licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

czwartek, 27 września 2012

57 kilogramów...

...z 1/4 cmentarza. Tym razem ze Smokiem.. Diaboł poproszony o wniesienie dorobku na pięterko otworzył smerfinowy bagażnik i oniemiał z lekka.
Nie mam już w domu reklamówek. Ani jednej, ani pół. Ktoś ma, chce się pozbyć i ma blisko do mnie?
Bo a jakże, jutro znowu idę. I pojutrze. I w niedzielę.

środa, 26 września 2012

17 kilogramów...

...kasztanów z 1/8 cmentarza. Reszcie nie dałam rady, bo primo zrobiło się lekko ciemno, sekundo plecy powiedziały "kasztany fuck off".
Pilnie poszukuję tragarza, który to co ja nazbieram, będzie tachał do zaparkowanej za płotem Smerfiny, po czym wracał po jeszcze... i po jeszcze... i po jeszcze.
Chyba wpadłam w lekki kasztanoszał.
Leciuchny, leciunieńki.

poniedziałek, 24 września 2012

"Czasem sobie...

...myślę, że Darwin jednak się mylił i w rzeczywistości człowiek pochodzi od owadów, bo w ośmiu przypadkach na dziesięć człekokształtne to zwykłe mendy gotowe na wszystko za byle gówno."

Carlos Ruiz Zafon "Więzień nieba"

sobota, 22 września 2012

Uwielbiam...

...wprost kurwa orgiastycznie uwielbiam, jak się ze mnie robi idiotkę w sposób uwłaczający mojej inteligencji. Przebieram nóżkami na następne spotkanie. Na świętego kurwa nigdy. Nie zadzwonię, zapomnę, w dupie będę  miała.

piątek, 21 września 2012

Duży się zaparł...

...jak krowa na miedzy, czy raczej byk może i postanowił MJowi zanabyć drogą kupna samochód. MJa to, umówmy się NIE uszczęśliwia, co nawet Smok widzi gołym okiem bez brela. Ale Duży wydaje się być ślepy na wszelkie argumenty z wyrażonym jasno przez MJa "Ale ja nie chcę" włącznie. Nie dociera. W tym niedocieraniu jednak pojechał mi komplementem, jakiego się nie spodziewałam - mianowicie oznajmił, że to JA mam MJa uczyć jeździć. A wiecie, Duży uważa, że NIKT nie jeździ tak jak ON, bo On najlepiej, najdoskonalej i w ogóle naj. Przemawia za tym ilość przejechanych kilometrów pozwalająca parokrotnie odbyć podróż po równiku w tę i nazad i na abarot, bez stłuczki, kolizji, wypadku. Amen. A teraz okazuje się, że JA, właśnie ja. Przytrzymałam się futryny, żeby udźwignąć kaliber zawoalowanej pochwały. Ja proszę bardzo, chętnie, tylko MJ niekoniecznie kurcgalopkiem gna do tej nauki. Się obaczy.

Misie Moje Puchate uszczęśliwiły mnie za to wyznaniem oznaczającym przywiązanie po grób, a mianowicie "A wiecie, jak za jakiś czas będziemy tu przychodzić o balkonikach i wspominać: a pamiętacie naszą Cleosię, co już dawno nie żyje...?" No, dzięki. Pochowały mnie wśród śmiechów, parsków i ogólnej radości. Khe, ekhe - chyba sobie nie życzę, pożyję jeszcze trochę.

Sezon na kasztany rozpoczęłyśmy ze Smokiem. Wczoraj 13 kilogramów. Ktoś pragnie zbierać z nami dla zbożnego celu dokarmiania sarenek i innych dzików? Dla ułatwienia dodam, ze ja te kasztany w plecaku na plecach i przysiad, podnieś, wrzuć i wstań, przysiad, podnieś, wrzuć i wstań - a kilogramy na garbie rosną. Kto mi powie, jak się czuje dzisiaj mój kręgosłup? A myślałam, że mam twardy i nie zginam przed nikim. Pokonała mnie idea wypasania zwierząt leśnych. Szlag. Stan na dziś 26 kg zebranych. Aspiracje mamy wielkie, pytanie tylko, czy kasztanowce udźwigną ciężar gatunkowy smoczych ambicji zbieraczych.

