licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

niedziela, 27 maja 2007

Ja błagam...

…niech ten weekend już się skończy, bo jeszcze chwila, jeszcze momencik i będę ważyła 560 kilo i załamię się pod własnym ciężarem.

Na wstępie jeszcze raz wielkie dzięki dla Kate i Jej spontanicznych pomysłów, które zaowocowały wypadem do Targanic, gdzie:
- pojechałyśmy we dwie ze Smokiem pozostawiająć Grzecha na pastwę samego siebie,
- zostałam nadwornym grillmistrzem, chociaż blog mi świadkiem, że nie znoszę tego robić,
- upiłyśmy się z lekka piwem z wódą, w efekcie czego wysłałam Grzechowi o godzinie 2:38 płomiennego SMS-a na dobranoc,
- Smok spał jak zabity,
- sobotę rozpoczęłyśmy od wielkiego żarcia i skońmczyłyśmy tym samym,
- pogryzły mnie mrówki, a w zasadzie jedna i do dziś mnie piecze,
opaliłam się bosko a pozostałe wiedźmy czyli Kate i A uczulone na słońce siedziały w cieniu,
- podczas burzy z grzmotami i błyskiem urządziłyśmy sobie taniec bosych wiedźm na trawie, czym wprawiłyśmy sąsiada w zadziwienie,
- Kate skomponowała nową rabatę, żeby Mama nie zorietnowała się gdzie wywaliła popiół z grilla. Było to najdoskonalsze grzebanie łopatę w ziemi, jakie kiedyklwiek widziałam,
- BYŁO BOSKO!!!

A dziś po wizycie grillowej u znajomych, niech mnie ktoś przytuli, ale nie chce mi się robić brzuszków – nawet 20 a co dopiero 100.

środa, 23 maja 2007

Niniejszym...

Z CAŁEGO MOJEGO WREDNEGO SERCA ŻYCZĘ SPANIELKOWI POWODZENIA!!!:))) Nie daj się i niech urodzi (chociaż już i tak przegrałam zakład).

A poza tym… Czy ja już wspominałam kiedyś, że ZAWSZE dostaję to, czego chcę i NIGDY nie przegrywam??? No, to również niniejszym potwierdzam, ŻE NIC SIĘ W TEJ MATERII NIE ZMIENIŁO.

Bless You all

niedziela, 20 maja 2007

Pojechaliśmy do lasu...

…na naszą polanę niedaleko Who. Who, czy Ty wiesz, że masz 3 kilometry od domu teren wybiegowo-dzieciowy z lasem, polem, łąkami i cudami w postaci KUKUŁEK???
Najpierw zaskoczyła nas inwazja koników polnych. Smok biegał z okrzykiem „Filip mamo, Filip tu i tu i tutaj”. Dopiero po chwili zajarzyłam, że to niekoniecznie ekshumowane zwłoki mojego jamnika a Filip z Pszczółki Mai.
Potem Smok odkrył urok kopania w wysuszonej ziemi i proszę nie pytajcie w jakim stanie były po tych wykopaliskach jej ręce, nogi, paznokcie i reszta Smoka.
Na koniec big melonas spaliły mi się na świński róż, który co prawda za dwa dni zmieni się w czekoladę mleczną, ale na razie wygląda komicznie.
Fajnie było:)))

sobota, 19 maja 2007

Pierwszą rocznicę...

…spędzam . Sama poniękąd i służbowo na pewno. Czy Grzech się wściekł??? Ależ… ze stoickim spokojem stwierdził, że będziemy świętować dzień wcześniej. Gdybym się kiedyś zastanawiała dlaczego za Niego wyszłam, to uprzejmie proszę kopnąć mnie w dupę.

Pytanie zasadnicze brzmi CO kupić mężowi na pierwszą rocznicę, skoro twierdzi, że wszystko ma i nie ma niczego wymarzonego???

Poszłyśmy dziś ze Smokiem na basen, gdzie Ona uczyła się nurkować, a ja wyrodna mać zaznałam relaksu w ramionach Ratownika, a potem leżąc na brzegu basenu doznałam masażu doskonałego. I otóż, jeśli mi ktoś tu wyskoczy z jakimś oburzonym komentarzem pt.: Cleosi odbiło i zdradza Grzecha, to ubiję jak psa za niedocenienie mojego pokrętnego charakteru, gdyż azaliż skok w krzoki nie wchodzi w rachubę, a poza tym o zdradzie nie pisałabym tak oficjalnie. Się relaksowałam będąc trzymaną na rękach i miotaną w wodzie w tę i nazad – to się jakoś nazywa ta technika, tylko nie pamiętam jak. A podczas masażu okazało się, że mam „syndrom szefowej” – znaczy mocne barki mocno napięte – vide kariera jest mi pisana.

