licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

sobota, 30 czerwca 2007

Mniej więcej...

…tak to było:

15.10
Wyjechałam z Nowej.

16.00
Dotarłam do domu, gdzie NIE czekał na mnie obiad, chociaż Grzech ma urlop.

17.00 – 17.40
Robienie się nia uBÓSTWO, w celu zrobienia gigantycznego wrażenia na dzikich tłumach.

18.10 – 18.50parę
Jazda do Spaniela. Po drodze psów jak mrówków, jakaś „Akcja wakacje” się zaczęła na świecie cy cuś??? No ale, że za zasadniczo w szkłach mam dobry wzrok, widzę z daleka i ZACZYNAM wtedy jechać przepisowo – dotarłam bez problemów.

20.16 – 20.40cośtam
Dzika podróż tramwajem.

21.00
Mandaryn:))) Panieńskie Spaniela i ciki szau.
Ale po kolei, bo to muszę dla potomnych utrwalić, chociaż nie wiem czy to najlepszy pomysł, żeby Smok to kiedyś czytał. Autorytet matki sięgnie bruku.
Geriavit Band pogrywał, bo trafiłyśmy (5 bab) na końcówkę dancingu. ŁOLAMATKO!!! No dobra, nie można lokalu przekreślać po pierwszych trzech wyfałszowanych taktach. Przynajmniej teoretycznie. Ale czy po dzikim tańcu z samcem w wieku mojego świętej pamięci Dziadka już można??? Bo otóż, taki przykulał się do stolika (wyjątkowo bez pomocy balkonika) i poprosił Cleos do tańca. A że Cleos jak wszyscy wiedzą dobre serce ma, to pomyślała sobie, że może to będzie ostatni taniec z kobietą młodszą niż 60-tka w życiu tego pana. I zatańczyła. Ręce mi powyrywał z zawiasów, całe 2 piosenki patrzył w G jak giganty i brakowało tylko, żeby mu szczęka sztuczna wypadła. Przecierpiałam. Koleżanki miały ubaw, dopóki same nie zostały wyciągnięte na parkiet przez towarzystwo geriatryczne. BUHAHAHAHA dobrze im tak.
Potem przykulał się Kazik Rusałka. No błagam. Imię człowieka niby nie przekreśla, ale za to stwierdzenie „ja tu jestem pierwszy raz, NIE KŁAME” raczej tak. Przynajmniej w moich oczach. Kazikowi Rusałce dajmy spokój, gdyż wdzięczny pseudonim, jakim go obdarzyłam w pełni oddaje uroczy styl tańca jego. Amen.
Po 22.00 zespół zastąpił DJ. Na parkiecie królowała Miss Trykota, lat na oko 40 bliżej do 50 reprezentująca boski styl tańca pt.: suszę dopiero co pomalowane paznokcie (kobiety, które malują wiedzą, jak się czasem nimi macha, chociaż to nic nie pomaga), Mr Pingwin i BOSKA 40, na którą naprawdę patrzyłam z przyjemnością zazdroszcząc figury.
Nie pamiętam o której dosiedli się Mr KitWciskam i Mr NieZdejmęCzapki. Ten pierwszy gadany ten drugi mrrrrrrrrrrauuuuuu. Ten pierwszy podtrzymywał konwersację, ten drugi szeptał mi do uszka (waląc daszkiem czapeczki w moją głowę), jaka to jestem piękna i mu się cholernie podobam i DLACZEGO, ach DLACZEGO jestem mężatką i czy aby NA PEWNO??? Hmmm, niech się zastanowię… Tak jakby. Obydwaj zostali do 4.00 dostarczając nam rozrywki w postaci głębokich wynurzeń tudzież spojrzeń (a spojrzenie Mr NieZdejmęCzapki miał niezłe). Jak również przyznaję ruszał się nieźle (malutkie mrrauu). Ponieważ jednak jak już tu ktoś wspomniał Cleosia dobre serce ma, pozwoliła sobie na jeden tylko z nim taniec, żeby się biedak nie zaślinił na amen. Tiaaa. Konkluzja jest następująca: jestem NAJBOSKIEJSZA och i ach, i te RUCHY och i ach, i to straszne, że ZAMĘŻNA och i ach, HEART BREAKER och i ach i co ja robię tuuuu:))) Ja nie wiem, czy naprawdę te samczyki z gatunku Mr NieZdejmęCzapki myślą, że znajdą w takim Mandarynie miłość życia, czy jak??? Bo gdyby szukał orgietki poszedłby do blond-czarnej dziwy w lamparcie (tfu) cętki, co to oblizała migdałki 3/4 facetów w lokalu. Nie kumam.I jeszcze, żebym była jakoś wyzywająco ubrana i waliła seksem po oczach… ale nie… zwyczajnie, na czarno, po prostu (podobnie jak przy Panu Blekocie z Ugandy- ratunku). Bo jeśli to się bierze z tańca to jestem skazana jak na Shawshenk, no nie potrafię inaczej i tyle.

