licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

piątek, 31 stycznia 2003

Wstyd jak diabli...

Mało zawału nie dostałam. Grzech podwozi mnie rano do pracy, bo ma po
drodze i bo uważa, że przy nawale zajęć jakie mamy dobrze jest rano choć
chwilkę pogadać. Więc wsiadam do samochodu i od razu przyciszam muzykę –
jeszcze się w ciągu dnia nasłucham łomotu:) Podjechaliśmy jak co rano pod
kiosk z pieczywem i innymi dobrociami, żebym mogła zakupić Kubusia do
śniadania… Stoję sobie w kolejce i nagle słyszę jak z jakiegoś samochodu
muzyka wali tak, że uszy puchną… „Idiota” – myśle
sobie „Pewnie jakiś dzieciak w dresie dostał BM-kę od tatusia i szpanuje.”
Zdanie na temat dresiarzy w samochodach tatusiów wszyscy mają chyba podobne.
Nagle patrzę a wszystkie babki w kolejce podrygują w rytm muzyki…
Nawet niezła ta muza, jakieś francuskie techno. Odwracam głowę i co widzę? Mój
osobisty Grzech, poważny prawnik, siedzi w aucie, trzepie głową jak
gorilla, macha łapami i cieszy pychol. A ta muzyka dobywa się z naszego
samochodu. Sprzedawczyni w kiosku spojrzała na mnie z politowaniem: „Mąż
ma dobry humor?”-pyta, „To nie mąż… Jeszcze nie” – odpowiadam. No i co mi
pozostało innego jak tylko zatańczyć przed kioskiem w rytm tego techniaka…
Uwielbiam taniec:) Piękny początek dnia nia ma co? Taki wstyd….:))))

czwartek, 30 stycznia 2003

GRRRRR

zastrzelić wszystkie baby w ZUSie!!!
wysadzić wszystkie oddziały w luft!!!!
rozwalić kompy i zniszczyć Płatnika-Teletransmisja!!!!!!!
GRRRRRRRRR

środa, 29 stycznia 2003

:):):):):)

Właśnie spojrzałam przez okno… Zwykle tego nie robie, mam zaciągnięte żaluzje,
żeby nic i nikt nie rozpraszał mnie w pracy. Spojrzałam za okno i zakochałam
się… w chmurach… Na błekitnym niebie jak wata cukrowa z lunaparku
chmury różowo-złocisto-białe. A pod nimi daachy domów. Chmury wolne – jak
ja. KOCHAM ŻYCIE!!!!!!!!!!!!!!

... Nudy

Nic się nie dzieje… mój świat konczy się na pisaniu pracy mgr, korkach z
angielskiego i pracy… bleee. A gdzie miejsce na marzenia i zdobywanie nowych
miejsc, rzeczy, umiejętności, doświadczeń? Zapuściłam się sama to
wiem. Powinnam jak kiedyś wychodzić w środku nocy i szukać wrażeń albo guza,
jak kto woli. Powinnam rzucić się w wir nowego i szukać szukać szukać czegoś
dla siebie. Czegoś co znowu podniesie poziom adrenaliny to tego, który lubię
najbardziej, kiedy kolana lekko uginają się a dłonie są w stanie tuż przedrżennym.
A ja co? A ja nawet nie mam czasu na kino, że juz nie wspomnę o skokach na
bungy. Wczoraj przeczytałam jedną książkę. Jak już przyssałam się do niej
nie chciałam wyleźć z wanny dopóki nie doczytam do końca. Dlaczego? Z tej
prostej przyczyny, że gdybym tylko odłożyła na chwilę książkę, zaraz
znalazłyby się setki czynności domowo-prozaicznych, które nie mogą czekać i
które musze wykonać właśnie ja. Szlag mnie trafia… Czas chyba pomyslec o
gosposi. Może wtedy proza życia nie będzie mnie tak wkurzała i przytłaczała.
Zawsze mówiłam, że Mój Boski Majestat stworzony jesst do wyższych celów:))))

