licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

niedziela, 23 grudnia 2012

Wesołych Świąt...

... Kochani.
Życzę Wam, żebyście znaleźli pod choinką pięknie opakowane serce wroga wyrwane razem  z wątrobą. W tej radosnej chwili niech Wam towarzyszą prawdziwi Przyjaciele umiejący się zawsze cieszyć Waszym szczęściem. Spełnienia wszystkich marzeń, Wam życzę nawet tych najbardziej absurdalnych, o ile tylko przybliżą Was one  do tego, żebyście mogli powiedzieć, że jesteście szczęśliwi.

sobota, 22 grudnia 2012

Mam swoje własne...

...feng shui, życiowe takie ułożone według zasady "I'm the best fuck the rest" oraz "I tak wyjdzie na moje". Sprawdza się. Chwilowe zaburzenie w postaci prawego migdałka zapuchniętego pod samo oko, zarastającego się dyndoła i wizji mnie nad garncem barszczu jutro, w swobodnym przemieszczeniu znad patelni z makiem i pomiędzy piekarnikiem z ciastem a misą z masą do drugiego ciasta pomijam milczeniem  i ułamkowosekundowym tylko zaciśnięciem szczęk.

Słońce jest gorące a trawa zielona.
Mantra. Słońce jest gorące a trawa zielona. Powtarzam patrząc na Jaśka i Małgośkę w karmniku na balkonie i kikuty bezsensownych gałęzi w Narni za oknem.

MJ próbuje zaburzyć feng shui złotymi świecami po Babci. No, moja kochana, chcesz złote, masz złote w drugim świeczniku-stroiku na kawowym stoliku. Ze złotym woskowym aniołem nawet się komponują. W uszach pobrzmiewa zapowiedź poniedziałkowej fonii "O mój boże, czarne świeczki jednak dałaś?!" Dałam.

Słońce jest gorące a trawa zielona.

Nie do każdego dociera, że feng shui nie zawiera wizji zawrotnej kariery z pięcio- czy nawet sześciocyfrowym stanem konta. Będzie - fajnie, nie będzie - też nieźle, byle nie stracić umiejętności otwierania ludzi, przyciągania ich do siebie, żeby uskutecznili samoczynne pranie mózgu, wywnętrzyli wszystkie zaśniedziałe gdzieś od lat pod warstwą betonu zwanego "co powiedzą ludzie" bolączki i troski, strachy i obawy, dziwactwa i małe ludzkie śmieszności. Nie do każdego dociera, że to może być i jest ważniejsze.

Słońce jest gorące a  trawa zielona.

W uszach brzmią słowa oczywistości, wynikające z jednej rozmowy. Może uda się naprawić czyjeś feng shui, może da się odwrócić zły los. Tylko jak przekonać sceptyka? Pomyślę, pomyślę, wymyślę. Na pewno, w końcu i tak wyjdzie na moje.

Słońce jest gorące a trawa zielona.

Dobre feng shui sprowadza dobrych ludzi. Dobrzy ludzie dopieszczają feng shui i robią dobrze na samopoczucie. A to, że czasem odzywa się siedząca w ciasnej, zamkniętej komórce, w najbardziej odległym kącie jaźni druga, schizofreniczna strona osobowości, ta która składa życzenia na każdą okazję  "i żeby twoi wrogowie zdychali pod płotem parchami porośnięci", cóż. Mogłabym nad nią panować. Mogłabym ją pewnie przykuć do kaloryfera, zastosować przemoc w rodzinie, przegłodzić, kazać się zamknąć i pewnie wyszłoby na moje. Ale to zaburzyłoby moje feng shui na dobre. A mnie się ono podoba.

Słońce jest gorące a trawa zielona.

Zawsze.

wtorek, 18 grudnia 2012

Buhahahaha...

...razy dwa.

Oraz nie działają mi jedne światełka. Szlag nagły jasny!

APDEJT:
Czarno-złota choinka rules. A jaki mi piękny stroik wyszedł.. MJ na wieść, że na wigilijnym stole mają stanąć czarne świeczki zrobiła OCZY. Nie jestem pewna, czy chcę wiedzieć co powie/pomyśli na ten temat Duży.

Dyndoł się wsysł. Zamiast Dyndoła mam Masakrę Policzkową Piłą Mechaniczną IV. Nabyłam maść. Maściuję vide mogę mówić bez szczękościsku. Shy Guy już nie będzie miał się z czego śmiać.

sobota, 15 grudnia 2012

Na koniec...

...oznajmiłam Prezesuni przez telefon, że rozpoczęłam akcję zbiórki żywności, dla rodzin z Misiów Puchatych, ale niech się cudów nie spodziewa, bo może się okazać, że Duch Świąt zdechł w kącie nie czekając na koniec świata 21go. Uśmiała się jak norka i stwierdziła, że powinna do mnie dzwonić raz dziennie, żeby sobie poprawić humor. Doprawdy nie wiem, co jest zabawnego w agonii Ducha, ale niech tam. Grunt, że się dziewczę roześmiało, a w atmosferze Misiowej nie ma nic śmiesznego, bo tam naprawdę mają urwanie łbów.

Słodycze na paczki,  wraz z grami, puzzlami, ciuchami i bambetlami niemowlęcymi zawiozłam do siedziby. Pogadałyśmy z Prezesunią chwilę i wywaliła mi w którymś momencie "Jezu, jak dobrze, że ty jesteś." Siorb, się wzruszyłam w kamieniu mym sercowym. I może nie powinnam się tym jednym jedynym zdaniem chwalić tu publicznie, ale to był naprawdę dupiaty tydzień, a to zdanie podziałało jak balsam. Chociaż nic takiego nie robię - kursuję tylko do Misiów raz w tygodniu, poświęcam im dwie godziny, rozsyłam wieści o akcjach wszelakich i poprawiam humor obrazoburczymi tekstami. "Widzisz" - mówię - "to jest najlepszy dowód na to, że można nie wierzyć w boga, mieć nawalone we łbie i móc i tak coś sensownego w życiu zrobić. Jeśli faktycznie bóg istnieje, módl się za mnie Prezesuniu, bo mi szkoda na to czasu, wolę w tym czasie zredagować maila z prośbą o pomoc dla was. Może mi to wątpliwe niebo wymodlisz i zdechnę tam z nudów." Uśmiała się znowu. I o to chodzi w tym Duchu Świąt co to zdycha lub nie - żeby ktoś się uśmiechnął.

czwartek, 13 grudnia 2012

Odbyłam wizytę...

...u Nadwornej Dentystki, tej której się oświadczyłam przy pierwszej wizycie, kiedy to rwała mi bezboleśnie i bezproblemowo ósemkę. Dziś również bezboleśnie i cudnie kocham Ją nadal pasjami, czego zresztą nie omieszkałam Jej powiedzieć ku uciesze pomocy dentystycznej. Umówiłam się nawet na Waleńtyłki na rwanie drugiej ósemki, tym razem dolnej. Pięknie. Po czym wracając do domu i nie mając czucia w gębie tak się upiergoliłam pozostałymi zębami gębnymi w znieczulony policzek, że mi teraz kawałek dynda od środka. I się zastanawiam nad dwiema rzeczami.
Primo - oderwać dyndołę?
Secundo - jak bardzo będzie mnie bolało, jak już zejdzie znieczulenie?

Czy ja już mówiłam, że to jest wyjątkowo dupiaty tydzień, od samego poniedziałku?

środa, 12 grudnia 2012

Chyba się...

...zakochałam. I do tego nieszczęśliwie. Wystarczyło, żebym raz spojrzała mu w oczy, w ten uśmiechnięty pysk wyszczerzony i koniec - przepadłam z kretesem. Od pierwszego wszystkiego wiedziałam, że jesteśmy sobie przeznaczeni... bo to imię, to spojrzenie, ta postawa wyprostowana jak struna. Zadzwoniłam, rozmowa była dawała nadzieję przez chwilę niestety. Bo potem okazało się, że poluje. I to nie dla samego faktu uganiania się za zdobyczą, żeby potem odpuścić. Poluje, żeby zabić a potem zeżreć. Nie mogłam sobie tego zrobić.
I teraz jestem nieszczęśliwa. Tragicznie pogrążona w smutku.W rozpaczy, na dnie.

A taki był przystojny. Ravel. Rozumiecie? RAVEL!!! A ja przecież uwielbiam Ravela i Who z Kate wiedzą, że nad moimi zwłokami ma grać nie marsz pogrzebowy, a Bolero. Więc to był znak. Ale poluje skubany na koty. Ravel, najcudniejszy, różnooki, najboskiejszy siberian husky jakiego widziałam na moje własne gały. Mogłam go sobie adoptować. Ale nie. Nie mój.

niedziela, 9 grudnia 2012

Konwersacja...

...obiadowa:
Diaboł: Tak sobie myślę, że skoro kolejny raz w tak krótkim czasie zrobiłaś to chilli to chyba musi wymagać mało pracy.
Cleos: Grrr.
Diaboł: Ale potem pomyślałem sobie, że może po prostu lubisz je robić, ale przecież ty nie lubisz gotować.
Cleos: GRRR
Diaboł: No i mi została tylko możliwość, że ci smakuje po prostu.
Cleos: A nie przyszło ci kochanie to tego tępego, męskiego, pustego...
Diaboł: Szowinistycznego?
Cleos: Nie, zapierdziałego łba, że chciałam ci sprawić przyjemność tym żarciem, bo je lubisz?
Diaboł: Dziękuję ci.
Cleos: Za chilli?
Diaboł: Nie, właśnie mi wyznałaś miłość. Ja ciebie też.

Ubiję Go kiedyś, wiecie?


środa, 5 grudnia 2012

Cudna passa...

..trwa. Dajcie mi ciupaskę do zaciupania obiektu.

Ojciec Dzieciom, zwany Drożdżem, zwany Skunksem poinformował, że nie ma piniondza, żeby kupić prezent na urodziny, na które wybiera się Smok. Ja nie wiem, jak w innych miastach/państwach, ale ja ogarniam taki prezent za max 30 PLN, czasem nawet mniej i jest doprawdy wypasiony.
Prowadziliśmy konwersacje via SMS, z których wynikało, że nie ma piniondza, bo ma święta i jest ubogi. Ja też mam święta, dodatkowo trochę nie mam czasu jeździć po sklepach, a on sklep z zabawkami ma dosłownie jakieś 7 metrów od miejsca pracy. Się dowiedziałam zatem, że ja do tego sklepu z domu mam 50 metrów, mogę se iść. Argumenty były różne. Rozwalił mnie w drobiazgi wypominając, że jak u mnie było krucho to on za świetlicę Smoka zapłacił. Dodajmy, że było to we wrześniu zeszłego roku i potem może jeszcze raz - nie pomnę i od tamtej pory komitety, ubezpieczenia, wycieczki, składki, klasowe płacą się zaiste same, bo on o nich nawet nie wiem. Cyc mi opadł i stwierdziłam, że nie dam dziecku przez ciula kaukaskiego płakać, że nie może iść na imprezę, bo mama nie ma kasy faktycznie, a tato nie chce kasy mieć na prezenty dla koleżanek. Woli dla Alutki. Dupa. Odpisałam, że jak zawsze poradzimy sobie BEZ NIEGO i Smok zabierze prezent do niego w piątek.
Dam radę oczywiście, pokombinuję, jakoś upchnę to w budżecie gdzie i laptop dla dziecka, i kolacja świąteczna w domu, i meble nowe dla Smoka, i zaliczka za komunię i chujemuje dzikie węże będę chciała to się sprężę. Dokonam cudów oczywiście, bo potrafię.
Jak Smok skomentował sytuację nie będę cytowała. Trafnie w każdym razie.

I tak wiem Azazlu, że źle zrobiłam ustępując mu, kiedy najpierw się upierałam, że znowu wyszło na jego. Pytanie tylko brzmi, kto na tym wyjdzie lepiej - ten uszczęśliwiający dziecko tym, że może iść na imprezę, czy ten symulujący biedotę z Ugandy i fałszywie świadczący o stanie konta. A jakie konto jest wiem, i jakie wydatki mniej więcej również. Zapomniał chyba sierotka, że przez 7 lat pilnie obserwowałam.

wtorek, 4 grudnia 2012

Więcej takich...

...dni poproszę. Cierpliwość cnotą bogów, będę wurwa boginia na piedestale z kości tych, co ich w swojej cierpliwości pomalutku, bez pośpiechu uciupię.

Po pierwsze zima zaskoczyła drogowców. W grudniu to doprawdy zastanawiające, że ten śnieg tak pada i pada. Powinien padać pionowo z górę, odśnieżając przy okazji drogi i zabierając mit błoto pośniegowe.

Po drugie byłam mądrzejsza od GPSa, w związku spożywczym jechałam do pracy 45 minut zamiast 20. Połowę drogi stukałam się w głowę wyzywając sobie od blondynek, a i tak nie słuchałam Krzysia, który mię prowadził był. Kretynka.

Po trzecie ubrałam choinkę pracową, która jest cudna, piękna i w ogóle mniód i orzeszki, tyle tylko, że ubieranie choinek nie moich jest denerwujące do granic cleosiowych możliwości.

(Doceń narodzie ograniczoną liczbę inwektyw, przekleństw i wyrazów powszechnie uważanych za obelżywe)

Po czwarte byłam na spotkaniu z CzarnymLudem. Cytat z dziś "Przykazania kościelne są dla katolickich lumpów". Blog mi świadkiem, że jak Smok dostanie pytanie na egzaminie o przykazania kościelne to Jej powiem, żeby udzieliła takiej właśnie odpowiedzi.

Po piąte zamknęli mi most po drodze do domu, więc do domu jechałam 50 minut zamiast 25.

Potrzebuję żywego organizmu, żeby mu upierdolić łeb i patrzeć jak kona. Diaboła wykluczam, bo pałam do Niego. Who proponuje kwiatki, ale kwiatki uskuteczniają mało spektakularną agonię. Jacyś ochotnicy?


piątek, 30 listopada 2012

Rano przy...

...przystanku. Jakieś 20 kilogramów nadwagi, nabity jak stodoła, myślę, że wracał od Dzidziusia, a to nie wróży nic dobrego. Zaprzyjaźniać się chciał i rozmawiać. "Ssssspierdalaj" wycedziłam możliwie najspokojniej, możliwie najsopelkowiej, możliwie najodważniej - wyminęłam i ostatnie 100 metrów dzielące mnie od domu pokonałam możliwie najnormalniej, możliwie  równym krokiem, możliwie bez paniki. A myślałam, że mi przeszło na amen. Ale przed oczami stanęły mi pokazy siły po pijaku sprzed piętnastu lat. I chyba jednak nie minęło.
Kiedy jest trzeźwy, to on omija mnie szerokim łukiem podczas przypadkowych spotkań, których nie unikniemy, dopóki nie zdechnie gdzieś w pleśniejącej norze nad flaszką denaturatu. Omija, bo na trzeźwo wie, że nie schylę głowy nigdy więcej.
Kiedy jest pijany wiem, że traci kontrolę nad wszystkim, że puszczają wszelkie hamulce, a mózg w pijackim zwidzie wyłącza racjonalne myślenie.  Powinnam była przejść na drugą stronę. Powinnam była, ale  obiecałam sobie kiedyś coś i nie przeszłam. I  jeśli jest coś czego w życiu nienawidzę naprawdę, z całego serca, do samej głębi mnie, to jest to nanosekunda zwierzęcego strachu, który już chyba zawsze będzie gdzieś tam na dnie.

środa, 28 listopada 2012

Czy powinnam...