4.30-5.03
Powrót do domu. Jedzie sobie Cleos jedzie, a tu na takim kosmicznym skrzyżowaniu w Będzinie RADIOWÓZ. Cleos sobie jedzie grzecznie, a panowie machają… przez okno… i się cieszą jak gupi do sera. Bosko. Do granic Będzina dojechałam z eskortą machającą. Nadal nic nie rozumiem.

5.03 – 5.20
Spacer z psem, na który wykopał mnie Grzech. Bestia bez serca.

5.45 – 8.00
Błogosławiony sen zakończony potwornym „Mamusiu, mamusiu obudź się już polanek. Wstawaj już.” Ubiję Ją kiedyś jak pragnę zdrowia.

A potem poszłyśmy po trociny dla Hermana. 100 cm trzyletniego człowieka dyrygujące psem na smyczy „Taktol noga!!! siad!!! nie ciągnij mnie gupku” to widok przedni:))) A pies słuchający bez szemrania 100 cm trzyletniego człowieka to chyba wybryk natury. Ludzie się za nami oglądali z uśmiechem.

Niniejszym na ręce, a raczej oczy Spaniela składam raz jeszcze podziękowania. Było super. Musimy to koniecznie powtórzyć w większym gronie i niekoniecznie jako Twoje kolejne panieńskie.

piątek, 29 czerwca 2007

Tam...

właśnie niech mnie ktoś zabieże. Pliiiiiiiis:)))

Z tego po przeróbkach powstał projekt Hacjendy. Zmieńcie sobie kolor elewacji na zielono-piaskowy, z prawej strony za drzewem garaż, piętro na całej długości parteru i będzie. Jutro kopią fundamenty:))) I już za parę dni, za dni parę, będziem TU ludzom zawracać gitarę:)))

TU jadę we wrześniu, a TU w listopadzie.

Mały John już niedługo wraca Z . Jakoś tak doczekać się nie mogę.

Musicie mi wybaczyć, ale mi się w domu nie wstawiają linki, to korzystam póki mogę:)))

czwartek, 28 czerwca 2007

Podpisaliśmy cyrograf...

