licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

piątek, 30 marca 2007

Temu Smoku...

…kupujemy spodnie na 110 cm. Ja się pytam GDZIE JESST MOJA MALUTKA CÓRECZKA???

Gdyby ktoś pragnął mieć kilka spraw w sądzie, to ja zapraszam serdecznie. Tym razem padło na Tele2 Złodzieje Sp. z o.o. i Kruk SA Naciągacze. Ktoś w końcu musi spłacić za nas kredyt na dom, no nie??? Górnośląska Spółka Gazownictwa już się dołożyła, to teraz pora na innych. Tylko wkrótce zabraknie mi miejsca na segregatory z kolejnymi procesami. Inna sprawa, że poważnie rozmyślam nad zrobieniem jeszcze jednych studiów – prawa tym razem. Przyda się w natłoku różnorakich postępowań, które się toczą i pewnie jeszcze nam się trafią.

Tymczasem jeśli wszystko pójdzie zgodnie z podłym planem sprzedamy mieszkanie, spłacimy długi i jeszcze nam zostanie. O matko, jak bardzo chcę się go już pozbyć!!! Błagam tym, co się na nie zdecydowali – KUPCIE JE KUPCIE.

I do tego jeszcze UWIELBIAM prowadzić!!!

czwartek, 22 marca 2007

Mały John na wygnaniu...

…przebywa, w związku z czym Duży harcuje. Boszzzz, dlaczego dorośli faceci, dziadkowie już w zasadzie i po fakcie zachowują się jak niedojrzali gówniarze i tylko chwilami mają przebłyski rozsądku??? Zapowiedziałam Grzechowi, że jak się tak będzie zachowywał na starość, to go zastrzelę z Jego wlasnej broni i użyźnię Nim grządkę z tulipanami na hacjendzie.

Cherry Devil u mechanika, potem czeka go lakiernik, który zlikwiduje rysę po gwoździu, potem myjnia, która go wypucuje do lśnienia, a potem czekam go już tylko ja. Dywaniki przyszły pocztą, pokrowce, kołpaki, pokrycie kierownicy przyjdą w przyszłym tygodniu. Tass zakupiony. Radio mam wybrane, nawet wyświetlacz jest pod kolor i guziczki w odpowiedniej tonacji błękitu.

Tymczasem mój Nadworny Instruktor Jazdy Spyke mówi do mnie „No to co, poćwiczymy jeszcze zawracanie na ręcznym”, po czym zabawia konwersacją o knajpach, tańcu, zwierza się z byłej żony, która wywiozła Mu córkę do Stanów niby na wakacje, ale na zawsze, z dziewczyny z którą się nie ożeni i innych takich. Po 5 godzinach znajomości wiem o Nim więcej niż kumple z pracy jak sądzę. Jak ja to robię???:))) A na koniec podając mi kurtkę leżącą na tylnym siedzeniiu mówi „Mmmmm, jaka mięciutka skórka”, no pewnie, chcialbyś kochany ale nie dla Psa kiełbasa (dosłownie i w przenośni).

Zadzior wielokrotnie twierdził już, że mnie zamorduje, a mimo to cieszę się doskonałym zdrowiem i nawet jakoś sobie żyję. Nawet po tym, jak zamknęłam ją w klopie, po czym puściłam drzwi, a Ona wypadając z rozpędem z kabiny wpadła na Szefową. Nawet po tym jak tłuczemy się w przerwie pomiędzy pracą a pracą. Nawet po tym jak wyzywam Ją od głupoli i słucham podobnych komplementów. Uwielbiam Jej mizianie, a moje masaże podobno są najlepsze i nawet Rafi takich nie robi (no wiem wiem przecież ma się ten talent).

