licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

poniedziałek, 29 stycznia 2007

Przepraszam...

…bo już nie mogę…

ILE DO KURWY NĘDZY MOŻE ŻYĆ STATYSTYCZNE TEŚCIOWA, TAKA NIE BARDZO PRZECHODZONA???

sobota, 27 stycznia 2007

Zbaraniałam z lekka...

…kiedy czytając temu Smoku bajkę na dobranoc usłyszałam, że recytuje ją razem ze mną. Skubanica nauczyła się na pamięć „Puchatek się nudzi” i już nie mogę robić Jej w bamboocha opuszczając jedną czy dwie strony, żeby było szybciej.

Czasami Kubuś budzi się znudzony przeokropnie
wszystko jest szare chatka, las,
miś ziewa sobie raz po raz
i woła raz na jakiś czas
„a niech to kaczka kopnie!
Co robić? mruczy
uciec gdzie? przed nudą hen w nieznane?
Nie chcę dziś śpiewac, nie chcę jeść
mam dziś okropny dzień i cześć
jak mops się nudzę, jak to znieść
jak uratować ranek?
Pomyślał miś chwileczkę
i ruszył na wycieczkę.

Potem jest o zmywaniu naczyń u Prosiaczaka, sprzątaniu chałupy Sowy, budowaniu szałasu Kłapouchego, podlewaniu ogrodu Królika i obadku na koniec. Wszystko pamięta… Uśmiałam się potem do łez z dzikiej radości, że taka zdolna bestia mi się wykluła.

Przeczytałam podchoinkowy prezent od Grzecha. I jeszcze mi się chce starożytnego Egiptu, jeszcze, jeszcze. Jakby ktoś chciał mi zrobić niespodziankę i spełnić marzenie, to ja poproszę trzy tygodnie w Egipcie. Wystarczy hotel z żarciem, wycieczki zrobię sobie sama do Luksoru, Abydos, Doliny Królów, na katarakty, Kairu, do polskiej Misji Skalnej i tych wszystkich miejsc, o których czytam z zaparym tchem, nawet STOJĄC w autobucie na trasie praca-dom.

Zostałam nadwornym smoczym fryzjerem. Smok sam co jakiś czas domaga się „Mamusiu opetniemy wosi???” Obetniemy. I wychodzi mi bosko, a Ona cieszy się z psikania spryskiwaczem do kwiatów, siedzi nie rusza się i z częstotliwością 60 razy na minutę pyta „Mode juś do lustla iść?” A potem staje przed lustreem i „Jestem dobla i ślićna. I ty teś mamo jeśteś dobla i ślićna.” No, ba, pewnie.

Dzika potrzeba pisania rozbija się o brak czasu i skrajne niedospanie. Kiedy już Smok śpi, jak teraz, zamist usiąść i napisać bajkę kolejną, ja wolę za chwilę położyć się, poczytać 20 zdań „Z losów starożytnego Egiptu”, po czym, za przeproszeniem, paść na ryj. Tak to. Trudno, napiszę kiedyśtam, jak już będę miała gabinet na prawo od wejścia i chwilę świętego spokoju, bo Smok będzie się bawił w piaskownicy w ogrodzie, a Grzech będzie grillował skrzydełka. Mniam.

niedziela, 21 stycznia 2007

Mały John po bytności...

…na kolejnym sabacie zapytał „A Wam się tak zawsze gęby nie zamykają?” Otóż zawsze. I jeszcze stwierdził „Fajne jesteście”. No wiemy. Mały John też jest fajny.
Generalnie przegadanie ośmiu godzin nie stanowi dla nas problemu. Kate w SMSie after orzekła, że mogliby nas zatrudniać w zastępstwie elektrowni atomowej, taką dozą energii dysponujemy. A jakże. Marchwiak zapozował ładnie do zdjęcia i pognał z Kartoflem do domu, gdyż Red Bull byłl Ją wystawił w kwestii opieki nad dzieckiem. Dupa. Iwa przygnała z imprezy urodzinowej ekheeee… nie powiem kogo żeby nie zapeszyć… i włączyła się w aktualnie prowadzoną dystupę o seksie. Lubimy. Uprawiać i dyskutować. Who zaparkowawszy elegancko za hasiokiem (już wie co to znaczy), równie elegancko zza niego wyjechała, choć obawy były. I nie pozwoli Bąkowi wyjść za syna alkoholika z rozbitej rodziny. A jak się dziewczę zakocha? Tofika w kreacji by US Army – no jak zawsze na miejscu, tylko bez kart. Ultimatum było – w przyszłym roku bez kart nie przyjeżdżaj, bo będziesz balować na korytarzu na taborecie. Dziobak odmówił pozowania do zdjęcia (to taka nasza nowa swiecka tradycja. Znaczy robienie zdjęć ekhe grupowych, a nie odmawianie pozowania do nich), ale się przekonała, potem zrobiłam Ją z zaskoczenia, a potem zawrzała w dyskusji na temat doświadczeń życiowych. Mały John poza komentarzami dziś, wczoraj przytachał Mellanurc, którą to obaliłyśmy prawie we dwie, w związku z czym dziś się leczę piwem. A ja? No cóż…Znajduję orgiastyczną przyjemność w gadaniu, słuchaniu, poznawaniu nadal, utwierdzaniu się w przekonaniu, że Je kocham miłością ogromną i mam nadzieję odwzajemnioną cholera. Kobity!!! Musimy częściej!!!:)))