poniedziałek, 27 stycznia 2003

NEWSY

1. Po pierwsze pies niczego nie zeżarł przez weekend a przebita łapa zarosła się.
2. Po drugie ukradli nam kołpaki i Grzech strasznie się wkurzył.
3. Po trzecie w sobotę była poważna rozmowa w wyniku której zostało
ustalone, że pobieramy się w czerwcu przyszłego roku. Wiem wiem koopa czasu
ale my zawsze tak planujemy:)Dalsze ustalenia prowadziły do prostego wniosku
że starania o Juniora zaczynamy w październiku przyszłego roku. To znaczy,
że będę miała 27 lat kiedy zostanę mamą.
Trochę to przypomina plan pięcioletni, ale co tam:)
4. Po czwarte w niedzielę była druga trochę mniej przyjemna rozmowa.
Szczegóły nieważne, wniosek – kochamy się:) Trochę mi było ciężko, nawet
chciałam dzwonić do Jara, żeby mnie zabrał gdzies, gdziekolwiek, ale
jak zawsze w takich sytuacjach rozmowa pomogła. Jakie to szczęście, że Grzech
ma taką anielską cierpliwość. Ja na Jego miejscu już dawno zastrzeliłabym
mnie 100 razy. No, ale póki co żyję i mam się nieźle.
5. Po piąte – na prośbę Faraona usunęłam z bloga wszystkie IP. Ktoś jej
wysłał wirusa, biedaczka. Jacy ludzie są beznadziejni to się w pale nie
mieści. Internetowe dręczenie i robienie sobie jaj jakoś mnie odstręcza.
Może ja jakaś dziwna jestem?:)
6. Jak każda babka poprawiłam sobie po ciężkim tygodniu humor ZAKUPAMI. W
szafie zawisła 23 para spodni i kilka nowych bluzek. Może to szablonowe
zachowanie uznane zostanie przez ludzi znających mnie jako indywiduum o
wariackich pomysłach za niegodne mnie, ale trudno mam to w nosie:) Jest mi po
prostu słonecznie i kropka.

piątek, 24 stycznia 2003

ZMĘCZENIE

Padam na dziób… Delikatnie mówiąc chyba nie ma takiego mięśnia, który by
mnie nie bolał. Jeśli możliwie szybko nie pójdę na urlop to w końcu rozpadnę
się na milion kawałeczków i świat straci jednego pajaca:) A to byłaby
niepowetowana strata.
Wczoraj jakbym miała mało zajęć zabrałam się za robienie poświątecznych
porządków. Stosy łańcuchów, wieńców, świeczników, choinek. Na choinki mam
sposób:) Nie rozbieram ozdób tylko w całości chowam w worki i wstawiam
Grzechowi do garderoby. Na razie Grzech nie protestuje:) Co z tego, kiedy
wczoraj padłam o 22 z kawałkiem i nie pamietam jaki to był kawałek bo zegar
widziałam jak przez mgłę. Cóż takie życie. Muszę wyszukać wygrzebać trochę
czasu dla siebie (poza sauną i basenem co piątek) bo inaczej marnie ze mną
będzie.

czwartek, 23 stycznia 2003

Mój świat...

Jaki jest? Jaki był?
Początków nie pamiętam… Potem były długie lata szkoły i to lubiłam nawet.
Potem był koszmar, którego nie da się zapomnieć. Do dziś prześladuje mnie
w snach. Poznałam co to strach i ból, kiedyś Wam może o tym opowiem. Potem
powstała pierwsza książka o tym parszywym życiu, jakie wiodłam przez
4 lata. I to było jakby oczyszczenie. Jeszcze później pojawił się tłum
facetów-kretynów, którzy służyli tylko do tego, żebym mogła się odkuć, za
tamtego idiotę który zniszczył mi 4 lata. Byli modele-pajace, chłopki-
roztropki, pseudokryminaliści, prawdziwi przestępcy, jednym słowem
mieszanka taka, że szkoda słów.
A teraz? Teraz nastało słońce. W moim życiu jest kilku facetów: najważniejszy
Grzech spotkany na randce w ciemno,
Tato, który wcale mnie nie rozumie, ale za to kocha bardzo, Jaro – „mąż” z
uczelni, przyjaciel, który obudzony telefonem w środku nocy, ze mną
ślimtającą na drugim końcu kabla, opowiadał kawały. Mam też kilka kobiet
obok siebie: Mama- najlepsza kumpela, dla moich przyjaciół Mały Jonh (ze
względu na knypokowaty wzrost), Baśka, Olga i Patrycja – Przyjaciółki, które
czasem dziwią się, że z moimi pomysłami jeszcze żyję i jestem przy zdrowych
zmysłach:) Jest kilku znajomych z cz@tu: eXXX, Gina, Medea i Faraon,
i cała reszta słonecznych ludzików, którzy żyć beze mnie nie mogą.
Mam psa Traktor się nazywa. Skubany zżera meble i już nie wiem jaki odwyk
mu zastosować. Mam wiele… i jedno czego mi brakuje to spokój… i nie wiem
dlaczego…

