licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

czwartek, 29 listopada 2007

Więcej szczęścia niż rozumu, Part 1

Kasa na kobrę z dodatkiem spadła z nieba…

…i czas na zrobienie się na (u)bóstwo się znalazł nie wiadomo skąd…

…i obwąchałam książki, co nadeszły wczoraj. Dwie pachniały drukarnią, jedna starością i przeczytaniem…

…i wyjątkowo tym razem Ten Pan we mnie nie wjechał centralnie, chociaż mógł i nawet powinien przy tej prędkości…

…i miejsce parkingowe pod domem znalazłam wyjątkowo nie w kałuży…

…i robot dla Smoka się znalazł, co prawda zupełnie nie tam gdzie byłam i telefonicznie, ale jutro pędem nabędę…

…i w ogóle.

No:)))

środa, 28 listopada 2007

Czasem wystarczy...

…jedno spojrzenie… Nie słowo, nie gest… jedno spojrzenie, żeby to co boli przestało istnieć… spojrzenie prawdziwe i mówiące prawdę. Może jestem naiwna, może głupia, jednak wierzę… To wrażenie igły w sercu zostanie, tego się nie zapomina, ale można nie myśleć… Można mieć przed oczami tylko to jedno spojrzenie i oślepnąć i ogłuchnąć na resztę świata. Można wrócić do własnej postaci pierwszy raz od wczoraj… na chwilę… Można tę igłę oswoić, wytresować jak psa, żeby warowała cicho i nie dawała o sobie znać. Można. Mogę. I potrafię. Na pewno. Tylko jeszcze nie dziś…

poniedziałek, 26 listopada 2007

Położyłam się na...

…kanapie i ktoś mi wyjął baterie. PSTRYK i Cleosia wyłączona na dwie godziny. Smok zajął się sobą, Grzech zajął się wybieraniem paneli i armatury i wanny i innych bzdetów.

Obudziłam się… 5 minut minęło… awantura. O Wigilię dla odmiany. Bo ja do Teściuniuniuniów na Wigilię nie pójdę. Za zeszłoroczne kłamstwo i za numer sprzed dwóch lat. Kto czytał ten wie. I tak, wiem… przebaczanie bla bla bla, ale kurna nie umiem, nie chcę i nie mam ochoty. Zapowiedziałam, że jak Grzech chce mieć rodzinną Wigilię to u nas.
Grzech: Musisz robić problemy?
Cleos: Nawet nas nie przeprosili. Ani moich Rodziców.
G: Czy ty zawsze musisz robić problemy?
C: Ja się z tobą nie chcę kłócić. Ja cię po prostu informuję, że to się może skończyć tak, że zabiorę Smoka i pojedziemy sobie w Wigilię do kina na przykład.
(nawet nie wiem czy kino w Wigilię działa po ludzku)

I co? I oczywiście koniec tematu. Bo przecież dyskusje ze mną są bezproduktywne i najlepiej udawać, że problemu nie ma.
Więc muszę sobie wymyśleć, cóż takiego będę robiła w Wigilię, jeśli sprawdzi się mój scenariusz. A że się sprawdzi, jestem pewna na 90%. I blog mi świadkiem, że nie odpuszczę…

sobota, 24 listopada 2007

Prośbę mam straszliwą...

…do osobnika tudzież osobników, którzy z pięknych Deutschladów mię czytają. Bo umrę z ciekawości. Wchodziliście tu też jak było hasło, chociaż nie podawałam, więc jakby czuję się zaszczycona odwiedzinami mimo utrudnień. Ujawnijta się, bom ciekawa kto zacz. Albo w komentach, a jeśli to taka straszna tajemnica to na

cleosanthia@wp.pl

Tank U.

I jeszcze za wytrwałość w niespaniu macham łapką do Siostry Aphazela, która odwiedza mła o najdzikszych porach typu 03:35 czasu naszego czyli jakoś tak mi wychodzi 02:35 czasu dublińskiego (czy coś koło tego). Masz zdrowie kobieto:)))

APDEJT:
Całe przedpołudnie i chwilę popołudnia odpoczywałam. Patrzyłam. Słuchałam. Zostałam czarownicą i księżniczką. Uśmiałam się jak już dawno nie, odetchnęłam chwilę od ciągłego „mamo to, mamo tamto”.
Dziękuję…

piątek, 23 listopada 2007

No to...

