licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

środa, 29 sierpnia 2007

...

…………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………… kurwa mać?:(((
Koniec tego dobrego… koniec wszystkiego… Koniec ze słonecznym światem, mam gdzieś promyki i robienie ludziom dobrze… Koniec z… Przyjaciele od lat tłukli mi do głowy, że może być inaczej, a wystarczyło pokazać po prostu…………………………………………………………………………………………..
I tylko jednej rzeczy żal… ale to jest nie do zrobienia:( chociaż podobno jeśli się chce, bardzo bardzo chce…

wtorek, 28 sierpnia 2007

Siedzę w domu...

…sama. Przytłaczająca cisza, pustka bez sensu. To jakby nic nowego, cisza i pustka są obecne obok od dawna.
Iwa ma rację, pora przestać się okłamywać. Chociaż z drugiej strony, wszystko inne układa się po mojej myśli. Wymarzony dom ma już niemal wymurowany parter. Do końca tygodnia będą kłaść stropy. Nowa zaskoczyła mnie mile, realizuję się, być może jeszcze nie w pełni, ale widzę możliwości. Ważni dla mnie ludzie są zawsze blisko i ze spojrzenia, albo ze sposobu pisania poznają, że trzeba wesprzeć Cleosię, chociaż uchodzi za życiowego king konga co to wszystko udźwignie. Smok przytula się i szepcze do ucha „kocham cię mamusiu najbaldziej na świecie”. Prawie wszystko jest tak jak ja chcę. A reszta też będzie, bo chyba zmienił mi się pogląd na chcenie. Pora tupnąć nóżką i pomyśleć o sobie, nie tylko zawodowo, matczynie i budowlańczo, ale uczuciowo głównie. Pora przyznać, że ten blog jest słoneczny tylko dlatego, że nie ma tu wszystkiego. Znalazłam wyjście, uknułam plan, pogłówkowałam na tych huśtawkach i wyszło mi, że nie ma rady BĘDZIE TAK JAK JA CHCĘ. Czy to będzie zbieżne z Jego oczekiwaniami pojęcia nie mam i nie ode mnie to już zależy. Teraz liczę się JA…

Chciałabym powiedzieć...

…tyle słów i nie mam do kogo… Śpi… Chciałabym… Chyba się ubiorę i pójdę na huśtawki. Sama. Mogę sobie tylko napisać parę słów, bo myśli ulatują tak szybko… to nawet dobrze, nie chcę do nich wracać. Brak mi bliskości drugiego człowieka. Tam gdzie bym ją być może znalazła nie mogę, nie chcę… nie wiem po prostu nie dzwonię. Głupia. Kolejna nieprzespana noc. Jak w tanim, beznadziejnie głupim dramacie. Nienawidzę dramatów. „Stalowe magnolie” przyprawiają mnie o płacz, ale tu i teraz powiedziałam sobie, że ani jednej łzy więcej. Okłamuję samą siebie. I tak naprawdę nie jest mi już chyba żal, że śpi. Żałuję straconego czasu, prób, które nic nie dały, nerwów, łez.
Chciałabym poczuć dotyk… pocałunek, ciepło. Chciałabym nie czuć tego co teraz, że siedzę jak głupia przed monitorem zamiast być w innym miejscu i w innym czasie. Znajdę takie miejsce? Taki czas? Mam dosyć. Ciągle doszukuję sie w tym mojej winy, gdzie schrzaniłam? Pytam samą siebie co mogłam jeszcze zrobić? I mam na to tylko jedną odpowiedź – nic. Chciałabym móc napisać tu czego naprawdę chcę. Ale nie mogę. Mogę to powiedzieć… Chyba…
To idę… na huśtawki.

poniedziałek, 27 sierpnia 2007

Praca 7.00-15.00...

…15.50 – 15.57 poczta,
16.10 – 16.25 zakupy,
16.43 – 17.20 rodzice.

Przyjechałam do domu o 17.30. Na 19.00 jestem umówiona z Golden w Fat Mama’s. Jakie powinno być w tym miejscu postawione pytanie???

Co robi Cleosia kiedy ma 1 1/2 godziny do spotkania, brudnego dzieciora i lekko miękkie kolana z niewyspania???

Otóż w takiej sytuacji Cleosia bierze się za pieczenie ciasta marki tofiś (gdyż jutro też goście, a poza tym Misie w Nowej muszą coś jeść) oraz za robienie soków jeżynowych…

Pilnie potrzebny ktoś do odkręcania słoików (sama zakręcałam, a odkręcić nie umiem) oraz do oblizywania palców z soku (bo sama nie nadążam).

