licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

piątek, 28 lutego 2003

Rodzinka się powiększa

FARAON założył bloga… jak obok w linkach widać zresztą… dla niewtajemniczonych, czyli wszystkich którzy mieszkają poza Kopydłowem zwanym Żorami i Okolicą „Cielepa” – to oferma, ofiara, sierotka Marysia z zapałkami… tym razem zastosowana z głębi serca i z czułością rodzinną… powodzenia Słoneczko…:)

Wczoraj...

miałam mordercze myśli dotyczące babska w kolejce.Jak co rano przy kiosku z pieczywem, stałam z odliczonym 1,60 PLN na Kubusia.Stałam sobie, a przede mną babsko jakieś pączki kupowało…zgroza:
- Osiem paczków poproszę…hmm…z pudrem…albo nie…hmmm….z polewą… nie nie trzy z różą i reszta z lukrem… wie pani co, może jednak po cztery…cztery takie i cztery takie…hmmm… cztery z pudrem i reszta z różą…albo…hmmm… jednak
10 poproszę, będzie równiej…

I tak bez końca… szlag mnie trafił po raz pierwszy…

Wsiadam do samochodu a tu widok w lusterku blokuje nam samochód
dostawczy…pieczywko do w/w kiosku dowiózł pan…stanął nie dosyć, że na
pół jezdni, to jeszcze tak, że ani ruszyć ani nawrócić ani nic w ogóle…
I polazł do kiosku RUCHU, który jest obok. Wziął jakąś gazetkę i czyta…nie
wytrzymałam:
- Panie!!! W czytelni pan jest czy jak?
Może Pan odjedzie, bo przez ten złom nic nie widać!!!
Walnęłam drzwiami tak, że Grzech aż podskoczył.

Szlag mnie trafił po raz drugi…

Potem do 13-tej w pracy zrobiłam „NIC” (słownie: zero), bo latałam jak
powalona od Annasza do Kajfasza rzucając mięsem dla rozluźnienia…Nie
załatwiłam NIC i straciłam bez sensu 6 godzin…

Szlag mnie trafił po raz trzeci…

Potem nie było już nic… Zwyczajowe zakupy w Realu (niech człon walnie 6
urodziny Hipermarketu), odwiedziny u Dużego (czyt: mojego Taty)…

…a potem humor mi się radykalnie poprawił…schudłam 2 i 1/2
kilograma…HUUUUUURRRRRAAAAA…

No i tyle… echhhh… życie…

środa, 26 lutego 2003

Miau

…mmmmrrrrrrrrr….. mrrrrrraaauuuuuuuu………….mmmmmm…
….mrrrrrrrrrrrrrrrrrr….rrrrrrrrr……miau miau….. mrrrrrrrrrraauuuu…..mmmmmmmmmmmmhmhmhm
mmmm…………

wtorek, 25 lutego 2003

............

……………………………………………………………………..
………………… czasem chyba każdy ma tak, że nie chce mu się
patrzeć,słyszeć, mówić, oddychać nawet………………………………………..
ruszać…………….. kochać………nienawidzieć…………
myśleć…………………………
jeść i pić…………….
tańczyć………………………czasem każdy chyba ma tak, że chce po prostu
przestać istnieć dla innych………..
ja tak czasem mam……….. jak
napisała KaTeE – CZASAMI………….. czasami tak własnie mam…………
teraz

poniedziałek, 24 lutego 2003

Cholerny BAL

Bilans balu przedstawia się następująco…

NA PLUSIE:
- wytrąbiona butelka wina białego półsłodkiego po czym o dziwo następnego
dnia brak kaca,
- przetańczona noc,
- Grzech przeszedł ze swoją szefową na „ty”,
- ja też przeszłam,
- zjedzone ogromne ilości jedzonka,
- znowu miałam najładniejszą kieckę,
- i byłam najszczuplejsza:)
- salcesonu nażarłam się jak prosiak (prostaczka:)),
- następnego dnia spaliśmy do 10.50
- nie musiałam kupować nowej kreacji, bo w tej nikt mnie jeszcze z tego
towarzystwa nie widział.