…tak…

1. Jestem nienormalna to już ustaliliśmy dawno ponad wszelką wątpliwość, ale oprócz tego raz na jakiś czas dopada mnie głód smaków i wtedy, to ja mogę nawet rolmopsy z bitą śmietaną.

2. Byłam megawszystko i bliska popełnienia i nie zrobiłam tego tylko dlatego, że obiektu mordu nie było w domu.

3. Nie skakałam, bo mi się przy skakaniu biust za bardzo szelącze. Wlazłam na te cholerne półki i upolowałam To&Owo.

No to wygraliście ten toster zbiorowo, bo każdy w coś tam trafił, najczęściej kulą w płot, ale co tam. Możecie się sprzętem AGD podzielić.

Tymczasem dzisiaj pełnia. Spanie przechlapane, noc będzie się ciągnąć w nieskończoność. Na szafce przy łóżku Chmielewska, w lodówce Metaxa, w perspektywie kąpiel w arbuzowej pianie, albo liliowej, albo jeżynowej, albo mandarynkowej, albo eukaliptusowej, albo ananasowej. No dobra, mam lekki odchył na punkcie zapachów kąpielowych i co ja na to poradzę?
Do tego heksa mi wlazła w za przeproszeniem lewą część zadka. Może mi mąż nakopał na śpioku i nic o tym nie wiem? Boli jak szlag i nie pozwala wygodnie siedzieć. Biedna Cleosia, biedna (głask głask)

czwartek, 22 listopada 2007

Czy jeśli pochłonęłam...

…batona 3Bit przegryzając go kiełbasą leśną, a w lodówce czekają śledzie w oleju, to:

a) jestem w ciąży,
b) jestem nienormalna,
c) jestem spragniona smaków wszelakich?

oraz

Czy jeśli całe popołudnie spędziłam jeżdżąc za fakturami, robiąc zakupy i targając je do domu, a na koniec usłyszałam, że „odbierz Smoka, bo ja nie odbiorę bo nie”, to

a) jestem megawkurzona,
b) jestem megazmęczona,
c) jestem bliska popełnienia mężobójstwa?

a także

Co robi Cleos jeśli Czerwonym Sklepie, w dziale „Prasa”, program telewizyjny, który zazwyczaj kupuje, jakiś debil wsadził na najwyższą półkę, która jest poza zasięgiem cleosiowych łapek:

a) podskakuje jak piłeczka na szpileczkach, żeby za pierdylion pierwszym razem wyjąć program,
b) niczem Jane z jungli wspina się po półeczkach, żeby jw.,
c) robi kosmiczną awanturę panu z obsługi Czerwonego Sklepu.

Dziś do wygrania w Cleośtele, że pozwolę sobie zacytować: toster z widokiem na morze.

środa, 21 listopada 2007

Są takie uczucia...

…których nie da się opisać słowami… Jakby w jednej chwili zamykał się cały kosmos… Jakby ktoś podarował gwiazdkę z nieba… gwiazdozbiór cały – może być Oriona… Chwila… moment… i pozostaje tylko mruczeć…

wtorek, 20 listopada 2007

Poszła Cleosia...

…do studia tattoo. Zastała tam Tarasa, który i owszem nie poznał jej, ale na wspomnienie Dymka, coś mu się pod czaszką zadymiło i zaczął kojarzyć. No i tak… po pierwsze primo, to mię będzie trochę kosztować i piniondzów i bólu, po drugie primo kobra i owszem może być, ale dodatek trza przerysować od nowa, więc spędzam radosne popołudnie kryklając i szlag mnie trafia. Bo tak:
- chciałam już,
- miało być prosto, łatwo i boleśnie,
- chrzanić piniondz – rzecz nabyta, ale żeby aż tyle?!
- Taras mnie przekonuje na inny dodatek, a ja NIE CHCĘ i tu jest właśnie pies pogrzebany.

Dajcie mi odrobinę cierpliwości do tego dziubdziania się, bo nie wytrzymam:))) Ale plan jest piękny…. i podły…

niedziela, 18 listopada 2007

Czerwone skarpetki...

