licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

niedziela, 23 grudnia 2012

Wesołych Świąt...

... Kochani.
Życzę Wam, żebyście znaleźli pod choinką pięknie opakowane serce wroga wyrwane razem  z wątrobą. W tej radosnej chwili niech Wam towarzyszą prawdziwi Przyjaciele umiejący się zawsze cieszyć Waszym szczęściem. Spełnienia wszystkich marzeń, Wam życzę nawet tych najbardziej absurdalnych, o ile tylko przybliżą Was one  do tego, żebyście mogli powiedzieć, że jesteście szczęśliwi.

sobota, 22 grudnia 2012

Mam swoje własne...

...feng shui, życiowe takie ułożone według zasady "I'm the best fuck the rest" oraz "I tak wyjdzie na moje". Sprawdza się. Chwilowe zaburzenie w postaci prawego migdałka zapuchniętego pod samo oko, zarastającego się dyndoła i wizji mnie nad garncem barszczu jutro, w swobodnym przemieszczeniu znad patelni z makiem i pomiędzy piekarnikiem z ciastem a misą z masą do drugiego ciasta pomijam milczeniem  i ułamkowosekundowym tylko zaciśnięciem szczęk.

Słońce jest gorące a trawa zielona.
Mantra. Słońce jest gorące a trawa zielona. Powtarzam patrząc na Jaśka i Małgośkę w karmniku na balkonie i kikuty bezsensownych gałęzi w Narni za oknem.

MJ próbuje zaburzyć feng shui złotymi świecami po Babci. No, moja kochana, chcesz złote, masz złote w drugim świeczniku-stroiku na kawowym stoliku. Ze złotym woskowym aniołem nawet się komponują. W uszach pobrzmiewa zapowiedź poniedziałkowej fonii "O mój boże, czarne świeczki jednak dałaś?!" Dałam.

Słońce jest gorące a trawa zielona.

Nie do każdego dociera, że feng shui nie zawiera wizji zawrotnej kariery z pięcio- czy nawet sześciocyfrowym stanem konta. Będzie - fajnie, nie będzie - też nieźle, byle nie stracić umiejętności otwierania ludzi, przyciągania ich do siebie, żeby uskutecznili samoczynne pranie mózgu, wywnętrzyli wszystkie zaśniedziałe gdzieś od lat pod warstwą betonu zwanego "co powiedzą ludzie" bolączki i troski, strachy i obawy, dziwactwa i małe ludzkie śmieszności. Nie do każdego dociera, że to może być i jest ważniejsze.

Słońce jest gorące a  trawa zielona.

W uszach brzmią słowa oczywistości, wynikające z jednej rozmowy. Może uda się naprawić czyjeś feng shui, może da się odwrócić zły los. Tylko jak przekonać sceptyka? Pomyślę, pomyślę, wymyślę. Na pewno, w końcu i tak wyjdzie na moje.

Słońce jest gorące a trawa zielona.

Dobre feng shui sprowadza dobrych ludzi. Dobrzy ludzie dopieszczają feng shui i robią dobrze na samopoczucie. A to, że czasem odzywa się siedząca w ciasnej, zamkniętej komórce, w najbardziej odległym kącie jaźni druga, schizofreniczna strona osobowości, ta która składa życzenia na każdą okazję  "i żeby twoi wrogowie zdychali pod płotem parchami porośnięci", cóż. Mogłabym nad nią panować. Mogłabym ją pewnie przykuć do kaloryfera, zastosować przemoc w rodzinie, przegłodzić, kazać się zamknąć i pewnie wyszłoby na moje. Ale to zaburzyłoby moje feng shui na dobre. A mnie się ono podoba.

Słońce jest gorące a trawa zielona.

Zawsze.

wtorek, 18 grudnia 2012

Buhahahaha...

...razy dwa.

Oraz nie działają mi jedne światełka. Szlag nagły jasny!

APDEJT:
Czarno-złota choinka rules. A jaki mi piękny stroik wyszedł.. MJ na wieść, że na wigilijnym stole mają stanąć czarne świeczki zrobiła OCZY. Nie jestem pewna, czy chcę wiedzieć co powie/pomyśli na ten temat Duży.

Dyndoł się wsysł. Zamiast Dyndoła mam Masakrę Policzkową Piłą Mechaniczną IV. Nabyłam maść. Maściuję vide mogę mówić bez szczękościsku. Shy Guy już nie będzie miał się z czego śmiać.

sobota, 15 grudnia 2012

Na koniec...

