licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

poniedziałek, 30 sierpnia 2010

Ja się pytam...

…gdzie jest ciepłuniuniunio!? I jeszcze dlaczego przy parkomatach nie ma miejsca do parkowania!? I jeszcze dlaczego nie można zapłacić za np. 15 minut parkowania, tylko od razu za całą godzinę, nawet jeśli sprawę załatwia się 5 minut?! I dlaczego mi jedna donica wrzosu uschła ZNOWU?! I czemu w nos mi zimno!

poniedziałek, 23 sierpnia 2010

Było tego dużo...

…dużo w każdym zakresie i wymiarze. Jedzenia, opalania, picia, zabawy, lasu, dzieci i wiedźm. Chwilami zastanawiam sie kogo było więcej i wychodzi mi, że dzieci było jakieś 918356837467 a wiedźm coś około 9248583634876. Były Lejdis, i Jelzin, i ognisko, i wrzaski, i basen, i kłótnie dzieciowe, i dyskusje do nocy, i bredzenie od rzeczy, i całkiem konstruktywne konwersacje, i śmiech. Wyjątkowo nikt w tym roku nie upił się na smutno, a przynajmniej mnie nic o tym nie wiadomo. Były rozmowy wieczorne punkt 21.00 z Diabołem, była poranne kawy z Who, w ogóle BYŁO.

Z mądrzejszych tekstów pozwolę sobie przytoczyć:
?: Ty mu zaproponuj truktor z Prosiakiem, Oślicą i Mulicą z domu Fragles.

?:Pytanie brzmi… chwila, jak brzmi pytanie? Nad czym ja się zastanawiam?

?: Ja wam powiem, że wszystko jest kwestią… nie wiem czego.

Z grzeczności i w trosce o własne zdrowie i życie nie powiem co, kto i w jakich okolicznościach mówił. Nie podam również treści jednego ogłoszenia pilnie komponowanego przez cały tydzień i mającego zapewnić partnera idealnego.

Powinnam teraz wziąć tydzień urlopu i jechać do jakiejś pustelni w Nepalu albo innym Gabonie, zaszyć sięw buszu czy tez może w lepiance i słuchać ciszy:)

No, Moje Drogie – blog Wam zapłać za ten radosny tydzień:)

sobota, 14 sierpnia 2010

7 słoików...

…trochę grzybów i 1 dzień. Obyło się bez ofiar w ludziach i żmijach – cudowny dar najwyraźniej powrócił do Iwy, gdzie jego miejsce:) Napotkana jaszczutka się nie liczy.

Spakowałyśmy się. Iście po harcersku w jedną torbę. Za to nalewki, soki, prowiant wszelaki to ja nie wiem gdzie wciśniemy. Srebrna Szczała musi się cudownie powiększyć, jak namioty w Harrym Putta i Czarze Ognia. Mogłabym te filmy o czarodzieju oglądać co tydzień i mi się nie nudzą – o czym to świadczy? Ktoś pokusi się o interpretację?

Trochę jak dziecko, przebieram nóżkami i odliczam godziny (jakby się ktoś jeszcze nie zorientował). Bo to będzie fajny czas. I nawet jeśli się upiję (jeśli – dobre sobie) – to może jednak nie na smutno, co?

piątek, 13 sierpnia 2010

2 dni...

…i spadam. Będę leżała plackiem, chodziła po lesie, darła się na bandę hunów. Nie będę jadła prażynek, bo Kate z Who zabroniły kupować – bywa, może to sprawi, że te 3 kilogramy pójdą się wypasać?

Diabołowi zostawiam listę daily questów – ciekawam ilu podoła. Zapiera się wołami, że będzie pilnie realizował, ale już ja tam wiem swoje. Jako ostatnie napisalam „Przed naszym powrotem posprzątać iście kawalerski bajzel, bo mnie w progu szlag trafi”. Tia, wiara niby czyni cuda, góry przenosi, ale czy wyrzuci też śmieci i uprzątnie trochę Helpland?

