licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

poniedziałek, 2 czerwca 2003

Jeszcze trochę...

…optymizmu.
Bylismy w sobotę na Matrixie. zyciu takiej chały nie widziałam, nochyba, że ja jakas za głupia jestem i za bardzo blondynka na taki wyższy poziom abstrakcji nie wchodzę. A z tego wniosek, że Grzech też cymbał i osioł patnetowany bo nie skumał nic a nic. Jednym słowem warto było iśc tylko dla perfekcyjnie reżyserowanych scen walki i dla przystojniaka Neo, który nawet kawałek gołego tyłasa objawił:)))
Ale nie o tym chciałam…
Po filmie dla rozluźnienia szarych komórek zmęczonych ciągłym trzymaniem w gotowości dla myślenia nad filmem poszliśmy na piwko tudzież wodę mineralną niegazowaną. Na rynek nasz poszliśmy. Sziedzimy sobie pod urocza parasolką w knajpce żony mojego byłego adoratora, sączymy złociste płyny rozluźniające a tu przyjeżdża furgoczącą BM-ą Śliwa – były absztyfikant Cleosi zresztą. Co mnie wtedy zaćmiło to jo ni wim, jak Babcię kocham, a kocham bardzo. Śliwa zmalał ostatnio, ale i tak kark ma jak byk,czyli szyi prawie wcale, taki goryl, no, jednym słowem. Siedzę sobie patrze, on patrzy, Grzech patrzy:
G: (w zamyśleniu) Będzie siedział…
No i od razy zrobiło mi się lepiej, bo Śliwa haracze ściąga z całych Szombierek, jak się okazało z rynku tez. Ludziska odetchną trochę jak się go zamknie.
No, ale nie o tym chciałam…
… Wysączylismy rozluźniacza i idziem do dom. A tu nagle jak nie lunie!!! Grzech oczywiście cukrowy paniczyk od razu wyrwał w stronę taxówek, a ja mu na to, że nie wsiądę za Chiny Ludowe i może się bajsnąć w zad, jak potrafi. Staliśmy chwilkę pod jakimś zadaszeniem, nawet miałam pomysła coby bryknąć w strugach deszczu, ale Grzech tylko się zgorszył i odburknął, że ja to chyba zdrowa nie jestem.
C: (przymilnie) Chodźmy do domu na piechotę. Będziesz miał kąpiel i miss mokrego podkoszulka za jednym zamachem.
G: Ciebie chyba Cleos obłakało zupełnie.
C: (Baaardzo przymilnie) Grzesiu kochanie moje chodźmy, zrób mi tę przyjemność. Ja tak lubię po deszczu łazić.
G: Jasne, a potem zrobisz singing in the rain* i będę Cię musiał do domu tachać chwytem strażackim.
C: Nie zrobię słowo skauta. Ja nawet butki zdejmę, żeby szybciej było. Pobiegniemy.
G: I nadziejesz mi się na szkło jakieś i spędzimy upojną noc na pogotowiu.
C: (w akcie desperacji) Ty mnie już nie kochasz zwyczajnie… o ja nieszczęśliwa!!!
G: Nie rycz, dobra niech Ci będzie. Zadzieraj kieckę i idziemy. (5 minut później w strugach deszczu) Na co ja się idiota dałem namówić. Nienawidze padającego mi na głowę deszczu… nienawidzę!!!
C: (szczęśliwa, skacząca w sandałach i długiej kiecce po kałużach) Ale za to mnie kochasz!!! A jak ja Cię kocham za ten deszcz to Ty nawet nie wiesz!!!

No i o ten optymistyczny akcent mię chodziło od poczatku:)))

* singing in the rain – w zeszłym roku na urlopie Cleosia tańcząc w deszczu wymachnęła sobie nogą prawą tak wysoko, że noga lewa znajdująca się w kałuży powinęła się, na czym zdecydowanie ucierpiała kość ogonowa Cleosi boląc następny tydzień i uniemożliwiając zarówno densowanie jak i brykanie…ojojoj

8 komentarzy:

  1. … CLEOS – tak czytając Ciebie nie mogę oprzeć się pokusie poinformowania Cie iż ustalenie z jakiego miejsca wysyłasz notki jest dziecinnie proste – oczywiście iniestety internet tak do końca nie jest anonimowy … A tak żeby zaspokoić Twoja ciekawość to napiszę iż piszesz z miasta na poczatkową literę alfabetu (zgadłem ???) i wcale nie jest to zakład produkcyjny – najlepiej to przeczytaj, wykasuj i zapomnij o tej notce

    OdpowiedzUsuń
  2. wiem skąd piszę i wiem z jakiego miasta. I informuję Cię, że nie pracuję w UM:))) a IP bywa czasem zwodne. I jeśli to ktoś znajomy przeczyta to mię to rybka:) Niech czytają… ale dzięki Karols… problem w tym, że nie jestem aż taką blondynką:)))

    OdpowiedzUsuń
  3. … dokładnie chodzi mi o to samo … mnie też rybka … ale szkoda by było gdyby CIE nie było – już wiecej nie będę pisać o tych IP – obiecuję …

    OdpowiedzUsuń
  4. … czyzbym CIĘ czymś dotknął ??? jeśli tak to bez premedytacji
    … a trollowego chłopaczka córusi mi i tak nie żal …

    OdpowiedzUsuń
  5. wypasiony odyniec2 czerwca 2003 20:43

    osobiście nie chciałbym kobiety krytej wcześniej przez goryla… fe

    OdpowiedzUsuń
  6. ‘basnąć w zad’ … to samo co ‘zasadzić kopa’ a’la F.Kiepski czy raczej moze jest to jakas malo znana street-stylowa forma nie-do-w-cipnej kamasutry ?!?

    OdpowiedzUsuń
  7. po pierwsze „baksnąć”, a po drugie to tyle co cmoknąć w tyłek niekoniecznie erotycznie. Powiedzenie „pocałujcie wy mnie wszyscy w d…” znasz? no!

    OdpowiedzUsuń
  8. „bajsnąć” miało być. NO!!!

    OdpowiedzUsuń