...oznajmiłam Prezesuni przez telefon, że rozpoczęłam akcję zbiórki żywności, dla rodzin z Misiów Puchatych, ale niech się cudów nie spodziewa, bo może się okazać, że Duch Świąt zdechł w kącie nie czekając na koniec świata 21go. Uśmiała się jak norka i stwierdziła, że powinna do mnie dzwonić raz dziennie, żeby sobie poprawić humor. Doprawdy nie wiem, co jest zabawnego w agonii Ducha, ale niech tam. Grunt, że się dziewczę roześmiało, a w atmosferze Misiowej nie ma nic śmiesznego, bo tam naprawdę mają urwanie łbów.

Słodycze na paczki,  wraz z grami, puzzlami, ciuchami i bambetlami niemowlęcymi zawiozłam do siedziby. Pogadałyśmy z Prezesunią chwilę i wywaliła mi w którymś momencie "Jezu, jak dobrze, że ty jesteś." Siorb, się wzruszyłam w kamieniu mym sercowym. I może nie powinnam się tym jednym jedynym zdaniem chwalić tu publicznie, ale to był naprawdę dupiaty tydzień, a to zdanie podziałało jak balsam. Chociaż nic takiego nie robię - kursuję tylko do Misiów raz w tygodniu, poświęcam im dwie godziny, rozsyłam wieści o akcjach wszelakich i poprawiam humor obrazoburczymi tekstami. "Widzisz" - mówię - "to jest najlepszy dowód na to, że można nie wierzyć w boga, mieć nawalone we łbie i móc i tak coś sensownego w życiu zrobić. Jeśli faktycznie bóg istnieje, módl się za mnie Prezesuniu, bo mi szkoda na to czasu, wolę w tym czasie zredagować maila z prośbą o pomoc dla was. Może mi to wątpliwe niebo wymodlisz i zdechnę tam z nudów." Uśmiała się znowu. I o to chodzi w tym Duchu Świąt co to zdycha lub nie - żeby ktoś się uśmiechnął.

czwartek, 13 grudnia 2012

Odbyłam wizytę...

...u Nadwornej Dentystki, tej której się oświadczyłam przy pierwszej wizycie, kiedy to rwała mi bezboleśnie i bezproblemowo ósemkę. Dziś również bezboleśnie i cudnie kocham Ją nadal pasjami, czego zresztą nie omieszkałam Jej powiedzieć ku uciesze pomocy dentystycznej. Umówiłam się nawet na Waleńtyłki na rwanie drugiej ósemki, tym razem dolnej. Pięknie. Po czym wracając do domu i nie mając czucia w gębie tak się upiergoliłam pozostałymi zębami gębnymi w znieczulony policzek, że mi teraz kawałek dynda od środka. I się zastanawiam nad dwiema rzeczami.
Primo - oderwać dyndołę?
Secundo - jak bardzo będzie mnie bolało, jak już zejdzie znieczulenie?

Czy ja już mówiłam, że to jest wyjątkowo dupiaty tydzień, od samego poniedziałku?

środa, 12 grudnia 2012

Chyba się...

...zakochałam. I do tego nieszczęśliwie. Wystarczyło, żebym raz spojrzała mu w oczy, w ten uśmiechnięty pysk wyszczerzony i koniec - przepadłam z kretesem. Od pierwszego wszystkiego wiedziałam, że jesteśmy sobie przeznaczeni... bo to imię, to spojrzenie, ta postawa wyprostowana jak struna. Zadzwoniłam, rozmowa była dawała nadzieję przez chwilę niestety. Bo potem okazało się, że poluje. I to nie dla samego faktu uganiania się za zdobyczą, żeby potem odpuścić. Poluje, żeby zabić a potem zeżreć. Nie mogłam sobie tego zrobić.
I teraz jestem nieszczęśliwa. Tragicznie pogrążona w smutku.W rozpaczy, na dnie.

A taki był przystojny. Ravel. Rozumiecie? RAVEL!!! A ja przecież uwielbiam Ravela i Who z Kate wiedzą, że nad moimi zwłokami ma grać nie marsz pogrzebowy, a Bolero. Więc to był znak. Ale poluje skubany na koty. Ravel, najcudniejszy, różnooki, najboskiejszy siberian husky jakiego widziałam na moje własne gały. Mogłam go sobie adoptować. Ale nie. Nie mój.

niedziela, 9 grudnia 2012

Konwersacja...

...obiadowa:
Diaboł: Tak sobie myślę, że skoro kolejny raz w tak krótkim czasie zrobiłaś to chilli to chyba musi wymagać mało pracy.
Cleos: Grrr.
Diaboł: Ale potem pomyślałem sobie, że może po prostu lubisz je robić, ale przecież ty nie lubisz gotować.
Cleos: GRRR
Diaboł: No i mi została tylko możliwość, że ci smakuje po prostu.
Cleos: A nie przyszło ci kochanie to tego tępego, męskiego, pustego...
Diaboł: Szowinistycznego?
Cleos: Nie, zapierdziałego łba, że chciałam ci sprawić przyjemność tym żarciem, bo je lubisz?
Diaboł: Dziękuję ci.
Cleos: Za chilli?
Diaboł: Nie, właśnie mi wyznałaś miłość. Ja ciebie też.