W takiej sytuacji Cleosia zabiera się również za pisanie blogusia.

Kretynka koncertowa… call me Speedy Cleosialles:)))

APDEJT
Golden jaka jest każdy widzi, a kto nie widzi niech żałuje. Dzięki Ci Dobry Blogu, że stawiasz na mojej drodze takich ludzi.
Pogadałyśmy o wszystkim po trochu, bo ile słów można zmieścić w dwóch godzinach z kawałkiem? Koniecznie musimy się spotkać, tym razem może jednak bez dzieciorów, bo Smok zamęczy Adama albo On Ją ubije w końcu. No ale w koóńcu dzieli nas tylko 200 kilometrów, zmotoryzowała się, więc wszystko przed nami. Pod warunkiem, że Golden nie ucieknie w popłochu przed tą czy inną wizją kolejnego spotkania.

niedziela, 26 sierpnia 2007

Niech mnie ktoś...

…przytuli:)))

Dwie godziny snu i gorący prysznic, który zmywa zapach dymu tytoniowego to jest to co cleosie lubią najbardziej. Serio serio. Czuję się wypoczęta niczem stado skowronków.

I nawet zniosę te konie, kombajny, owce, loterie, miodonkę, chleb z tustym, traktory, pochody i inne takie co to mnie czekają za trzy godziny.

Wniosek???
Powinnam spać o jakieś 4 godziny mniej na dobę:)))

APDEJT: (tak mi się spodobało)

Spędzenie całego dnia z Dużm i Małym Johnem wymaga ode mnie nadludzkiej cierpliwości i umiejętności ukrywania zgrzytania zębami. Kocham ich nad życie, ale nie znoszę „zdejmij jej czapkę bo ciepło, załóż jej czapkę, kup watę, daj rękę, zrób salto i puść bąka”. Łolamatko!!!
Po latach znów znalazłam się w siodle. „Mamo mamo na konika”. No to tak: Mały John absolutnie, Duży ależ skąd, Grzech ucieka w popłochu. Nie pozostało mi nic innego tylko z zakamarków pamięci wytargać umiejętności. Nie zapomina się tego jak jady na rowerze. Pięty w dół, palce do konia, łydki przy bokach, kolana ściśle, wodze między małym a serdecznym palcem, kręgosłup prosty, w siodle przy tylnym łęku i alles. Anglezowanie na kobyle, co ma dupę szerokości sypialnianej szafy trzydrzwiowej wymaga niezwykłej siły w łydkach, o tak:))) Za to Smok był zachwycony siedząc przede mną w siodle i trzymając wodze, jak mamusia nauczyła. Mniej zachwycony był Pan Właściciel Naszej Szkapy, bo przewidział tylko podróż stępa, a tu mu się jakiś kłusik malutki wykulał. Ach, nie trza mi dawać palca, bo wezmę rękę:))) Gdyby nie Smok znalazłabym w tym upale jeszcze pokłady energii w sobie i koniu do galopu:))) Dobrze, że niedaleko Hacjendy jest stadnina, bo chyba wrócę do dawnego hobby… I tylko chyba schudnąć jeszcze trochę muszę, bo mi się ciężko wsiada:)))

APDEJT sponsorują Dożynki w Brennej of kors:)))

A w ogóle to MMMMRRRRRRRRRRR:)))

sobota, 25 sierpnia 2007

Jadę na Hacjendę się...

…opalowywać czyli uskutecznić lekkie zaciemnienie ciała. I obiecuję nie kiwnąć palcem przy laniu betonu, układaniu kamieni, wyrównywaniu gruntu. Jeśli kiwnę, możecie mi ten palec upierniczyć.

AUDIOTELE
Czy wstawanie o 4 rano i sprzątanie łazienki/szczura/kurzów/zmywanie można uznać za przejaw:
a) choroby psychicznej,
b) skrajnego niewyżycia,
c) wrodzonego debilizmu,
d) zamiłowania do porządku,

Tank U gut dej:)))

APDEJT:
Nie kiwnęłam, byłam dzielna.
Kobra wygląda zdecydowanie lepiej na brązowym tle.
Dlaczego na Hacjendzie ZAWSZE jest STADO ludzi i NIE MOGĘ opalać się tak, jakbym CHCIAŁA???

piątek, 24 sierpnia 2007

Googlowniki najczęściej...