Generalnie pakujemy się w rozmaite akcje, o charakterze potencjalnie wyzyskującym mnie w rozlicznych obszarach i angażujące tabuny ludzi do robienia czegokolwiek. Nakrętki zbieramy plastikowe ze wszystkiego - my, cała Rodzina, pół Najnowszej, Nowej, znajomi i przyjaciele Królika. Makulaturę zbieramy w podobnym składzie. Kasztanki teraz. Ciuchy, sprzęty, meble, naczynia, blogwieco, wszystko, szwarc mydło i powidło w składzie identycznym, a potem zawozimy to do Misiów puchatych, które się cieszą jak głupie z każdego drobiazgu, bo same nie mają. I wożę potem, a to biurko, a to telewizor, rolki, czajnik, żelazko, 200 kg makulatury (to akurat Wiśnią było), Diaboł targa kasztany. Nabawimy się plynckierzy, pukla i dekla. Chociaż dekla to już mamy.

czwartek, 20 września 2012

Nadejszłam...

... nie bardzo ogarniając tę kuwetę. Co za shit motyla noga, że powtórzę za dawnym miejscem. Nic to. Jak już mam się uczyć, przy całej mojej niechęci do takiego piergolenia się nowości, to niech chociaż mam swoje miejsce, MOJE miejsce, CLEOSIOWE.
Oflagowałam się niniejszym. Pod spodem będąc nago, w ramach protestu postanawiając zabić zarząd blog.pl cyckiem do pasa. I co mi kto zrobi? No fika ktoś? Fika?

No ja myślę.
Czujcie się jak u siebie.

poniedziałek, 10 września 2012

Nowe blogowisko...

…jest krótko mówiąc gówniane.

Jeśli Diabołowi nie uda się przywrócić w tym śmietnisku dawnego wyglądu, to oświadczam, że najpierw wysmaruję @ do blogozarządu a potem zamknę kramik. Albo przeniosę się w inne miejsce.

Shit. Dupa dupa. Shit.

sobota, 8 września 2012

Cytaty dnia...

…ze spotkania na szczycie:

D: Ja się też pierwszy raz puszczałem asekuracyjnie.
C: Ja się też zawsze puszczam asekuracyjnie.
O: Nawet należy się tak puszczać, to jest istota puszczania nawet.

D: Ja tu robię w kącie pompki, jak nikt nie patrzy.
O: Jak ty w tym kącie pompki robisz? Na ścianie?

D: To ja przynajmniej wstaję sam.
C: Po pięciu.
O: A może on już stoi, w kącie oparty o ścianę i robi.

O: Jestem zołza CAPSEM.

D: Już se nawet myślałem, żeby iść do fryzjera, jak kobietom przedłużają włosy to czemu niby brody nie?
O: Przedłużą ci na pewno.

D: Nie byłem nigdy w burdelu.
O: Ani w krzakach w burdelu. Burdel leśny.

O: Generalnie to nie jest łatwa praca, ani ZUSu nie mają, ani nic.

M: Mamo, a kupisz mi takiego czerwonego ptaka przy wypłacie?
O: Jak się szybko nie zepsuje to mogę ci kupić.

C: Bo widzisz na mózgi nie ma brania, tylko na dupy.
O: No najtrudniejsze mieć atrakcyjniejszą dupę niż mózg.

:)

czwartek, 6 września 2012

środa, 5 września 2012

niedziela, 2 września 2012

Wkurw dnia...


Kochający tatuś do jedynej córeczki, która nie potrafi zdecydować się, które lody ma ochotę zjeść i płacze z tego powodu.
- Ty to potrafisz spieprzyć najfajniejszy dzień.