Jutro podwójny ślub. Pierwszy Jednej Takiej, co ją znam lata i generalnie… ekhm… mama poznała ją z obecnym narzeczonym i mama powiedziała mu w night clubie, gdzie siedział samotny przy stoliku „może pan zatańczy z moją córką?” – no i tak dotańczyli aż do ślubu. Daj im bloże. Drugi Zadziora. Cieszę się, że moja ślubna kieca na coś się jeszcze przydała i Zadzior zrobi w tym swoim Jaśle furorę – albo przyprawi parę osób o zawał. Wygląda bosko, nawet Diabołowi podobają się Jej ramiona w tym gorsecie (ubiję gada). Daj Jej bloże też, a co mi tam.

Droga Kate, Iwo, Who i reszto pijoków – doceńcie maupy fakt, że wstaję jutro nieprzyzwoicie wcześnie, budzę resztą Rodzinki i jedziemy na jeżyny (profilaktycznie w kaloszach). Konkurs na pomnik ku chwale ogłoszę po powrocie z lasu, chyba, że mnie jakieś napotkane boa udusi czy cuś. Peany pochwalne możecie słać już teraz via SMS. Czekam.

Lampy do sypialni przyjechały z Tunezji wraz z Kuzynką Brukselką. Tym sposobem, brakuje mi tylko okiennych szmat. Przy dobrych wiatrach (btw zjadłabym dobrej grochówy, takiej, że łycha staje) jeszcze w tym roku dam radę. A potem upatrzona rzeźba i wazony dwa i sypialnia w stylu Morocco będzie gotowa. Wymarzyłam ją sobie, potem miałam Plan, potem plan padł na ryj, a teraz? spełniło się. Może jesdnak da się zaplanować marzenie?

Zasysam Koontza. I martwię się, bo mi na Juchy zostały trzy książki raptem. Repertuar mam też inny, ale czy mi się chce? Po tej całej karuzeli jaka mi się tu uskutecznia doprawdy biografia Joanny d’Arc to nie jest to, co Cleosie lubią najbardziej (chociaż biografie uwielbiam pasjami). Odmóżdżam się, pochałaniam krwawe jatki na pęczki i ciągle mi mało. Głupieję na starość? (Smok w takim moemncie natychmiast by zaprzeczył „nie jesteś mamo stara” – kocham Ją za to, serio serio).

Namalowałam Tulisiowi dżunglę, bo biedak napierniczał w ściany terrarium myśląc, że tam dalej da się przejść. No to mu uskuteczniłam chaszcze z zaroślami, żeby go pozbawić złudzeń. Diaboł ma zamontować pod naszą nieobecność. A w głowie kolejny obraz, który będzie musiał poczekać. Owszem rozpatrywałam możliwość wciśnięcia do Srebrnej Szczały sztalug i kartonów i farb i reszty, ale po pierwsze wrażliwa psychika Kate mogłaby tego nie unieść, a po drugie czy mi się chce? Obraz nie zając… a ja będę  leżała plackiem, chodziła po lesie, darła się na bandę hunów

sobota, 7 sierpnia 2010

Z narażeniem życia...

…zbieram te jeżyny cholera.
Spotkanie z

żmija

wcale nie było miłe. Blogu dzięki za różowe kalosze w kratkę. Spinkalałam szybciutko i jakże rączo.

Za to pierwszy w tym sezonie słoik soku się robi.

piątek, 6 sierpnia 2010

Jarunia na...

…zaprzysiężeniu nie było. Komentator na TVN24 stwierdził, że to była polityczna manifestacja. Dla mnie to była wyjątkowo osobista manifestacja, kiedy to urażony drób zadarł dzioba, odwrócił kuper i poszedł w pizdu obrażony na cały świat. Tym bardziej, że potem przyszedł sobie zagłosować – na pewno przeciwko. I o co się obraził? Że teraz będziemy mieć prezydenta, który w towarzystwie kompanii honorowej nie wygląda jak karzeł i nie sięga żołnierzom odrobinkę ponad pas? Ja wiem, że prezencja nie jest najistotniejsza. Biorąc pod uwagę reprezentacyjną raczej rolę prezydenta liczy się klasa. Drób pokazał swoją dzisiaj, albo raczej jej brak. Wynika z tego, że drób ma jaja w rozmiarze XS. Żałosne. I dobrze, że nie będzie nikogo reprezentował poza drobiowymi pisiorami.