…szlag trafił. Wkręciły się między bęben pralki a obudowę i zostały strzępy:((( Będę musiała walczyć z uzależnieniem od czerwonych skarpetek, bo TAKICH to już chyba nie znajdę nigdzie.
Buuuuu:(((

sobota, 17 listopada 2007

Siedzę przed kompem...

…w podartych jeansach, puchatym golfie, spijam Pysia jagodowego, parszywie mi i czuję się jakby obok mnie siedziała druga Cleos – szczęśliwa. Takie rozcleosiowanie mi się stało się.
Bo tak… wracałam do domu ze skowronkami w głowie. To nic, że zima, śnieg, ja nie mam zimowych opon, ślisko, zimno, do chrzanu – u mnie wiosna. Albo nawet lato w jakimś tropikalnym kraju, gdzie od słonecznego żaru krew się gotuje. Znam ten żar. To nic, że przy zawrotnej prędkości 90 km/h Cherry Devil tańczy na jezdni, jak primabelerina, tak sobie myślę, że ta lekkość, którą mam w sercu jakby co uniesie nas w powietrze i jednak nie wylądujemy w rowie.
Wróciłam grzecznie o czasie, uśmiechnięta, czarująca, do rany przyłóż. Dwie minuty po przekroczeniu progu – awantura. O wszystko. O to gdzie zaparkowałam Devilka, o pracę, o pieniądze, o Przyjaciół… I tu masz ci babo kartoflany placek…jak mówi Czarna – coś we mnie pękło jak guma na małym. Bo już był jeden taki, co się na mojej lojalności i miłości do Przyjaciół przejechał nieszczęśliwie i został sobie sam sterem, żeglarzem, okrętem. Zatonął w końcu. A teraz znalazł się drugi, co wydaje się zapominać, że ja jestem spokojna i układna dopóki się nie rusza Moich Bliskich. Pojechał po wszystkich zbiorowo, doprowadził mnie do sopelkowej furii, po czym zapytał „Cleosiu nie burcz na mnie, kochasz mnie jeszcze?” Grzecznie przypomniałam, że póki co to on się na mnie wydziera a ja mówię spokojnie i słodko i nie burczę, więc niech waży słowa. Potem załatwiłam kwestię pieniędzy, jednym ruchem w zasadzie. Mogę sobie nie kupić tego co miałam upatrzone – przeżyję, ale nikt, ale to NIKT nie będzie mi wypominał, że mniej zarabiam i DLATEGO nie ma kasy. Szczegół. Potem zadzwoniłam do Dużego, Duży zadzwonił gdzie trzeba i od godziny mam piekne nowe opony zimowe, ale lekkość w sercu szlag nagły jasny trafił.
Potem był telefon… nie mogłam rozmawiać, bo nienawidzę, najbardziej na świecie nienawidzę bezproduktywnego płaczu do słuchawki. Płakać w ogóle nienawidzę, i wiem, że nie warto, ale to byłoby ponad siły, płakać i wiedzieć, że dzielą mnie kilometry od pocieszenia.
Potem poszłysmy ze Smokiem na basen. Zagrałyśmy w głupiego Jasia, Jeleń stwierdził „kładź się Cleośka, bo marnie wyglądasz”. Profesjonalny masaż kręgosłupa zaczyna się od stóp i faktycznie napięcie mija jak ręką odjął. Nurkowałyśmy, i wygłupiałyśmy się, i śmiejący się Smok to najlepsza chichoterapia na świecie. Lekkość w sercy zapukała nieśmiało do lewej komory i została wpuszczona do środka.
Potem był telefon…proste słowa, niewiele ich, a jednak tak dużo dają. Niesamowity power, do tego, żeby dać radę.
A potem przeczytałam COŚ. I przyszło mi do głowy, że z całej muzyki Pcheły, ta jedna piosenka przemówiła głosem „słuchaj mnie jestem o tobie”. Obrzydliwość…

piątek, 16 listopada 2007

Jezusiekochanymatkoicórkoiwszyscyświęci...

