licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

poniedziałek, 31 stycznia 2011

Ponieważ...

…azaliż najszła mnie programowo, jak co czas jakiś chwila zwątpienia w naiwną miłość na wieki i w mój ci on i inne takie (wszystko przez tych sąsiadów cholera), a do tego Smok odstawił szopkę nad nosorożcem, co wyglądał jak kupa w trawie i nie miałam w planie go kupić – załapałam doła. Przedwczoraj mega, dziś taki dołowkurw (nie wiadomo co lepsze, ślimtanie w diabołowe ramię czy może walenie łbem w marokańską ścianę i dochodzenie o co chodziło temu Smoku i dlaczego świat nie jest taki prosty jaki mógłby być). Zatem wysłałam via gadu do Diaboła wiadomość z Maroka do kurna nie wiem gdzie, ale to w jadalni jest.

Cleos 20:46:48
jestem niemiła, upierdliwa, zołza, chyba z bliżej nieokreślonego powodu. przytul chociaż wirtualnie, chociaż Cię zbywam jak ostatnia mulica:(

Przyszedł przytulił, po czym dostarczył drinka z wiśniówki na spirytusie z sokiem pomarańczowym. Do łóżka – na lepsze spanie.

Cleos: Będę cię kochała do śmierci… (chwila namysłu) … twojej.

No, bywam niemiła i zołza i jeszcze pipa pipa.

niedziela, 30 stycznia 2011

Diaboł kładzie...

…podłogę. W sensie, że równa WIEEEEELKIMI płytami OSB.
Diaboł: Chodź Cleoś, damy tą płytę stąd —-> tam
Cleos: Co ty byś zrobił beze mnie i bez siły moich mięśni?
D: ….. Kegla:))))

APDEJT:
Szlag mnie kiedyś trafi!
Wrócił Smok wcześniej do domu od Drożdża.
Smok: Mamo, bo mnie tutaj od rana boli, jak głowę pochylam.
Cleos: Mam taką maść, jak się umyjesz, to posmarujemy. Wygrzeje cię i powinno przestać boleć. Uderzyłaś się w coś?
S: Nie mamo, ale może krzywo spałam. (płacze)
C: Od rana cię boli, mówiłaś tacie?
S: Tak.
C: I co on na to?
S: Że mu bardzo przykro.

I tyle w temacie.

sobota, 29 stycznia 2011

Upajam się...

WŁADZĄ. Taka mała samicza satysfakcja:)

APDEJT:
Wieprzowina w sosie słodko-kwaśnym z odrobiną sosu sojowego i ananasem. A do tego ciemny ryż. Ot taka mała samicza satysfakcja:)

APDEJT II:
Niedawno czytałam, więc w planie na wieczór
Niania w NY

piątek, 28 stycznia 2011

Wracam do...

…domu, umordowana lekko firmową choinką, której niestety nie dało się wyrzucić przez okno, jak radziła Obsi, bo do okna mam za daleko, a poza tym piękna jest w sumie, tylki upierdliwa (jak ci wszyscy, którzy mnie wczoraj/dzisiaj posyłali do lekarza), a tu mi wyskakuje Sąsiadeczka, jak nie przymierzając zając z kapelusza.
Sąsiadeczka: Dzielnicowy cię szukał.
Cleos: (w głowie szał: Jezusiekochany drożdż, co ten skunks w bebech szarpany znowu wymyślił. Wszystko mam popłacone, nie zakłóciłam porządku, nie mam wykroczeń na koncie, ani przestępstw chyba. Istnieje szansa, że o nich po prostu nie wiem, ale co tam, jakoś się wyłgam. Czego mógł chcieć? Co ten parszywiec znowu wymyślił?) (a na zewnątrz) Serio??? I czego chciał?
S: No szukał cię to mu powiedziałam, że cię nie ma. I pomyślałam sobie, że ci powiem na wszelki wypadek, żebyś była przygotowana.
C: Dzięki.
S: Bo ty się nazywasz Konstatnynopolitańczykówianeczka?
C: Nie, Cleosiowa.
S: Jak to?
C: No tak to. Konstatnynopolitańczykówianeczykowie mieszkali tu przed nami.
S: Nie, rpzed wami mieszkali tu Duperschwantzowie.
C: Chyba wiem lepiej mimo wszystko kto tu mieszkał i uwierz mi, że to nie byli Duperschwantzowie. Duperschwantzowie mieszkali tu przed Konstatnynopolitańczykówianeczykowymi.
S: Acha.
C: Ale dzięki za przyprawienie mnie o zawał. grunt to dobry początek weekendu.

