licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

środa, 29 kwietnia 2009

Było ich...

… pięć par. Wszyscy tańczyli cha-cha-cha. Na widowni reszta dzieci, rodzice, wychowawcy, ksiądz, jakaś zakonnica, jedna babcia. Każda para do innej muzyki. Żarówa z Jollero wyskoczyli ubrani, jak do Tańca z Glizdami – ona w zielonej sukience, on w czarnych spodniach, białej rozchełstanej koszuli i zielonej kamizelce. A przecież zażartowałam sobie tylko tydzień temu, że mają się wystroić. Ich taniec sfilmowałam, bo mi szczęka opadła. Przerobili moją choreografię, dodali, zmienili, zaszaleli i odstawili takie show, że dostali brawa na stojąco. Jestem pod wrażeniem. Naprawdę – do tańca trzeba mieć duszę i serce. I trzeba oddać mu i jedno i drugie i jeszcze litry potu. Oni oddali.  Po wszystkim dowiedziałam się, że ćwiczyli cały tydzień, aż pan ksiądz miał dosyć:)
Potem było rozdanie dyplomów i już chciałam iść do domu, kiedy dzieciaki wyskoczyły z prezentem na podziękowanie, z kwiatami z bibuły, a Klubowicze z bukietem róż. Podziękowanie od mam, od wychowawców, zdjęcie grupowe, uściski i „Będziemy chodzić na zajęcia na  Halembie” – to jest najważniejsze.
I jestem z nich dumna, bo mogli to olać. Mogli siedzieć gdzieś na trzepaku czy innym murku, mogli pluć słonecznikiem i pić coś tam, co piją ich koledzy. A znosili moje wrzaski przez muzykę motywowanie nie zawsze subtelne. I naprawdę, jak Babcie kocham, dali dziesiaj czadu – wszyscy, a Żarówa z Jollero szczególnie…

Za dwa tygodnie zaczynam zajęcia w drugiej Świetlicy. Dajcie mi bogowie znowu taki materiał do obróbki…

sobota, 25 kwietnia 2009

Sabat 1/4...

…+ Diaboł.

- Orgazm cenna rzecz…

- No proszę was, jest północ, a ja idę do pokoju… W sensie , że spać… W sensie, że sama…

- Znaczy ty byś chciała mieć tak zwany chów domowy?

- Muszę sobie tak o, bo ja jestem ekspresyjna kobieta.

- Bo ja myślałam, że on ją Matrix…

- Co mnie obchodzą twoje orgazmy!
- Jak to?! Moje orgazmy nie są dla ciebie ważne?!?!

- Ty jesteś za stara na wycinanie łechtaczki.
- Nie, dlaczego? Jak cię biorą za żonę taką Słowiankę to ci ten teges…

- To jest twój penis emocjonalny do miziania mózgu.

- Teraz zrobimy to na wisielca i dwóch spadochroniarzy…

Tia…, Who i Diaboł zostali rodzeństwem krwi. Goździki stoją w wazonie. Energetycznie się naładowałam.  Ile można rozprawiać o seksie?:)))

środa, 22 kwietnia 2009

POMOCY!!!

Potrzebuję szybkiego, prostego dania na gorąco na 20 osób. I żeby jeszcze nie kosztowało majątku:)

sobota, 18 kwietnia 2009

6.30...

…giełda kwiatowa, po trzech godzinach snu
9.30 – kwiaty na balkonie posadzone
12.00 – obiad gotowy
12.00-19.45 – smokowa wróżka, motyl i liście drzewa gotowe

Osiem godzin na stojąco/kucająco/klęcząco/na drabinie – nóg nie czuję, pierwszy raz od dawna wiem, że posiadam łydki sztuk dwie, kręgosłup mówi stanowcze NIE dla dalszej działalności.

Plan na wieczór „Reakcja łańcuchowa” oraz „Ciemność” w kombiancji z mizianiem.

Plan na jutro: Smok Guzdrok, ptak, konar i gałęzie drzewa.

piątek, 17 kwietnia 2009

Lubię tak...


Wstaję rano, robię kawę, włączam radio, siedzę sobie w jadalni i podziwiam widok na wiosenną Narnię. Dom jeszcze śpi. Mam jakiś kwadrans zanim przydrepce Smok z zapytaniem, czy może pooglądać bajkę. Potem Diaboł z miną mordercy, bo musiał wstać w ogóle. Kuchnia jeszcze delikatnie pachnie ciastem pieczonym wczoraj na szybko.
Mój kwadrans na poranne myślotoki i zawieszenie w powietrzu nad głową myśli, że dobrze mi…

piątek, 10 kwietnia 2009

Wierzycie mi...,

…że nie mam czasu pisac? To uwierzcie, bo nie mam. Przekładam sobie marokańską zastawę w kuchni wenge to tu to tam i się zachwycam. Pucuję kieliszki, czytam instrukcję obsługi piekarnika, odgruzowuję gabinet, żeby znaleźć zestaw do malowania, bo smoki w Smoczej Jamie czekają na powstanie. Piorę kwiatki, taszczę nowe do domu, obmyślam podły plan doniczkowy (to niemożliwe, żeby NIGDZIE nie było takich doniczek, jakie chcę kupić, no niemożliwe). W tym miejscu oświadczam (się), że pałam dozgonną wdzięcznością dla Sirenqi, która dostarczyła ogromną jukkę i difenbachię i jakieś tam jeszcze stado pomniejszych, które muszę przesadzić:) Oraz przygotowuję śniadanie świąteczne, z gotowaniem, pieczeniem i czym tam tylko chcecie. MNIĄ.

No, to nie mam czasu jako rzekłam i niniejszym się oddalam:) Wuzzi:*

niedziela, 5 kwietnia 2009

Pojechałam...

…po spodnie… Mam na stanie więcej o cztery spódnice:) Proszę mnie nie wpuszczać do tego sklepu do czerwca – pod żadnym pozorem.

środa, 1 kwietnia 2009

Smok zaczął...

…mówić „r”. Nie we wszystkich wyrazach i lekko rozmiękczone, ale jednak.

Mam najlepszego ginekologa w galaktyce.

Smok przepływa strzałką 4 metry pod wodą – jak ryba. Stał się cud i zaczeła pływać, ot tak sobie, po prostu.

Kate zadzwoniła, że w ramach pokuty za książkę z zaklęciami, zdobyła lawendę, przeciwko koszmarom.

Kryzys świetlicowy chwilowo zażegnany. Jakoś wytrzymam z tymi Paniami, bo dzieciaki nic temu nie winne.

Mały John sieje panikę. Uwielbiam tę babę, ale zadzwoniłam dzisiaj tylko po to, żeby Ją opierniczyć.

Wiosna idzie, psze Państwa, trza wymienić opony, pojechać na myjnię oraz odgruzować kurtki letnie.

I słońce w oczy:)