...reagować na seksistowskie, niesmaczne teksty, biorące się z żałosnego stereotypowego postrzegania mnie jako cycatej, tępej blondynki? Zadaję sobie to pytanie od tygodnia.
Jestem cycata. Jestem nawet blondynką. Tylko tępa nie jestem, ale umówmy się naród widzi dokładnie to, co chce zobaczyć. Zatem?

piątek, 23 listopada 2012

Do oddania...

...siedem szczeniąt labradorów biszkoptowych. Całkiem cudnych całkiem za darmo.

Zainteresowanych proszę o kontakt: Łukasz 793 265 158.

niedziela, 18 listopada 2012

Zimno się...

...zatchnęła nad wpisem u Frustratki - nie bardzo rozumiem. Mam takich roczników osiem osiem wokół siebie całe mnóstwo, stada całe, i? Patrzę sobie na nie, jakie są śliczne, cycki im nie oklapły, tyłki mają jędrne, chodzą  szybciej, pracują do późna, i? Moje cycki nie przeszłyby testu ołówka, ach co mówię, nie przeszłyby testu piórnika nawet, zadek ma swoje własne alternatywne życie, chodzę wolniej, pracuję tyle ile trzeba, i? I wiem więcej, potrafię dużo, lat dają mi standardowo sześć mniej niż mam. Nie gnam przed siebie niczym nasza szkapa na ugiętych kolanach w niebotycznych szpilkach, przygarbiona kompleksem za dużych buforów chowając je w ściągniętych ramionach. Idę, może wolniej, ale za to równym krokiem, wyprostowana, z podniesioną głową - zawsze patrząc na świat, nie pod nogi. Bo nawet jeśli się potknę to co, ja nie wstanę? Ja? Nie spałam, rzygi wycierałam, jadłam co popadnie, i? Nie ma takiej rzeczy na świecie, która mnie przytrzyma przy glebie. Sterana? Może. Grubsza bardziej? Na pewno. Ale czym są te dwa dodatkowe kilogramy, wobec tego co wiem, co potrafię, czy jestem, kim jestem? Rocznik osiem osiem - może są ładniejsze, zgrabniejsze, patrzą z politowaniem, ale suma summarum, to ja mam to COŚ, co mi pozwala zalajkować siebie i po prostu BYĆ, bez udowadniania światu, że jestem. Dziesięć lat więcej? Cudnie, gdyby nie te lata, w życiu nie byłabym sobą. Nie chciałabym dołączyć do rocznika osiem osiem za żadne pierścienie Arabelli. Matko kochana, one przecież nawet nie wiedzą kim była Arabella! Stracić to? Oddać? Chcieć czegoś innego? Zazdrościć? I tak ja rządzę:)

sobota, 17 listopada 2012

My tu sobie...

...na mojej drugiej siedemnastce ustalamy obsadę do opery mydlanej o wdzięcznym tytule "Żony naszego męża", a nie wiemy, że gwiazda TV siedzi między nami. Dlatego też klikamy tu i od minuty 40 i 42 sekundy oglądamy Grabarkę przy pracy:)

piątek, 16 listopada 2012

Zumba daje mi...

...takiego powera, że moje Misie Puchate potem padają na pyszczki. Inna sprawa, że zumba daje też pomysły do pachangi na przykład, a że ja to potem wszystko składam do kupy w choreografię pod prysznicem przeważnie, to Misie zabraniają mi się duszować. Mam niniejszym cuchnąć - serem, myszami i mchem mokrym najlepiej.

Stopy dziś najchętniej wystawiłabym za okno i to wcale nie dlatego, że ten "szwajcarski serek latem ajajaj...", tylko dlatego że zajęcia prowadziłam dziś na gumolicie, a od tego boli wszystko poniżej kostki. Wszyściuchno. Za oknem jest szansa, że odmarzną i odpadną, nie?



czwartek, 15 listopada 2012

Uwielbiam...

...mojego DowCipologa, bo za prywatne wizyty nie bierze ode mnie kasy, zawsze mnie rozbawia i mam mnóstwo czasu w Jego poczekalni żeby czytać. Dziś czekałam ponad 2 godziny, wizyta zajęła mi 120 sekund - z zegarkiem w ręku niemal.

Azazel kazała mi zrobić listę. Zamknęłam ją w 25 punktach - nieźle jak na listę o takim tytule jaki jej nadałam.

Do gorączki białej doprowadza mnie drożdżowe olewanie Smoka. Coraz bardziej doprowadza i coraz bardziej olewa. Zbierze plon, oj zbierze.

I wkurwia mnie jak ktoś, kto od miesiąca mówi, że nie ma kasy na ratę za ubezpieczenie mieszkania, beztrosko idzie do sklepu i kupuje książkę. Książka jest do wuja pana dobrem luksusowym i gdybym nie miała, na żarcie na przykład, to książkę umieściłabym na szarym końcu checklisty. Ale nie... Już nawet nie wiem jak to nazwać.

piątek, 9 listopada 2012

To był dłuuuugi...

...dzień. Naprawdę.  Mam psa i nowy przydomek Medussssa. Oraz dodatkowych dziewięć, atrakcyjnych języczków do zaoferowania. Przeprowadziłam kilkadziesiąt wyjątkowo sympatycznych rozmów w tym od Ojca Derektora, który mnie nie lubił, a teraz tęskni, od Dupeczek moich kochanych, Rodziny, Młodszego Brata, Przyjaciół, odebrałam mnóstwo @, na przykład od Ibi z Węgier. Utwierdziłam się w jedynym, słusznym przekonaniu, że pracuję z wariatami, którzy albo dają mi w prezencie dziwaczne nakrycia głowy, albo odtańcowują ze mną kółko graniaste w głównym hallu, pod okiem kamery.

Dziękuję. Za wszystkie życzenia, za dzisiejszy śmiech i za śmiech w ogóle. Dzięki Wam, na warsztatach z piktogramami mogę rysować to słoneczko:)

czwartek, 8 listopada 2012

Tak zwyczajnie...

...jest fajnie. Siedzę sobie na blacie w kuchni a Diaboł deklamuje: "Ani w kosmosie, ani w bigosie nikt tak nikogo nie kocha, jak ja moją Cleosię." Tia, nieźle jak  na siedemnastolatkę:) podwójną niemal.


wtorek, 6 listopada 2012

Pan Czarnylud...

..na spotkaniu dla rodziców dzieci komunijnych powiedział, żeśmy się "uniezdolnili do prawdziwego żalu za grzechy i sakramentu pokuty". Cytuję wurwa. Wolę chyba, żeby Smok nie słuchał za bardzo Czarnegoluda, niech się uniezdolni do nabywania głupoty. Oraz w ramach opowieści o sakramencie pokuty DLA DZIECI, snuł przez kwadrans historie o alkoholikach, dzieciach w Paryżu, które przed  pierwszą komunią nie mają spowiedzi i kobiecie, która trzy razy w roku latała do Stanów na seks z kochankiem. Też była uniezdolniona. A potem włączył mi się mp player w telefonie, co to się nie był zablokował, a że ostatnio chwaliłam się dzwonkiem, po nawach kościoła poniósł się Boguś.
Cóż, wyłączyłam dopiero przy królu Julianie, który oznajmia mi co rano "wstajemy, szkoda takiego dnia". No się zakałapućkałam w kieszeni.
Trochę mi to poprawiło humor, ale nie bardzo.
 

poniedziałek, 5 listopada 2012

Nie chce...

..mi się doprawdy. Uskuteczniam tu taką sielankę, że jak popatrzę na bloga, to musiałabym pisać i pisać i pisać.
Tymczasem wolę poświęcić czas na rodzinne malowanie kalendarza na przyszły rok. Albo na robienie ozdób choinkowych, albo na Sons of Anarchy - nowy serial, który wynalazł Diaboł. Opcjonalnie przebieramy się za zombi, albo upijamy z moim Młodszym Kuzynem. (Być może dlatego, że Starszy Kuzyn nie raczy dupy przytachać do nas.) Jeszcze montujemy karmnik i obserwujemy Jaśka z Małgośką, albo robimy szpic na pracową choinkę, albo latam na zumbę, albo kuję ten niemiecki zachromolony. Albo jeszcze czytam Grę o Tron w oryginale, co umówmy się ze względu na nagromadzenie giermków, przyłbic, napierśników i ogierów na centymetrze kwadratowym strony nie jest łatwe. I korzystam z kanapy.
Zwyczajnie nie mam czasu na wirtual, skoro real jest taki zajmujący.

Bywa.

niedziela, 28 października 2012

Przyjechała o...

..13.00. Do tej chwili obejrzałam na niej dwa filmy, zasnęłam, wypiłam hektolitry herbatki, wymiziałam kota, poczytałam książkę. Oznacza to w dużym skrócie, że MAMY WRESZCIE KANAPĘ.
Senkju senkju, gratulacje owszem przyjmuję.

Azazel przyjechała koszmarnie spóźniona, ale 11 miesięcy związku przyzwyczaiło nas do tego, że czego nie możesz zmienić i na co nie masz wpływu musisz zaakceptować. Albo odpalantować, ale to raczej nie wchodzi w rachubę. Za to wyszła jakoś tak o 5.30. NAD RANEM. Zadek mię się splaszczył od krzesła, bo wczoraj nie posiadałam jeszcze KANAPY i blog mi świadkiem, że nie pamiętam, kiedy ostatnio tyle mówiłam i słuchałam. Kroi się kolejna Wiedźma na Sabaty, jakiem Cleosia.

Zatem kiedy o 10.20 dostałam SMS od Pana Kierowcy, że jedzie z KANAPĄ miałam ochotę oddzwonić i nabluzgać biedakowi na czym świat stoi, gdyż azaliż spałam właśnie od czterech godzin i był mnie obudził.

Red Bullowi zaś składam niniejszym serdeczne dzięki za skręcenie KANAPY, w ramach wsparcia w robieniu niespodziewanki Diabołowi. Nawet jeśli chodzi o 4 durne śruby i dwa oparcia Przyjaciele bywają bezcenni.


sobota, 20 października 2012

Bo...

... upiekłyśmy już bułeczki na słodko na śniadanie.
Pojechałyśmy nakarmić MJa, przez domofon przedstawiając się jako gazownia, a potem przyprawiając Ją o zawał. I pytam się:
C: Tak wpuszczasz wszystkich nie pytasz po co przyszli i jeszcze drzwi otwierasz bez łańcucha, pogło cię matka?
MJ: No przecież gazownia, to pewnie do licznika.
C: A twoje zwłoki właśnie leżą w przedpokoju i rozpoczynają proces gnilny.
Usiłujemy wyjść, ale drzwi pozamykane na wszystkie zamki.
C: Po cholerę to zamykasz, skoro nie da się z zewnątrz otworzyć?
MJ: Z przyzwyczajenia.
C: Jak będziesz denatem po wizycie gazownika, to ci może być trudno zamknąć się od wewnątrz dla bezpieczeństwa.

Odwiedziłyśmy nasze złomowisko - 53 kg makulatury tą razą.

Zrobiłyśmy kompozycję jesienną na konkurs do szkoły.

Aktualnie z marakasami z "Kreta" odkamieniam prysznic w rytm Gangam style. Cudnie.

Jeszcze tylko ilustracja do śląskiej legendy na kolejny konkurs i jestem wolna, jak dzika świnia.

A ponieważ nie będziemy mieli w przyszłym roku naszego ulubionego kalendarza z gołymi babami, postanowiliśmy kalendarz zrobić samodzielnie - każdy po 4 miesiące zanabyte drogą losowania. Autorski będzie - bardzo - jak sądzę:)

poniedziałek, 15 października 2012

Se kupię...

...leżankę i będę ją ze sobą, na pleckach - tachu, tachu. To tu, to tam, to siam. A co! Bo wiecie, dobry terapeuta musi mieć leżankę, nie? Ongiś miałam ci ja zieloną kanapę terapeutyczną, ale wyzbywszy się Drożdża, wyzbyłam się i narzędzia pracy. I o dziwo głową na tej kanapie pracowałam, nie dupą. Tymczasem jednakowoż azaliż obecnie nie posiadam kanapy. Jeszcze. A przydałaby się, oj przydała. Tłum by na niej leżał, jednostkowo, nie tłumem w komplecie. Tak mam. Że słucham.

piątek, 12 października 2012

Znalazłam...

...książkę... Taką dla mnie. Taką cleosiową, że aż boli. Przeczytałam ze wstrzymanym oddechem, chociaż taka zwyczajna, zwykła, prosta.  Obejrzałam film. Książka bardziej, ale i film też...taki dla mnie

czwartek, 11 października 2012

Dzwoni Who...

...:
Cleos: Śmiać się nie mogę, bo mi wara wisi.
Who: Ja też nie mogę bo mi cycek skacze.
Cleos: Musimy mówić poważnie.
Who: Same poważne rzeczy mówimy, bo mnie boli.
Cleos: A mi wisi.

I dalej w ten deseń. Udało nam się roześmiać tylko ze dwa razy może:)

wtorek, 9 października 2012

Pytanie konkursowe...

...brzmi:
Ile przekleństw i w ilu językach  w ciągu 45 minut jest w stanie wygenerować Cleosia?

Odpowiedzi poprawne mile widziane, niepoprawne będą karane śmiercią. O taki mam nastrój! Właśnie taki!

poniedziałek, 8 października 2012

Drożdż...

...posłał mi SMS. Odpowiedziałam. Odpisał mi z lekką autoironią i poczuciem humoru. Mogłabym Go takiego nawet polubić. Chyba.

niedziela, 7 października 2012

wtorek, 2 października 2012

Smok popełnił...

...list do Świętego. Cudnie - więcej czasu mamy wszyscy na zorganizowanie tych wymarzonych cudów. Potem przyszła do mnie i zapytała:
Smok: Mamo, a czy ja naprawdę byłam grzeczna w tym roku.
Cleos: No byłaś, poza tymi momentami, kiedy doprowadzałaś mnie do białej gorączki.
Smok: :(
Cleos: Ale nawet wtedy Cię kocham i jesteś najfajniejsza na świecie.
Smok: ...
Cleos: No serio.
Smok: Mamo... postaram się od teraz do Mikołaja być naprawdę, ale tak naprawdę grzeczna. Nie wiem czy mi się uda, bo wiesz jak dzieci dorastają to... (szuka słowa)
Cleos: Odbija im czasem?
Smok: O właśnie. Ale się postaram być grzeczna mimo to.

I odmawia stanowczo uwierzenia w opowieści Przyjaciółki Od Przedszkola, że Mikołaja jednak nie ma.

I załatwiłam również kwestię ozdób choinkowych. Połowicznie. Brakuje mi czarnych, gdyż w tym roku helplandowa choinka będzie czarno-złota. I jak mi ktoś powie, że to za wcześnie, że po kiego grzyba w październiku, to pogadamy w grudniu, jak ja będę machała palcem w buciku i nuszkom, a reszta świata będzie dostawała świątecznego amoku.
O!

czwartek, 27 września 2012

57 kilogramów...

...z 1/4 cmentarza. Tym razem ze Smokiem.. Diaboł poproszony o wniesienie dorobku na pięterko otworzył smerfinowy bagażnik i oniemiał z lekka.
Nie mam już w domu reklamówek. Ani jednej, ani pół. Ktoś ma, chce się pozbyć i ma blisko do mnie?
Bo a jakże, jutro znowu idę. I pojutrze. I w niedzielę.

środa, 26 września 2012

17 kilogramów...

...kasztanów z 1/8 cmentarza. Reszcie nie dałam rady, bo primo zrobiło się lekko ciemno, sekundo plecy powiedziały "kasztany fuck off".
Pilnie poszukuję tragarza, który to co ja nazbieram, będzie tachał do zaparkowanej za płotem Smerfiny, po czym wracał po jeszcze... i po jeszcze... i po jeszcze.
Chyba wpadłam w lekki kasztanoszał.
Leciuchny, leciunieńki.

poniedziałek, 24 września 2012

"Czasem sobie...

