licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

sobota, 31 grudnia 2011

Jak mnie...

…wpienia roszcząco-nakazująca postawa Dużego, który nie prosi, nie pyta „czy możesz”, tylko „zrób, znieś, przyjdź, przykręć.” No kurwa i musisz lecieć człowieku na złamanie karku, zostawiać wszystko i gnać, mało nóg nie połamiesz, bo „przynieś mi.” I dobra, pomaga mi, jest na każdą prośbę, spełnia zachcianeczki córeczki, ale mógłby od czasu do czasu powiedzieć „proszę” i „dziękuję.” Korona by Mu z wielkopańskiego łba nie spadła i żyłka w dupie nie pękła. I ja wiem, że On się za mnie pokroić da i na uszach stanie, żeby dzieciąteczku zrobić dobrze, ale łojezu! No jak mnie to wpienia!
Do tego spotkałam dzisiaj chyba w aptece Tatę Marchwiaka i nie poznałam chłopa, przez co nie powiedziałam Mu „dzień dobry”, przez co z kolei czuję się jak cham bez szkoły. Najchętniej zadzwoniłabym i przywitała się po czasie przez telefon. Nie lubię takich sytuacji. Jak Marchwiaku będziesz się widziała z Tatą, to Mu powiedz, że to byłam i ja i że ja Mu „dzień dobry”.
Diaboł organizuje Sylwestra. Poszedł do sklepu, przyniósł chipsy, wafelki, dwa piwa, wino, żoładkową gorzką – fuj. Postał w przedpokoju, postał.
D: Cleoś, idę do sklepu jeszcze raz. Zapomniałem szampana.
Niech mnie ktoś przytuli.
Poszedł. Wrócił.
D: Panie w sklepie mnie zbluzgały, jak im powiedziałem, że skleroza nie boli i szampana zapomniałem, to nie mogły uwierzyć, że najważniejsze mi umknęło.
No ja mogę.
W planie jest nie wiem co, bo Diaboł organizuje Sylwestra, a póki co rżnie ze Smokiem w Nos Tale. Przy czym Smok biega po chałupie z okrzykiem „Mamo, mamo to jest najlepszy dzień w Nos Tale, bo dzisiaj! w Sylwestra! dostałam drugiego pomocnika i mogę mieć teraz dwa zwierzątka.”
Nie kumam euforii, ale nic to – widocznie to coś wyjątkowego.
Podsumowania?
Nie chce mi się.
O, na dobry koniec Starego Roku skończyłam obraz. Wreszcie, bo jeszcze chwila i pajęczynami by porósł.
Postanowienia?
4 do 5 kg w dół. Nie ma siły – muszę.
Reszta jakoś się sama ukula.
A to oznacza, żadnego pieczywka, żadnej paniereczki, kluseczek i ziemniaczków.

A poza tym co?
Jutro Koncert Noworoczny z Wiednia i łyżwy z Obsi i Marti. I otóż dla potomności: na tym koncercie to ja kiedyś będę osobiście w Wiedniu. I na łyżwach nauczę się jeździć.

piątek, 30 grudnia 2011

Zakupiłam...

…wczoraj ozdoby choinkowe na PRZYSZŁY ROK. Czy ktoś mnie może pierdyknąć szpadlem?

A dzisiaj nadszedł wyczekany zegar do łazienki. Czy tylko ja uważam, że dobrze jest wiedzieć siedząc w wannie, która jest godzina?

Oraz książki, o któych nic nie powiem, bo Kate i Who będą się nabijać do emerytury.

czwartek, 29 grudnia 2011

Dzisiaj...

… MJ i Duży obchodzą 35 rocznicę ślubu. Matko! 35 lat! Jakoś mi się nie chce wierzyć, że wśród znajomych par w moim pokoleniu to się kiedykolwiek wydarzy.

Zatem:

WSZYSTKIEGO DOBREGO
  i dużo cierpliwości do siebie wzajemnie:)

środa, 28 grudnia 2011

Kinoteka...

…się rozrasta…

Mogę potem nie chodzić sama do sikalni i mieć różne zwidy i majaki, ale nie oddałabym tego strachu za nic:)
85% wszystkich posiadanych filmów to horrory i thrillery. Monotematyczna jestem.

wtorek, 27 grudnia 2011

Otóż...

…lodowisko = śmierć w oczach.
Dżizu!
Nazareński!
Matkokochanomojo!
Co ci ludzie tam wyprawiajo!
I ci chłopcy/młodzieńcy/panowie = gówniarze/smarki/dupkiżeojapiergolę!
Bosz!
Dostąpiwszy zaszczytu utrzymania pionu, byłam uprzejma się nie wypiętrolić oraz nie zawisnąć na bandzie.
Czy będę dalej szkoliła się pod okiem jakże surowego i czujnego instruktora smoczego?
Ależ!
„Mamo przebieraj nogami!”, „Mamo teraz jedź na środek”, „Mamo szybciej trochę”, „Mamo co stoisz, jedź za mną i naśladuj.”
Jakoś rolki wydają mi się być bardziej przyjazne starszym paniom. A i podłoże nie jest tak spierniczające spod nóg.
A tym roku jeszcze nie, ale w przyszłym przed zimą kupuję łyżwy.
Taki mam plan, a wiadomo, że jak ja mam PLAN, to się znaczy, że się wypełni w 120%.

A my wczoraj

Srogo.

poniedziałek, 26 grudnia 2011

Biedna Alutka...

… histerycznie rzuciła mi słuchawką telefonu służbowego. A chciałam tylko poprosić grzecznie o wydanie łyżew dla Smoka, które wozi w bagażniku. W życiu nie słyszałam takiego przerażonego głosu. Znaczy co, spodziewała się, że do końca życia nie będziemy miały ze sobą kontkatu? Nie porozmawiamy? Nie spotkamy się? Umieram z ciekawości co Drożdż naopowiadał o mnie, ale stawiam, że jestem psychopatyczną, chorą psychicznie, agresywną francą.
Znaczy samo ZUO!

APDEJT:
Łyżwy nadjechały w obstawie Drożdża i Alutki. Widocznie boją się ze mną spotykać w pojedynkę.
A my obejrzeliśmy

i Smok stwierdził, że fajna ta bajka. Niech mi ktoś jeszcze powie, że starocie nie są warte pokazania dzieciom.

niedziela, 25 grudnia 2011

Tak sobie siedzę...

…i się uśmiecham. Z głośników Vonda Shepard i Ally McBeal. Ona też przeważnie miała skopane Święta. Ale teraz może być tylko lepiej. I będzie, jakem Cleosia.

I nie byłam na Pasterce – czegoś mi brakuje. Nie boga, nie modlitwy, nie utuczonego proboszcza, którego i tak uwielbiam, bo jest normalnym Czarnym Ludem z ludzkim podejściem. Brakuje mi dopełnienia tradycji, tego-co-zawsze, kolędowania, atmosfery tej jednej jedynej mszy w roku i tego, że zawsze na koniec, kiedy pogaszą światła i grają „Cichą noc” ryczę w kącie jak bóbr. Taka sentymentalna, ateistyczna kretynka.

sobota, 24 grudnia 2011

Jeśli agent...

…ubezpieczeniowy  (ten od kota pod stołem), z prywatnego telefonu wysyła mi życzenia świąteczne, kiedy JohnnyB o koszmarnej porze 9:45 gdy właśnie spałam sobie w najlepsze postanowił mnie uprzedzić w tym roku i zadzwonić z życzeniami PIERWSZY, kiedy Kuzynka Brukselka wydusza z siebie życzenia pomiędzy płynącymi wartkim strumieniem złośliwościami…

…Kiedy dzieje się to wszystko, to znaczy, że chyba jednak koniecznie muszę poczuć tę atmosferę, tego Ducha i tę cichą noc.
Niechętnie.
Z ociąganiem.
Z niewyspaniem.
Zmęczeniem.
Dołem.

Ale najszczerzej, z całego kamienia sercowego do wszystkich tych, których uwielbiam:

Wszystkiego spełnionego, ciepłego i przepełnionego Miłością. Niech już będą te Święta, skoro muszą być w ogóle, najzajebiściejsze w galaktyce.

A tym, których nie uwielbiam, niech się złamie choinka, niech ich złamie w krzyżu, a w Nowym Roku niech im się złamie życie.
Jament.

piątek, 23 grudnia 2011

Siedem godzin...

…w kuchni. Ciurkiem. Zaraz zrobię takie lulajże Cleosiuniu, jakby mi baterie wyjęli. I życzę sobie, żeby w przyszłym roku przybieżeli pasterze, albo kucharze wszystko mi jedno i odwalili cała tę szopkę z gotowaniem. I owszem mogę sobie święcić tryumfy króla kuchennego, ale nóg i kręgosłupa nie czuję. I nawet śliczna panna ani panien do kołysania nie pomoże. Może dlatego, że nie jestem synem cholera. A jutro z wieczora wszystko potrwa około godziny, potem będziemy siedzieć i bekać pokątnie z przejedzenia. Bez sensu to wszystko. Bez sensu, a co roku daję się wkręcać w cały ten świąteczno-przygotwawczy kołowrotek. I nie mam tu na myśli wybierania prezentów, tylko szaleńczy zapiernicz, żeby wszystko było idealnie. Nieistotne staje się czy w żłobie jest aktualnie ubogo, czy bogato, czy na kredyt. Jednak jesteśmy popieprzeni wszyscy jak lato z radiem. I patrzcie bracia i siostry jeno jaka cicha noc i święta niby. A to, że 3/4 pań i paniów domu ledwo żyje z zagonienia i zmęczenia i będzie spłacać tę noc przez rok temu banku to pryszcz. Taki datek dla dzieciątka, dary kurna tylko, że nikt tu królem nie jest i podatków z poddanych nie czerpie na potrzeby narodzenia.

Zatem jest 22:26 czuję się mizernie, cicho i licho, drewniana jestem jak stajenka, a w radio cuda cuda ogłaszają. Szit. Ja się pytam dlaczego to się SAMO NIE ROBI? Taki cud niech mi się stanie!

A ponieważ boga nie ma i cuda się nie dzieją, to w przyszłym roku od sierpnia zamiast robić ozdoby, będę odkładała kasę na catering. I blog mi świadkiem, że palcem nie kiwnę, bo Halinkę do sprzątania też sobie najmę. I to dopiero będą niepojęte dary i wśród nocnej ciszy będę mogła odpoczywać i świętować.

środa, 21 grudnia 2011

Kate twierdzi...

…, że nie czuję magii wurwa Świąt, bo w tym roku nie robiłam ozdób świątecznych od sierpnia i nie wczuwałam się w atmosferę wystarczająco długo. No faktycznie zaczęłam w październiku. I choinka jest metr mniejsza, co przy zeszłorocznej 3,2 metra i tak nie robi z niej liliputa. A ozdoby mam – HA – niebiesko-srebrne this year. I prezenty mam. Zapakowane. I zakupy zrobione. I PLAN. PLAN jest ważny, bo bez PLANU oszaleję w kuchni w piątek i w sobotę. Duży burzy sie, że „Jak to kolacja na stole bez biełego obrusu???!!!” Dżizusie esteta się znalazł! Świątecznie w Cleosi nadal NIC. ZERO. NUL. Jakoś tak wyszło. Śnieg spadł i mnie wkurza, bo idź tu człowieku w szpilkach przez to lodowisko. I odgarniaj ten syf ze Smerfiny, która mała nie jest, ooooo nie, a w porównaniu do Wiśni jest kolosem, który przyciąga do siebie to gówno z nieba w ilościach takich, że krew mnie rano zalewa.

WNIOSEK FORMALNY:
Niech już będzie niedziela. Proszę. Ładnie proszę, bo w przeciwnym razie szlag mnie trafi nagły jasny i krew zaleje dziewicza. Albo kogoś zamorduję – jeszcze nie podjęłam decyzji kogo i dlaczego, bo być może za nic po prostu.

Przesyłka do MJa nie dotarła jeszcze. Być może wyspiarskie skurkobańce przywłaszczyli sobie  prezent świąteczny.

I jak tu się nie wkurzać i gdzie szukać tego Ducha Świąt? Ktoś wie?

czwartek, 15 grudnia 2011

Z mikołajkowej...

…szkolnej wycieczki Smok przywiózł mi w prezencie bransoletkę wykonaną z drewna. Jak Ona to zrobiła, że wstrzeliła się w posiadane przede mnie kolczyki i korale, których w życiu nie widziała – pojęcia nie mam. Usłyszawszy, że idę jutro na SuperWażnąKolacjone z Najnowszej zapytała:

Smok: Mamo, a założysz bransoletkę ode mnie?

Trochę mi to zmieniło wizję kreacjone na kolacjone, ale who cares? Jeśli Smoka uszczęśliwi, że włożyłam bransoletkę, którą od Niej dostałam, to mogą sobie inni myśleć, że wyglądam jak Matka Natura, czy tam inna Gaja porośnięta drzewem. Profesjonalizm ma się w konwersacjone przy kolacjone, a nie na nadgarstkach, prawda? PRAWDA???!!!

niedziela, 4 grudnia 2011

Budzenie się...

…co godzinę w nocy, na krótką chwilę, po to tylko, żeby sobie uświadomić, że samopoczucie nie jest najlepsze jest do chrzanu. O 7.08 przyszedł Smok z tym samym problemem. Bolące gardło, ciężki kaszel, gula w przełyku, katar. W końcu wstałyśmy zmęczone czekaniem aż zaśniemy. Temperatura – w granicy 38. Mleko z miodem na śniadanie i końska dawka medykamentów. Kwa, a miało być tak cudnie.

środa, 30 listopada 2011

Faktycznie...

…obłażenie u Kate sierścią białego kota z brązowej kanapy i prowadzenie konwersacji pomaga.
Pomagają też inne rozmowy w tym tak, która była najważniejsza.
Co nie zmienia faktu, że najgorszym ze wszystkich kataklizmów, jest ten, którego się nie spodziewamy. Za każdym razem tak jest.
Zostaje więc zadra w duszy, w miejscu huraganu.

niedziela, 27 listopada 2011

sobota, 26 listopada 2011

Czuję, że...

… mam w środku takie coś, co albo eksploduje wyjątkowo nieprzyjemnie, albo muszę to rozchodzić, albo już nie wiem co, byle nikogo nie zabić. I nie pomaga nawet to, że Smok w kolczykach wygląda pięknie, i że była dzielna, że taka jest mądra i opanowana, i potrafi słuchać co się do Niej mówi i zachowywać rozsądnie, nawet jeśli lęki siedmiolatki powodują, że trzęsie Jej się broda.

Taki ot sobie wkurw. Muszę sobie jakieś zajęcie znaleźć, jakąś alternatywę, od której nie będę umiała się oderwać. Nie będę chciała się oderwać. Ani do gotowania, ani do mycia kibla, ani do spędzania czasu. Zanim mnie rozwali.

Tylko co? Nie lubię gier komputerowych. Nie mam ochoty na romans. Nie mam kanapy, żeby godzinami czytać wygodnie zakałapućkana w koc. Nie mam kasy na zajęcia pozadomowe. Więc co? Any ideas? Byle szybko? Bo kres cleosiowatości jest bliski… i widzę ciemność, Albercik! widzę ciemność!

poniedziałek, 21 listopada 2011

Przeszliśmy...

…na kolejny poziom związku, mianowicie jeżdżę Granatem i Diaboł nie dzwoni co kwadrans żeby zapytać czy żyję i czy auto całe.

Oraz jak sobie pomyślę, uświadomię i unaocznię, jak bardzo dziecinne są niektóre dwudziestolatki, to mi ręce opadają i cycki. Bloże drogi z czym do ludu?

czwartek, 17 listopada 2011

Na trasie...

…salon-jadalnia-kuchnia-przedpokój  biega zielonomordy, skrzydlaty smok. A za nim cawboy z mieczem z gąbki.

