licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

środa, 31 maja 2006

Rozwiązanie konkursu...

…niniejszym następuje. Nikt nie zgadł, wszyscy tylko o jakimś pieprzeniu, natomiast Smok widząc Grzecha wracającego ze spaceru z psem mówi:
„Heloł pies Traktor”
No, to tak właśnie.

Grzech kupuje mi razowy „Chleb miłości” i bułeczki w kształcie serca. Milusio:)))

poniedziałek, 29 maja 2006

22 miesiące...

…skończył Smok dzisiaj z rana. W związku z tym, dla Państwa prezent-zagadka:

Co Smok ma na myśli mówiąc
„eloł piepśćśii tatoł”

Dla zwycięzcy uśmiech kierowniczki Cleos odciśnięty w betonie… uzbrojonym… po zęby:)))

W kuchni rozgardiasz...

…na stole leżą projekty hacjendy, rysunki, zdjęcia. Teściuniuniunie odprowadząją Smoka po wizycie u nich. Stoję w kuchni, Teściuniuniuniu wchodzi, siada przy stole, podnosi zdjęcie Domu z Gankiem i do Grzecha:
Teściuniuniuniu: Tak będzie wyglądał TWÓJ nowy dom?

Szlag mnie trafił na miejscu!!!

czwartek, 25 maja 2006

Klimat pracy

Siedzimy przy biurkach – ja przy kompie, obok Tofika, Zadziorek naprzeciwko.
Tofika: (wachlując mnie kartkami papieru z nadzieją w głosie) Będę twoim Murzynem, chcesz???
Cleos: ???

Po dłuższym zastanowieniu: CHCĘ I POPROSZĘ:)))

wtorek, 23 maja 2006

Mamy tydzień...

…na ostateczną decyzję, czy kupujemy hacjendę czy niekoniecznie. Wszystko wskazuje na to, że jednak tak. Powinnam dziczeć z radości, a tymczasem… smarkam, prycham, kicham, gardło mnie boli, łeb mi pęka, nos mam zatkany, krzyże palą ogniem, okres dostaję, zimno mi, oczy wychodzą na szypułki, jajniki ogłosiły strajk okupacyjny, wyglądam jak własne zwłoki po ekshumacji, czuję się jakby mnie kombajn rozjechał i w ogóle do dupy. Sił starcza mi tylko na to, żeby obstawać przy kolorze ścian w sypialni:))) Znaczy generalnie się cieszę i moje zdrowe alter ego skacze z radości, tylko to chore trochę marudzi. Czy ktoś mógłby mnie kopnąć w odwłok na opamiętanie???

poniedziałek, 22 maja 2006

Z gadającą Who...

…czas mija jak z bicza strzelił. Nawet się człowiek nie obejrzy, a tu już dawno po dobranocce i Mały Bąk niechcący wprowadzony zostaje przez wyrodną matkę w błąd. Dzieci puszczone samopas jakoś nie pragnęły wracać do domu, kąpać się i iść spać i zupełnie nie rozumiem dlaczego ni z gruchy ni z pietruchy Who zdecydowała, że pora jechać. No naprwdę, godzina była jeszcze w miarę przyzwoita, a tematów do obgadania całe stado.

Hacjenda… jeśli uda nam się ją kupić… Już się rozrzewniam:))) Od frontu hacjenda ma widok na wzgórza porośnięte kwitnącymi krzaczorami, malownicze pagórki. Od zadu ciągną się łany zbóż nie wiem jakich, łąki i drzewka to tu to tam.
Grzech znalazł projekt domu – wymarzony. Z drewnianymi balkonami, okiennicami, gankiem, na którym zmieści się wielki stół, z dużymi oknami i klimatem takim, o jaki chodziło mi od początku. Przestajemy się kłócić o kolory kafelek, rodzaje podłóg i ilość mebli. Natchnieni czystym powietrzem hacjendy i wzruszeni widokiem bażanta na polu ustaliliśmy masę szczegółów, na które czas przyjdzie, kiedy trzeba będzie hacjendę wykończyć. Optymizm. Nagle wydaje się, że wszystko jest możliwe i że mogę sobie zaśpiewać „Uuuuu mogę wszystko”. Bo kiedy się w coś wierzy, tak mocno, mocno…

wtorek, 16 maja 2006

Przez weekend...

…mieszkanie pachniało bzem i bułeczkami, któe upiekłam na śniadanie. Otóż tak, jestem nienormalna – wstałam o 6.00 po to tylko, żeby moja rodzinka miała gorące bułeczki do serka. Wrąbali, aż miło było patrzeć.