Tyle.

Po czym okazało się jeszcze, że Sąsiadeczka i jej mąż Pomysłowy Bolomir, o których opowiadam, jak to się prowadzają pod rękę, ciumkają i w ogóle są przykładnie kochającą się parą małżeńską mają w planach się rozstać. Świat staje na głowie. Ale przynajmniej utwierdziłam się w przekonaniu, że nie tylko moje małżeństwo z zewnątrz wyglądało idealnie chociaż od środka zżerał je robaczek wpierdalaczek. Znaczy się w miarę normalna jestem w swej nienormalności.

czwartek, 27 stycznia 2011

Matkokochano...

…mojo, ależ jesteś wściekła. I to nie, że na coś/kogoś. Wściekła jestem BO TAK. Oraz gdyby mi przyszło gotować w tej chwili obiad to w 8 garnkach. Wurwa nawet tylu nie mam. Nic to wsiadłabym w Wiśnię i pojechała do MJ po wsparcie garnkowe. PMS? A dupa. Będąc w trakcie ciężko mieć PMS równocześnie. Uboczne skutki schudnięcia 9 kg? Okres dwa dni wcześniej się zaczyna, ale nie jest uprzejmy skończyć się dwa dni wcześniej, o nie. Zatem i dwa dni dłuższy. Krzyże mnie bolą czwarty dzień. Gorące kąpiele mogę sobie w dupę wsadzić – nie pomagają. Niby się nie powinno w trakcie aplikować sobie gorących wód, bo mdleć można. A dupa. Mnie się robi słabo z bólu, bo jajniki odmówiły bezbolesnej współpracy i napierniczają tak, jakby wołały, że właśnie produkują/wydalają tę komórkę, która za chwilę mogłaby być Podiabołkiem, ale wurwa nie będzie. NIE BĘDZIE i już. BO NIE! A propos jaki debil wymyśla ceny na tabletki antykoncepcyjne? I dlaczego one są coraz wyższe te ceny? Dajcie mi tego ktosia, bo mam ochotę kogoś rozszaprać.
Wczoraj udało mi się zagadać złe samopoczucie. Myślotok przeszedł w słowotok i jakoś skupiałam się na czymś innym niż to, że za chwilę do jasnej motylej nogi umrę i mnie nie będzie i kto wychowa Smoka na jędzę. Ale dziś? Dziś oprócz łupania w krzyżach, skrętu jajników (ja wiem, one tańczą zumbę bo podobno modna [Kate tak mówi, ja się słucham Kate ]), czuję się jeszcze jak po oddaniu 5 litrów krwi. Powinnam chlać wińsko teraz czy cośtam się nie znam w końcu, żeby sobie ten ubytek wyprodukować. Dżizus. Mam ewidentną potrzebę pierdyknięcia komuś w czaszkę tak, żeby poczuł jak mu się mózg odbija od potylicy i wraca na miejsce.
Pytanie brzmi: czy ktoś/ktokolwiek/anybody zauważył spadek formy szanownej wkurwionej jak stado byków na corridzie Cleosi? Ależ. Po co? BO TAK! Dajcie mi kogoś do rozerwania na strzępy NATYCHMIAST!
A jak mi któraś/któryś wspomni w komentarzach o no-spie, ketonalu i innych tabsach, to się znajdę obok w nanosekundzie i problem osobnika do rozszarpania będę miała z głowy. Musiałabym to gówno brać co 3-4 godziny. Widział ktoś kiedyś kogoś po 6 ketonalach na dobę sprawnie prowadzącego samochód? A ja muszę pierdylion kilometrów do Nowej przejechać.
I że niby marudzę tak? Czwarty miesiąc się męczę, przez lata przyzwyczajona do bezbolesnych, bezkrwawych, niemalże pokojowo przechodzonych okresów. (Zasadowy teraz się rumieni na wywnętrzenia osobisto-kobiece, albo życzy mi pozytywnych emocji czy coś) i dopiero teraz coś we mnie pękło jak guma na małym (by Czarna). A dupa. Bo ile można. Urodziłam Smoka, tak? Dałam sobie wydziarać Bastet z Wadżetą, tak? I wurwa nie zemdlałam. A tu co? Tak, otóż tak właśnie DUPA. Moje własne debilne mniej lub bardziej pomysły nie zrobiły mi kuku, za to osobisty organismus się oflagował i powiedział, że ma mnie w odwłoku, konkretnie to w jajniku. A do tego jeszcze otaczają mnie matoły i zaczynam się pomału czuć osaczona. Może i druidowa koncepcja  nieoceniania ludzi jest ok. Może faktycznie jak ktoś jest tępy to jest tępy właśnie w tej chwili i wtedy należy go unikać chwilowo, bo w następnej może się okazać geniuszem i ósmym pieprzonym cudem świata. Ale co, jeśli ktoś jest tępy w nieustającym ciągu chwil? A unikać się nie da? A do tego te krzyże? I ciemnogród? I jajniki?