Oszaleję tu:)

sobota, 12 listopada 2011

Kiedy spotykają się...

…Pierwsza Żona z Drugą Żoną i Byłą Kochanką, to musi być jazda. A kiedy w trakcie okazuje się, że była jeszcze Druga Była Może Kochanka i Druga Żona ma do niej telefon i wie gdzie mieszka, pracuje i gdzie ją spotkać, to idealnie rokuje, że na następnym spotkaniu będzie ich cztery. Kiedy się potem dowiadują, że po mieście chodziły plotki, iż ich Były Ukochany a) jest gejem, b) ma kochankę w pracy, to się robi ciekawie. A najzabawniej jest wtedy, kiedy wszystkie trzy robią sobie zdjęcie i posyłają mu MMSa z podziękowaniami, że dzięki niemu mogły się poznać i tak doskonale bawić. Dowiadują się również, że Pierwsza Żona jest alkoholiczką i leczy się psychiatrycznie. Druga Żona jest złą matką, która z własnym dzieckiem nie chce czasu spędzać  i psychopatką. Była Kochanka też jest psychopatką, o czym Były Ukochany przekonał się po pół roku znajomości z nią i „zaczął się z tego bezpiecznie wycofywać”. Albo ma chłopak skłonność do psychopatycznych pijaczek, albo czegoś nie rozumiemy.

Dawno się tak nie uśmiałam. Plotki, domysły, opowieści przyjaciół, znajomych, kolegów z pracy poskładały się w jeden wielki, piękny obraz. Wszystkie puzelki wskoczyły na swoje miejsce i będę musiała chyba odwiedzić salon Hondy, w celu zaproszenia do Klubu Drugiej Byłej Może Kochanki. A może po prostu zadzwonię?:)

piątek, 11 listopada 2011

Przeczytałam te...

…listy raz jeszcze. Czyli chyba trzeci raz w życiu. W celu przygotowania się do wieczoru. I ja się pytam, dlaczego kobiety są takimi kretynkami? Dlaczego mając jasne znaki na niebie, ziemi i papierze, że coś może być nie-Halina pakujemy się z klapkami na oczach, jakbyśmy miały spojrzenie ograniczone wąskotorowo i niskopułapowo wyłącznie do serca – w te wszystkie kretyńskie, idiotyczne, toksyczne, debilne, wysysające, wampirze, głupie, nierokujące związki? Ja się pytam, dlaczego po skończeniu studiów jednych i drugich, znając języki i nie mając w głowie sieczki dałam sobie zrobić z jasnego swiatopoglądu marmoladę z majonezem? Dlaczego każda z Wiedźm prędzej czy później doświadczała zaćmienia mózgu, rozsądku i wbrew wszystkiemu i wszystkim słuchała serca tudzież pochwy? Chociaż przyznaję, że częściej jednak serca. Dlaczego i jakim kurna cudem z rozsądnych, mądrych, inteligentnych, wykształconych, myślących kobiet nagle nie z gruchy ni z pietruchy stajemy się ratlerkami lecącymi tam, gdzie nam pies przywódca stada każe? Co jest w nich, albo w nas, albo w świecie, w atmosferze albo już nie wiem w czym że nam odbija, odwala, odpierdala i przestajemy widzieć rzeczywistość, a widzimy cudną kreację tego czego sobie życzymy? A to czego sobie życzymy nie spełnia  się prawie nigdy i albo zejdziemy na ziemię powolutku, boleśnie ale same, albo nas ktoś/coś piergolnie między oczy i zlecimy z naszego pseudonieba z hukiem.

Przeczytałam te listy i przynajmniej kilka z nich wskazuje na problemy z hydrauliką, dziwne podejście do spraw łóżkowych, rozdarcie między brakiem zainteresowania seksem, a chęcią udowodnienia sobie, że się jest macho, na wyolbrzymianie swojej roli i misji zawodowej, na obsesyjnąchęć zrealizowania powziętych kiedyś planów  i na jeszcze kilka innych spraw.

Ja się kurna pytam, bo może ktoś zna jakiś sposób na włączenie racjonalnego myślenia. Bo póki co, w moim czarno-białym świecie jestem w połowie szarej drogi między wyobrażeniem o niebie a FAKTYCZNĄ rzeczywistością. I wydaje mi się, że to jest bezpieczne miejsce. Ale może się mylę…?

APDEJT:
Klub „Zmowy pierwszych żon” jest zaiste fątastyczny. Jeśli Drożdż nie zejdzie na zawał, albo inny wylew, to będzie oznaczało, że bóg istnieje.

niedziela, 6 listopada 2011

O drugiej...

…w nocy, na parkiecie z Diabołem. Ciemno, ciepło, czule. Z głośnika Anna Jantar

To już przedmieścia gorzki smak,
autobus rusza w krótki rejs,
zdyszana biegnę z żartu w żart,
z podróży w podróż, z wiersza w wiersz…
i kocham, pragnę tracę tak,
jakby się chwilą stawał rok,
jak gdyby świat wymykał mi się z rąk….

To co mam, to radość najpiękniejszych lat,
to co mam, to serce które jeszcze na wszystko stać,
to co mam, to młodość której nie potrafię kryć,
to wiara, że naprawdę umiem żyć, umiem żyć.

Już jesień i latawców klucz,
a w kinach tyle pustych miejsc,
z niedawnych zdarzeń ścieram kurz,
babiego lata wątłą siec,
jestem wiatrem śpiewam wiatr,
jestem łąką trawy źdźbłem,
jak biały jacht w nieznany płynę dzień..

To co mam, to radość najpiękniejszych lat,
to co mam, to serce które jeszcze na wszystko stać,
to co mam, to młodość której nie potrafię kryć,
to wiara, że naprawdę umiem żyć, umiem żyć

A zaraz potem:

Przetańczyć z tobą chcę całą noc
I nie opuszczę cię już na krok
Czekałam jak we śnie, abyś ty objął mnie
Więc teraz już wszystko wiesz

Przetańczyć z tobą chcę całą noc
Niech na nas gapią się, no i co?
Już każdy o tym wie, że ty też kochasz mnie
Więc wszystkim na złość przetańczmy tę noc
Bo życie tak krótkie jest

Ja za tę noc chętnie oddam pięć najpiękniejszych lat
Nie liczy dni kto szczęście swe śnił
Stąd taki gest dzisiaj mam

Przetańczyć z tobą chcę całą noc
Wirować jak twój cień cały rok
Niech inni idą spać, a my tak razem w takt
Wraz z nocą odchodźmy w świat

Ja za tę noc chętnie oddam pięć najpiękniejszych lat
Nie liczy dni kto szczęście swe śnił
Stąd taki gest dzisiaj mam

Przetańczyć z tobą chcę całą noc
I nie opuszczę cię już na krok
Czekałam jak we śnie, abyś ty objął mnie
Więc tak jak chce los, przetańczmy tę noc
Bo życie tak krótkie jest.

Takie kamerlane zakończenie imprezy…

piątek, 4 listopada 2011

Już...

...dwa razy, słownie: dwa, zwei, twice usłyszałam, że wyglądam na 25 lat. Albo mie włażom w dupe, albo som mili, albo faktycznie nie potrzebuję liftingu i botoksu.
I jestem jak syrena alarmowa na Star Treku – podobno. Ale to już w domu.

środa, 2 listopada 2011

Smok przyniósł...

…do domu nowinę, że na 200 dzieci w klasach 1-3 zdobyła pierwsze miejsce w konkursie na stroik jesienny. Znaczy razem zdobyłyśmy. A stroik zrobiony był totalną prowizorką z tego, co się napatoczyło pod rękę. Niech mi ktoś jeszcze powie, że ten cały zdobniczy kram, który kolekcjonuję w garderobie nr 2 jest nieptorzebny, zbędny i po kiego grzyba:)
No, jesteśmy dumne.

A o pierwszym dniu w Najnowszej mogłabym napisać elaborat, ale mi się nie chce. Dajcie mi się wgryźć i wchłonąć w temat, to napiszę. Na razie się zachłystuję.

poniedziałek, 31 października 2011

Jakby ktoś miał...

…potrzebę posiadania w celu pożarcia, tortu angielskiego w dowolnym kształcie, kolorze, formie i treści to ja polecam pewnąpanią, która jest teściową jednej znanej nam Grabarki.

O ja pierdykam jaki czad smakowy!!!

Wchłonęliśmy, wsysnęliśmy i nie ma. W domu zapanowała rozpacz i powszechna depresja oraz desperacja. W celu zaspokojenia chociaż potrzeb wzrokowych weszłam na stronę www. I jak zobaczyłam urodzinowy tort Grabarki z cmentarzem na górze, kostnicą, duchami, nietoperzami i innymi elementami grabarkowych marzeń, to klęknęłam przed komputerem, by cześć oddać i hołd niekoniecznie pruski. 

Give me more!!!

Kryptoreklama: TORTY ANGIELSKIE

niedziela, 30 października 2011

Wstaję o 6.20...

…myślę sobie „faktycznie jest 7.20 pora na kawę”. No to kawa. I książka. O 7.30 myślę sobie, że jest w zasadzie 8.30, zaraz dostanę odleżyn – pora wstawać. No to wstaję. Literaki. Porządki. O 8.00 myślę sobie, że zaiste gdyby nie te bzdury z mieszaniem czasem byłaby 9.00 – pora robić śniadanie. No to robię. I budzę Diaboła. I się dziwię, że On patrzy na zegarek „Ale Kleoś jest dopiero 8.20″.

ADHD musi znaleźć ujście, bo mnie rozwali w drobny mak. No to nakarmiłam Jasia i Małgosię oraz okoliczną Mafię. Koty dostają piergolca, kiedy to całe tałatajstwo przylatuje na balkon. Przygotowałam zdjęcia do wyklejania albumu. Nosi mnie. Oj nooooooosi. Trza brać dupę w troki, zabrać kawał tortu i nawiedzić Marychę, która inkubuje Dziedzica w miejskim szpitalu. W końcu niech sobie uczci pierwszą rocznicę ślubu, skoro już nie w domu, to chociaż po bożemu złamaniem wszelkich zasad diety.

piątek, 28 października 2011

Ostatni dzień...

…w Nowej. Odliczanie skończone, mogę oficjalnie odtrąbić zakończenie kolejnego etapu zawodowego. I tak, od ekipy z produkcji dostałam palmę z bibuły, ze wstęgą „Ostatnie pożegnanie” oraz kwiatka w doniczce z ich imionami na drutach do wstawienia w karton „american style odchodzę zabieram swoje graty do pudełka”, od Grabarki leliję z żałobną, czarną wstążką oraz torebkę od Gucciego… w torcie. Albo tort w torebce jeśli ktoś woli. Z Ojcem Derektorem i jego Sancho Pansą wypiłam kawę, obściskałam się i zostawiłam temu Ojcu ślad szminki na kołnierzyku koszuli. Za przyzwoleniem, niech ma, jakaś cena za uściski musiała być. Z Geppettem pozowaliśmy w uścisku przed kamerami na podwórku. Z chłopakami z produkcji drugiej sesja przed kamerami na hali, pożegnania, podziękowania. Potem grupowo-zbiorowe zdjęcie na Blockhauzie numer zwei. Szefowi S powiedziałam, że co złego to na pewno ja i on zresztą też, więc jesteśmy kwita. Trochę zbladł, ale zniósł dzielnie.
Są ludzie, o których nie warto wspominać.
Ale Zochan się popłakała.
Z Muchą jestem umówiona na kawę.
Sylwiór brawo bił, jak szłam z tym kartonem ze sterczącym z niego kwiatkiem.
Dudziaczek zadzwonił kiedy jechałam do domu, że właśnie się minęliśmy po drodze i to musi być znak jakiś. Od boga pewnikiem kurna.

Ja pierdykam, będzie mi ich brakować. I dobra, jestem bura suka, twardzielka i w ogóle wredna skorpionica, ale mi się łezka w oku zakręciła.

Oni to czytają, niektórzy przynajmniej. Jesteście kurna fantastyczni – dzięki za wszystko:)
A reszta z nich, która to czyta – niektórzy przynajmniej – pfffffffffffffffffffffff. I poprawcie błąd ortograficzny w protokole przekazania dokumentów. Tym pisanym odręcznie. Tym pisanym przez Messerschmitta. Wstyd.

Od środy – nowy target – Najnowsza:)

czwartek, 27 października 2011

Już mogę...

…i bardzo dobrze, bo by mnie w końcu rozwaliło.

KrasnoLudka jest fajna. I istnieje spora szansa, że się polubimy, co zresztą Drożdż przewidział lata temu. Oznajmiłam mu dzisiaj ten fakt oraz fakt spotkania na szczycie. Mina – bezcenna. Alutka słuchająca w aucie przez otwarte okno – efekt uboczny. W końcu to on nauczył mnie  kultowego hasła, że „podłe plany nie uknują się same.” :) I może sobie Whoever twierdzić, że jestem nienormalna, MJ, że mnie pokopało, a jednak uważam, że to nie był zły pomysł i jeszcze wyjdzie mi na dobre.

W temacie innym – zostało mi 8 godzin. Dam radę, bo już i tak paranoja przekroczyła granice wszelkiego absurdu, więc nie jestem pewna czy jeszcze coś jest w stanie wyprowadzić mnie z równowagi. Tym bardziej, że dookoła spotykam się wyłącznie z wyrazami żalu i niepowetowanej straty. Pięć wyjątków wiosny nie czyni i humoru nie psuje.

środa, 26 października 2011

Normalności c.d....


Grabarka: Z czym masz te kanapki?
Geppetto: Z serkiem i dżemem.
Grabarka: I ciebie nie mdli po takim słodkim?
Gappetto: Nieee… jestem bardzo pobudzony.

:)

wtorek, 25 października 2011

Do Grabarki...

…przyszedł Szczypiorek. Postawiła parasolkę na podłodze, pogadała i poszła.  Geppetto przyszedł i siadając przy biurku przestawił parasolkę. Wraca Szczypiorek. Rozgląda się. I do parasolki:
Szczypiorek: No gdzieś ty polazła?!

Zabrała osprzęt i poszła. I bądź tu człowieku normalny:)

poniedziałek, 24 października 2011

Nie jestem...

…potworem. A mimo to nie mają odwagi powiedzieć mi w twarz, że cieszą się ze zmiany sytuacji. Za to za plecami, do innych, mówią całkiem sporo. Z czego potem dociera do mnie 100%. Gdzie są granice ludzkiej naiwności, zawiści i głupoty?

APDEJT:
Oraz mieszkam ze świrem, ale oj tam:)

sobota, 22 października 2011

Zarąbiście jest...

…kiedy człowiek nie może się schylić i ruszyć lewą nogą jak wiewiórka z ADHD, tylko jak 80letnia wiewiórka z paraliżem kończyn. Zajebiście rzekłabym, tym bardziej, że człowiek zobowiązał się pomóc Diabołowi w malowaniu kuchni, gdy tymczasem zwykłe opadnięcie na kolana w celu wytarcia podłogi z farby okupione jest bólem, jakby ktoś wsadził człowiekowi gwóźdź w staw biordrowy i wiercił nim złośliwie i rykiem odzieranej ze skóry samicy tyranozaura.
Człowiek poszedłby może do jakiegoś ortopedy, ale żal mu lekarza, który będzie oglądał te zdjęcia cudne. Bo nie ma gwarancji, że w okolicy ortopedy będzie przyjmował kardiolog i kto wtedy biednego doktora reanimuje po zawale? A że zejdzie na zawał jest więcej niż pewne, bo człowiek nie ma ani jednego stawu sprawnego w 100% przez 100% czasu użytkowania. No w palcach u rąk może.

SKS jak mówią. Starość, kurwa starość.

piątek, 21 października 2011

Jestem pod...

..wrażeniem. Wytrzymały dwa dni, znaczy szesnaście roboczogodzin. Teraz zaczęło się judzenie i złośliwości. How nice:)

środa, 19 października 2011

Latam...