…i już jakby nie ma odwrotu. Hacjenda musi stanąć i kropka. Z moim hamerykanckim gankiem, z kominkiem, tynkami strukturalnymi i murowaną kuchnią. Dziwactwa takie. Tymczasem mnie ogarnia zmęczenie – odrobinkę. Potrzeba samczej opieki rośnie z dnia na dzień. Żeby mnie ktoś przytulił i powiedział, że załatwi, że będzie dobrze, że czym się martwisz głupia babo. Dziobak, Iwa, Who, Marchwiak wspierają dzielnie i jestem im wdzięczna, ale nie o to loto Moi Drodzy. Jęczybuła jęczy i jojczy, a ja zamiast cieszyć się budującą się na horyzoncie przyszłością jestem zmuszona stawać na głowie i wymyślać pocieszenia i rozwiązania. Przykład??? Wczoraj wyczytał w GW o kolei PLANOWANEJ w naszej okolicy. No umówmy się, że express za płotem to nie jest szczyt marzeń. O matko, o Jezu, o ludzie kochani co to będzie, po co nam ten dom tam, kredyt trza odwołać!!! Nie zrobił NIC. Zadzwoniłam do Urzędu Marszałkowskiego, gdzie podano mi telefon do Pana Dyrektora PKP Oddziału Katowice. Zadzwoniłam i tam i okazało się, że to KONCEPCJA i w ogóle nie wiadomo czy linia kolejowa powstanie, bo nawet nie mają jeszcze mapek geodezyjnych. Uzyskanie informacji, że cokolwiek będzie wiadomo dopiero jesienią nie kosztowało mnie nic. „Proszę się na razie nie przejmować, bo my sami nie wiem czy a jeśli tak to gdzie.” Dziękuję. Tymczasem uspokojenie Jęczybuły kosztowało mnie kilka godzin nerwów i przekonywania, że będzie dobrze. Zmęczyłam się.
Zmęczona jestem trochę tym, że muszę ZAWSZE twardo stąpać po ziemi, mieć jaja i robić za opokę i ostoję. Silne męskie wsparcie pilnie potrzebne, bo w przeciwnym wypadku stracę nadzieję, że faceci w ogóle jeszcze potrafią być przewodnikami stada. Póki co nie dostrzegam w pobliżu mnie żadnego. Mam za silną osobowość??? Za dużo wymagam??? Czy po prostu oni idą na łatwiznę pt.: jeśli ona potrafi to ja nie będę się wysilał???

Niech mnie ktoś przytuli…

poniedziałek, 25 czerwca 2007

Czy ktoś mi może...

…po znajomości umorzyć ukatrupienie Jęczybuły??? Proszę…
Wszystko idzie, jak iść powinno. W sobotę koparka, we wtorek okna, kuchnia się projektuje, budowlaniec jest aniołem. Ale Jęczybuła zawsze znajdzie powód do martwienia się, jojczenia i kręcenia główką. Ubiję i pójdę siedzieć, jak pragnę zdrowia. Albo się rozwiodę i postawię tę Hacjendę sama…

W ramach relaksu, po bojach do ostatniej kropli krwi zostały mi do przeczytania biografie Churchilla i Joanny d’Arc oraz „Świat kobiet mafii”. Świat pełen jest podpowiedzi, jak rozwiązać swoje problemy:)))

sobota, 23 czerwca 2007

Pojechaliśmy...

…na bytomską Noc Świętojańską z Operą. Do Dolomitów. Na Barona Cygańskiego (by Strauss Jr. – info for Samuray). I było 15 gigantycznych ognisk na wzgórzach, że niby Cyganie tam obozują. I tabor, i cygańska kapela, i bryczki i konie. W przerwach przy zmianie dekoracji szczudlarze, żonglowanie palącymi się pałeczkami, połykacze ognia. Wszystko bosko, tylko nagłośnienie trochę kiepskie, ale dla dobra sztuki „Wielka sława to żart…” odśpiewałam Smokowi do ucha solo:))) A potem pokaz sztucznych ogni, na którym obie z rozdziawionymi gębami wzdychałyśmy „ach” i „och”. Trochę padało, ale co tam:)))
Wróciliśmy do domu przed północą, dzięki czemu Smok padł jak kawka.
…A dziś pierwszy raz od 650 lat, czyli odkąd nastał Smok mogłam pospać weekendowo do ….. UWAGA…… 8.20:))) Boszzzzz, jaka jestem wypoczęta.

czwartek, 21 czerwca 2007

Wkurw wszechczasów...

…czyli historia 20 sekund.

Przyszło awizo. Pojechałam na pocztę. Oberwała się chmura. Do poczty z auta miałam kilka kroków. Nie miałam czasu na czekanie, aż przestanie padać. Wysiadłam. Pognałam. Okazało się, że awizo jest źle wystawione. Wkurw. Wyszłam z poczty. Pognałam. Wsiadłam do auta. Dotarło do mnie, że ociekam. Od stóp do głów. Miss mokrego podkoszulka kurna. I spodni. I wszystkiego. Wkurw wszechczasów. Mając w perspektywie zakupy i brak czasu na przebranie – megawkurw wszechczasów.