No wurwa chyba mam chwilowo dosyć. Zaszyłabym się w kątku i waliła pięścią w ścianę, gdyby mi to tak bardzo nie przypominało ByłegoNiedoszłegoDamskiegoKickBoxera. I żeby nie było i uprzedzając lawinę pytań – życiowo jest ok, nie mam problemów najdziwniejszych/różnych/kosmicznych/przyziemnych/górnolotnych. Tylko mnie boli i jestem wkurwiona. Nieludzko. I NIKT tego nie zauważa.

Szlag.

poniedziałek, 24 stycznia 2011

I nastał...

…Prosiak u Drożdża. Wiedziałam, że nadejdzie taki czas:)

APDEJT:
Cleos: CO było ciekawego w przedszkolu Smoku?
Smok: Bawiłam się z Szymkiem w dom.
C: I kim byłaś?
S: Staruszkiem.
C: ???????????
S: Bo my się bawiliśmy w dom spokojnej starości „Cienista Polana”, mamo.

Hesusmarija!

APDEJT II:
Opowiadam powyższy dialog Diabołowi.
Diaboł: Ja rządzę, ja rządzę!
Cleos: Ale, że z czego się cieszysz?
D: Bo myśmy się bawili ze Smokiem w tą zabawę jako pierwsi:)

Hesusmarija do sześcianu!

niedziela, 23 stycznia 2011

Dziś wiem...

…że mam głowę. W sensie niby zawsze wiem, ale dziś ją wyjątkowo ODCZUWAM, całą sobą.

Było o: kuperkach, dziubkach, altesheimach, psychoanalizach, dupolizach (od analizowania dup i działalności nimi) i takie tam. Były prezenty, toasty, zdjęcie grupowe, wina, wódka, Melanurc, kupa wrzasku i śmiechu.

Parking dla mioteł opustoszał w okolicach piątej nad ranem. Kate nie śpiewała, że „może sen przyjdzie”, za to wszystkie wyłyśmy „milość ci wszystko wybaczyyyiiiyyyy”. Bloże odpuść nam i przebacz, bo zgrzeszyłyśmy przeciwko Melpomene okrutnie kalecząc Ordonównę.

Popiersie, które droga Who wypatrzyła w sklepie zoologicznym przy żwirku dla kota o wdzięcznej nazwie Gwiezdny Pył doskonale komponuje się z Magiczną Ścianą. Maska, którą wypatrzyła Kate na suku chyba, będzie się komponowała z Marokańskim Buduarem. Majtasy komponują się z szufladą w Garderobie Dużej, ale jest szansa, że zrobię z nich zasłonkę na drzwi wejściowe albo parawan, albo spadochron. Jeśli to jest rozmiar M, to ja nie wiem jaki trzeba mieć kuper do rozmiaru XXL tego producenta bielizny. Ja się aktualnie komponuję z łóżkiem najchętniej, ale obawiam się, że czeka mnie granie w Scooby Doo. Smok nie zna litości.