…ostatnimi czasy trafiają do mnie po wpisaniu czegokolwiek co ma związek z jeżynami:))) sok z jeżyn, racuchy z jeżynami i inne takie. Jeden debil się trafił co przylazł po wygooglowaniu „laska rrznie się w biurze”. tego ktosia informujemy, że internet dostarcza też cennej wiedzy z zakresu ortografii i żegnamy oschle (by Spaniel).

Szkolenie trwa. Nie napotykam większych problemów, zamiast tego utwierdzam się w przekonaniu, że czy to nazwać wywieraniem wpływu czy manipulowaniem – daję radę. W pracy oczywiście. Bo w życiu prywatnym nie manipuluję, nie wywieram, tylko knuję podłe plany po prostu.

Ułożenie prostej choreografii, na poziomie pretendenta do klasy „E”, nastręcza mi nieco trudności. Wraziłabym tam jakieś wariacje, jakieś promenady dzikie, wicie się i inne takie, ale istnieje prawdopodobieństwo, że pretendent uciekłby z piskiem:))) i od zawiłości kroków i Alemany i innych Hockey Sticków. Damy radę, ja wymyśleć, pretendent wyumić się. Jeszcze trochę, a zrobię zintegrowany kurs tańca dla całej Nowej, bo co się tak będę rozdrabniać na poszczególne sztuki:)))

czwartek, 23 sierpnia 2007

Ból gardła sprawia...

…że tracę głos. A przecież musiałam go wysilać na Niezwykle Ważnej Końferencji. Żegnana samuray’owymi życzeniami „reprezentuj nas dzielnie”. No i tak… żaden ze mnie prawnik, tym bardziej żaden derektor czy prezes, a jednak dałam radę. Mam nieodparte wrażenie, że dla narodu nieważne jest tak naprawdę CO się mówi, ale JAK się to mówi. Stojąc przed gronem 25 prawników/derektorów/prezesów mogłam czytać nawet książkę telefoniczną, albo instrukcję obsługi Durexa, wsio ryba. Trza kurna umieć GŁOSEM zwrócić na siebie uwagę. Bo to wcale nie o to loto, że niby sami faceci tam byli. Ależ skąd. poza mną – 6 kobiet w wieku różnym. I podczas kiedy panowie z paniami się przegadywali, wchodzili sobie w zdania, sarkastycznie wyrzucali to czy tamto, Cleosia grzecznie czekała na ułamek sekundy kiedy zapadnie cisza, i wtedy…
„Proszę państwa nie zebraliśmy się tutaj w celach towarzyskich przegadywanek tylko po to, żeby ustalić wspólną strategię, i wspólne stanowisko (głos nr 5 – prezesi milkną). Z moich informacji wynika, że wszystkie nasze firmy są w identycznej sytuacji jeśli chodzi o zbliżające się targi (mała przerwa – pan po prawej pochyla się w moją stronę, pani na przeciwko uśmiecha się znad notatek), Skorzystajmy więc z okazji i podzielmy się doświadczeniami i informacjami co już zrobiliśmy żeby wyjść z impasu, a co jeszcze możemy zrobić (lekko podniesiony głos – pan mecenas kiwa głową). Bardzo proszę pana mecenasa o zabranie głosu (zabójczy uśmiech – wszyscy się cieszą)” Naród zdycyplinowany wystapieniem siksy Cleosi milknie i zabiera głos grzecznie po kolei, niemal podnosząc łapki do góry jak w szkole. Żeby nie było (bo o tym temacie będzie dalej) nie jestem żadnym specem od przemówień, zarządzania ludźmi etc., ale skupić na sobie uwagę rozmówców nawet jeśli są mądrzejsi/starsi/bardziej doświadczeni/snobistyczni/nastawieni na nie to akurat potrafię. Tak mam. Przyznaję, początkowo kiedy jeden z Członków (że się tak wyrażę) zagaił spotkanie słowami „proszę o zabranie głosu organizatora tej konferencji panią Cleosię Cleosiową”, poczułam jak mi sie chomiki w przełyku klonują. Ale w chwilę potem pomyślałam sobie, że żaden derektorzyna, co to nie wpaadł sam na pomysł zorganizowania takiego spotkania, nie będzie mnie peszył i przyprawiał o tremę. JA wykazałam inicjatywę, JA załatwiłam salę, JA uganiałam się za tymi ludźmi telefonicznie przez miesiąc, JA prowadziłam korespondencję, to teraz JA ich zakasuję i zrobię z tym bałaganem porządek. Szczerze? Jestem z siebie dumna. Bo to było moje pierwsze takie wystąpienie na dosyć poważny temat w dosyć specyficznym i specjalistycznym środowisku. Wystąpień przed studentami czy też innymi uczniami nie liczę. Chyba popadnę w samozachwyt:)))