Ostatecznie dotarłam do Czerwonego Sklepu mokrusieńka, zrobiłam zakupy wzbudzając tylko lekką sensację (kto widział cleosiowe G jak giganty, ten wie o co chodzi z tą miss), po czym udałam się na właściwą pocztę, gdzie oflagowana zapowiedziałam, że nie wyjdę dopóki mi nie dadzą listu. Dostałam. Niekoniecznie po mordzie. Najciekawsze w tym wszystkim jest to, że kiedy Grzech musiał już wysiąść z auta z nieba nie spadła ani jedna kropla. Nie ma sprawiedliwości na tym świecie!!!

A może to jest znak od niebios, żeby wystartować w konkursie???:)))

wtorek, 19 czerwca 2007

Kretynka, debilka...

…vel Cleośka wymyśliła sobie romantyczną pierwszą rocznicę. (Bo jakby ktoś nie zauważył 17 stuknął roczek życia w stadle zalegalizowanym.) No więc wymyśliłam sobie, że chciałabym żeby było romantycznie, słodko do obrzydliwości, na rankę pojadę z Grzechem, będziem się przytulać, gzić i miętolić, a potem zedrzemy z siebie co tylko będzie do zdarcia i będziemy się przytulać i gzić i miętolić. Wymyśliłam sobie i co zrobiłam??? Wspomniałam tydzień przed ową rocznicą, że słyszałam o Parku Miniatur w Inwałdzie i że tam podobno fajnie jest, to moglibyśmy KIEDYŚ pojechać. Jaki był tego efekt??? Grzech rocznicowy wypad zaaranżował do Inwałdu, ze Smokiem, w upale. Nici z przytulania, miętolenia i zdzierania czegokolwiek oraz randki w ogóle. I nie to, żebym była wyrodną matką, o co to to nie. Maluję ze Smokiem i Smoka, budujemy domki/samochody/traktory z klocków, chodzimy na deszczowe/słonecznie spacery, na karuzele i duperele, piszę bajki, kołysanki, wiersze i jak trzeba pierdziałabym jak Swanky z Ufolągów. Raz jeden chciałam pojechać BEZ Smoka. Problem w tym, że On musiałby poprosić Teściuniuniuniów, żeby zostali z wnuczką, więc wolał się nie wysilać. Krew mnie zalała.
Obiektywnie przyznaję, że wypad był miły, pogoda piękna, Park Miniatur ciekawy choć myślałam, że będzie większy, obiad dobry, a na koniec w aucie zasnęłam romantycznie. Nie o to loto, bo loto o to, że mam jakby trochę dosyć bycia kobietą z inicjatywą. Jak sobie/nam nie zorganizuję (patrz np.: kolacja walentynkowa), to nie mam. BO generalnie staranie się o urozmaicenie związku jest fajne i kręci mnie wymyślanie nowości/nowinek/dziwności. Mogę się przebierać za Panią Mikołajową w wersji PlayBoy, mogę aranżować kolacyjki i ranki w parku, mogę rozstawiać cholerne świeczki w sypialni dla zrobienia nastroju. Mogę, a jakże. Ale raz jeden na 6 lat chciałabym wejść do tej zakrochmalonej sypialni i już tam te świeczki zastać zapalone. Tymczasem w głowie już mi świta kilka pomysłów, które cisną się do tego łba same i biją na głowę sesję zdjęciową i świeczki i całą resztę. I tylko zastanawiam się czy to Go jeszcze bardziej nie rozpuści/rozpieści/rozwydrzy/rozleniwi???

Przykazanie na dziś:
Przy kolejnym mężu udawać sierotkę Marysię z zapałkami, co to zero inwencji, inicjatywy, pomysłów i w ogóle dwie lewe ręce i nogi.