kabel poczuł się zagrożony i wygłosił dziś monolog o tym, jak to lekceważaco ją traktujemy. Ach, blożesztymój co za niefart. Ponieważ jutro jest w Łosroł „Dziś nie jest dobra pora na rozmowę, ale porozmawiamy w przyszłym tygoniu, bo sądzę, że ta rozmowa jest potrzebna”. O kochana, szykuj się, bo ja sądzę, że mogę ci już powiedzieć WSZYSTKO, a wtedy to na pewno nie ja wybiegnę z biura z płaczem. Zniosę wszystko, nawet jak mnie jakiś cham bluzga, byle robił to otwarcie, w oczy i szczerze. Ale jak mi takie kablisko obrabia dupę za plecami, zmyśla, kłamie, mąci, miesza i nie ma odwagi głośno powiedzieć, że jej się nie podobam, bo nie daję sobą manipulować, to mi się normalnie właczają wpierdalacze. A jak mówią starożytni Indianie „każdy dzień jest dobry, żeby dojebać temu misiu”, więc jak chce szczerej rozmowy, to ją będzie miała. (I tu się objawia to moje mniej ludzkie oblicze, o którym konwersowałam niedawno z Who). Bo mnie nic nie obchodzi, że to jedyna pracująca w rodzinie, że dwójka dzieci w tym jedno z jakąśtam niepełnosprawnością – było się wyskrobać, że niby taka biedna i uboga krewna. (A jak jej Zadziorek jeszcze raz przyniesie koszulkę po swoim synu dla jej syna, to osobiście przywalę w dziób). Nic mnie nie obchodzi, że artystyczna wrażliwość i że bura suka ze mnie – nie trza było sobie robić z Cleosi wroga. Bo Cleosia swoich kocha i ruszyć nie da, ale wrogów ma tam gdzie jest ciemno jak u sudańskiego palacza i życie im zatruje z dziką rozkoszą. Ekstatyczną.

Dla złagodzenia wrażenia – widziałam dziś mojego przyszłego psa. Na przejściu dla pieszych. POkazałam Zadziorowi a Ona mi na to, żę duży i by się go bała „całe szczęście nie będziesz często do mnie przyjeżdżać” ja na to. A Ona i tak mnie love – jak ja to robię u licha???:)))

Cleos: Smoku, jak się nazywa ta żaba?
Smok: Jedinta
C: Jedinta?
S: A co nie podoba się ci?!

poniedziałek, 19 marca 2007

Smok postanowił...

…że dziś kąpiemy się razem i myjemy zbiorowo włosy. A propos przygotowań przedkąpielowych udzielił mi takich oto instrukcji:

Smok: Najpielw ja zlobie siku, potem ty zlobisz siku i będzie dobzie i otej mamo. I nie płać mamo…

…chyba ze śmiechu:)))

niedziela, 11 marca 2007

Negro is Negro czyli...