NA MINUSIE:
- niecierpimy szefowej,
- najnowszy przebój prezentowany przez DJ’a: Macarena i Koko Jumbo,
- żurek był paskudny……. feeeee,
- poczucie, że jesteśmy jak „Obcy-Ósmy pasażer Nostromo” – niechciani i wyobcowani,
- od prowadzenia Grzecha w tańcu boli mnie kark,
- zdjęcia nie mamy nawet połowy, bo „nie było kogo poprosić o zrobienie
(60 osób na sali),
- milczałam 3/4 nocy – poza ożywioną konwersacją z Grzechem, że nikt nas tu nie kocha.

Taaaaaa, to chyba tyle… więcej takich imprez poproszę…

piątek, 21 lutego 2003

Niedobrze

Grzech znowu chory – wygląda jakby Go tir potrącił. Paskudnie. Poza tym w
związku z problemami w pracy męczą Go koszmary, przez co ja spać nie mogę, bo
rzuca się jak kastrowany szakal. Ponieważ nie śpię od trzech dni
normalnie, kąsam jak wściekła dzika świnia i generalnie jestem „osowata”.
Grzechowi T. będzie karty stawiał, żeby zobaczyc ile Mu jeszcze życia zostało –
czy cokolwiek innego. Niech Mu nawet kitów nawciska…wszystko mi już jedno.
Chociaż do tej pory karty T. nigdy nie kłamały…(I żeby nie było T. to nie
Tato) Na problemy Grzechowe jest jeszcze jedne sposób – two gorillas –
24 h/d (godziny na dobę) pod domem. Ale jak tu chodzić gdziekolwiek z
brytanopodobną obstawą na karku? Bez sensu. Ja oczywiście sprawę całą
bagatelizuje i jak to baba obracam w żart. A co? Mam się zamartwiać jak słoń
na cmentarzysku? Bleeeee. Lepiej poczekać na realne zagrożenie niż teraz
trząść portkami przy byle szmerze… No ale Grzech od razu przejmuje się nie
tylko soba i mną, ale także Juniorami, których jeszcze nie ma. Kolejne bez
sensu. I w tej optymistycznej atmosferze pełnej spokoju i
bezpieczeństwa mam się bronić 11 marca… znaleść czas na naukę…
rozklekotane nerwy ukoić… i skupić się na pogłebianiu cholernej wiedzy.
Szlag by to trafił.

czwartek, 20 lutego 2003

Ksywki

odkąd pamiętam:
1. W przedszkolu byłam Cebulą
2. W pierwszej podstawówce (do 4 klasy) – Cebula
3. W drugiej podstawówce (już do końca) – Bulinka
4. W czasach zdziczałego punkostwa – Kosa
5. W ogólniaku – hmmmm – Siwa
6. Na studiach – Boska, ewentualnie Szefowa
7. W pracy – hmmmmm – chyba się boją, bo jakoś sobie nie przypominam
8. Dla Przyjaciół zawsze – Mała
9. Dla Netowej Rodzinki – Siostra, Ciocia, Włócznia Taracza i inne militaria, Fruwacz, Nietoperz, Cielepa, Dragon
10. Dla Grzecha – Misia
11. Dla Mamy Małego Johna – Misiek, Pitunia w chwilach czułości
12. Dla Taty – Bączek-Zajączek
13. Dla Pani w Kiosku (od 5 lat tego samego) – Czarownica

… więcej grzechów nie pamiętam… no, czasem mi jeszcze mówią „wredna
suko”, „krowo” (to Patrycja w chwilach wyjątkowej sympatii do mnie),”Herta”,
„Gienia”… różnie… heh…człowiek nigdy nie wie na co powinien reagować…

wtorek, 18 lutego 2003

... To czego mi żal...

… straconej naiwnej wiary w szczęście…
… konwalii kiedy kończy się lato…
… zabrudzonych kolorów…
… głodnych psów…
… staruszków z trzęsącymi się dłońmi…
… spokojnych snów ….

