licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

niedziela, 27 sierpnia 2006

Wiszą takie billboardy...

…nie wiem czy w całej Polsce, ale u naas tak: „Obywatel IV RP”. No. I niech mi ktoś powie, dlaczego wszyscy ci obywatele są odwróceni tyłem do obiektywu??? Wstydzą się czy jak??? I dlaczego ten pan na plakacie ma słuchawki na uszach??? Nie chce słuchać prezydenta wszystkich PiSuarów??? I czemu ten sam pan ma rozmazany widok przed oczyma??? Nie czeka go żadna przyszłość??? A ta pani, co ma rozpostarte ramiona??? Odlatuje do Ugandy??? Wyjątkowo wymowne zdjęcia… Naprawdę.

Smok nadal zasypia sam. Potrzeby, nazwijmy je fizjologiczne, komunikuje kiedy ma ochotę. To oznacza czterokrotne dziennie wydalenie wczorajszego obiadu w majty. Wymiękam. A potem przybiega, pomimo pieluchy na zadku (tylko do łóżka) i woła „mama siusiu”. I grzecznie robi co trzeba tam gdzie trzeba. Wymiękam x 2. Oduczamy Smoka ssania kciuków, które jeszcze trochę a zrogowacieją na amen. Obrzydliwie gorzkie mazidło w formie lakieru do paznokci nie zyskało uznania. „Mama fuj… bleeeeee”. Cały dzień spędzony bez kciuka w pysku. Sukces.
Rozpoczęliśmy też proces poszukiwania odpowiedniego smoczego legowiska. NIC mi się nie podoba. Tapczany dziecięce są obrzydliwe. Za to znalazłam idealne łózko + szafki + regał do sypialni w Hacjendzie. Dokładnie taki jak chciałam. Gdybym miała go gdzie trzymać kupiłabym natychmiast.

Jeżdżę do pracy autobusem. W zeszłym tygodniu jadę, stoję i czytam książkę. Pode mną babcia siedzi sobie i rozgląda się. Nagle patrzy na mnie, na okładkę książki, na mnie znowu… Ze zgorszeniem, oburzeniem, potępieniem. Zakumałam po chwili. Babcia na pewno przeżyła II wojnę światową, a ja nie mogłam się oderwać od „Historii Gestapo”. Ciekawe co by powiedziała babcia na czytaną teraz przeze mnie „Teczkę Hitlera”.

Mam chęć zrobić coś dla siebie. Może napisać coś… może być do szuflady…

wtorek, 22 sierpnia 2006

Kto zna mnie...

… i mój stosunek do tłuczenia garami niech sobie lepiej usiądzie…Zrobiłam bowiem pierogi z jagodami. Pierogi – wielkie mi halo – ale to JA zrobiłam, co się kuchnią brzydzę i czkawki dostaję przy gotowaniu parówek. Pychota wyszła. Zeżarliśmy 40… we dwoje… Smok nie chciał… na szczęście:)))

Jak nauczyć Smoka wydalania do sikalni???
Lekcja nr 983476046
1. Pytamy pierdylion razy „Smoku chcesz siku?”
2. W końcu znudzony Smok woła „mama siusiu”
3. Gnamy do łazienki
4. Spodnie out
5. Majtasy sru
6. Sadzamy
7. Smok „siiiiiiiiiiiiiiiiii” zrobił co trzeba
8. Podskakujemy radośnie i śpiewamy w rytm Ricky Martina „sik sik sik ale ale ale” i machamy obłąkańczo rękami nad głową a Smok razem z nami.
9. Dajemy Smokowi papier, żeby sobie wytarł co trzeba – co też czyni i papier wyrzuca do muszli.
10. Podnosimy Smoka, żeby mógł sobie sam spłukać wodę a potem bijemy brawo.
Efekt???
Następnym razem Smok woła „mama siusiu ale ale ale”. No, ja myślę.

Wczoraj pierwszy raz od 14 miesięcy Smok zasnął sam wieczorem. Bez mojego siedzenia w pokoju i przypominania co ułamek sekundy „Smoku zamknij oczka”. Ufff, chyba mi dziewczynisko dorasta???