Po drugie mamy w Nowej szkolenie z zarządzania zasobami ludzkimi. Całe szczęście Dziobak szkoli mnie prywatnie więc nie będę robiła za ostatniego głąba. Z przyjemnością przyznaję, że chociaż nie było dziś na tym szkoleniu żadnych rewelacji (raczej wprowadzenie w temat oczywiste prawie dla każdego), i chociaż w Nowej zarządzanie jako takie leży i kwiczy, to jednak stanowimy zgrany team z niezłym potencjałem. Nic, tylko nas szkolić i dokształcać, bo jesteśmy niczym te nieoszlifowane diamenty.

Po trzecie wizualizuję sobie różne rzeczy. Ktoś to przeczyta i pewnie uśmiechnie się pod nosem unosząc jednocześnie brew:P, ale nie tylko TAKIE rzeczy sobie wizualizuję. Mam różne plany, jedne mniej, drugie bardziej podłe, niektóre nawet całkiem ludzkie i uczłowieczone. I wierzę, naprawdę bez kitu i pustej demagogii, że jak się czegoś bardzo chce, to się spełni prędzej czy później (skończ się wreszcie uśmiechać:P) Obecnie mam plan trzyletni, ale ciiiii bo to na razie tajemnica:)))

środa, 22 sierpnia 2007

Powtarzam sobie...

…z uporem maniaka „Silna bądź, na bok się czeszesz, nie daj się złamać. Trzymaj fason. Nie poddawaj się, walcz.” Potem podnoszę głowę i walczę. I mija kilka miesięcy, a ten uporczywy głos w mojej głowie wraca. Coraz słabiej, ale wraca „Zasady, duma, honor. Nie daj się. Serce, walcz. Nie płacz tylko pamiętaj kim jesteś i jaka jesteś i nie poddawaj się.” I co? I staram się nie poddawać, ale czasem… Trudno jest myśleć o czymś innym, jak tylko to, że jestem bez szans. I siedzę i myślę i ryczę jak bóbr. I nikt nie widzi. I dobrze…

APDEJT
Na poprawę humoru należy sobie zaserwować
a) pikantną konwersację,
b) latynoską muzę (lub arabską ewentualnie),
c) do tego Sean Kingston „Beautiful girls” w samochodzie, kiedy naród patrzy jak na debila z czego się tak niby cieszę i po co macham łapkami,
d) jazdę na tyle szybką, na ile Cherry Devil pozwala,
f) frytki z majonezem,
g) puzzle ze Smokiem.

Jest dobrze. Jestem boska, jestem boska, włochata i boska („Potwory i spółka” – Mike Wazowski do Sally’ego). Wszystko będzie tak, jak chcę. W sobotę balety i tańce i błagam niech w tej knajpie nie będzie rurki:)))
Gardło mnie boli, a jutro dosyć ważne spotkanie-konferencję mam. Będę najwyżej mówić do tego tłumiku podniecająco zachrypniętym głosem. Zawsze działa.

Z konwersacji z jednym z Panów Derektorów, co to będą obecni jutro na konferencji.
(Dzwoni cleosiowa komórka)
Pan Derektor: Dzień dobry pani Cleosi hrrrrrr grrr rmhhhhhhhhhhhhh nic nie słyszę sygnał mi hgggggggggggggg zanika. zadzwonię za iiiiiiiiiiiiii chwilkę.
Cleos: (rozłączając się) Pewnie Pan Derektor Gawędziarz.
(dzwoni cleosiowa komórka)
Pan Derektor: Dzień dobry jeszcze raz. Gawędziarz z tej strony…
C: No tak właśnie myślałam.
PDG: Serduszko pani zapikało, że to ja?
C: No dokładnie. Serce i dusza mi mówiły, że to pan dzwoni…
PDG: Bla bla bla (itd., itp., etc)

Już jest mój, kupiony, posprzątany, grzeczniutki, będzie jak trzeba jadł mi z ręki. Faceci są wyjątkowo prości w obsłudze, doprawdy. Dzięki wam bogowie za głos nr 5:)))

sobota, 18 sierpnia 2007

Kate zazdrosna o...