żal mi tego, że nie jestem taka sama jak radosna Reszta… żal mi tego, że
zmienił mnie jeden człowiek-cztery lata… nie żałuję niczego, żadnego
kroku… skoku w dal… żadnych słów…po prostu czasem patrzę w lustro
wielkie, oświetlone jak w garderobie gwiazd… patrzę i żal mi tych oczu…

poniedziałek, 17 lutego 2003

KALENDARZYK

…ech, chyba nie o naścienny mi chodzi… przerwa w tabletkach powoduje
długie okresy abstynencji… wynikające z tego, że mundurki, prezerwatywy,
kondomy czy jak je zwał drażnią moje delikatne wnętrze… bleeeeeeee… a
teraz problem… abstynencja jak wiadomo powoduje głód… głód powoduje
łaknienie a łaknienie (na skróty myśląc) chęć zaspokojenia głodu…
Taaaaaa… no zaspokojenie sie stało…. wreszcie… bo już myślałam,
że moje rozszalałe feromonki-hormonki zaczną mi w ramach protestu uszami
wyłazić… tak… teraz tylko pytanie… no może prymitywna jestem,
ale całe zycie byłam antykoncepcyjną lekomanką żrącą tabletki… czy na 4
dni przed okresem są dni płodne czy niepłodne?… jak to sie do kury nędzy
liczy…? Kiedy mogĘ bez tabletek brykać do woli, a kiedy lepiej nie
kulać Juniora…? Prymityw i zacofanie!!! Ale przynajmiej jestem
samokrytyczna… taaaaaa, a zresztą moja kuzynka liczyła, kalendarzyk znała
i zaszła (wcześniej dochodząc, ale prędzej czy później każdy dochodzi) we
Fiacie 126 p. i ma Bejbika ślicznego… no tak czy inaczej proszę o rozwianie
moich strachów przed porodem naturalnym… jednym słowem… NIECH MI
KTOŚ TEN CHOLERNY KALENDARZYK ROZPISZE I WYTŁUMACZY…tylko prosze
pamiętajcie: jak BLONDYNCE…

sobota, 15 lutego 2003

Żółwie

…a było to tak…

Przyjechała, posiedziała, pojechała…
Miałam o tym napisać, to piszę. Faraon
zwany też Cielepą z Żor, Słoneczną Łajzą i Sakramenckim Podrywaczem
przyjechała do mnie punktualnie jak w pysk strzelił. Heh… gdyby nie
Grzech… Nawet mi sie rymuje. Grzecha nie było, planowo-pracuje…W treści
oficjalnej notki: spotkanie przebiegało planowo i kurtuazyjnie… W części
nieoficjalnej… oczka ciemne, figurka hmmm…,rozmowa bez krępujących chwil
milczenia. Tematów nie brakowało. Obgadałyśmy facetów, kobitki, Jara
(oddzielnie,bo to przypadek szczególny), cz@t,pracę i w ogóle
wszystko, co było do obgadania. Rozczarowań brak. Spacer z psem –
Faraon w zdechłym płaszczyku marzł, chociaż w życiu się do tego nie przyzna
twardzielka jedna. Pies żarł śnieg my nie. Generalnie… co tu dużo gadać,
chyba mi trochę szkoda tego, że zawsze omijają mnie cz@towe spotkania w
realu.Tiaaaaa… nic tylko żałować. Kontrolny SMS od Grzecha przyszedł w
połowie spotkania. Odpowiedź: „Uwodzi mnie ale się nie daję.” A naprawdę –
sympatycznie. Nie będę więcej słodzić, bo nam Faraon w piórka obrośnie,
chociaż nie wiem, czy da się jeszcze bardziej. Usłyszałam, że jestem…
UWAGA… spowiednikiem!!! No i coś w tym chyba jest. Chyba sobie wystrugam
konfesjonał. Podtextów było kilka, ale niegroźne. Lubimy się i mam nadzieję,
że tak pozostanie. A skąd tytuł notki? W ramach opowieści „Poznajmy się
lepiej” usłyszałam, że Faraonowi uciekły już DWA żółwie. Nic tylko
pozazdrościć refleksu… Teraz już wiem, że na ewntualne prezenty dla
Słonka Zadziornego trzeba wybierać zwierzątka nieruchawe, najlepiej
wypchane. Inaczej „po ptaszkach”, na pewno gdzieś polezą. No, ale czemu się
tu dziwić, skoro Faraon wiecznie w chmurach i głowę ma między gwiazdami.

