licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

sobota, 31 lipca 2010

Jaki Diaboł...

…taki Smok. Kupowanie butów z nimi wygląda tak samo. Poszliśmy po czarne i granatowe, wróciliśmy z czarnymi i szarymi:)

piątek, 30 lipca 2010

Obserwując niektóre...

…dzieci, o przepraszam – bachory dochodzę do wniosku, że czasem metoda „przywiązać na smyczy do drzewa, stanąć w oddaleniu i przy każdym okrążeniu, jak będzie biegać jak porąbane lać laciem po łbie” jest jedyną słuszną. Mam takie pasożyty w okolicy rodziny, znajomych i przyjaciół królika. I ja nie mówię wcale, że dziecko ma siedzieć w kąciku i trzy godziny bawić się woreczkiem foliowym, jak jeden taki Drożdż w dzieciństwie – wcale nie. Ale jak słyszę, że dziecko po trzech dnaich bez rodziców zaczęło rzucać w babcię kamieniami, a babcia na to nic, bo „to było podłoże emocjonalne takiego zachowania”, to mi się maczuga w kieszeni prostuje. Hesus, a potem się dziwimy, że uczniowie wkładają nauczycielowi kosz na śmieci na głowę, albo kopią koleżankę do utraty przytomności, a w przypadku szlabanu na internet walą mamunię tasakiem w czaszkę – emocjonalnie oczywiście.

czwartek, 29 lipca 2010

Do urlopu...

…17 dni. Zmęczyłam się jakoś tak. Czemu tu się dziwić jednak, skoro najpierw zaliczyłam Liroja, potem Oszołoma, potem Ciotuchnę od Brukselki, potem Dużego. Pierwszy sprzedał mi lakier do drzwi, które w ramach relaksu będę jutro malowała. Drugi cały bagażnik zakupów w tym gigantyczną donicę, do której już przesadziłam palmę z łazienki. Trzecia dała obiad z marchewką z groszkiem, której nie lubię i ciasto dla Diaboła. Duży nic nie dał, za to ucieszył się z ciasta od Ciotuchny i gazety. Life. Zaprawiłam bunclok ogórasów jeszcze, o. Zrobiłabym cośtam może, ale w sumie po co.

Na weekend plany takie, że najpierw idziemy z Diabołem na buty. Widziałam w biegu do banku zajedwabiste sandały – granatowe na gigantycznej szpilce (notkę sponsoruje przymiotnik: gigantyczny). Diaboła zabieram w celu dyscyplinowania mnie. Bo jak ostatnio poszłam ze Smokiem po brązowe szpilki, to wróciłam z brązowymi i owszem oraz czerwonymi w bonusie. No ktoś musi mnie pilnować jednym słowem, bo  te wszystkie przeceny, i te wszystkie szpileczki, i te wszystkie o mój bloże. Bo ja tak w ogóle to potrzebuję jedne czarne do spódnic, jedne granatowe jeszcze nie wiem jakie (może te sandały jednak, cholera) i jedne sobie wymyśliłam, że nie wiem jakie sobie wymyśliłam – czekam na natchnienie.
A potem, po kafelkowaniu i malowaniu i w ogóle idziemy na balety. W myśl zasady „wyjechali na wakacje wszyscy nasi podopieczni…” Będzie się działo…

poniedziałek, 26 lipca 2010

Najpierw w trasie...

…okazało się, że Kate świadczy usługi także na odległość, ale tylko w miastach, których topografię zna. Cóż.
Potem postanowiliśmy założyć portal www.adoptujbabcie.pl w celu znalezienia domów dla samotnych babć oraz babć dla odczuwających braki babć własnych. Cel szczytny.

Potem wyszło na jaw,, że Diaboł rozwija się a nie cofa i nie zamienił cnoty na wadę – nadal zatrzymuje się natychmaist, w dowolnym miejscu. Również na stację benzynową w celu sikać zjeżdża w jednej chwili, nawet jeśli kierunkowskaz w ostatnim momencie włącza czym przyprawia o zawał pozostałych użytkowaników dróg wrocławskich.

Ujawniła się również cudna cecha, mianowicie czytamy z Kate synchronicznie. Cwiczenia odbywałyśmy na wroclawskich billboardach. Diaboł skomentował to następująco:
Kate, Cleos: Jeeeee, czytamy synchronicznie!!!
Diaboł: Wy często próbujecie mówić synchronicznie, tyle tylko, że każda z was mówi co innego.
Święta prawda.

