licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

piątek, 31 grudnia 2004

W tych ostatnich chwilach...

…starego roku życzę Wam, żeby w 2005 Wasi wrogowie zdychali pod płotem, a przyjaciele byli w pobliżu zawsze, kiedy będziecie tego potrzebować. Żebyście mieli kogo przytulić i żeby ktoś chętnie przytulał Was. Żeby ziściły się Wasze plany, marzenia. Żeby dążenie do celów postawionych sobie było proste jak myśl Stalina. Żeby coś Was mile zaskoczyło i żebyście uniknęli niemiłych niespodzianek. Niech Wam się dzieje wyłącznie dobrze i pomyślnie, a jeśli już niekoniecznie to życzę Wam, żebyście zawsze wychodzili z opresji z podniesioną głową, fasonem i zwycięsko. Odwagi do działania, wrażliwości na ludzi, zrozumienia wszystkiego co dotąd niezrozumiałe, wielkich dokonań i malutkich sukcesów. Tego, żebyście pamiętali o wszystkich godnych zapamiętania i zapomnieli szybko o tych, którzy niegodni Wam butów czyścić. Wszystkiego jednym słowem czego sami sobie życzycie. I żeby nam się w tym Nowym Roku dobrze blogowało:)))
Trzymajcie się niebiesko i słonecznie!!!
I oby nam się!!!
Na zdrowie!!!

czwartek, 30 grudnia 2004

Jak mówi...

…jedna (ale nie jedyna) moja młodsza Kuzynka – jest chujnia. Pozwolę sobie stoicki spokój, maniety i dobre wychowanie powiesić na chwilkę na kołku, bo się wkarwiłam i krew mnie zalała niekoniecznie dziewicza.
Wracam do pracy a tam:
nie ma mojego kompa
nie mam nawet pół długopisa, ołówka, czegokolwiek
nie mam nawet durnego korytka na papiery
nie mam papierów
mam złamane krzesło
mam zmieniony zakres obowiązków
nie mam w zakresie tego, co naprawdę lubiłam
za to mam wszystkie księgowe śmieci, których reszta chciała się pozbyć
w zasadzie mogłam nie wracać
usłyszałam „Cleos, ty się ciesz, że masz biurko w ogóle”
George przywłaszczył sobie moją lampkę na biurko
Księżniczka przywłaszczyła sobie połowę moich materiałów biurowych i pilnik
jest tragicznie.
Pocieszyło mnie tylko to, że koleżanka z którą się tam przyjmowałam stwierdziła „Tak nie powinno być.” Bo nie powinno. Mogłam iść na L-4 i siedzieć ze Smokiem w domu do usranej śmierci. Moglam, ale ponieważ wiadomo – wyglądałoby to naciąganie nie poszłam, żeby ktoś sobie nie pomyślał, że robię macierzyńskie wałki. I co? I w zamian za uczciwość dostałam w dupę na dzień dobry a moja szefowa Trollica nawet nie uznała za słuszne mi tego wytłumaczyć. W końcu zapytałam wprost, czy zmiana mojego zakresu czynności wyniknęła z tego, że mojemu teraz już byłemu kierownikowi lepiej się pracuje z Księżniczką. Nie zaprzeczyła. Wiadomo – Księżniczka w dupę włazić mu będzie i nie wytknie 150 SMS-ów do żony ze służbowej komórki, czy tego, że pisze „Zarządzenie wchodzi w rzycie.” Nie wytknie bo to ta sama klika i ten sam krąg. Kurwica mnie bierze.
Dziś już dostałam kompa, najstarszego w firmie, ma chyba 15 lat. Moją nóweczkę ma Księżniczka. Dziś wyprosiłam jakiś zdechły długopis z ołówkiem, bo sam od siebie nie dał nikt. Krzesło dalej mam złamane. Odzyskałam lampkę.
Szukam nowej pracy. Tak nie może być. I nie zależy mi na pieniądzach, nie muszę zarabiać kokosów, nie mam wymagań kosmicznych. Chcę tę pracę po prostu lubić – nie to co tutaj. Życzcie powodzenia. Chyba muszę się nauczyć oszukiwać, kraść i robić wałki w pracy, bo inaczej daleko nie zajdę. W końcu przykład idzie z góry, nie? Szlag mnie trafia! Tylko, tak na dobrą sprawę co z tego? Muszę opracować plan awaryjny, bo długo tam nie wytrzymam bez awantury.
Nic to – idę spać. Jutro będzie tylko gorzej, bo lepiej na pewno nie. Chujnia moi państwo jednym słowem, dno i 10 metrów mułu…

poniedziałek, 27 grudnia 2004

Jutro...