Pójdę zatem, co tu będę tak sama siedziała…:)
Dzięki wiedźmy:)

sobota, 22 stycznia 2011

(puste)

SSSSSABAT

APDEJT:
Smok: Mamo, za ile przyjdą wiedźmy?
Cleos: Za cztery minuty do godziny.
S: To do ilu mam policzyć zanim przyjdą?
C: (międy nakrywaniem do stołu, a tworzeniem czegoś z chaszcza) Hesus Smoku nie wiem.
S: Dobrze mamo. Hesus Smoku nie wiem jeden, hesus Smoku nie wiem dwa, hesus Smoku nie wiem trzy…

:) Niech liczy, parking na miotły gotowy:)

piątek, 21 stycznia 2011

Końwersacja...


Smok: Generalnie mamo te krople to by się przydały, jak mnie zacznie znowu ucho boleć.
Cleos: Skąd ty dziecko znasz takie zwroty jak „generalnie”
S: Od ciebie, w końcu to ty mnie wycisłaś.

Fakt, sześć godzin mi to zajęło:)

środa, 19 stycznia 2011

Znalazłam...

…idealny sposób na to, żeby nie zasypiać rano w aucie w drodze do pracy. Nie otwieram okna (bo zimno), nie włączam radia (bo zepsute), nie śpiewam (już, bo oszczędzam struny dla Misiów). Imaginuję sobie. Wizualizuję. Prowadzę monologi niekoniecznie wewnętrzne. Nie mogę powiedzieć co, bo mnie w końcu zamkną w pokoju bez klamek, ale Diaboł na wieść powiedział capsem i wyboldowane „ACHAAAA”, a Grabarka najpierw nie zrozumiała o czym mówię (a niby ma dwa mózgi, to powinna szybciej łapać kontekst z podtekstem), a potem wypuściła powietrze sycząc (tak tak, to możliwe) ze śmiechu. Sposób jest idealny. Codziennie rozwijam koncepcję:)

APDEJT:
Zapytałam Diaboła o 5 rzeczy na mój temat, jakie powiedział kumplom z pracy. I co?
1. Że chodzę w 12 centymetrowych szpilkach.
2. Że remontowo żyć Mu nie daję i musi wiele rzeczy robić ginekologicznie, bo ja już teraz natychmiast coś chcę mieć, a potem trzeba kombninować.
3. Że uczę tańczyć.
4. Że poznaliśmy się w pracy.
oraz

TATATTATATATATTADAM

TATATTATATATDAAAAAAM

TATATATATATATATDAAAAAAAAAAAAAAM

5. Że mnie ODBIŁ prokuratorowi.

pffffffffffffffffffffffffffffff:)))
Wyszłam na upierdliwą, puszczalską, krącącą dupką pańcię w pantofelkach, która czasem w przerwach od romansów pracuje. Fajnie:)

wtorek, 18 stycznia 2011

Myślałam sobie...