No to narta (powiedziała Pani Derektor i se poszła)

wtorek, 15 maja 2007

Grzech zakupił...

…sztifle, przed którymi do tej pory bronił się ręcami i nogamy oraz koszule w paski, kratkę, lekki fiolet i kremową. Ma kochankę??? Czy może nieco zazdrosny o Samców pracowych chce mi się podobać BARDZIEJ???

Z nowin pracowych – Samuraj mówi do mnie po japońsku. Czy cokolwiek rozumie??? Ależ. HA!!! A także: jaki jest najlepszy sposób na przekonanie Szefa S do nowego papieru firmowego??? Powiedzieć Mu, że poprzedni kojarzy się z Brazylią i sambodromem i kurs tańca to ja Mu mogę też zrobić, ale wolałabym to obwieszczać światu na eleganckim papierze firmowym, a nie na takim badziewiu. Koniec cytatu. Zgodził się??? A jakże.

niedziela, 13 maja 2007

Smok ma za sobą...

…pierwszą dobę BEZ pieluchy. Bez wpadki:))) Dzielna dziewucha.

Leżymy sobie rano w łózku wszyscy. Grzech duma, ja czytam „Harpie”, Smok urzęduje między nami. Na okładce „Harpii” są różnego rodzaju pierścionki, kolie i inne takie precjoza. Smok spojrzał i…

Smok: Tato musisz mi kupić plawdziwą świnie i klejnoty!!!

Gdzie my w niedzielę znajdziemy prawdziwą świnię???

piątek, 11 maja 2007

Dostałam korespodnecję...

…ze Starej. Otworzyłam kopertę i zamarłam…

Katowice, 10.05.2007 r.
Szanowna Pani Cleosia Cleosiowa
Pragniemy podziękować za okazane nam zaufanie i możliwość przedstawienia swojego warsztatu pisarskiego w formie artykułu prasowego na łamach dziennika Pierdu Pierdu w dodatku Strutututu.
Raczej nie zanosi się na to, by nasza współpraca była kontunuowana.
Informujemy, że artykuł Pani autorstwa znajduje się również w internetowym wydaniu, na stronie www.pierdupierdu.pl oraz na naszym portalu – www.srutututu.pl.
Prosimy o informowanie nas o ważnych dla Pani wydarzeniach (związanych ze Smokiem, Grzechem i budową hacjendy), nowych kolczykach, nowych ubraniach ze szperaczka czy uwagach na tematy kadrowo-płacowo-księgowe. Będziemy starać się wykorzystywać te informacje na przekór Media Do Chrzanu i wbrew woli ciała zarządzającego tą redakcją. Tego typu bieżące informacje propracownicze są dla nas bardzo cenne i nie wyobrażamy sobie zerwania tej współpracy oraz zaprzestania wszelkich porad telefonicznych udzielanych przez Panią.
Z wyrazami szacunku
Spaniel

Najpierw umarłam ze śmiechu:)))
Potem się lekko wzruszyłam…
bo otóż Spaniel działając, jak sądzę w porozumieniu z Zadziorem (lub nie, tego jeszcze nie udało mi się ustalić), na papierze firmowym Media Do Chrzanu wysmarowała ten dowód uznania i pamięci, opatrzyła stosownymi pieczęciami, a jeśli się jeszcze okaże, że wysłała na koszt Szefowej to umrę szczęśliwa:))) I tak sobie myślę, że dobrze, że tam trafiłam 23 stycznia zeszłego roku. Dobrze, że mój żywot bogatszy jest o kolejne Pozytywnie Zakręcone Nie Całkiem Normalne. Mam farta do ludzi.

DZIĘKUJĘ WAM DZIEWCZYNY:))) JESTEŚCIE KOCHANE:)))

czwartek, 10 maja 2007

Minął mi w Nowej...

…czwarty dzień. Wprowadziłam w życie kolejne dwa pomysły. Omawiając z Szefem S. pewien newralgiczny punkt nie wytrzymałam”Szefie mnie nie obchodzi czy ona ma zespół napięcia przedmiesiączkowego, czy się pożarła z mężęm, ma się uśmiechać 8 godzin, jak nie to do widzenia” – zawahał się tylko chwilę „Pani Cleosiu jakby co, to druga żółta kartka i wypad.” Znaczy może żmija jestem, ale nikt mi tu nie będzie bruździł w wizerunku firmy i obniżał obrotów salonu. Dostałam kolejne zielone światło na znalezienie przyczynowego sposobu na wykopanie pani na zbity pysk. Nieźle jak na ten 4 dzień. W przeciwieństwie do Who nie mam wyrzutów sumienia ani oporów, żeby pozbyć się babska, które nie tylko nie jest przydatne, ale i odstaje od całości.
23-25 maja targi. A do tego czasu oprócz targów cała masa WSZYSTKIEGO. Uwielbiam Nową:)))

Robię Smokowi kolację.
Cleos: Smoku, chodż weź sobie talerz z bułką. Tylko nie upuść.
Smok: Dziętuję mamo, to dla mnie zaścit.

