licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

wtorek, 26 września 2006

Kardiolog powiedział nam...

…że wszystko jest ok. Dużo szumu o nic. Na kolejnym spotkaniu z lekarką z przychodni wypruję jej flaki i powieszę babsko na jej osobistym jelicie grubym. Debilka.

Cleosia zmienia pracę. Być może. Kto wie? Aczkolwiek niekoniecznie. Zobaczymy.

Spadam na cztery łapy. Czy na pewno? Został największy problem, o którym nie mam/nie mogę z nikim pogadać. Jak to będzie? Co będzie? A jeśli będzie najgorsze, jak dam sobie radę? Prowadzimy rozmowy, których w życiu bym się nie spodziewała. Otrzymuję listę poleceń, które zapamiętuję ze strachem i determinacją, że wszystkie wykonam. Szukam oparcia w tym, co siedzi głęboko we mnie, w tych pokładach niezniszczalności, które myślałam, że już nigdy nie będą mi potrzebne. Uruchamiam burą sukę, twardy kamień i stalowe nerwy. Odwołuję się do hasła, że co nas nie zabije, to nas wzmocni i nocami rozmawiam z Babcią. Druga noc nieprzespana. Ile jeszcze takich nocy???

poniedziałek, 25 września 2006

Nie wiem co będzie...

…co robić, jak pomóc. Powinnam być twarda jak zawsze… Nie wiem czy potrafię, a jeśli tak to jak długo… I czy wystarczy mi sił???

środa, 20 września 2006

Sporadycznie, ale tylko chwilami...

…myślę sobie, że jestem raczej mało sympatyczna. Bo:
bywam złośliwa
czasem kąśliwa
knuję podłe plany
i intrygi
i scenariusze szatańskiej zemsty
po trupach do celu
i cel uświęca środki
walę prawdę prosto w oczy
kłamię kiedy trzeba i nawet mi powieka nie drgnie
egoistycznie spełniam swoje zachcianki
nie gotuję
czasem brak mi wyrozumiałości
czasem cierpliwości
czasem delikatności
robię laleczki voo doo
wróżę z kamieni i mi się sprawdza
wysyłam złe myśli
i paskudną energię
wrogom życzę żeby parchami porośli
nie mam litości dla ludzkiej głupoty
wyrażam swoją opienię na temat otwarcie
miewam kontrowersyjne poglądy
moje żarty bywają cięte dosyć.

Boszzzzzzzzz, tyle zalet i jeszcze mi się w głowie nie poprzewracało:)))

poniedziałek, 18 września 2006

Rozstanie wyjątkowo...

…nie zostało okupione łzami. Smok dzielnie pomagał w rozkręcaniu i podawał śrubokręt (skąd ona u licha wie CO TO JEST ŚRUBOKRĘT???). Łóżeczko, wraz z sześcioma pudłami ciuchów poszło do cioci Czupurki, która niedługo będzie miała młode w postaci małego Skorpisia. Już się zasadzam na skorpionkową edukację małolata:)))

Smok na dorosłym tapczanie śpi bez problemu. Wygląda na nim co prawda jak kruszynka, ale za to mieszczą się bez problemu wszystkie miśki. I smok.

Smok dostał smoka od cioci Skafandry. Smok nazwał smoka dźwięcznym imieniem Irek. Smok w przypływie miłości oderwał smokowi oczy, które Cleosia natychmiast przyklajstrowała kropelką. Trzymają się.

Sąsiad Psychol wrócił z pudła. Żegnaj spokoju, do pierwszego boju.

Na grzybach byłam z Dużym, Smokiem i Traktorem. Grzybobranie wyglądało tak:
Cleos: Duży! Duży! Znalazłam!!!
Duży: Wywal to. Trujący.
C: Duży! Duży! Zn….
D: Wywal to. Niejadalny.
C: Duży! Duży!
D: No jaki piękny maślak wreszcie.
Dla ułatwienia dodam, że na grzybach byłam pierwszy raz w życiu i znam się mniej więcej w tym samym stopniu co Smoczyca. A ona? Znajdowane przez nas grzyby brała w dwa palce i zanosiła do koszyka, którego pilnowała siedząc na nim – żeby nam nikt nie zabrał bloń nas blog.
Potem Traktor wpadł do rowu z jakąś namokłą glinką. Rudy jest z natury – z rowu wylazł rdzawoczerwono-brunatnobury. Bosko. Po powrocie do domu prosto pod prysznic.
A ja zrobiłam pyszną jajecznice z jednym megakozakiem, a resztę grzybów do słoików. Będzie pychota.

Mam niechcieja… strasznego…

środa, 13 września 2006

Podłe plany...