I teraz… czekam na złośliwy komentarz Cielepo Słoneczna!!!!!!!!

piątek, 14 lutego 2003

Notka Walentynkowa, czyli jak poznałam GrzesioWredkę

tiaaa…. No dobra było tak….
Był 8 października 2001 roku.Idę sobie do pracy, patrzę a na parkingu jakiś
gość, oparty o maskę samochodu wgapia się we mnie jak cielę w malowane
wrota…Nie lubię wgapiaczy więc zignorowałam.Kupiłam w kiosku Kubusia
na śniadanie jak co rano.Facet zbliżył się, spojrzał i wygladał jakby chciał
coś powiedzieć…ale ponieważ rano mam wredny wyraz pyszczydła
zdezerterował.Odeszłam w siną dal spoglądając przez ramie tylko raz…
wgapiołowywał się dalej…Dzień w pracy jak codzień…roboty huk…aż tu nagle
przychodzi goniec z wiechciem dłuuuugich czerwonych róż i pyta o
Cleosanthię…no to ja…wręczył mi kwiaty nie chciał pokwitowania, a wraz
z kwiatami list w kopercie… Otworzyłam…a tam…? „Kiedy
spojrzałem na Panią pochmurny dzień wydał mi się nagle słoneczny.Od
jakiegoś czasu co rano patrzę, jak idzie Pani, jakby unosiła się w
powietrzu…” i tego typu bla bla bla… walnęłam dzikim śmiechem, że
taki rycerz mi się trafił.No dobra przyznaję, nie jestem specjalnie
romantyczna, ale moja babska próżność to milusio połechtało.Podpis
głosił „GRZEGORZ… p.s. Gdyby zechciała Pani zaszczycić mnie
spotkaniem oto mój numer telefonu 601……”ech ci faceci…. niby robią
pierwszy krok, ale decyzję pozostawiają nam.Potem zawsze mogą powiedzieć…
trafiłaś na zboczeńca? sama tego chciałaś…No dobra… odczekałam 5
godzin z perfidną myślą, że „niech się chłop pomęczy w niepewności” i
zadzwoniłam…rozmawiało się tak sobie.Mimo tego umówiliśmy się na
piątek, czyli za 5 dni…następnego dnia zadzwonił do mnie akurat kiedy
byłam na spotkaniu z wyjątkowym kretynem-ówczesnym adoratorem…
spotykałam się z nim tylko dlatego (możecie uznać mnie za wyjątkową
wredotę), że znał fajne knajpki i dzięki temu miałam szeroką gamę miejsc
do wyboru na inne okazje.Więc zadzwonił, a ja zbyłam go jakimś
oschłym „Nie mogę teraz rozmawiać, jestem na spotkaniu”. Świnka
ja…Zadzwonił wieczorem…w nocy…była chyba 23… gadaliśmy do 5
rano.Mój sławny głos Nr 5, który powala podobno (a skromność to moja najlepsza
cecha:)) chyba zrobił odpowiednie wrażenie.To był wtorek.Przez resztę
tygodnia nie miałam czasu myśleć o tym co będzie w piątek.A w piątek poszłam
na to spotkanie.Dzielnica taka, że pożal się Boże.Po drodze menele pod
nocnym… modliłam się, żeby nie przyszło im urozmaicić sobie wieczór
gwałtem zbiorowym…doszłam do knajpki „SILVERTOP”…w uszach brzmiało
mi cały czas opowiadanie mojej Baśki (przyjaciółki) jak to w tym właśnie
miejscu jakiś męt groził jej bronią…weszłam.Poderwał się z
krzesła.Pierwsze wrażenie? … hmmmmm… uśmiech taki sobie,
niebieskie oczy, czarny garnitur, widać facet z klasą, ale taki se.No dobra
mówię jak typowa samica oceniająca samca…usiadłam.Przegadaliśmy 5 godzin
nawet nie wiem kiedy.Ulżyło Mu, kiedy z rozmowy wynikło, że z nikim się nie
spotykam… widziałam w oczach…a potem? zwyczajowo nie wsiadam do
samochodów nowopoznanych facetów. Nie wiem czemu właśnie Jemu zaufałam na
tyle.Odwiózł mnie do domu i zapytał czy jeszcze się spotkamy…
powiedziałam „Zadzwoń”… i wysiadłam zawiedziona, że nie pocałował mnie na
pożegnanie… nieśmiały taki cholera jasna.No i zadzwonił następnego dnia
wieczorem… gadaliśmy do 4 nad ranem… Potem… powiedział mi, że
podczas naszej pierwszej rozmowy telefonicznej zakochał się w głosie…a
pierwszy raz widział mnie kiedy wracał do domu, stał przed pasami, przez które
przechodziłam i zapamiętał włosy i okulary.Potem widział mnie jeszcze parę
razy gdzieś na ulicy i postanowił wyśledzić… trafił za mną do pracy…
dowiedział się imienia a potem… nie pocałował mnie też na drugiej randce.No
więc w końcu to ja pocałowałam Jego i do dziś mi wypomina, że Go uwiodłam w
ogóle… Niewiniątko… GrzesioWredka