…wizytę z Who w moim ukochanym szperaczku ofuknęła mnie swego czasu na stronach niniejszych, więc internet mi kazał i pojechałyśmy dziś na zakupy do owego sklepu. Uzależniona jestem chyba od niego, ale to szczegół drobny.
Mam obecnie parcie na topy, tak? (przeklęte tak od Who zaczerpnięte.) Schudłam, boska ma talia wcina się gdzie się wcinać powinna, kibić się kręci, G jak giganty zmieniło się w F jak fantastyczne. No i zakupiłam:
- różowy wytłaczany w różyczki i inne chwasty,
- czarny KOOKAI, co mnie bosko opływa,
- czarny KIT z takim wihastrem na szyję (o matko jaka jestem boska!!!),
- kolorowy H&M wiązany na szyi (mmmmmrrrr),
- srebrny, co to mi go Kate wyczaiła („masz mierz, ja mam srebrnych pół szafy”).
No i teraz zamiast dylematu „w co mam się ubrać na imprezę?”, mam problem „w który mam się ubrać na imprezę?” Niech mnie ktoś przytuliiiiiiiiiiiiii:)))

Przerzuciłam kilkaset kilogramów kamieni i mi kręgosłup zaraz uszami chyba wyjdzie. A miaąło być tak pięknie, kocyk, bikini, grill i słońce. Kocyk był w przerwach na padnięcie. Bikini było, chociaż podnoszenie kamieni wiąże się z wyłażeniem biustu z nabiustnika. Grill był, sama go nam zmontowałam. Słońce tylko było bezwarunkowo i cały dzień. Jutro powtórka z rozrywki. Zostało mi jeszcze jakieś 60 metrów kwadratowych do zniesienia.

Po tych wyczynach uskuteczniłam kąpiel pachnącą, wtarłam w siebie pachnące badziewia co to ich zazwyczaj nie używam, nalałam se pachnącego wina i jakoś mi tak do chrzanu. Nawet mnie granatowa satynka nie cieszy. Bleh. Trza się jutro dla odprężenia urobić na amen:)))

piątek, 17 sierpnia 2007

Upiekłyśmy ze Smokiem...

…muffinki z czekoladą. Pyszne swoją szosą, chociaż nie wiem czemu nie wyrosły znowu tak jak powinny (piekarnik za gorący? za mało proszku do pieczenia? za mała mąki?)

Smok: (próbując wypieku jeszcze ciepłego) Mucho gusto mamusiu!!!

Klęknęłam:)))

czwartek, 16 sierpnia 2007

Piromani wszystkich krajów...

…łączcie się!!! Zrobiłam ognisko, takie wielkie, do nieba, na Hacjedzie, z Gruszki, a raczej z tego co jej obcięłam. Uwielbiam ogniska – takie zboczenie małe kolejne. Polanie płonących gałęzi podpałką do grilla dało piorunujący efekt:)))

Smok na Hacjendzie odwraca się nagle w kierunku idącego w naszą stronę Grzecha:
Smok: Stać!!! W imieniu plawa!!!
Strażnik Hacjendy nam rośnie:)))

Tańcujemy z Pinokiem i Jego Lubą. Tańcujemy po pracy, w pomieszczeniu obok mojego biura. Tańcujemy, bo Pinokio i Luba mają ślub własny w październiku i chcieliby się naumić tańcować. No to ich uczę.
Otóż, tańcujemy sobie, gorąca samba leci z głośniczków, i raz i dwa i trzy i cztery, basic, basic, basic, basic, whisk, whisk, jeszcze dwa razy. Tańcujemy sobie, a ja patrzę na ich STOPY. Podnoszę wzrok a w drzwiach Szef S. i się przygląda.
Cleos: Dzień dobry Szefie.
Szef S.: Witam, właśnie się zastanawiałem co wy tu jeszcze robicie otej porze.
C: My tu sobie tak tańcujemy weselnie. Może Szef dołączy?
SzS: Nie dziękuję, tańczcie sobie. Tylko żeby mi pani nie wykończyli.
C: Nie ma obawy Szefie, prędzej ja ich.
I poszedł. Martwi się biedaczek żebym nie padła w tym tańcowaniu:))) Bo On nie wie, że ja jak wyjdę na parkiet, zacznę tańczyć, usłyszę muzykę, to mogę tak godzinami – dwie, trzy, pięć, osiem i nic mnie nie rusza. No, to następne tańcowanie w przyszłym tygodniu:)))

niedziela, 12 sierpnia 2007

Upiekłam...