…do pracy. Zastanawiam się jak to będzie. Jakiś czas temu moja szefowa powiedziała mi „Cleos, przecież wiesz, że jest was tu w księgowości za dużo.” Czy to oznacza, że czeka mnie zwolnienie??? Zaczynam szukać nowej pracy. Gdyby mnie zwolnili… nawet byłabym zadowolona, miałabym większą motywację do zmian. A tak??? Zasiedziałam się w tym pohitlerowskim bunkrze jakim jest moja firma.Fuj. Atmosfera nie ta, ludzie nie ci, praca nie taka. Zawsze mówiłam, że pracuję tam tylko po to, żeby mieć z czego zapłacić za studia. Tymczasem studia skończyłam, drugie mają się ku końcowi, a ja dalej tkwię w tym bagnie.TFU!!! No nic, zobaczymy. Jak mi zmienią zakres obowiązków to zrobię awanturę. Tym bardziej, że moi kochani trenerzy dopytują się kiedy wrócę, bo „z Cleos to była współpraca, a z Księżniczką nie można się dogadać i ona w ogóle nie wie o co chodzi.” Księżniczka to laska, która mnie zastępuje, ale o niej napiszę innym razem. Jednym słowem kiszka i 10 metrów mułu. Obadamy, chociaż nastawiam się na najgorsze.

A po Świętach? Fajnie było. Kilka zgrzytów, jak co roku, bo to nie byłyby prawdziwe Święta gdyby ktoś komuś w Rodzinie nie dokopał, ale co tam. Teściuniuniunia sepleniła do Smoka 3 dni z rzędu, nie odkleiła ceny z prezentu dla mła, co mi akurat lotto. Cleos pomyliła maseczkę do włosów z kremem do impregnacji parasola (jest takowy???), musiała wleźć cała pod choinkę, żeby wytargać stamtąd smoka, którego Smok dostał od Dużego i Małego Johna. Smok Smoka jest najboskiejszy, brakuje tylko, żeby z rozdziawionego pyska buchał ogień. Jedno spojrzenie na niego i śmiejesz się człowieku pół dnia. Idealny poprawiacz humoru. Generalnie i globalnie wszyscy zadowoleni z prezentów, z jedzonka (lodówkę mam pełniusieńką), z towarzystwa chyba też. Szkoda tylko, że nie byliśmy na Pasterce jak co roku z Red Bullem i Marchwiakiem. Włożyłabym swoje pink futro i byłoby fajnie. Ale po pierwsze co ze Smoczyskiem, a po drugie zmienił się organista i podobno (tak mówi Mały John) jest teraz beznadziejnie. No a ponieważ Pasterka to był jedyny moment w całym roku, kiedy Cleos zaczynała mieć wątpliwości, że może jednak jakiś Bóg istnieje, to w tym roku wątpliwości te mnie ominęły i dobrze.

Właśnie zadzwonił mój Grzech fighter ukochany, że udało nam się zniszczyć naszego sasiada psychola. Wypowiedziano mu i jego matce umowę najmu mieszkania. Od 1 grudnia mają naliczane odsetki karne za zajmowanie lokalu bez prawa do niego w wysokości 200% czynszu, czyli jakiegoś 1000 PLN miesięcznie. Sprawa idzie do sądu, gdzie będzie wydany nakaz eksmisji i zapłacenia zaległości czynszowych i opłat za wodę. To ich zrujnuje pewnikiem, chociaż nawet komornik niewiele tu poradzi, bo on nie pracuje a matka ma tylko emeryturę. Trudno, niech idą mieszkać pod most. Przynajmniej będę mogła bez strachu wychodzić ze Smokiem na klatkę schodową, bo póki co, to zbiegałam z wózkiem pod pachą z tego naszego 2 piętra modląc się do wszystkich bogów, żeby psychola nie spotkać. And the winner is… Cleos and the family!!! i reszta sąsiadów oczywiście, która skrupulatnie podpisywała się pod wszystkimi pismami płodzonymi przez Grzecha. Jaki z tego wniosek??? Do wyniszczenia został tylko mj:))) A w styczniu mamy w naszym sądzie posiedzenie nad naszym zażaleniem na umorzenie dochodzenia. Dobrze, że mam genialnego pełnomocnika, który wie co robić w takich sytuacjach. Bez Niego nie dałabym rady.