środa, 13 czerwca 2007

W zeszłym tygodniu...

…na parterze było wesele. W sobotę. Ojciec alkoholik, matka dozorczyni, ona 17 lat bez szkoły, on ? lat zamiata ulice, w domu stado młodszego rodzeństwa. Balowali do nocy, goście na podwórku urządzali tańce i hulanki. W niedzielę poprawiny. Dobrze, że im się żałoba skończyła po tym, jak syn uciekł z domu i policja znalazła go po 3 miesiącach w kanale głową w dół, bo inaczej impreza byłaby kiepska raczej. Zupełnie nie rozumiem JAK ludzie, którzy dla 4 osobowej rodziny nie mają dochodu nawet na poziomie średniej krajowej MOGĄ urządzać takie wesela. Całkowity brak rozsądku? Czy może nasze śląskie zastaw się, a postaw się?
Wczoraj powód rozpaczy weselnej matki dozorczyni stał się jasny. Ona lat 17 jest w ciąży. Nie ma to jak na przymuszone wesele wydać tyle ile starczyłoby dla powodu wesela, czyt. dziecka na kilka miesięcy. Jakoś mimo wszystko nie życzę im szczęścia, bo wszystko zniosę, ale głupoty nie lubię.

Skończyłam malować transparent dla Małego Johna. Wczoraj o1.00 w nocy skończyłam. Dziś ledwie widzę, ale za to jak sobie pomyślę, jaką Mały John będzie miał minę, jak wysiądzie z autobusu i zobaczy…:))) Już mi się pychol cieszy.

Pora zabrać się więc za malowanie dyplomu dla Nadwornej Fryzjerki, która zrobiła mi boski baleyage oddalający blondi w siną dal, far and away. A jakże.

Dopóki nie byłam kierowcą, a jedynie pasażerem, jakoś mnie piesi nie wkurzali. Teraz szlag mnie trafia na ludzką głupotę i bezmyślność. Mam takie miejsce w drodze z pracy do domu, że jeśli na odcinku 500 metrów wyskoczy mi pod samochód tylko jedna osoba, to jadę do domu szczęśliwa, że tak mało. Wyłazi to to na drogę, nie patrzy gdzie lezie, bo po chuj żyć wiecznie. Drzwi z zaparkowanych samochodów otwierają bez patrzenia, wyjeżdżają z poporządkowanej. No ja przepraszam. Klnę jak szewc, a jak trzeba, to uroczo drę się przez okno )*&^&^%%$%^&&&^%^%$. A co!!!

No Misie, plan strategiczny jest taki, że wczerwcu dostajemy kredyt i ruszamy z budową. Trzymać mi tu kciuki ręcamy i nogamy, bo jak nie…

A tu —-> www.um.bytom.pl w reportażu zdjęciowym z „Widowiskowych walk” jestem na jednym zdjęciu:))) Byłyśmy sobie z Kate pooglądać ciasteczka:)))

sobota, 9 czerwca 2007

Gdybym tego nie zobaczyła...

…na własne oczy, to za Chiny Ludowe nie uwierzyłabym.
Ona wzięła, położyła się na makaronie i POPŁYNĘŁA najpierw NA PLECACH, a potem NA BRZUCHU. Obiektywnie muszę przyznać, że do krytej żabki Jej jeszcze daleko, ale PŁYWAŁA!!!

Jestem doprawdy obrzydliwie rozdęta z dumy:)))

piątek, 8 czerwca 2007

Skafandra jest drugą...

…znaną mi osobą, po Calenduli, której w necie gwizdnięto dziecko. I tożsamość niejako. Wkurw mnie bierze i cisną się na usta słowa dosyć nieparlamentarne pod tytułem: po kiego chuja wafla jakiś skurwysyn niedowartościowany z pojebanym życiem w mordę jeża i wypaczonym brakiem mózgu robi coś takiego??? I można mu za to dowalić tylko prawami autorskimi!!! A to, że skafandrowa Weronika przerobiona została na pożal się Boże Marysię, calendulowa Ania na kogośtam, bo nie pamiętam to psikut??? Nosz kurwa mać!!! Ludzie są jednak centralnie przepraszam za wyrażenie – popierdoleni!!!