Klucha ma jakąś nową narzeczoną. Pojadę we wrześniu do kluchowej rezydencji i obtłukę maskę komu trzeba. Bo Klucha jest już zaklepany i popluty:)))

Być może uda mi się znaleźć wydawce dla „Helplandu”. Wszystko rozstrzygnie się w tym lub przyszłym tygodniu. A bajki się kserują i czekają na wysłanie.

Chciałabym do ciepłych krajów. Do takiego Egiptu na przykład. Zabierze mnie ktoś ze sobą, pliiiiiiiiiis…

sobota, 19 sierpnia 2006

Wstajemy rano obudzeni cmokiem

Smok: Mama nie pi. Tata obudź.

o to nie śpimy, budzimy się. Trudno.

Cleos: Smoku chodź. Przebierzemy się. Dzisiaj nie ma piżamowania.

W łazience…

Smok na kibelku: (siiiiiiiiiiiiiiiiiiii)

No to przybijamy piątkę, korzystamy z papieru zwanego srajrolką, Smok spuszcza wodę i śmiejemy się razem głośno. Nastąpił bowiem (znów) czyn ten wspaniały, kiedy Smok nie zlał się w majty w miejscu, w którym akurat stał/siedział/leżał tylko skorzystał jak czlowiek z toalety. ALLELUJA!!!

Nie zmienia to faktu, że niezmiernie ucieszyłam się na wieść, że temu Smoku udało się obsikać nowiutki komplet wypoczynkowy Teściuniuniuniów. Ten który zakupili przed zeszła Gwiazdką, kiedy to „nie mieli pieniędzy”. Grzeczne dziecko…

Dla ułatwienia dodam, że Teściuniuniunia od dnia ślubu, kiedy to opuściła wesele o godzinie 21-wszej nie odzywa się do mnie ani jednym słowem. Dzięki wam bogowie choć za to:)))

Byliśmy na jagodach. Zbieranie jagód ze Smoczycą to sztuka karkołomna, gdyż: Smok biega po lesie we wszystkich kierunkach jednocześnie, znajduje jagody z okrzykiem „TU SOM MAMA TU SOM”, zrywa jedną sztukę, gna przez pół lasu do mnie i do słoika, wrzuca do słoika wspomnianą wyżej jagodę, gna przez pół lasu, „TU SOM MAMA TU SOM”, zrywa jedną sztukę… I tak ciągle, wciąż i w kółko. Uzbieraliśmy. Upiekłam babeczki z jagodami – sztuk 30. Na drugi dzień na talerzu zostało 5 sztuk. Kosmici nas napadli i zeżarli, bo nikt inny się do czynu nie przyznał.

Bajki zostały sprawdzone i dzisiaj je drukuję, w poniedziałek wysyłam. Duży stwierdził:
„A może ty będziesz jak ta z Anglii od Harry’ego Pottera?”
Tak Tato, poproszę. Problem tylko w tym, że banki nie honorują dochodów autorów z publikacji książek i nie uznają pisania za stałe miejsce zatrudnienia, więc NIKT mi nie da kredytu. A hacjenda kredytu wymaga.

A propos. Na hacjendzie rośnie jabłoń. Geodeta wbił kołki graniczne, czekamy na gminne zatwierdzenie i kupujemy. Budowlańcy już są zaklepani, architekt chyba też. Pomysł na projekt zmieni się z dnia na dzień, ale ciągle oscyluje wokól mojego ukochanego drewnianego ganku. Byle do przodu i kolejne marzenie się ziści. Już wiem skąd wezmę kota Chestera, i wiem jakie kolory położyć na ścianach, i deski jakie na podłogę, i kafle, i wszystko.

Dopszzzzz. Pójdę zatem piec kolejną porcję babeczek, bo mi moje głodomory już kwękają nad uchem „a kiedy zrobisz babeczki? kiedy? kiedy? kiedy?” No to zrobię natychmiast i mam ich z glowy:)))

piątek, 11 sierpnia 2006

Poszłyśmy na cmentarz...