...myślę, że Darwin jednak się mylił i w rzeczywistości człowiek pochodzi od owadów, bo w ośmiu przypadkach na dziesięć człekokształtne to zwykłe mendy gotowe na wszystko za byle gówno."

Carlos Ruiz Zafon "Więzień nieba"

sobota, 22 września 2012

Uwielbiam...

...wprost kurwa orgiastycznie uwielbiam, jak się ze mnie robi idiotkę w sposób uwłaczający mojej inteligencji. Przebieram nóżkami na następne spotkanie. Na świętego kurwa nigdy. Nie zadzwonię, zapomnę, w dupie będę  miała.

piątek, 21 września 2012

Duży się zaparł...

...jak krowa na miedzy, czy raczej byk może i postanowił MJowi zanabyć drogą kupna samochód. MJa to, umówmy się NIE uszczęśliwia, co nawet Smok widzi gołym okiem bez brela. Ale Duży wydaje się być ślepy na wszelkie argumenty z wyrażonym jasno przez MJa "Ale ja nie chcę" włącznie. Nie dociera. W tym niedocieraniu jednak pojechał mi komplementem, jakiego się nie spodziewałam - mianowicie oznajmił, że to JA mam MJa uczyć jeździć. A wiecie, Duży uważa, że NIKT nie jeździ tak jak ON, bo On najlepiej, najdoskonalej i w ogóle naj. Przemawia za tym ilość przejechanych kilometrów pozwalająca parokrotnie odbyć podróż po równiku w tę i nazad i na abarot, bez stłuczki, kolizji, wypadku. Amen. A teraz okazuje się, że JA, właśnie ja. Przytrzymałam się futryny, żeby udźwignąć kaliber zawoalowanej pochwały. Ja proszę bardzo, chętnie, tylko MJ niekoniecznie kurcgalopkiem gna do tej nauki. Się obaczy.

Misie Moje Puchate uszczęśliwiły mnie za to wyznaniem oznaczającym przywiązanie po grób, a mianowicie "A wiecie, jak za jakiś czas będziemy tu przychodzić o balkonikach i wspominać: a pamiętacie naszą Cleosię, co już dawno nie żyje...?" No, dzięki. Pochowały mnie wśród śmiechów, parsków i ogólnej radości. Khe, ekhe - chyba sobie nie życzę, pożyję jeszcze trochę.

Sezon na kasztany rozpoczęłyśmy ze Smokiem. Wczoraj 13 kilogramów. Ktoś pragnie zbierać z nami dla zbożnego celu dokarmiania sarenek i innych dzików? Dla ułatwienia dodam, ze ja te kasztany w plecaku na plecach i przysiad, podnieś, wrzuć i wstań, przysiad, podnieś, wrzuć i wstań - a kilogramy na garbie rosną. Kto mi powie, jak się czuje dzisiaj mój kręgosłup? A myślałam, że mam twardy i nie zginam przed nikim. Pokonała mnie idea wypasania zwierząt leśnych. Szlag. Stan na dziś 26 kg zebranych. Aspiracje mamy wielkie, pytanie tylko, czy kasztanowce udźwigną ciężar gatunkowy smoczych ambicji zbieraczych.

Generalnie pakujemy się w rozmaite akcje, o charakterze potencjalnie wyzyskującym mnie w rozlicznych obszarach i angażujące tabuny ludzi do robienia czegokolwiek. Nakrętki zbieramy plastikowe ze wszystkiego - my, cała Rodzina, pół Najnowszej, Nowej, znajomi i przyjaciele Królika. Makulaturę zbieramy w podobnym składzie. Kasztanki teraz. Ciuchy, sprzęty, meble, naczynia, blogwieco, wszystko, szwarc mydło i powidło w składzie identycznym, a potem zawozimy to do Misiów puchatych, które się cieszą jak głupie z każdego drobiazgu, bo same nie mają. I wożę potem, a to biurko, a to telewizor, rolki, czajnik, żelazko, 200 kg makulatury (to akurat Wiśnią było), Diaboł targa kasztany. Nabawimy się plynckierzy, pukla i dekla. Chociaż dekla to już mamy.

czwartek, 20 września 2012

Nadejszłam...

... nie bardzo ogarniając tę kuwetę. Co za shit motyla noga, że powtórzę za dawnym miejscem. Nic to. Jak już mam się uczyć, przy całej mojej niechęci do takiego piergolenia się nowości, to niech chociaż mam swoje miejsce, MOJE miejsce, CLEOSIOWE.
Oflagowałam się niniejszym. Pod spodem będąc nago, w ramach protestu postanawiając zabić zarząd blog.pl cyckiem do pasa. I co mi kto zrobi? No fika ktoś? Fika?

No ja myślę.
Czujcie się jak u siebie.

poniedziałek, 10 września 2012

Nowe blogowisko...

…jest krótko mówiąc gówniane.

Jeśli Diabołowi nie uda się przywrócić w tym śmietnisku dawnego wyglądu, to oświadczam, że najpierw wysmaruję @ do blogozarządu a potem zamknę kramik. Albo przeniosę się w inne miejsce.

Shit. Dupa dupa. Shit.

sobota, 8 września 2012

Cytaty dnia...

…ze spotkania na szczycie:

D: Ja się też pierwszy raz puszczałem asekuracyjnie.
C: Ja się też zawsze puszczam asekuracyjnie.
O: Nawet należy się tak puszczać, to jest istota puszczania nawet.

D: Ja tu robię w kącie pompki, jak nikt nie patrzy.
O: Jak ty w tym kącie pompki robisz? Na ścianie?

D: To ja przynajmniej wstaję sam.
C: Po pięciu.
O: A może on już stoi, w kącie oparty o ścianę i robi.

O: Jestem zołza CAPSEM.

D: Już se nawet myślałem, żeby iść do fryzjera, jak kobietom przedłużają włosy to czemu niby brody nie?
O: Przedłużą ci na pewno.

D: Nie byłem nigdy w burdelu.
O: Ani w krzakach w burdelu. Burdel leśny.

O: Generalnie to nie jest łatwa praca, ani ZUSu nie mają, ani nic.

M: Mamo, a kupisz mi takiego czerwonego ptaka przy wypłacie?
O: Jak się szybko nie zepsuje to mogę ci kupić.

C: Bo widzisz na mózgi nie ma brania, tylko na dupy.
O: No najtrudniejsze mieć atrakcyjniejszą dupę niż mózg.

:)

czwartek, 6 września 2012

środa, 5 września 2012

niedziela, 2 września 2012

Wkurw dnia...


Kochający tatuś do jedynej córeczki, która nie potrafi zdecydować się, które lody ma ochotę zjeść i płacze z tego powodu.
- Ty to potrafisz spieprzyć najfajniejszy dzień.

Nie śmiejcie się...

…ZA BARDZO.
W kościele byłam ze Smokiem – w ramach roku komunijnego.
Ubaw taki, że chyba zacznę chodzić regularnie.
Właściciel jednej z najlepszych piekarni w mieście przybył w asyście wypindrzonej żony, sam okryty garniturem w biało-niebieskie paski, w białych sztiflach, bez skarpetek.
Przed moim nosem paradowała pani z dzieckiem w wieku chodzonym za rączkę dla równowagi, za to ze sporą nadwagą, okryta spódnicą w biało-czarne kwiaty, bluzką oczojebnie zieloną w pasy, w za małych butach z odkrytymi palcami, w rajtkach.
Nawą po lewej dreptała pani w kapeluszu z rondem wielkości Spodka w Katowicach, na szpileczkach z chłopcem w czarnym garniturze i butach sportowych Nike.
Kwiatków takich całe stada. Zastanawiałam się przez chwilę ilu spośród tych ludzi faktycznie chodzi z potrzeby wysłuchania Słowa Bożego, a ilu z potrzeby lasu i zadania szyku – czy raczej pseudoszyku, a ilu jeszcze, bo tak ich rodzice nauczyli i nie wiedzą, że istnieje coś innego, że inaczej być dobrym człowiekiem też można.
Ministranci podczas czytań składali literki i mylili się notorycznie.
Pan ksiądz również rąbnął się parę razy spektakularnie.
Kazania nie było, tylko list jakichś pasterzy. W którym to liście napisane było, jaka to religia w szkole ważna, jaka niedoceniana, a katecheci ciężki krzyż niosą. Tu mnie trafił lekki szlag, bo ja miałam religię przed komunią w kościele, katechetka była z powołania i bardzo WTEDY lubiłam te dzieciowe rozważania o Bogu. Tymczasem Smok ogłasza, że jej pani katechetka jest nudna, straszy ogniem piekielnym i w ogóle nie lubi dzieci, a do jednej dziewczynki pod koniec zeszłego roku wydała komunikat werbalny „cicho bądź wreszcie bachorze.” Dałabym normalnie w mordę i wcale nie jest wykluczone, że metaforycznie bardziej niż w przenośni dam jeszcze.

Wszystko powyższe nie zmiania faktu, że w przybytku bywać będziemy co tydzień, gdyż ponieważ należy Smoku wpoić, że jak się coś robi, do czegoś zobowiązuje, ma jakieś przekonania, to nie należy tego robić po łebkach. A Smok deklaruje, że Wierzy. Skoro tak, to do tej komunii pójdzie z przekonania, jak tylko zakuma o co chodzi. I umówmy się, że tego Jej nie wytłumaczy pan ksiądz, ani pożal się boże pani katechetka, tylko ja z pomocą MJ. Bo mnie czasem ciężko wyzbyć się ironicznego syku podszytego niewiarą, a MJ Wierzy też. Się staram, tak?
Przybytek z powodu mojej obecności pod słupem z tyłu po prawej nie pierdyknął w gruz, gromy z nieba nie waliły, znaczy damy radę i bozia i ja. Jakoś. Co nie zmienia faktu, że bardziej do mnie trafiało to, co mówił Ksiądz Tadeusz przy wieczornym piwie, po całodziennej naszej orce z niepełnosprawnymi dzieciakami, niż ten ociekający pozłotą i krochmalem alb cyrk. Szanse na nawrócenie naprawdę marne. Rzekłabym zerowe.
A Smok? Wyszła i powiedziała „dałam radę mamo, patrzyłam co robią inni i się uczyłam.” I pięknie, jeśli to Ją uszczęśliwi teraz. A potem wybierze sobie drogę jaką będzie chciała. Dobrze, że koło mnie nie stała, bo ja w tym cyrku udziału nie biorę i kolan nie zginam. Jestem tam dla Niej i to musi wystarczyć.

środa, 29 sierpnia 2012

Dialog dnia...

PP: Bo w sumie nie wiem jak to ugryźć.
C: Ja też nie, ale jakoś fachowo chyba.
PP: …
C: …
PP: ….
C: Se zwizualizowałam. Idź już.
PP: Se zwizualizowałem twoją wizualizację. Srogo. Właśnie poczułem nieustającą chęć podróży.

I poszedł:)

piątek, 24 sierpnia 2012

Obiecałam...

…, że będzie bez inicjałów. Jakbyśmy doprawdy wstydziły się naszych złotych myśli.
No to lecim…

X:  Bo mnie paznokcie żółkną od nadmiaru marchewki – ale tylko u dużych paluchów.

X: Ja miałam przywieźć wino, ale wzięłam tylko te dwie flaszki. No nie wiem co mi jebło.

X: Jakbym miała bogatego męża, to bym go zatłukła.
Y: A ja bym najpierw za niego wyszła.

X: Ideałem męża jest korespondent wojenny. Tylko, że oni mało zarabiają.
Z: Ale dzieci dostaną rentę…
X: I co z dzieckiem się męczyć?!

Y: Obwieś, łapserdak, oberwaniec to są wszystko słowa cenzuralne.

Z: Bo to była bardziej przenośnia niż metafora.

Q: Śniadania mi nie dałaś!!!
Y: No właśnie, co jadłaś na śniadania?
Q: No właśnie nic, bo mi nie dałaś, więc co za różnica?

Y: Wiesz jakie mam przezwisko z Customer Service? Królowa. „O kurwa, Królowa idzie!”

X: Mówiłaś o moich kiełbaskach, że są sflaczałe.
Z: Ja? W życiu. Ja bym się nie ośmielila powiedzieć nic innego, poza tym, że zmalały.

Z: Możecie mnie od mniejszości narodowych nie bluzgać?
Y: Ja cię nie wyzywam od mniejszości, tylko od podgatunku.
Z: Te, bo ja brelatych nie biję, ale mogę dla ciebie zrobić wyjątek.
Y: Wyobraź sobie brelaty Murzyn – to taki podgatunek.

X: Ja myślę, że dzieci się w ten sposób tworzy, że się dowcipnie aplikuje je.

Z: Musimy ją nauczyć palić i możemy ją posłać do domu starców na Ciovo.
Y: Z tego co ja wiem, to ona umie palić.
Z: Gumy chyba.
X: Z gumami to ja umiem i inne rzeczy robić.

X: Czy ja sobie tu mogę zrobić manicure?
Y: Taaa.
Z: I pedicure, i Who pedicure, i wyciskanie pryszczy na pięcie.
Y: Jeśli chodzi o wyciekanie piersi…

Y: Ty, czemu ty pijesz moje wino??!!
Z: Bo moje się skończyło.

Y: Czy jak ja się kąpię w morzu, to potem jestem słona w środku?
X: Ja cię poliżę w środku jak będzie okazja.

X: Bo miłość jest zawsze po grób.
Z: No raczej jego, bo nie mój.

Y: Jak owsik tak…
X: No nie wiem jak owsik robi na dywanie.
Y: No ja też nie, ale jest biały i robi ooooo taaak.

X: Ja nie wiem jak ta ludzkość przetrwała.
Z: Dupią się na prawo i lewo i się rozmnażają chyba.

Y: (do dzieci) Macie prawo do jednego noża i musicie się nim podzielić.

Z: Życie z X nie może być proste.

Y: Jakem trzeźwa Y obiecuję ci tu, że będę ją narajać każdemu Egeszmege.

X: Słucham oczami, smakuję węchem i nie słyszałam umycia wody.

Y: Jeszcze nikt nie umarł od tego, że się pobawił zdechłym arbuzem.

Y: Ja właściwie mówiąc, że nie mam Ravela, chciałam powiedzieć, że nie mam Gerschwina.

Q: Szła sobie kaczka przez wieś, znaczy gęś – też na G.

Z: Bo stoi i patrzy na to zwierzę, jak maciora na prosięta.

Y: Trochę się mylicie, bo on ma tu suche, a tu jest mokre i patrzcie jak leci.
Z: No faceci tak mają.

Kurtyna:)

czwartek, 23 sierpnia 2012

Wróciłam...

…ale mi się nie chce.

Jak tylko odbiorę Smoka z kina, ogarnę Kuzynkę Bruxelkę i Lisiczkę, zrobię szarfy (żabie ucho i motyla noga), to się przewrócę.

Uprzednio dodam jeszcze, że:
a) świat jest zasadniczo mały i inwigilacja następuje w najmniej spodziewanych momentach i z najmniej oczekiwanych stron,
b) jak mi MJ pokazała dzisiajsze zakupy, to usiadłam na podłodze i rżałam kwadrans – to ustrojstwo SIĘ ŚWIECI!!!

Mam do dodania całą listę złotych myśli juchowych, na której w tym roku debiutuje Kudłata, ale wierzajcie mi ni cóż*  mi się nie chce.

* – zamiennik stosowany na określenie pewnej niezwykle przydatnej części ciała męskiego. (Gdyż jak wiemy, nadal nie przeklinam)

czwartek, 26 lipca 2012

Do puli zakładów...