Ubiję Go kiedyś, wiecie?


środa, 5 grudnia 2012

Cudna passa...

..trwa. Dajcie mi ciupaskę do zaciupania obiektu.

Ojciec Dzieciom, zwany Drożdżem, zwany Skunksem poinformował, że nie ma piniondza, żeby kupić prezent na urodziny, na które wybiera się Smok. Ja nie wiem, jak w innych miastach/państwach, ale ja ogarniam taki prezent za max 30 PLN, czasem nawet mniej i jest doprawdy wypasiony.
Prowadziliśmy konwersacje via SMS, z których wynikało, że nie ma piniondza, bo ma święta i jest ubogi. Ja też mam święta, dodatkowo trochę nie mam czasu jeździć po sklepach, a on sklep z zabawkami ma dosłownie jakieś 7 metrów od miejsca pracy. Się dowiedziałam zatem, że ja do tego sklepu z domu mam 50 metrów, mogę se iść. Argumenty były różne. Rozwalił mnie w drobiazgi wypominając, że jak u mnie było krucho to on za świetlicę Smoka zapłacił. Dodajmy, że było to we wrześniu zeszłego roku i potem może jeszcze raz - nie pomnę i od tamtej pory komitety, ubezpieczenia, wycieczki, składki, klasowe płacą się zaiste same, bo on o nich nawet nie wiem. Cyc mi opadł i stwierdziłam, że nie dam dziecku przez ciula kaukaskiego płakać, że nie może iść na imprezę, bo mama nie ma kasy faktycznie, a tato nie chce kasy mieć na prezenty dla koleżanek. Woli dla Alutki. Dupa. Odpisałam, że jak zawsze poradzimy sobie BEZ NIEGO i Smok zabierze prezent do niego w piątek.
Dam radę oczywiście, pokombinuję, jakoś upchnę to w budżecie gdzie i laptop dla dziecka, i kolacja świąteczna w domu, i meble nowe dla Smoka, i zaliczka za komunię i chujemuje dzikie węże będę chciała to się sprężę. Dokonam cudów oczywiście, bo potrafię.
Jak Smok skomentował sytuację nie będę cytowała. Trafnie w każdym razie.

I tak wiem Azazlu, że źle zrobiłam ustępując mu, kiedy najpierw się upierałam, że znowu wyszło na jego. Pytanie tylko brzmi, kto na tym wyjdzie lepiej - ten uszczęśliwiający dziecko tym, że może iść na imprezę, czy ten symulujący biedotę z Ugandy i fałszywie świadczący o stanie konta. A jakie konto jest wiem, i jakie wydatki mniej więcej również. Zapomniał chyba sierotka, że przez 7 lat pilnie obserwowałam.

wtorek, 4 grudnia 2012

Więcej takich...

...dni poproszę. Cierpliwość cnotą bogów, będę wurwa boginia na piedestale z kości tych, co ich w swojej cierpliwości pomalutku, bez pośpiechu uciupię.

Po pierwsze zima zaskoczyła drogowców. W grudniu to doprawdy zastanawiające, że ten śnieg tak pada i pada. Powinien padać pionowo z górę, odśnieżając przy okazji drogi i zabierając mit błoto pośniegowe.

Po drugie byłam mądrzejsza od GPSa, w związku spożywczym jechałam do pracy 45 minut zamiast 20. Połowę drogi stukałam się w głowę wyzywając sobie od blondynek, a i tak nie słuchałam Krzysia, który mię prowadził był. Kretynka.

Po trzecie ubrałam choinkę pracową, która jest cudna, piękna i w ogóle mniód i orzeszki, tyle tylko, że ubieranie choinek nie moich jest denerwujące do granic cleosiowych możliwości.

(Doceń narodzie ograniczoną liczbę inwektyw, przekleństw i wyrazów powszechnie uważanych za obelżywe)

Po czwarte byłam na spotkaniu z CzarnymLudem. Cytat z dziś "Przykazania kościelne są dla katolickich lumpów". Blog mi świadkiem, że jak Smok dostanie pytanie na egzaminie o przykazania kościelne to Jej powiem, żeby udzieliła takiej właśnie odpowiedzi.

Po piąte zamknęli mi most po drodze do domu, więc do domu jechałam 50 minut zamiast 25.

Potrzebuję żywego organizmu, żeby mu upierdolić łeb i patrzeć jak kona. Diaboła wykluczam, bo pałam do Niego. Who proponuje kwiatki, ale kwiatki uskuteczniają mało spektakularną agonię. Jacyś ochotnicy?