…Murzyni atakują…

Ale po kolei. Byłyśmy 4, wszystkie młode, jędrne, gibkie. Na wejściu cygaro czekoladowe, piwko i uśmiech do Pana Obok. Potem okazało się, że w kącie stoi Bukówna i krzywo się patrzy. Ale, że gruba, z odstającym z przodu brzuchem, bez zębów, ze zniszczoną cerą i oczami mętnymi po wątpliwej przyjemności zatrucia sobie życia trzema wpadkowymi bachorami, to postanowiłyśmy, że jakby co, to lejemy w ryj i nie patrzymy na ochornę. Ochrona wraz z właścicielem są nam znane osobiście i nie dadzą nam krzywdy zrobić. Bukówna jednak dojrzawszy swoją marność w obliczu naszej boskości i giętkich ruchów bioder (na jakie sama sobie nie może pozwolić, bo jest za bardzo rozgruczotana dawaniem na prawo i lewo) opuściła lokal. Alleluja! I tu na scenę wkaracza wspomnainy Negro, lat około 40, czarny jak ziemia na Hacjendzie. (Uprzejmie informuję, że nie jesteśmy rasistkami i przeciwniczkami jakiegokolwiek koloru skóry, jeno piętnujemy skrajną głupotę). Ten oto Negro zauroczony odsłoniętymi niemalże po pas, długimi do samej szyi nogami Iwy, wyszarpał ją z parkietu za rękaw, w celu uskutecznienia konwersacji. Na pytanie „a o czym chcesz rozmawiać”, odparł błyskotliwie „A tak ogólnie o sytuacji”. Bosko proponuję dyskusję o sytuacji skośnookich izmaitów na terenie dolnego Kongo w latach 1245-1380 – będzie równie twórczo. To tyle.
Potem Pan Bełkot poczuł do mnie miętę i na parkiecie przystawił się, że tak powiem od tyłu. No dobra, jestem spragniona tańca, w tym tańca z facetem, bo umówmy się kulawy Łysek z pokładu Idy na parkiecie rusza się bardziej składnie niż Grzech. Wyżycie się więc taneczne z własnym małżonkiem raczej nie wchodzi w rachubę. Więc Pan Bełkot zanim się odezwał oczarował mnie zgranymi ruchami, umiejętnością prowadzenia i tą delikatnością w dłoniach, która pozwala lubić tanecznego partnera. Ale, o matko i córko, kiedy otworzył gębę i wydał dźwięk… Kate uznała, że ktoś mu odrutował szczękę, co i tak uważam za wyjątkowo delikatne określenie tego sepleniąco-szczeleszczącego czegoś co się z niego wydobywało. Pan Bełkot jednak pozostał niezrażony i trwał przy mnie godzin cztery w każdej chwili gotów się pokiwać. Cóżem usłyszała??? Otóż ” No kurwa, ja to mam pecha, jak nie mężatka, to rozwiedziona. Ale maluję, więc mogłabyś być moim natchnieniem, muzą moją. Bo jak tylko weszłaś to już na inne nie chciało mi się patrzeć, taka jesteś naturalna i tak się poruszasz, jak żadna inna. Te dziewczyny wymalowane, sztuczne, a ty wyglądasz tu po prostu na miejscu. W innych okolicznościach poprosiłbym cię o numer telefonu, ale i tak nie dostanę.” I dalej w ten deseń. Buhahaha, no umówmy się, że nie mam 18 lat, ani nawet 25, makijaż posiadałam, a z tym ruszaniem się, no cóż…będę nieskromna, miał chłopina rację, a telefonu faktycznie by nie dostał:))) Kuzyna Younger K. przygruchała sobie jakiegoś grucholca, co to podobno tylko rozmawiać chciał, ale wraz z Kate wyprowadziłyśmy ją z błędu. W sensie, że taką sobie tylko samczyk dłuższą grę wstępną wymyślił. No bo umówmy się, że kiedy słyszę w lokalu pełnym gorących rytmów i rozgrzanych ciał hasło, że ktoś tu przyszedł porozmawiać, to mnie pusty śmiech ogarnia.
Kate za to… singielka niezłomna (ekhe) w myśl zasady że im więcej tym lepiej pozwoliła się osaczyć parze dosyć komicznych, sama nie wiem jak ich nazwać – desperatów??? Przez 6 godzin z okładem jeden z nich zatańczył dwa kawałki wieszając się na Kate niczym zasłabnięta babcia. Drugi nie tańczył wcale. Obaj silili się na błyskotliwą konwersację z gatunku „Tak między nami, to powinienem chyba zapytać jak się dziewczyny wabicie?” Błagam.
Opuściłyśmy lokal o upiernej 4 nad ranem (może sen przyjdzie, może mnie odwiedzi), po czym stałyśmy pod drzwiami mojej klatki schodowej modląc się, żeby Grzech się obudził i wpuścił nas do domu.

Konkludując:
teksty na podryw z roku na rok robią się coraz bardziej żałosne.
Chyba się starzejemy.
Faceci są śmieszni a po paru piwach bywają komiczni.
Jeśli iść do tancbudy to tylko w celu tańczenia, bo nikt tam nie nadaje się do rozmowy.
Zadzior powinien żałować, że nie poszedł.
A Grzech cały ranem płakał ze śmiechu nad Panem Bełkotem i wcale nie był zazdrosny o wyrazy uwielbienia jakie zebrałam.
I koniecznie TRZEBA TO JESZCZE POWTÓRZYĆ!!!
Dzięki Iwa, Kate, Kuzynko Younger K.

piątek, 9 marca 2007

Jesteśmy z Grzechem...

…misiami o baaardzo małych rozumkach. Komentarz wkrótce.

Smok zaczął wymawiać „k” i „g”. Na razie tylko na początkach wyrazów, ale i tak jest nieźle. I znowu postęp nastąpił w wodzie w sensie w wannie. „W” weszło do słownika na basenie. Może coś w tym jest, że Smok się w wodzie najzwyczajniej w świecie rozwija.

Purple Devil stoi na parkingu i czeka na mła. Mały przeglądzik, małe naprawy, kołpaki sobie muszę sprawić i hejta-wiśta:))) Będę pomykać rączo mniej lub bardziej, to się jeszcze okaże. Tymczasem dostałam od Grzecha na szczęście breloczek do kluczy z Diabłem Tasmańskim w samochodzie. Aluzju paniala.

Niedaleko Hacjendy są 3 stadniny i 1 rancho. Będziem jeździć!!!

wtorek, 6 marca 2007

Adewma mię wrobiła...

…a Who się spóźniła.