środa, 22 stycznia 2003

WSPOMNIENIE

każdego dnia
spotykam cię we śnie
przewijasz się
zazasłoną ciemności
pamiętam
i dotyk i ból
zawsze jesteś
i będziesz
we śnie
w przeżytym czasie
jak cierń
nie znasz mnie już
nie pamiętasz
a może…
jednak
gdzieś
ja wiem jak bolisz
jesteś senną nauczką

Smutno mi

Jak na ukochaną wnusię przystało byłam wczoraj u Babci i Dziadka. Spotkałam
tam całą szanowną Rodzinkę, wnuczki, które zwyczajowo bywaja dwa razy w roku
(na urodziny swoje i Święta, żeby prezent dostać), ciotki, wujków,
przyleźli wszyscy. Siedziałam tam, patrzyłam na nich wszystkich i mało
mnie szlag nie trafił. Babcia w fotelu, na trzech poduszkach, nie sięga stopami
do podłogi. Taka malutka pokurczona, wysuszona, schorowana. Ta sama Babcia,
która goniła mnie po całym mieszkaniu usiłując zmusić do zjedzenia czego-
kolwiek. Ta sama Babcia, która uczyła mnie życia. Dziś osteoporoza,
parkinson, choroby, o których nawet nie wiedziałam, że istnieją.
W sypialni Dziadek. Zasuszony pajacyk nie ruszający się z łóżka. Pylica, parkinson, hipochondria i pewnie kilka chorób duszy i umysłu. Ten sam Dziadek,
który 20 lat temu zabierał mnie na spacery, uczył inwokacji Pana Tadeusza. Ten sam, który w sklepie wybierał mi najpiękniejsze jabłka i rozpieszczał jak tylko się dało. Dziś leży i potrafi tylko powiedzieć, że bardzo jest chory.
Taki widok przygnębia. Ale nie to mnie dobiło. Dziadkowie są chorzy, ale oddychają tym samym co ja powietrzem i wiem że będą jeszcze żyli może parę miesięcy może lat. To co mnie przygnębiło, to inny obraz. Moja chrzestna matka, nadziany radca prawny
ociekający słodyczą i wazeliną. Jej mąż
zwykle złośliwy i wulgarny emerytowany sztygar… cichy i ugrzeczniony. Brat ciotki (i mojej Mamy) od drzwi marudzący jak to nie ma kasy na studia dla Kubusia (jego syna mojego kuzyna). Druga ciotka z dwoma kuzynkami, wyżerające ciasteczka z półmiska,
żeby broń Boże jedno Babci nie zostało. I w tym wszystkim ja. Niedobrze mi się zrobiło… hieny…sępy. Juz podzielili majątek Dziadków, juz przekazali sobie wazony, kryształy, biżuterię i inne „dobra”. Już mają plany sprzedania mieszkania Dziadków. Grrrrr. Serce mi się kroiło, kiedy tak patrzyłam na Babcię, jak nie potrafi się w tej całej słodkości odnaleźć. Jak siedzi, dłonie Jej się trzęsą, a ta cała wataha spadkobierców nawet nie pomoże Jej napić się kawy z kubka,
którego nie potrafi sama utrzymać. Nienawidzę takiego wyczekiwania na śmierć po to tylko, żeby mieć nowy wazonik. Nienawidzę sępiarstwa. Siedziałam tam, Traktor u nóg Babci leżał, a Ona patrzyła na mnie przez ten gąszcz pseudopomocnych łap i uśmiechała się, a w oczach miała znaki zapytania „o co tutaj chodzi???”. Oby żyła jak najdłużej, bo chciałabym zrobić
z Niej Prababcię i z Dziadka Pradziadka. Nie wyobrażam sobie słonecznego
świata bez nich…