…jak wiewiórka z nieukierunkowanym ADHD i na speedzie do tego. Miejsca sobie znaleźć nie mogę, zrobiłabym jeszcze coś produktywnego, ale nie bardzo mam co, jak i czym. Więc poznaję Nową, na potrzeby chwili niech Jej będzie Kruszyna. Fajna kobita. Więc słucham zawodzeń i rozpaczliwych okrzyków, że o mój bloże co to teraz będzie, i w ogóle jak tak można.

Do tego założyłyśmy Klub. Czarne kapelusze z woalkami pójdą w ruch.

Drożdż posuwa się posunięciami, jakby mu poprzesuwali klepki, szarą substancję i przysadkę z szyszynką. Jak sobie pościele, tak się wyśpi, a raczej nie wyśpi, ale jego bezsenne noce to na szczęście nie mój bezpośrednio problem. Póki  wykazuje resztki rozsądku względem Smoka może sobie oddychać spokojnie tym samym co ja powietrzem.

Ubaw mam taki i sytuacja zapiertenteges w  takim tempie, że Whoever zadziwiona potokiem informacji woła „dawkuj mi to jakoś!” Się nie da moi mili.

A w przyszłym tygodniu nie mam ani jednego wolnego popołudnia. ANI PÓŁ. I to jest coś, co wiewiórki lubią najbardziej.

poniedziałek, 17 października 2011

Jakoś tak wyszło...

…że moja intuicja jest zajebista, znam się na ludziach, ludzkich relacjach oraz rozwielitkach. Mądra ja.

Who odnotowała hasło „wyszelątać jajniki” w celu zapodania w odpowiednich okolicznościach i wykorzystanai przed szelątaniem.

Oraz w trakcie rozmowy telefonicznej trwającej 47 minut dwukrotnie wymazywała sobie jedynką z ilorazu IQ, raz dwójkę z końca. No bywa. Klasa nie wyklucza chwilowego zaćmienia. Ale kocham Ją i tak:)

niedziela, 16 października 2011

sobota, 15 października 2011

Oszczędziłam...

…jakieś 100 PLN, jeśli nie więcej, wstając o 8.30, pijąc kawę, potem drugą, a potem kulając na własnej głowie kok.  Kok weselny dodajmy. Kok wyczesany, wypindżony, kok, który u fryzjera kosztowałby fortunę i jeszcze bym się nasłuchała, że „o mój bloże, tyle włosów, jak to spiąć! Tak się nie da! Tak też się nie da.” Lata praktyki czynią cuda doprawdy. Azaliż nie mogę na standardowe w takich sytuacjach pytanie „Jak ty to tak sama upinasz?” odpowiedzieć jak zawsze „Szybko.” 40 minut. ALe za to call me Versace Własnej Głowy. W końcu nie na darmo Who ogłasza, żem włochata.

A potem się okazało, że Neferneferuaton zwana potocznie Nefertiti oraz NefkąKonewką nalała mi suka jedna czarna do buta. Centralnie. Blog mi świadkiem, że jeżeli Diaboł nie znajdzie rozwiązania problemu do wtorku, to ją oddam do schroniska/wyrzucę na dwór/oddam w dobre ręce/cokolwiek. Cierpliwość mi się właśnie skończyła i wurwa się nie zawaham. Zaraz potem przywiozę ze schroniska inną czarną kocicę, wychowaną po ludzku i kulturalnie wydalającą z siebie do kuwety. Bo na tą francę nie mam już pomysłu.

To pójdę nałożyć tapet na twarz i wdziać kreację, co jest boska.

środa, 12 października 2011

Nagrodę...

…dla Ojca Roku zdobywa….



Bo się dziecko ubrało w za ciepłe buty, za ciepłe rajstopy. To nic, że rano jest 5 stopni. Bo się gotowała. To nic, że w szkole jest szatnia i ma buty do przebrania. Bo jakby chciała iść w stroju kąpielowym, to też by poszła? Poszłaby. I przekonałaby się, że to głupi pomysł i skutkuje przeziębieniem. Bo nagle zapragnął dysputy i konwersacji – dyskutant w mordę kopany. Jak się Smok dwa razy ubierze za zimno i zmarznie, za ciepło i się zgrzeje, kolorystycznie idiotycznie i się będą z Niej śmiać, to się nauczy doboru ciuchów. I wcale nie uważam, żeby to była głupia metoda, tym bardziej, że 70% ciuchów przygotowuję sama, więc pole do popełniania debilizmów ma niewielkie.

Ja rozumiem, że jak ktoś nie ma w domu z kim pogadać, to potem wysyła smsy na byle temat, pod pierwszy numer z listy, ale kurna ramki maluję, angielski robię, życie rodzinne uprawiam i nie mam czasu na konwersacje po próżnicy.

poniedziałek, 10 października 2011

Po wycieczce...

…z klasą Smoka – zmarznięta.

Po zajęciach z Misiami – nowe hasło przewodnie „Od Pinokia do Maseraka”. Oraz komentarz Smoka, który był ze mną „Mamo teraz to ja już wiem, jak ty ciężko pracujesz. Bo musisz być taka szybka i jeszcze mieć do nich cierpliwość.” No ba:)

Oraz na melodię „Stałą babka srała, trowy sie czimała”
Miałam ci ja kuchnię
lecz się rozwaliła
jeszcze będzie cudna
choć już piękna była.
Musi mi ją Diaboł
wykulać od nowa
gipsu trochę rzucić
no i pomalować.

To się nigdy nie skończy – już sięz tym pogodziłam chyba:)

sobota, 8 października 2011

Nienawidzę...

…przepakowywania torebki. A wiadomo, że torebka musi pasować do butów, a buty do reszty. W celu sprawdzenia, czy mogę chodzić cały tydzień z jedną torebką  zmianiając tylko ciuchy w tym samym kolorze postanowiłam przeprowadzić eksperyment. We fioletach mogę spokojnie. W czerni nawet dwa tygodnie. Od poniedziałku testuję czerwienie. Ale i tak już jestem szczęśliwym człowiekiem, bo w ciągu ostatnich dwóch tygodni zmieniałam torebkę tylko dwa razy (poprzednio bywało pięć i częściej).
Ktoś się jeszcze ma ochotę pośmiaćze mnie, że mam ciuchy w garderobie ułożone/powieszone kolorami? I że dokupuję wyłącznie pasujące kolory chociaż w różnych odcieniach?

No:)

APDEJT:
Rozpoczęłam produkcję choinkowych pierduśników. Kill me. Najlepiej softly with windows.

Smok śpi w namiocie Spidermana – faza taka. Na rano bułeczki serowe. Powiedzcie mi kto je zrobi, kiedy my tu z Diabołem wyżlopali po dwa drinki z Red Bullem czy innym Tigerem. Bo kurna NIE JA. No dobra JA, ale nie zamierzam mieć fątastycznego humoru w tem temacie.
Na jutro w planie te kurna bułeczki, (spacja mie sie wciska nie tam gdzie powinna i poprawiać muszę, zaraz mnie szlag nagły jany trafi – to przez tego Tigera), wybory, gipsowanie, obiad i Kung Fu Panda 2.
Ktoś mnie może przytulić? Bo mam czkawkę.

piątek, 7 października 2011

Smok miał dziś...

…pierwszy trening judo. Z judo ma to na razie niewiele wspólnego, ale przynajmniej trener ich ogarnie i zdyscyplinuje. Co też oznajmiłam temu Smoku.
Smok: Mamo, ale ja już jestem ogarnięta co? Bo zscysplindowana to nie bardzo, nie?
No prawda.
Quiz mały będzie: kto był i patrzył, jak się Smok gimnatykuje, a kogo zabrakło?

Oraz kanapka na kolacje made by Smok:
chleb tostowy smarujemy Delmą, potem smarujemy serkiem topionym. Potem kładziemy na to plasterek szynki, który nastęnie smarujemy pasztetem. Mówię Wam – PYCHA:)

czwartek, 6 października 2011

No to plan...

…strategiczny jest taki, że…

…siedzimy w jadalni przy stole. Ja nad moim angielskim – 93%, Diaboł nad swoim japońskim – ze słomianym zapałem. Pożądliwie spoglądam na inne kursy, które już sobie wyszukałam, obliczam kiedy będę mogła zacząć drugi, kiedy go skończę i wtedy ten trzeci, a potem… Diaboł spogląda na mnie i napiernicza po japońsku, mruczy pod nosem, gada do siebie/do mnie/do Nefki. W końcu nie wytrzymuję – www.translate.google.pl – watashi wa anata ni nani ka o nageru. Z właściwym akcentem. Faktycznie w końcu czymś w Niego rzucę.

…postanowiłam uskutecznić produkcję ramek na zdjęcia. Skoro w normalnych sklepach nie ma spełniających moje wygórowane wymagania, a w Liroju kosztują majątek (podliczyłam, żeby nie być gołosłowną – komplet ramek na zdjęcia do powieszenia na już – 270 PLN), to sobie zrobię. Mam szyby, mam podkłady, mam lakierobejcę, mam zszywacz tapicerski i zszywki. Brakuje mi listewek i kleju do drewna. Wyjdzie taniej, będę miała radochę, uwielbiam takie robótki. Grunt to umieć się uszczęśliwić.

…chciałabym urosnąć, ale nie urosnę. I nawet 10 cm szpilek nie rozwiązuje sprawy, kiedy jakiś podły parufon wciska zgrzewkę z tonikiem na koniec górnej półki w markecie. Stoję. Se stoję i se mielę pod nosem przekleństwa w paru językach. Se stoję, se mielę i się rozglądam. Na horyzoncie Pan w Niebieskim Sweterku w Serek. O matko, no ale trudno.
Cleos: Przepraszam, czy mógłby mi pan pomóc i zdjąć zgrzewkę z półki?
Pan w Niebieskim Sweterku w Serek: Ależ proszę bardzo.
Cleos: Dziękuję panu.
Pan w Niebieskim Sweterku w Serek: Całą pani włożyć do wózka?
Cleos: Nie, dziękuję, już sobie poradzę z rozdarciem tego na części:)
Pan w Niebieskim Sweterku w Serek: :)
Niefart z Panem w Niebieskim Sweterku w Serek polegał na tym, że widziałam, jak stał przy kasie. Uśmiechnął się, ja się uśmiechnęłam i poszłam w stronę kostek do WC. Niefart drugi polegał na tym, że stał przy wyjściu, kiedy wychodziłam, pchając przed sobą w wózku nie wiem ile kilogramów, ale na pewno w pierony dużo.
Pan w Niebieskim Sweterku w Serek: Może pani pomogę?
Cleos: Dam sobie radę, dziękuję. Wzrostu może nie mam słusznego, ale siłę owszem.
Pan w Niebieskim Sweterku w Serek: Gdyby… eeee… może… nie… Może da się pani zaprosić na kawę?
Cleos: :) Bardzo pan miły ale nie dziękuję, niekoniecznie. Nosiciela zgrzewek na stałe nie szukam.
Pan w Niebieskim Sweterku w Serek: (mina WTF) Do widzenia w takim razie.
Cleos: Miłego dnia.
I poszłam. No ależ, lecę! Gnam wprost w ramiona chłopa w serku, co mi niczym ten bohater tonik zapodał. Dla Diaboła dodajmy dla ścisłości. I nie to, że jakiś wyjątkowo szpetny był. Bo był przeciętny. Nie to, że chamski, bo wcale. Albo jakiś w jedynie kobietom zrozumiały sposób odpychający – nie, nie był. Taki sobie miły Pan w Niebieskim Sweterku w Serek, zwyczajny, jakich tysiące. I nawet nie to, że w domu Diaboł czeka i przebiera nogami na myśl o tachaniu tych zakupów na nasze wysokie drugie piętro. Nawet gdyby Diaboła nie było, to kurna komu się wydaje, że podrywa się kobiety na bohatera z marketu! Znaczy może ja jestem nienormalna, zbyt kategoryczna, wymagająca i w ogóle cholera i zołza. Nie da się tego niestety wykluczyć. Powiedziałabym nawet, że to więcej niż pewnik (taka ot Who napisała mi ostatnio, że jestem kretynką i bywam upierdliwa, na przykład). I ja wiem, że wielkie miłości pewnie biorą się ze zwyczajnych historii. Wiem, serio. Tylko kurna jakoś mi ani ten serek, ani to czekanie pod drzwiami… No nie wiem, już mi kiedyś jeden tęsknie czekał. Nawet wyszłam za niego za mąż. O hesusie jaki był romantyczny i bohatersko marketowy (tyle, że MJa na zakupy wosił na każde skinienie). Istnieje opcja, że Pan w Niebieskim Sweterku w Serek już nigdy, żadnej kobiecie flaszki z górnej półki nie poda i zaprzepaści w ten sposób swoją szansę na wielką miłość. O jaka szkoda.

środa, 5 października 2011

poniedziałek, 3 października 2011

Po pierwsze...

…nadal mam lepszą kondycję niż Misie Moje Puchate.

Po drugie, mam tam nowy nabytek. Szykuje się drugi w postaci niedoszłego księdza, obecnie wychowawcy w świetlicy. Hesusie ratuj, bo ja im dzisiaj puszczałam Subliminala, a że pieśń była długa, okrasiłam komentarzem o bezlitosnym narodzie izraelskim. A tu ksiądz. No niby niedoszły, ale jednak. Obłoży mnie najwyżej niedoszła ekskomuniką czy inna anatemą. Trudno.

Po trzecie, znaleziska pod biurkiem Dudziaczka znanego do tej pory jako Derektor Grzywka (grzywki się pozbył, a Dudziaczek pasuje jak ulał) przekraczają moje granice pojmowania talentów do syfienia. Klękajcie narody czego tam nie było?! Że nas robale nie wyniosły razem ze stołkami to cud jakiś bloski czy cuś.

Po czwarte, „Lejdis” dobrze mi zrobiło.

Po piąte, „Rabbit hole” powala, a potem jeszcze kopie leżącego. Ślimtałam pół ranka.

Po szóste matkokochanomojo nie pokazujcie mi więcej takich rzeczy, bo zeszłabym na zawał. Serio serio i śmiertelnie poważnie. Ale proszę jak ktoś lubi ekstremalnie, to może sobie oglądać non stop kolor.

Po siódme, angielskiego 91%.

Po ósme, nie wiem co, idę film oglądać.

niedziela, 2 października 2011

7.15 pobudka...

…Nie mogę spać. Ani rano, ani wieczorem. Miotam się jak ryba bez wody. Starość? Zmiana pogody? Odbija mi?

sobota, 1 października 2011

Miałam robić...

…angielski, ale muszę to napisać.

W ramach odgruzowywania gabinetu (nadal i wciąż), wygrzebałam albumy ze ślubnymi zdjęciami. Poprzeglądałam wszystkie, ot tak sobie. I jest tam jedno takie zdjęcie, które lubię najbardziej. Idziemy nawą główną, do wyjścia kościoła uśmiechnięci i szczęśliwi, a między nami o krok w tyle, (do dziś nie wiadomo skąd się tam wzięła – niania zaklina się, że Jej pilnowała) idzie Smok. Potem dopiero świadkowie i reszta gości. Dziś myślę sobie przekornie, że to taki znak, proroctwo takie – wychodzimy z kościoła a z nami to, co wyszło nam najlepiej i co mam z tego związku/małżeństwa najlepszego.

Reszta poszła się wypasać, ale oj tam oj tam, nie bądźmy drobiazgowi.

piątek, 30 września 2011

8,2 kg...

…samotnie. No bywa. Jednak kiedy obcy człowiek, dziadek do tego idzie w twoim kierunku trzymając w wyciągniętej ręce kilka kasztanów i podaje ci je z uśmiechem, to myślisz sobie, że świat nie jest jednak tak parszywy, jak ci się wydaje (wbrew temu jak słoneczna jesteś), a ludzie to nie tylko banda skurwysynów i żałosnych skunksów. Że jednak jest cudnie, bo ten dziadek, i słońce, i kasztany lecą ci na łeb.