Jak widać humor dopisuje i nawet nie przeraża mnie do, że od jutra wstaję o 5.30. Dla dodania sobie animuszu jutro idę na zakupy – robienia z siebie Alexis ciąg dalszy. Upatrzyłam sobie boskie spodnie i bluzek może kilka kupię. A co!? Jak już mam uchodzić za snoba i burzuja to niech przynajmniej będą ku temu jakieś podstawy:)))

A i jeszcze jedno. Kuzynka K. była i mnie z Lisiczką. Lisiczka jest wielgachna, grubachna i niespecjalnie śliczna, chociaż niby wszystkie dzieci słodkie. Nawet Mały John, który jest okazem delikatności i dyplomacji stwierdził „jest wielka”. Kuzynka K. z mężem i Lisiczką byli też u Pradziadka Romka. Spotkali tam moich Rodziców i co się okazało??? Że Mąż Kuzynki K. nie pozwala nikomu brać dziecka na ręce, bo: make-up roznosi zarazki, Pradziadek nie potrafi, Duży wiadomo niesprawne ręce, Babcia czyli Ciotka I. też ma make-up. No ja przepraszam. Pozbawiać dziecko przytulania i pieszczot, bo ktoś ma puder na twarzy??? Biedna Lisiczka. Naszego Smoka całują wszyscy pod warunkiem, że nie są chorzy i nie babrali się uprzednio w błocie i smarze – znaczy ręce czyste mają. Nasz Smok wie, że jest kochany i wyprzytualny za wszystkie czasy. A Lisiczka??? Może kiedyś okaże się, że czegoś Jej jednak w dzieciństwie brakowało??? W środę jedziemy do Kuzynki K. Zobaczymy czy mnie też szanowny Małżonek wyrwie dziecko przemocą z łap, bo mam pomalowane to czy tamto.

piątek, 24 grudnia 2004

Na te Święta, co już dzisiaj...

…życzę Wam wszystkiego słonecznego. Rodzinnej atmosfery pachnącej piernikami i makówkami i karpiem smażonym, kolędowania do późnej nocy, wielu uścisków, niespodziwanych spotkań, samych dobrych życzeń przy łamaniu się opłatkiem, cichej nocy i żeby Pierwsza Gwiazdka puściła Wam oczko z nieba.

środa, 22 grudnia 2004

A gdyby tak...

…założyć drugiego bloga??? Jak Banalna na przykład… Takiego, o którym nikt by nie wiedział… I wypisywać tam moje dziwaczne herezje w wersji hardkorr, a nie soft jak tu??? Gdyby tak… Rozmyślam nad tym już od jakiegoś czasu. Gdyby tak… A może jednak nie??? A gdyby tak… no i sama nie wiem…

wtorek, 21 grudnia 2004

Siedzę sobie samiutka...