wtorek, 21 stycznia 2003

Zwykły dzień

Jak co rano wstałam sobie o 5.35… koszmar… pies zeżarł kawałek fotela.
Nic mi się nie chce… pomyślałam sobie, że najchętniej zostałabym w domq.
Nic z tego nie da rady, trzeba się poskładać do koopy iść tyrać:) Potrzeba
realizowania celów jest silniejsza niż senność. A potem przyszło mi do głowy,
że przecież komus to co robię, jest
potrzebne… tylko co ja z tego mam? Jaki jest sens robienia czegokolwiek?
Co po mnie zostanie? Brednie… i tym
sposobem doszłam do wniosku, że „marność wszystko marność” i jakie-
kolwiek działanie i tak niczego nie zmieni.
Jednym słowem kiszka… pisze wiersze… piszę książki… robię
portrety przyjaciołom… i co z tego wszystkiego? Nic, jednym słowem nic…
Poczułam się beznadziejnie… a teraz juz tylko chciałabym iść do domu,
żeby się przekonać, co tym razem zjadł mój kochany Traktorek. Fotel? Kanapę? Kawałek ściany? I co mi zostanie z mieszkania? Nic, tylko gruzy i zgliszcza.:)

poniedziałek, 20 stycznia 2003

***

pod powiekami
z kamienia
za ścianą snu…
gdzie nie ma kwiatów rozkołysanych
na wietrze płaczu
gdzie nie śpiewa motyl
gubiący skrzydła…
tam jestem
wśród cegieł czasu
wstawiona w szczelinę
patrząca na siebie wczoraj
i pusty śmiech
i tylko przeżyte sto lat
jeszcze brzmi
i gra…
i cisza…

niedziela, 19 stycznia 2003

UMIEJĘTNOŚĆ

… Mama mojego Kumpla – Rudego jest „czarownicą”.
Śmiejemy się, że Rudy to Harry Potter, bo jego mama leczy zapachami,
zajmuje się aromaterapią i innymi takiemi cudami.
Ma Przyjaciółkę (ta Mama), którą papież chciał ściągnąć do
Watykanu bo ma dar jasnowidzenia, wyczuwania intencji.
Nie o to mi chodziło… Po moich „przygodach” z
przyszłością, poprosiłam Rudego, żeby zapytał Mamy, czy to,
co się ze mną dzieje to przypadek czy to może też
taki „dar”:) Nie wierzyłam… i chyba dalej nie wierzę…
Ale „Czarownica” z Watykanu powiedziała, że
posiadam taką umiejętność, jak wyczuwanie intencji
innych ludzi, przekazywanie przyszłości w teraźniejszość, wyczuwanie aury pozytywnej
lub negatywnej… Hehehehe… bajera… Tylko, że to się
sprawdza… „Watykańska Czarownica” powiedziała, że
mam się nad tym nie zastanawiać i nie szukać na siłę
odpowiedzi, bo to grozi mi pokręceniem:) mam nad tym
przejść do porządku dziennego i nie myśleć… Fajnie się mówi
„nie myśleć”, kiedy w Totka można tyle wygrać:) A poważnie… sprawdza się i to
coraz częściej… Jaro zaczyna się bać:) Moi Przyjaciele patrzą na mnie, jak
na idiotkę, a ja po prostu wiem więcej… jasne, że nie zawsze i jasne, że nie
za każdym razem trafiam na 100%, ale coraz częściej
dzieje się tak, że po prostu coś „wiem” i kropka… i to nie jest podobno
przypadek… a jeśli to nie przypadek i jeśli mam się nad tym nie głowić
to już nic więcej tutaj na ten temat nie powiem, chyba że wydarzy się coś
wyjątkowego

piątek, 17 stycznia 2003

LUBIĘ

lody czekoladowe… taniec… muzykę
latynoską…długo spać…kwiaty
doniczkowe… słuchać bajek…
opowiadać bajki… pomagać…
konwalie… i tulipany…
pracować… wysiłek… uczyć się…
pisać listy… patrzeć na ludzi…
konie… siebie… kolor niebieski…
moje przemijanie… swoje wspomnienia…
lubieć…