…wyjechanie dziś z Nowej przypominało taniec Pik Poka na szkle. Cherry Devil na letnich oponach to jakby nie do końca jest wymarzony szatan szos. Gdyby mnie Derektor Grzywka za przeproszeniem nie popchał, to siedziałabym tam do tej pory umierając ze śmiechu za kierownicą. Dobre rady Wujka Aphazela na nic się nie zdały, kiedy szklanka na drodze taka, że łomatkokochana. No ale dopsz, dojechałam. Zaparkowałam nie jak zwykle na własnym podwórku, tylko w bocznej uliczce, mając na uwadze wieczorny wyjazd. O ile wyjadę:))) Bo jeśli nie wyjadę, to dla odmiany będę tam siedziała do rana płacząc łzami rzewnemi.

Trzymajta kciuki Misie Puchate!

czwartek, 15 listopada 2007

Smok chory...

…z zaropiałym gardłem. Kaszle straszliwie, ale na basen uparła się iść. I do przedszkola. 100% frekwencja obowiązkowa – to po mamusi ma.

Grzech rzuca palenie – od jutra. Warczy – od dzisiaj. Zapowiedziałam słodkim tonem, że jak mnie wnerwi po raz pierwszy, zabieram Smoka i wracam do Małego Johna, dopóki nie rzuci definitywnie z wurwami włącznie. Oczywiście okazało się, że zamiast dbać o własne zdrowie psychiczne powinnam „wspierać, stać murem, pomagać, znosić dzielnie.” A dupa:)))

Mały John jutro wyjeżdża i wraca dopiero 17 marca. Jak ja to przeżyję??? Na pożegnanie „ale pamiętaj, uważaj, myśl, nie myśl, przemyśl.” A dupa:)))

Odzywają się ludzie po latach bez mała 11 oraz 15. Z klasy z podstawówki, z ogólniaka. Jeden w Katarze, drugi w Bytomiu, trzeci gdzieś tam jeszcze. Nie zmienili się nic – zupełnie jak ja:))) O dziwo rozmawiamy jakbyśmy pokończyli te szkoły wczoraj, albo co najwyżej tydzień temu. I znowu słyszę, że jestem Cebula, Bulinka albo jakoś-tam-jeszcze:))) Fajnie.

Padam na twarz. Zdecydowanie potrzeba mi snu. I odpoczynku. Odprężenia bez myślenia, przemyśliwania, zabiegania, zamartwiania, zastanawiania, kombinowania, rozwiązywania, pracowania, smokowania, bawienia, sprzątania, domowania i innych takich. Należy mi się…

Dzisiejszy wieczór spędzę pod znakiem chrupek bekonowych, piwa, konwersacji różnorodnych oraz Wiedźmina. Taki mam plan:)))

Taank U gut najt:)))

środa, 14 listopada 2007

Faceci to...

…kretyni, a ja czasem zachowuję się jak stuknięta małolata:)))

(Za wstęp uogólniający przepraszam nielicznych niekretynów.)

Wracam do domu, stoję na światłach (dla Sirenqui, Dziobaka, Iwy, Marchwiaka – tych koło Mc Drive’a – reszcie będzie obojętne.) Na pasie obok stoi jakiś samochód. Spoglądam w prawo, a tam za kierownicą Miszcz Szosy siedzi – puszcza oko, macha i posyła całusa z obleśnym uśmieszkiem. A że ja akurat nie bardzo jestem w całuśnym nastroju, a tym bardziej nie z Miszczem Szosy, to sobie myślę „Nie pokażę ci debilu palca tylko dlatego, że za dobrze wygląda w rękawiczce, jeszcze byś się podniecił.”
Czerwone. Miszcz podjeżdża pod same światła, pewnie nie widzi już zmieniających się kolorów. A tymczasem – żółte, zielone, Cleosia – jedynka, dwójka, trójka – Miszcz został w tyle. No i dobra, to nie było ani mądre, ani wyjątkowo kobiece, ani sensowne. Deszcz ze śniegiem walił, prawdopodobieńśtwo spotkania polucjantów za mostem było spore, ale nie mogłam się powstrzymać:))) Nie będzie mi jakiś bubek w LEPSZYM samochodzie całusów posyłał i do tego odjeżdżał pierwszy spod świateł. O nie!!!
Miszcz minął mnie na następnych światłach (ja do stadionu, on prosto). Już się nie uśmiechał – ciekawe dlaczego?