A na dodatek Drożdż z łbem unurzanym w żelu – bezcenne.

czwartek, 29 września 2011

3,1 kg...

…nazbierane przez MJ.

Książkę taką czyta, i dławię się ze śmiechu oraz podziwiam sposoby wsadzenia Shreka, Obeliksa i jeszcze paru innych w jedną fabułę. Nawet Górniaczka ze Szcześniakiem się tam znaleźli.

wtorek, 27 września 2011

13 kg...

…kasztanków, dla kurna głodujących zimą sarenek przytargałam na własnych plecach. Nie, żebym wątła była, ale ścieżka zdrowia pt.: o kasztan-kucnąć-podnieść-wstać-wygiąć się do plecaka-o kasztan-kucnąć…troszkę mnie wytentegesowała. Do parku nie dotarłyśmy, uprzednio napatoczyło się bowiem miejsce kasztanopędne. Hesusienazareński. W czwartek obiecałam temu Smoku, że idziemy znowu, ale tym razem od odwłoka strony, żeby zahaczyć i o inne miejsca, gdzie być może… Bo wiecie, te sarenki… i dziki… a… no i konkurs jest w szkole, ale on jest zupełnie nieistotny (no wiesz mamo!), bo w końcu te sarenki… i dziki…

I jeszcze news z paska TVN.
Ja jestem człowiek o rozbudowanym, szerokim, obejmującym wiele poczuciu humoru. W piguły wielkim i wieleznoszącym. Ale jak mi się ktoś nożem na mnie zamierza, nawet w żartach, to mi się włącza opcja „upierdolić rączki przy samej dupie”. Bo możemy symulować duszenie, wygłupiać się skręcając kark, tłuc się mniej lub bardziej serio, nawet żartobliwe kopanie w zadek zniosę, ale nożem to już ktoś kiedyś próbował i to całkiem serio, nie raz i nie dwa razy. I więcej nie zniosę. A jak to jeszcze jest Druid, to nie jestem pewna czy to żart był, czy przymiarka do wysłania mnie na tamten świat, bo mu tak demoniszcze kazało. Nie pomoże żadne tłumaczenie i przeprosiny. Zapowiedziałam grzecznie, że następnym razem połamię mu rączki bez ostrzeżenia. Zapowiedziałam grzecznie, chociaż wszystko we mnie prosiło w imieniu instynktu samozachowawczego „wstań i wbij mu twarz w ścianę, tak spokojnie  i bez słowa, żeby się opamiętał.” No nic nie poradzę, że moje poczucie humoru nie obejmuje nożowników. Trzech mi w życiu będzie musiało  wystarczyć.

poniedziałek, 26 września 2011

Z dziewięciu...

…pomieszczeń w domu, za skończone i niewymagające zakupienia najmniejszej nawet pierdoły uznaję niniejszym pięć: kuchnię, smoczy, łazienkę i dwie garderoby.

Do reszty dobry bloże daj mi cierpliwość:)

APDEJT:
Cleos: A może też byś przyjeżdżał potańczyć z Misiami, co?
Diaboł: No w sumie…
Cleos: To jak? Zaczynamy 3 października?
Diaboł: Dobra…

Diaboł: Ja się chyba faktycznie zdrowo piergolnąłem w tą czaszkę.

Nie ma to tamto – zadeklarował się, obiecał. Przepadło:)

niedziela, 25 września 2011

Szóstego dnia...

…odpowiadania na te same pytania w temacie śmierci, umierania, kremacji zwłok, zjadania przez robaki, nieba, wędrówki dusz, reinkarnacji, ujęcia zgonu przez ateistów i agnostyków wymiękłam i posłałam Diaboła pod pręgierz dzieciowej dociekliwości i na szafot smoczego strachu. Skończyły mi się pomysły, chyba zdam się na Wujka Googla, albo już nie wiem na co, bo Ona wszystko rozumie, wszystko daje sobie wytłumaczyć, o wszystko pyta z sensem, po czym wpada w płacz i histerię.
Jakby ktoś miał potrzebę przypierdolić komuś szpadlem, to ja uprzejmie służę adresem.

APDEJT:
A tak poza tym i zupełnie obok:
Noc Teatrów w Operze Śląskiej – boska. Jedyny zgrzyt – Juliusz Ursyn-Niemcewicz. Jak długo żyję nie widziałam takiego aroganta, chama, nadętego buca. Na karaoke z ariami operetkowymi wcinał się ludziom w śpiew, krzyczał, poganiał. Taki egzemplarz, który dostaje spazmów, kiedy nie jest w centrum uwagi. Fuj. I tej jego tapir mający dodać mu wzrostu. Ale sprawiedliwość dziejowa jest, podczas schylania się po coś odpadły mu trzy guziki od kamizelki – wyglądał jak arogancki typ z nadwagą. Mimo jego zakapiorskiej mordy bawiliśmy się świetnie.

Oraz rolki i dialog po:
Cleos: Czy ty widziałeś jak ja do ciebie gnałam, kiedy się wypiętroliłeś?
Diaboł: Noooo, nie.
Cleos: To gdzieś patrzył jak ja gnałam?
Diaboł: W chmury.
A tak pierdyknął, że myślałam, że nie wstanie – łbem o asfalt. Ran ciętych brak, ran otartych pierdylion (woda utleniona czyni cuda),  guz jak melon. Wreszcie nie mam największej głowy wśród domowników.

sobota, 24 września 2011

Zakupy...

…z córką bywają rozczarowujące. Znalazłyśmy zarąbiste buty dla Smoczycy, zarąbiste na tyle, że postanowiłam obczaić, czy jest też mój rozmiar. Był. Mierzę.

Pani z Córką: Zobacz jakie pani fajne buty mierzy. Wygodne?
Cleos: Wyjątkowo.
Pani z Córką: Może też byś takie chciała?
Córka z Panią: Eeeee.
Smok: Mamo zdejmuj, robisz mi siarę.

Zdjęłam. Nie kupiłam. Ubolewam. Na pocieszenie Smok kupił mi z własnej kasy leliję, która teraz pięknie śmierdlaczy na cały salon i jadalnię.

A dwa piętra nad nami, nad oknem wisi tak piękna otoczka z jakiejś zaprawy i trzyma się na nie wiem czy, ale być może jest to słowo honoru. Jak spadnie potłucze mi stolik, że nie wspomnę o tym, że zasnęłam dziś na balkonie i mogła mi rozpiergolić łeb. Równie dobrze może jutro, bo też zamierzam na balkonie siedzieć. A remontu elewacji budynku jak nie widać, tak nie słychać.

piątek, 23 września 2011

Służbowa...

…dyplomacja vol. 5

Rozmawiamy z Trafokowym Kierownikiem o zdjęciach stacji z dołów kopalń. Na to wszystko przychodzi Druid.

TK: Te, Druid, kaj som te wszystkie zdjęcia trafoków co my robili na dole.
D: Jak przyszły na aparacie to są na serwerze, jak ich nie ma to blablablablablabla… (o jakieś 1000 zdań niepotrzebnie)
TK: Te, ty tak nie skokej, jak wsza po kraglu, bo jo sie ino pytom.

I jak tu nie uwielbiać tej pracy?:)

czwartek, 22 września 2011

Służbowa...

…dyplomacja vol. 4

Siedzimy z Derektorem Grzywką i gaworzymy. Zaiste tematy snują się same.

DG: No i kumpel kupił se takie tabletki wspomagające spalanie tłuszczu. Byłech u niego ostatnio i on mi mówi „idź zobacz sobie instrukcję obsługi do nich”. Patrza, a tam 4 kartki A4 i wszystkie możliwe powikłania od oślepnięcia, przez zaburzenia równowagi, udar mózgu i takie tam.  Ale i tak najlepsze były „wiatry plamiste”.
Cleos: Buahhahahah (zapluwając biurko kawą)
DG: Znaczy taki pierd z kleksem.

Kurtyna:)

środa, 21 września 2011

Część kasy...

…na zmianę auta spadła z Chmielnej.

Pan od ubezpieczenia rozbawił mnie do łez, poprawił nastrój na spotkaniu Whoever, ubawił Kate oraz Obsi. Siedzimy bowiem przy stole w jadalni, ja i Pan.
Pan: Blablablablalba (o ubezpieczeniach)
Cleos: …
Pan: (milknie)………………(czerwieni się)…………………(przestaje oddychać)………………..(spogląda pod stół) O matko! To kot! A ja myślałem, że pani mnie stopą mizia i nie wiedziałem jak mam zareagować.
Cleos: Pfffffbuahahahahahahahahah
Pan: Niech mi pani da chwilę, bo muszę ochłonąć.

Czerwienił się, rumienił, speszony był, zawstydzony, zatchnął się i nie mógł gadać. A ja do dziś nie mogę się przestać śmiać.

Zrobiłam do smoczego pokoju klamry do firan ze SpongeBobem. Nie pytajcie mnie jak. Wszystkie palce mnie boląod wycinania. Tak się skupiałam jakbym robiła na tym doktorat. Ale wyszło tak, że teraz mogę robić na zamówienie.

Rozsadziłam kwiaty. Jeśli ktoś pragnie amarylisy i  sansewiery laurenti, to jeszcze mam. Jeszcze nie skończyłam, ale już dzisiaj nie mam siły.

To pójdę fugi robić w kuchni, albo klej nakładać na kafelki, bośmy tego jeszcze też nie skończyli.

Bleh.

APDEJT:
Cleos: No gdzie tam idziesz, jak się program skończył.
Diaboł: ….. drept drept drept
Cleos: Jaki ty jesteś gupi, to ludzkie pojęcie przechodzi.
Diaboł: A ty boroczka.

Cleos: Jak możesz.
Diaboł: Z opóźnionym zapłonem.
Cleos: Ja wypiłam piwo i jeden kieliszek ajerkoniaku. Jesteś pewnien, że chcesz ze mną zadzierać?

Diaboł: … Nie:) Przepraszam:)

poniedziałek, 19 września 2011

Pozwolić dziecku...

…oglądać jakiś bzdurny serial kryminalny, gdzie wszczepiają babie mikrochip w mózg i umiera w czasie operacji. A potem odstawić dziecko do domu.
I ja mam jazdę na temat „mamo boję się śmierci” z histerycznymi płaczami, trzęsieniem rąk i wuj wie czym jeszcze.

niedziela, 18 września 2011

Jak mnie...

..wkurza ten Józefowicz w Tańcu z Gwiazdami, to ludzkie pojęcie przechodzi. On z jakiejś innej planety jest, czy tylko mnie pogięło nagle w kwestiach tanecznych? Istnieje też opcja, że on może ogląda jakieś inny program i inne tańce, bo jest tak totalnie odklejony od rzeczywistości, że dopiero co zaplombowane zęby mnie bolą. Nawet Diaboł, laik taneczny totalny do sześcianu patrzy na to z pewną dozą „czy jego popierdoliło?”
I ta jego Nataszka, uśmiechająca się ciągle, bez względu na wszystko. Zakładam, że nawet gdyby któraś para dostała cztery jedynki, to ona cieszyłaby się do kamery i tę jakże radosną decyzję podała widzom z pełnym uzębieniem na wizji. Pomyliła oceny turniejowe z tymi programowymi? Czy może nie umie nic innego poza uśmiechaniem.

Marudziłam na Skrzynkę, że jest taki malutki kiwaczek, ale give me my Skrzynka back!!!

sobota, 17 września 2011

Wir...

…gehen nach IKEA gefahren.

:)))

APDEJT:
Otóż są takie lampki, które doskonale spełniają rolę mikrofonu i można się przez nie porozumiewać z obcymi cywilizacjami. Nie rozumiem tylko dlaczego obsługa sklepu dziwnie wtedy patrzy.
Jest też pastorał, o którego opierający się MJ udawał papieża, tudzież waląc nim w glebę uskuteczniał otwieranie  posiedzenia sejmu słowami „Spieradalać do domu dziady”. Też jakoś dziwnie na nas patrzono.
I są też biustonosze usztywniane, bardzo seksi, na które panie przy kasie reagują lekkim parsknięciem. Doprawdy nie wiem dlaczego.

A wszystko to okraszone dialogiem:
Cleos: Z wami się nie da normalnie wyjść.
MJ: Ale za to jak jest wesoło.
Cleos: No i patrzą na mnie jak na nienormalną.
MJ: A na mnie jak?
Cleos: Ty jeseś o jedno pokolenie nienormalniejsza.

piątek, 16 września 2011

W głowie...

…mi się kręci, mdli mnie strasznie, słabo mi i umieram.

O co chosi?

To na pewno ten kilkumiesięczny środek antykoncepcyjny zza ściany sypialni, który darł się w nocy trzy godziny bez przerwy.

Albo ciasteczka Gieneczka.

Albo Druid Pierwszym Kluczem Henochiańskim zrobił mi kuku.

Albo już nie wiem sama, ale białe lilie na mogiłę, jakby co.

środa, 14 września 2011

Hasło na dziś...

…:
„My cię lubimy, bo zawsze jesteś uśmiechnięta.”

A potem w radio „I believe I can fly” i rozwijam skrzydła. I nastolatki przepuszczone na pasach tak się fajnie uśmiechały.
A moja Nadworna Dentystka zrobiła mi taki uśmiech metodą czyszczenia elewacji starych kamienic, że się nauśmiechać nie mogę. I jeszcze zaoszczędziłam na tym kasę.
I znalazłam fajny regał do sypialni, teraz tylko muszę wymyśleć za co go kupić, bo oszczędności poczynione na szczęce mogą nie wystarczyć.

I to był dobry dzień:)

wtorek, 13 września 2011

Zobaczywszy...

…legitymację szkolną Smoka zapłonęłam świętym  gniewem, oburzeniem z głębi trzewi i wścieklizną. Bo pani sekretarka nie wie, jak poprawnie zapisać datę urodzenia, w której miesiąc jest zapisany słowem, a nie cyfrą arabską czy rzymską. Trafił mnie szlag. Kate jednak potwierdziła, że nie ogarnął mnie wtórny analfabetyzm i zaćmienie oraz zmitygowała, że Smok do tej szkoły chodził będzie jeszcze 6 lat, więc robienie awantury w pierwszym miesiącu nie jest wskazane.

Racja.

Zatem w zamian oraz zamiast wysmarowałam maila do miejskiej Straży Pożarnej z informacją o nieprofesjonalnym i pożałowania godnym zachowaniu strażaków podczas sobotniej imprezy miejskiej.

Ktoś oberwać musiał…

APDEJT:
Jak ocenić sytuację, kiedy lekko ponad trzydziestolatka, wskakuje lekko ponad trzydziestolatkowi na barana i gana jego siłami wokół stołu w salonie drąc się jak opętana?

poniedziałek, 12 września 2011

Pytała kiedyś...

…Gabs, czy to już koniec i nie będzie więcej o panelach, gipsach, itd.

Otóż

KUPILIŚMY KAFELKI!!!!!

W weekend akcja kafelkowanie, gipsowanie, szlifowanie, malowanie.

:)))

sobota, 10 września 2011

Przed...

…dobranockiem…

Cleos: Smoku, jakim cudem udało Ci się jedną kolacją tak utytłać stół?
Smok: Jestem mistrzem.

:)

piątek, 9 września 2011

Historie targowe...

…bywają różne.