…dołączyła moja MatkaChrzestna i brat MJ zwany Buniem.
W związku z tym ogłoszenie parafialne

O G Ł O S Z E N I E

WSZYSCY biorący udział w obstawianiu,
bez względu na to kto wygra,
zaproszeni są
do siedziby MatkiChrzestnej
 na wspólne opijanie wygranej
finansowane z składek wpisowych w zakładach.

Impreza przewidziana z noclegiem – do naszej dyspozycji
MatkaChrzestna oddaje jedno mieszkanie
i dodatkowo parę łóżek w drugim.
(Zadeklarowała, że nas zniesie jakoś w komplecie)
Zależnie od pory roku przewidziane garden party lub impreza inside’owa.

Aktualnych grających – 14
Oczekiwanie na głosy – 4

Wszystkich chętnych zapraszamy do zabawy!!!

Z rozmów...

…telefonicznych…

G: No i jest taki kurs, pół roku trwa. Mnie by najbardziej interesował pakiet tanatokosmetyka i rekonstrukcja zwłok.
C: Poślij chłopa do kanału.
G: Kiedy chłop siedzi w kanale. Bo mieliśmy taką trudną rozmowę na ten temat i ja mu powiedziałam, że bym chciała.
C: I?
G: No i on mi na to „No cóż jeśli cię to uszczęśliwi…” To ja mu, że bardzo, tylko teraz kasiurę potrzebuję, żeby się uszczęśliwiać. I siedzi w tym kanale.
C: Cudnie. Tylko, żeby nie nabrał wstrętu lekkiego do tła, jak ty będziesz robiła wizaż pośmiertny.
G: Powiedział, że się najwyżej dokładniej potem umyje…

Tiam. Jak to pięknie, kiedy bliscy ci ludzie spełniają swoje marzenia:)

sobota, 21 lipca 2012

Wpadłam w...

…fazę Śpiocha.
Wracam z pracy i zasypiam.
potem…
Wieczorem czytam 2 strony i zasypiam.
W weekendowe poranki piję wczesnoporanną kawę i zasypiam.
potem…
Zalegam z książką gdziekolwiek i zasypiam.

URLOPIE PRZYBYWAJ!

czwartek, 19 lipca 2012

Bo wiecie...

…onegdaj odbyła się ta konwersacja…

„Bo generalnie nie jestem złym człowiekiem…”

„Bo wtedy potraktowałabym ją, jak na to zasługuje – z góry i po pańsku.”

„Jakby strzelił, jak łysy grzywką w parapet.”

„On jest raczej nieciuciajny.”

„Ona powinna ze względów darwinistycznych zmieniać sposób bycia.”

„On myśli fiutem na zasadzie zaprzeczenia, znaczy ma leniwego fiuta.”

No.
Obiecałam, że nie powiem kto/co/jak/gdzie/kiedy. Nic nie powiem.
Ciiii…

czwartek, 12 lipca 2012

Bywa tak...

…,że trzeba usłyszeć własne myśli wypowiedziane przez kogoś innego, żeby dotarło z siłą wodospadu. A do tego jeszcze, kiedy ten ktoś mądrze mówi, co w prostej linii prowadzi nas do konluzji, że również mądrze myślimy, siła dotarcia jest spotęgowana. I ostatecznie wypowiedziane oczywiste oczywistości nabierają świetlistości niczem natchnione, wwiercają się w czaszkę, osiągają poziom świadomości, potem podświadomości i już tam zostają, umoszczone wygodnie między innymi mądrymi myślami, które nas naszły podczas żywota (wiecznego, jament).
Dobrze jest móc w odpowiedniej chwili znaleźć się w odpowiednim miejscu, żeby powiedzieć  komuś coś, co się kiedyś od kogoś (motyla noga*) usłyszało. Takie małe podziękowanie w ramach pozytywnego jak Kuba blogu, tak blog Kubie. Niedużo potrzeba, naprawdę niedużo.

Tymczasem znad morza docierają do mnie wieści pt.: „dostałam pieniądze za świadectwo”. Nagły szlag mnie trafia, ale co ja mogę? Poza tłumaczeniem temu Smoku, że uczy się dla zdobywania wiedzy i bycia mądrą dziewczynką, a nie dla kasy za piątki – nic. Szczęśliwie dziecko jest mądrzejsze niż EweLizzarda i samo komentuje „tak mamo wiem, to było kieszonkowe na wakacje, no przecież wiem po co się uczę, no mamo daj mi coś powiedzieć…” To się zamknęłam, niech mówi, skoro mówi mądrze. Generalnie mogłabym z Nią gadać godzinami przez telefon, bo opowiada tak, że WIDZĘ ten Jej dzień, te stragany, tą plażę na której padało, to wszystko o czym mówi.  I rozwala mnie hasłami. Nieustannie.

Smok: Nie chciałam iść na plażę, bo się nie wyspałam. Ale wiesz mamo tato powiedział, że idziemy. I poszliśmy, ale byliśmy chyba z pół godziny tylko, bo zaczęło padać. Bóg istnieje!

Oj tam od razu istnieje. Moc sprawcza tkwi w NAS Smoku i będzie tak jak MY chcemy – TY i ja.

* bo ja nie przeklinam proszę Państwa od jakichś 156 godzin.

wtorek, 10 lipca 2012

Smok z wakacji...

…opwiada mi o „Włatcach móch”, o których wie od Żony Nr 3 zwanej Alutką. Niech mnie ktoś przytuli.
Bloże w niebiesiech! Gdybym nie była pewna, że rzuci mi słuchawką, powiedziałabym tej pannicy co myślę o Jej szerokich horyzontach.

Z innej beczki. Idziemy z Diabołem przez okoliczny skwer.
Cleos: A jak będziemy starzy będziemy tu sobie siedzieć i grzać się na słonku…
Diaboł: Jak damy radę tu dojść…
Cleos:… ty na jednym końcu skweru, ja na drugim, żebyśmy się nie pozabijali.

Uroczo?

niedziela, 8 lipca 2012

Dostaję piany...

…i zaczynam sopelkować w drugiej sylabie, kiedy zdarza się, że dzwoni ktoś, nie przedstawia się, z powitania nie wynika kim jest, na zadane pytanie „ale z kim rozmawiam?” odpowiada chichotem, na ponowione „chciałabym wiedzieć komu się przedstawiłam właśnie”, zadaje zagadkę „a kogo znasz z Kopydłowa? kto ci kopnął w dupę w 2a? kto dłubał w nosie na ostatniej imprezie?”, a potem uhahany kontynuuje rozmowę jakby nigdy nic. W normalnych okoicznościach z oziębłym „mama mówiła, żeby nie rozmawiać z nieznajomymi” odkładam słuchawkę. Dziś się powstrzymałam, w sumie sama nie wiem dlaczego, być może dlatego, że z każdym moim wycedzonym słowem, siedzący obok MJ robił oczy coraz większei większe – bałam się, że Jej wyjdą na szypułki.
Przeprowadzona konwersacja z mojej strony składająca się głównie z „Mhm… acha…tiaaa… no” utwierdziła mnie tylko w powziętym przekonaniu. Nie mamy o czym rozmawiać. I nadal nie interesuje mnie, że dziecko wylazło z pieluchy i kupczy jak dorosły, waląc w kible. Nie podniecam się opowieściami o ciąży i nie nie byłam w ciąży roztargniona, bo „wiesz jak to jest w ciąży”. Nie nie wiem. Następnym razem się rozłączę.

sobota, 7 lipca 2012

Po piętnastu...

…latach pożegnałam okulary. Się potłukły. No dobra, trochę im pomogłam, ale nie przewidziałam zasięgu rażenia fikusa. Never mind i tak będę musiała kupić nowe. I tu powstaje dylemat dotyczacy kalibru. Dylemat brzmi: okulary czy kanapa, kanapa czy okulary?

Państwo Młodzi i Smok dojechali. Po 12 godzinach. Życzyłam „bawcie się dobrze”, ale przeszło bez echa. I bądź tu człowieku ludzki. W dupach się poprzewraca i tyle z tego będzie.

Tymczasem jeśli ktoś myślał, że nie da się opalać topless we własnym salonie, to otóż da się. Skutecznie nawet.

I obraz zaczęłam malować. I nawet mi się podoba.

piątek, 6 lipca 2012

Smok pojechał...

…na wakacje. Nie mam w planach wariowania. Za to mam w planach malowanie obrazów oraz ogarnięcie Jej kuwety. Na pożegnanie popłakało się dziecko:
Cleos: Ale przecież masz zdjęcie w portfelu, jak już będziesz bardzo tęskniła.
Smok: (hlip, hlip siorb) Ale zdjęcie nie powie mi, że mnie kocha.

Moje Misie Puchate, po pół godzinie treningu stwierdziły, że w tych temperaturach nie dadzą dłużej rady. Ja co prawda rozumiem, że było ciepło, ale jakże do tego upału pięknie pasowała pachanga.

Dzwoni MJ:
MJ: Cześć.
C: Cześć.
MJ: Czy Steven Seagal trenował aikido?
C: Tak.
MJ: To cześć.
C: Cześć.

Nie rozumiem?

niedziela, 1 lipca 2012

Moje Drogie...

…Drodzy, Niedrodzy i  Wszyscy,

otóż mamy swojego własnego Michała Wiśniewskiego. Umarłam ze śmiechu widząc zbieżność dat i ilości.

piątek, 29 czerwca 2012

Jestem dumna...

…ze Smoka jak nigdy chyba.
Po pierwsze dlatego, że dostała Wzorowego Ucznia, a to wcale nie takie oczywiste, bo na 28 dzieci WU dostało tylko 9.
Po drugie dlatego, że stwierdziła sama z siebie, że „w drugiej klasie też się będę mamo tak starała, bo warto.”
Po trzecie dlatego, że po raz pierwszy zawalczyła o siebie i podjąwszy męską decyzję przeprowadziła plan, który okazał się skuteczny w 100%. A myślę, że to była wbrew pozorom najtrudniejsza decyzja jaką do tej pory przyszło Jej podejmować, chociaż z doroslego punktu widzenia dotyczyła bzdury.

Jutro Dzień M, jak Małżeństwo. W @ do Drożdża, któremu w prezencie ślubnym posłałam zdjęcia z zakończenia roku i zakończenia judo, podpisałam się uroczo „Żona Nr 2″. Zakładam, że nie doceni ani gestu, ani dowcipu. Szczerze mówiąc nie oczekuję. Klasa nie rośnie wprostproporcjonalnie do wagi.
Tyle dobrze, że przestał się ukrywać i czaić jak czajnik w szafie i POPROSIŁ, żebym uczesała Smoka jakoś reprezentacyjnie. Znaczy się w dacie nie pomyliłam, a on pewnie uznał, że do jutra nie uda mi się załatwić czołgu, żeby nim podjechać pod USC. Chociaż, jak siądziemy dzisiaj z KrasnoLudką na grillu, to może coś wymyślimy.

A od niedzieli przyjmuję kasę do puli i robimy zakłady. W jakiej kwestii dowiecie się w swoim czasie. Wpis 20 PLN. Wygrany bierze wszystko.

czwartek, 28 czerwca 2012

Mam taką...

…Przyjaciółkę, której się nie wyprę nigdy w życiu, za Chiny Ludowe, never-ever, która audytorowi ISO na pytanie:
- Czy robiła pani jakieś nietypowe oświetlenie?
Odpowiada
- Tak, w zakładzie pogrzebowym.
I dalej
- Bo wiem pan, odpowiednie oświetlenie, odpowiednia barwa światła sprawia, że skóra wygląda żywiej.

Pierdyknęłam o zol:)

środa, 27 czerwca 2012

Czytałam...

…archiwum. Swoje własne.

Ze stycznia 2008
…Kobry to mądre zwierzęta… wystarczająco piękne, żeby chciało się
podejść do nich możliwie jak najbliżej, wystarczająco cierpliwe, żeby
czekać na właściwy moment, wystarczająco szybkie, żeby ukąsić nawet
ostrożnego przeciwnika, wystarczająco śmiertelne, żeby potem patrzeć na
agonię… Atakująca kobra rozwiera najpierw pysk w jakby uśmiechu „Mamo,
dlaczego się tak uśmiechasz?”…

Chyba trochę o tym zapomniałam.
Nie życzę sobie łagodnieć na starość. Pora być sobą.

czwartek, 21 czerwca 2012

Do zakończenia...

…roku szkolnego pozostało sześć dni. Cały rok byłam miła, zadowolona, z klasą i w ogóle ochoczo współpracująca.
Dzisiaj wysmarowałam maila, a potem zadzwoniłam z takim opierdolem, że oddzwonili do mnie z przeprosinami i podziękowaniem za opierdol.
Ciśnienie tysiącpińcet na stodziewińcet.
Mają szczęście, że zadzwonili, bo inaczej skończyłoby się w kuratorium.

poniedziałek, 18 czerwca 2012

Jak zaoszczędzić...

…300 PLN na trzymetrowym drapaku dla kotów?
Potrzebne będą ścinki płyt wiórowych, stare futro od MJ, kątowniki z Liroja za 9 PLN i pistolet tapicerski, farba w kolorze ścian i druga w kolorze futra pozostała po ścianie telewizyjnej. Potem bierzemy Diaboła, zmuszamy do cięcie płyt, obijamy je futrem, zmuszamy Diaboła do przykręcenia kątowników do płyt i płyt do ściany. Malujemy kątowniki na dwa kolory tak, że stają się niewidoczne. Tym sposobem mamy drapako-siedziska po sam sufit za 9 PLN i trochę diabołowego marudzenia.

Call me McGyver.

sobota, 16 czerwca 2012

Smerfiną...

…da się również przewieźć – chociaż Diaboł wątpił – profile sufitowe długości 4 metrów. I takie trzymetrowe też:) Zaczynam wierzyć, że płyty kartonowo-gipsowe też pojadą tym autem.
Barbalkonos działa na karnację znakomicie. Dla dobicia bieluchów mydłem udajemy się jutro na cały dzień na basen. Ktoś ma ochotę iść z nami?

niedziela, 10 czerwca 2012

Smok opowiada...

…o wycieczce.
Smok: I jedliśmy w prawdziwej restauracji.
Cleos: A co jadłaś dobrego?
Smok: Rosół, ale był niedobry – ugotowałabym lepszy. I kluski, ale przesolone.

Biedne dziecko.
A rosół faktycznie gotuje wyśmienity. Może dlatego, że dodaje Tajemny Składnik.

czwartek, 7 czerwca 2012

Jeśli się...

…po wyrwaniu ósemki wraca do pracy, należy się liczyć z tym, że umrą ze śmiechu na widok paraliżu połowy twarzy, zajęczej wargi i słychot lekkiego szeleszczenia.
APDEJT:
Wydatnie poprawia mi humor oglądanie pewnych stron na FB. Jak sobie uświadamiam zerowy iloraz inteligencji u niektórych osobników, to mi się od razu lepiej robi.
APDEJT 2:
A wszystkich, którzy chcą mi zrobić dobrze na samopoczucie i reklamę zapraszam tu:
http://www.wiedzmowa-chata.pl/banery
Wybieramy banner i wklejamy go u siebie na stronie.
Z góry dziękuję.

wtorek, 5 czerwca 2012

Człowiek...

…się wzrusza w głupich momentach.
Na przykład, kiedy Smok mówi, że „babci Elii będzie lepiej na chmurce, bo już ją nic tam nie boli.” I spotkała męża, i znowu jest młoda.
Albo kiedy Smok zarządza wyjście na cmentarz, w celu zapalenia znicza, pod dużym krzyżem, żeby „babcia Elia nie czekała długo na światelko z Polski”,  a potem na stoisku wybiera znicz w kształecie serca „bo babcia nie była, prawdziwą rodziną mamo, ale kochałam ją jakby była.”

Mam dobre Dziecko.

sobota, 2 czerwca 2012

Nasze domowe...