5 nieznanych faktów z życia Cleosi.

1. W przedszkolu miałam kolegę o imieniu Mariusz. W imieniu nie ma nic dziwnego, dziwna była nasza ulubiona zabawa. Mianowicie siadałam na krzesełku na środku przedszkolnego dywanu w sali średniaków i byłam Księżniczką, a Mariusz chodził dookoła krzesełka na czworaka i mruczał i był Tygryskiem. Mogliśmy tak godzinami. Acha, i jeszcze drapałam Go za uchem.

2. W podstawówce zmyślałam na potęgę. Kiedyś przyszłam do szkoły zapłakana do posmarkania. Na pytania koleżanek odpowiedziałam, że miałam dwa chomiki, które takie były mądre, że biegały po domu luzem i obydwa jednego dnia popełniły samobójstwo. Jeden wlazł po pluszowym misiu do pieca kaflowego przed rozpaleniem i spalił się żywcem, a drugi wyskoczył z balkonu. Dzieci z klasy cały dzień mnie pocieszały.

3. Pierwszy raz całowałam się „na poważnie” mając lat, ekhe, 13, z sąsiadem z piętro wyżej. Byłam zaproszona na Jego urodziny, a Jego rodzice byli w tym czasie u moich. Ponieważ miałam najbliżej do domu, po imprezie zostałam, żeby pomóc Mu posprzątać. I On wyobraźcie sobie wpadł na pomysł, żebyśmy zagrali w butelkę. We dwoje. Sami. No to się całowaliśmy – w pokoju i w kuchni i przy drzwiach, chyba godzinę od Niego wychodziłam. Dziś mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że mamlato całował.

4. Przez wszystkie lata mojej edukacji, czyli jakieś 19 nie byłam na wagarach nawet jednej godziny, nawet kwadransa. Nienormalna jestem wiem.

5. To było za czasów ByłegoNiedoszłegoDamskiegoKickboxera. Sama nie wiem czemu to piszę, ale niech będzie. Po ponad godzinnej walce o nóż, którym on sobie chciał żyły podcinać, mnie zabijać i siebie biedaczek pierdolnął głową w ścianę albo w drzwi – nie pamiętam, stracił przytomność, a kiedy się ocknął poszedł spać jakby nigdy nic. Usiadłam w drugim pokoju przy biurku, a przede mną leżała nowiutka żyletka. Siedziałam tak chyba ze trzy godziny i zastanawiałam się czy to będzie bardzo bolało. Bóg chyba jednak istnieje skoro kazał mi się wtedy ZASTANAWIAĆc a nie ZROBIĆ TO. W końcu doszłam do wniosku, że nie po to przez godzinę z okładem powstrzymywałam wyższego od siebie o ponad głowę pakera przed zadźganiem mnie i siebie, żeby teraz tak marnie skończyć w kałuży własnej krwi z żyletką tkwiącą w ręce. Co nie zmienia faktu, że ZNAM to kołatanie serca, pęd myśli, życie przebiegające przed oczami, paraliżujący strach i drżenie ciała kiedy metal dotyka ciała. Znam i wiem, że to był pierwszy i ostatni raz.

Żebyście nie mieli za łatwo poproszę
Golden
Tofika
Offca
Calendula
Ala od Kapci

sobota, 3 marca 2007

7 kichów...

…pod rząd, to dzisiejszy rekord. W piersiach mi gra, buczy, warczy. Zarazki, bakterie, wirusy i inne ebole urządzają tam sobie hulanki, swawole przez co ja ledwo żyję. W głowie ktoś zainstalował mi młot pneumatyczny i chyba zrywa nawierzchnię na trasie Gdynia-Katowice, tyle to już trwa. Obolały nos smaruję maścią majerankową, którą mi Smok łaskawie pożyczył pytając tylko dla pewności „Ale oddasz mi to mamo?” Oddam, oddam, albo nawet odkupię. (Kich, kich. W mordę jeża. Kich). Staram się nie umrzeć i nie marudzić za bardzo, żeby mnie Grzech nie zechciał dobić. Do tego ktoś mi sprzed nosa sprzątnął czterokołowy Tęczowy Music Box, IRA „Rok 1993″ odtwarza się tylko do 8 piosenki, i wszystko jest do chrzanu. Jedyna chwila wytchnienia na solance – nos odpoczywaął, ja też, Smok robił bomby.

NIECH MNIE KTOŚ PRZYTULI:(((