czwartek, 13 lutego 2003

Plan na dziś

1. Fervex
2. Rutinoscorbin
3. Polopirynka
4. Aspirynka
5. Tantum Verde P
6. Apap
7. Witaminka C

Wszystko w dawkach słoniowych, bo nie mogę być chora… po prostu nie mogę.
Najpierw Grzech, teraz ja… o nie na pewno nie… chodziłam do szkoły i z
zapaleniem płuc i od VI klasy podstawówki miałam 100% frekwencji,
to i teraz się nie poddam… a poza tym, kto by tym wszystkim kręcił,
gdybym ja konała z gorączką pod kołderka…mmmmmmm…marzenia…
tyle mi pozostało… praca, dziś zakupy… jutro najpierw sprzątanie
potem Operetka…pojutrze dzień tylko dla mnie (Grzech pracuje)…muszę się
leczyć…PSIIIIIIIIIK…Na zdarowije jak mówią nasi przyjaciele zza Buga:)

wtorek, 11 lutego 2003

Zgredek

Kolejna poważna rozmowa… lekko bolesna… nawet się nie poryczałam,
chociaż łzy ciesnęły się do oczu… bo było mi paskudnie…a potem Grzech
waląc głową w oparcie kanapy (na szczęście mięciutkie)zawołał: „Niedobry
Zgredek, niedobry”… no i jak tu się gniewać…? Jeszcze mi nie przeszło,
trochę to potrwa, zanim znowu poczuję się księżniczką, ale przynajmniej wiem,
że powiedziałam co mnie gryzie, i że będzie się starał… chyba… póki co
praca była najważniejsza… może teraz to się zmieni…? a może nie? a wtedy
nie wiem co zrobię… bo nie dam się tłamsić w domq podczas kiedu On
zakopuje się w interesującej, poważnej i potrzebnej pracy… OOOOOO NIEEEEE…
nie będę robić za sekretarkę, gosposię i kochankę (od przypadku do
przypadku)… w życiu… a to oznacza wojnę…No ale na razie jest oki…
Zgredek obiecał poprawę:):):)

niedziela, 9 lutego 2003

UMORUSANIE...

…wyszło mi idealnie, ale od początku …Byliśmy w parku na zimowym
spacerze prawie-rodzinnym… prawie, o Juniora nie ma i zastępujemy go psem…
No więc byliśmy w parku, gdzie oczywiście odbyła się wojna na śnieżki.
Traktor głupieje do reszty na widok śniegu… Śniegożerca…do tego
morderca krzaczków masakruje wszystkie wystające gałęzie i przynosi je, żeby
mu rzucać… czekam tylko chwili kiedy panowie z Zieleni Miejskiej zwrócą mi
uwagę, że nie szanuję ich pracy i mój pies pajac zżera badyle sterczące z
ziemi… No i ostatecznie zrobiłam to… przypomniałam sobie jak robi się
orła na śniegu…stara baba a jaka goopia?:) Grzech zrobił zdjęcie…
chyba po to, żeby dzieciom pokazywać w przyszłości jaką mają szurniętą
mamuśkę… Taaaaaa, brudna jak sto nieszczęść z psem pałętającym się pod
nogami i goniącym za dziećmi w sankach… uroczy widok. I taka
uwalana, ze śladami psich łap na różowej kurtce puchowej (feeee)musiałam
iść z Grzechem do miasta, bo biedaczysko podziębił się i potrzebował
syropku i innych śmieci z apteki (ach ta silna płeć). Wstyd mi było
strasznie, ale w końcu jakoś przebrnęłam przez drogę do i z
apteki… Ludzie trochę dziwnie się na nas patrzyli, a Traktor nie nauczył się
jeszcze zagryzać wszystkich którzy krzywo spojrzą na jego ukochanych
Państwa, ale co mi tam…poczułam w sobie dziecko… Jejku jak mi było
fajnie… mogłam się potarzać w śniegu… wrzeszczeć… śmiać i
hałasować… mogłam masakrować krzaki razem z psem…:):):):) Piknie…
Skończyło się tym, że Grzech leży pod kołderką zakałapućkany po same uszy a
ja tyram jak niewolnica zaprzężona w kierat gosposi domowej… I nawet ja…
niegotująca… obudziłam Go dopiero jak obadek parował na stole…Ech… jak
bardzo można się poświęcić dla chopka, którego się kocha? OSTATNI RAZ
gotowałam i chciałam, żeby to było jasne…Pies padł jak sznytka na asfalt
(dla niehanysów – „pies padł wycieńczony”) ja chyba też zaraz
padnę… tymczasem trzymajcie się i pamiętajcie, że w każdym z nas jest
stuknięty dzieciak, który kocha robić orły na śniegu:))))

