licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

wtorek, 30 listopada 2010

Od Grazina...

…dostałam książkę. Skończyłam przed chwilą. Zapatrzyłam się w Narnię za oknem, taką czarno-białą jak podobno ja jestem. I pomyślałam sobie jakie te książki bywają prawdziwe, jak bardzo odzwierciedlają to, co wokół, w przeszłości, w teraźniejszości, w przyszłości może? Czy to była/jest fikcja? Nie wiem, ale…

„Jesteś moją igłą w stogu siana. Znalazłam cię. Ale nie chcę się tobą ukłuć, jasne?”
Hera Lind „Czarodziejka”

poniedziałek, 29 listopada 2010

19 grudnia...

…Misie Moje Puchate odtańczą taką rumbę, że szczęka opadnie proboszczowi, prezydentowi i kto tam jeszcze będzie na tej gali. Taki mamy plan. Najbardziej ze wszystkiego cieszy mnie to, że dziś po raz pierwszy ONI mieli pomysły, jak można coś zatańczyć, jak można zakończyć przygotowaną przeze mnie choreografię. Dyndaniem, uciekaniem i szpagatem konkretnie. Rozwijają się, a przy okazji mam z Nimi taki ubaw, że już Im dzisiaj zaproponowałam, żeby jeździli po domach wariatów jako antidotum na każdy rodzaj obłąkania. Doprawdy po dniu w pracy relaksuję się i czuję, jak mi w żyłach zaczyna krążyć nieznany nikomu innemu rodzaj dopalacza.

No, to teraz musimy to jeszcze pięknie dopracować i bydzie:)

A potem nauczę Diaboła

niedziela, 28 listopada 2010

Mam za oknem...

…taką Narnię, że mucha nie siada. I już mi nie psuje widoku nieotynkowane okno, jeno podnosi wartość artystyczną widoku ściana w kolorze ecru (czy coś w ten deseń – zdania są podzielone).

Mam fazę na turkus. W sensie koloru, a nie kamieni, gdyż kamienie posiadam w znacznej ilości już. Teraz należy zanabyć (by Who) turkusowe odzienie. Wczoraj szalik i pasek, tydzień temu spódnicę i bluzkę, miesiąc temu kozaczki. Uwielbiam dwukolorowe zestawienia, a turkusowy komponuje mi się idealnie z czarnym. W innym zestawie szary z czerwonym, tudzież czarny z czerwonym. Klasyka, że aż bleeeh. No, ale co ja na to…

…ano nic. Dobrze mi z tym.

Z rozwalonym tynkiem nad innym oknem również:)

sobota, 27 listopada 2010

Grrrr...

…miałam plan na weekend, ale się był spierniczył. Tak ot, z uśmiechem na ustach. Nienawidzę, jak mi ktoś w ostatniej chwili zmienia plany i stawia pod ścianą!

APDEJT:
Na chwilę obecną 38 minut spóźnienia… Ghhhhhhrr

APDEJT II:
1 godzina 10 minut i gdyby Diaboł nie zadzwonił, nawet nie wiedzielibyśmy, że jeszcze nie wyjechali z domu. Bo po grzyba dzwonić i uprzedzać o spóźnieniu?

APDEJT III:
1 godzina 46 minut. A pierwotnie mieli przyjechać na 14tą. Jakby nie było oczywiste, że to pora obiadowa w niemal każdym niemal normalnym domu. Tłumaczenie na teraz, cyt: „dziecko nam się zesrało przed wyjściem”. Zaraz mnie szalg trafi nagły jasny. A Diabołowi zapowiedziałam, żeby mi nie dał ni łyka wina, bo mogę nie zdzierżyć i wygarnąć prosto w twarz.

piątek, 26 listopada 2010

Zamówiłam...

…ławę do salonu. Nazywa się o ironio „Arkadia”. Tfu. Piękna jest i jak tylko ją zobaczyłam nie chciałam żadnej innej. Nadejdzie pod koniec przyszłego tygodnia – mnią:)

czwartek, 25 listopada 2010

Miałam podły plan...

