licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

środa, 27 sierpnia 2008

Szczęście się składa...

…z małych radości…

Radość Pierwsza
Wracam do domu, parkuję Cherry Devilka, spoglądam w górę, a tam drzwi balkonu otwarte, co oznacza, że Diaboł już jest – nie będę musiała czekać.

Radość Druga
Wchodzę do sypialni, zaglądam do garderoby, a ona pomalowana. Będę mogła poukładać wreszcie ciuchy według kolorów, rozwiesić wieszaki i poczuć, że mam kawałek szafy.

Radość Trzecia
Diabołowi smakuje przygotowywana przeze mnie pasza treściwa. Jest to zjawisko zupełnie niezrozumiałe, jednak prawdziwe.

Radość Czwarta
Seth się łasi. I łazi za mną. I się łasi.

Radość Piąta
Zakładam spodnie ze spodniumu, które jeszcze niedawno opinały mój odwłok i udziszcza, jak jelito kaszankę i czuję, że już nie opinają. Boskieję w oczach.

Radość Szósta
Telefoniczne rozmowy ze Smokiem, który jest nad morzem.
Smok: Mamo mamo, byłam dzisiaj w wiosce indiańskiej. I tam był Indianin.
Cleos: A jak się nazywał. Może Wielka Stopa, co?
S: (z politowaniem) Nieeeee mamo. On był mały i stopy też miał małe.

Radość Siódma
Zasypiam otulona Diabołem jak kocem. Codziennie. I to Mu się nie nudzi.

piątek, 22 sierpnia 2008

Z cyklu...

…remont z Diabołem –
Part One:

Remontujemy, tak?
Mniej lub bardziej, ale uparcie i skrycie, codziennie troszkę, tak? No. Mła
jest niewiastą wątłą jak wiadomo powszechnie i nie nadającą się do robót
ciężkichJ
Więc  opalam. Drzwi, nie siebie dla
odmiany.  Drzwi są w kosmos wielkie,
wysokie, szerokie i do tego jakiś debil/idiota/kretyn/patafian malował je
pierdylion razy na uroczy biały kolor, który schodzi warstwami wśród miliona  moich przekleństw. Załatwiłam łazienkę,  dokończyłam wrota do ekhe… buduaru, zabrałam
się za salonowe.

Diaboł: Tu stoją te
drzwi, możesz opalać.

Cleos: Mła się wydaje,
że to nie te, tylko tamte.

D: No co ty, one nie
pasują. Te trzeba opalić.

No to opaliłam. Jedno
skrzydło, węższe. Powiesiliśmy.

Diaboł: Hihihihi
(lekko nerwowo) To nie te drzwi.

Cleos: Zamorduję cię.  Ubiję jak prosiaczka. Mówiłam, że tamte.

D: No… to się nadaje
na blogusia.

No to skoro się nadaje
to ma.  Cztery dni klęłam na czym świat
stoi, przemawiałam do nich, że je zrobię śliczniutkie, że piękne będą  i cudne. I co? I nie te, tylko  tamte. 
Szlag. Zaparłam się, nie opalam tamtych. Trza coś wymyśleć,
poprzekładać, poranżerować, pomiąchać żeby było i pasowało. A następną razą
należy zdecydowanie słuchać Cleosi, bo może ona i blondynka, wątła, bidulka,
sierotka Marysia z zapałkami, ale wie co widzi. No.

I wiecie co? Tak se
siedzę na tych drzwiach, skrobię, gorąco mi od opalarki, koty łażą  i żrą kwiatki, Smok biega w pasie z
narzędziami a la Bob Budowniczy, jak jestem w sypialni to do telefonu, który
dzwoni mam hektar do przebiegnięcia, na balkonie mam cały dzień słońce, pianino
jest siwe od pyłu, ciuchy są siwe od pyłu, Diaboł jak wychodzi z garderoby jest
siwy od pyłu i co z tego?:) Może i jest niespecjalnie czysto i higienicznie, że
tak to dyplomatycznie ujmę. Stan czystości Duży skomentował  „Jakbyśmy z mamą tak mieszkali to ona by mnie
po trzech dniach zabiła. Trzeba ten remont ruszyć.”  No i ruszył. Może nie jest straszliwie
wygodnie/poręcznie/komfortowo, ale jest CIEPŁO. Ciepło od uśmiechów, spojrzeń,
puszczanych oczek,  przytuleń, nocnych
rozmów, śmiechu Smoka. Tak ciepło, że koty wylegują się na kredensie w plamie
słońca. Tak ciepło, że nawet po niemiłych rozmowach telefonicznych  zmartwienia topnieją…

…Tylko te drzwi
cholerne opalone nie te co trzeba!!! No, ale widać nie można mieć wszystkiegoJ

niedziela, 17 sierpnia 2008

Przemyśleń...