Stoimy w pięć na zapleczu i mieszamy w szklankach. Kątem oka widzę, że nadchodzi Pan
Pan: Przzzepszam bardz. Mogę dossztać kieliszzzek wódki?
Cleos: Oczywiście, że pan może.
Pan: (stoi chwiejąc się lekko)
Cleos: Pójdzie pan sobie usiąść, przyniosę. (po chwili niesie kielicha i zapitkę)
Mija chwila
Pan: Przzzepszcham.
Cleos: Ależ proszę.
Pan: To jesssszt poważszna sprrrhrrrawa
Cleos: Bardzo poważna.
Pan: No nie, nie róbmy sssszobie jaj.
Cleos: A kto robi?
Pan: No jak, jessszt wasz tu, raz,dwa, czy, czsztery, pięcz, szsześć… Czy ja mogę jeszzczche pięćdziesiątkę proszicz?
Cleos: Z zapitką?
Pan: Zapitka to zło.
Cleos: Zaraz podam.

Podałam, a potem umarłyśmy ze śmiechu, wszystkie pięć.
A następnie dostałyśmy wszystkie kwiaty, wyszabrowane ze stoiska obok, przy aktywnej współpracy pracownicy tegoż stoiska – w podziękowaniu za tyranie.
A wcześniej usłyszałam od Chłopaków, że Im mnie brakuje.
A jeszcze wcześniej była Wizytacja.
I jestem do przodu o jednego brudzia.
I o kilka „och i ach, pani Cleosiu ależ pani wygląda bosko”. Oraz usłyszałam, że jestem bogiem i mam pomysły.
I jeszcze parę miłych rzeczy się wydarzyło. I było fajnie.

Urobiłam się trochę, stopy mnie tak bolą, że pieką, ale w takim towarzystwie mogę tyrać.
Ktoś się jeszcze dziwi, że lubię targi?:)

środa, 7 września 2011

Komplement...

…jest ważny, jeśli jest prawdziwy.

Diaboł: Cleoś, ona mi opluła nos!!!
Smok: Mamo, ale tylko trochę!!!
D: Jak mały wielbłąd. Albo całkiem spora lama!
S: To z przejęcia, mamo!

I potem się dziwić, że On się cieszy, kiedy Ona Mu mówi „Jesteś fajny, bo masz umysł jak siedmiolatek.”

wtorek, 6 września 2011

Od godziny...

…5.45 do 18.00 pomykałam na obcasach po terenach targowych oraz okołotargowych. Po 18.00 ledwo żyłam, ale byłam hiperzadowolona ze wszystkiego.
O godzinie 16.00 w szkole Smoka było zebranie.
Drożdż na stwierdzenie „Bardzo dobrze, że byłeś na zebraniu” odpowiedział tylko „O kurde”. No kurde, zapomniałeś mule parchaty.
MJ od 16.00 do 18.00 pomykała po terenie szkoły dowiadując się wszystkiego.
Dzięki ci bloże za MJa.
Jakbyś mógł drogi Lucku pofatygować się po Drożdża, byłabym dozgonnie wdzięczna.

poniedziałek, 5 września 2011

W październiku...

…2007 roku tknięta matkosmoczym przeczuciem zakupiłam na allegro zegar-budzik w pluszowym smoku. Stał, kurzył się latami, zapomniany i w ogóle taki tam se sam.
Od jutra Smok będzie wstawał do jego wycia do szkoły. Smoczy budzik, na smocze potrzeby.

niedziela, 4 września 2011

Przeczytane...

„- Widzę, że podjęłaś decyzję – rzekł po chwili.
- Gdybym nie zrobiła wszystkiego, co w mojej mocy (…) nie mogłabym sobie spojrzeć w oczy. Bóg nienawidzi tchórzy.
- Bóg nienawidzi głupców, Noro.
- Czy uważasz mnie za głupią?
- Tak – odparł wolno – ale więcej nie powiem ani słowa przeciwko tobie.
Wypełniła ją wdzięczność tak ogromna, że nie była w stanie wymówić słowa. Dotknęła jego ręki, potem  grubego ramienia i objęłi się serdecznie.”
„Teoria względności”  Jacquelyn Mitchard

Znaleźć wsparcie wobec podjętej decyzji, nawet jeśli będzie ciężko – bezcenne.

sobota, 3 września 2011

Nie lubię...

…Tarantino i na widok „Kill Billa” czy „Pulp fiction” uciekam z wrzaskiem, ale „Bękarty wojny” zasysnęłam ze smakiem. Wyjątek od reguły?

Leniwe skwierczenie na plaży, ciepła woda w jeziorze, książka i Diaboł zachwycający się moim tyłkiem – jakże miło i przyjemnie.

Wszelakie dziwaczne decyzje otoczenia, idiotyczne posunięcia, kretyńskie pomysły przestały mnie już dziwić. Kate ma rację, że świry nisko latają, tyle tylko, że bez względu na fazę księżyca, odległość Ziemi od Marsa i inne warunki atmosferyczne. Z fascynacją obserwuję co się z tego wszystkiego wykluje, urodzi i wyjdzie. I jestem przekonana, że niepoprawny optymizm mój doprowadzi kogo trzeba do szału.

czwartek, 1 września 2011

Miałam urlop...

…z racji pójścia do szkoły. Dlatego właśnie o 7.30 byłam na terenach targowych  i odbierałam bramę na stoisko, przekładanie podłogi, wieszanie banerów i kładzenie wykładziny. Właśnie z racji urlopu o 9.30 jadąc do okulisty i optyka, żeby cokowiek widzieć na tej akademii i zauważyć własne dziecko z tytą odebrałam 3 telefony od firmy stoiskowej, Prezesa Stolicznego i już nie pamiętam kogo. Brak mandatu za rozmawianie przez telefon podczas jazdy to cud jakiś. Z racji urlopu po powrocie do domu wykonałam pierdylion telefonów w tym do firmy, do firmy znowu, do firmy, do Prezesa Stolicznego, do Pani od Stoiska.

Jak na okolicznościowym urlopie dla pierwszaków poszłam na akademię. Smok zachwycony wszystkim i dumny.

Po powrocie ze szkoły – 6 nieodebranych połączeń. Więc w ramach urlopowego relaksu zadzwoniłam tu, tu i tam.

Jak na urlop przystało zjadłyśmy obiad na balkonie. A potem minęła godzina urzędowania wszelakich firm i poczułam się jakbym właśnie wróciła z pracy.

Uwielbiam taki młyn:) A najbardziej uwielbiam Smoka i Jej radość z początku szkolnej udręki:)

środa, 31 sierpnia 2011

Służbowa...

…dyplomacja vol. 3

Jadę z Zaprzyjaźnionym Dyrektorem zobaczyć stoisko targowe. Po drodze ZD snuje opowieści.

ZD: No i jak powiedziałem kiedyś żonie, że jest mała to mi powiedziała, że mały to jest chuj, a ona jest niska.

ZD: Bo moja żona jest uczulona na sierść kotów i koni. Kiedyś na kuligu o mało mi się nie przekręciła. Potem jej powiedziałem, że już wiem czemu tak na mnie reaguje czasami, a ona mi na to, że jest uczulona na KONIE a nie na koniki.

wtorek, 30 sierpnia 2011

Wiedźma Chrzestna...

…przyszła z tytą, przychówkiem i chowem wsobnym.

Red Bull: (klepiąc się po szkodach górniczych) Nie piję, nie palę, seksu nie uprawiam, to chociaż sobie pojem.

Red Bull: Szukała butów na chrzciny. Pojechalimy do SCC, największy hipermarket na Górnym Śląsku, co drugi sklep to buty. I co? Obeszlimy wszystko. I co? Kupiła, przyjeżdżamy do domu, założyła i co? I płacze, bo nie pasują do sukienki. I co? I na Górnym Śląsku nie ma butów!!!

Red Bull: A te ciuchowe zakupy to jest masakra. Wychodzi z przymierzalni „I ja wyglądam?” „No dobrze wyglądasz”. Ooooo nie, „Jak dobrze? Tu mi odstaje, tam mi wisi, tu mi dynda, tam się naciąga, motylki mam, uszy za duże.” Kuuuurwa. Raz pojechałem mam dosyć, mówię siostry masz dwie, mamę, jedź na cały dzień, kupuj, ja se piwo kupię i z dziećmi zostanę, tylko mi nie każ tego słuchać.”

No ja Go nie uwielbiać?:)

sobota, 27 sierpnia 2011

Tłumaczę Smoku...

…tekst jakiejś piosenki z angolskiego na nasze.

Cleos: „Nikt nie dba o ludzi żywych czy umarłych”…
Smok: Ale to nie jest prawda mamo, bo ty o mnie dbasz.
C: A jak mianowicie?
S: No karmisz mnie, przytulasz, dałaś mi basen na balkon… i cisłaś mnie sześć godzin.

:)))

piątek, 26 sierpnia 2011

Sushi...

…na obiad, słonecznikowy chaszcz, spacer romątyczny, śmierdzące sery z oliwkami i wino na kolację i piknik na podłodze w salonie.
Znaczy cztery lata minęęęęęły jak jeden dzieeeeń:)

środa, 24 sierpnia 2011

Dziecięca...

…rezygnacja:

Smok: Mamo, a mogę sobie puścić koniectej „Wiedźmy chrzestnej”?
Cleos: Kochanie są wakacje i możesz sobie puszczać co tylko chcesz dopóki mnie szlag nie trafi…
Diaboł: …poza bąkami…
Cleos: … bąki też możesz puszczać, ale informuję cię że jak się zacznie rok szkolny, to będziesz chodziła spać wcześniej i nie ma strutututu.
Smok: No dobszzzz mamo, wiem…

I poszła oglądać.

Mam wyjątkowo mądre dziecko, poza tymi momentami, kiedy doprowadza mnie do szału:)

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Służbowa...

…dyplomacja vol.2

Druid robi stronę internetową i wymyśla teksturę.
Druid: (pyta po raz pięćdziesiąty) Cleosiu zobacz to.
Cleos: A cmoknij ty mnie Druid w…
Derektor Grzywka: Ja mogę! Ja Druida wyręczę! I mogę wszędzie…!

Cleos: Tego pączka zjedz zanim pojedziesz, bo się zeschnie do jutra.
Derektor Grzywka: A nie masz ochoty? Na takiego pĄczusia?
C: A pomacasz go chociaż?
DG: Tak tu, z boku. O!

niedziela, 21 sierpnia 2011

Tira rira...

…raraaaa nie mam zakwasów!!!

Duży nauczony pogadanką zadzwonił z giełdy o godzinie 9.50, że stoi nad silnikiem do wycieraczki i co teraz – brać czy nie brać? Branie czy nie to pan Pikuś, ale że utkwiło w łepetynce, że się do córci z wściekłego rana nie dzwoni… Dobry Tatuś, dobry:)

Oraz jeszcze z wczoraj:
Wchodzi Cleos do domu MJ i kroki kieruje do barku. A tam… chipsy cebulowe.
Cleos: ???
MJ: No pojechaliśmy z Dużym na zakupy i trzy razy mi przypominał, że „Cleosia już dwa razy pytała jak była czy mamy chipsy.” To musiałam kupić, bo by mi żyć nie dał.

Dobry Duży, dobry:)

sobota, 20 sierpnia 2011

Wyskoczyłam rano...

…żeby zostawić Wiśnię u elektryka. W końskim ogonie, bez makijażu, bez kolczyków, w lekko pogniecionym t-shircie, spodenkach i adidasach. Wracając majtałam radośnie plecakiem, bo okazało się, że elektryk zwany też Fają nie jest drogi za to robi wszystko. Na zakazanej ulicy mijali mnie z uśmiechem Panowie z Dziarami, jakoś tak łagodniejąc z wyrazu zakapiorskich pysków.
PzD: Dzień dobry pani.
Cleos: Dzień dobry.
PzD: Jaka pani śliczna.
Cleos: A dziękuję.

Przyszłam do domu, spojrzałam w lustro. Hmmmm, czyżby?
Ja się pytam o co chodzi?

APDEJT:
Matkoblosko nie słyszę silnika w Wiśni. I to nie znaczy wcale, że go nie mam, tylko że zrobili mi tłumik.

Ekipa Remontowa MJa robiła dziś wylewkę. Należy docenić fakt, że zaczęli ją robić od strony drzwi i skończyli pod oknem, opuszczając mieszkanie drogą ewakuacyjną znaczy skacząc z balkonu. A wszystko po to, żeby nie rozrabiać wylewki w przedpokoju i nie syfić dodatkowo. Poświęcenie na doskonale.

Duży za to, po zaobserwowaniu ogólnej kiły i mogiły, pokładów kurzu i farfocli powstających podczas remontu JEDYNIE kuchni,  przestał z przekąsem wspominać kurz na telewizorze w naszym salonie powstały podczas trzyletniego remontu WSZYSTKIEGO. Zamknął się i milczy w temacie, w przeciwnym razie bowiem MJ zobowiązała się, że zagoni Go do ściery i zmiotki z częstotliwością raz na kwadrans. Ha, a jak Mu tłumaczyłam, że można się zajechać odkurzając co chwilę podczas remontu, to mi mówił, że jestem ciarach leniwy. To teraz ma.

APDEJT  ZWEI:
Zasysam tego Zafona książka po książce w tempie zastraszającym. I ubolewam, że „Światła września” mają się ukazać dopiero w październiku.

APDEJT THREE:
Zaliczyłam zapach koszonej trawy, palonego ogniska i gnojówki:)

piątek, 19 sierpnia 2011

Służbowa...

…dyplomacja.

Derektor Grzywka: Te, ile ty jesteś starsza? Rok? Dwa?
Cleos: Cztery.
DG: ???? To ty jesteś 78 rocznik? A nie widać… (po chwili z uśmieszkiem) To już tak trochę dechami śmierdzi co?:)))

No i jak tu nie uwielbiać tej pracy?
:)

czwartek, 18 sierpnia 2011

Muszę to sobie...

…dobrze przemyśleć, czy zaproszenie Whoever z Samcem Afro na moje osobiste urodziny nie przyprawi Jej o zawał. Znaczy SAMA to Ona już bywała, bo Król Julian jakoś nigdy się nie palił do nas i my też średnio do Niego. Ale z Samcem? I do tego Afro? Co z tego, że to dopiero za trzy miesiące – niech ma dziewczyna zagwozdkę. Zasadniczo gdyby ktoś jeszcze pragnął przytagrać jakieś towarzyszące ciastko, to prosz się nie krępować.

Oko mi wypływa nabawiwszy się uprzednio jakiegoś pocharatania na białku. Średnio fajne uczucie doprawdy. Z kontaktami daje efekt spojrzenia wkurwionego Erysia.

Btw w czwartej serii Eryś jest taki dupowaty, że ja pragnę mojego wampirzego sukinsyna back!!! Kate by go nie zniesła.

Angielskiego 40% zrobione. Ambitny plan zakłada jeszcze 3 kursy, a potem włoski. A potem znalazłam sobie szkołę (no dobra Druid znalazł, ale oj tam), w której uczą organizacji reklamy. A potem nie wiem co, ale coś sobie wynajdę.

Doniczek nadal nie mam. Znaczy mam, w Warszawie, ale koszty przesyłki przekraczają wartość doniczek. Niech mnie ktoś przytuli. Za to dozowniki do kuchni znalazłam i teraz czekam tylko na fundusze. Na złość Kate i żeby Jej wejść okrakiem na ambicję będę teraz wybierała wszystko szybko (i z doskonałym jak zawsze wyczuciem). Może Ją to skłoni do tej szafy?:)

Jeden nasz pracownik, nazwijmy go Misiem Kuleczką, opowiadał mi dzisiaj, jak to pojechał z wnuczką na badanie słuchu, na ktorym okazało się, że wnuczka ma niedosłuch i proszę pana zapraszamy z NFZ w lutym. Pojechał do banku, opróżnił konto i za 4 klocuszki operację zrobili wnuczce wczoraj prywatnie. Co za zbolały żłób nieheblowany obmyśla te przepisy i komu trzeba mordę obić. Miś Kuleczka wydanych pieniędzy nie żałuje, bo wnuczka ukochana w końcu. Drugiej, żeby zazdrosna nie była o inwestycję w siostrę kupił wymarzoną hulajnogę. Tak sobie myślę, że kaliber człowieka poznaje się nie po stanie konta, nie po obwodzie w pasie, nie po tym co mówi, tylko po tym jaki jest dla ludzi – swoich i cudzych. Można mieć miliony i być malutkim jak koliberek, tyle tylko, że nie takim ślicznym.