poniedziałek, 15 stycznia 2007

Dziś o wzlotach...

…i upadkach.

Wchodzę wczoraj do pokoju, w piżamie i rozczochrana, przed poranną herbatą, która stawia mnie na nogi i przywraca do świata żywych.
Smok: Mamo! Ale ty jeśteś pientna.

to był wzlot.

Wygłupiamy się wsypialni na łóżku, po moim powrocie z pracy. Śpiewam sobie radośnie, bo mi fajnie.
Smok: Już stalci mamo tedo śpiewania, bo mi uszy pentną.

to był upadek.

Przegapiłam urodzinki blogusia. Kto pragnie niech se policzy które. Niniejszym życzę sobie i temu blogusiu niezmiennej lekkości pióra, a w zasadzie klawiatury.

Zabieram się za kupienie mieszkania. A następnie sprzedanie. A następnie spłacenie kradytu na samochód. A następnie kupienie drugiego. A następnie wzięcie kredytu. A następnie spłacenie Bogatej Ciotki. A następnie wykopanie fundamentów.
W międzyczasie szykuje mi się robienie PR dla firmy. W całości i kompletnie. Nie mam o tym pojęcia, ale będzie fajnie. Pomysły mam. A jak nie mam to wymyślę. Że niby się rozwijam, ale nie mówię, bo zapeszę.
Jeszcze tydzień do sabatu. Będzie się działo.
A w piątek Grzech – w sensie mąż – w sensie chłop – zaprasza mnie na bal karnawałowy. No ja myślę. Odpokutować musi Sylwestra w koszuli nocnej po Babci G.
Rozmawiałyśmy z Zadziorem o Szczęściu i o Marzeniach. Dobrze, że ktoś myśli jak ja, bo przynajmniej nie czuję się osamotniona w moim szaleństwie marzenia o „nieosiągalnym”. NIE MA rzeczy niemożliwych do zrobienia. Po prostu NIE MA:)))

środa, 10 stycznia 2007

Spotkanie pierwsze...

… nastąpiło parę dni temu. Wsiadam do autobusu, Ona też. Uśmiecha się, ja też.
Ona: Hej, co ty tu robisz?
Cleos: Byłam u najemcy kasę odebrać. A ty?
O: Jadę do babci.
A potem ble ble ble pla pla pla, co robisz, co ja robię, co słychać, jak praca, a czemu tu a nie tam, a gdzie wysiadasz, a ja dalej, pierdu pierdu.
Gadałyśmy 10 minut w czasie jazdy autobusem. Tak normalnie jakbyśmy spotykały się na tym przystanku co najmniej raz w miesiącu. Wiem, że Ją znam i Ona mnie zna. Ale kto to był, za cholerę nie wiem.

Spotkanie drugie nastąpiło dziś rano. Na przystanku, więc chyba zacznę chodzić do pracy piechotą. Stoję. on idzie. Z małej, z małej celowo. byłyniedoszłymążmójdamskikickboxer. Spojrzał, jakby nie poznał, odwrócił wzrok, wrócił spojrzeniem, zajarzył, zdziwił się. Przytył, na nalanej twarzy tylko nos pozostał ten sam – zadarty zadziornie i w mordę jeża słodko. Ogolony na łyso nie ukrył tego, że łysieje na czubku głowy. Obrzydliwe, niegustowne ciuchy – a zawsze tak dbał, żeby było markowo, kolorystycznie i ze smakiem. Stanął parę metrów dalej i patrzył. Spojrzałam raz. Przelotnie. I nie poczułam NIC. Ani tej dzikiej rozkoszy i radości ze spotkania, jak kiedyś, ani tego strachu uginającego kolana, jak potem. NIC absolutne. Może tylko lekką satysfakcję objawiającą się uśmieszkiem mówiącym „patrz jak mi bez ciebie idealnie szczęśliwie.” I gdzieś przez głowę przemknęła jak błyskawica myśl, że „jeszcze z tobą nie skończyłam”. Bo ja nie zapominam. Mogę przestać czuć, ale nie zapomnę nigdy…