Nie śmiejcie się...

…ZA BARDZO.
W kościele byłam ze Smokiem – w ramach roku komunijnego.
Ubaw taki, że chyba zacznę chodzić regularnie.
Właściciel jednej z najlepszych piekarni w mieście przybył w asyście wypindrzonej żony, sam okryty garniturem w biało-niebieskie paski, w białych sztiflach, bez skarpetek.
Przed moim nosem paradowała pani z dzieckiem w wieku chodzonym za rączkę dla równowagi, za to ze sporą nadwagą, okryta spódnicą w biało-czarne kwiaty, bluzką oczojebnie zieloną w pasy, w za małych butach z odkrytymi palcami, w rajtkach.
Nawą po lewej dreptała pani w kapeluszu z rondem wielkości Spodka w Katowicach, na szpileczkach z chłopcem w czarnym garniturze i butach sportowych Nike.
Kwiatków takich całe stada. Zastanawiałam się przez chwilę ilu spośród tych ludzi faktycznie chodzi z potrzeby wysłuchania Słowa Bożego, a ilu z potrzeby lasu i zadania szyku – czy raczej pseudoszyku, a ilu jeszcze, bo tak ich rodzice nauczyli i nie wiedzą, że istnieje coś innego, że inaczej być dobrym człowiekiem też można.
Ministranci podczas czytań składali literki i mylili się notorycznie.
Pan ksiądz również rąbnął się parę razy spektakularnie.
Kazania nie było, tylko list jakichś pasterzy. W którym to liście napisane było, jaka to religia w szkole ważna, jaka niedoceniana, a katecheci ciężki krzyż niosą. Tu mnie trafił lekki szlag, bo ja miałam religię przed komunią w kościele, katechetka była z powołania i bardzo WTEDY lubiłam te dzieciowe rozważania o Bogu. Tymczasem Smok ogłasza, że jej pani katechetka jest nudna, straszy ogniem piekielnym i w ogóle nie lubi dzieci, a do jednej dziewczynki pod koniec zeszłego roku wydała komunikat werbalny „cicho bądź wreszcie bachorze.” Dałabym normalnie w mordę i wcale nie jest wykluczone, że metaforycznie bardziej niż w przenośni dam jeszcze.

Wszystko powyższe nie zmiania faktu, że w przybytku bywać będziemy co tydzień, gdyż ponieważ należy Smoku wpoić, że jak się coś robi, do czegoś zobowiązuje, ma jakieś przekonania, to nie należy tego robić po łebkach. A Smok deklaruje, że Wierzy. Skoro tak, to do tej komunii pójdzie z przekonania, jak tylko zakuma o co chodzi. I umówmy się, że tego Jej nie wytłumaczy pan ksiądz, ani pożal się boże pani katechetka, tylko ja z pomocą MJ. Bo mnie czasem ciężko wyzbyć się ironicznego syku podszytego niewiarą, a MJ Wierzy też. Się staram, tak?
Przybytek z powodu mojej obecności pod słupem z tyłu po prawej nie pierdyknął w gruz, gromy z nieba nie waliły, znaczy damy radę i bozia i ja. Jakoś. Co nie zmienia faktu, że bardziej do mnie trafiało to, co mówił Ksiądz Tadeusz przy wieczornym piwie, po całodziennej naszej orce z niepełnosprawnymi dzieciakami, niż ten ociekający pozłotą i krochmalem alb cyrk. Szanse na nawrócenie naprawdę marne. Rzekłabym zerowe.
A Smok? Wyszła i powiedziała „dałam radę mamo, patrzyłam co robią inni i się uczyłam.” I pięknie, jeśli to Ją uszczęśliwi teraz. A potem wybierze sobie drogę jaką będzie chciała. Dobrze, że koło mnie nie stała, bo ja w tym cyrku udziału nie biorę i kolan nie zginam. Jestem tam dla Niej i to musi wystarczyć.