licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

czwartek, 28 lutego 2013

Jaka jest...

...dominująca cecha kobiet w naszej rodzinie?

Mamy destrukcyjne zapędy w zakresie słuchawek prysznicowych.

Dziś Smoczyca WYŁAMAŁA czwartą.
Poprzednie trzy załatwiłam ja.
W ciągu czterech lat.

Diaboł się już tylko śmieje.
W sumie co Mu pozostało?

poniedziałek, 25 lutego 2013

Ktoś mi podmienił...

...Diaboła.
Najpierw przyszedł do domu wręczając mi wiecheć tulipanów, a potem nazwał mnie "swoim małym kochanym motylkiem."

AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!

Albo coś nabroił, albo planuje  poderżnąć mi gardło w nocy i zabetonować w piwnicy, a te działania mają odwrócić moją uwagę i uśpić czujność:)

niedziela, 24 lutego 2013

Sabat był...

...co jakby nie dziwne, bo co roku jest, od 2005 o ile dobrze pamiętam. Czy jakoś tak, trochę mi się ciężko dzisiaj myśli, bo wiecie... No wiecie.

Cleos: się krztusi
Iwa: Ciulnąć ci?

Konwersujemy o kursie Grabarki i o tym, jakie piękne jest, jak ktoś ma pasję.
Who: Ja obcego nawet żywego nie dotknę.

O zapachach zapamiętywanych.
Who: Ja odkąd znam drożdża i go wąchałam, to nie śmierdział.

Grabarka: Najpierw ci wcisną a potem ci zrobią.

Cleos: Mamuniu jakbyś znalazła wibrator w mojej szufladzie, to byłabyś zdziwiona?
MJ: Mnie już nic nie zdziwi.
Grabarka: Mama sama użyje.

O wibratorze.
Grabarka:  Możesz na nim napisać "Pamiątka z Lichenia"
Cleos: W końcu byłaś.

Who: Ale Maryja była zawsze dziewica?
Kate: To jest fragment modlitwy, której cię w dzieciństwie uczyli.
Who: To biedna kobieta była.

Kate: U nas roraty były o 5.30. Moja mama powiedziała "zapomnij", a ja nawet chciałam z lampką chodzić.

Iwa: Ja miałam dziadka Alfonsa.
Who: I jak na niego mówili, bo na ojca Króla Juliana mówili "dziadek Fonek".

No. A potem nam się zacięły drzwi w sikalni. Poszłam do sąsiada Bolomira oświadczając Mu lekkim szelestem, że "kibel się nam zaciął i Bolomir ratuj." Było jakoś tak po 23.00. Sąsiad nie okazał zdziwienia/oburzenia.wkurwu wszechczasów, rozbroił klamkę, zabrał ciasto i drinka i ze stoickim spokojem oświadczył, że "jak któraś bardzo musi sikać, to żona to jakoś zniesie, niech idzie do ich łazienki." Sąsiadów mam doprawdy boskich. Mam tylko nadzieję, że mnie kiedyś któryś ze schodów nie zrzuci.

piątek, 22 lutego 2013

Najpierw...

... i pomyślałam sobie, że też chciałabym umrzeć w takiej sytuacji.

A potem
, które dostałam od Marchwiaka. Nie jestem pewna, czy wiedziała co robi - sądzę, że raczej nie. Tym bardziej, że momentami nawet brała w tym wszystkim udział. Bardzo nie chciałam wtedy umrzeć. Być może dlatego jeszcze żyję. Po coś...

czwartek, 21 lutego 2013

Godzinę...

...i dwadzieścia minut - tyle trwała konwersacja telefoniczna z KrasnoLudką. Uśmiałyśmy się jak norki. Plany się knują różne. Posiadanie wspólnego byłego męża bywa doprawdy czasem zabawne. Z akcentem na czasem. Chociaż przyznaję, że w naszych konwersacjach poziom absurdalnego humoru sięga takich wyżyn, że głowa mała. Włącznie z  wyjątkowo podłym pomysłem... ciiii...