…nie uknują się same. Święta ta maksyma przyświeca mi w działaniach życiowych i trzymam się jej kurczowo. Zawsze. kabel ma przechlapane. Najpierw okłamała nas, potem Szefową, potem zabrnęła w tym kłamstwie gdzieś w okolice Moskwy. Więc…: Najpierw ja wymyśliłam co zrobić, potem Zadziorek zadzwonił gdzie trzeba z mojego telefonu z wyłączoną identyfikacją numerów, potem dowiedziałyśmy się czego trzeba, a na koniec czekałysmy. Do dziś. Dziś zakończyła się era dobrych stosunków kablal i Szefowej. Na zawsze. Może nawet ją wykopią z pracy. Victory!!! I otóż nie, nigdy nie mówiłam, że jestem sympatyczna, delikatna niczem mimoza i intrygi są mi obce. Kłamię jak z nut jeśli ma to pomóc komuś bliskiemu lub zaszkodzić wrogom. Stanę na rzęsach żeby dopiąć swego. I tak – wyznaję zasadę, że cel uświęca środki i że po trupach to tegoż celu. Osiągam go zawsze. A że w Zadziorku znalazłam godną współintrygantkę – dzięki niebiosom i komu tam chcecie. kable, obrzydliwcy, fałszywcy nie mają z nami szans:)))

Jakiś czas temu Cleosia udała się na disko ponad wszystko. Położyła Smoka spać, uzupełniła nocny zapas soczku w kubku, przyodziała się niekoniecznie zwiewnie i wybyła. Wróciła w okolicach godziny po 2 w nocy i będąc pod prysznicem usłyszała pierwsze, wyraźnie i poprawnie gramatycznie wypowiedziane smocze zdanie „Gdzie jest moja mamusia???” A potem był już tylko dziki ryk.

Na tym disko ponad wszystko balowałam z Iwą, która wróciwszy do formy po szpitalnych perypetiach ganiała po parkiecie tak, jakby NIGDY nie była chora – NIGDY W ŻYCIU, oraz z Zadziorkiem, który do domu wrócił o 7 rano, gdyż połączenie autobusowe miał kiepskie. Dla ułatwienia dodam, że ja o tej porze robiłam już Smoczycy pierwsze śniadanie. Się wyszalałam, doprawdy. Co prawda skończyło się jedynie na piwie i 2 (słownie: dwóch) wściekłych psach (chociaż Zadzior obiecywał pijaństwo do rana), ale i tak warto było i trzeba to powtórzyć.

Smoczy słownik się rozrasta w tempie, które mnie nieustannie zadziwia. Wczoraj jeszcze nie odpowiadała na „dobranoc”, dziś usłyszałam „manoc mamusiu”. A już „totam cie mamusiu i tate i Tatola i babcie i dziadzia Julta” rozwala mnie momentalnie.

Jeśli wszystko pójdzie nie po mojej myśli jutro wieczorem wyruszam do Słupska. Pragnie się ktoś spotkać w przelocie na dworcu??? Będę o 9.17. Masakra:(((

wtorek, 12 września 2006

Kupujemy Hacjendę...

…jako uzbrojoną w gaz i wodę. Na planie zagospodarowania miasta woda JEST. W planach gminy wody NIE MA. W starostwie powiatowym woda JEST. Faktycznie wody NIE MA. Starostwo nie da nam pozwolenia na budowę rurociągu, bo na ich mapach geodezyjnych rurociąg JEST więc po co go budować. Cenę Hacjendy zbijamy o budowę rurociągu, którego faktycznie NIE MA. Ale nie możemy wydać zaoszczędzonej kasy na budowę rurociągu, bo on JEST.

Krew mnie zaraz zaleje dziewicza!!! Do tej pory załatwiał to wszystko Grzech, ale chyba skończy się tak, że to ja przejadę się do starostwa wytłumaczyć tym baranom, że wody NIE MA.

RATUNKU AAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!

piątek, 8 września 2006

Miała być nowa notka...

…ale internet zrobił kaput, notka poszła w piguły i nie chce mi się pisać jeszcze raz.

Nieniejszym jedynie wraz ze Smokiem dziękujemy Skafandrze za smoka.

sobota, 2 września 2006

Butów NIE zakupiłam...

…PRZED wizytą u Who, co jednak nie popsuło mi humoru, bo za to zakupiłam tapczan dla Smoka – dokładnie taki jak chciałam.
Jak przebiegają nasze spotkania z Who? Otóż…
Najpierw Klucha zrzucił parę razy kota z tarasu.
Potem dowiedziałam się, że jeśli ktoś miałby przycinać trawę w ogrodzie nożyczkami, to tylko ja, bo Who nie zna drugiej równie twórczej istoty – to komplement był podobno.
Potem kot chciał zeżreć obiad Smoka.
Potem Smok wysmarował się kremem Nivea w ilości wystarczającej na pokrycie elefanta warstwą, która wchłonęłaby się po tygodniu.
Potem Who ironicznie powiedziała, że ktośtam mógłby całować Jej teściową po palcach na piętach – gdziekolwiek się one znajdują (i palce i pięty).
Potem Bąk zmasakrował się delikatnie nożyczkami.
Potem Klucha i Smok nawrzucali kamyków w rabatę z kwiatami, które to kamyki Who wybierała niczem Kopciuszek.
Potem Smok przydzwonił czymś Klusce w potylicę, aż się zrobiła awaria.
Potem to już nam było wszystko jedno, bo wino nam smakowało (mam nadzieję), ciasto było pyszne, kot sobie poszedł, dzieci się zmęczyły i w końcu pojechałyśmy do domu. Zakładam, że Who odetchnęła z ulgą i wzniosła modły dziękczynne.