…że zima to okres, kiedy w przyrodzie raczej nic się nie rozmnaża. Ale gdzie tam. Dwa tygodnie temu miałam na zajęciach 6 Misiów. Tydzień temu 11, bo dołączyły Rusałki i Ciotka z Wujkiem. Wczoraj 16, bo przybyły dwa Tubisie i ich przyszłe Żony. Za tydzień ma być 18. Skąd oni się biorą? Chociaż w sumie u Ciotuchny od Brukselki krety z ziemi już wyłażą, więc może i oni spod czegoś wypełzli. Jedno jest pewne mam satysfakcję i odczuwam pedagogiczno-trenerskie zadowolenie. Bo skoro lecą jak ćmy do ognia, pomimo bluzgania od Pinokiów i nosorożców, zadawania pokuty za stwierdzenie, że potrafią tańczyć, czułego nazywania nimfami bagiennymi oraz wielokrotnego powtarzania, że „masakra, ale gorzej już nie będzie”… „i wolniej też nie”, to się znaczy się, że daję radę.
W ciągu dwóch lat poradziłam sobie z jedną lordozą, z jednymi koślawymi stopami, jednymi okrągłymi plecami. Srał za przeproszeniem pies  rozliczanie rytmu, znajomość historii i charakteru tańca – w nosie mam – puchnę z dumy, kiedy przypomnę sobie zaczynające pokraczki, a teraz widzę wyprostowanych samczyków i wyciągnięte jak struna laleczki. Pękam z zachwytu, kiedy patrzę jak ze skaczących w czasie przerwy małpek (taki wiek), zmieniają się w najpiękniejsze/szych na świecie, co mają głowy wysoko i power w stopach, bo tancerz, kiedy wychodzi na parkiet musi być pewny siebie, uważać, że jest najboskiejszy, może być nawet na tą minutę z kawałkiem zadufany w sobie, wrednie zapatrzony we własne ego objawione w poczuciu rytmu. Tłukłam do łbów dwa lata i wreszcie dotarło.  TO jest osiągnięcie. I TO, ze Rusałki, kiedy zobaczyły swoje dzieci na koncercie tańczące pokaz oderwały się od skrobania kartofli, od kurzenia Carmenów w kuchni i przyszły, że one też chcę. I TO, że po pierwszych zajęciach, gdzie nie ma litości, ulgi, współczucia dla nagle zawyżonej średniej wieku nie uciekły z wrzaskiem. Co im zresztą powiedziałam, napawa mnie dumą z NICH. Mogłabym tak o Nich bez końca, bo każdy jeden Miś z tych sześciorga na początku, to powód do dumy i zadowolenia i osobna, całkiem fajna historia. Mogłabym jeszcze dłużej, bo ci Nowi są fajni i chociaż znowu wałkujemy podstawy to tego nigdy dosyć a oni wnoszą powiew świeżości niczym scirocco. Moim lordozom i szpotlaczkom dobrze to zrobi na samozachwyt pokoncertowy, gdzie naród się ich nachwalić nie mógł, kiedy potłuką trochę znowu dwa-trzy-cztery-raz.

Ech mogłabym z tego żyć może. Może? Mogłabym? Nie wiem.

poniedziałek, 17 stycznia 2011

I tak to...


Można się w jednej chwili cieszyć i niemal pod sufit skakać z radości (pomimo napierniczania pod czaszką), a w nastepnej dostać takiego wkurwu wszechczasów, że mózg w poprzek staje i się lasuje. I bądź tu człowieku zrównoważony. Nie da się.

sobota, 15 stycznia 2011

Cudnie jest...

… obudzić się po dobrym śnie, wstać o dziesiątej, byczyć się do południa, wypić kawę w łóżku. Ciągle słyszę tą muzykę ze snu, szarpany na gitarze rytm cha-cha-cha. Ciągle czuję tę lekkość, z jaką tańczyłam idąc korytarzem.

Mam pomysł na część dzieła. Ukulał mi się wczoraj.

Z głośników utowry na fortepian sączą się prosto w duszę.

Obiad przy świecach? Why not.

Leniwie, a robota robi się sama. Wiedźmowa mocy przybywaj!

piątek, 14 stycznia 2011

Zagadka...

…brzmi:
Które mięśnie bolą Cleosię tak, że aż palą żywym ogniem?

Nagrody dla zwycięzcy nie przewidziano, bo zagadująca idzie się kąpać we wrzątku, żeby ten ogień w plerach zrównoważyć.

czwartek, 13 stycznia 2011

Powinniśmy mieć...

…w nazwie  dodane „zakład pracy chronionej”. Jak kiedyś stracę resztki cierpliwości, które mój język trzymają na wodzy, to uwierzcie mi nie ma takiego demoniszcza, które byłoby straszniejsze ode mnie. I nie będę się bawiła w opętywanie tylko pojadę po bandzie prostą drogą do świętego spokoju.

Bardzo nie lubię, jak mi ktoś rzuca słuchawką.

