licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

niedziela, 30 listopada 2003

Z Andrzejkowego...

…lania wosku wyszły jaja jak berety. Z antenką dodam. Mnie wyszedł smok. Smok (wybacz Ala:))) ze skrzydłami rozpostartymi do lotu, z łbem jak dinozaur (jeden z tych roślinożernych – nie pamętam jak go zwą), z łapami podkurczonymi w locie i ogonkiem nawet.
Grzechowi wyszedł profil psa boxera, albno jak kto woli goryla. Interpretacja dowolna. O ile jeszcze boxera mogę zrozumieć, bo ze względu na zniszczenia potraktorowe wcale mnie nie dziwi ta wróżba, to ten goryl trochę mnie martwi, bo aż taką małpą chyba nie jestem. A może???
Poza tym były tańce, było piwko, były filmy z atakiem kosmicznych larw włącznie. A potem umarłam i nie pamiętam kiedy Grzech przylazł do sypialni. I właśnie najlepsze jest to, że nie byłam nawet wstawiona. To chyba jakieś PRZEzmęczenie cholera jego mać.
No i to byłoby na tyle. Teraz czeka mnie ciężki tydzień więc proszę wysyłać pozytywne wibracje – tonami:)))
Cmoki jak smoki

piątek, 28 listopada 2003

Faceci...

…o nich dziś będzie. I o babkach trochę też. Kobiety mnie przeważnie nie trawią. Nie jestem jakąś wyjątkową pięknością, ot przeciętna blondynka z dużym biustem, tyle, że nie z pustą głową. I właśnie za ten biust i za to, że potrafię jak to mówi moja Siwa „się pokazać” i do tego jeszcze sklecić poprawnie zdanie kobiety mnie nie lubią. Niewiele jest takichz z którymi dogaduję się idealnie. Należą do nich Przyjaciółki (o jednej jeszcze napiszę) i nieliczne grono dobrych znajomych babek. Zazdrosne są chyba i od razu przyjmują postawę atakującą, znaczy „udowodnić Cleos, że jest gupia i się nie zna.” Nieczęsto im sięto udaje…
…ale o facetach miało być. Zawsze lepiej dogadywałam się z samcami. Już w przedszkolu z Mariuszem K. bawiłam się w wojnę i tygryski i księżniczkę i pieska. W podstawówce z Mariuszem G. kopałam się na przerwach zadając mu okrutne ciosy i robiąc ogromne siniaki. Ale nie o to loto. Mężczyźni zawsze na poczatku traktują mnie jakbym składała się z biustu i tyłka tylko. Nie dziwię się prawdę mówiąć. A potem dzielą się na trzy grupy.
1. Pierwsza to taka, która po jakimś czasie daje się przekonać, że mam tez inne atuty, nie tylko cycki i wtedy okazuje się, że można ze mną pogadać o sporcie, o babkach, poradzić się jak poderwać, jak się pozbyć i w ogóle. Ci faceci niestety są w mniejszości.
2. Druga grupa to ci, którzy za wszelką cenę nie będą się chcieli przyznać do swojej pomyłki w ocenie mojej osoby i będą darli ze mną koty, kłócili się, dogadywali, zaniżali poziom konwersacji, bronili się nie wiadomo przed czym, i nie wiadomo czego. Uznają, że nie mogę mieć o niczym sensownym pojęcia bo 97 cm w biuście to wyklucza. Uznają, że wszystko co mówię jest debilizmem, bo przecież „blondynka”. Uprą się, żeby mi dokopać, złośliwościami zatruć życie. I tu się słoneczka pomylą, bo to po mnie spływa. Tych jest znacznie więcej.
3. Ostatnia trzecia grupa to ci, którzy się wystraszą. Dojdą do wniosku, że „za wysokie progi”, albo, że jestem zimną suką, nieprzystępną, z fasonem i humorami i i tak nie mają szans, albo jeszcze jakiś inny debilizm wymyślą i uciekną. Tych jest najwięcej.