Cleos: Wiesz, Smoku, idziemy do Prababci i Pradziadka.
Smok: Babcia? Dziadzia?
C: Nie kochanie. Dziadek jest w domu, a babcia daleko na wyspie. A my idziemy do mamy babci i taty babci.
S: Tak mamusia.
C: Kupimy im znicze i kwiatka

Smok niesie różę, ja dwa znicze. Zapalam, kwiat kładę pod tablicą z imionami.

S: Mama, co to?
C: Grób Smoku.
S: Co to?
C: Tu śpi mama i tata babci.
S: Pi? Tu?
C: Tak.
S: Do juta?
C: Nie żabo, nie do jutra. Oni tak śpią na zawsze. Dlatego zapalamy im znicze, żeby im było weselej.
S: Siece?
C: Tak świece. Ty też śpisz przy lampce, żeby ci było dobrze i żebyś się nie bała, prawda?
S: Tak. A co to?
C: Tu śpi jakiś pan i pani.
S: A tu mama babcia i tata babcia.
C: Tak kochanie.
S: Pi.

I pognała ścieżką…

Ona jest chyba taka, jakk ja w jej wieku Babciu. Buzia jej się nie zamyka, wszędzie jej pełno i stroi do ludzi miny, zupełnie jak ja wtedy, w kolejce – pamiętasz? Dlaczego nie zaczekałaś? Jeden rok… Jeden krótki rok… Poznałabyś ją i pokochała… Jeden, nawet niecały rok…

Dziś skończyłabyś 80 lat. Wszystkiego najlepszego i żeby ręce tak bardzo Ci się nie trzęsły. Dziadek we wtorek skończyłby 89. Pewnie zrobiliście sobie w niebie imprezkę i Dziadek śpiewał stare piosenki.

Śpijcie dobrze…

Kładziemy się spać...

…w gawrze. Ja na prawej łapie Grzecha. Grzech naciąga na siebie kołdrę, tak sprytnie, że przykrywa mnie razem z głową.
Cleos: Grzechu!!! Duszę się!!!
Grzech: Oddychaj Kochanie, oddychaj…

Z wczoraj:
Uje…żadliła Cleosię pszczoła
Co za k…krwiożercza pszczoła!!! Cleosia zawoła
Za te wszystkie męki, bóle,
roz…teges wszystkie ule!!!

Boli:((( Ojojojojojjojj

środa, 9 sierpnia 2006

Powiedział mi Marchwiak...

…podczas ostatniej wizyty:

„No to będziesz miała swój Helpland.”

Ano. I tak się zastanawiam, czy mówić/pisać/myśleć jeszcze o hacjendzie, czy już o Helplandzie. Czy nie zapeszę??? Kto czytał książkę ten wie o co loto. I planuję, wymyślam. Wydębiłam od Grzecha obietnicę kota Chestera i pozwolenie na wbicie przy drodze przed furtką drogowskazu do Helplandu. Takie moje dziwactwo. Nie będę co prawda miała wielkiej bramy z napisem, ale mały drogowskazik. Myślę o tym i robi mi się ciepło w okolicy, gdzie normalni, sympatyczni ludzie mają serce. Nawet mnie czasem coś tam drgnie cholercia, no. A jak dobrze pójdzie i Grzech się ze mną wcześniej nie rozwiedzie to bedę miała i Conana i Szamana. Jak pragnę zdrowia i boniedydy – wymyśliłam ich sobie, wymarzyłam i staną się prawdą, rzeczywistością, bo mnie się tak chce. Koniec! Kropka!