I zastanawiam się dlaczgo MJ wyszła za Dużego. Dlaczego czekała na Niego tych osiem lat zanim sie rozwiódł? I jakim cudem z Nim wytrzymuje? Gdyż uważam, że Duży, to największy znany mi egoista, najbardziej nietolerancyjna osoba na świecie, największy małostkowy zapatrzony w czubek własnego nosa frustrat jakiego znam. Pieniacz. Choleryk. Nadęty bubek. Nieprzyjmujący sensownych argumentów, głuchy na rozsądne gadanie kulfon. Tak, bardzo proszę, owszem kocham Go, ale miewam ochotę nabić Mu głowę na pal i pokazać język oraz palec. I owszem, w ostatecznym rozrachunku On by mi gwiazdkę z nieba i kometę McNaughta nawet, gdybym się uparła, ale po co w takim razie to całe piergolenie po drodze, te awantury, ten brak chęci zrozumienia, to zadzieranie nosa, ta  napuszona nadętość? Nie kumam. I tylko spróbuj człowieku powiedzieć coś nie po myśli, nie zgodzić się, mieć odmienne zdanie i jeszcze nie daj bloże mieć rację…  Hiroszima-Nagasaki tak nie wybuchały.

Ja rozumiem, że dzisiaj trzynastego i ja zasadniczo lubię trzynastki, ale niech ten dzień już się skończy.

środa, 12 stycznia 2011

Zimno mi...

… i Diaboł mnie obudził. I widziałam taki wypadek, że od razu chce się jechać 50 km/h i ani pół więcej. I jakoś nudno. I spać mi się chce. I jeszcze nie wiem czego. I nienawidzę dziur w drogach. I wstawiania o piątej. I zjadłabym coś dobrego, ale nie wiem co. I dlaczego wszystkie książki, które ostanio czytam wymagają transportu koparką lub dźwigiem, takie są opasłe?

Buuuuuuuu

oraz

bleeeeeeee.

poniedziałek, 10 stycznia 2011

Miałabym ochotę...

…napisać długaśną notkę o wszystkich komplementach i pochwałach, jakie dziś usłyszałam. Że mam „piękny gust” by nasz Stróż Ochroniarz, że jestem seksi by Marija, że profesjonalnie zajęcia prowadzę by Samiec Mariji i takie tam. Ale na zajęcia przyszły mamy Misiów moich. Stado koników garbusków ze szczotkami na głowach – inne sprawa, że bardzo sympatycznych koników. Zatem ledwo żyję, strun głosowych nie posiadam na stanie, boli mnie 150% mięśni i ścięgien (czy ścięgna w ogóle mogą boleć? mnie bolą). Nic już nie napiszę. Idę się w pięknym guście profesjonalnie umyć, żeby być seksi czystą i się nie  zaśmierdnąć. A potem się przewrócę i proszę mnie nie ruszać.

niedziela, 9 stycznia 2011

Smok ma...

…szlaban na TV przez tydzień. Skubanica jedna oglądała TV tajniacko już po pacyfikacji. Weszłam, a Ona myk z pilotem pod kołdrę. Akcja była krótka, obfitująca w łzy i skuteczna. Pilota nie zabrałam. Dziś wstała o 8, przyszła się poprzytulać, poszła się bawić do siebie – telewizora nie słyszałam, chociaż piolot  leżał w zasięgu smoczej łapy. Dzielna moja:) I tak się pięknie bawi, że chyba będę Jej te szlabany częściej fundowała:)

A na sztalugach się tworzy. Obaczym co z tego wyniknie.

sobota, 8 stycznia 2011

Rodzinnie...

…bawimy się w kopciuszka. Diaboł łupie aż trzeszczy w posadach kuchnia, a my ze Smokiem przebieramy. W zasadzie już koniec. Zostało pół reklamówki, ale już mi kręgosłup odmówił współpracy. Suszą się… A jakie będzie z nich pyszne ciasto orzechowe – mnią.

Namówienie sześciolatki, żeby zrobiła porządek w zabawkach i oddała część do przedszkola nie jest łatwe, o nie jest. Na razie na transport doprzedszkolny czeka reklamówka lalek, bo jak wiadomo „dziewczyńskie zabawki są nudne mamo”. No to żegnamy nieczule lalki, które nigdy nie dorobiły się imion i nie zaznały wózka, ani ramion pięcio-, sześciolatki. I mówiąc „nigdy” mam naprawdę na myśli, że NIGDY. Ich miejsce na półce zajęły roboty i interaktywny pies. W skrytości ducha liczę na to, że wkrótce Smok dojrzeje do wywalenia większej części tych paści, które zalegają smoczą gawrę.  Przeliczę się pewnikiem, ale co tam, już tak mam, że pokładam nadzieję, a potem dostaję w dupsko z rozbiegu ciężkim życiowym buciorem.