czwartek, 6 lutego 2003

:):):):):):):):):):):):):):):):):)

Skończyłam pisać pracę!!!!!!!!!!!!! Czas na zasłużony weekend
leniuchowania. I niech tylko ktoś mi przeszkodzi – zagryzę… Chociaż dla
niektórych wizja zagryzienie przeze mnie mogłaby być niezwykle interesująca
(prawda Faraonie?). No… W każdym razie napisałam, wyszło jakieś 110
stron. Dziś jeszcze tylko ostatnie korekty, ze dwa zdania dopiszę, jaka to
jestem niedoskonała (gucio prawda) i jak się starałam by problem ująć
analitycznie i odpowiednio z dystansem… A potem będę WOLNA JAK
DZIKA ŚWINIA i zrobie coś głupiego i szalonego… Jeszcze nie wiem co to
będzie ale coś mi pewnie do blondi główki wpadnie… Ciągle myślę nad
zmianą pracy…najpierw podyplomowe dziennikarskie – a potem cokolwiek byle
w zawodzie…I wiecie co? Ostatni NEWS – da się żyć bez netu:))))))))

środa, 5 lutego 2003

ODWYK

Postanowiłam
Robię sobie detox… od czata… od GG… od ludzi chyba też… zmienię
pracę na spokojniejszą…zmienię dzwonek w telefonie na dzwoniący
ciszej… zmienię życie na bardziej domowe… przestanę martwić się
problemami innych ludzików czasem realnych czasem wirtualnych… zacznę
zastanawiac się jak rozwiązać moje problemy… Jestem egoistką? Może…
ktoś za mną zatęskni…? Mam nadzieję…Będę sobą… znikną literki
Cleos… wrócę do swojego zycia sprzed roku, sprzed czatu sprzed pierwszej
rozmowy z Łobuzem… i eXXXem… będe sobą…dalej silna ale patrzącą tylko
w swoje życie Cleos… zapomnę…? Chyba nie… Was nie da się
zapomnieć… Dzwoniłaś wczoraj Marysiu zmartwiona… Gina Cię prosiła, żebyś
mnie przekonała… nic z tego… nie umieram przecież… odchodzę na jakiś
czas a potem albo wrócę albo nie… w kazdym razie dla Was dzwonek telefonu
zawsze będzie podgłośniony… Zacznę myśleć o tym, jak ulepszyć swoje życie
i siebie… zamiast myśleć jak ulepszyć życie innych i pomóc im… Anielską
Tarczę Sprawiedliwości odstawię w kąt… na jakiś czas, nie mówię, że na
zawsze… Ktoś może nauczy się chronić własny tyłek sam…ktoś postanowi mówic
o sobie bez skrępowania… ktoś otworzy swoje serce i powie jaki jest
naprawdę wrażliwy i głęboki…ktos doceni siebie i swoje zalety i piękne
oczy…Jesteście dla mnie ważni Słoneczka… a ja? jestem dla
Was…miedzy innymi dla Was żyje… ale nie teraz… teraz pożyję trochę dla
siebie… dla Grzecha, dla psa bandyty, dla rodziny… zostanie blog… już nie
tak często pisany, ale jednak…Dzięki za wszystko… jesteście Słoneczni:)