…obchody Dnia Dziecka Trwają trzy dni. Na tę okoliczność:

Wczoraj – puzzle Scooby Doo, bajka o Kolumbie i dyspensa na szlaban telewizoro-komputerowy w celu obejrzenia tejże oraz dyplom za „bycie najlepszą Córką na świecie.”
Dzisiaj – Jarmark Staroci. I co? I moje Dziecko mówi „Mamo, a może zrobimy tak, że ty mi coś kupisz za 20 złotych i ja ci też coś kupię za 20 złotych?” Tak też uczyniłyśmy. Dzięki temu ja mam świeczniko-kadzidełkownik w kształcie skorpiona komponujący się idealnie z Marokiem, a Ona czterometrowego pytona w kolorze wściekły pink i porcelanowego kotka, który „ma oczy w takim kolorze jak ty mamo, to mi będzie o tobie zawsze przypominał.” Potem jeszcze obiad i lody, a dzień się jeszcze nie skończył. Weźmiemy pewnie psa i pójdziemy na spacer.

(Bo kurna MJ ma psa na przechowaniu. O wdzięcznym imieniu Julietta. I ewentualne komendy przyjmuje (albo i nie) wyłącznie jeśli są wydawane w jakże pięknym języku Ludiwka XIV. Durna jest jak but, szczeka na mnie od progu, a potem ucieka. Widocznie nie może się pogodzić z tym, że jest ktoś, kto się nią z miejsca nie zachwyca – suka jedna).

Jutro – się zobaczy:)

środa, 30 maja 2012

Nie wiem jak...

…mają inni, ale ja mam tak, że kiedy jadę 120 km/h, za mną auta, po mojej prawej auta jadące w tym samym kierunku tylko wolniej, po mojej lewej na obu pasach auta jadące w kierunku przeciwnym i nagle pod prąd wali na mnie czołowo wielka, kosmicznie ogromna błękitna ciężarówka, to moją pierwszą myślą jest jak się okazuje „ja kurwa chyba śnię!” Kolejną „czy ten gość za mną, ten w Skodzie ma na tyle refleksu, żeby we mnie nie wjechać jak zahamuję?” A ciężarówka dalej jedzie. A ja nadal nie mam gdzie zjechać, bo wszędzie jadą. Myśl trzecia „Jak nie zahamuje i wjedzie mi w dupę, to mnie wprasuje w tego kolosa.”
Potem się zdarzyło coś, nie wiem co – ktoś zwolnił, ktoś przyspieszył, ja jechałam mając pas oddzielający pasy ruchu w połowie osi auta, sprawdziłam hamulce – działają bardzo skutecznie, pasy zresztą też – a potem dojechałam do pracy.
Dla ułatwienia dodam, że ten wurwa płetwal błękitny, wyjechał, pod prąd, wymuszając hamowanie paru pojazdów, przejechał dwa pasy ruchu, potem  dwie ciągłe wszystko to zapominając o istnieniu migaczy i ciągle pod prąd, wymusił pierwszeństwo i przyprawił mnie o zawał.

Senkju senkju baj.

poniedziałek, 28 maja 2012

Czy to jest...

…wina niżu/wyżu, czy może taki dzień świra/palanta?
Obtrąbiłam naukę jazdy. Koszmarnie obtrąbiłam. Koszmarnie nienaumianą naukę. Naród dzisiaj z jakichś przyczyn jeździ, jakby stracił resztki instynktu samozachowawczego. I ja generalnie NIE PAMIĘTAM kiedy ostatnio użyłam klaksona.  Ale jak mi zajechał drogę, bez kierunkowskazu, zmieniając pas tuż po wjechaniu ze skrzyżowania, to mnie krew zalała. Więc trąbię. Mijam debila, po prawym, bo się wlecze prawie stanął, a tam instruktor zamiast spinać poślady i jak sama nazwa profesji wskazuje isntruować, siedzi rozparty jak w hamburskim burdelu, szkoda, że pod maską zamiast silnika nie miał laski od robienia loda.
Cleos: No ty widzisz co za ciul.
?: No widzę.
Cleos: Kaukaski.
?: Kaukaski to jest chuj, ciul jest złamany. To JA mam CIEBIE uczyć?
Cleos: Co za instruktor jakiś w mordę kopany.
?: Dwa ciule znaczy w jednym aucie. Dużo.
Cleos: Rejestrowane jest na pięciu, mogło być gorzej.

Pytanie konkursowe brzmi: z kim jechała Cleosia?

czwartek, 17 maja 2012

Nie mam...

…kredensu.
Szafę mam w gabinecie.
W przedpokoju mam meble.
Ogólnie mam bajzel.

Jest bosko.

Najboskiejsze jest to, że przywiźliśmy meble w składzie: szafa, szafka, płyta z wieszakami Smerfiną.

poniedziałek, 14 maja 2012

Są różne rodzaje...

…skurwysyństwa. Sama czasem bywam suką, z burym zjeżonym włosem na grzbiecie. Owszem. Ale jest też pewien rodzaj bycia skurwysyńskim zerem, patałachem bez odrobiny samokrytycyzmu, ofiarą nie losu bynajmniej, tylko własnej głupoty, która swoje lenistwo, nieuctwo, wszelakie niedopatrzenia i niekompetencje tłumaczy tym, że dwie inne osoby się przyjaźnią. I jak docierają do mnie, z różnych stron i źródeł informacje z Nowej, że to moja i złośliwość i wynik szczerej przyjaźni z niejaką Grabarką, że one nie ptorafiąsobie przed audytem ISO w dupie rady dać. Że w księgowości siedzą leniwe, niedouczone, niekompetentne, nadęte krówska, którym się dupy ruszyć nie chce, żeby poszerzyć swoje zawodowe horyzonty, to mnie krew zalewa. I mam nadzieję, że czyta to teraz Szef S i jego Kochanica Króla, i Messerschmidt i Pani A., i Spanielica może jeszcze. Bo każda z nich powinna wsadzić swój nos w swój własny zadufany w sobie tyłek i tam szukać rozwiązań problemów, które biorą się z ich ciemniactwa. Pierwszy niech nie ma ludzi za idiotów, i tak wszyscy wiedzą kto kogo bzyka, gdzie i kiedy. Druga mogłaby przestać przyprawiać rogi siostrze, ale przestać dawać się unieszczęśliwiać. Trzecia niech wreszcie schudnie i popracuje nad poprawną polszczyzną, a nie wpiernicza parówki z majonezem na tony, a potem owija się folią spożywczą, nakłada kosmiczny kombinezon i obrabiając ludziom dupę z kim tylko popdanie udaje, że zrzuca kilogramy. Czwarta niech idzie na emeryturę  i przestanie płakać, jeśli tylko ktoś zróci jej na cokolwiek uwagę. A ostatnia niech się rozwiedzie i spróbuje żyć z siebie, a nie bycia żoną szefa – zobaczymy jak daleko zajdzie. Wszystkie powinny wrócić do szkoły – bo blog mi świadkiem, że księgowa ze mnie jak z koziej dupy chaszcze, ale bywało, że miałam wiedzę większą niż one wszystkie razem wzięte.
Jak można zrzucać na kogoś swoje własne safajdane obowiązki tylko dlatego, że „żyje w zażyłości z panią Cleosią.” Obarczać kogoś winą, obowiązkami, pracą. I mię zazdrości, że się samemu chyba prawdziwej przyjaźni nie zaznało.
Mam zwyczajnie ochotę wsiąść w Smerfinę, pojechać i powiedzieć WSZYSTKO. A wtedy burza, tornado, hura-kurwa-gan Maciuś to będzie Pikuś, pan Pikuś. A w piątek mam wolne… mogę jechać.

sobota, 12 maja 2012

Uskuteczniłam look...

…a la Korba. W zieleniach… Chyba czas na kolejną sesję foto – w deszczu:)

APDEJT:
Zastanawiam się, czy kiedyś zacznie mnie wkurzać wizg kątówki. Na razie to muzyka dla moich uszu, bo oznacza, że Diaboł montuje swój prezent urodzinowy. I znowu jakiś kawałek marzenia znajduje swoje miejsce.

wtorek, 8 maja 2012

Przyszedł Azazel...

…z zapytaniem. Na które to zapytanie odpowiedziałam ochoczo i radośnie, a potem się zobowiązałam.
No to wróciłam do domu i zrobiłam skrzydła. Dłonie mi zaraz odpadną od cięcia i zszywania kartonu.
Kręgosłup mi pęknie, bo ani na stojąco, ani na siedząco – jakaś niewymiarowa jestem chyba. Ni w picz ni w oko, jak Babcię kocham. Istnieje też opcja, że mam stół do dupy, ale kocham mój stół i nie będę na niego bluzgała.
Smok zapowiedział, że jak Spawacz zniszczy maskę, to mu dokopie. Koniec cytatu.
Zobaczymy co powie Azi jutro. Azaziż starałam się bardzo.

Smok wyje pod prysznicem rozpaczliwie jakąś pieśń szkolną. Chyba Ją pójdę spacyfikować zanim sąsiedzi doniosą do LOP, że się znęcamy nad kotami. I chomikiem. I żółwiem.

Na sztalugach mam obraz, który czeka na zakończenie dwoma elementami. Czeka… i czeka… i czeka… i wurwa niech czeka. Jak sobie pomyślę o siedzeniu bez podparcia i nieleżeniu, to mi pęka bardziej.

Powiedziałam dziś lektorce, w ramach komentowania długiego weekendo-tygodnia, że przeczytałam siedem książek. Wywaliła oczy jak przydeptany pies Pluto. No, nie kumam. Siedziałam przecież na balkonie, Smok serwował soki z lodem i czytałam, to czemu tu się dziwić.

Przydałaby się dodatkowa kasa – ktoś jest chętny na lekcje tańca? obraz może? albo pokój dzieciowy w misie?

sobota, 5 maja 2012

Niniejszym informuję...

…że jeśli jeszcze raz Moja Matka, znana szerszym kręgom jako MJ, w dzień wolny od pracy zadzwoni do mnie/nas przed godziną 9.00, to używając słów powszechnie uznawanych za obraźliwe powiem Jej co o tym myślę. I bynajmniej nie będzie to taka delikatna perswazja jak przed chwilką.

Oraz myślałam wczoraj, że dzisiaj będę posiadała jakiś zakwas nożny po 5 godzinach rolek. Ale nie posiadam.

Posiadam za to najpiękniejszą w galaktyce szafę na buty. I zmieszczę w niej jakieś 30 par. Gdzie zmieszczę resztę nie bardzo wiem, ale nie będę o tym myślała dzisiaj, pomyślę o tym jutro (no i kto tak mówił, no kto?:) )

czwartek, 3 maja 2012

Tort urodzinowy...

…Wojciecha Pszoniaka – pycha. A jakie babeczki z toffi! O mój bloże! I to poczucie humoru, autoironia, smak i szyk. Jeszcze raz potwierdza się stara prawda, że wystarczy mieć młodą duszę, żeby zawsze pozostać młodzieńczym i młodym.

niedziela, 29 kwietnia 2012

Bilans poranny...

…: jedna doniczka przewrócona, ale cała na szczęście.

Franciszek zjadł, napił się, siknął i wylazł na balkon w celu dotrzymania mi towarzystwa przy porannej kawie. W życiu nie widziałam takiego niezdarnego kota. Patrzyłam jak chodzi po balustradzie i zanosiłam modły do wszystkich znanych mi bogów, żeby nie pierdyknął dwa piętra w dół. Nie miała baba kłopotu…

To były najprzyjemniej zarobione pieniądze w całym moim życiu chyba. Dwie godziny i prosz – część (choć niewielką) długu mogłam spłacić. Duży zwany również pierońskim centusiem i medalikorzem się zdziwi.

I opaliłam sie trochę. I przeczytałam książkę. Zostało mi jeszcze 16 tomów, a potem nie wiem co, chyba wezmę się za Games of Thrones w oryginale, bo tak mnie Edwina namawia.

I placek po bytomsku wyszedł taki, że klękajcie narody. No nie chwalę się, ale obiektywnie muszę przyznać, że jak na kogoś kto nad garami dostaje odruchów wymiotnych z zachwytu nad gotowaniem, to wychodzi mi zastanawiająco dobrze.

Plan na dziś: niemiecki, książka, opalanie, kino.
Dobry plan nie jest zły.

APDEJT:
Się lekko zjarałam byłam…

sobota, 28 kwietnia 2012

Wypiłam pierwszą...

…w tym roku kawę na balkonie. Sadząc goździki, bo przecież nie byłabym sobą – wiewiórką z ADHD – gdybym wypiła PO PROSTU.

Trzeci kot w domu powoduje zachwianie rzeczywistości. Że o stratach moralnych widocznych u zasiedziałych kotów nie wspomnę. O doniczce też nie, bo JESZCZE miałam zapasową. Ale zapas się skończył i chyba wolałabym, żeby proces adaptacji do nowego otoczenia przebiegał nie galopem po parapetach, ale miarowym krokiem po podłodze. Się nie da oczywiście. Rachunek zysków i strat, póki co na korzyść – o ile to korzyścią zwać można – strat.

Plan na dziś obejmuje sprzątanie, placek po bytomsku, opalanie na balkonie, wieszanie karniszy i popołudniowe lekcje tańca. Jest nadzieeeeeejjjjjjaaaaaa wkołoooo naaaaas, że dług u Dużego wieczorem zmniejszy się odrobinkę.

W planie na najbliższą przyszłość MASH – 11 sezonów po 24 odcinki.

Lovely life, isn’t it?:)

środa, 25 kwietnia 2012

Zakończyłam...

…kurs podstawowy niemieckiego. Powtórki wykupione do sierpnia, na płytkach czeka kurs nr 2.
Whoever przeżyła. Powiem więcej, jednak nie zadzwoniła. Zadzwoniłam ja, żeby sprawdzić czy poziom kretynizmu i melancholicznego debilizmu spadł Jej do zera, czy nadal utrzymuje się na niebiezpiecznie sentymentalnym poziomie. Ona nie wie. To ja Ją szpadlem. To Ona mi „uwielbiam jak w paru słowach trafnie podsumowujesz sytuację”. No fakt. Będę chyba dzwoniła codziennie, bynajmniej nie po to, żeby usłyszeć jak wchodzi na wysokie rejestry dźwięków, tylko, żeby się upewnić, że jednak nie jest skończoną oślicą. Bo nie jest, ja to wiem, tylko muszę Ją o tym przekonać. JAKOŚ.
Podstarzali wróże nie mają mózgów. Zdecydowanie nie mają. Ale to inna historia.

czwartek, 19 kwietnia 2012

Mąż mojej...

…lektorki z angielskiego hoduje ryby. Ryby mają imiona. I tak sum – to Jan Ziemianin. Złote rybki to Claudia Schiffer, Heidi Klum, Kate Moss, Linda Evangelista, Naomi Campbel. Jest jeszcze Błajan i Jezik, Spoczeby i Weisrussland. A pies to Rommel. Niech się ktoś jeszcze roześmieje na Grzmota Stalowego, to dam w mordę:)

A moja Pani od Paznokci, rozwaliła mnie opowieścią o urodzinach dla ośmiolatki zorganizowanych w salonie manicure. Wszystkie stanowiska były zajęte przez koleżanki solenizantki. Jeden manicure 65PLN. Wymiękam…

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Całą niedzielę...

…wałkoniliśmy się w Maroku. Ze wstawaniem na sik i obiad. Calusieńką.
Leżę, po południu już jest, a ja dalej leżę.
Cleos: Diaboł… Ale przebimbaliśmy tą niedzielę masakrycznie… Jutro będę miała wyrzuty sumienia, że nic nie zrobiłam.
Diaboł: Mhmmm.
Cleos: A może byśmy tak…
Diaboł: No wiedziałem! Ty jak poleżysz chwilę, to ci się od razu włącza standardowy wiewiórczy zapierdol.