Plan strategiczny jest taki, że wprowadzamy się do hacjendy jesienią przyszłego roku. Działka na zdjęciach satelitarnych wygląda cudnie. Cisza, spokój i blisko do Who:))) Awantury dotyczą powierzchni działki i wielkości domu, ale dogadamy się mam nadzieję. Jedno jest pewne, mój ganek z wielkim stołem staje się bardziej realny z dnia na dzień.

Wczorajsze zakupy z Małym Johnem zaowocowały ciuchami dla Smoka, ziejącą seksem sukienką dla mnie i… afrykańską szatą/suknią/habitem. Będę w nim bosko wyglądała na trawniku przed domem, poranną porą stąpając po rosie:)))

piątek, 12 maja 2006

Spisywanie protokołu przedmałżeńskiego...

…zakończone. Prawie dwie godziny wyjęte z życiorysu, przysięganie na krzyż, przy świadkach, pomylone druki, osobne przesłuchania, cuda na kiju i w końcu mamy to z głowy. Teraz pójdzie pismo do kurii biskupiej i alleluja mogę zostać ŻONĄ:))) Księdz okazał się bardziej uczłowieczony niż wydawał się być przy pierwszym spotakniu. Popolitykowaliśmy sobie trochę, pożartowaliśmy. Na koniec stwierdził do Grzecha, że „takiego typa jak Pan to jeszcze tu nie widziałem.” Potraktowaliśmy to jak komplement. Potem do mnie „Pani to się wydawała taka bardzo zorganizowana.” Racja. Odwdzięczyłam mu sie tym, że „ksiądz za pierwszym razem też nie zrobił na nas powalającego wrażenia.” Zapytał o co chodzi.
C: Niech ksiądz nie wnika, bo nie wiem czy mam być miła czy szczera.
Ksiądz: Szczera oczywiście. Jakie zrobiłem wrażenie???
C: Niefajne, buraczane raczej. Leżał ksiądz rozwalony na krześle, dłubał w uchu i patrzył na zegarek. Robił ksiądz wrażenie jakbyśmy przychodząc tu przeszkadzali. Ale przyjmijmy, że był ksiądz zmęczony…
K: No może faktycznie nie bardzo dbam o swój PR.

No faktycznie, nie bardzo dba. Nie zmienia to faktu, że ostatecznie nawet Grzech stwierdził, że mógłby z nim podyskutować i to byłaby całkiem miła rozmowa. Kościelną biurokrację mamy odfajkowaną na liście spraw do załatwienia. Lista w ogóle kurczy się planowo. Jeszcze kwiaty, fryzjer, kilka telefonów przypominających, alkohole i napoje, owoce i to byłoby na tyle. Jakoś wyjątkowo bezstresowo podchodzę do tego wszystkiego. Nie ma rozbiegania, zdenerwowania, euforii przeplatanej depresją. Chociaż jak się nad tym dobrze zastanowię, to byłabym idealnym materiałem na polską wersję amerykańskiego programu „Bridezillas”. Wszystko musi być jak JA chcę i niech mi tylko ktoś stanie na drodze do zrealizowania planu doskonałego – wdepczę w glebę.

Poza planami ślubno-weselnymi krystalizują się plany domowo-hacjendowe. Nawet Grzech zaczyna wierzyć, że zaczniemy w przyszłym roku budowę wymarzonego domu z gankiem. Szukamy ziemi. Bo jak ten dom ma wyglądać w najdrobniejszym szczególe to my już wiemy. I zdaje się, że jak tylko zakończę akcję Jędza w Welonie, rozpocznę projekt Builderzillas czyli „Co to za baba lata po budowie, wrzeszczy na wszystkich i wie czego chce”. Ech… uwielbiam kiedy mi się wszystko spełnia:)))

wtorek, 9 maja 2006

Oglądamy ze Smokiem...

…TVN24 i głośno komentujemy sytuację pseudopolityczną naszego kraju.
Cleos: No i widzisz Smoku co oni robią w tym rządzie???
Smok: Nićśśś…
C: Właśnie, nic. Wyjedziemy sobie do Gabonu???
S: Tak mama.
C: Obejrzymy jeszcze ten serwis informacyjny, co?
S: Nie mama. Chodź.