Fajnie było:)))

I dzięki Who za okazane zaufanie… zrobiło mi się miło.

piątek, 1 września 2006

Zaległości...


27 sierpnia byliśmy na Dożynkach – w Brennej. Całe życie tam jeździłam, więc uznałam, że Smok i Grzech też powinni. I tak… Grzechowi się podobało średnio, bo on gupek nie lubi jak jest swojsko i przaśnie. A Smok??? Najpierw narobił siary rycząc na pół wsi „Meeeeeecz, mama meeeeeeeecz”. No faktycznie chłopcy grali nasz plac-na=wasz plac. „Nie ma mecza mama, nie ma!!!!!!!!!!!”, „Nie mówi się Smoki nie ma meczu, tylko nie ma gola” – a Pan z Piwem Stojący Obok uśmiechał się pod nosem, a jego Jamnik kosił trawę. Potem SMok prawie wlazł pod kombajn, jadący dodam. Bo cukierki rzucali o ona koniecznie chciała pozbierać. Potem Cleosia zeżarła chleb z tustym i popiła piwem prosto z traktora. Potem straż pożarna sikała sikawkami a naród szalał, bo mokro. Potem górale jeździli na rolkach. Potem „Mama ihhhaaaa” – tak Kochanie koniki. Na koniec Grzech się rozsiadł przy stole z bal drewnianych i kazał mi upolować jakąś paszę treściwą, bo on nie będzie pół godziny w kolejce stał. To upolowałam: kawał prosiaka, kaszankę z kapustą, chleb gorący jeszcze, zapiekane ziemniaczk i piwa. Nie pytajcie jak to doniosłam do stolika. Potem jechałyśmy ze Smokiem na karyzeli z kaczorami (niestety) i taplałyśmy się w rzece. Ostatecznie Smok urządził awanturę, że ona natychmiast chce na ijjjhaaaaa, a potem, że na tego cholernego konia nie wsiądzie. Potem obeszliśmy 3 razy wszystko dookoła, Grzech nie dał mi wygrać kozy na loterii, ani gęsi nawet, zdefraudowałyśmy czyjegoś kucyka pasąc go mleczami i użarł mnie skubaniec, a potem pojechaliśmy do domu, gdzie padliśmy jak sznitki na asfalt.

Innego dnia siedzę przy kompie i słyszę jak Smok na łózku coś komuś opowiada:
SMOCZA OPOWIEŚĆ
i panie misiu tam pani boji Tatola a Tatola boji nie panie misiu co to? tu nie ma Tatola a ciocia chodzi pacy i Tatola nie boji pani tak i tatam mame i tate i babcie i dziadziusia i Tatola i Hamana tatam Tatola nie boji panie misiu dzie mama pacy? nie pacy nie mama tu…
I tak w kółko. No piękna opowieść czyż nie???

Kolejnego dnia wieczorem
Cleos: Smoku, chodź tutaj i pozbieraj kredki, bo też idą spać.
Smok: (z ociąganiem) O Bozie maaaamaaaa (ale zbiera mała cholera)

W pracy ukulały mi się nowe pseudonimy artystyczne. Nasza etatowa polonistka z racji fryzury została Cockerem (od psa raczej niż piosenkarza), a Pyskata – Wkurzonym Sznaucerem (również z racji grzywki).

Razem z Zadziorkiem naplułyśmy kablowi do kawy i jesteśmy z tego dumne. Tym bardziej, że kawa została wypita:))) No dobra, może to nie jest wyjątkowo dojrzałe zachowanie, ale za to jaką daje frajdę!!!

Smok zupełnie bez problemów zasypia sam, kciuka nie ssie i w pieluszce chodzi tylko na spacery, a w domu nie zanieczyszcza niczego poza toaletą. Jestem dumna.

Dzisiaj…
Smok w kąpieli maluje po wannie mydlanymi kredkami. Maluje i zmywa wodą swoją twórczość. Ktoś miał doskonały pomysł z tymi kredkami do kąpieli, jak pragnę zdrowia, naprawdę.

Konkluzja???
Wypiłam właśnie piwo, chyba się nabzdryngoliłam. Gdzie te czasy, że mogłam wypić 3 lirty wódki z Legionistami i byłam trzeźwa jak świnia??? Więc… wypiłam piwo, zaraz się biorę za portret ślubny rodziców Cockera, jutro spotkanie z Who – wino, ploty i śpiew, jutro tapczanowe zakupy, i butowe zakupy (czy ja już mówiłam, że nienawidzę kupować butów?). Mnie to chyba niewiele do szczęścia potrzeba… tak mi się wydaje…