No coś w tym jest. Ale wytrzymałam w łóżku do wieczora:)

sobota, 14 kwietnia 2012

Trzy worki...

…zaprawy, zakupy, ziemia, stół, cztery krzesła, trzy karnisze, Diaboł, MJ i ja.
Uwielbiam Smerfinę:)

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Rozmowy z winnicy...

Cleos 22:16:37
kurna powinnam to nagrac jak Diabol gra na stole jak na pianinie do jakiegoś kawałka z YT. miny bezcenne
Obsi 22:16:53
a masz czym nagrać?
nagraj
Cleos 22:17:01
telefonem chyb a
Cleos 22:17:04
albo aparatem
Obsi 22:17:05
puscimy na YT
Cleos 22:17:17
tańczące chomiki 2/3 kurna
Obsi 22:17:19
i moze się nim ktoś zainteresuje
Cleos 22:17:31
psychiatrycznie chyba
Obsi 22:17:32
w sensie zostanie gwiazdą
Cleos 22:17:46
ja nie wiem czy w toszku mają odddział X Factor
Obsi 22:17:53
psychiatrycznie rownież ;)
Obsi 22:18:06
mają w rybniku

Nie ma to...

…jak wywalić w kosmos prąd tuż przed gotowaniem obiadu. Temu Vattelfallu gratulujemy. Dobrze,  że do MJa niedaleko. Zabieramy surowiznę i gnamy gotować tam.

sobota, 7 kwietnia 2012

No i tak to...

…Człowiek studiuje dziennikarstwo, staje na głowie, a MJ ląduje w telewizji w głównym wydaniu aktualności.FOCH:)

czwartek, 5 kwietnia 2012

Pomalutku...

…stajemy na głowie, cichutko zaciskamy kciuki i realizujemy, realizujemy, realizujemy

Albo, jak mówi Diaboł „Staramy się i zawsze do przodu” (by Krzynówek of oxycort).

Byle do 12 majabyle do 12 majabyle do 12 maja.

wtorek, 3 kwietnia 2012

VICTORY!

…Skończyłam.

APDEJT:
W kryształowych miseczkach od MJa mieszam farby. MJ uważa to pewnie za profanację. I szczerze mówiąc mam to w nosie, bo kto teraz u,żywa kryształowych miseczek z pierdylionem żłobień i pierduśników, których niedomytych żal mi tylko wtedy, jak mi się farba spaprze?
Spełniam najdziksze prośby Przyjaciół malując im prosektoria albo inne rozkładające się trupy. Niektórzy z Najnowszej mówić „fuj” widząc zdjęcia gotowych prac. I szczerze mówiąc mam to w nosie, bo co jest cenniejszego niż Przyjaciel, któremu spełniło się zachciankę/marzenie/widzimisię?

Na różnych płaszczyznach robię INACZEJ. Czy to źle, że mam swoją drogę póki nikomu nie wyrządza ona krzywdy? A jeśli wyrządza krzywdę WROGOM, takim przez duże W i resztę? (I ja tu nie o malowaniu bynajmniej) Pomyślałam sobie ostatnio, że nie chcę mieć więcej Wrogów. Nie mam czasu – dotychczasowi jeszcze żyją i mają się nieźle. Do czasu. Przyjdzie czas na nowe napędzające nienawiści. I niech mi nikt nie mówi, że to uczucie, które nic nie daje. Bo daje – jakże wielką satysfakcję…

I jest mi strasznie przykro (no dobra łżę jak pies) – nie potrafię inaczej. I jest mi z tym dokonale. I myślę sobie, że tym, którzy są mi Bliscy też, bo wiedzą, że dla nich, kiedy trzeba włącza mi się opcja „terminator” i nie ma zmiłuj.

Tymczasem jeszcze tylko werniks i będzie. Dobrze zakonserowowane dzieło do galerii niestandardowych.

Jak na obrazie, tak w życiu – piękna galeria soczystych zemst.

sobota, 31 marca 2012

Potrzebna mi...

…lampa! NATYCHMIAST!!! W tej wurwa chwili!

Kiedy mam w Narni taką zapierduchę, jak w tej chwili za oknem, kiedy mi gałęzie na łeb spadają w drodze powrotnej od mechanika, kiedy moje pięknie umyte szyby przez osmozę prawdopodobnie wsysają syf z gradu i deszczu…

…wtedy siedząc przed szatalugami NIC WURWA NIE WIDZĘ! Ciemno jak w dupie u sudańskiego palacza. Kolory się robią inne niż faktycznie są, cienie się kładą gdzie nie trzeba, nic nie jest takie jak mi potrzeba i szlag mnie nagły jasny trafia. Oraz wścieklica macicy.

Dlatego potrzebna mi lampa. Do mocowania na wysięgniku czy innym stojaku, jak u fotografa, z jakimś zaczepem czy innym klipsem. Dająca ciepłe światło, które nie będzie wciskało mi kitów w kwestii kolorów. Taka, żeby świeciła znad mnie po skosie, żeby mi się cień własnej czaszki tudzież cycka nie kładł na obrazie. Potrzebna od zaraz, a to znaczy, że nie powinna również dużo kosztować, a w zasadzie powinna być najlepiej albo za darmo albo na raty. Może być używana nawet, wsio mi ryba. Bo jak sobie jeszcze raz nałożę kolor, a potem wyjdzie słońce i się okaże, że mogę go sobie w odwłok wsadzić razem z całą tą płytą HDF, co to na niej maluję, to blog mi świadkiem, że wyjdę na balkon i będę wrzeszczeć histerycznie, aż mnie zamkną w jakimś wariatkowie. Jest szansa, że nawet tam się nie zamknę. A Diaboła nie ma i nie będzie więc nie ma mnie kto przed tym balkonem powstrzymać.

Ja wiem, że to czytają Derektor Grzywka i Grabarka od czasu do czasu. To kurna myślcie o mnie czule i ciepło i wymyślcie coś zanim mnie krew zaleje! Ładnie proszę…?!?!?

czwartek, 29 marca 2012

Gadamy na gadu...


Obsi 20:44:14
wczoraj o 1 w nocy znajomy wyslal mi przez pomyłke smsa
Obsi 20:44:25
„no czekam na to zdjęcie spod prysznica”
Obsi 20:44:35
no to wstałam wurwa z łóżka
Obsi 20:44:40
poszłam do łazienki
Obsi 20:44:50
i zrobiłam zdjęcie baterii łazienkowej
Obsi 20:44:53
i poslałam mu
Obsi 20:45:07
ponoć nadal nie ma siły o niczym innym mysleć
Cleos 20:45:34
zaplułam ekran
Cleos 20:45:43
oraz zignorowałam Diaboła jak cos do mnie mówił
Cleos 20:45:46
rechot mi nie przechodzi
Obsi 20:45:49
dobre nie ;)
Obsi 20:46:20
dzis mi rano napisał że czegoś takiego żadna baba mu nie zrobiła

Normalność mi raczej nie grozi:)

poniedziałek, 26 marca 2012

Diaboł...

…zobowiązał się temu Smoku, że będzie czytał Jej na dobranoc Biblię, którą nieświadomy niczego Smok pożyczył ze szkolnej biblioteki.

Klękajcie narody.

piątek, 23 marca 2012

Odwiedziłam...

…Nową. Na po raz trzeci zadane pytanie „wracasz do nas”, pomyślalam sobie najpierw, że robi mi się ciepło na sercu i duszy, a zaraz potem, że nigdy w życiu. A jak mi Ojciec Derektor (ten co się z Nim nie przepadałam) wyjechał, że „tęsknimy za panią”, to opcje są dwie, albo się naprał z rana wódką, co to ją trzymają w lodówce, albo coś jest na rzeczy.
I z premedytacją nie poszłam sięprzywitać z Messerschmidtem.  Nie mam przyjemności jej oglądać ani słuchać i wreszcie nie muszę udawać, że jest inaczej. Pewnie mi tyłek obrobi.
Fajnie było  znowu Ich zobaczyć:)

czwartek, 22 marca 2012

Mózg mi się...

…zlasował, potem uległ wyprostowaniu, a potem wyparował uszami. Matkokochano co za dzień!
Się dzieje.

Są też średnio dobre wiadomości. Z moim niepoprawnym optymizmem nie powiem przecież, że złe też są. No kurna nie powiem i już. Więc są średnio dobre i będziemy nad nimi pracować, żeby się jednak doszukać w nich czegoś pozytywnego.
Oraz po raz kolejny przekonałam się, że Prawdziwy Przyjaciel o nic nie pyta, nie ocenia, nie prawi kazań tylko JEST. I jeszcze posyła SMSa „Zawsze pamiętaj, że masz mnie.” I gula w gardle, sklonowane chomiki, kluska, czy tam inna pyza.
I miło, kiedy w odpowiedzi na @, całkiem zwykłego czytam „Muchos gracias Bella”, kiedy ktoś mówi „you are amazing”, albo na przykład „you made the impossible” albo coś w ten deseń. Od razu się człowiekowi chce. Chce cokolwiek, nawet jeśli to proste, zwykłe, niewymagające cudotwórstwa czynności. Nikt mi nie powie, że pozytywna motywacja słowem jest mniej cenna niż wszystkie premie świata. Bo nie jest. Tym bardziej, kiedy rozmawiam z Dawnymi Ludkami i słyszę, że w Nowej nadal nic się nie zmieniło, nadal ten sam marazm, zawiść, bagienko, błotko i taplają się w tym wielbiciele własnego  podejrzanie żałosnego ego. Przykro tylko, że wraz z nimi całe stado ludzi, którzy mogliby WSZYSTKO, gdyby im tylko na to pozwolić, a nie trzymać krótko przy mordach.
I tu po raz kolejny nasuwa się myśl, że Prawdziwi Przyjaciele to najlepsze, co może człowieka w życiu spotkać. Nie jestem pewna, czy jest coś (wykluczamy z tej wyliczanki dzieci własne, nawet te najbardziej wkurzające, bo wiadomo dzieci się kocha bezwarunkowo) lepszego, ważniejszego, bardziej wartego pielęgnowania.
A propos dzieci – moje właśnie projektuje okładkę do ulubionej bajki. Na konkurs. I prosz, niech ktoś zgadnie co to za bajka. Sama się zdziwiłam, że to nie „Toy Story”, albo inny „ossztatni mleczszyk tej w jeśszsieni.” Bo otóż, nie.
Że o wczoraj popełnionym robocie z kartonów nie wspomnę. Z uporem maniaka konstruuje tego robota/kosmitę, dorabia ręce, nogi, wymyśla głową to w pionie, to w poziomie. Trza mieć anielską cierpliwość do tego zapału doprawdy.

niedziela, 18 marca 2012

Nie umiem...

…do wuja wafla wymieszać odpowiedniego koloru. Trzeci raz pokrywam tą samą powierzchnię jakimś odcieniem, który nie w dupę, ni w oko nie przypomina tego, co chcę osiągnąć. Więc to, że się lekko irytuję jest doprawdy bardzo dyplomatycznie powiedziane.

Za to zaczęłam sezon balkonowy. Wystawiłam fotele i wczoraj już pogrążyłam się w lekturze i piłowaniu paznokci. A Jasiek z Małgośką jeszcze siedzą na gałęzi i gapią się w karmik, jak sroki w gnat – może im jednak jeszcze nasypię żarcia.

I wracam do formy pochłaniając jedną książkę w jeden dzień. Może ten rok nie będzie taki ubogi w książki przeczytane. Bo, że w filmy ubogi nie będzie, to było do przewidzenia. Tym bardziej, że Diaboł odkrył
które zasysnęliśmy jednym tchem niemalże. Jakaż szkoda ach jakaż, że na sezon drugi muszę czekać do kwietnia. Że o innych sezonach, przez Kate psajami oglądanych onegdaj nie wspomnę.

Jednym słowem wiosna panie. Zrobiłam porządek w smoczych szafach. Powinnam też zrobićw swoich, ale czy mi się chce?
Mniej więcej tak samo, jak Diaboło wi robić wylewkę. Siedzi i nie wiem co czyte/przegląda, ale na pewno wszystko, byle tylko nie udać się do gabinetu w celu sprzątniecia terytorium robót budowlanych. Tak to.

APDEJT:
MAM WURWA TEN KOLOR!!!

czwartek, 15 marca 2012

Tak się uśmiałam...

…z kawałów opowiadanych przez Azazela, że na pewno mam nowe zmarszczki. I zaraz jak tylko wróciłam do siebie zadzwoniłam do MJa, żeby Jej opowiedzieć kawał o blondynce i Fancie.
MJ: I ty po to do mnie dzwonisz córcia?
Cleos: No, a co?
MJ: Oj gupia ty gupia ty:)))

Ale było słychać, że Jej się gęba przy słuchawce cieszy.

Za to jak zaparkowałam pod Dużym i już wysiadłam ze Smerfiny, i zobaczyłam te żyletki z przodu i z tyłu, to doprawdy byłam z siebie dumna. Biorąc po uwagę, że mam w samochodzie problem z prawidłowym ocenieniem odległości przy parkowaniu, mógł to być równie dobrze przypadek. Wolę jednak myśleć, że taka jestem genialna również w innym zakresie.

Ambitny plan na weekend obejmuje przegląd ciuchów smoczych (z przeznaczeniem dla Haniuta), maszkarony grabarkowe oraz wylewkę w gabinecie. Gdyby mi się tak chciało, jak mi się nie chce…

Z wielkim smutkiem pożegnaliśmy garderobę w przedpokoju, na rzecz powitania uszczelki w Smerfinie. Niby mała rzecz, a cieszy. Ale jakoś niekoniecznie.

środa, 14 marca 2012

Z SMSa...

…od Who:
„Wychodzi na to, że jesteś genialna. Matko jak mi Ciebie na tym zmywaku brukuje.”

Pomińmy milczeniem, że jeśli Who brukuje zmywak, to jednak pomimo Jej wrodzonej klasy mogą Ją zwolnić.

Call me Mista Lova Lova Mista boombastic ich bin fantastic!

niedziela, 11 marca 2012

Dwie godziny...

… DWIE. Słownie: DWIE w mordę jeża. Upinałam i oblewałam się potami na drabinie. Ze strachu, bo wysokość drabiny to jest coś ponad możliwości  Cleosi. I trzeba z każdym wchodzeniem i schodzeniem pokonywać uczucie kluski w gardle i miękkich kolan.  Ale upięłam. Efekt jest zastanawiająco-zadziwiający. Diaboł poproszony o wbicie gwoździa powiedział „you must be kidding”, ale nie, nie żartowałam. Wbił. I wiszą. Wreszcie.

Czas na garderobę w przedpokoju.

sobota, 10 marca 2012

Smok upiekł...

…ciasto. Ja pomalowałam ramki na zdjęcia i zrobiłam obiad. Diaboł wytrze podłogę w przedpokoju i powinniśmy sięwyrobić ze wszystkim zanim Spaniel z Rodziną nadciągnie.

I jeszcze zakupiłam szmaty na okna w sypialni. Czeka mnie 30 metrów obszywania. How sweet.

piątek, 9 marca 2012

Opanowanie...

… na mistrzowsko. Trzymanie mordy na kłódkę na mistrzowsko. Cierpliwość na mistrzowsko.
Nie wyszłam trzesakjąc drzwiami. Nie odpowiadałam opryskliwie i niegrzecznie. Nie wdawałam się w dyskusje. Nie kłóciłam się.
Bloże jakaż jestem fątastyczna.