Z tego wynika, że żeby kobieta była normalna i „osiągalna” musi być taka, żeby im nie zagrażała w niczym. Nie może być za mądra, za ładna, za bardzo wygadana – wszystko to oczywiście mierzone męską miarą. Śmieszni…wystarczy, że kobieta ma swoje zdanie, którego broni, że nie jest zahukaną myszką, nie daje sięprzeciwnościom losu i proszę: zimna, niedostępna, wywyższająca się damulka. Tak o mnie mówią jakby się kto pytał. I w nosie to mam. Komu się nie podoba, niech nie patrzy, nie czyta, nie rozmawia, nie pamięta, nie zwraca uwagi.
I żeby nie było, że czuję się tym jakoś specjalnie poruszona – do napisania tej notki namówił mnie Faraon. Więc dla sprawienia Jej przyjemności napisałam a teraz pożegnam się zimno i z fasonem:)
CMOKI JAK SMOKI Słoneczka:)))

czwartek, 27 listopada 2003

Plany...

…sylwestrowe:
1. Być może Teart Muzyczny w Gliwicach i Koncert Sylwestrowy z „Hello Dolly”. Potem bankiet, wodzireje, konkursy, muzyczka nie z płyt a z orkiestry operetkowej, i tańce, tańce, tańce. Niestety tylko do 2 w nocy – trochę krótko i to jest minus tej opcji.

2. Być może Teatr Rozrywki w Chorzowie i Koncert Sylwestrowy – muzyczna podróż po krajach Unii Europejskiej
Od Tallina do Lizbony, od Dublina do Nikozji.Wybitnni artyści, stare,
ale wciąż z sentymentem wspominane przeboje. Potem bankiet z wodzirejem, orkierstą teatralną – do 7 rano – już lepiej.

3. Być może restauracja Bażant w Chorzowie. Byłoby podobnie jak w zeszłym roku. Myśliwska atmosfera, kulig, muzyka zespołu, dobre jedzonko – do świtu.

Nie możemy się zdecydować. Jeśli ktoś zna ciekawe imprezy organizowane w okolicach Katowic i Bytomia proszę o sugestie. Bo jak na razie wiemy NIC:))) A pobawić się przecież trzeba, nie? No!

wtorek, 25 listopada 2003

Mam świra...

…na punkcie kwiatków w domu. Kolekcjonuję maniacko, nadaję im imiona, gadam do nich, tańczę podlewając, wrzeszczę na nie kiedy nie chcą rosnąć, grożę wywaleniem do śmietnika. Kiedy Traktor wrąbał mi benjamina ficusa (w 1/2 w zasadzie) siedziałam na podłodze przed wielką donicą i zanosiłam się płaczem. Kiedy musiałam wywalić facię japonicę, bo miala robale, które nie dały się wytępić było mi przykro jakbym wywalała coś bardzo wartościowego – a to był tylko kwiatek za 12,90 kupiony w OBI. Moi Przyjaciele wiedzą, że zamiast kwiatów ciętych na urodziny, należy Cleosi przytargać nowy okaz w doniczce. Co roku mówię jakich kwiatów jeszcze nie mam i jakie śnią mi się po nocach. A potem w chałupie wygląda jak w buszu. No takiego mam fisia i nic na to nie poradzę. Dla wszystkich zainteresowanych (chociaż pewnie nikogo to nie zainteresuje) lista posiadanych badyli poniżej.:
maranta,
kalatea,
zielistka,
kroton,
papirus,
difenbachia,
dracena,
ficus,
bluszcz,
monstera dziurawa,
philodendron bipinnatifidium,
philodendron pertusum,
cisus rombolistny,
sansewieria gwinejska babnii,
sansewieria laurentii,
skrzydłokwiat,
jukka,
crassula argentea,
euphorbia splendens,
aloes drzewiasty,
campelia zanonia,
pokrzywka,
euphorbia trigona,
mirt,
pandan,
ficus benjamina,
agawa,
kliwia.
Mój Dziadek był kiedyś ogrodnikiem w wielki majątku. Może to po Nim odziedziczyłam rękę do kwiatów i instynktowną wiedzę, jak się nimi opiekować. Lubię swoją pasję… i tylko Grzech patrzy z przerażeniem jak mieszkanie coraz bardziej się „zalesia.” No, ale co ja na to poradzę, że tyle jest jeszcze kwiatów, które chciałabym mieć???

sobota, 22 listopada 2003

Wygrana...

You have won an $1600 Travel Shopping Spree ™
Your confirmation number is 56432
Call within the next 4 minutes and you will also receive an added
bonus of a 4 Day/3 Night Bahamas Cruise Vacation!