…,który się był uknuł na wczoraj. Mianowicie zrobiłam z podwójnych kartek A3 tytki, opisane pięknie markerem „MultiKleoś Popcorn”, wypełniłam je opisaną zawartością (uprzednio otwierając okna na przestrzał i przesypując zawartość z torebki fabrycznej do tytek na balkonie pośród śniegu, żeby w chałupie nie został zapach, a następnie pakując je do szafki, co do której mam pewność, że Diaboł się do niej nie zniży), dla unicestwienia popcornowego smrodku, który być może jednak został przypaliłam tosta, żeby było czuć tylko ten węgiel na nim:), do kinowych kubków z rurką  z dzieciowych zestawów wlałam wino, ustawiłam krzesła i popełniłam V.I.P.owskie wizytówki, żeby Diaboł wiedział, gdzie ma zad posadzić, nagrałam skrzeczącym głosem a la dworzec kolejowy na dyktafon zapowiedź o seansie i prośbę o wyłączenie telefonów komórkowych, przyciemniłam światło, po czym zawołałam Diaboła, który siedział i odwalał ze Smokiem (wprowadzonym w konspirację) wierszyki logopedyczne na „trz”, „wsz”, „ws”, „chw”. Odtworzyłam zapowiedź i włączyłam telewizor. A tam  seans mianowicie taki. Jak w prawdziwym kinie naświniliśmy popcornem na podłodze (chyba koty zeżarły to potem, bo po zapaleniu światła niczego nie znalazłam), tylko jakiś idiota w  tym kinie wprowadził reklamy w połowie filmu.

Myślę sobie, że podłe plany bywają prawdziwie podłe:) Knuję kolejne…

niedziela, 21 listopada 2010

Od wczoraj...

…dzwonię do Dużego. Wczoraj delikatnie – raz, z jakąśtam informacją, nawet bardzo prawdopodobne, że nieistotną. Do domu i na komórkę. Nie odebrał, nie oddzwonił – trudno. Lekko mi zapikało ostrzegawczo, ale ponieważ…

…potem byliśmy na karczmie barbórkowej to jakoś mi umknęło, że powinnam się zacząć zamartwiać.

Dzisiaj dzwoniłam od rana. Raz na komórkę, raz na domowy, znowu na komórkę, kolejny raz na domowy. Echo. Lekko zaniepokojona zaniepokoiłam MJ w Neapolu, żeby się dowiedzieć kiedy ostatnio rozmawiała z Dużym, bo ja w czwartek i może Jego zwłoki już zaczynają się rozkładać. Rozmawiała w piątek, znaczy zwłoki jeszcze nie zdążyłyby nadgnić. MJ zadzwoniła do Dużego – nie odbiera. Zadzwoniła do mnie z tą jakże radosną informacją, bo na mnie w sumie mógł mieć focha o te nasze polityczne sprzeczki i nie chcieć ze mną gadać, ale z MJ jako stęskniony małżonek (ekhe) powinien chyba. No, nie gadał.
Przedzwoniłam jeszcze jakiś pierdylion razy, a ponieważ abonent był uprzejmy mieć mnie w dupie ubrałam się, z mocnym postanowieniem, że nawet gdybym musiała wzywać straż pożarną do wyważania drzwi to wejdę do Ich mieszkania. Po trupach, albo po trupa jak kto woli. Możeliwe również, że właziłabym przez balkon – w sumie nie pierwszy raz w życiu, więc luz. Miałam gdzieś oczywiście klucze do MJ i S-ka, ale Duży zabrał je jak swoje zatrzasnął w garażu i nie oddał. No więc z taranem i łomem w oczach, kiedy już stałam w butach i kurtce gotowa odkrywać zwłoki w mieszkaniu parę przecznic dalej, zadzwonił Duży…

…Ta rozmowa nie nadaje się do powtórzenia, ale jeszcze chwila a zwłoki, które miałam odkrywać  sama wyprodukowałabym telefonicznie i uwierzcie mi, że to się da zrobić. Bo „w Tesco byłem i nie słyszałem”, a wczoraj? „A wczoraj siedziałem cały dzień w domu widocznie nie słyszałem.” Aparat słuchowy na Mikołaja i Buerlecithin pod choinkę, żeby łoś jeden nie zapominał oddzwaniać. No żesz o ja pierdykam!

Reanimowałam się już po 3 zawałach i ogólnej palpitacji wszystkiego, ale jeszcze mi do końca nie przeszło. Następnym razem ubiję gada, jak pragnę zdrowia!

sobota, 20 listopada 2010

Niniejszym oświadczam...