wtorek, 4 lutego 2003

PLUSZAK

Ma 198 cm wzrostu, wielki, zwalisty, zawsze góruje nad tłumem. Na uczelni
widać go z jednego końca korytarza na drugim. Zawsze pyskaty, zgrywający
twardziela lub faktycznie będący twardzielem. Zawsze spokojny, nawet
jeśli się wkurzył starał się panować nad wielkimi łapskami.
Przyjaciel…mój…nie zawiódł nigdy… a teraz jeszcze i to… Wczoraj
pierwszy raz słyszałam, jak mówi, że kocha. Przytłumiony głos, ciepły,
spokojny, kojący… Znałam go tylko z rozmów telefonicznych w środku nocy
kiedy było mi źle… ale to i tak nie to samo. Siedziałam obok, a w oczach
prawie łzy. Życzył Jej spokojnej nocy i mówił, że przyjedzie do Niej, bo kocha
i martwi się…Takiego Cię nie znałam…Wielki zwalisty czasem
niezdarny PLUSZAK.

poniedziałek, 3 lutego 2003

"Wszystkie jesteście niewierne"

„…Na boisko wjechał konwój dżipów, z których wysypali się mężczyźni w
turbanach, niektórzy uzbrojeni.Jednego poprowadzono na środek stadionu i
kazano mu położyć się na brzuchu z ramionami rozpostartymi na boki na
kształt krzyża. Naliczyłam conajmniej pięciu talibów przytrzymujących
skazańca.(…)Do tłumu przemówił przez głośnik mułła #Ten człowiek zasłużył na
karę, jaka go spotka – dowodził – Wszyscy, którzy kradną, tak właśnie
będą karani# (…)Talib w czarnym turbanie wyciągnął nóż, uklęknął na
jedno kolano u boku skazańca i zaczął mu odcinać prawy nadgarstek. Na płacheć
ziemi trysnęła krew.(…) Dzieci wokół mnie smiały się i klaskały, dla nich to
była rozrywka(…)”

Zoja, John Follain, Rita Crostofari „Wszystkie jesteście niewierne”

Fragment powieści faktograficznej – akcja toczysie w 1996 toku. Pod rozwagę
niepotrzebnego okrucieństwa, chociaż nie lubię (jak chyba każdy) złodziei.

POWAŻNA ROZMOWA...

… odbyła się, a jakże. Przed chwilką, w moim biurze… krótko i treściwie i
chyba nawet na temat. Powiedziałam, że nie życzę sobie takich txtów w pracy,
że to w ogóle nie powinno mieć miejsca, że jakby nie zauważył ja tu rządzę i
wyleję go za replay, że nie podobają mi się smętne spojrzenia, więc albo Mu się
odwidzi, albo dla dobra ogółu dostanie odprawę i papa, że ostatecznie mógł to
załatwić, powiedzieć kiedy nikt nie słyszy a nie przy klientach. Stał i
gapił się, jak cielę w malowane wrota. „Ale…”-zaczął, „Nie ma ale, u
mnie jest tylko jedna żóła kartka potem juz tylko czerwone i wylatujesz z gry.
To praca a nie miejsce do flirtów. Koniec rozmowy”- no może wredna jestem,
ale trudno. „Ale…”-zaczął znów. A potem tylko spojrzał jakoś
smutniej „Przepraszam”. Proszę cholera jasna, bo niby mnie było miło? Zbutować
gościa z którym pracuję 4 lata? Trudno niby, przeżyję, On też, tylko czemu nie
mogę pozwolić sobie na chociaż słuchanie komplementów? Czemu się po
prostu nie uśmiechnęłam i nie obróciłam tego w żart? Pora pomyśleć o zmianie
pracy. Sprzedam tę budę.

sobota, 1 lutego 2003

...

Powiedział mi: „Kobieta jest jak świeże źródło. Pochylasz się nad nim, widzisz
swoją twarz, pijesz, pijesz, aż ci dech zapiera” Znałam te słowa greckiego
poety Nikosa Kazandzakisa. Dech mi zaparło, że czyta Greków i że mówi to
właśnie mnie.