Znalazłam piękny prezent dla Grabarki. Jak będzie miała jakąś okazję to Jej kupię, bo normalnie napatrzyć się nie mogę i tak pięknie będzie do Niej pasował.

Wymyśliłam też kolejne niespodziewanki. Mniej więcej. W zasadzie mniej, ale wiadomo weny mi nie brak, więc wymyślę i resztę.

Seth wskakuje mi na kolana i diesluje. Znaczy poprawiło mu się. Widocznie dotarła do niego smutna prawda, że pani jest spłukana jak włosy po odżywce, przez co lekka niczym nimfa bagienna (w bagnie ubogości własnej unurzana) i albo się sam wykuruje, albo kończ waść wstydu oszczędź. Albo może moim słabym sercem się przejął. No grunt, że mruczy i śpi na magicznej ścianie Diaboła.

A ponieważ byłyśmy dziś ze Smokiem na Księżniczkowym Złomowisku, sprzedałyśmy makulaturę, Smok zarobił 22,50 PLN i zapragnął wydawać, WYdawać, WYDAwać WYDAWAĆ. Na zabawki postawiłam veto, wylądowałyśmy przeto w przydomowym antykwariacie, co to go prowadzi mój kolega z ogólniaka na potrzeby tutejszych wywnętrzeń znany jako Szkolny Loverinjo (pół szkoły się w nim kochało, w tym ja też, w drugiej klasie chyba), gdzie Smok zanabył „Pocztę Doktora Doolittle”. Za 2 PLN, choć na okładce była cena 6 PLN. Jakim cudem ten antykwariat jeszcze funkcjonuje, to ja pojęcia nie mam.

A do płaszcza znalazłam buty. Zapłaczę się chyba, no:/

APDEJT:
Wraz ze Smokiem obejrzałyśmy Plastusiowy Pamiętnik. Jako dziecko się zachwycałam. Teraz obejrzałam z sentymentu, ale zachodzę w głowę jak można stworzyć coś tak niedoskonałego ale fajnego.

A naprzeciwko mnie siedzi Purchawek Nadymek i manifestuje focha. No dobra, manifestował przed chwilą, ale nie mogę się oprzeć pokusie, żeby Mu jeszcze parę razy nie wyjechać z tym pseudonimem artystycznym:)

APDEJT 2:
Ostatni odcinek pierwszego sezonu „Trueblood” oglądałam wczoraj z wypiekami na twarzy i zapartym tchem. Bilans jest taki, że jeden wątek wiedziałam jak się skończy zanim w ogóle o nim wspomnieli i Diaboł mnie bluzga od wiedźm i jasnowidzek, innego nie mogę rozgryźć. Okaże się niedługo, bo dziś w planie sezon drugi (jakieś 3 odcinki może)

 i
 

piątek, 7 stycznia 2011

Kot wykorzystał...

…trzecie spośród 9 żyć kocich i chyba się wyliże.

Tymczasem mła zapakowała niespodziewankę w samców i dumam nad następną.

Oraz znalazłam taki płaszcz na allegro natchniona przez Leę, i takie buty, że mam orgiastyczną przyjemność od samego patrzenia. Będę niestety musiała poczekać na dzień dziecka, żeby mi Duży dołożył kasę, bo inaczej nie da rady.

A z Whoever niezmiennie łączy mnie jedność dusz. Kiedy zaczynałam pisać do Niej SMSa ozwał się w telefonie dzwonek do Niej przypisany i sakramentalne „jak się czujesz?” po drugiej stronie eteru/sieci/łącza/kabla/druta/czegośtam. Jak my to robimy?

czwartek, 6 stycznia 2011

Na takim etapie...

…rezygnacji jeszcze nie byłam. Miało być cudnie, wyniki nienajgorsze, a tu bach – znowu mamy to samo. Nie mam pojęcia jak mu pomóc, jak się wyciska koci pęcherz, czy mogę coś zrobić, coś, co by nie kosztowało 400 PLN, żeby jednak pożył jeszcze trochę.