PRZYSZŁOŚĆ

Patrzeć w przyszłość i wiedzieć co się stanie? Niby niegłupie, ale z
drugiej strony… Jakiś czas temu miałam sen, a potem…? Sprawdził się
w 100%. Teraz znowu… sen, a potem śmierć… wiedziałam o niej
dwa dni wcześniej… Kiedyś rozmawiam sobie z Przyjacielem i nagle „to już
było” – słyszałam już te słowa – znam je – „w moim życiu to już było” i wiem co będzie dalej. Jak znany na pamięć
scenariusz filmu. Nie wierzę w magię, chociaż… Jak to rozumieć? Siedzę i myślę, a potem nagle pojawia się to o czym myślałam, za dzień… za dwa… nagle… a ja? „U mnie to już było”. Jaro, mój małżonek uczelniany, kochany olbrzymi psychocyborg mówi mi, że żyję w Matrixie. Takim prawdziwym: wizje, przeskoki czasoprzestrzeni. Nabija się.
Ale potem mówi: „Cleos jeśli to się
sprawdzi, to będę się ciebie bał”.
Znać przyszłość? Zapisywać sny, by
sprawdzić czy to co się dzieje jest
prawdą czy tylko moim wydumaniem? Nie
mam czasu na takie analizy… Na razie
śnię i czasem zastanawiam się, czy znowu powiem „to już było”…

pokaz.html?nr=1222

czwartek, 16 stycznia 2003

NIE LUBIĘ

kłamstwa… strachu…
lodów truskawkowych… romansideł…
nieszczerości… fałszu…
księgowości… wrogów…
letniej kawy… alkoholu… szpinaku…
nadmiernej troskliwości…
telefonów podczas obiadu…
jeść w pośpiechu… prowadzić w tańcu…
białego sera… zazdrośników…
kręgli… lekarzy… karierowiczów…
gderania… chrapania… mlaskania…
butów na niskim obcasie…
koszmarów sennych…
nie lubieć czegoś

:)

Spotykam Cię
i w twoim sercu
widzę anielskie odbicie
obrazu
z innego wymiaru…
Jesteś dźwiękiem tylko
chór anielski
Tobie śpiewa
modlitwę zapomnienia
ciepłą… promienną
Spotykam Cię
skrzydlatą… uskrzydloną
opartą o płot
za nim bezmiar myśli
słów szeptanych… wykrzyczanych…
Spotykam Twój cień
i wiem…
biegnie tam, gdzie będzie mógł
wznieść się w powietrze…
unieść wraz ze snami
o drugim skrzydle…

JESTEM

mściwa… pamiętliwa… wrażliwa…
zimna… czuła…
złośliwa…słowna…szczera…kłótliwa..
ambitna…optymistyczna…
zwykła… wesoła… extrawagancka…
zakochana… pracowita…silna…
delikatna… twarda… humorzasta…
poetycka… realistyczna…
marzycielska… rodzinna…
nieskromna… odważna… strachliwa…
JESTEM SOBĄ

środa, 15 stycznia 2003

Cleos mówi, że...