Taki komunikat zobaczyłam, kiedy weszłam na jedną z często odwiedzanych stron. Kit czy prawda??? Jako 5000 gość dzisiejszego dnia wygrałam.
Zabrałam się za dzwonienie, po czym po usłyszeniu pierwszego sygnału przypomniało mi się, że nie mamy z Grzechem paszportów. Odłożyłam słuchawkę. Jeśli to nie był kit to przerąbałam wspaniałą wygraną, za co Grzecha zatłuke, bo to jemu szkoda kasy na wyrobienie nam nowych paszportów. Myślicie, że to faktycznie wygrałam, czy że to było naciągactwo jakieś???

środa, 19 listopada 2003

Po zmianie centrali...

…telefonicznej biura nie mają możliwości dzwonienia na komórki. Zablokowali nam drugie zero i echo. Tym samym mogę stacjonarnie dzwonić tylko w obrębie dawnego woj. katowickiego, bo numeru kierunkowego 0-cośtam też już nie wybiorę. To, że poterzebny mi kontakt z Warszawą, Władysławowem, Krakowem, Wrocławiem, Wisłą na przykładto pryszcz. To, że wszystkich trenerów, przewoźników, informatyków zawsze łapałam na komórkach to gucio. Oszczędzamy więc nie dzwonimy. Uniemożliwia mi to szybkie wykonywanie różnych dziwnych czynności służbowych. Dostępne numery komórkowe to Trollica, Bezradny, Richard, i trzej trenerzy koordynatorzy. Resztę pies trącał. Billing z rozmów stacjonarnych wykonywanych z każdego wewnętrznego numeru w firmie drukuje się u Trollicy co godzinę. Taka oszczędność papieru.
Żaby zadzwonić poza województwo albo na komórkę musze lecieć przez cały korytarz do biura Trollicy, bo ona oczywiście nie ma blokady. Przypuśćmy, że dzwonie na komórkę do przewoźnika, że jest błąd w fakturze. Fakturę mam ze sobą, więć mogę mu wszystko wytłumaczyć. Ale on mi mówi, że to nie błąd tylko na wcześniejszej była pomyłka i on sobie to dodał tam odjął i się zgadza. Lecę więc do księgowości po segregator, szukam faktury poprzedniej, lecę do Trollicy i dostaję zawału przy telefonie. A gostek czeka grzecznie i nabija impulsy. Taka oszczędność.
Ale to nawet nie o to mi chodzi. I o to, też nie, że załatwienie jednej bzdety zamiast 10 minut zabiera mi godzinę zanim doczekam się na swoją kolejkę przy tel. Trollicy.
Chodzi o to, że Bezradny (kierownik mój od 80 boleści) ma służbową komórkę, za którą firma płaci amonament i ustaloną kwotę brutto za rozmowy. I wszystko byłoby ok, gdyby nie to, że w ostatnim miesiącu rozliczeniowym Bezradny wysłał 153 SMS-y do żony i 57 SMS-ów do jakiejś dupy ze służbowej komórki. Wykorzystał na to oczywiście cały pakiet darmowych SMS-ów gwarantowany abonamentem, za który płaci firma i jeszcze kupę kasy na to wydal (nieswojej dodam). Co miesiąc obciążam go kwotą różnicy między fakturą a kwotą ustaloną w umowie i placi bez oporów. No i chwała mu za to. Ale z jakiej paki my – szeregowi kura mać pracownicy mamy mieć ograniczony dostęp do świata w ramach oszczęności, terroryzuje się nas billingami i groźbami płacenia za 1 telefon dziennie do domu, a taki Bezradny może sobie wszystko, na koszt firmy i jeszcze służbowo. A poza tym, kto załatwia służbowe sprawy SMS-ami???
No więc wiedząc, że pisał do żony i dupy, napisałam pismo o wyjaśnienie czesto powtarzających się SMS-ów pod wskazane numery z zaznaczeniem czy to rozmowy i SMS-y słóżbowe. Ciekawe co wymyśli.

wtorek, 18 listopada 2003

W mojej firmie w dzień pracowy...