Wróciłam do domu, a Oni sprzątają. Smok zasuwa z pronto i ściereczką, Diaboł z odkurzaczem. „Już tutaj wytarłam mamusiu, możesz sobie usiąść i odpocząć.” Mam najlepsze dziecko w galaktyce. I chłopa. Poza tymi momentami, kiedy doprowadzają mnie do wścieklicy macicy. Ale dziś stanęli na wysokości zadania. „Bo taka byłaś zdenerowana mamusiu, że myślałam, że cię wyręczę.”

czwartek, 8 marca 2012

Czy tylko ja...

…uważam, że karmienie piersią prawie trzyletniego, albo i czteroletniego dziecka jest dziwaczne/nierozsądne/chore?

Albo, że poród to nie żadne mistyczne przeżycie, tylko cytując autora scenariusza jednej z kultowych komedii „wyciskanie przedmiotu wielkości arbuza, przez otwór wielkości cytryny.”

Albo, że mogę się spokojnie czesać w irokeza.

Ale na pewno tylko ja uważam, że dzisiejsza impreza była lekko nadęta, lekko nudnawa, lekko saraawa, a jak trio smyczkowe po raz trzeci zagrało „Ostatnią niedzielę”, to myślałam, że będę wyła do księżyca.

Oraz, że to stado szarych myszy nie było interesujące – poza dwoma egzemplarzami może.

Samego rozkwitania Moje Panie. Chociaż standardowo sama nie obchodzę i obchodzenia nie wymagam/oczekuję, to obchodzącym z całego kamienia sercowego życzę:)

środa, 7 marca 2012

Poszukałam...

…posznupałam, trochę poszukał Diaboł i o proszę tak gra, Dyrektor Techniczny w Najnowszej. Oraz dla wytrwałych tak. Twórczości drugiego Jego zespołu jeszcze nie znalazłam. Ale to tylko kwestia czasu. Taki ziomek od Nergala. Hesus. I bądź tu człowieku normalny z takimmi współpracownikami:)

niedziela, 4 marca 2012

Umyłam kafelki...

…w łazience. WSZYSTKIE. Kto widział cleosiową łazienkę, ten może sobie wyobrazić jak się teraz czuję.

Pałacu się kurna Majestatowi zachciało!
Fuck.

sobota, 3 marca 2012

Przyszła ekipa...

…z administracji, żeby wymienić rury z gazem. Lubię zapach ciętego kątówką metalu.
W Narni taki widok, że dech zapiera. Mogłabym godzinami patrzeć w okno. Uwielbiam ten widok, o każdej porze roku.
Na „Rzezi” zasnęłam. Ale to ewidentnie wynik padnięcia pomisiowego i wypitego piwa.

Jakie to miłe, kiedy dzwonią chłopaki z Nowej i mówią „Kleoś jaka szkoda, że ciebie tu niy ma. Niy mosz dziołcha pojencia jako szkoda. I te główne elektryki sie o ciebie pytajom też, nic ino ‘A kaj jest pani Kleosia’, ni ma z kim tańcować i pogodać.” Znaczy seminarium tegoroczne z towarzyskiego punktu widzenia udało się średnio. Zrobiło mi się ciepło w okolicy kamienia sercowego. I mam obiecane, że zadzwonią, jak będą robić imprezę z golonką i wódką.
No to idę do niemieckiego.
APDEJT:
Sposób na Diaboła…
Bierzemy Winiary pomysł na zapiekankę ziemniaczaną z kiełbasą i cebulką. Czytamy przepis na odwrocie opakowania. A potem robimy zupełnie inaczej, bo
a) mamy w zamrażarce wieprzowinę, która jeszcze chwila i osiągnie wiek mrożonego mamuta,
b) nie mamy w domu kiełbasy
c) mamy ochotę na makaron.
Makaron świderki podgotowujemy 5 minut. Wrzucamy do  naczynia żaroodpornego. Wieprzowinę kroimy w kostkę, doprawiamy czym popadnie – mnie popadło czosnkiem, solą, pieprzem, oregano i pieprzem cayenne. Smażymy. Wrzucamy na makaron. Robimy sos z przepisu, ale podwójnie, bo lubimy jak nam pływa wszystko na talerzu. Zalewamy zawartość naczynia żaroodpornego.
Wstawiamy na 150 stopni i 25 minut do piekarnika.
A potem danie na talerzu wygląda jak kupa w trawie, cuchnie nieludzko, ale Diaboł po wchłonięciu oświadcza „Po takim obiedzie, to się od roboty nie wymigam – sumienie by mi nie pozwoliło.”
I o to chodzi.
W końcu okno w gabinecie będzie otynkowane.
APDEJT II:
Tańcujemy z Diabołem do Jessie J,  tak wiecie, z rżnięciem głupa.
Diaboł: (patrząc na mnie) O kurna teraz wiem, jak wyglądam, jakrobie „Saturday night” live.
No racja. A w kompie mija Mu błogosławieństwo Ancelona. Na Nos Tale. Taki nowy świr. Ale powiedział, że nie wyloguje, bo tańczy teraz.  Mówiłam, że się chłop uwstecznia, ale słuchać nie chciał. Pokiwał tylko głową znad czasoprzestrzeni.
Tymczasem Obsi zaczyna snuć podejrzenia, że jesteśmy tajnymi posiadaczami tajnej winnicy. Takiej, o której sami chyba nie wiemy. Wszystko dlatego, że co z Nią rozmawiam to jestem na rauszu. Umówmy się (to dla sądu rodzinego specjalnie), że nie jest to nagminne, ale jednak. A potem poprawiam literówki trzy razy zanim poślę wiadomość na gadu.
Jest 8 minut po północy. A my tu snujemy od czterech godzin rozważania teoretyczne,  i praktyczne, i hipotetyczne na tematy takie, że nie jestem pewna, czy chcę je jutro pamiętać.
To se chyba pójde zatańczyć.

piątek, 2 marca 2012

Szczyt mojejwysokościowości...

…siedzieć w wannie, w kąpieli z pianką, z książką w dłoni, podczas kiedy Diaboł  zasuwa dookoła z mopem.

Szczyt blądowatości
urządzić histerię pod świetlicą Misiów, że mi się „ZNOWU BAGAŻNIK ZACIĄŁ I SIĘ NIE ZAMYKA NIECH MNIE KTOŚ RATUJE” i zreflektować się dopiero na czyjeś nieśmiałe „Pani Cleosiu, ale ma pani drzwi kierowcy otwarte dlatego się ta lampka świeci.”

Szczyt oswajalności
Posprzątać chomika uprzednio przenosząc go W DŁONI do pudełka, a nie goniąc klnąc upiernie po klatce w celu owego zapudłowania.

Szczyt zdechłości
Siedzę, obijam się, a stopy BOLĄ.

środa, 29 lutego 2012

Kiedy Przyjaciółka...

…wyznaje miłość twojemu samcowi posiadanemu w hodowli domowej, za pomocą twojego telefonu i SMSa, któego możesz sobie przeczytać, należy:
a) dać Jej w mordę,
b) przekazać ukochanemu wyznania,
c) zaproponować Jej trójkącik.
Tiam.
Ronaldo ma pryszcze i byłby przystojniejszy, gdyby mu uciupali uszy, bo zbytnio odstają. Jest tam taki jeden, na którego bym leciała, a Diaboł mówi, że wygląda jak małpa. Widocznie lubię pierwotne zwierzaki.
Tiam.

Jak zauwazył Diaboł, reprezentacja Portugalii przyjechała z czterema rezerwowymi, nasza siedzi w pełnym składzie dziesięciu rezerwowych. Dam sobie nerkę wyciąć, że Pryszczaty Ronaldo jużprzed meczem oznajmił z uśmiechem „rozpykamy ich panowie w dwadzieścia minut do pięciu, a potem to już tylko truchcikiem do końca.”
Tiam.
Komentator stwierdził, że „spójrzmy na ten stadion, marzenia się spełniają.” Jeśli będę musiała czekać na spełnienie moich tyle, ile Polacy czekali na porządny stadion, jest spora szansa, że nie dożyję spełnienia. A wtedy należy:
a) dać sobie w mordę,
b) dać komuś w mordę,
c) zaproponować sobie trójkącik.
Tiam.
Kolejna pralka zalanych w piwnicy ciuchów się pierze.  Zadałam sobie robotę, żeby jednak iść do nieba, pomimo bycia burą suką ever & always. I otóż ogłaszam akcję bezterminową:
Jeśli posiadacie w domu ciuchy dziecięce/ciuchy swoje/ sprzęty gospodarstwa domowego/whatever, których chcecie się pozbyć, bo sprzątaliście szafy/garderoby/strychy/whatever, pakujecie to w karton/worek na śmieci/whatever i dajecie znak dymny Cleosi. Cleosia to zabiera w jakiś sobie tylko znany sposób i przekazuje do Stowarzyszenia Św. Filipa Nereusza, gdzie z każdej pary skarpet, sweterka, garnka, kubka, whatever ktoś się będzie cieszył jak dziki. I macie gwarancję, że pani Zdzicha z Caritasu, czy innej szacownej instytucji nie przegrzebie tego i nie zabierze SOBIE, tylko że trafi to do tych rodzin, które tego POTRZEBUJĄ. Słowo Cleosi.
No.
Tiam.
To ja się pójdę przewrócić – najlepiej gdzieś w pobliżu telewizora.

poniedziałek, 27 lutego 2012

Za co kochamy...

…Małego Johna.
Dzwonię do Niej z informacją, która Jej całkowicie nie leży, zupełnie się nie podoba, jest totalnie nie po Jej myśli, ale za to jest racjonalnie wytłumaczona, obiektywnie jest najsensowniejsza i dokładnie przemyślana. I Mały John mówi „Zrobimy tak, tak i tak i nie martw się wszystko się uda, jak zaplanowałaś.” I wiem, że w głębi mjowego serca nie do końca się zgadza z powziętą przeze mnie decyzją, sama zrobiłaby to zupełnie inaczej. Ale już obmyśla, jak mi pomóc i jak decyzję wprowadzić w życie.

niedziela, 26 lutego 2012

Mam sny...

…,których nie chcę. Po których budzę się i każda komórka mojego ciała woła, że jest jej źle. Sny, które burzą spokój. Wyrachowane, walące w splot słoneczny, odbierające oddech.

Niech ktoś je zabierze…

APDEJT:
Smok: Mamusiu (uwielbiam to Jej „mamusiu” z wyciągniętym uuuu) Mogę spać dzisiaj w namiocie?
Cleos: Prosz.
Smok: To ja będę spała dziś w spirzo… śpirzo…
Cleos: Śpiworze.
Smok: Świ… Śpiworze.
Cleos: Prosz bardz.
Smok: Tylko go zapnę.
Cleos: Ok.
Dobranoc, pchły na noc, karaluchy pod poduchy. Trzemy noski, jak Eskimoski.

Chciałabym tak beztrosko…

sobota, 25 lutego 2012

Smocza katechetka...

…zadała dzieciom zadanie domowe. Mianowicie MUSZĄ znaleźć coś, z czego będą CHCIAŁY zrezygnować na czas Wielkiego Postu. Pokażcie mi dziecko, które CHCE z czegokolwiek rezygnować. Albo dziecko, które zachęcone tym, że MUSI zrobi to chętnie i bez kręcenia nosem i histerii. Pani katechetce gratulujemy podejścia do dzieci doprawdy. Smok opowiadając o lekcji religii nie był w stanie powiedzieć DLACZEGO ma rezygnować, jaki jest cel tego, że MUSI. Po prostu MUSI i już. Jakież to zachęcające. Jakie fantastycznie pogłębiające wiarę i wiedzę o tym skąd się biorą tradycje w kościele katolickim, czego są symbolem, czego oznaką.
I przyszedł Smok po tej lekcji religii do domu i oznajmił:
Smok: Mogę zrezygnować z bawienia się lalkami.
Parsknęłam śmiechem. Zakładam, że Szanowni Czytelnicy również, gdyż powszechnie wiadomo, że Smok nie posiada na stanie ani jednej lalki. No, może jedną zdechłą , zapomnianą, którą się i tak nie bawi.
Cleos: Bez sensu Smoku. Chodzi o symbolikę, tak? Pan Jezus pościł 40 dni na pustyni…
Smok: Po co?
Cleos: Hmmmm, coś mi tam świta o kuszeniu przez diabla i symbolice liczby 40, ale nie będę ci kitów wciskać. Chodzi o to, żeby sobie też czegoś odmówić. Czegoś co się lubi. Oczywiście jeśli się wierzy w Pana Jezusa.
Smok: Bez sensu.
Cleos: Wiem. Masz dwa wyjścia, albo wcisnąć pani katechetce kit, że z czegoś zrezygnowałaś, ale to będzie kłamstwo, a wiesz, że kłamać nie wolno. Albo znaleźć coś, z czego możesz zrezygnować i  nie będzie to dla ciebie bardzo upierdliwe.
Smok: Dlaczego?
Cleos: Bo jesteś dzieckiem i nie widzę sensu, żebyś umartwiała się jakimś straszliwym postem tylko dlatego, że pani katechetka powiedziała, że MUSISZ.
Smok: No dobra.

Póki co niczego nie wybrała i jeśli o mnie chodzi niech nie wybiera. Z różnych przyczyn rezygnujemy z tylu dzieciowych przyjemności, że dodatkowe umartwianie się jest totalnie bez sensu. Bo MUSI. Po akcji z obawą przed śmiercią MIAŁAM dobre zdanie o pani katechetce. MIAŁAM. Już nie mam.

czwartek, 23 lutego 2012

Miałam napisać...

…o kurce i kogucikach.
Ale tak mi napiernicza jakiś kurna mięsień  w okolicy łopatki, że nie mam ani siły, ani ochoty.

Za to znalazłam DVD z Michel Telo i może jestem prosta jak budowa cepa, ale się zachwycam i cieszę do ekranu jak głupia.
Że nie wspomnę, że wczoraj słuchałam jednej piosenki godzinę non stop. Się dziwię, że mnie Diaboł nie chciał uśpić.

środa, 22 lutego 2012

Wczoraj...

…dostałam od Drożdża SMSa w trybie rozkazującym
„Odbierz Smoka od rodziców”
Generalnie nie jestem mimoza, ani jakaś wielka dama. Na pewno nie jestem, chociaż wiadomo, że wszystko z klasą.
W odpowiedzi napisałam, że
„Odbiorę oczywiście, ale mógłbyś się nauczyć używać CZASEM zwrotów grzecznościowych”
W końcu twierdzi, że też klasę ma i szyk i styl oraz zawsze potrafi się zachować.
Dziś dostałam SMSa, w trybie przypuszczającym
„Mogłabyś odebrać Smoka od rodziców?”
Lepiej.
Ale to jeszcze nie to.
Tym bardziej, że ja owszem potrafię mięsem rzucić, ale jak czegoś od Niego chcę to proszę-dziękuję-przepraszam-pitupitu.
Uczy się chłopak.
Obawiam się jednak, że mu „proszę odbierz Smoka” przez palce nie przejdzie.

I tak mit o klasie sięgnął bruku.

poniedziałek, 20 lutego 2012

Otóż...


...Konkludując opowieść Marchwiaka, a cytując nie mogę powiedzieć która Wiedźmę
„Matka żony to świekra, a matka męża to suka jebana.”
Amen

sobota, 18 lutego 2012

Zameldowałam wczoraj...