jakoś sobie poradzi z tym miejscem. Wczoraj odezwał się eXXX, kochany słoneczny bracik… powiedział, że pomoże. Cwaniak, niby jest na netowym odwyku, zakłada się sam ze sobą, że wytrzyma bez cz@tu i GG a jednak siedzi przed kompem i surfuje… Wracaj już Krzychu bo do lutego daleko, a ja tu szału dostanę.
… czytałam tę notkę u Krzycha o kłamstwach w netowym świecie… i ma rację smarkacz kochany. Nawet gdybym nie chciała mu racji przyznać to i tak ją ma. wirtualny wszechświat pełen jest wredoty i obłudy… bleeeeee, sama spotkałam się z tym kilka razy… sama kiedyś skłamałam… tak na próbę, żeby zobaczyc jak daleko można się posunąć we wciskaniu kitu… i nie żałuję tego ani trochę, bo teraz wiem przynajmniej, że w matrixowym świecie wszystko uchodzi na sucho… ktoś Cię okłamał? i bardzo dobrze… czepiaćsię go nie można, bo usłyszysz „kto Ci kazał być idiotycznie naiwnym?”… i będzie miał ten ktoś rację…kto wam kazał?
Teraz myślę sobie, żeby znajomości z wirtualnej rzeczywistości przenieść w real… znamy się przecież prawie rok…:) Co WY na to Słoneczka moje? Ciekawe jakby to było?
A teraz do pracy rodacy, bo zaległości mam od cholery i trochę:)
Już po pracy… pies niczego dziś nie zeżarł… całe szczęście, bo każdy kolejny uszkodzony mebel przybliża go do nagłego zgonu…
zgonu… heh ciężko mówić o tym, kiedy ktoś odchodzi…tym bardziej jeśli to odejście jest najlepszą rzeczą, jaką mógł zrobić…życie jest… a śmierć – będzie zawsze… co się ze mną stanie po drugiej stronie? nie wierzę w niebo i piekło… piekło mamy na ziemi, a niebo możemy stworzyć sami… co się stanie ze mną? nie wiem, ale myślę, że może być tylko lepiej… potem już nic nie boli nie dręczy nie rani… potem już się chyba tylko trwa. bo co innego można robić w niebycie? zawiesić się gdzieś w próżni, pomiędzy przyjaciółmi i wrogami, pomiędzy bliskimi i obcymi, pomiędzy sercem zostawionym na ziemi w sercach innych ludzi i duszą, która może jest, a może jej nie ma…co się ze mną stanie? z Nami? z Wami? nie wiem, ale może być tylko lepiej…

wtorek, 14 stycznia 2003

I jestem

I jestem tu także i ja… cała rodzinka w komplecie… w życiu nie spodziewałabym się tego, że się tu znajdę… i prawdę mówiąc nie wiem jak długo tu będę… może to tylko sprawdzian tego jak mi sie będzie pisała dla „narodu”? A może okaże się nagle i niespodziewanie ze mam coś do powiedzenia?… Ktoś może tu czasem wejdzie… sama nie wiem po co… to chyba taki owczy pęd… wszyscy mają dlaczego ja miałabym nie mieć… idiotyzm… ale to był impuls i juz po wszystkim…. bloguje…heh zycie czym jeszcze mnie zaskoczysz? Jak się tym cholerstwem posługiwać… Krzychu ma jakieś latające badziewie na górze ekranu… Marysi strona gra… muszę się tego wszystkiego nauczyć… jednym słowem znowu jak w szkole… ledwo człowiek prawie skończył studia a tu znowu trzeba coś opanować… brrrrr… i najgorsze to, że sama na własne życzenie się w to wpakowałam… blondynka jednym słowem… zreszta co tu duzo kryć… jestem blondynką… IQ nienajgorsze ale durnego stereotypu blond-idiotki nie pokonam… za to pokonam tę stronę… jak Babcię Anę kocham (a kocham bardzo)… o czym tu będzie? nie mam pojęcia… idea pisania w próżnię jakoś mnie nie kręci… poezja? romantyka? erotyzm? codzienne życie? sny? marzenia? przemyślenia? hmm…. nie wiem jeszcze… może po prostu będę sobie tak bredzić od czasu do czasu… szlag mnie zaraz trafi… poczekam na Braciszka, jak wróci w lutym to mi pomoże…
nooooooo i byłabym zapomniała: skrzydłokwiat mi w domu kwitnie… pięknie, sama hodowałam i doczekałam się nareszcie…jak to fajnie tak patrzeć na coś co się samemu stworzyło od jednej zdechłej łodyżki do takiego kolosa, który już chce kwitnąć… hmmm… wpadnę zaraz w senstymentalny nastrój… a tu komu w dorgę temu kopa:) pozdrawiam wszystkich i trzymajcie za mnie kciuki, bo bez tego chyba dalej będzie tu tak nieprzytulnie