Potem było dużo wina, wrzaskliwe konwersacje, okreopne zachowania. Osiedle poznało drugie, równoległe życie Who. Bywa.

Diaboł robił za męża. Dodajmy, że robił z wyczuciem, delikatnie, subtelnie i z klasą. Jezusienazareński jak mi brakuje jakiegoś tajemnego stękacza telefonicznego. Móglby mnie wtedy Diaboł uratować, a tak wał, Whoever ratował. Ubolewamy, pan już chywa więcej nie zadzwoni powalony głosem, obrazem sytuacji i w ogóle rozpaczą, że u Who o 23.18 w sobotę przebywa jakiś samiec.

Dokonałam oklejenia szafy, które to oklejenie przyprawiło mnie o drżenie rozkoszy i orgazmiczną przyjemność. Uwielbiam robić takie rzeczy. Jakby ktoś miał coś do oklejenia to ja się polecam. Podobno mi nawet wyszło.

W tak zwanym międzyczasie Who karmiła nas takimi ilościami żarcia, że jak po zastawieniu stołu śniadaniem, zapytała czy „dżem wam przynieść może?”, to myślałam, że na samą wizualizację dżemu pęknę wszędzie i na amen. Matkokochano jak Ona karmi! Jakby ktoś był niedożywiony, to niech się zaprzyjaźni z Who – minie mu jak ręką odjął.

Pół niedzielnego poranku przesiedziałyśmy przed TV oglądając z rozdziawinymi gębami Wróża Macieja, Aggę Soyalę i Wróża Oszo, który to wróż czytałw myślach przez telefon. Jak skomentowała Kate „Dzwonisz i milczysz a on wszystko wie”. Tia. Zatem my, w chwili desperacji albo innego amoku też otworzymy sobie taka tele-srele „U Trzech Wiedżm” – damy radę. Skoro Agga nie wiedziała czy nakręcą trzeciączęść „Killera” to tylko w nas nadzieja narodu. Bosz, ludzie to debile doprawdy naprawdę.

Osiągnięciem weekendu było znalezienie określenia na wszystkie podłe ^&^%$$#@$, które nas doprowadzają do wścieklicy z róznych przyczyn. I tak proszzzzz Państwa, ukulała nam się…….!!!!

„obła suka rozwielitka”,  czasem na potrzeby jednego egzemplarza „drożdżowa.” Pięknie, czyż nie?

Być może coś pominęłam, ale w końcu od czego mam Je i komentarze?:)

I co?

Napisałam notkę i ją wcięło!!!!!!!!!!!

piątek, 23 lipca 2010

Naszła mię wczoraj...

…myśl taka, być może przez ten upał, nie mogę tego wykluczyć. Mianowicie. Są ludzie, którzy całe życie maskują się, udają kogoś kim nie są, wyolbrzymiają swoje problemy po to, żeby wydawać się twardzielem pt.: „jak to sobie z tym poradziłem/łam”, pozują na życiowych killerów. A potem przychodzi problem fucktyczny i okazuje się, że zachowują się jak skrzyżowanie dupy w kraglu z królewną jęczybułą, nie dają rady, załamują się absolutnie i do końca. Do takich życiowych pozerów natychmiast, nieodwracalnie, szybciej niż ustawa przewiduje tracę szacunek.
Jak się robi za twardziela, to się potem trzeba zaprzeć jak świnia w marasie (by Iwa) i dać radę. A jak nie, to nie trzeba było wciskać narodowi kitu i robić bliskich w bamboochę, że takim się jest problemogromcą.
Wniosek z tego jest taki, że cenię sobie umiejętność przyznania się do własnej słabości/nieporadności/kryzysu i nienawidzę kłamstwa. A w okolicy kręci się prau takich krętaczy i z dziką przyjemnością oczekuję chwili, aż im się misiom puchatym nóżka powinie… i jak nie piergolną! Posłucham trzasku łamanych kości z dziką przyjemnością.

wtorek, 20 lipca 2010

Krople deszczu na skórze...