Już wiem dlaczego nie oglądam telewizji.

środa, 4 sierpnia 2010

11 dni...

…to go.

W łazience prawie koniec.

W ramach posiadania Zygfryda Przytulaczka zrobiłam fakultet ze zwierzęcego manicure i pedicure. Koty mam opanowane już, jakby ktoś posiadał na stanie i miał potrzebę tipsów czy coś to ja się polecam. Przyszedł czas na żółwie. Aktualne menu: sałata, mlecze, jabłka. Żółwi catering dostarcza codziennie zieloniuniutkie mleczyki nieobsikane z ogrodu własnego. W planie przetestowanie marchewki. Jeszcze jakieś pomysły? Jeden Wujek Zygfryda przytaszczył mi dziś kamień, pytając z troską w oczach czy jest wystarczająco duży i wystarczająco płaski:)

Na „Smakoszu” wczoraj zasnęłam. Coś mi się nawet śniło, ale nie było to nic proroczego. Jak będę miała sen proroczy to sobie na wszelki wypadek usiądę, po co się mam przewracać z hukiem.

Ja nie wiem doprawdy skąd mi się te myśli biorą, ale po myślotokach dochodzę do wniosku, że powinnam jakieś prochy brać na niemyślenie czy cuś. Skądinąd wychodzą mi całkiem przyzwoite rzeczy, niekoniecznie nadające się do publikacji, za to takie, które zostawiają ślad. Taki głęboki słoneczny ślad.

A oprócz tego Grabarka mnie natycha do refleksji. I naszła mnie taka, że poprzednio po 3 latach to już było średnio fajnie, tylko ja byłam naiwna kretynka. A teraz? Teraz po 3 latach jest tak jak w pierwszym miesiącu – ten sam błysk, ta sama iskra, tylko wiemy o sobie znacznie więcej i patrząc na siebie widzimy się lepiej. Prawdziwiej może – i niczego to nie zmienia. Znowu jestem naiwna? Czy może teraz to jest To?

poniedziałek, 2 sierpnia 2010

Do urlopu...

…13 dni.

Wieczorne rozmowy z Diabołem przynoszą ustalenia najdziwniejszych, najdzikszych kwestii. Doprawdy nie wiem, czy dla własnego zdrowia psychicznego nie powinnam chodzić spać JESZCZE wcześniej.

Plan na dziś napięty, głównie kaflami pochłonięty – do oporu…

niedziela, 1 sierpnia 2010

Nie wiem jak to się...

…dzieje, ale najwięcej kosztują zawsze zwierzęta, które dostajemy za darmo:) Darmowy kot od Iwy pochłonął znaczną część miesięcznego budżetu, za to kamień w pęcherzu miał cudny i wielki.

Tym razem moja najdroższe, ukochane, najwspanialsze Przyjaciółki (niech Je piekło pochłonie, będą miały raj:) ) znalazły żółwia, kiedy wybrały się na rowerową przejażdżkę. I jakżeby inaczej zadzwoniły czy z Diabołem nie chcemy żółwia. A my – matoły koncertowe oczywiście chcemy – dla Smoka na urodziny. Gratisowy żółw okazał się być żółwiem stepowym Testudo horsfieldii, aktualnie najdroższym żółwiem w naszym domu (blogu dzięki, że jednym). Od matek chrzestnych otrzymał dźwięcznie brzmiące imię Zygfryd, ale i tak pewnie Smok przechci go na Przytulaczka. Iwa obiecała mu uszyć milusi kubraczek, Grabarka została nadwornym cateringiem żółwiowym dostarczającym trawy, mlecze i koniczyny nieobsikane przez psy, terrarium stoi i się grzeje. Cud.

Zapotrzebowanie na znalezione zwierzęta zostało wykonane w 100%. Ewentualnie jakby komuś kanarek wpadł do mieszkania przez okno, to ja się jeszcze piszę…

:))) Dzięki Kobitki, mam nadzieję, że Przytulaczek przeżyje stresy i ucieszy Smoka:)