…i czekam aż Grzech z pracy wróci, gdzie imprezę urządził z okazji zakończenia wielkiej sprawy. Jutro w Gazecie Wybiórczej ma o tym być. Wytnę, wkleję do pamiętniczka a potem zatańczę z radości, że to już koniec. Mówię Mu, temu chopu mojemu „No to się urżnij z radości. Wreszcie sobie zobaczę jak zażeglowany wracasz do domu.” A On mi na to, że nie lubi. Widział kto kiedy, żeby jakaś kobita swojego samca namawiała do chlańska??? Czy tylko ja jakaś nienormalna jestem??? No i siedzę tak i czekam. Mieli balety kończyć o 19-tej. Nie ma Go jeszcze, więc może Go przytargają do domu ze śpiewem na ustach „Janeeek Wiśniewski padł!!!” Kto to wie? Sama poszłabym na tę imprezę, ale Smoka nie miałam z kim zostawić. Nawet mnie namawiali koledzy Grzecha, co to nie mogą zapomnieć jak wódkę z legionistami Cleos ze szklanek piła. Co nie Dziobak??? Pamiętają skubańcy tę opowieść i koniecznie chcą sprawdzić, czy Cleos potrafi. A że potrafi to fakt, tyle, że formę trzeba ćwiczyć. A tu ni ma z kim. Chyba się w końcu z chłopakami umówię na weekend na ryby. Grzech zostanie w domu, a ja pojadę sobie. A co!!!??? Że nie przystoi??? Kiedy Oni mnie uwielbiają… za całokształt, nie tylko na mocną głowę. To idę sobie teraz zrobić popcorn i obejrzeć „Na Wspólnej” – coby się odmóżdżyć trochę.
Howgh!

środa, 15 grudnia 2004

Smoczka...

…posiadła nowe umiejętności. Rzuca mianowicie zabawkami na odległość z wielkim hukiem, co przyprawia Cleos o zawał. A do tego łapie się górnymi łapkami za dolne łapki i ciąąąąąąąągnie te dolne do góry. Do dzioba ich sobie jeszcze nie wsadza, ale to tylko kwestia czasu:)))

Od soboty w domu świątecznie. Wszystko posprzątane, choinka stoi, wieniec na drzwiach wisi, łańcuchy i lampki w całej chałupie robią nastrój. Tylko z sił nieco opadłam i chyba choreńka będę i jakoś mimo ozdób i pierdółek atmosfery nie czuję ni chu-chu.
W tym roku Wigilia u Moich. Z Teściuniuniami of course. To już gorzej, bo z Teściuniuniunią mamy niepisany pakt o nieagresji, ale czy wytrwamy to już inna sprawa. Why? Oto przykładów kilka:
Mały John przyjechał 9 grudnia i od razu wparował do Cleos „Mojego małego pitoraczka zobaczyć” – do niedawna pitoraczkiem była Cleos teraz rola zaszczytna przypadła Smoczycy. Mały John ze Smokiem na rękach, Cleos w piżamie, w drzwiach staje Teściuniuniunia, co po psa przyszła.
T: (do Małego Johna) O już wróciłaś? Jak tak na nią patrzę, jak ją trzymasz to ona całkiem do ciebie podobna. Chociaż jak ostatnio był tu Duży to bardziej do taty Cleos.
MJ: To skoro podobna do Dużego to i do Cleos, bo Cleos do ojca podobna jest…
T: E do Cleos nie, bo Duży jest przystojny.
I poszła.
Wniosek: Cleos jest brzydka jak kupa w trawie.
Się nie przejęłam specjalnie, bo znam możliwości Teściuniuniuni w dogryzaniu, ale Małemu Johnowi chomiki się sklonowały i zrobiły gulę w gardle. Widziałam
Przykład 2
Dzień następny. Cleos pod prysznicem myje włosy co jej wypadają garściami. Niania Znajoma w pokoju ze Smokiem. Przychodzi Teściuniuniunia i do Znajomej:
T: Gdzie Cleos?
Z: Myje włosy.
T: No tak, druga babcia przyjechała to musi być piękna.
Wniosek: Przez 3 miesiące kiedy Małego Johna nie było chodziłam brudna i niedomyta.
Przełknęłam, bo cierpliwym człowiekiem jestem.
Przykład 3
Dzwoni telefon. Teściuniuniunia głosem jakby ktoś umarł do Cleos:
T: Jest Grzech?
C: Nie ma, poszedł z psem na spacer.
T: (przybita) Powiedz mu, żeby zadzwonił jak wróci.
Cleos przekazała jak tylko Grzechw drzwiach stanął, Grzech zadzwonił, po czym…:
G: Oburzona była, żeśmy przez cały weekend nie zadzwonili jak się pies czuje. Opieprzyła mnie i w ogóle, teraz Top Gear na TVN Turbo nie obejrzę.
C: Może czas odciąć pępowinkę? I nie wyżywaj się na mnie tylko zadzwoń do niej i jej to powiedz.
Wniosek: Wszystko i tak w oczach Teściuniuni wina Cleos.
Miarka się przebrała. Rozmawiam tylko tyle ile muszę, nie uśmiecham się, nie jestem miła i w ogóle nareszcie jestem sobą. Zobaczymy co będzie w Wigilię. W zeszłym roku była awantura o ślub. A w tym? Już czekam i szykuję działa wielkiego kalibru.