środa, 6 czerwca 2007

TYLKO DLA...

…CZYTELNIKÓW O MOCNYCH NERWACH!!!

Czytam temu Smoku bajkę na dobranoc. Nagle…
Smok: EKHE EKHE EKHE (dostaje ataku dramatycznego kaszlu z łapaniem się za gardło i iście mistrzowskim padem na łóżko)
Cleos: Co się dzieje Smoku?
S: Mam alelgie
C: Na co?
S: Na ciebie.

Nie mam pytań:)))

niedziela, 3 czerwca 2007

W odpowiedzi...

…na pismoo z dnia 10 maja br., niniejszym informuję zainteresowanych reporterów Forum O Co Chodzi w Mordę Jeża – Zadziora i Spaniela, że udałam się do wiadomego sklepu i spędziwszy tam 2 bite godziny wyszłam z: bordową bluzką z kwadratowym dekoltem by NafNaf, różową bluzką z paskiem wiązanym w talii by NoName, brązową bluzką by Atmosphere, spódnicą bojówką by Billabong oraz spódnicą różową ukośnie ciętą, by Amaranto. We wszystkim wyglądam najboskiej.

Hacjenda w ciągu pół roku potroiła swoją wartość, a w zasadzie nawet poczworzyła, ale mi się nie chce tych procentów liczyć. Mówcie mi BOGACZKO:)))

Smok w ramach Dnia Dziecka poza ogromem innych rzeczy i wymaroznym odkurzaczem, dostał też teatrzyk. Teatrzyk składa się z drewnianej sceny, drewnianych drzew i wież oraz drewnianych kukiełek. Wszystko w kolorze drwewna, gdyż sprytny producent załączył do zestawu farby. No to siedzimy już trzeci dzień na podłodze w kuchni i malujemy. Smok dziabdzia kukiełki na całoczarno, albo całozielono, albo całojakośtam i cieszy się niemiłosiernie. A kiedy idzie spać, Grzech oddziabdziowuje kukiełki pod gorącą wodą i maluje rycerza na szaro (zbroja), kolorowo (pióropusz), czerwono (tarcza), żółto (miecz) i cieszy się niemiłosiernie. Twierdzi, że nie może patrzeć spokojnie, jak rycerz stres przeżywa będąc obdziabdziowanym na sraczkowato w całości. A poza tym podobno lubi takie malowanki. Mam więc dwoje upapranych farbą dzieci, po których i tak poprawiam, nadając kukiełkom trochę trójwymiarowości cieniami i innymi takimi bzdetami.

Pojechałam dziś do lasu po chaszcze i kwiatki. Jakoś tak mi do głowy nie przyszło, że po deszczu w lesie będzie letko mokro. Wyszłam więc z lasu mokra po pas, w butach mi chlupało, spodnie wydłużyły się pod ciężarem wody o 20 cm. Ale za to wróciłam do domu z naręczem kwiatów, część z nich po drodze podrzucając Who. (Mam nadzieję, że mi to Who wybaczy, żem się tak wrąbała prosto z trasy i bez zapowiedzi niemalże przeszkadzając w sprzątaniu po jaszczurce. A propos Dear Who czy jaszczurka dostała w końcu imię???)

A potem poszliśmy rodzinnie na Rynek, gdzie było przedstawienie „Cukierki”, z którego zrozumiał coś chyba tylko Smok i trochę ja, za to Grzech ni w ząb. Na koniec przyszli Kibice, bo Polonia wygrała 3:1, więc porzuciłyśmy Grzecha i pognałyśmy we dwie drzeć się razem z nimi „Poloniaaaa, Poloniaaaaa na zawsze w sercach naszych jeeeeeeeeeeeeeest”. Zgadnijcie czy Go to zachwyciło???:)))