…takie słyszy się rozmowy:

X: Ty zabierz dupę z mojego biurka i nie pierdź mi w kalendarz…
Y: Tak się kłada, że akurat nie pierdzę tym razem. Ale udała nam się ta Kicia co??
X: Kicia, ale schudłas powiem ci, tylko wyglądasz trochę jak wieszak.
Kicia:???
Y: Nie no dupkę ma. Tylko tu (pokazując na biust) jakoś tak nie bardzo…
Kicia: No se kurwa cycki dam zrobić sztuczne dla was…
X: Idźcie w cholerę. No już przebierać nóżkami bo czasu nie mam.
Kicia: A pocałujta w dupę wójta ja przychodzę na Płatnika a tu takie traktowanie.
Y: No ale mogłabyśtrochę przytyć. I podkładu czemu nie masz?
X: Bo Kicia dziś jest bonduelle naturelle.
Kicia: Właśnie – chora jestem – to se tak chodze. Złaź z tego biurka i idziemy spać.
Y: Jak Ala.

…i poszły.Pozostał tylko uśmiech, bo co mam innego zrobić w takich sytuacjach???
:)))

poniedziałek, 17 listopada 2003

Gdzie byłam...

…jak mnie nie było???

Piątkowa impreza udała się najboskiej. Po saunie poszłyśmy z Czupurkiem do mnie, gdzie rozbroiłyśmy dwie butelki Limonccelli – takiego likieru cytrynowego produkowanego tylko na Capri. Bogom dzięki nowa dostawa będzie w grudniu:)))
Koło 20.00 Grzech wraz z ekipą ściągnęli z imprezy w Firmie na imprezę do domu. Jeden z nich miał urodziny, a poza tym oblewali nowe biura. Skończyli oblewać o 1.30. Po baletach zostało nam jakieś 30 piw i koszmarny bałagan w living-roomie. Zapatrłam się, że sprzątać nie będę, bo to w końcu nie moi goście nabałaganili i Grzech biedny, bo w stanie wskazującym, sprzątał do 2.30 chyba. Nie wiem dokładnie bo zasnęłam:)))
W sobotę rano exam psa. Zdany:))) Na ocenę „dopuszczającą” – to taki psi „dostateczny”. Sędzia powiedział, że to nieźle, bo tylko bardzo agresywne psy zdają na „dobry” lub „bardzo dobry”, a „doskonale” tylko wybitne, najczęściej z policji i agencji ochroniarskich. Żeby podszkolić Traktora umiejętności atakowania i naprawdę zasłużyć na dyplom i zaświadczenie o skończeniu szkolenia przez 2 tygodnie będziemy chodzili na zajęcia z pozorantem, który pozoruje m.in. na Mistrzostwach Europy Psów Obronnych. Dobry gostek jest, nie ma co gadać. Początkowo wyglądał jak mimoza, ale jak się rozkręcił, to psy latały w powietrzu. Początkowo Traktor też – bał się nawet – i rottweiler Grant, który zdawał z nami też. A potem już spoko. Dostaliśmy kredyt zaufania i trzeba teraz na niego zapracować. No więc szkolenie miało się skończyć a jednak jeszcze trochę potrwa.

W sobotę po południu pierwsze zajęcia z pracowni komputerowej na uczelni. Ale zanim tam dotarłam musiałam oczywiście w tramwaju natknąć się na pijaczka, który trochę zawadzał. Ostatecznie pan spoczął na podłodze i już tam został.
A na uczelni…:))) masakra. Powiedzcie, jak można nie wiedzieć (mając 25 i więcej lat i będąc już po obronie, co się wiąże z tym, że trzeba było pracę mgr napisać na kompie), jak się wstawia w tekst centrycznie rysunek Clip Art??? I jak się go otacza tekstem??? I jak się kopiuje plik a jednego miejsca w kompie do drugiego??? No ja tam geniusz informatyczno-komputerowy nie jestem – eXXX świadkiem – ale to już chyba lekki wstyd… No więc nudziłam się śmiertelnie, i gadałam z wykładowczynią o psach:)))