sobota, 11 grudnia 2004

Misiowa historia

Najpierw był Frantz. Przybył samochodem pod moją firmę. Na głowie miał błękitną szlafmycę, a pod brodą śliniak. Prezentem był urodzinowym – pierwszym jaki od Grzecha dostałam. Frantz milutki jest i mięciutki jak kaczuszka i taki misiowy.

Potem do Frantza dołączył Johann. Długą ma sierść i zieloną muchę w kratę. Zakochałam się w nim w Realu, stałam przy nim i wgapiołowywałam się. Grzech aluzju panial. Johann był drugi.

W drodze powrotnej z wycieczki do Krakowa wpadliśmy do jakiegoś super-hiper-marketa po cośtamcośtam, nie pamiętam. Ostatecznie przywitałam się z Filipem, co mi teraz dynda u stylowego breloczka do kluczy. Niebieską apaszkę ma i oczka ukryte pod kudełkami.

Do chłopaków dołączyła Misica, co ma długie nogi i sukienkę śmieszną. Majta tymi giczołami we wszystkie strony i straszliwie jest drobniutka. Misica przybyła do mnie, kiedy Grzech coś przeskrobał. Miała się u mnie za Nim wstawić. Udało Jej się. Misica była czwarta.

Pewnej wiosennej nocy roku pańskiego obecnego przede mną stanęła Zdzisława. Zakupiona w drodze z działań wojennych w ramach kolejnego przebłagania mła za nieprzespane noce i stresy i wiecznie Grzecha w domu niebywanie. Zdzisława w uroczym wełnianym sweterku siedzi obok Johanna obecnie. Chyba się zakochała.

Potem był Karol. Karol jest malutki – o taki, tyciuteńki. Kupowaliśmy wyprawkę dla Smoka i dostał mi się przez przypadek. Bo taki był kochany i tak wołał, żeby go kupić, że Grzech nie mógł mu się oprzeć. Ja też nie. Karol siedzi na biurku i przygląda nam się, kiedy pracujemy.

Na Mikołaja dostałam Oskara. Najmłodszy z czeredki jest niebieski. Ma niebieski nos i uśmiech niebieski i oczka niebieskie jak kawałeczki nieba. W pupie ma jakieś ziarenka i fajnie się go miętoli. Oskarowi dostało się zaszczytne miejsce na poręczy łóżka. Tuż obok Zdzisławy.

Jaki z tego wniosek??? Cleos niewiele do szczęścia potrzeba. Wystarczy pluszowy miś dany od serca, miś z uśmiechem, miś z duszą. Bo w takich pluszowych misiach, w tych misiach, które mają Cleos radować siedzi mały duszek i rozciąga misiom pyszczki w uśmiechu. A potem pyszczek Cleos też się uśmiecha i wszyscy żyją długo i szczęśliwie.

piątek, 10 grudnia 2004

Nie je nie pije, a chodzi i ...