…Dużemu, że posłusznie jadę jutro (czyli dzisiaj) do wulkanizatora. Wiadomo, że Duży dba o Smerfinę bardziej niż ja i pamięta o WSZYSTKIM.
Duży: Jedź na Kruszcową, tam jest dobry wulkanizator.
Cleos: Ok, tam pojadę.
Pojechałam dzisiaj, faktycznie zrobili szybko i tanio. Wybrałam opony letnie, ale chciałabym, żeby je Duży jeszcze zobaczył, bo na oponach zwyczajnie się nie znam i nie mam pojęcia czy mi Pan z Wąsem kitu nie wciska.
Dzwonię zatem.
Cleos: Cześć tatuś.
Duży: Cześć córuś.
Cleos: Byłam u wulkanizatora, na feldze schodziło. Zaklepałam sobie opony letnie, ale chciałabym, żebyś je zobaczył, bo się nie znam.
Duży: Po ile?
Cleos: Po 90 złotych z montażem. Dopiero je przywieźli. Jakbyś mógł podejść i wpłacić mi na nie zaliczkę, żeby je odłożyli, bo nie mam teraz kasy na komplet.
Duży: 90 złotych? Oszwabić cię chcą. Za drogo. Ja ci załatwię takie opony, że mucha nie siada, zobaczysz. Nie daj się wrobić.
Cleos: Ale możesz podejść tam i zobaczyć chociaż jaki to rozmiar i te inne bzdety, żebyś wiedział co załatwiać?
Duży: PO COŚ TY TAM POJECHAŁA! MÓWIŁEM CI ŻE TO NIE JEST PRAWDZIWY WULKANIZATOR! NA PEWNO CI ŹLE ZROBILI TĄ OPONĘ.
Cleos: Tatuś, na Kruszcowej byłam jak mówiłeś.
Duży: …. Aaaaaa, no tam na pewno ci dobrze zrobili. Myślałem, że byłaś tu obok. Nieee, no tam na pewno mają dobre opony, pójdę i zobaczę.
Cleos: Mógłbyś mnie słuchać czasem zanim na mnie nawrzeszczysz?:)
Duży: To pa córuś.

Pa. Czy ja mówię w jakimś nieznanym Mu języku? Przecież mówiłam, że pojadę na Kruszcową. Mówiłam jak byk.

piątek, 17 lutego 2012

Zamieniłam z nim...

…raptem 4 zdania. Dosłownie. Wliczając w to „Dzień dobry” i „do widzenia”. No co za kurwa nie ksiądz! Posłaniec boga w mordę kopany, bez szacunku dla bliźniego, wyzuty ze zrozumienia, pozbawiony empatii i chęci niesienia pomocy.
Żeby zdechł.
Zamknęłam się szybko i pożegnałam grzecznie, bo mam w tym interes. Ale swoje wiem i kiedy trzeba powiem.

niedziela, 12 lutego 2012

Smok wyciągnął mnie...

…na dupolota. W życiu się nie nauczę odmawiać nawiedzonym pomysłom własnego dziecka, w życiu! Najlepszymi butami na -pierdylion stopni okazały się jak zawsze śniegowce Boot, jeno w wersji blue. Obecnie w cenie od 300 do 1100 PLN.

Ile kosztowały 30 lat temu nie mam pojęcia. Faktem jest, że moje dostałam od MJa i pamiętają czasy poczynania mnie w Wiśle. Po ponad 30 latach zerwał się jeden zaczep na sznurówki – słownie JEDEN. Ja pierdykam, niemożliwe? Możliwe.
Ale ja nie o tym.
Mianowicie w drodze do Smerfiny, spotkałyśmy moją Byłą Teściową – niech jej ziemia lekką będzie. I co? I gdyby nie to, że Smok zatrzymał Ją domagając się buziaka, minęłaby nas bez zwracania uwagi, poza odpowiedzeniem na smocze „cześć”. Czy to była odpowiedź również na moje „cześć” – śmiem wątpić. I ja rozumiem, że Ona mnie serdecznie nienawidzi. Obiektywnie patrząc na Jej miejscu też bym mnie nienawidziła. W końcu byłam Drugą Żoną, która porzuciła Jej syna podobnie, jak i Pierwsza, niecnie znajdując sobie kochanka. Wiadomo, że matka winy syna nie widzi w tym fakcie wcale i Żon jakotakich, ile by ich nie było nienawidzi i życzy wszystkiego najgorszego. I awizo. Ale tak sobie myślę, że patrzy na to Jej podobno ukochana wnuczka, która coraz więcej rozumie. Mogłabym zatem wykrzesać z siebie tę powszechnie obnoszoną rzekomą klasę i zachowywać się jak dorosły, dojrzały, odpowiedzialny człowiek. Niech mi się nie rzuca na szyję, nie musi ze mną rozmawiać. Ale trzy zdania z wnuczką, zachwyconą spotkaniem, przejętą dupolotem mogła zamienić. Tymczasem w locie dała Smoku buziaka i odciągając ode mnie Traktora, który na mój widok skakał z radości (o jakże musiało Ją to zirytować, że ten pies śmie mnie pamiętać i darzyć sympatią do tego) poszła z wiecznie niezadowoloną miną w swoją stronę. Jedyne co rzuciła to „idę do taty bo jest ciężko chory.” No nie ma to jak powiedzieć coś takiego dziecku, które się przejmuje nawet jak któreś z nas kicha i w przejawie troski gotuje rosołki.
Niektórzy nigdy się nie zmienią. Nic im nie przemówi do rozumu. Nic ich nie przekona, że ich postrzeganie siebie i otaczających ich ludzi jest z gruntu błędne i nie przynosi korzyści w postaci szalejących tłumów fanów. Jakm cudem mój Były Teść przebywając z Nią dzień w dzień zachował ludzkie odruchy i potrafi się zachować, do dziś zachodzę w głowę. Bo potrafi naprawdę i za to Mu szacun i ciepłe uczucia.

A Drożdż? Może szkarlatyna z powikałaniami w postaci zapalenia płuc? Chociaż równie dobrze może być i stan podgorączkowy, kiedy to nie przyswaja niczego innego poza Danio i sokiem pomarańczowym, obwieszczając światu, że jest umierający. Kto Go tam wie?

APDEJT:
Z czterdziestominutowej rozmowy z Who wyszło nam dużo dobrego oraz, że ma zmarszczki na dupie, na stopach i pod pachami i zajebiście gra w bilerda. I love her:)

piątek, 10 lutego 2012

Bawimy się...

…wszyscy w sklep jubilerski. Ja – wybredna kobieta, Diaboł – oblubieniec wybrednej, Smok – sprzedawca.

Cleos: No kochanie nie mogę się zdecydować. Może to?
Diaboł: Jak sobie życzysz.
Cleos: A może to?
Diaboł: Może być i to.
Cleos: No, ale w czym mnie widzisz?
Diaboł: W trumnie.

Kurtyna:)

środa, 8 lutego 2012

W zeszłym...

…tygodniu zaczęłam lekcje angielskiego. Dzisiaj zaczęłam niemiecki. A Smok przychodzi i pyta się Diaboła „jak tam twój japoński?”, czym poniekąd Go lekko zawstydza. Bo można mieć marzenie – chciałbym mówić wszystkimi językami świata – ale trzeba coś w tym kierunku robić i urodzenie się bogiem jakoś nie wchodzi w rachubę.

Tymczasem Smok poszedł do lekarza z wysypką na zadku. Lekarz spojrzał i orzekł, że wraz z gorączką dwa tygodnie temu, to szkarlatyna. Przechodzona dodajmy, bo dwudniowej gorączki bez innych objawów nikt ze szkarlatyną nie skojarzył. Zapomnijcie o malinowym języku, wysypce najpierw na brzuchu, potem na reszcie. Smok niestandardowo najpierw miał gorączkę, a po dwóch tygodniach pryszcze na tyłku. I schodzącą z dłoni skórę. Hesusie, nowy gatunek jaszczurki hoduję w domu.
Aktualnie moje pytanie brzmi, czy moja gorączka parę dni temu, dochodząca do 40 stopni, to była TYLKO gorączka, czy również bezobjawowa szkarlatyna, którą przechodziłam tak samo, jak i dziecię. Nic mi się nie łuszczy, pryszczy na tyłku brak.

No i jest jeszcze Grzmot. Stalowy, ma na nazwisko. Grzmota zawdzięczamy Obsi i Marti i Grzmot już pierwszej nocy pobytu  zostałby wygrzmocony przez okno, gdyby nie moja nieskończona miłość do właścicielki Grzmota – czyli Smoka. Bo ten &%$%#% całą noc zapiernicza w karuzeli. A karuzela skrzypi. Budzę się o północy „ziiip, ziiip ziiip”, budzę się  o 2.00 „ziiip ziiip”, o 4.00 „ziiip ziip”. Nożeszojapierdolę! W końcu, ponieważ karuzela jest niedemontowalna z klatki, albo ja jestem za głupia, żeby ją wyjąć, naplułam w nią olejem roślinnym przy pomocy rurki do drinków w kolorze zielonym. Przestało skrzypieć, a Grzmot całe noce nabija kilometry na prywatnym liczniku odległości od/do chomiczego raju.

…Nie miała baba kłopotu…:)

niedziela, 5 lutego 2012

Od 5.15...

…do 8.20 – zdecydowanie za mało snu.
Ale za to JAKIIII SABAAAAT BYYYYYŁ!!!
O matko. Nie dziwię się doprawdy, że kocham te Wiedźmy, zawsze, nieustająco, ciągle, ogromnie, stale i wciąż.
Tank U Lejdis:)

czwartek, 2 lutego 2012

"War Horse"...

…2 godziny 26 minut pieprzenia o koniu. Zniesłam to z miłości do koni. I ubolewam, że nie ma wersji z dubbingiem, bo byłby boski film dla Smoka.

BTW smoczy rosół zdziałał cuda i dziś już tylko niewarte wspomnienia 37 stopni. Dziecko mię uleczyło.

Aktualnie „Wrecked”. 16 minuta, sekund 31 – facet dalej siedzi w aucie, nie ruszył się o centymetr, za to pił deszczówkę nałapaną do popieniczki i wysikał się sobie pod nogi. A no przepraszam, jeszcze rozebrał trupa z tylnego siedzenia z marynarki i przywdział ją, bo zimno było temu misiu. Czy to jest jakaś nowa tendencja – robienie filmów o niczym?

„Dziewczyna z tatuażem” – mniam, „Anonymous” z ukochaną kostiumową Anglią – mniam, były jeszcze chyba ze dwa dobre, a teraz widzę moja dobra passa się wypassa.

Została mi jeszcze godzina, minut 13. Zobaczmy, jak się akcja rozwinie:)

środa, 1 lutego 2012

W prezencie...

…na grypę dostalam regał z barkiem. Bosz, tyle szczęścia z paru drewnianych desek:) Zainteresowana obdarowująca nie chce iśćdo nieba – się nie dziwię w sumie.

Potem było już tylko gorzej. Chociaż z drugiej strony Smok ugotował mi rosół i podawał gorące napitki. Jest szansa, że będę żyła.

sobota, 28 stycznia 2012

Po raz...

…kolejny usłyszałam, że powinnam na ten temat napisać książkę. Roboczy tytuł? „Kobiety jego życia”? „Żony prawie trzy”? „One i ja”? „Byłe i niedoszłe”? „Dwa kubki kawy”? „Krasnal, Misia i…”? Hm, właściwie nie wiem czy Obsi miała jakieś pieszczotliwe przezwisko. Muszę dopytać. I rozważyć tą fascynującą propozycję.  Tylko kto to wyda? I czy zakwalifikować to jako powieść obyczajową, czy może jako poradnik o wdzięcznym podtytule „Jak nie spaprać sobie życia”.

piątek, 27 stycznia 2012

Miałam tu...

…piękną notkę o ciemnogrodzie, rydzykolandzie i  Moherowym Pikaczu w żółtej chuście, który mnie tak wkurwił dzisiaj, że uskuteczniłabym natychmiastową eutanazję, na miejscu.
Ale mi się klikło gdzie nie trzeba i notka poszła się wypasać.
Więc w ramach terapii idę ścierać kurze. Jak ktoś chce znać szczegóły niech se do mnie zadzwoni.

Szlag mnie dzisiaj trafi!

czwartek, 26 stycznia 2012

środa, 25 stycznia 2012

Jestem...

…mistrzem improwizacji.

Smok: Mamo, mamy jutro przedstawienie konkursowe.
Cleos: ???
Smok: No w Beceku…
Cleos: ???????????
Smok: No to, w którym jestem kuchcikiem…
Cleos: Aaaaa, to.
Smok: Pani powiedziała, że mam mieć na jutro białą koszulkę i białe rajstopy.
Cleos: (sznup sznup w szufladach) Tu masz fartuszek kuchenny.
Smok: ???
Cleos: (sznup sznup w szufladach) I rękawicę kuchenną.
Smok: ?????
Cleos: Rajstopy, koszulka i spodenki.
Smok::)
Cleos: Czapkę kucharza chcesz?
Smok: ???? A mamy?
Cleos: Zaraz będziemy mieć (sznup sznup w garderobie, zgrzyt, chrup, szur szur) Proszę.
Smok: !!! Jaka piękna czapka. Dzisiaj mówiłam pani, że nie będę miała kostiumu, a teraz mam kompletny!!!
Cleos: (pęka z dumy)

Wszystko w 10 minut:)

wtorek, 24 stycznia 2012

Bajka na szybko...


Cleos: Opowiem ci bajkę…
Smok: Mamo tylko nie jak kot palił fajkę!
Cleos: Opowiem ci bajkę
jak kot palił fajkę
a kocica paliła cygaro
i wyglądała przy tym nieco staro.
A za barem w roli barmana
stała sarna od samego rana
I miała strzelbę pod barem,
na wypadek, gdyby wilk przyszedł z towarem.
Właścicielem lokalu był bury misiu,
który nazywał się Czarny Zdzisiu
i chociaż wzbudzał trwogę,
to jednak utykał na jedną nogę.
Opowiem ci bajkę
jak kot palił fajkę,
a zajączek przypalał obiady
i nie było na niego rady,
bo palił i jajecznicę i parówki,
po które na wynos wpadały mrówki.
Był jeszcze lis chytry nieco,
co nie zauważał, że latka mu lecą
i był ciągle przekonany święcie,
że go nie widać w tym całym zamęcie,
jak pod kitę szkło z baru zamiata
od najwcześniejszych miesięcy lata.
Opowiem ci bajkę
jak kot palił fajkę,
a kuna paliła skręta,
dlatego nic nie pamięta.
A jak już wszyscy spili się w trąbę,
to skonstruowali nuklearną bombę
i chociaż to nikogo już nie zachwyca,
wilki do dzisiaj nie pospadaly z księżyca.

Tiam. Dobranoc:)

sobota, 21 stycznia 2012

Trzymanie...

…kciuków staje się modne. Zatem trzymamy i puszczamy dopiero jak powiem.

Pożegnałam 3 kilogramy. Jeszcze jeden. Samopoczucie wprostproporcjonalne do spadku wagi. Pomysły na image – na mistrzowsko. No jeśli obsługa utrzymania budynku zauważa, że mam „fajne buty” i Generalna wraz z Delegacją zastanawia się głośno czy ja zawsze buty dobieram kolorem do reszty ciuchów i „ile ty ich masz Cleos?” znaczy, że długoletnia inwestycja w przemyślane dobory/zakupy teraz się sprawdza. Jak mi jeszcze kiedyś, ktoś powie, że chora jestem na głowę, bo mam garderobę powieszoną kolorami, to mu pokaże fucka, jak Babcię kocham. Odzywa się babsko próżna część natury, która chodziła ostatnio lekko przygarbiona. Prostuję się i ma na to wpływ wiele czynników.
A dzisiaj prosz Państwa Dzień Babci i rocznica mojego chrztu, o nieobchodzonych imieninach nie wspomnę. Ale dzwonić możecie stadami – chętnie pogadam. I czy jeśli nie pamiętam daty chrztu Smoka, to jestem wyrodną matką?
APDEJT:
Zadzwonił MJ. Dobrze jest usłyszeć „Cieszę się, że cię mam. Najbardzizej na świecie się cieszę.” Prawie się poryczałam.