Tak mi właśnie przyszło do głowy jak ta biedna chłopina (Grzech znaczy) ze mną wytrzymuje to tylko wszyscy bogowie chyba wiedzą. Bo ja dziwactw mam sporo i nawyków kosmicznych kilka.
- jestem uzależniona od miętowej gumy do żucia, którą mielę od 8.00 do 10.30 z zegarkiem w ręku,
- do sałatek tylko oliwa z oliwek Goya Light i najlepiej prosto z wyspy, ale to rzadko zdarza,
- nie słucham co się do mnie mówi, jeśli mówiący jest w innym pomieszczeniu, bo lubię patrzeć na tego kto nawija. A ponieważ dosyć szybko się przemieszczam z pokoju do pokoju, konwersacja ze mną wymaga niezłej kondycji,
- pamiętnik piszę. Taki w zeszycie jak nasze prababki i średniowieczne białogłowy. Od 1989 roku więc już kilka tomów powstało,
- tańczę. No co ja poradzę, że jak grają to ja podryguję? Na własnym ślubie w kościele nóżka mi latała jak kobita zaśpiewała jakiś lekko soulowy kawałek o miłości,
- bób uwielbiam (z przyczyn wiadomych Grzechowi w tym momencie serdecznie współczujemy). Tego bobu się nażarłam na dzień przed porodem. Kilogram.
- wstaję w niedzielę o koszmarnych porach i bladym świtem sprzątam łazienkę, zanim się Grzech zdąży ogolić, czym nieodmiennie przyprawiam go o poplątację serca,
- listy piszę. Po 6 stron A4. Jeszcze niedawno pisałam do Who, ale w obliczu comiesięcznych spotkań korespondencja nam zdechła. Za to pisuję na Wyspę. I piszę w najdziwniejszych miejscach/porach/okolicznościach,
- gołe baby rysuję. Akty w sensie. Czasem z natury, czasem z wyobraźni i upiększam nimi potem sypialnię. Razem z nami sypia więc…niech policzę…14 gołych kobitek.
Pewnie o czymś zapomniałam, a takie drobiazgi jak umiłowanie cygar czekoladowych, wina brzoskwiniowego, wycie do księżyca, naśladowanie koguta o poranku, tudzież orangutana w czasie rui (Calendula – czy orangutany mają ruję czy okres godowy???:))) ), psa, kota, kwoki na jajkach, norki i innej fauny, pisanie bajek i kołysanek, robienie kroniki wakacyjnej z muszelkami, piaskiem, opisem każdego dnia i zdjęciami, wróżenie z kamieni, zaklinanie nieszczęścia cudzego najczęściej, sprawdzalne sny – pomijam. Bo to wszystko jakoś ten Grzech znosi. Nie wiem jak, ale daje radę, pytanie tylko: jak długo???:)))

sobota, 5 sierpnia 2006

"Otworzyłam sobie dzisiaj...

…Twoje pierwsze notki i takie były bardziej żywiołowe. Napisałabyś coś, możesz mnie tylko pozdrowić.”

A co to kurna koncert życzeń???

Niniejszym pozdrawiam Iwę, skoro już tak ładnie prosi.Chciałaś babo, to msz:)))

Że niby było żywiołowo i nagle sflaczałam? Oklapłam i powietrze mi uszło? Że może nie chce mi się? A otóż, nie, chociaż okoliczności mam raczej mało sprzyjające. Kermit zmienił pracę, poszedł na lepsze i wymarzoną reporterką zachwyca świat w Radiu ESka. Częstotliowści nie pamiętam, niech sam wpisze w komentarzach, bo mnie czyta namiętnie w pracy. Czułki Kermitku. W związku z odejściem jeden temat Jego wygłupów oddalił się kurcgalopkiem w siną dal.

Tofikę szefowa wykopała na zbite ryło. Więc jakby mizianiowa tematyka i nasze pierdoluchanie w pracy też się skończyło i kolejna tematyka poszła w las i szczere pola.

O kablu mi się gadać nie chce, bo lubię swoje czerwone krwinki i nie chcę, żeby mi się zagotowały. Dodam tylko, że kablowanie potwierdza się w szczegółach wypowiedzi Śmierdzielizardy, więc mnie odeszły wszelkie odruchy litościwe i wdepczę gada w ziemię prędzej czy później.

Wyjaśniam: Śmierdzielizardę piszę z dużej litery, bo jaka jest każdy widzi i czuje i nikomu oczu fałszem nie mydli. kabel będzie zawsze z małej, bo nad wyraz cenię sobie lojalność, a ktoś kto włazi w zadek wszystkim byle wyciągnąć z tego dla siebie korzyści, o lojalności czytał tylko w książkach o średniowieczu i na szacunek nie zasługuje. Amen.