…,że w końcu zrozumiałam siebie. Mianowicie ściągnęłam Last Chaos – grę RPG – sama. Myślę sobie będę elfką czarodziejką, będę sobie jeździć na smoku i napierdzielaćtrole, a co mi tam. Tak se pomyślałam. Zainstalowałam, odpaliłam… minęły 4 minuty…poddałam się. I jednocześnie zrozumiałam dlaczego totalnie nie rozumiem fascynascji Diaboła Chaszczami. Gdyż ponieważ mnie to zwyczajnie za bardzo męczy, żeby w ogóle miało szansę zrelaksować. No serio chciałam sprawdzić, obczaić, przekonać się i może odkryć w tym jakieś kolejne hobby. A tu tak: grafika cudna, postać jak z bajki… ale te wszystki opisy, sagi, poziomy postaci, milion ikon, pierdylion pierduśników, pierdyliard pierdylionów napisów. Trzeba siedzieć, czytać, poznawać, uczyć się. I to nie, że niby tępa jestem. Zwyczajnie za dużo potrzeba do tego zachodu, żeby mi się chciało chcieć i żeby mnie to mogło zacząć bawić. Tak sobie właśnie zanalizowałam, po czym zaskamlałam do Diaboła, żeby mi to cholerstwo odinstalował i wypierdykał w kosmos – nie chcę tego mieć. Bo tak chyba mam, że jeśli relaks ma być ciężki to tylko przy książce – mogę wchłaniać ciężką historię, reportaże, dramaty do płaczu, literaturę niekoniecznie łatwą. Ale graficznie musi być prosto w obsłudze – i to się tyczy i gier i jak właśnie zauważyłam seriali. Mam się odmóżdżyć, a nie skupiać tak, że śmierdzi niemal.

No, ale chciałam tak? Dobre chęci… no dobra, pójdę do tego piekła po brukowanej drodze, co mi tam… byle na końcu w kotle siedział Diaboł i prosto było do Niego trafić.

czwartek, 18 listopada 2010

Dziś dla odmiany...

…za dziadkiem w kaszkiecie… 50 km/h przez cały Starganiec – doprawdy myślałam, że mnie krew zaleje dziewicza. Ani pół kilometra szybciej, nie, absolutnie, nigdy w życiu. Kiedy go wyprzedzałam w Kochłowicach grzebał w schowku totalnie NIE PATRZĄC na drogę – widać było tylko ten kaszkiecik w kratkę. Dżizus. Po traumie w Oszołomie, który zajął mi półtorej godziny, kiedy normalnie zajmuje 50 minut – gdzie babcie z obłędem w oczach galopowały od półki do półki, od kosza do regału, kłębiły się przy kolorowych rajstopach (se myślę, że niebieskie rajty idealnie podkreślą stylową linię żylaków babci lat 80) – doprawdy taki powrót do domu to jest to o czym marzą Cleosie. Matkoblosko!

A potem się wdałam jeszcze (ku własnej zgubie – Cleos kretynka jesteś) w dyskusję o lokalnych politykach z Dużym. Ale był dym! I skry!

Za to teraz mogę się relaksować przy nowym, dostanym Vitasie (special thanks to Grabarka). Już mi lepiej.

środa, 17 listopada 2010

Wypiłam lampkę...

…wina. Komentarz Diaboła? „Dobrze Cleoś, że ty nie pijesz red bulla.” Nie bardzo chciał mi zrobić drinka, ale od czego się ma siłę perswazji??? Z drugiej strony takiej ilości podsakiwania i klapsów w tyłek i święty by nie wytrzymał:)

Hik…

wtorek, 16 listopada 2010

Jak widzę...

…wylakierowaną paniusię, z fryzurą wyglądającą jak milion dolców, z tipsami a la ta brzydka ze szczurzą gębą, no jakże jej… Jolanta R., w okularach słonecznych w szary dzień, w aucie za drugi milion wyjeżdżającą na skrzyżowaniu z PODPORZĄDKOWANEJ i patrzącą TYLKO w JEDNĄ stronę, to wychodzi ze mnie męski szowinista, seksista i każdy dowolny -ista, który wytargałby taką lafi… kierowcę od siedmiu boleści zza kieronicy i wyszorował jej chaszczem  pobliską studzienkę kanalizacyjną. No ja pieprzę, co za bezmyślność/brak uwagi/umiejętności prowadzenia pojazdu/debilizm! Wyładowała mi się pół metra przed maską, patrząc w DRUGĄ stronę, żeby jej powietrza po stronie pasażera potencjalny jadący nie wymiętosił, jak już w nią wjedzie. Jak pragnę zakwitnąć, gdybym miała kupę kasy i twardsze niż Wiśnia auto, takiego o  na przykład, to bym się nawet nie zastanawiała ułamka sekundy, tylko zmasakrowała jej te tipsy i karoserię, żeby sobie kretynka koncertowa wbiła do głowy, że w lewo-w prawo-(jak jesteś ślepa i nie masz refleksu to jeszcze) w lewo i potem dopiero jedź pindo wytapirowana!