…muffinki i mi nie wyszły:((( Wniosek jest jeden, a może dwa. Muszę piec muffinki będąc lekko zalkoholizowaną (najlepiej winem czerwonym obrzydliwie słodkim). Oraz – muszą być one przeznaczoone na długie trasy dla jakowychś samców. Bo te dla mnie samej nie wyrosły, lekko się spiekły i chociaż smakują bosko, to wyglądają jakby je ktoś wydalił:)))

Słysząc takie wieści dostaję szczękościsku i ręce same zaciskają się w pięści. Zięć ojca żony jednego naszego znajomego, mąż siostry jego żony, czyli szwagier – whatever zresztą – molestuje swoją trzyletnią córkę. Kurwa. Cała rodzina, która odkryła prawdę niedawno, trzęsie się z wściekłości i wyrzuca sobie, że nic wcześniej nie zauważyli. Kurwa. Sprawa wyszła przez przypadek, kiedy dziecko było u dziadków i nie pozwoliło się wykąpać dziadkowi. Wpadła w histerię i tyle było z kąpieli. Babcia zdziwiona zachowaniem wnuczki zaczęła ją podpytywać o co chodzi. I na tyle na ile potrafiła, trzylatka opowiedziała babci co jej robi tatuś. Kurwa. Grzech pojechał w charakterze konsultanta rodziny pt.: „co teraz kurwa robić dalej”, w sensie, żeby dziecko nie musiało przechodzić przez piekło opowieści po raz nie-wiadomo-który. Kurwa. Pomijając drobny fakt, że zdążył tylko postawić za progiem dwie nogi, położyć torbę i już gnał Cherry Devilkiem na owe konsultacje, to całe szczęście, że ci ludzie okazali takie zaufanie całkowicie w zasadzie obcemu facetowi. Kurwa. Nie ma takich złych życzeń, które mogłabym teraz skierować pod adresem takiego )%%$&^&^&$##.

Z nowin bardziej wesołych:
karetka, która wiozła Teściuniuniunia z Wejherowa do B, miała stłuczkę:))) Bóg chyba istnieje, no doprawdy. Jakaś kobita zasnęła za kierownicą i zjechała na karetkowy pas. Na szczęście (och nie, nie jestem aż tak straszna, żeby Mu życzyć koszmarnego wypadku) podrachała tylko bok karetki i poszła szyba od strony kierocy, to akurat teściuniuniunia ucieszyło, bo pozwolili Mu więcej palić w związku z niespodziewanym montażem klimy:)))
Karetka dojechała już do B. Teściuniuniunio leży w szpitalu za rogiem, rzut beretem od naszej siedziby. Czy w związku z tym powinnam go iść dowiedzić???:))) I czy pójdę??? Ależ.

sobota, 11 sierpnia 2007

Apdejt...

…wyjaśniło się…

Samuray zgodził się wieźć Grzecha nad morze dla moich muffinów z jeżynami i już zapowiedział, że mam przerąbane i będę musiała Mu je piec do pracy po wsze czasy i na wieki wieków amen.

Smakowały im znaczy się:)))

APDEJT BIS

Piknik nam się udał. Dziobak pod wrażeniem domu:
Cleos: Tu jest weranda
Dziobak: Acha??????????
C: Tu wchodzimy do kuchni i mamy okno, lodówkę, zlewozmywak, kuchenkę piekarnik, wejście do spiżarni…
D: Acha????????????
C: Jadalnia
D: Acha???????????

I dalej w ten deseń. Biorąc pod uwagę, że mamy tylko zasypane fundamenty, stwierdzenie Dziobaka „Piękny macie dom” było oczywiście jak najbardziej na miejscu u całkowicie zrozumiałe. Kocham Ją:)))
Zrobiłyśmy grilla z betoników na fundament i prętów zbrojeniowych, a następnie zasiadłyśmy pod Jabłonią co jest Gruszą, w towarzystwie mrówek i pająków i spożywałyśmy. Ogromnie spożywałysmy.
A potem zrobiły się z tego prezentacje samolotów:
Mig
Tupolev
Air Force One
Wilga
szybowiec jakiś
F16
Boeing
i jeszcze kilka
Okraszone komentarzem „From Myszkowice for CNN Cleosia Cleosiowa, good night everybody” – wygłaszanym do butelki po wodzie miast do mikrofonu.
A potem zrobiło się małe ZOO. Były
ryby,
króliki,
konie,
słonie,
krowy,
kury,
kogut,
koza,
świnki,
orangutan,
foka,
dzięcioł,
mysz,
kukułka,
bocian,
wilk,
pies,
kot,
osioł,
coś tam jeszcze.
Nie udało mi się tylko odpowiedzieć na pytanie „Mamusiu jak lobi mlówka?” Ktoś wie? Bardzo chętnie nauczę się naśladować odgłosy mrówek, bo pozostałe wymienione powyżej doprowadziły Smoka do spazmów śmiechu, a Dziobaka do chrumkania. Bosko. Sąsiedzi spacerujący drogą niewątpliwie pomysleli sobie, że „tych państwa to raczej nie będziemy odwiedzać”. Ubolewam, doprawdy.