Pomyślałam sobie wczoraj, ze kolejny kot będzie się nazywał Sabbath. Weszłam dzisiaj na kilka stron różnych schronisk i w Zabrzu znalazłam kocura, który nazywa się Sabat. Czyżby znak? Będę wyła po tym kocie tydzień chyba, chociaż zaciskam zęby i udaję, że mnie to niemal wcale w ogóle nie obchodzi, ale jakby on był uprzejmy jednak się wysikać, albo zdechnąć w miarę szybko, najlepiej podczas mojej nieobecności w domu, to byłabym wdzięczna. Jeśli mogę mimo wszystko wybierać to niech sika – gdziekolwiek, jakkolwiek byle do końca.

Chodzę i zaglądam mu w oczy. Nawet karmę superduperdietetyczną zakupiłam, jak się może okazać nie wiem po co jeśli zejdzie z tego świata.

środa, 5 stycznia 2011

Ręce mi opadły...

…cycki mi opadły, wszystko mi opadło. Jakbym miała za przeproszeniem fiuta, to pewnie też by mi aktualnie opadł. Ni mom siły…

niedziela, 2 stycznia 2011

Żyję...

…lecz cóż to za życie, charkotliwym oddychaniem przypominające marną wegetację. Ciepłota ciała spadła do wymaganych dla homo sapiens 36,6 – ani pół kreski więcej. Żywotność organizmu spadła do zera po podlaniu choinki, zamieceniu pod choinką, zrobieniu śniadania, wyprawieniu Smoka do Drożdża, wstawieniu prania, zdjęciu  poprzedniego prania z suszarki, powieszeniu nowego na suszarce, pościelaniu smoczej gawry. W planach tuż przed skonaniem mamy na dziś jeszcze dokończenie pędzenia nalewki, gdyż Duży już nogami przebiera. Ale najpierw opanuję drgawki (kawki wśród trawki, sprawką czkawki te drgawki – smoczy wierszyk logopedyczny), posmaruję sobie nos maścią majerankową, żeby wyglądać jak seksowna ogrzyca (w końcu Diaboł do 6.12 siedział z ogrami i trolami w chaszczach, może Go ten nos zielony do mnie przyciągnie) i postaram się poczuć smak herbaty co ma w nazwie „Lemon”. Problem w tym, że wczoraj wciągnęłam cały dzbanek nie czując jej smaku. Bleeee. Dziś wcisnęłam do Kubka Wyroczni PÓŁ cytryny nim poczułam marne cokolwiek. Wegetacja trwa. Aktualnie pałam nienawiścią do własnego łóżka dostając czkawki (wśród trawki) na myśl, że ZNOWU mam w nim zlegnąć. Na pocieszenie wczoraj wieczorem 3 odcinki

Mniam.
Podręczna apteczka zajmuje cała szafkę nocną. A szafki nocne mamy spore. Po podsumowaniu weekendu w pamięci zostaje – jutro do pracy. Hesus.
Skończyć się w końcu czy się nie skończyć oto jest pytanie?

sobota, 1 stycznia 2011

Podsuma:)

127 przeczytanych książek
89 obejrzanych z Diabołem filmów
27 obejrzanych ze Smokiem nowych bajek
1 wyrobiony paszport
1 Wigilia rodzinna
2 tygodnie rodzinnego szaleństwa urlopowego
1 tydzień z Wiedźmami
1 Sabat
4 pomieszczenia w Helplandzie skończone
kilka niespodzianek
1 nowa obiecująca znajomość
kilka mniej obiecujących
1 szok na wieść o Alutce
kopa wbitych szpileczek
fura trafionych prezentów danych
fura trafionych prezentów dostanych
1 nowy Bunsch
2 obrazy sprzedane
14 obrazów namalowanych
2 wymarzone stoły.

Plan na styczeń:
zbić gorączkę
pozbyć się dreszczy
dotrwać do Sabatu
wypoganiać Diaboła w kwestii magicznej ściany
położyć z Diabołem panele.

Plan na dziś:
nie skonać.