Na razie plan sięga wtorku i zumby z kawą. Obsi - dołączysz?:)

środa, 20 lutego 2013

O niewdzięcznej...

...godzinie 6.30 wyprawiłam Smoka na narty.
Zrobiłam bułeczki do pracy Diabołu, po czym zaległam.
Wstałam o 10.00.
Wypiłam kawę. Zjadłam grzanki.
Sprawdziłam pocztę - prywatną, służbową. Nic.
Potem wypiłam drugą kawę.
Potem trzecią. Z filiżanki - nauczona przez Whoever. Różnica między nami polega na tym, że Who ma filiżaneczki jak z pałacyku, a moja jest potężna i czarna, ale oj tam.
Skończyłam książkę.
Napisałam parę ważnych dla siebie zdań.
Zaczęłam czytać drugą książkę.
Namalowałam część obrazu, zanim mnie wena nie opuściła.
Zjadłam obiad czytając książkę.
W tle nadal Allan Taylor.
Poleżałam czytając książkę, z kotem na brzuchu.

Mogłabym tak dłużej niż jeden dzień, jak sądzę. Nie bardzo jestem w stanie określić jak długo w sumie, ale jeden dzień to zdecydowanie mało.

Potem wrócił Diaboł, potem Smok.
Lenię się nadal.

poniedziałek, 18 lutego 2013

Jaka jest...

...odpowiedź Smoka na pytanie co było najfajniejszego na feriach?
Wszystko.
A czy było coś niefajnego?
Awantura z tatą.
O co?
Bo nie chciała iść w Walentynki na wyciąg, tylko spędzić czas z Drożdżem z Alutką na grach i wspólnym byciu.
I?
I usłyszała, że instruktor jest zapłacony, ferie są zapłacone, ale jak Jej się nie podoba i woli "swojego Diabołka" to może Ją Drożdż odwieźć do domu.
I?
Popłakała się.
I?
I musiała odpowiedzieć tacie na wprost postawione pytanie czy woli Diaboła, czy jednak może woli tatusia.

Kurwica mnie bierze. Blog mi świadkiem, że któregoś dnia nie wytrzymam i jak za przeproszeniem dopierdolę do pieca, to się znowu spotkamy w sądzie. Ale to już będzie Ostateczne Starcie i żaden Special Duty Unit jeszcze nie był tak krwawy, jak ja będę. Jak można być tak płytkim, prymitywnym skurwysynem wobec własnego dziecka, to ja doprawdy się zastanawiam.
I od dziś oświadczam, że zaprzeczając wszelkim zasadom gramatyki, kultury, wszystkiego znanego mi, jako kobiecie z klasą, będę tego żłoba pisała małą literą. Bo już kurwa nie mam siły. I jeśli to jest jedyny sposób w jaki mogę dać wyraz dezaprobacie, żeby nie powiedzieć wścieklicy, nie robiąc przy tym krzywdy dziecku to trudno. Będę niepoprawna ortograficznie. I niech mi ktoś do wuja wafla zabroni!!!

Na pocieszenie Allan Tayler od mojego osobistego Erwina. Jak w Lejdis wurwa doprawdy.

niedziela, 17 lutego 2013

Seth nam się...

...elektryzuje. A ponieważ czyni tę czynność na kanapie, łazi po domu naelektryzowany. Głaskanie kota powoduje przenoszenie ładunków, czy jak tam to zwał, na fizyce się nie znam przecież już to ustalaliśmy. Zatem "kopanie" członków rodziny, iskry przy dotykaniu metali i siebie nawzajem są u nas stanem normalnym. Jak u Copperfieldów zaiste, ale można się przyzwyczaić, chociaż przyznaję, że czasem jeszcze zaskakuje.
Jak wczoraj.
Ładowałam talerze do zmywarki stojąc tyłem do świata, kiedy podszedł do mnie Diaboł. Chciał mnie objąć, ale zdążył tylko dotknąć jednym palcem. Kopnęło. Uczucie było takie, jakby ktoś przystawił mi z prawej strony pod żebro czubek zimnego noża. Wydarłam się histerycznie, skoczyłam jak kangur, a potem rozpłakałam ze strachu i ulgi. I przecież wiem, że Diaboł przynajmniej póki co nie planuje mnie zadźgać i posiekać. Przecież wiem, że to absolutnie absurdalne, głupie, żeby nie powiedzieć debilne wręcz. Jednak...

