznie przed Inkę.
Wiecie co???
Jestem żoną i fajnie mi z tym:)))