Szefowa ze Starej przysłała mi świadectwo pracy. Poprawione. Jedyny drogiazg to to, że wysłałam jej @ wzór świadectwa pracy z wypełnionymi przeze mnie danymi dotyczącymi mnie na niebiesko. Nawet jej się nie chciało zmienić koloru. Wydrukowała na niebiesko, podpisała i tyle. Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma:)))

Jest bosko OGÓLNIE:)))

środa, 9 maja 2007

W drodze do Nowej...

… na polu widuję od trzech dni STADO bażantów. Nie dwa, nie trzy, nie pięć nawet tylko NIE WIEM ILE, ale DUŻO BARDZO.

Jutro pierwsze poważne pracowe spotkanie. Od tego zależy czy będę miała co robić i czy uratuję Księżniczkę Zadziora. Kurna będę się starać.

Postanowiłyśmy z Czarną, że w ramach szkolenia języków jednego dnia w tygodniu m ówimy do siebie tylko po germańsku (ja się podciągam), innego po angolsku (ona ćwiczy spikanie).

Dostałyśmy drugie biuro, w którym w ciągu pół godziny wytężonej pracy chłopaków z produkcji, targających stoły w te i we wte powstała nasza osobista sala konferencyjna, gdzie będziem robić burze przysadek mózgowych.

A może pojadę na targi do New Delhi??? Szef S. dwa lata temu zaprzestał targowych wyjazdów za granicę. Ale skoro można do tego dostać dofinansowanie z Ministerstwa to ja nie widzę powodu.

Błagam niech mi ktoś wyśle @ Michaela Buble „Evertything”, bo mnie pozytywnie nastraja, a nie mogę znaleźć:)))

poniedziałek, 7 maja 2007

Nowa jest...

…Nowa:))) Przez pierwsze dwie godziny ustawiałyśmy z Czarną szafy i regały… w prawo, w lewo, nie może jednak w prawo, albo na drugą ścianę, albo na trzecią, bez sensu jednak na pierwszą i w lewo. Przez kolejną poukładałyśmy wszystkie materiały jakie dostałyśmy „na już.” A potem spoczęłyśmy w błogim nicnierobieniu i oczekiwaniu na komputery. Komputery przyszły z pokoju po drugiej stronie korytarza, gdzie urzędują Nadworni Informatycy. Potem przyszedł Szef Skorpion i powiedział, że On wiedział, że zrobimy z tego biura fajne miejsce. A potem w ramach powitalnego prezentu kazał chłopakom przytargać nam dwumetrowego filodendrona, a potem się rozpędził i dostałyśmy też od Niego paproć o obwodzie i długości 120 metrów, potem drugiego filodendrona, a potem trzeciego. Pewnie się ich pozbyć chciał:))) Tym sposobem pracujemy z Czarną w dżungli i do biurek docieramy za pomocą maczety. Na koniec zostałam wezwana i obarczona pierwszym zadaniem, które w momencie wchodzenia do gabinetu Szefa Skorpiona miałam zrobione już w 3/4 – tak mi się samej z siebie zachciało to zrobiłam.
Za oknem jeżdzi nam koparka i inne maszyny budowlane, które stawiają kolejną halę, korytarz w kolorze nasyconego turkusu wiedzie do łososiowej dżungli. Czarna jest czarna, gadatliwa, klnie jak szewc, gada tyle co ja i w ogóle jak się nie pozabijamy, to się pokochamy. A w budynku są same samce i my – dwie baby:))) Misio mi:)))

niedziela, 6 maja 2007

Nasze spotkania z...

…Who są zawsze o tyle fascynujące, co w zasadzie przewidywalne. Mianowicie dziś znów najpierw ja burosuczo, nie zważając na uczucia wyższe, niższe czy też pełzające pojechałam Jej po rajtuzkach, a potem Ona vice verso i odwrotnie nie zważając na uczucia w/w, równie burosuczo, pojechała mnie po rajtuzkach. W rezultacie, żadna z nas się nie obraziła, nie uniosła, nie prychnęła niczem kotka, jeno przyjęłyśmy do wiadomości, że w tym związku NIC się nie zmiania bez względu na to jak często się widujemy. Zawsze, niezmiennie, stale jesteśmy równie burosucze i obrzydliwie sobie dogadujemy, wyszukując wszystkie słabości i słabe punkty rozumowań (o ile w ogóle jesteśmy podczas tych konwersacji zdolne do rozumowania). Niniejszym chciałam tylko zaznaczyć, że jeśli będzie to czytał Słaby Punkt Who, to niech się chociaż trochę uśmiechnie i namówi Who do opowiedzenia o kamerze w zlewozmywaku.