Alles. Idę się obalić z arbbuzem i winkiem. Nieposiadanie Grzecha w domu bywa tęskniące, ale ma też odpoczynkowo dobre strony:)))

piątek, 10 sierpnia 2007

Sprawy mają się...

…mianowicie następująco.

Grzech zwany też Bobem Budowniczym jedzie z Samuray’em vel Aphazelem nad morze. Dzisiaj wyjeżdżają. I absolutnie nie jest to wypad rekreacyjny – przynajmniej dla Grzecha. Samuray jedzie do Love, Grzech jedzie po samochód Teściuniuniuniów, który stoi w Karwii i czeka na zmiłowanie, gdyż ponieważ Teściuniuniunio spadł był z roweru i złamał sobie kość łonową (gdziekolwiek ją ma). Wersja ostateczna kraksy brzmi tak: jechali przy krawężniku, a chodnikiem szła wygłupiająca się grupa młodzieży. Jeden gośc uskoczył rączo przed drugim, wpadł na Teściuniuniunia, a ten zrobił „chlast” i leży i kwiczy. Alles. W związku spożywczym Teściuniuniunio leży w szpitalu w Wejcherowie, Teściuniuniunia zamiast zadzwonić od razu zadzwoniła do Grzecha po prawie dwóch dniach z awanturą, że MUSI autobusem po nocach się tłuc. Czy ktoś ma jeszcze jakieś wątpliwości dlaczego tej francy nie lubię??? Czy się cieszę z ich nieudanego urlopu??? Hmmm. Szczerze, szkoda mi trochę Teściuniuniunia, bo to niczemu nie winny lać/pantofel/klapek bez podeszwy. Co nie zmienia faktu, że odczuwam zimno wykalkulowaną satysfakcję z faktu, że nie dosyć, że pogody mieli całe 3 dni na 3 tygodnie, to teraz jeszcze i taka siurpryza im się przydarzyła.
Dobra – jestem jędza, podła, mściwa, zołza, cholernica, maupa zezowata – i cóż mi z tego??? Albo się mnie taką kocha, albo nienawidzi. W pierwszym wypadku jestem słodka jak mniód, w drugim… cóż odzywa się moja gorsza strona natury. Z góry współczuję.

No, więc Grzech i Samuray jadą nad morze. Upiekłam misiom puchatym muffinki z jeżynami na drogę, żeby sobie mieli i osłodzili trochę podróż bez klimy. Z góry zaznaczam, że jak się potrują, to to nie była moja zła wola, tylkom się nieco zalkoholizowała z Dużym wczoraj, po czym zabrałam za pieczenie ciastek. Efekt może być różny.

Grzech zadał tylko dwa pytania dotyczące Samuray’a:
1. pali?
2. czy jest PiSuarem?
Odpowiedzi tak-nie uszczęśliwiły go niezmiernie. Niewiele chłopu do szczęścia potrzeba.
Samuray nie zapytał o nic. Albo mnie uwielbia, albo jest niespełna rozumu:))) Zastanawiam się:))) Tak czy siak, nie wiem jak Mu się odwdzięczę – trza obmyśleć jakiś PLAN:))) niekoniecznie podły tą razą.

Ponieważ Grzecha nie będzie cały weekend, muszę jechać na Hacjendę zatwierdzić efekty prac fundamentowych. „Szefowo dobrze zapierdalamy? Dobrze panowie zapierdalacie.” – to z „Nigdy w życiu” jakby kto nie wiedział, ale głowę dam, że w moim życiu to akurat tak i na pewno a nie nigdy – zostanę pierwszym doglądaczem i już po tym weekendzie nie będą chcieli moi budowalńcy Grzecha na budowie widzieć.

środa, 8 sierpnia 2007

Grzech przeszedł...