No to idę. I tak nie ma sensu oglądać, denerwować się, pienić i bezsilnie załamywać ręce. Siadamy w pokoju Smoka na podłodze i śpiewamy radośnie: „Wszyscy mamy źle w głowach, że żyjemy, hej hej lalalala hej hej hej hej” Smok przy „hej” drze się donośnie, przy „lalalala” wycisza głos i kiwa się jak kiwaczek podkreślając ruchem bioder, że może i mamy źle w głowach, ale jakoś damy radę. W Gabonie czy Timbuktu, podołamy, a póki co zaśpiewamy znowu „…wszyscy mamy źle w głowach…”. Tiaaa, to zdecydowanie ostatnio ulubiona piosenka Smoczycy:)))

czwartek, 4 maja 2006

No i co z tego...,

…że musiałam BOSO schodzić z tego wzgórza zamkowego kura jego mać??? No i co z tego, że stóp nie mogłam domyć po powrocie do domu??? No i co z tego, że Grzech się śmiał i Smok się śmiał??? Przynajmniej na zdjęciach wyglądam na wyższą. A co!!! I otóż nie, nie pojechałam zwiedzać ruiny w szpilkach, jak sobie pewnie pomyślą ci, którzy o ilorazie inteligencji Cleosi mają raczej nieciekawe zdanie. Pojechałam w koturnach (buahahaha – pękamy ze śmiechu). A jakże. Pobiła mnie panienka, która w 12 centymetrowych szpilach i obcisłej spódniczce (takiej uniemożliwiającej zrobienie kroku dłuższego niż 20 cm) wraz z gościem w gangu w paski i lakierkach przechadzała się po ruinach w Olsztynie. Znaczy się bywają większe wariatki niż mła:)))
Zaliczyliśmy zamek w Siewierzu – Smok poderwał jakiegoś trzylatka w stroju safari i uciekli w siną dal. Potem Żarki – Grzech musiał wysłuchać rodzinnych opowieści o ciotkach, wujkach, odpustach, wychodku na podwórku, kąpielach w misce w kuchni, wielkich piernatach Cioci Maryni, potoku za domem, papierówce na placu, wściekłych psach Wujka Bogusia. Leśniów – Smok potaplał łapki w cudownym źródełku i przyjął do wiadomości, że przyjedzie tu w pierwszą sobotę lipca na największy odpust jaki mama i ktokolwiek kiedykolwiek widział. Potem Złoty Stok, Olsztyn, Mirów i Bobolice. No i wróciliśmy do domu, padliśmy jak zdechłe na H5N1 łabędzie i tyle.
Cześć i czołem kluski z rosołem:)))

wtorek, 2 maja 2006

Siostra mię nawiedziła...

…więc spędziłyśmy radosną sobotę przeplataną pieczenią rzymską, spacerem, lodami włoskimi i tulipanami. Fajowo. A wieczorem – ja przepraszam – padłam jak sznitka na asfalt i tyle mnie było widać i słychać. Smok na szczęście przespał całą noc, w związku z czym nie przeszedł w nocy ciotce śpiącej na legowisku. Grzeczne dziecko.

Obiad w greckiej knajpie – Smok gardzi suflakami, gyros, suzukami i ryżem po grecku i pochłania koszmarne ilości frytek. No i co ja poradzę, że lubi??? Potem stadnina i obłąkany koń, który chciał ugryźć Smoka, ale mu się nie udało, bo Cleos jest szybsza i zrobiła UNIK. Roześmiana Panna Czerwony Kapturek gnająca przed siebie bez opamiętania i wpadająca w moje objęcia po to, żeby domagać się zrobienia samolotu. Na koniec zamek w Toszku, piękne czarno-białe zdjęcia, gonitwy po równym jak wyczesany dywan trawniku, goście weselni patrzący ze zgorszeniem na Smoka, któy zrywa młodą koniczynkę i pakuje ją do dzioba. No i co ja radzę, żę lubi???:)))

Wczoraj dzień mamowej miłości. Mam narośl. Narośl uczepia się mojej szyi i cmoka mnie wszędzie z częstotliwością 1 cmok/7sekund. Narośl domaga się ciągłego przytulania, noszenia, przebywania non stop. Narośl stoi obok mnie, kiedy siedzę na kanapie i głaszcze mnie po głowie, potem przynosi mi kapcie-misie i woła z troską „maaamaaa butuuuu”, co znaczy załóż mamo te buty bo ci nogi zmarzną. Narośl z prędkością światła dopada leżącego na stole pilota od telewizora, i podczas, kiedy Grzech z przerażeniem patrzy na to co się dzieje, narośl biegnie z pilotem do mamy i oddaje grzecznie władzę nad kanałami w mamowe ręce. A na koniec narośl znowu przysysa się do przedniej części mnie i za żadne skarby nie chce iść spać… tylko siedzi i przytula się… ciągle i wciąż…