środa, 17 sierpnia 2011

Outfit...

a la Boryna sprawił, że omal nie umarłam ze śmiechu. I ten brzuch drożdżowy uwypuklony ecru koszulą. I te spodnie szerokie lniane, i czarna marynara lniana. No gdybym była Jagną (jezusienazareński można mnie i tak zdrobnić – brrrrr) to leciałabym jak do lepu. A tak? Śmiech. Trzeba się mocium panie odmłodzić, skoro się zachciało dziewczęcia zamiast kobiety. Tylko dlaczego, ja się pytam nie zainwestować w siłownię i sport zamiast w czarne koraliki ściśle przylegające do szyi?

wtorek, 16 sierpnia 2011

Czy ja jestem...

…jakaś nienormalna, że przez pół roku wybierałam dozownik na mydło do łazienki i czekałam na to, aż będę miała na niego kasę? Oraz na dwa kubki.
Czy to jest jakieś dziwne, że teraz mam fazę na wybieranie dozownika na mydło i płyn do mycia naczyń do kuchni? I że muszą być metalowo/satynowo-przezroczyste, żeby było widać, w którym jest mydło, a w którym płyn? MJ mi dzisiaj powiedziała, że jestem estetkę (w domyśle pewnikiem nawiedzoną), bo Jej by do głowy nie przyszło wlewanie płynu do naczyń do dozownika. Nie słyszała jeszcze jak sztorcuję Diaboła, kiedy weźmie do jadalni chusteczki w pudełku niepasującym kolorem do wnętrza. Się dzieje.
Efekt nawiedzienia jest taki, że w żadnym z odwiedzonych czterech marketów nie ma takich doniczek, jakie mi są potrzebne, jakie sobie uwidziałam i jakie jeszcze w zeszłym roku  tłumnie stały na półkach. Zatem nie kupiłam, a philodendron erubescens już woła o więcej miejsca, podobnie jak paproć. Będą musiały poczekać, chyba, że ktoś widział… takie jak mi się uwidziały…

poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Basen odkryty...

…Harry Putta, wycieczka rowerowa i przeprowadzka kuchni MJa. Ciekawe czy odpoczęłam?

Ale z ręką na kamieniu zamiast serca – na basen poszłabym jeszcze:)

sobota, 13 sierpnia 2011

Dwa...

…, słownie: dwa grzyby i trzy litry jeżyn. To nie jest szczyt marzeń, ale do jajecznicy wystarczy, a po resztę jeżyn pojedziemy za dwa tygodnie. Wtedy czuję – będzie wypas. Do zapamiętania: zabrać spray na komary, bo inaczej po powrocie do domu grozi mi wstrząs analifaktyczny. Leżę wtedy zwinięta w kłębek i nie jestem w stanie ruszyć ani ręką, ani nogą, a wnętrzności mam ściśnięte w pomiąchany bolący zwitek. Dziś skończyło się na tym, że było mi słabo – widocznie dawka jadu komarzego była niewystarczająca, żeby mnie powalić.

Miał być spacer, ale leje. To może jakaś bajka?

piątek, 12 sierpnia 2011

Posiadłam...

…wiedzę o wielu pieduśnikach, które kryją się pod maską Wiśni. Nadworny Mechenik chciał mniej, dostał więcej, bo nagrzebał się sporo. Wiśnia będzie żyła.

środa, 10 sierpnia 2011

Pracując ciężko...

…przy przygotowaniu materiałów na targi prowadzimy egzystencjalne dyskusje.

Młody: No jak sam jestem, to mam niedobór, dlatego bóg mi dał redtube i przeciwstawny kciuk.

Cleos: Ale mi się tak fajnie śniło…
Młody: Znowu ja?

Nie ma to jak całe życie z wariatami.

poniedziałek, 8 sierpnia 2011

Dzięki ci bloże...

…a w zasadzie Derektorze Grzywko za wielką pleksę, którą można położyć na stole w jadalni, kiedy Smok produkuje obrazki z kolorowego piasku. Gdyby nie ona (ta pleksa w sensie) dostałabym kota wygrzebując piasek ze wszystkich prowadnic i zakamarków stołu.  A tak, mogę podziwiać DZIEŁO i nawet się bardzo nie wkurzam.

niedziela, 7 sierpnia 2011

Po sześciu...

…tygodniach od momentu zakupu Audi A6 było uprzejme odmówić współpracy. Ale tak na amen, nie że szkyrt i jedzie, tylko nawet szkyrt ni ma.
Kocham moją Wiśnię, która jedzie niezależnie od wszystkiego. Co tam, że mi się tylna wycieraczka zatrzymała kiedyś w pozycji pionowej przez szybę. Co tam, że tłumik muszę zrobić i radio nie działa. Nawet to, że chcę ją sprzedać nie zmienia faktu, że NIGDY nie stanęła okoniem i stanąwszy milcząco dała do zrozumienia, że NIE POJEDZIE. To się nazywa samochodowa zupa z Azji. Ona po prostu WIE, że MUSI jechać.

sobota, 6 sierpnia 2011

Powrócił...

…Smok. Od razu zrobiło się głośno, PEŁNO, szybko. Jak mogłam żyć bez tego? Jedynki Jej wyrosły, na ramieniu wytatuowany smok, rozjaśnione kudły łaskoczą w nos, kiedy się przytula i pachnie ciągle tak samo – słońcem, radością i Córką. Niby mogłam wstawać w weekendy o nieprzyzwoitej porze, nie musiałam nikogo do niczego gonić, nikt do mnie nie gadał w kółko i wciąż. Ale tak serio serio – tęskniłam.

piątek, 5 sierpnia 2011

W temacie...

…pierwszym: okazuje się, że słane latami życzenia długiego i nieszczęśliwego życia mają moc sprawczą. ByłyNiedoszłyDamskiKickboxer stracił prawo jazdy za pijaństwo 10 lat temu, za moje krzywdy w końcu go posadzili chociaż miał iść tylko na izbę, pije, nie ma kobiety, bo kolejne dwie uciekły, obie z dziećmi podobno, nie ma pracy, nie ma własnego mieszkania, nie ma nic. Błehehehe. Będę słać dalej, może jakoś się trwale uszkodzi, albo coś w ten deseń.

W temacie drugim: widocznie istnieje jakaś sprawiedliwość dziejowa biorąc pod uwagę dzisiejsze newsy na pasku TVN. Ja chętnie udostępnię opatrzności czy innej bogini Kali listę osobników do skasowania – ze świata polityki i szklanego ekranu. I dorzucę ze dwa z prywatnej listy Terminator mode on.

czwartek, 4 sierpnia 2011

Bujam się...

…do Snoop Dogga. Tak po prostu – od rana. Ciągle. I wciąż. Hmmm. Leczyć? Czy iść się pobujać profesjonalnie w histerycznym migotaniu stroboskopów?

wtorek, 2 sierpnia 2011

Mogiłę...

… z widokiem na morze poproszę.

APDEJT:
Jestem ołówkiem, knajpą w Chicago i delikatesami w Hanowerze. Także hotelem w Indiach i działalnością gospodarczą oferującą „if you like a lady from the web-site” oraz jachtem, któremu jeszcze dodano w nazwie anioła. No cała ja – Cleos Angel. Wolę to, niż być workiem do odkurzacza. Doprawdy oburzające. Jakby ktoś potrzebował jestem też salonem urodu w jakimś wygwizdowie.

Chyba czytać pójdę, opcjonalnie spać. Bo kompilacja 14 dołka z wszechogarniającym wkurwem mi najwidoczniej nie służy.

Dobrom noc.

poniedziałek, 1 sierpnia 2011

Poza smoczym...

…sentymentem nie ma przeciewwskazań do sprzedaży Wiśni. Ludzki pan nie chce nawet połowy uzyskanej ze sprzedaży kwoty. Oraz zobowiązał się podpisać umowe in blanco, żeby nie kwitnąć ze mną, Dużym i Diabołem na giełdzie.
Obsi twierdzi, że może dostał udaru słonecznego, ale nad morzem pogoda taka se – raczej mu nie grozi. Te cudnom odmiane zawdzięczamy nie wiem czemu/komu, ale jak ktoś ma ochotę się pomodlić, żeby mu się nie odwidziało odwrotnie to bardzo prosz…

Azaliż odwiedziwszy Szwagierkę i Szwagra z Chomikiem idę umyć stopy (i nie tylko), bo nie wiem, co mi się mogło z ich podłogi przykleić do podeszwy.

piątek, 29 lipca 2011

Życzę Ci Smoku...

…żebyś nigdy nie zgubiła tego radosnego dziecka, które masz w sobie. I żebyś każdego dnia mogła powiedzieć, że absolutnie WSZYSTKo było fajne. I jeszcze, żebyś odnalazła się w nowej, szkolnej rzeczywistości. Niech Twoi Przyjaciele okażą się Prawdziwi, a jak Cię ktoś wkurzy niech zdycha pod piaskownicą.

Kocham Cię Smoku najbardziej na świecie.

czwartek, 28 lipca 2011

Przywiózł Diaboł...

…do domu

Cud bloski, że nie odcięłam sobie kciuka w całości. Doprawdy. Arbuzy bywają niebezpieczne dla otoczenia.

poniedziałek, 25 lipca 2011

Gdybym miała...

…takiego chłopa jak Duży, to jakbym go pierdyknęła szpadlem między oczęta, to by zobaczył obce galaktyki. Jak pragnę zakwitnąć nie zniesłabym.

APDEJT:
Ciekawe co sobie myśli Alutka, kiedy słyszy jak Smok rozmawiając ze mną przez telefon, kiedy proszę Ją, żeby dała do telefonu Drożdża pyta „Mamo, ale nie będziesz krzyczała na tatę?” Pewnie, że jestem ostatnią suką, co w sumie jest nawet bliskie prawdy, tyle tylko, że nie przypominam sobie, żebym na Drożdża  krzyczała ostatnimi czasy, jeśli w ogóle. Sopelkowanie widocznie wystarcza:)

sobota, 23 lipca 2011

Sprzątnięcie...

…łazienki zajęło mi prawie dwie godziny. Normalnie zajmuje pół. Nad brudnym kiblem rzucałam takimi słowami, że nie podejrzewałam się o to, że takie znam. Uroczy obrys syfu na wannie wgryzł się w lakier czy czym tam jest pokryta wanna. Diaboł posprzątał największy burdel, ale to co zostało, nieuchwytne kurna dla męskiego oka doprowadziło mnie do ślepej furii.
Do tego dołóżmy porysowane panele NOWE KURWA MAĆ PANELE w jadalni, wyrąbaną futrynę w drzwiach łazienki MOICH KURWA DRZWIACH i MOJEJ CIĘŻKIEJ PRACY NAD NIMI oraz brak w domu czegokolwiek co było w nim wcześniej do jedzenia typu makaron, płatki, oliwa. W lodówce została rozmrożona i zapleśniała kapusta z grzybami. Żeby kurwa mać zostawili chociaż listę tego, co się skończyło i trzeba kupić.
Nie mam nawet jak ochrzanić, bo teoretycznie oddali nam przysługę opiekując się kotami i żółwiem podczas naszego urlopu. Zwierzęta żyją, ale szorując wannę obiecałam sobie, że to był OSTATNI RAZ.
Jak można w obcym domu zostawić taki chlew, zniszczenia i braki?

środa, 20 lipca 2011

Jestem w domu...

…3 dni. Przeniosłam resztę książek do salonu, zrobiłam research smoczych ciuchów, wyjmując te, które JUŻ będą dobre, jedno albo i dwa prania, pomalowałam ramki na zdjęcia, wkleiłam część zdjęć do albumu, obejrzałam dwa horrory, po których niech mnie ktoś przytuli bo były masakryczne. Dzisiejsza godzina z Diabołem na rowerze sprawiła, że zadek boli mnie, jakbym byla ofiarą przemocy w rodzinie i ktoś mi regularnie nakopał w odwłok. Jest szansa, że się jutro nie podniese z wyra, a to byłaby niepowetowana strata, gdyż nadjeżdżają z delegacją Kebaby sztuk 9, a ja zamierzam olśniewać i powalać. A co! Może się okazać co prawda, że będę pomykała niczym bosman z 40letnim stażem w lekkim rozkroku i na przygiętych kolankach, ale oj tam – nie bądźmy drobiazgowi.

To pójdę sobie teraz poszukać gwoździa (nie do trumny), bo Diaboł odmówił powieszenia ramki ze zdjęciem z Jeziorowskich (i ech dopiero co tak Go chwaliłam, że On mi nieba i ramek przychyli). I se przybiję. A co?! Że niby nie dam rady?! Ja nie dam rady?!

APDEJT POMINUTNY:
Se nie pójdę, bo jednak mężczyzna zmiennym jest i na pytanie „Czy mamy takie małe gwoździe”, odpowiedział „Ja to zrobię” – znaczy nie popsuł się jednak:)

APDEJT WIECZORNY:
Gramy w literaki
Diaboł: „Aja”? Co to kurna jest „aja”. Aaaa, werset koranu. Czemu kuwa nie ma „pupu” werset talmudu czy cośtam.

poniedziałek, 18 lipca 2011

Juchowe...

…dialogi od sufitu do podłogi

K: Bo jemu się romantyczność kojarzy z eterycznością.
W: Bo ty nie jesteś taka egzaltowana.
C: Nieee, ty jesteś zamknięta w sobie jak osioł ze Shreka.
K: BĘDĘ RUMAKIEM!

D: Nie mogą ci tu postawić słupa (żeby poprawić zasięg), bo ludzie będą marudzili, że im się żółtka odkształcają.

W: Klucha mnie rozwalił pytaniem dlaczego lód jest przezroczysty a śnieg biały.
K: Bo ma inną konsystencję.
W: Obawiam się, że chodzi o załamanie światła.
K: Ale ono zależy od konsystencji.
W: Chyba chodzi o strukturę molekularną.
K: No, ale to to samo tylko prościej jest konsystencja.

C: Co wy doktorat na tych muchach robicie?
K:Ona robi Holocaust muchom.

W: Tobie by się spodobał, bo ma tak fajnie zarysowaną klatę, bo fizoli na siłowni.

C: On by ci powiedział jakbyś to źle robiła, bo to ten etap związku.
K: Bo ty to masz blowjobować a nie blow.

W: Nie ma biegania po schodach, bo tam można spaść na mózg i zrobić sobie z mózgu mydło.

C: Jakbyś chciała żeby facet ci się oświadczył?
K: Przez pełnomocnika, najlepiej mojemu pełnomocnikowi.

K: Alkohol jest szkodliwy.

W: Hiszpanie mają dwa czasowniku to be.

W: Trzymać mocno i pociągnąć do siebie.
K: Ja chyba wiem czemu on nie lubi tego w twoim wykonaniu.
W: Tera mie dotkłaś.

W: Dobrzy faceci z  reguły nie są dobrzy w łóżku. Sukinsyny są dobre w łóżku.
K: Ale może ma wrodzony talent fiutowski.

C: On by ci pasował do tej narzutki co od Who dostałaś.
K: Pana do narzutki szukam!

Klucha: Ty jesteś bogiem.
K: Ale bóg jest stary i z brodą.
Klucha: No to jak ty.

K: On chyba właśnie wygrał konkurs na dyrektora czegośtam zabytkowego.
W: Przeszedł do muzealnictwa, co mnie nie dziwi, po znajomości z tobą.
K: Ale on jest starszy ode mnie o 12 lat.
C: To znaczy, że muzealnictwo  ćwiczył też w domu.