W niedzielę rano na szkolenie z psem a potem do marketów w mieście szukać zegarka dla Grzecha. Dostaję kowulsji przedśmiertnych na widok sklepów z zegarkami. Ale słowo się rzekło kobyłka u płota, obiecałam to kupię ten cholerny zegarek!!! Znajdę i kupię!!!W grę wchodzi Citizen, Festina, Casio i jakieś cuda, których nazwy w życiu nie zapamiętam. Zegarek ma ważyć 3 kg, ma być wielki i ma mieć 109637258 różnych funcji. Bleeee…
Potem już cały dzień leniuchowania. Grzech zrobił na obiad genialną pizzę, potem ładnie poodkurzał, umył podłogi, kuchenkę:))) Żeby nie było – ja sprzątałam po powrocie z marketów…

No i to w zasadzie tyle. Dziś jestem dziwnie zmęczona i chyba przeziębiłam pęcherz, bo strasznie boli. Tylko gdzie? kiedy? jak? pojecia nie mam.
A tyle zajęć przede mną. Praca, weterynarz i szczepienie, zakupy dla szczura, odebranie kwiatka od Rudego, korepetycje, posadzenie kwiatka do nowego biura Grzecha. A potem padnę na twarz:)))
Cmoki jak smoki
Enter:)))

środa, 12 listopada 2003

w sobotę...

…uczelnia i impreza.
W niedzielę szkolenie i impreza.
W poniedziałek szkolenie i Kraków. Zoiji dziękuję za Taco na POsleskiej. Żacie fantastyczne ale co z tego, kiedy w połowie burritto (czu jakoś tak) zrobiło mi się niedobrze i nie mogłam zjeść do końca. A miałam ochotę jak byk. Nawet Corony nie dopiłam. Za to zupa meksykańska i chilli było pyszne. Spacer po Sukiennicach i nad Wisłą oi oglądanie zegarków męskich (1 1/2 godziny). Żygam zegarkami.
Wtorek 12 godzin snu i cały dzień leniuchowania.
Środa awantura z rana w domu, awantura w pracy.

Pies ma dziurę w grzbiecie nie pytajcie od czego. A ja zrobiłabym chętnie komuś dziurę w głowie. Nienawidzę debili, którzy mnie otaczają. Leniów, kretynów, ćwierćinteligentów. Wkurza mnie praca, zrzucanie na mnie obowiązków, nieliczenie się z moim zdaniem/zdrowiem/czasem.
Niedobrze mi. Wkurzają mnie ludzie, którzy swoją nieudolność tłumaczą brakiem czasu, delikatnością i innymi pierdołami. Jak nie potrafisz do kury nędzy to powiedz a nie gadaj, że nie możesz bo ci na to szlachetność pieprzona nie pozwala, albo inne bzdety.
Niedobrze mi.
Osiągnęłam dziś poziom wściekłości, w którym jedynym ratunkiem jest chwila zadumy w kościele. Ale kurwa przez tych idiotów nawet na to nie mam czasu.
Niedobrze mi. Muszę się uspokoić, bo inaczej krucho będzie ze mną i Grzechem, ze mną i światem, ze mną i ze mną.
Niedobrze mi:(((((((((((

piątek, 7 listopada 2003

MENU na jutro:

1. sałatka parówkowo-ogórkowa
2. sałatka ryżowo-tuńczykowa
3. 100 bułeczek na gorąco
4. pasta serowa
5. pasta szynkowa
6. pasta twarożkowa
7. sernik
8. szarlotka
9. sery
10. wędlinki
11. pomidory z ogórkiem
12. wściekłe psy
13. Smirnoff
14. koniak
15. gin (może być z tonikiem)
16. wino czerwone słodkie
17. Jeżynowa Cleos (drink made by Me)
18. kista piwa
19. paluszki, chipsy, orzeszki inne chrupoły
20. kawa, herbata, soki, Cola, woda mineralna niegazowana, mleko, tonik.

Być może o czymś zapomniałam, ale to przez to zalatanie:))) zmykam pracować, potem saunować, potem zakupować, potem sprzątać, potem gotować, potem padnę na pysk:)))

środa, 5 listopada 2003

Kiedyś było inaczej...