UGH!

Jeszcze mi mnie przeszło, ale pewnie przejdzie, bo będę dzisiaj słuchała jedynych, niepowtarzalnych komplementów do doktora DOwCIPNEGO – to mi zawsze poprawia humor.

niedziela, 14 listopada 2010

No to mamy...

…towarzystwo geriatryczne z początkami zasiedzenia i zastania w stawach:) Taka reflekcja poimprezowa, zgłoszona w trakcie chyba przez Diaboła. No bo tak: dwie karmiące, dwie inkubujące, czworo kierowców, jedna lecąca dalej i my. Dzicz i hulanki zaiste:) Dyskusje jak zwykle głębokie, o otwieraniu trumien na pogrzebach, o chorobach wszelakich, o inkubacji i prowadzącym do niej seksie. Standard znaczy. Można odczuwać lekki niedosyt upojenia alkoholowego (wszyscy nie mogli), lekkie braki w ruszaniu dupkami (tylko Who kiwała się na krześle lekkawo), ale w kwestiach konwersacyjnych  należy odczuwać pełne zaspokojenie. Dobprawdy, gdybym miała kiedyś wylądować w altesheimie, to ja bardzo proszę DOKŁADNIE w tym towarzystwie. Z nudów nie umrzemy, a personel z wycieńczenia/wyczerpania owszem.

Dzięki składam na liczne ręce oraz dozgonne wyrazy wszystkiego. I love U serio serio:)

piątek, 12 listopada 2010

Smok...

…zaczyna mi podbierać skarpetki. Jeszcze chwila i będzie chciała pożyczyć biustonosz albo inne spodnie.

AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!
DZIECKO MI DORASTA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

APDEJT:
Zakończyłam część przygotowań. Zatem: zakupiono, wyprasowano, upieczono, wymieszano, ugotowano, pozamiatano, umyto, odkurzono, umyto gdzie indziej, wytarto. Padnięto na pysk. A jeszcze mi została łazienka na dzisiaj -  BO TAK!

czwartek, 11 listopada 2010

Jak czytam...

…wypowiedzi Kaczora, to mi się słabo robi. Na pocieszenie staję na wadze, a tam 6 kg mniej. Dla rozluźnienia wskakuję na drabinę i myję okno. Kwiatki już wyprałam. Dobry początek dnia – z wagą w tle szczególnie:)

APDEJT:
Zadzwoniłam do Ciotki Kapo z informacją jak się Smok czuje, bo od wczoraj gorączka 39 i więcej i ogólny zgon. Drożdż przekazywał, że Ciotka prosiła o info to zadzwoniłam. I zrobiło mi się ciepło w okolicy kamienia zwanego sercem. Bo Ona do mnie „słoneczko” i „kochanie” i „całuję was mocno”. Jakby w ogóle nie było żadnego rozwodu, kwasu, niechęci. Ma kobieta klasę – naprawdę, jako jedyna w całym tym klanie. A ja myślałam, że Ona, tak kochająca Drożdża będzie mnie nienawidziła po grób za zrobienie mu kuku. Zawsze mówiłam, że to babeczka o wielkim sercu, tylko trudnym charakterze i trzeba mieć podejście. A oni wszyscy, ci drożdżowi z jednej strony ciągną z Niej kasę i korzyści wszelakie, a z drugiej odsądzają od czci i wiary za różne dziwactwa. No ma, i co z tego? Serio, poczułam się wyjątkowo fajnie.

środa, 10 listopada 2010

Niniejszym władzą...

…nadaną mi przez Mój Majestat ogłaszam dzień 11 listopada Dniem Zakończenia Robót Jadalnianych! Proszę powstać i do hymnu

„Jadalnia nasza już nie przestrasza
i nie ma bata, piękna jak i cała chata.”