K: Zamknijcie się w końcu i mnie nie przerywajcie mi, bo chcę z siebie wykrzesać sentymentalizm i romantyzm, a wy mi wurwa nie dajecie.

K: Wielu panów lubi maniacko macać moje nóżki.

C: Czy Kate poszła niszczyć swoją powłokę lipidową?
W: Nie mówieła nic na ten temat. Eryś czeka z herbatą.

W: Kate uważasz, że nasza Cleosia ma osobowość przytłaczającą?
K: Owszem.
C: ?
K: Ty wiesz jak wyglądają zawodnicy sumo?
C: Wiem.
K: To ty jesteś ten na górze.

Mówiłam już, że je kocham? Razem z Erysiem, powłoką lipidową, wiecznym czytaniem, zepsutą klimą i jeśli będzie trzeba z kurzajką na nosie:)

Prawdziwa...

…notka jutro. Dziś taka trochę udawana, gdyż padam na twarz.
Wrócilim.
Diaboł te podłogi to na kolanach podobno, i progi zrobił, i sprzątnął co trzeba, i zakupy zrobił. Nie mogę Mu się oświadczyć, bo mi zabronił.
Kate jest nastygmatyzowana o 1/5 mniej.
Eryś czeka na kompie Diaboła.
Dialogi jutro, bo dziś naprawdę nie dam rady więcej.

Kocham Je.

I na wagę (patrz: zdjęcie u Who) też wejdę dopiero jutro.

piątek, 24 czerwca 2011

"Nie da się...

…przecisnąć tej wtyczki, nie machaj nogami to ci nie będą kable przeszkadzały, nie wiem od czego jest ten niech wisi.” Przyszedł Szef S, przyjechał Młody. Rozmontowali wtyczki, przeciągnęli zbędne kable, poprawili co trzeba, cztery zwoje poszły się wypasać, bo okazały się niepotrzebne, nic mi nie majta, nic mi nie przeszkadza. Da się? Da się. Chyba, że ktoś do kurwy nędzy jest zobojętniały na otoczenie, bo ma szumy pod czaszką i mózg jakby w gumowej rękawiczce wypełnionej piaskiem, oraz jest nawróconym buddystą, który potrafi tylko OM.  Buddyzm i szumy oraz opętanie i nawiedzenie powinno się do wuja wafla zostawiać za szlabanem przed firmą. Jak sobie pomyślę, że to miał być „informatyk, o którego biły się okoliczne firmy” to mi się COŚ robi. Takie coś, nad czym panuję ledwo ledwo i wyłącznie dlatego, że mroczną i złą naturę zostawiam za firmowym płotem.

Tymczasem Diaboł otworzył przed nami wracającymi drzwi Helplandu z uśmeichem i „witam panie na wakacjach”. No. To mi robi dobrze na samopoczucie:)

czwartek, 23 czerwca 2011

Nie jestem...

…spakowana. Nie wszystko mam przygotowane. Kupa czeka na pranie. Nie wiem czy wyschnie do jutra. Nie prasowałam. Nie chce mi się. Jak nie ja. Jedyne co wrzuciłam do plecaka to książki – sztuk 14. Siedzę, gapię się w Narnię i czytam bzdurne artykuły na Onecie. A może nie takie bzdurne? Co jest ważniejsze? Stabilizacja, finansowe bezpieczeństwo i poukładane, a przy tym trochę monotonne życie, przewidywalne w każdym calu, że jutro na urlop więc jesteśmy spakowani, więc mamy zaplanowany każdy dzień, że będzie hamak i dwa koce rozłożone na plaży. Czy może spontaniczne akcje dające radość do głośnego śmiechu, dowolne olanie obowiązków domowych w imię „bo tak”, kłopoty, frasunki, ale przy tym Prawdziwe Życie, takie gdzie mogę nanieść piasku na koc i nikt mnie nie ofuknie? To jest myśl, refleksja, przemyślenie, które często mnie nachodzi. Trzeba sobie uświadamiać, jak bardzo zwykłe życie może cieszyć, jak trzeba to docenić, jak należy szanować sobie to, że można się zwyczajnie pokłócić i pieprznąć drzwiami na koniec, zamiast mrukliwego milczenia i uciekania od problemów, gdzie na zewnątrz robimy za ideał związku, a w środku mamy stado niewyjaśnionych animozji. Przeczytałam na tym Onecie taki wpis i tak się z nim zgadzam, że mogłabym wywrzeszczeć to z balkonu (na którym maciejka kwitnie i który uwielbiam) gdyby to miało komuś uświadomić, że zamiana 260 metrowego domu na 130 metrowe mieszkanie, to nie jest upadek o klasę niżej. Że usunięcie ze swojego życia Astry IV i pozostanie z Seicento to nie jest jakaś degradacja marzeń spełnionych. Że brak kanapy, w porównaniu z czerwonym kompletem wypoczynkowym TAM, nie wypada blado, głównie dlatego, że na wybór przyszłej kanapy TERAZ mam wpływ, podczas gdy WTEDY mogłam się jedynie zgadzać z pomysłem. Że mimo wszystko wolę zacisnąć zęby, marudzić na stan konta i czekać, aż będę mogła zabudować bibliotekę, niż iść i zamówić od ręki coś, co jest biblioteką, ale nie pasuje do mnie, bo było pomysłem jeszcze z czasów Pierwszej Żony i należy go zrealizować. Ktoś powie i będzie miał rację, że wtedy uważałam, że jest mi dobrze. Cóż… zmądrzałam dopiero wtedy gdy zaczęło mi brakować powietrza – widocznie nie wszędzie jest ono takie samo, widocznie można się udusić w uładzonym szczęściu, uporządkowanym do granic możliwości, gdzie „nie gotuj kochanie, bo mieszasz sos w złą stronę, ja ci podam pod nos”, gdzie można się zagłaskać na śmierć, ale z prawdziwym przeżywaniem wspólnego życia nie ma to nic wspólnego. Niech już będzie trudno i pod górkę czasem, ale przynajmniej prawdziwie. Czy to taki wątpliwy sukces?

wtorek, 21 czerwca 2011

Rozmowy totalnie...

…niekontrolowane II.

Dentystka: Która z was była umówiona na 16tą?
Cleos i Jeszcze Jedna: yyyyyyy?
Dentystka: Która przyszła z bólem?
Cleos i Jeszcze Jedna: yyyyyyyeeee?
Dentystka: Cleośka siedzi na widoku, dawaj ją tu bo mam zły dzień.
Asystentka: E tam zły, ty jesteś złoty człowiek.
Dentystka: Bura suka jestem – trzeba, żeby w końcu kogoś zabolało.
Cleos: (z fotela) ????
Asystentka: Ty patrz ja myślałam, że laska ma 25 lat, jak tu weszła, patrzę w kartę, a tam rocznik 78.
Dentystka: Botoks czyni cuda.
Asystentka: Albo ma młodszego faceta i się musi trzymać.
Cleos: yyyyyhy
Asystentka: No ja mam 7 lat młodszego, a ty?
Cleos: yyyyyyyhhhy
Asystentka: Eeeee, to mało. Podać ci pędzelek.
Dentystka: Ręce jeszcze mam w Wietnamie mi nie urwało.
Asystentka: Jak był Wietnam to ty w pieluchach chodziłaś czy jakoś tak.
Dentystka: Dawaj ten pędzel bo nie lubię tych pieprzonych wacików.
Cleos: yyyyyyhyyyy
Dentystka: No już.
Cleos: bbleeeeh. Wam tu dają jakieś dopalacze od rana?
Dentystka: Jakie dopalacze?
Cleos: No ja nie wiem, może zielsko jakieś. Za te 25 to was będę kochała po grób, a ten prędko nie nastąpi.
Dentystka: Przychodzisz jeszcze?
Cleos: Po 18 lipca, bo wracam z urlopu wtedy dopiero.
Dentystka: A żeby ci cały czas padało. 19go?
Cleos: Dobra będę.
Asystentka: Pa
Dentystka: Ci pa.
Cleos: yyyhyyyyy

Zapomniałam zapytać o znak zodiaku:)

poniedziałek, 20 czerwca 2011

Rozmowy totalnie...

…niekontrolowane.

Cleos: Szefie, bo jest taka sprawa, że chciałam przyjść w piątek do pracy. Trochę się ostatnio zwalniałam wcześniej, dziś też lecę na zakończenie zerówki…
Szef S.: Dobrze
Cleos:… a w ogóle to chciałam się obrobić przed urlopem… ??? eeee, no maile powysyłać z prikazami.
Szef S.: Pańszczyznę odrobić:)
Cleos: Nieeee, z dziką rozkoszą przyjdę.
Szef S.: Tiaaaa. No malować tu mają, to może lepiej, że pani będzie, poukłada pani sobie po swojemu, niech od pani zaczną, bo potem pani nic nie znajdzie…
Cleos: A poza tym nie będzie mnie trzy tygodnie…
Szef S.: Jezus Maryja…
Cleos: Jezus nie ma ryja, ma twarz…
Szef S.: …jaki tu będzie spokój.

sobota, 18 czerwca 2011

Diaboł stwierdził...

…że mogłabym napisać książkę „Nażreć się carbonarry i umrzeć”. Może dlatego, że pozostał w świecie literatury po tym, jak zakupiliśmy 11 książek za okrągłe 66 PLN. Jak pięknie, jak uroczo.

Okazało się, że ukochany antykwariat przenosi się w inne miejsce, zwalniając idealną lokalizację na Wiedźmową Chatę. Zaczynamy o tym myśleć poważnie? Halo? Obsi? Grabarka? Anyone? Jeśli ktoś pragnie dołączyć do projektu zatrucia sobie życia biznesem – prosz bardz… wystarczy mieć pomysła albo dysponować gotówką:)

piątek, 17 czerwca 2011

Dzwoni...

…jeden z Głównych Elektryków, poznaję po wyświetlającym się numerze telefonu.
Cleos: Nowa, dzień dobry witam pana.
GE: Witam panią. Ależ pani dziś zadowolona. To dlatego, że szefa jeszcze nie ma czy dlatego, że właśnie przyjechał.
Cleos: :) Ani jedno ani drugie, ja jestem zawsze zadowolona.
GE: No faktycznie zauważyłem.
Cleos: A nawet jak nie jestem, to służbowo tego nie widać.
GE: Pani jest jakaś wyjątkowa.
Cleos: :)
GE: To do widzenia mam nadzieję.
Cleos: Do widzenia.

Zasadniczo jest miło, jak ktoś czasem docenia.

środa, 15 czerwca 2011

Seth...

…uwielbia wylegiwać się na klapie od kibla przykrytej niebieskim futrzakiem. No w końcu to MÓJ kot jest, tak? Zasadniczo kto przychodzi i chce skorzystać z toalety, ten zastanawia się jak kocura zgonić, bo na samo wejście do łazienki kot nie reaguje nawet machnięciem ogona.

Okazuje się, że kot pojął zwrot „spieprzaj dziadu” idealnie i spieprza, umożliwiając robienie czegośtam, a potem po swojemu wraca na klapę.

Że też nie do wszystkich dociera taki bezpośredni, jakże czytelny przekaz, no.

wtorek, 14 czerwca 2011

Whoever...

…ma rację: jak to się nie da dogodzić wszystkim naraz.

APDEJT:
Po zebraniu w szkole i innych rewelacjach całego dnia.
Cleos: Diaboł, nie chce mi się allegro, nie chce mi się blogów, nic mi się nie chce – nie lubię tak! Powiedz mi czego mi chce!
Diaboł: To jest trudne pytanie…
Cleos: Oczekuję od ciebie wsparcia w trudnych sytuacjach! Powiedz mi czego mi się chce, bo mi się nic nie chce.
Diaboł:… Za co? Dlaczego? Przecież byłem grzeczny…

niedziela, 12 czerwca 2011

Balkon...

…, słońce, śmieszne historyjki opowiadane przez Smoka do losowanych obrazków wycinanych z gazet, gra od cioci Grabarki utrudniona do granic możliwości (grana wg zasad z instrukcji zajęła nam 3 minuty), pizza, wygłupy z Diabołem, książka, wyklejanie albumu, muzyka w tle. :)

Całotygodniowy wkurw gdzieś  umknął. Wróci jutro?

czwartek, 9 czerwca 2011

Zrobienie ciasta...

…przygotowanie zapiekanki, wstawienie ogórków do buncloka – 45 minut. Zostanę mistrzem kuchni (własnej) z opcją „prosz mnie nie wkurwiać kiedy coś kroję NożemCoMożePokroićGwoździe”. Podobno zirytowane do granic ostateczności kobiety zadają tylko jedno, przypadkowe pchnięcie pt.: „no odwróciłam się a on akurat tam stał i się nadział”, a zirytowany facet zadaje pierdylion pchnięć gdzie popadni i potem jest, że „się pastwił nad zwłokami”. Zupełnie nie wiem po co. Mnie co prawda nikt nie stał (akurat) za plecami, ale pod nogami ustawicznie plątały się koty z zamiarem „wlezę  ci na łeb, albo i w majtki tylko daj mi kawałek tej kiełbasy durna babo!” A tu wał na schwał – jak mówi jedna a w zasadzie jedyna znana mi Smoczyca.
I ja to chyba nawet zaczynam lubić. Jak na kogoś kto przez 7 lat ugotował 1 rosół i deklarował się jako totalnie niekuchenny – całkiem nieźle. Byle tylko miał kto żryć za przeproszeniem i się zachwycać. Bo Diaboł to się już tak rozbestwił, że przestał mruczeć przy obiedzie z zadowolenia (tu spektakularnie walimy focha z przytupem).

Chyba mię się ciasto pali!!!!

środa, 8 czerwca 2011

Niniejszym...

…posiadamy na zbyciu kota – dwudniowego – z opcją karmienia co dwie godziny. Matka zwiała, kot póki co dycha.

Ktoś chętny?

poniedziałek, 6 czerwca 2011

Obejrzawszy zdjęcia...

…Wiedźmy powiedziały:

Wiedźma 1: Szkoda, że nie masz go stojącego. Na jednym zdjęciu wygląda jakby miał biust.

Wiedźma 2: Się popłakałam. Ty, jemu cyce rosną jak tralala,  na dzień ojca mu śmiało Wika może podarować bikini, bo mu się będą na plaży trzęsły.

Wiedźma 3: O żesz, nie, no Drożdżyna się nie czuje. Wygląda śmiesznie, jakby go żywcem przenieśli z Misia.

Wiedźma 4: Nooo fajne zdjęcia;P No obrzydliwy oblech. Niedługo na botoks mu nie starczy kasy jak będzie się tak marszczył. Zawsze uważałam kolesia za buca, a na tej ławce to buc jak malowany.

niedziela, 5 czerwca 2011

W lesie...

…wrzosy, paprocie, komary, upał, ptaszki, pitolenie z dziupli.

Po drodze z lasu łubin i skrzyp. Pierwszy już w wazonie, drugi suszy się na balkonie.

I jeszcze segregator z widoczkiem. Produkuję album wakacyjny. Tym razem dla odmiany zabrakło mi bloku technicznego A3. Urok ktoś rzucił, czy jak?

Leniwie i gorąco. Może by tak jakiś film na popołudnie? Z mrożoną herbatą? W łóżku? Z bonusem w postaci miziania?

sobota, 4 czerwca 2011

Mina...

…Drożdża na widok Diaboła, na pikniku rodzinnym w przedszkolu – bezcenna. Red Bull ubolewał, że w przyłym roku już nas nie będzie bo zaproponowałby paniom przedszkolankom zakupienie  tronu wraz ze skórami – idealny dla kogoś kto 4 godziny niemal bite siedzi na ławce i opala się ignorując otoczenie, w tym własną córkę, bo ma focha i to nawet nie z przytupem, gdyż przytupy są męczące dla panów w średnim wieku. Oraz komponowałby się ze skórami baranimi zakupionymi z Alutką na wyposażenie mieszkania (ekhe).