…sprząta. Uszami mi już te Święta wychodzą. I szczerze powiem, że mam w wielkim poważaniu świąteczną atmosferę. Jaka kura mać atmosfera??? Człowiek, jak już umyje okna, wypucuje żaluzje, wypierze kwiatki i zasłony, wyprasuje je i powiesi (zasłony, nie kwiatki), zetrze kurze, wypierze wykładzinę, nakarmi dziecko, psa i szczura, pozmywa, poukałada na półkach badziewie, wyskoczy na miasto – człowiek wtedy ma się ochotę przewrócić, a nie słuchać w radio świątecznych przyśpiewek. Mam dosyć. Jak mnie ktoś kocha to proszę w przyszłym roku podpowiedzieć Grzechowi, że w prezencie na Święta ja poproszę Panią Helę, co posprząta i będzie tyrała jak niewolnica, a ja wtedy będę miała siły uśmiechać się i być wkurwiająco świątecznie zadowolona. Jak nie to ja strajkuję!!! Do tego odpadła mi dziś sauna, bo na jakieś durne nauki przedchrzcielne idę. Skaranie boskie. Czarny lud, co dzieci nie ma, będzie mi opowiadał jak mam mojego Smoka wychowywać – no ja przepraszam. Nie poszłabym wcale, ale Grzech też nie idzie, razem nie idziemy do spowiedzi, to przynajmniej ja te nauki odbębnię. Co zrobią rodzice chrzestni nie wiem – pójdą czy nie – wisi mi to i powiewa i teraz to mi to lotto… Szlag!!!
Przynajmniej prezenty mam popakowane. Jeszcze tylko dla Grzecha kupiś muszę i z głowy.
Do posprzątania została mi łazienka, wytarcie antyram i drzwi, odkurzenie ogólne i tyle. Zapowiada się relaksujący weekend. CHCĘ BYĆ OBRZYDLIWIE BOGATA, MIEĆ DOM I GOSPOSIĘ I PANIĄ HELĘ!!! Może mnie jakiś bóg wysłucha i da w totka pierdyknąć szósteczkę???
Problemów emocjonalnych na razie brak, ale jak tak dalej pójdzie to przestanę wierzyć w Aniołka i Pierwszą Gwiazdkę, usiądę w kącie pod lodówką i będę sobie siedziała tak do Nowego Roku. Na więcej nie mam sił…

poniedziałek, 6 grudnia 2004

Grzech...

…do Świąt będzie pracował po całych dniach i nocach. Zostałam ze wszystkim sama. Dobrze, że chociaż meble w living-roomie wysprzątał w niedzielę rano.

Pokonałam dziś kuchnię. Gdyby nie Znajoma, która niańkuje Smokowi guzik bym posprzątała. Tymczasem w kuchni pachnie Pronto, okno błyszczy i w ogóle elegancja-Francja-bążur-madam.

Plan strategiczny sprzątania, zakupów i załątwiania różności wykonuje się jakby sam. Wszystko się układa.

Traktorowi lepiej. Pierwszy raz od tygodnia napił się wody z miski. I nareszcie dostał jakieś jedzenie poza kroplówkami. Wygląda jak wyrzut sumienia. Skóra i kości. Leży biedak przez pół dnia koło miski i błaga spojrzeniem o parę kulek suchej karmy. A tu niestety dieta, kilka garści dziennie i tyle.

„Pani Cleos jestem naprawdę zadowolona z Pani artykułu. Proszę państwa to jedyny artykuł posiadający znamiona takiej naukowej publikacji. Nie znaczy to, że jest idealny, ale na wszystkie jakie przeczytałam tylko ten napisany jest prawidłowo. I Pani Cleos artykuł na dowolny temat też jest doskonały.” – powiedziała w sobotę Pani Redaktor, która prowadzi z nami zajęcia z artykułu właśnie. Urosłam:))) I jestem z siebie naprawdę dumna, bo Pani Redaktor to babsko wredne i złośliwe i straszliwie wymagające. Zadowolenie Jej było wyzwaniem. Pokonałam i to:))) Na 28 osób jedyny poprawny text. Juppi:))) Jak się człowiek sam nie doceni to go nigdy nikt nie doceni, amen.

W ramach Mikołajkowych obchodów biegam dziś po domu w czapce Mikołaja i z grającymi rogami renifera na głowie. A co, niech Smok wie, że Matka całkiem normalna nie była, nie jest i pewnikiem nie będzie:)))

piątek, 3 grudnia 2004

Traktorowi....