Ja jestem spokojny człowiek, mnie można na język nadeptać nic nie powiem, ale nadętych bubków, co to się mają za blog wie co, nie znoszę serdecznie i tępiłabym nie tylko na światłach, ale również w kołchozach. Gromadami, zbiorowo i gremialnie. Bleeeeh. A swoją szosą – ale ubaw miałam:)))

wtorek, 13 listopada 2007

Robi mi się...

…ciepło na sercu (tym, którego nie mam), kiedy…

Duży z pokoju woła „Cześć córuś” głosem jakby mówił o aksamicie,
Smok budzi się w nocy z płaczem „Mamo! Mamusiu! Obloń mnie przed potwolami” – przychodzę przytulam i słyszę „Jusz się nie boję, z tobą”.
Mały John opowiada jak to Smok wysępił kolejną zabawkę w sklepie i widzę, że nie może jej się oprzeć (znaczy MJ Smokowi).
Traktor przychodzi i kiedy drzemię na kanapie kładzie mi łeb na brzuchu.

Bo mnie niewiele do szczęścia potrzeba… i mam WSZYSTKO…

niedziela, 11 listopada 2007

Chciałam napisać...

…coś o Przyjaciołach… Ale o Nich nie da się napisać paru zdań i zakończyć temat… Chciałam opisać imprezę, i że bosko było i w ogóle, ale prawda jest taka, że to Oni są boscy niezależnie od okazji, imprezy i w ogóle niezależnie od wszystkiego. A ja mam więcej szczęścia niż rozumu, że ze mną wytrzymują i że SĄ…

sobota, 10 listopada 2007

Niniejszym...

…z całego serca, którego nie mam podobno, dziękuję wszystkim za przesyłanie pozytywnej energii:)))

Ponieważ po wczorajszym upiciu się na amen, dziś rano Smok zrobił mi pobudkę „już polanek mamo” o koszmarnej godzinie 6,35, więc Państwo wybaczą, jeśli mi tu coś nieskładnie się nakreśli/naklika. Uratował mnie tylko basen + masaż + gorący prysznic. I sen. I w tym śnie było tak:
radość (życzenia by Kozioł)
szeroko rozumiane szczęście (by Who)
zdrowe rośnięcie (by JohnnyB)
spokój ducha (by Gina)
wspaniałe życie (by Kate)
wszystko poukładane (by Aguśka)
muzyka w sercu (by Gabrielle co to śpiewać nie umie)
prawdziwa przyjaźń (by Aphazel)
spełnienie marzenia (by Sirenqua)
i wszystko naj (by Dziobak, Offca & Ala)

No. To idę sprzątać i realizować się w roli gospodyni domowej. Bleeeeeh.

piątek, 9 listopada 2007

No to obchody...

…czas zacząć:)))

Happy birthday to ME… i żeby mi wrogowie zdychali pod płotem parchami porośnięci – amen:)))

środa, 7 listopada 2007

Wracam do domu...

…i po głowie tłuką mi się słowa piosenki…

„To jest moje niebo, ledwie ponad ziemią
Moje przejaśnienia wśród burz
To jest moje niebo. Nie chcę mieć innego.
Blisko mi do niego.
Tuż, tuż… ”

wtorek, 6 listopada 2007

Głowa mi pęka...

…zdecydowanie za dużo głośnej muzyki i zdecydowanie za bardzo kiedyś w nią oberwałam. Prochy nie pomagają.

Kupowanie butów dla Smoka ze Smokiem przypomina drogę przez mękę i Golgota to jest doprawdy mało powiedziane. Wychodzę z założenia, że jeśli Smok może o czymś sam zadecydować, to niech decyduje: co zjeść na śniadanie/kolację, w co się ubrać, którą bajkę obejrzeć/przeczytać, gdzie na spacer i inne takie. No i przyszło mi do łba pozwolić Jej na wybór butów. Po ponad godzinie spędzonej w centrum handlowym zaczęłam się zastanawiać, kto mi umorzy postępowanie w sprawie dzieciobójstwa.
Cleos: Smoku jakie chcesz buty?
Smok: Niebieskie.
C: No nie wiem czy znajdziemy.
S: MUSIMY mamo, bo MUSZĄ pasować do kultki i spodni i gumek.
(No tak doprawdy kompatybilność kozaczków i gumek do włosów jest niezbędna)
C: Te mogą być?
S: Nie mamo, bzidkie są.
C: Te?
S: Nie chcę takich.
I tak przez godzinę. W końcu kupiłyśmy – niebieskie z motylkiem, które Smok zatargał radośnie do samochodu. Ona jest gorsza niż ja jeśli o kupowanie butów chodzi. Wróżę Jej ciężką przyszłość butową:)))

poniedziałek, 5 listopada 2007

"Belle Ami" z samego...