…nie lepiej, nie gorzej, chyba prościej a na pewno inaczej.
Kiedyś, nie tak całkiem dawno, bo jakieś dwa lata temu myślałam o przyszłości jako o „mojej” tylko i wyłącznie sprawie. JA będę kończyła studia, JA będę robiła kolejne, JA będę się bawiła, JA będę łamała kolejne męskie serca, JA będę zdobywała różne dziwne doświadczenia życiowe, JA, JA, JA. Moje wzloty i upadki, moje zakochania, moje przyjemności, moje cele, mój seks, moje życie jednym słowem. Miałam świat w nosie. I ludzi też. Liczyło się tylko to, co JA uważałam za słuszne i tylko moje zachcianki były pierwszoplanowe.
Kiedyś było inaczej…imprezy, faceci, ambicje, intrygi, walka i wojny.
Teraz jest…cóż. Moje cele, moje marzenia, moje wojny i intrygi uzupełniły się o NASZE cele, NASZE plany, NASZE imprezy, NASZE życie. Z tamtej Cleos zostało wiele – zniknęły flirty, szybki seks, kolejne podboje, kolejne złamane serca. Na twarzy chyba mam wypisane „Jestem zakochana”, bo mężczyźni owszem oglądają się za mną, ale nic poza tym. Kiedyś oglądanie zakończyłoby się podrywem. Teraz…teraz oglądają się i nic:))) Spalona jestem chyba już w tym mieście.
Teraz jest mi pełniej, dojrzalej, doroślej. Wtedy było prościej…łatwiej…mniej skomplikowanie. Czasem mam takie chwile, kiedy chciałabym wrócić do tamtej prostoty, do tamtego życia. A potem uświadamiam sobie, że gdybym wróciła straciłabym cząsteczkę siebie.
Teraz jest inaczej i dobrze mi z tym. Czasem tylko patrzę wyzywająco i uwodzicielsko w oczy jakiegoś obcego faceta siedzącego przy stoliku obok w knajpie. I to nadal działa i wiem, że nie zatraciłam dawnych umiejętności, tylko… tylko, że potem wracam do domu i patrzę uwodzicielsko i wyzywająco w oczy Grzecha siedzącego przed kompem w gabinecie – i to zawsze działa.
Nie żałuję tego co było…niczego w swoim życiu nie żałuję…nawet byłego niedoszłego damskiego kickboxera. Nie żałuję tych wszystkich facetów, błędów, porażek. Ktoś może powiedziałby, że to żadne dokonania. I może nie, ale przy każdym mężczyźnie w moim życiu nawet jeśli był koncertowym idiotą czegoś się nauczyłam. Każdy dał mi jakąś nową umięjętność. Były niedoszły damski kickboxer poza tym, że zmusił mnie do nauki podstaw samoobrony pokazał mi jakie cuda można wyczyniać w łóżku. Pacynka nauczył otwierać bez kluczyków zamknięte samochody. Boski Alex dał nową wiarę w siebie. Borówa pokazał mi pierwsze męskie łzy i góry w nocy jakich nie znałam. Zwierzak uświadomił mi, że mogę się doskonale rozumieć z Jego synem. I tak dalej, bo paru ich jeszcze było. Zraniłam w życiu wielu ludzi, wielu wyrządziłam krzywdę – i może to podłe, ale tego też nie żałuję, bo widocznei zasłużyli. I to się właśnie nie zmieniło…jak było, tak jest nadal. Jeśli ktoś mi zrobi krzywdę…albo komuś kto jest mi bliski. Zniszczę.
Teraz jest inaczej, ale ja nadal jestem ta sama – tylko może trochę bardziej rodzinna i domowa:)))

poniedziałek, 3 listopada 2003

Sprostowanie...

…malutkie takie:)))
W notce opisującej ślub Marchwiaka z Red Bullem ktoś złośliwy i wredziolowaty wspomniał o odstających czyichś uszach:))) Wczoraj w rozmowie telefonicznej, odbytej w godzinach wieczornych w/w Marchwiak oburzyła się okrutnie i zagroziła, że swojego najprzystojniejszego na świecie Męża, będzie broniła jak lwica. Powtarzając to parę razy utwierdziła mnie w przekonaniu, że mnie zabije, jeśli nie napiszę czegoś pozytywnego o uszach:))) No to piszę…uszy Red Bulla są wspaniałe, jedyne w swoim rodzaju i wcaaaaaale nie odstają. Ekhe…zainteresowanych oględzinami zapraszam pierwej do walki z lwicą Marchwiaczką…a potem??? Uszy do góry Red Bull…tfuuu znaczy głowa do góry też pięknie wtedy wyglądałeś:)))