…wielkich nie będzie jeśli pozwolicie. Spłodziłam już jedną notkę, którą radośnie szlag trafił więc nie chce mi się więcej:))) Odpoczęłam. Odpoczynek polegał na wielkim żarciu oraz konwersacjach, przy których Lejdis to pryszcz na odwłoku. W ramach tych konwersacji okazało się, że Kate Paskótna postanowiła się jednak rozmnażać, co pociągnęło za sobą chęć „ucórczenia Elenczy” oraz Gudrun ewentualnie, a także Jaka i Nijaka.  Wszystkie postanowłyśmy sprawdzać czy obiekt naszych westchnień i dzikich żądz posiada HACCP na jajka, co stało się niezbędnym dla posiadania ewentualnych Elencz i innych Podiabołków. Who po naszej dysuksji na tematy polonistyczne wstawszy z miejsca stwierdziła „No to pochlemy – chociaż nie, pochlamy raczej, bo koleżanki są purystki językowe.” Oraz w innej okoliczności leżąc na dmuchanym łóżku owa Who, matka dzieciom podrygiwała radośnie zadkiem i majtała odnóżami w powietrzu co Kate Paskótna skomentowała
- Who, a ty nie potrzebujesz adwokata od OC? Bo jak ty tak seks uprawiasz to ja współczuję.
- Jeszcze mi się nie zdarzyło nikogo uszkodzić.

No, możecie sobie wyobrazić: trzy niewiasty, troje dzieci, pies. Drinki cleosiowe, Jelzin grejfrutowy, piwo, grillowanie, filmy po nocach i rozmowy, rozmowy, rozmowy. Okraszone jedynie dwoma moimi kryzysami i jednym Kate. Znaczy trzymamy fason i staramy się zachowywać jakby NIC się nie stało i ABSOLUTNIE NIC się w naszych życiach nie zmieniło. Tymczasem Who zmiany wprowadza w życie, ja zmieniłam niemal wszystko, a Kate odkryła, że zmienia Jej się podejście. No błagam – to się naprawdę nadaje na traumę, tymczasem my się doskonale bawiłyśmy. Całodziennie opalanie, nicnierobienie, snucie się i trucie o przemyśleniach. I wiecie, nawet nie zawsze przypominało to pijackie bredzenie i zwidy oraz majaki tudzież omamy. Bywa, że nawet coś mądrego nam się z tego ukulało.

Dziękuję kobitki… za ten jeden kryzys też, bo chyba był mi potrzebny…

A TU? Tu odpoczywam dalej chociaż to może wydawać się dziwne bo roboty huk. Mamy salon z jadalnią, sypialnię i łazinkę. No „mamy” to może za duże słowo, ale innego nie znajduję. I w nosie mam, że kurz starty z pianina wraca tam po godzinie w ilości jeszcze większej niż poprzednio. Who zazdrości mi kosmicznie wielkich okien z widokiem na drzewa, mam balkon, na którym w przyszłym roku powieszę doniczki z pelargoniami, mam wielką wannę i szczęścia tyle, że dech zapiera. I tak, jasne, martwię się, zastanawiam, myślotok mam nieustanny a w nim – co i jak i gdzie i jakim cudem oraz kiedy. Perspektywy odległę, terminy również, ale nie to jest najważniejsze. Najważniejsze jest to, źe nie muszę wysyłać SMSów na dobranoc – mogę Mu to po prostu powiedzieć… i wszystko inne też, bo JEST na wyciągnięcie ręki. Oddycham… ten ciężar przyduszający pierś przez oststnie miesiące niemal zniknął. Niemal, bo… no to jeszcze nie koniec… jeszcze trochę.

Tymaczem wszystkim, którzy nam pomogli wielkie DZIĘKI. I tym, którzy byli ze mną, z nami myślami też dzięki. Bez Was byłoby trudniej. Nie logistycznie, chociaż też, ale mnie tak, wiecie, inside byłoby trudniej znacznie. Dziękuję.

I Tobie Diabole, że chciało Ci się czekać…