…transformację. Call him Bob Budowniczy jeśli łaska. Wziął urlop w pracy i jeździ na Hacjendę murować ściany fundamentowe. Pańskie oko konia tuczy i budowlańców też, bo Hacjenda szybko zamienia się w Helpland.

Zabrałam się za przycinanie jabłoni, która okazała się być gruszą. Zdziczałą całkowicie, ale smaczną. Wielkich zbiorów z niej nie będzie, ale lepsze to niż nic. Pod jabłoń-gruszę przyszedł nasz sąsiad zadziwiony, że kobieta z piłą na drzewie siedzi i tnie, a Smok targa spadające gałęzie na stertę przygotowywaną pod ognisko. Rodzinna współpraca taka:))) Nie dałam rady wczoraj wszystkiemu nad czym ubolewam straszliwie, ale mnie burza zaskoczyła i siłą prawie mnie panowie z tego drzewa ściągnęli, żeby mnie przypadkiem piorun i szlag nie trafił. Skończę w weekend.

Straty w ludziach są. Grzech vel Bob pacnął się młotkiem w dłoń, a ja pocharatałam dłonie o korę troszkę. Blondynka – rękawice robocze leżały w laubie budowlańców.

Ale wiecie, jak już skończę z tym drzewem, to będę miała pięknie zacienione miejsce na spoczynek w hamaku, a tuż obok malutki ogródek z płotkiem (for Little John only), gdzie pomidorki, szczypiorek i inne takie będzie sobie plewiła.

Uwielbiam się ciężko fizycznie zmachać – nienormalna jakaś jestem chyba.

niedziela, 5 sierpnia 2007

Raz trzy dziewczyny...

…poszły na jeżyny,
noga lewa, prawa,
jeżyny to za-ba-wa!!!

Iwę oblazły mrówki. Wyparzyła z krzaków niczem baletnica, szpagaty w powietrzu i dziki wrzask wydobywający się z gardła. Przynajmniej już wiemy dlaczego w TYM miejscu było TYLE nietkniętych ludzką ręką jeżyn.

Smok zaliczył glebę i rozciął sobie brodę. Krew kapała na koszulkę, ale dzielnie wytrzymała oczyszczanie rany, a potem z przytkniętym kawałkiem dupenpapieru siedziała na ścieżce i czekała, aż wyjdziemy z chaszczów.

Traktor o dziwo nic sobie nie zrobił.

Wplątałam się w krzak, kwitując to radosnym okrzykiem „nosz kur…o jedna”. ślad na boskim odnóżu pozostał.

Wracałyśmy do samochodu z „Nie płacz Ewka” i „Dwa serca dwa smutki” i „Ogórek” i „Puszek okruszek” i „Zuzia” na ustach. Jakoś mnie nie dziwi, że panowie, którzy biwakowali nieopodal samochodu dziwnie na nas patrzyli: pokrwawione dziecko wojny i dwie drące się wiedźmy – boski widok.

Nie mam już gdzie stawiać słoików z cleosiowym sokiem do cleosiowych drinków. Czy ktoś mi może udostępnić słoneczny parapet???

piątek, 3 sierpnia 2007

Wczoraj rano...

…w radio „Don’t talk just kiss”.

Dziś od rana za mną chodzi:

Bo we mnie jest sex,
Gorący jak samum.
Bo we mnie jest sex,
Któż oprzeć się ma mu?
On mi biodra opływa, wypełnia mi biust,
Żar sączy z mych ust.
Bo we mnie jest sex,
Co pali i niszczy.
Dziesiątki już serc
Wypalił do zgliszczy.

Kogo zmysłów pożogą ogarnie, już ten,
Nie zazna już ten,
Co spokój i sen.
Lecz gdy ofiarę
Trawię pożarem
I żądzą suszę,
Wiem, żem ja cała
Nie tylko z ciała,
Że oprócz ciała mam przecież i duszę!
Bo we mnie jest sex,
Jak chwast ją zagłusza.
Nikt nie wiem, że jest
Pod sexem i dusza.
Więc o takim wciąż marzę, co całość ogarnie
I duszy latarnie
Ze zmysłów wygarnie.
Takiemu ja oddam wśród łez
I duszę, i sex!

A do tego dwa pytania Smoka:
Smok: Mamusiu kto to jest kamikaze?
oraz
Smok: Mamusiu cio to jest sepuku?

Czy na poziomie trzylatki mogą być jeszcze trudniejsze/dziwniejsze do wytłumaczenia zagadnienia???