Po hymnie.

Jutro z rana w ramach świętowania umyję okno, wypiorę kwiatki i jak Diaboł zamontuje halogenki będę siedziała i gapiła się jak sroka w gnat, a potem się chyba rozpłaczę ze szczęścia. A co, będę miała błyszczące oczęta przynajmniej.

Powinnam iść spać, bo w ramach obchodów niepełnoletności nie spałam do 2giej prawie, kolejnego dnia do północy, a niezmiennie wstaję o 5tej. Padam na twarz lekko. Tym bardziej, że z kolei w ramach jutrzejszych obchodów DZRJ pomalowałam tę cholerną jadalnię niemal w całości SAMA. Otóż już wiem jak się czuje człowiek z przykurczem dłoni, który to przykurcz idealnie pasuje do uchwytu wałka malarskiego. Może komuś coś machnąć z rozpędu?

A propos, będę się musiała zmobilizować w niedzielę i namalować ten obraz, co to go już sprzedałam.

Z wieści romantycznych byliśmy na „Pile VII” 3D. Ojezusienazareńskikochany. Rzeźnia. Mła uwielbia takie jatki, ale obiektywnie muszę przyznać, że zamykałam oczy wtulając się w diabołowe ramię dokładnie w tych samych momentach, w których zamykałabym oglądając to na DVD na przykład. Zatem największej krwawej łaźni 3D nie widziałam, ergo nie należy wydawać kasy na horrory w trójwymiarze, bo Cleosia i tak w kluczowym momencie zamknie oczęta lub przesłoni je nachosami. How sweet.

Z wieści zaskakujących zostałam zaskoczona, powalona i absolutnie wykosmiczona i MUSZĘ to tu napisać, żeby naród wiedział, że jestem mułem, który marudził na diabołowe nadgodziny. Otóż te nadgodziny zmieniły się w czarnego niczym mój charakter laptoka call him Lenny, któregoż Diaboł wręczył mi chwilę po północy w dniu obchodzenia. Odszczekuję marudzenie i jęczybulenie. Piekielna niespodzianka sprawiła, że nie mogłam zasnąć z wrażenia, nie znalazłam właściwych słów, nie mogłam również znaleźć sobie miejsca. Ustalmy jedno – właściwe miejsce Cleosi jest w zgięciu diabolego ramienia, to fakt. A bilecik dołączony do Lenny’ego czytam po raz pierdylionstutysięczny i uśmiecham się do siebie i do tego, co w nim wyczytuję. Fajnie jest mieć fajne  życie wiecie? Przypomnijcie mi to jak będę narzekała na Drożdża/pracę/rodziców/teściów/byłych teściów/cokolwiek co mi nie przychodzi w tej chwili do głowy. Na tę okoliczność przypomniał mi się cytat wart zapamiętania „Znowu wszystko w moich rękach, bo Bóg nam tu raczej nie pomoże. Jak zwykle zresztą.” To z Ziemiańskiego, jakby się ktoś, pytał – trafnie zaiste.

Amen

niedziela, 7 listopada 2010

Wynieśliśmy...

…pianino do gabinetu. We dwójkę. I kredens. Niech mnie ktoś dobije. W salonie zrobiła się przestrzeń, aż szkoda tam będzie stawiać kominek i te wszystkie przesuwane ściany, co to je sobie Diaboł wydumał.
Tymczasem mamy miejsce na popołudniowe tańce, gdyż ponieważ muszę poćwiczyć wymyśloną dla Misiów Puchatych choreografię do rumby.

Nikt nie mówił, że życie z Cleosią będzie łatwe:)

sobota, 6 listopada 2010

Nadszedł Diaboł...

…w arbeiciarskich ogrodniczkach, z rękami w kieszeniach. Symulując symulowanie parufona odtańczył szakalaka pseudoorganem w rytm Get it Tonite – Montell Jordana i poszedł. I bądź tu człowieku skupiony na pracy:)

piątek, 5 listopada 2010

QUIZZZZZ

Po czym poznać, że Cleosia miała dobry dzień/tydzień/początek miesiąca?

a) żegnając się ze współpracownikami na parkingu dyga niczym dwórka Elżbiety Którejśtam
b) żegnając się ze współpracownikami na parkingu posyła buziaki jak urodzona Miss Universe
c) żegnając się ze współpracownikami na parkingu wystudiowanym gestem macha jak Moja Wysokość
d) wracając do domu na każdych światłach pokazuje komuś język i cieszy się jak dziecko.