…rana to nie był najlepszy pomysł… Ale niech już będzie, żeby się odbić od dna trzeba je najpierw osiągnąć…

Powietrze pachnie palonymi liśćmi i mrozem. Ogień i lód… czemu mi tak zimno…?

Papier cierpliwie przyjmuje wszystko, strona po stronie, aż do wypisania długopisu, i kolejnego i jeszcze kawałka następnego wkładu. Myśli przelane wcale nie są ani lepsze, ani prostsze, ani sensowniejsze. Taka sama kołomyja przed, jak i po. Tyle tylko, że może jeśli przeczytam to za parę dni nabiorę dystansu i sama powiem sobie „kretynka!” Póki co własne wahania nastrojów mnie samą doprowadzają do szału. Śmiech – stopklatka myśli – dół. Nie da rady inaczej… na razie…

niedziela, 4 listopada 2007

Siedzimy ze Smokiem...

…na kanapie.

Cleos: Wiesz, że kocham te twoje stopiska?
Smok: A dlaczego?
C: Bo jak byłaś malutka i siedziałaś u mnie w brzuchu, to kiedy chciałaś rozprostować nóżki tak nimi machałaś, że było te twoje stópki widać przez mamy skórę na brzuchu.
(Smok zaczyna wierzgać i kopać)
C: Ajć, nie kop mnie, bo to boli.
S: A dlaczego?
C: Bo jesteś już duże krówsko i masz siłę w nóżkach.
S: MUUUUUUUUUUUUUUUUUUU. Właśnie mamo.

Tylko dlaczego to ona mnie doi ze wszelkich sił witalnych???:)))

APDEJT:
Słucham deszczu… krople idealnie zgrane z rytmem Bolera Ravela… gęsia skórka. Za zamkniędtymi powiekami obraz pasujący do tego deszczu – ciemny pokój, płomienie świec, butelka wina na stole… Mogłabym w tym deszczu milczeć latami. Mogłabym w ogóle milczeć, bo moja cisza i ta cisza to jedno. Słucham deszczu, a myśli snują się niezdyscyplinowane po zakamarkach pamięci przesuwając klatki wspomnień, jak w filmie. I jakoś tak mi w tym deszczu słonecznie:)

sobota, 3 listopada 2007

Przeglądam...

…stare pamiętniki. Tak jakoś zachciało mi się sprawdzić, co było lata temu tego konkretnego dnia.

03.11.1991
Byłam z Domą w Zbrosławicach na Hubertusie. Konie chodziły przez pół godziny. (…) Potem była pogoń za lisem. Miba, Ferrara, Wybór, Bolek, Dyskobolka. (…)

[Żadnego z tych koni już nie ma w Zbrosławicach]

03.11.1993
(…) Uczę Jankę pływać. Robi postępy, ale zdecydowanie w skupieniu się na nauce przeszkadza jej Kuba. (…)

[Potem jakiś czas przeszkadzał mnie, a teraz nie mam pojęcia co się z nim dzieje. Ostatni raz widziałam go dwa lata temu, wyglądał jakby chciał pogadać, ale zwiał na widok Smoka w wózku.]

03.11.1994
(…)Nauczyłam się w końcu, że nie istnieje nikt taki, jak Książę z Bajki, który pojawia się nagle i jest całkowicie idealny (…)

[Buhahahha]

03.11.1997
(…)Dlaczego ja?! Może on ma rację, może jestem „pierdoloną szmatą”. Nie chcę już żyć (…) Jestem niczym, jestem zerem (…) Dlaczego on mnie tak nienawidzi? (…)

[Uśmiechnęłam się czytając to... Jaka byłam głupia, i jaka dzięki tamtej głupocie teraz jestem silna]

03.11.1999
(…) Dzisiaj byłaby nasza trzecia rocznica (…)

[Nie wiem komu dziękować, że nie była...]