…gorzej. dostał gorączki i nowego silniejszego krwawienia. Nowa seria antybiotyków i kroplówki. Wet powiedział, że się wirus zmutował… Ja mu się kura mać pomutuje!!! Zabraniam ruszać mojego zwierza!!! Jutro i pojutrze lecznica w Chorzowie i kolejne zastrzyki i cuda na kiju. Szkoda psa:(((

Smok dwa dni przemywał ze Znajomą i chyba Ją lubi bo się śmieje jak zawsze. Za to na widok Teściuniunini płacze wniebogłosy. Zna się dziecko na ludziach. Teściowa się dziś obudziła, z miną zaskoczoną, że „po co bierzecie nianię? Po co kasę wydajecie? przecież my się możemy zająć”. No kura po moim trupie i zwłokach rozkładających się już!!! Grzech Jej coś tam wytłumaczył. Nie wiem ile z tego bylo argumentów prawdziwych i istotnych a ile pierdykania bez ładu i składu, ale kiedy dziś wróciłam z uczelni nawet słówkiem nie pisnęła. Wyszło na moje, as always:))) Cleos górą Teściuniuniunia do domu!!!

środa, 1 grudnia 2004

Andrzejkowe...

…lanie wosku dało następujące rezultaty:
Mnie wylał się chłop pijący coś z wielkiej szklanicy. Chłop miał na głowie czapkę jak krasnal, tyle, że z antenką. Czyżby był zwiastunem rychłej choroby psychicznej lub nałogu???
Grzechowi wylało się jabłko albo pokiereszowane serce. Tak czy siak symbol zdrady. Się nie spełni.
Smokowi jak to Smokowi wylał się malutki smoczek wykluwający się z jaja. Tudzież Smokokaczka – nowy gatunek.
Wieczór przy świecach, Robinsonie i popcornie uważam za udany.

A dziś rano ni z gruchy ni z pietruchy robiąc śniadanie powiedziałam do siebie na głos: sjegodnia srjeda i do głowy przyszedł mi Oleg. Poznaliśmy się w Lloret tego samego roku, kiedy odkryłam uroki tresowania młodego Niemca. W knajpie, głośna muzyka, tłum ludzi. Z nich wszystkich Oleg był najspokojnieszy. No może poza Gabrysiem, ale ten był zajęty stety-niestety:))) Podał mi na powitanie silną dłoń, przedstawił się, choć wtedy już wiedziałam, że to nie jest Jego prawdziwe imię i nazwisko. Zamieniliśmy ze sobą kilka zdań po rusku. Poprosił o mój adres. Napisałam na podstawce do piwa i pobiegłam na parkiet, gdzie jakiś Włoch skutecznie zajmował mnie niemal do rana. Wróciłam do Polski z uczuciem doskonale wykorzystanego (pod każdym względem) urlopu i nie czekałam na list. Ale przyszedł. Pierwszy z Korsyki, potem z Paryża, z Afryki gdzie stacjonowała Jego jednostka, z Libii czy okolic nie pamiętam. Pisane cyrylicą: kak u tiebia? I może przyjechałabyś do Paryża na weekend? Od razu widać, że facet nie zna polskich realiów. Przysyłał mi zdjęcia podwodnego świata w Afryce, drzew na pustyni, ulic Paryża. Pisał, że wstępując do Legii musiał zmienić imię i nazwisko. Że ciężko tam jest, ale to przygoda. Że kumpel chce uciec z Legii żeby ożenić się z Niemką poznaną też w Lloret. Że chciałby mnie widzieć. Przysłał mi porcelanowe puzderko w kształcie serca i zasuszone kwiaty libijskie. A przecież łączył nas tylko jeden dotyk dłoni i parę zdań wykrzyczanych w hałasie dyskoteki. Odpisywałam, że u mienja haraszo. że nie mogę przyjechać bo studia i praca i kasa. Że cieszę się z tych listów, bo zmuszają mnie do pisania po rusku. W końcu napisałam Mu, że poznałam Grzecha i świat stanął na głowie. Odpisał kartką, że to ostatni od Niego do mnie list, że życzy mi szczęścia i jak będę kiedyś na Korsyce to mam wpaśćdo jednostki. Jeśli akurat nie będzie gdzieś w świecie to chętnie się ze mną zobaczy.
Jeśli tylko będę w okolicy na pewno wpadnę. Jest brunetem, wysokim, sprężystym, silnym i szalenie delikatnym, choć pewnie zabił nie jednego człowieka. Na zdjęciach z Paryża uśmiecha się rozkładając ręce jakby chciał mnie objąć. Oleg – mój Legionista…