…książka czytana na balkonie i zasłuchanie w nuty. W słuchawce telefonu pytanie „Cleoś, kupić wino?” Prędzej czy później, po wszystkich życiowych  burzach, po uczuciowej suszy, po sercowej zawierusze każdy trafia na swoją drugą połówkę pomarańczy… I wtedy krople deszczu na skórze, jak pieszczota, wiatr we włosach jak ukochane palce – wszystko jest Nami.

sobota, 17 lipca 2010

Dobrze, że wstałam...

…o 7.40 w celu zrobienia chili i umycia okien, bo o 8.09 zadzwoniła MJ:
MJ: Popatrzyłam właśnie na zegarek, ale ty już pewnie w pracy jesteś.
Cleos: Mamuś, dzisiaj jest sobota…
MJ: O !#@!$#%&@#@ faktycznie.

Cała Ona. To idę kulać zupkę, bo plan dnia mam napięty.

APDEJT:
Umyłam okna z widokiem na Narnię i te w sypialni. Niech mnie ktoś szpadlem dobije. Sauna mi niepotrzebna. Zapowiedziałam już Diabołowi, że jak następnym razem wpadnę na taki twórczy pomysł 40 stopni + mycie okien, to niech mnie zwiąże i uprawia co chce, może być sadystyczne zastosowanie piórka mewiego. Kretynka.

Namalowałam sobie też obraz i zrobiłam dobry uczynek. Już słyszę, jak skrzypią bramy w niebiesiech. Jeszcze się nie wybieram, chociaż temperatura w salonie aktualnie 27,2.

Diaboł był uprzejmy wydalić się z domu w celu upicia w męskiem (ekhe powiedzmy, że to męscy faceci są) towarzystwie. Niech ma, za to obiecał mi balety za dwa tygodnie.

A propos „męscy”. Smok wyjeżdżał nad morze. Zatem ja słaba i nieporadna niewiasta, poprosiłam Diaboła, żeby mi torbę  podróżną dzieciową stachał na dół do Wiśni.
Smok: Mamo, a czemu Diaboł bierze tą torbę?
Cleos: Bo jest ciężka, a my jesteśmy wątłe niewiasty, albo przynajmniej staramy się za takie uchodzić.
Smok: Nooooo. A Diaboł to jest taki MACHOzaur…

Tia.

środa, 14 lipca 2010

Do urlopu...

…jeszcze 31 dni. Oczekuję niecierpliwie.

Chyba normalnie dziś w akcie desperacji walnę se ten obraz, co go mam w głowie od trzech tygodni. Na ochłodę se walnę.

A może filmik jakiś?

A może książka na balkonie?

Jak patrzę na te lilie w jadalni to mi normalnie serce rośnie.

wtorek, 13 lipca 2010

Nastepne auto...

…będzie z klimą.
W lodówce resztka wędzonego węgorza, w glinianym garnku ogóreczki małosolne, na kuchence bób. Mnią. Na stole w jadalni lelije w nowym wazonie. Wąch. Aklimatyzacja pourlopowa przebiega bezboleśnie.

Czasem się śmieję, czasem prycham jak kotka, czasem drapię się w głowę nad własną ówczesną ciemnotą czy też zaczej zaćmieniem. Nic to.

Pourlopowo odkryłam nowe diabołowe cechy, które przyprawiają mnie o radosne drżenie serca i wątroby:
- prowadząc samochód na hasło „stój” zatrzymuje się od razu, nie pyta „a o so chosi, a po co, a dlaczego”, staje czy wolno czy nie wolno natychmiast w celu zwymiotować dziecko, zrobić zdjęcie, rozprostować nogi,
- łazi po tych samych straganach pierdylion razy i nie jęczy,
- nie instaluje parawanu przy pomocy drąga niesionego przez Cleosię, tylko tymi ręcami,
- nie przeszkadza Mu piasek na kocu,
- nie kwęka jak trzeba Cleosię naoliwić na plaży tylko oliwi tak, że MRRRRAAAUUUU,
- nie jest za poważny na balety wieczorową porą, w ogrodzie, do disco polo.
Coś bym jeszcze pewnie sobie przypomniała, ale w sumie co się będę publicznie zachwycać. Jeszcze mi kto powie, że mam zaćmienie:)

Chciałabym na żywca zobaczyć fizjognomię Gabsa. Jakoś mi tak przypadła kobieta do serca i trzustki (wątrobę mam zajętą drganiami diabołowymi). Tylko czy nam kiedyś będzie po drodze do siebie?