Ament Moi Mili:)))

sobota, 5 maja 2007

Po pierwsze primo...

…szczerze, serdecznie i z całego serca, a do tego wcale nie skrycie zazdroszczę Calenduli i Johny’emuB…, że mogą sobie Anię uczesać w urocze kucyki. Ja też mogę oczywiście uczesać Smoka w podobnie urocze kitki, aczkolwiek, azaliż poniekąd będą się one trzymały na smoczej głowie jakieś 23 i 1/2 sekundy, co i tak jest znaczną poprawą w stosunku do paru miesięcy temu. Nie da sobie maupa przetłumaczyć i koniec. No trudno może do tego dorośnie:)

Po drugie primo Smok zmusza mnie do wymyślania bajek. I to nie takich, że bla bla bla za górami i lasami i krasnoludki, tylko takich, że królewna Smoczka i rycerze i morał na koniec. Wczorajszej nocy obudziła się z płaczem odmawiając wysłuchania w ramach pociechy po złym śnie „Chatki Puchatka”, „Gęsiareczki” i innych. W rezultacie powstała bajka o of kors królewnie Smoczce oraz książętach Italo Disco, Dietrichu von Smród, Cingis-Chamie i Van Den Glucie, którego to ostatniego królewna Smoczka poślubiła i żyli długo i szczęśliwie otoczeni czeredką dzieci o włosach koloru świński blond. Błagam nie proście o szczegóły, gdyż wznosząc się na wyżyny bajkopisarskiego kunsztu w środku nocy stworzyłam cudo do niczego niepodobne:)))

Po trzecie primo, pojechalimy do kina na „Sezon na misia”. I powiem tak: niczym jest bajka w technologii 3D, niczym dowcipne dialogi, niczym humor sytuacyjny w porównaniu z tym, jak Smok założywszy okulary do trójwymiaru wyciągał łapki przed siebie, żeby se tego misia pogłaskać, albo złapać wiewióra, albo jak uchylał się przed pędzącym samochodem, albo jak rozglądał się gdzie jest u diaska ten deszcz co pada na jelenia. Ubawiłam się podwójnie, raz bajką, a raz obserwacjami starej-maleńskiej, która z popcornem na kolanach, macała przed sobą w poszukiwaniu jeża. Kosmos:)))

czwartek, 3 maja 2007

Muszę Wam to...

…powiedzieć, bo mi Was szkoda, że nie wiecie.

Otóż:

Bierzemy maślankę truskawkową,
banany
i mikser
Wlewamy maślankę do CZEGOŚ
wrzucamy banany
miksujemy.

A potem, jak już będziecie mruczeć z zachwytu nad tym koktajlem to proszę skaładać dziękczynienia Zadziorowi, że Jej się chciało targać to wszystko do pracy, żeby nas poczęstować:))) (mikser też targała)

wtorek, 1 maja 2007

Pojechałam zatem na randkę...

…do Krakowa. A tam… bryczki różowe, gołebie, park przecudny, czekolada na gorąco gęsta jak grochówka, tort czekoladowy, burrrrrrrrrrrritos w Taco, spacery, Sukiennice a w nich pierdylion prezentów dla mła, lody, kwiaty, żywe pomniki, wspomnienia z krakowskiego dziecięcego mojego zagubienia (sto lat temu poszłam sobie na spacer mając lat 4, zostawiłam Rodziców po jednej stronie Sukiennic i udałam się na drugą ujeżdżać lwy. Zgadnijcie czy Mały John ryczał ze szczę³ścia, jak mnie znalazł???). Randka mi się udała. Nam, w zasadzie. I wyjątkowo tym razem nie było mi niedobrze po wizycie w Taco. Bo poprzednim razem posiadając w sobie tygodniowego Smoka-Fasolka, nażarłwszy się ostrego żarcia rzygałam jak kot resztę wieczoru. Nic nowego. Tym razem po enchilladzie nic mi nie było, co zadziwiło mnie i mojego randkowego partnera.
A potem, po powrocie do miasta uparłam się na lody U Michała. No i pojechaliśmy. Michał właśnie zamykał, ale dla koleżanki z klasy z podstawówki otworzył co pozamykane i postawił nam lody. Pyyyycha. To miłe, że ktoś kogo nie widziałam na oczy lat 14, a jedynie słyszałam telefonicznie zamawiając ciasta na wesele pamiętał mnie i nas i wesele i pytał jak smakowało i w ogóle było jakbyśmy się spotykali co tydzień conajmniej. 8 czerwca Jego ślub. Wszystkiego dobrego na nowej drodze życia.

Miło iść sobie na randkę z własnym Grzechem-Mężem:)))