03.11.2001
(…) Zaczynam odzyskiwać wiarę we własną wartość, ale jeszcze tak daleko… tak daleko (…)

[Ta droga już za mną]

03.11.2002
(…) Przytłacza mnie to wszystko… Jak mam sobie z tym poradzić (…)

[I tak trwa do dziś...]

03.11.2003
Zawsze jest coś ważniejszego! A ja się zastanawiam, czy powinnam mieć dziecko, bo pewnie zostanę z nim sama (…)

[Prorokini jakaś cy cuś?]

03.11.2004
Noce bywają męczące. Smok kopie, wierzga, macha rękami i wali nimi wokół siebie, co dosyć skutecznie uniemożliwia spanie. (…) Dla Niego praca najważniejsza (…)

[...]

03.11.2005
(…) A może to jest tak, że skoro i tak nie można kogoś mieć, to rezygnuje się z niego także we snach? (…)

[Nie śnił mi się nigdy]

03.11.2006
(…) Nie żebym była zniechęcona, ale brak mi motywacji. Bo niby co ma mnie pozytywnie motywować? Śmierdząca Ewka? (…)

[Mimo wszystko to było dobre doświadczenie. I Ludzie, o których warto pamiętać]

Ciekawe co będę pisać za 5, 10, 30 lat…

piątek, 2 listopada 2007

Cały dzień...

…w sklepach. Jakim cudem nie dostałam szału, ktoś od tego szału nie zginął i wróciłam do domu w miarę zdrowa psychicznie, to ja doprawdy nie wiem. Znaczy wiem… Deszcz studził moje mordercze zapędy, gdyż ponieważ nie mieliśmy parasola:)
Wołające buty udało mi się prawie zignorować… chociaż gdyby rozmiar był właściwy, to nie wiem czy bym się oparła… i butom i przekonywaniu, że są mi absolutnie niezbędne, i mówienie, że mam podobne więc na co mi TE jest bez sensu. No doprawdy, a zawsze myślałam, że faceci cenią sobie u kobiet pragmatyczne myślenie jeśli o zakupy ciuchowe chodzi:) Okazuje się więc, że jestem oporna, okropna i w ogóle nie można ze mną kupić czegoś całkowicie niepotrzebnego.
Do tego zakupy prezentowe z Who przyprawiły mnie o taki napad śmiechu, że cała ulica Dworcowa patrzyła na mnie w osłupieniu, zastanawiając się pewnikiem „kto tę panią wypuścił z zakładu dla obłąkanych między normalnych ludzi?” Standardowo zostałam kretynką, idiotką czy tam inną nienormalną i nakazano mi NATYCHMIAST wrócić do TEGO sklepu i zakupić TO. Co też uczyniłam skrzętnie, wprawiając panią za ladą w rozbawienie „Niech mi pani już nic nie pokazuje, bo jak jeszcze coś zawoła, to ja dzisiaj do domu nie wrócę chyba. Nie mam czasu się zastanawiać – TA.” Grunt to zdecydowana klientka, a nie że „to nie, tamto może ale niekoniecznie, to och gdyby miało inny kolor.” Bleeeh.

I oświadczenie specjalnie:
Taki sposób towarzyszenia w jeździe samochodem wydaje mi się najnaturalniejszy na świecie. Nie chcę inaczej:)))

czwartek, 1 listopada 2007

Dobre sny...

…sprawiają, że budzę się z energią zdolną przenosić góry. Jakby mnie ktoś podłączył na noc do gigantycznego akumulatora… Jakby mi ktoś doczepił skrzydła i powiedział „Leć!” Po latach czekania na ten moment… schowałam mój bursztynowy dreamcatcher do szuflady. Od dziś w tym domu, będzie wisiał tylko jeden – nad smoczym łóżkiem – niech Ją chroni, mnie mój jest już niepotrzebny… Mam siłę, o której mi się nawet nie śniło. I mogę wszystko…

APDEJT:
Za każdym razem, kiedy staję obok tego czarnego krzyża czuję, jakby mi ktoś odrywał kawałek serca… Nie wiem czy przyjdzie taki dzień, kiedy pogodzę się z tą śmiercią. I chociaż wiem, że Ona jest obok mnie zawsze, kiedy tego potrzebuję, to tęsknię i brak mi… bardzo…

APDEJT II:
… dziękuję Ci…