Mały John podejmował wczoraj w swej letniej rezydencji księżnę. Z Neapolu taką – starą arystokrację. Z Indii dzwonią, jakiś generał karabinierów się przyplątał, konsul jakiś. Może ja powinnam w mordę jeża porzucić stadło małżeńskie i gnać robić furorę na wyspie???:))) Się rozpędzam, chociaż propozycja kusząca, zostaliśmy tam zaproszeni wszyscy we trójkę – znaczy Grzech, Smok i Mój Majestat. Paszporty wyrobić już czas!!!

Wystarczająco żywiołowo było Iwa?

No to idę kulać dalej płytki ze zdjęciami ze ślubu i wesela dla gości, którzy nas wtedy zaszczycili. Bleeeeh – nie na gości tylko na te zdjęcia.

czwartek, 3 sierpnia 2006

Hasło...

…wzięło się stąd, że Śmierdzielizarda i szefowa trafiły na bloga Tofiki. Nie wiem jak, ale polazły, przeczytały, a że ja tam w linkach figuruję, a utrata pracy z powodu bloga byłaby głupotą… No… stąd to hasło. To sobie teraz mogę dowolnie marudzić, bluzgać i w ogóle, na kogo zechcę i w dowolnej ilości. Jak zmienię pracę to znowu się upublicznię, bo generalnnie wyznaję zasadę, że się tu lubię obnażać i zwisa mi co kto o tym myśli. Paru takich było, co się nie zgadzało z moimi poglądami tudzież sposobem ich wyrażania i jakoś niespecjalnie odczuwam ich brak w moim życiorysie. I otóż nie zakopałam ich na grządce, jeno poszli sobie w siną dal.

APEL
Jakby ktoś ze znajomych z linków chciał hasło, to proszę odesłać delikwenta na cleosanthia@wp.pl, sama wspaniałomyślnie udzielę dostępu:)))

środa, 2 sierpnia 2006

Urodzinowy tort czekoladowy...

…Smok momentalnie rozbabrał po różowej sukience balowej czyniąc z niej radosny misz-masz tiulu i lukru. Potem wszyscy usiłowaliśmy zdmuchnąć magiczne świeczki, które zapalały się raz za razem. Udało się Red Bullowi, który ma dmuch jak stąd do Workuty:))) Prezenty w postaci tubisiowych kaset, wózka dla lalek i edukacyjnej książeczki rozgwieździły smocze oczy niczem gwiazdozbiór Oriona. Były zdjęcia, pogaduchy i Smok poszedł spać przed północą.
Niedziela była drugim dniem obchodów. Pojechaliśmy do ZOO. I tak:
tiiiile miauuu – na widok lwa, rysiów i lapartów,
boje – uciekając przed kozą w Mini ZOO,
tuuuu tuuuu – przyrośnięta do ogrodzenia słonia,
śinia tu jesss – a była i owszem, taplała się w błotku,
hipo, mama hipo to – w basenie dwaa hipopotamy baraszkowały powodując fale tsunami,
pani idź – kiedy jakaś kobita wryła nam się w kadr z żyrafą.
Zmęczona była jak byk, ale padła dopiero po zaliczeniu karuzeli przed ZOO, już w drodze do samochodu.
I wiecie co? Taka duża jest, że sama wiedziała gdzie ma iść w prawo czy w lewo, sama wybierała kolejność zwierzątek, i w ogóle wszystko sama sama. Pannica:)))

wtorek, 1 sierpnia 2006

No to mamy...

…kurwa mać wojnę. A kto z Cleos wojuje, szybciutko ginie. W męczarniach dodam dla ułatwienia. Bo ja zniosę wiele, wszystko niemalże, ale donosicielstwa w pracy niekoniecznie. Bo jak się obijamy pod nieobecność szefowej wszyscy, w tym donosiciel to jest oki. A potem się okazuje, że kabel jest dłuższy niż wszystkie kable ze Śląskiej Fabryki Kabli S.A. razem wzięte.

A poza tym Smok skończył 2 latka, ale o obchodach będzie później, jak i minie wkurw wszechczasów!!!