Trzecie spotkanie nastąpi. Jej adres mam od 3 lat prawie. Znalazłam telefony do pracy – jednej i drugiej. Zadzwoniłam. Pracuje w świetlicy terapeutycznej. Nie rozmawiałam z Nią. Chyba jeszcze nie mam odwagi. Dyżury na uczelni ma we wtorki i piątki, zadzwonię więc w któryś piątek. Może zechce się spotkać w sobotę. I wtedy… Albo staniemy przed sobą i okaże się, że mój telefon był koszmarną pomyłką. Albo spojrzymy na siebie i przegadamy kilka godzin. Może mi jeszcze na początku rozmowy rzucić słuchawką i wtedy będę żyła jak dotąd bez Niej. Siostry…

niedziela, 7 stycznia 2007

Dla spostrzegawczych

Jesteśmy na basenie

Cleos: Chodź Smoku zrobimy motorówę.
Smok: Tat mamo, zlobimy motolóWę.

I zrobiłyśmy:))) Nie raz…

czwartek, 4 stycznia 2007

Nie muszę się długo...

…zastanawiać, żeby wiedzieć, kiedy Psychol jest zaćpany. Wystarczy, że wejdę do łazienki i poczuję cudowny zapach składzika z denaturatami i klejami. Wentylacja. Wali tak, że po 3 minutach siedzenia – za przeproszeniem – na klopie w celu uskutecznienie posiedzenia niejawnego tak mi łeb napierdziela, jakbym sama wąchała. Mogę się więć wcześniej psychicznie nastawić na nocne łupanie, walenie, ryki, policję, pogotowie, chuje-muje-dzikie-węże. Tak mnie sąsiad grzecznie uprzedza.

Dąb Grzesiek osiągnął zawrotną wysokość 20 centymetrów i ma 4 liście i puszcza pędy dwa jeszcze. Bo jak na prawdziwą babę z jajami przystało posadziłam drzewo.

Koncepcja Hacjendy zrobiła uroczą woltę i zmieniła się o 180 stopni:) Z dawnego planu pozostał jedynie płot. W sobotę spotkanie z architektem.

Ciotka Z Ręką Na Pulsie stwierdziła, że Smok to bardzo dobrze wychowane dziecko. No, baaa. Ja zupełnie nie wiem po kim ona jest taka grzeczna, zupełnie.
Ubieram Smoka wieczorem w piżamę:
Cleos: Smoku daj prawą nogę.
Smok dalej lewą.
C: Smoku, to jest lewa a ja proszę prawą.
Smok: To jest leła noda, to jest plała noda, a to jest dupa… UPSSSSSSSS… psieplasiam, nie łolno tak mółić.
No ja myślę, że nie wolno.

Miewam nocami myślotoki. Offca stwierdziła, że wyśpię się kiedy indziej więc przestałam się przejmować. Myślotoki powodują, że zasypiam w okolicach 2-3 w nocy. Bosko.
musialabym te klosze pomalować z jakąś podkładką do sądu to jeszcze nie poszło ale nie wiem jak to piec żeby się nie zalały bo je szlag trafi i taki wazon czerwony muszę tam koniecznie zadzwonić co ja teraz z tą porcelaną zrobię żeby je upiąć jakoś artystycznie nie mam się w co ubrać najlepiej z tafty w takie mazy kolorowe jakoś wysoko najlepiej z duża ilością czerwieni.
Tak wygląda myślotok, tylko jeszcze gorzej. Potem mi się wszystko układa i zasypiam. Za to rano wyglądam jak własne ekshumowane zwłoki… po latach dodam.

Babska impreza się robi. Wszystkie wiedzą kiedy, wszystkie wiedzą, że co sobie przyniosą to zjedzą/wypiją. Do poinformowania o sabacie zostały mi dwie jeszcze z czego jedna będzie nowym nabytkiem w gronie wiedźm i babsztyli i jak sądzę pasować będzie jak ulał do tego towarzystwa.

Co zrobić z porcelaną z 1930 roku??? Sprzedać??? Nie bardzo się opłaca, a pić z niej… jakoś nie uchodzi.

Mam parę pomysłów artystycznych godnych zrealizowania. Rzecz niewielka, a być może uda mi się wywołać usmiech na czyjejś fizjognomii. Tylko czas czas czas. A propos artystycznych – w tym roku malujemy ze Smokiem laurki na Dzień Baby i Dziada. Serdecznie sobie współczuję, bo Smok + farby = SodomaGomoraMalariaProstituto, jak mawia Mały John.

A propos Małego Johna wybieramy się w sobotę po basenie na ciuchowe zakupy i co??? I Grzech zgłosił chęć udziału i robienia za kierowcę/doradcę/kupowacza. Leczyć Go??? Czy trzymać krótko przy sobie???