Odpowiedzi prosimy zamieszczać w komentarzach.
Przewidziane nagrody:)

środa, 3 listopada 2010

Najpierw...

…wspinając się na wyżyny dyplomacji uzyskałam obietnicę dostarczenia Scrabble. Miały co prawda ratowac małżeństwo, ale zakurzyły się od używania. Bywa. Dzisiaj Drożdż dotrzymał obietnicy – będziemy grali wieczorami w pięknie pomalowanej jadalni.

Potem wywróżyłam sobie pomyślność malarską i…

…sprzedałam dwa obrazy. Kasa wymiennie poszła na oprawę lustra i innego obrazu, który Diaboł uparł się umieścić w pokoju kąpielowym. Niech ma, chociaż „Silhia – elfka, której nie ma” do moich faworytek nie należy (obiektywnie stwierdzając ze wszystkich 20 jest najlepsza niestety). Powtórzę jeszcze raz, żeby się napawać – SPRZEDAŁAM DWA OBRAZY!!!:))) Matkokochanomojo (do MJ zadzwoniłam oczywiście) chyba skonam z radości.

Następnie skontaktowałam się z moją manager od wystawy (którą zresztą wszyscy znamy), powtórzę WYSTAWY, bo tak, podjęłam męską decyzję, że raz kozie śmierć i najwyżej okrzykną mnie mistrzynią kiczu. Będę się wystawiać. Szczegóły jak się wyszczególnią:)

W następnej kolejności odebrałam trochę telefonów, SMSów, wstąpiłam na lekką wojenną ścieżkę z Drożdżem (a dopiero mówiłam Kate, że taki jest milutki), doprowadziłam do lekkiej wścieklicy Dużego i takie tam drobiazgi. Jednym słowem dzień jak co dzień:)

poniedziałek, 1 listopada 2010

Żeby dobrze...

…wyjść na zdjęciu, trzeba mieć dobry kontakt z fotografem. Dobrze byłoby też, gdyby była jakaś iskra, emocje, wzajemna pasja. Tak mi się wydaje, chociaż się nie znam. Myśl mnie naszła, bo byliśmy wczoraj na rodzinnym spacerze, na którym obfotografowaliśmy pół miasta, różne chaszcze i siebie wzajemnie w potrójnych kombinacjach. I wróciliśmy do domu z masą fajnych zdjęć, zmęczeni, ale w doskonałych humorach.

W życiu, NIGDY, never, JAMAIS, nikagda nie miałam tylu zdjęć, na których się sobie podobam, o których mogę powiedzieć, że nie wyglądam jak pół dupy zza krzaka, talking head, albo inny wyeksponowany ewentulany pryszcz na nosie. I tak to. Niniejszym stwierdzam, po uprzednim nabyciu doświadczeń życiowych, że potencjalnego kandydata na chów wsobny należy najpierw poddać testowi obiektywu. Test polega na sprawdzeniu czy widzi w nas tylko mordę, którą trza obskoczyć z aparatem, żeby babsko dało spokój. Albo może dla własnej przyjemności zrobienia 7000 zdjęć na wakacjach, z których na 3500 niewiasta  ma minę jakby jej ktoś przygrzmocił właśnie kijem golfowym, a na pozostałych jest za blisko/za daleko/za dużo światła/za ciemno/za cośtam nie mam pojęcia wurwa co i żadne jej się nie będzie podobało (no dobra ostatecznie dwa może). Takiego kandydata żegnamy oschle i życzymy mu nieustającej chęci podróży (jak mawia Szef S.)
Inna opcja jest taka, że kandydat nas widzi samczym okiem, dostrzega kurwiki w oczach, potrafi je wywołać, tworzy atmosferę albo skupienia, albo wygłupów, albo jesiennej nostalgii, albo po prostu robi zdjęcie ot tak, i widać w nich, że On nas całym sobą i każdą śrubką w aparacie love, chce, czuje, rozumie, postrzega. Takiemu kandydatowi  przyglądamy się bliżej i okazuje się, że to Diaboł:)

Konkluzja jest taka, że nawet przez te wszystkie matryce, soczewki i inne pierduśniki widać, czy facet widzi w nas element wystroju wnętrza i własnego życia, czy drugą połówkę pomarańczy.