Jedna z pań skomentowała „nie dorósł.”
Jedna z mam „on się nigdy nie integrował i zawsze był wyobcowany.”
Mam takie jedno zdjęcie, które sobie normalnie wywołam, bo mina tak poprawia mi humor, że będę je chyba  nosiła w portfelu.
Pozostale zdjęcia u Red Bulla, robione na zamówienie superduper obiektywem. Jestem gotowa niemal za nie zapłacić:)
Ja rozumiem, że miłość jest ślepa, i że ja mam wadę wzroku, ale żeby aż tak?

„Spętana” poszła na licytacji za 100 PLN. Mogłam oczekiwać więcej, ale jak na zbożny cel rozbudowy placu zabaw dla dzieciorów niech będzie. Zaoferowałam się, że w przyszłym roku też dam obraz na licytację.

A Smoczyca? Po chwilowym kryzysie spowodowanym tatusiowym „nie pójdę, wiesz dlaczego!” bawiła się doskonale zaliczając dmuchańce, piaskownice, małpi gaj, loterię, kiełbaski, zabawy z animatorami, bańki mydlane. I wołając na pomoc przy wspinaniu się na drabinki Diaboła miast ojca. To o czymś świadczy?

APDEJT:
Obsi proponuje umieścić zdjęcie na billboardzie pod tytułem „Znowu w życiu mi nie wyszło.” Popieram, mogę w to nawet zainwestować. Ależ suki jesteśmy bure.

Kate poszukuje wyluzowanego buddysty na koniu z opcją szaleństwa włączaną okresowo. Eeee? Drzewo pod Helplandem już wybrałyśmy.

piątek, 3 czerwca 2011

Dziewięć lat...

…tyle dokładnie mi zajęło przejście kilometra i dojście do tancbudy, do której zawsze w ramach wyluzowanego poczucia humoru chciałam iść. Dziewięć lat, bo Drożdż mówił, że to „przestań taka knajpa, patrz kto tam chodzi – podstawowe wykształcenie i plebs”, a ja jestem kretynką. Dokładnie tak – dziewięć lat i kretynka. Samokrytykę uskuteczniam co prawda po dwóch piwach, ale mogę ją powtórzyć jutro na trzeźwo.
A Diaboła to ja po grób za to, że powiedziałam raz „potem idziemy tam”, a On kiedy wychodziliśmy z knajpy na kortach sam od siebie przypomniał „tam idziemy, bo tam chciałaś iść.” I żaden tam plebs czy coś, tylko „O Ela, Ela” i Shakin Stevens. A co!

Idę pić wino słodkie. Kto jutro pójdzie na festyn do przedszkola doprawdy nie wiem, ale to pewnikiem będę ja w stanie wskazującym na to, że powinnam raczej iść spać zamiast szlajać się po festynach. A co!

środa, 1 czerwca 2011

Chodniki parują...

…jakby dyszały z wściekłości. Taki miejski kawałek piekiełka, bo na tych chodnikach ludzie z twarzami wykrzywionymi grymasem ” &#&^%#% burza, a ja nie zabrałem/łam parasola” – trudno idioto, nie zabrałeś, to moknij. Osobiście lubię wszelakie „uga uga deszcz”, które to Smok wspomina do dziś z uśmiechem na paszczy. Te chodniki i ten klon czerwony za oknem, co to już jest zielony, i zepsuta wycieraczka w Wiśni, i strugi wody spływające po szybach powodują myślotok.
„I just call to say I love you” – Stevie nastraja wspomnieniowo. Siedziałam na zajęciach prowadzonych przez Jakuba Poradę, kiedy zadzwonił telefon. Mój. Oddzwaniała sekretarka, na której Drożdż nagrał tą piosenkę. To jest dobre wspomnienie, które każdorazowo odbija mi się uśmiechem. Nic nie poradzę – szczerze wolałabym go nienawidzieć całym sercem i uważać za skończonego skunksa faktycznie, ale takich wspomnień jest mnóstwo – opowiadam o nich Smokowi, o pierwszym spotkaniu, o liście, o randce w ciemno, o oświadczynach i o tym jak się wtedy zatrułam kremem z borowików, o ślubie i weselu, o Jej narodzinach, o różnych momentach, w których myślałam sobie, że jestem szczęśliwa. I jak tu powiedzieć o nim potem, że jest matoł i idiota? No jest – dla mnie jest. Albo raczej nie jest dla mnie, a tamto po prostu warto pamiętać.
Elvis żyje i śpiewa „Always on my mind” – szlag by trafił, co za sentymentalny repertuar. I znowu zastanawiam się, czy kiedykolwiek podobne słowa postały mu w głowie. Bo mnie owszem i to krytycznie względem siebie. Refleksja zawsze przychodzi za późno. Zawsze.
Westlife „More than words” – czy jakikolwiek facet na świecie to zrozumie? Czy jest w stanie pojąć? Że owszem mów mi, że mnie kochasz, ale bzu mi nazrywaj, gwóźdź mi przybij, zakupy przytargaj, jak ryczę bez sensu to siedź obok i bądź. Czasem mam wrażenie, że ta funkcja włącza im się czasowo/okresowo/chwilowo/jak mają ochotę.
Bodo „Seksapil” – i co mi z tego? Zaczynają mnie męczyć niewybredne komentarze, błyskotliwe uwagi, zawoalowane propozycje, walone prosto z mostu oczekiwania. Nie, żebym była jakiś cud świata, ale dlaczego do kurwy nędzy faceci, kiedy widzą cycatą blondynkę od razu myślą, że a) głupia, b) do wygięcia, c) nie innego poza „lody robię” nie powie. Walka ze stereotypami bywa męcząca. Albo się starzeję, albo dojrzewam, albo powinnam pomniejszyć piersi.

Jakiś ten myślotok taki monotematyczny. Powinnam chyba zdecydowanie zmienić playlistę w telefonie.

Bo w ogóle, to chciałam iść na rower. Skoro nie ma Diaboła, Smoczyca  u Drożdża, to pomyślałam sobie, że mam czas, mogę chudnąć. A tu ta burza. Trudno, poczekam – czekałam 4 lata mogę poczekać jeszcze parę dni. Bo ja cierpliwa jestem niezwykle, nierychliwa rzekłabym nawet w działaniach, ale jak już zaczynam…

poniedziałek, 30 maja 2011

To, co się...

…dzisiaj odstawiło, to jest jakaś szopka. Cyrk. Burdel na kółkach. Syf, kiła, mogiła, malaria i prostituto. Paranoja. Paradoks paradoksów. Kretynizm koncertowy. Debilizm. Idiotyzm. Brak instynktu  samozachowawczego. Ciemnota z ćwierćinteligencją. Kpina w żywe oczy. Totalny brak wyczucia. Skończony skończonyzm.
Mogłabym się wkurzać, ale zwyczajnie mi się nie chce. Wielu rzeczy przestaje mi się chcieć. Na przykład trzymać gęby w ciup.

niedziela, 29 maja 2011

Jak patrzę...

…na Nich, jak się wygłupiają po śniadaniu przy stole, jak się potem leją w Maroku i gadają o pierdołach, to normalnie coś takiego mi się robi, że, normalnie nie mam na to słów. I hej – jak mówi Kate:)

sobota, 28 maja 2011

Czy my tu mamy...

…jakiś wurwa kryzys segregatorowy, czy ki czort. W całym mieście, w Oszołomie, nigdzie nie ma segregatora A4/8 cm/widoczek. Ja się pytam o so chosi? I w czym do kurki rurki mam zrobić album wakacyjny?

Nienawidzę robić za pieszego uczestnika ruchu. A takim kierowcom, którzy wjeżdżają w kałuże z prędkością światła, zdobiąc przechodniów groszkami z błota wyrwałabym wątrobę od strony paszczy.

APDEJT:
Wieczorem przyjeżdża Kate. Kate jak wiadomo bele czego nie zje. A mnie właśnie ciasto wypłynęło z formy i drogą pączkowania chyba rozlazło się po całym piekarniku. Pięknie cuchnie. Jakbyśmy ze Smokiem uskuteczniały tu jakieś krematorium, czy coś.

APDEJT 2:
Kwitnie mi skrzydłokwiat, amarylis, begonia, storczyk się puścił. Kwiaty oszalały. Hibiskus ma liście jak dłonie wielkiego faceta, grubosz wreszcie się oddziczył, hoja pnie się po ścianie, bananowiec  rośnie jak głupi, diphenbachia ma pień grubości mojego przedramienia, fioletowy chaszcz od Dziobaka fioletowieje BARDZIEJ. Nawet paproć, którą chciałam już spisać na straty chyba się wystraszyła i zgęstniała. O reszcie nie wspomnę (naliczyłam 47 doniczek z zielskiem). Jakby mnie ktoś chciał uszczęśliwić jakimś chaszczem to zapraszam, proszę się nie krępować – w każdej ilości przyjmuję z dziką radością:)

piątek, 27 maja 2011

Można na...

…akademii z okazji Dnia Matki i Dnia Ojca siedzieć  tyłem do sceny za każdym razem, kiedy dzieci śpiewają/deklamują coś dla mam. Można cały czas wysyłać i odbierać SMSy. Można ostentacyjnie wzdychać i poburkiwać, kiedy Smok śpiewa „kocham cię, ti amo, je t’aime i nie pytaj mnie dlaczego tak jest, ty jesteś mą mamą wspaniałą kochaną, jedyną na zawsze i kochasz mnie też.” Można nawet wyjść tuż po zakończeniu występów i wręczeniu laurek, porzucając towarzystwo, rezygnujęc z poczęstunku i wygłupów z dzieciorami i żegnając Smoka w przelocie i olewacko. Można. Trzeba tylko być skończonym skunksem.

czwartek, 26 maja 2011

Poza trzema...

…parami rolek, mamy teraz w domu trzy rowery. Patrzenie jak Drożdż tarza się  pyle i żwirze przed własnym garażem w selu „zapakować Cleosi rowery do Wiśni i zabezpieczyć klapę bagażnika” – bezcenne. Musiał strasznie chcieć się ich pozbyć, bo zignorował nawet pytanie Smoka, czy Diaboł też będzie z nami jeździł. Ależ oczywiście, że będzie kochany Smoku (a chomiki klonują się w drożdżu na potęgę). Sam dał rower dla Diaboła, więc niech się chłopina pogodzi.

Inna sprawa. Zadzwoniłam dziś  do zarządcy basenu odrytego w naszym mieście. Miałam podły plan zabrać czeredkę w sobotę rano, zafundować im pizzę na obiad i wrócić wieczorem. Dupa. Basen zamknięty. Na stronie www jak byk stoi napisane, że od czerwca do sierpnia. Naiwna ja miałam nadzieję, że pierwszy upalny weekend przed czerwcem zrobią wielkie otwarcie. Okazało się, że „Skąd się to pani wzięło? Od wakacji jest czynny basen.” Ja się pytam, jakim cudem to ma na siebie zarabiać, skoro cały maj mamy piękną mniej lub bardziej pogodę, ale jak znam miejscowych już dawno zadki by moczyli. Tymczasem zamknięte i kasy nie przynosi. Jakby ktoś chciał wysunąć argument, że obsługa obsługuje kryty basen to otóż nie, bo od roku jest w remoncie – zamknięty na 100 spustów, a obsługa od sprzątaczek do ratowników smyka się po innych obiektach. Logika samorządowców czasami mnie powala. Na amen mnie powala.

Za to kupiłam sobie dzisiaj poduchy na fotele na balkon. Mój odwłok przeżywa orgazm (z różnych przyczyn) i wreszcie mam tak, jak zawsze chciałam mieć (w różnych kwestiach).

A od Smoka dostałam kwiota. Szczerze mówiąc myślałam, że Diaboł jak zawsze o wszystkim zapomni i nawet nastawiałam się od  rana na „absolutnie nie odczuwaj rozczarowania.” Niniejszym odszczekuję. Hau hau.

Nie było mnie wczoraj w pracy. We wtorek melduję grzecznie Szefowi S., że mnie nie będzie w środę. „Będę tęsknił i rozpaczał.” „Właśnie dlatego mówię panu dzisiaj, żeby mógł pan przyzwyczaić się do tej tragicznej myśli.” Wyrabia  się chłopak:)

Na sztalugach mam zieloną elficę. I kurde flak nie wiem co z nią dalej. No jest sobie na razie – najwyraźniej musi dojrzeć.

I jeszcze chciałam oświadczyć, że jak jeszcze raz  przed urlopem usłyszę jakiś głodny, samczy kawałek o cyckach, balkoniku, „oczach” czy chujwico, to dam w mordę jak Babcię kocham. Niezależnie od tego na jak wysokim stołku będzie siedział piejący z zachwytu samiec. Jednego mam tylko takiego kolegę w pracy, od którego jeszcze nie usłyszałam żadnego „byda broł cie na hołdzie, cie eche, jeronie”, który unika mnie jak ognia chociaż złego słowa Mu nie powiedziałam i otwarcie mówi, że się mnie boi. Ktoś mi powie dlaczego?

wtorek, 24 maja 2011

Coś mi się...

…śniło, ale nie pamiętam co.

Smok przydreptał w środku nocy „Mogę z wami, bo z wami się fajnie śpi.”

Diaboł przydreptał w środku nocy oderwany od rzeczywistości, ciągle w świecie zero-jedynkowym. Jak ten człowiek funkcjonuje normalnie po przespaniu 3 godzoin to ja nie wiem.

Machnęłam wczoraj kawałek dzieła. Miało być tylko tło, ale wyszło nieco inaczej.

Stanełam rano na wagę. Rolki są doskonałym spalaczem klusek:)

poniedziałek, 23 maja 2011

Rodzinne rolki...

…kończą się tym, że trzeba mieć oczy naokoło dupy:) Kontrolować które teraz aktualnie leży, które ryczy, które nie potrafi wstać. Kogo obciera but z rolki, kto się chce napić, czy auto nie jedzie, jak sobie radzą z nawracaniem i skręcaniem, czy nogi nie za bardzo w pozycji ginekologicznej. Dżizu daj mie oko skonstruowane jak musze i szyję jak u sowy – będzie mi wygodniej:)

niedziela, 22 maja 2011

Jest szansa...

…że nie wykończymy Obsi fizycznie i psychicznie w przyszły rolkowy weekend. Ja jakoś tam jadę, za to hamować nie potrafię, a Diaboł jechać nie potrafi, za to hamuje na zadku. Blogu dzięki za ochraniacze, chociaż przydałyby się też nadupniki. Po 3 godzinach „jazdy” konkluzja jest taka, że ja muszę mieć dłuższe skarpety, bo mi sę łydka zmasakrowała, a Diaboł musi mieć więcej równowagi:) Poza tym żyjemy.

Leżąc na balkonie sączę lemoniadę hand made i opalam się bom blada:) A i „Siewcę Wiatru” czytam, za każdym razem kiedy do archanioła Gabriela mówią „Gabrysiu” pękając ze śmiechu.

sobota, 21 maja 2011

Z lekkim...

…opóźnieniem bom jest pipa-pipa witamy na świecie Ząbika, który się był wycisnął siłami natury po 30 godzinach, przy pomocy matki Grabarki na świat 19go o 18.05. Tym samym ciężar świata znowu się zwiększył o drobne 3300 g, a całkowita długość ludzkości  wydłużyła się o 55cm. Zuch dziewczyny. Ząbik dla reszty świata zwie się Hanią. Niech będzie Hania, tys piknie:)

GRATULACJE:)

piątek, 20 maja 2011

Hasło dnia...

…spłodzone przez jednego z moich ulubionych prezesów JaNigdzieNiePracujęUrządSkarbowyNicMiNieMożeZrobić, na okoliczność mojego stwierdzenia, gdzie mam to, że sąsiedzi na mnie patrzą, jak siedzę/czytam/opalam się na balkonie:

„Co się ma w dupie, to się nie wyklupie.”

Amen