...znam to uczucie, ten dotyk czubka noża. I chociaż minęło tyle lat... nie sądziłam, że to tak głęboko we mnie siedzi... myślałam, że minęło, bo jednak szczęśliwe, słonecznie, cleosiowe życie wiodę i takie tam, ale jak widać chyba będzie siedziało zawsze... jakby to było wczoraj. Szlag by to!

sobota, 16 lutego 2013

Odkrycia...

...dnia.
Jakże oczywiste i prawdziwe - "188 dni i nocy" Małgorzaty Domagalik i Janusza Wiśniewskiego.
Możecie się śmiać - Herbert Grönemeyer.
Tylko spróbujcie się śmiać - Joss Stone.

Well, taki dzień, no.

piątek, 15 lutego 2013

Trudne sprawy...

...nie tylko w TV proszę ja Was.
Codziennie niemal prowadzę takie rozmowy, że szlag mnie trafia - na ludzką głupotę, ignorancję, egoizm, niezaradność, łatwowierność, naiwność i takie tam.
Czasami moje własne, takie wypływające ze mnie i z mojego własnego jakże wcale nie nudnego życia.
Czasami wynikające z ludzi, którzy są wokół mnie - gdyż jako stworzenie stadne mam ich wokół całkiem sporo. Przeważnie w charakterze członków stada, ale czasem w postaci rywalizujących o przywództwo. Nieudolnie - ale oj tam.
Powinnam iść na psychologię. Albo jakąś psychiatrię kliniczną, czy coś. Albo do szkoły trenerów czy innych kałczów. Nawet jest taki plan, tylko na razie jeszcze motywacji brak.

Kanapa terapeutyczna rules. Powinnam chyba sobie sama na niej usiąść i przemóżdżyć parę spraw. I tak zrobię, jak tylko wrócę z zumby.

A z nowin śmiesznych: Drożdż i Obsi spotkali się pod wyciągiem. On udawał, że Jej nie widzi, Smok i Marti oznajmiły światu, że go mają w nosie i zjeżdżały razem olewając Drożdża i towarzystwo dzieci feriowych. Well. Świat jest jednak niemiłosiernie malutki.

środa, 13 lutego 2013

Ku pamięci...

...jeżeli człowieku żreś śledzie w oleju z cebulą i ogórkiem bez opamiętania i zapijasz flaszą Igristoje, to na bank będzie ci niedobrze.

Ide spać, albo żzygać - jeszcze nie wiem.

Dobranopc

wtorek, 12 lutego 2013

Nadejszła...

...wiekopomna chwiła i nagroda moja miła. MJ zadzwoniła z tą jakże radosną informacją oraz zaraz na tym samym wydechu oznajmiła, że chyba nie będzie Jej w domu, jak będę chciała nagrodę odebrać. Wyżre sama:)
Na fali udanego startu, zaraz zalogowałam się w następny konkurs. To w sumie nie takie trudne i czasochłonne, jeśli się bierze pod uwagę tylko konkursy opisowe. Bo jak wiadomo lać wodę, to Mój Majestat potrafi.

Trzymamy kciuki Drogie Dziatki:)

poniedziałek, 11 lutego 2013

Głupoty...

...i góralskiej muzyki to ja.... wróóóóć... góralską muzykę nawet zniesę, ale głupoty nie bardzo panie dzieju, nie bardzo. I tak to są przejawy, które toleruję, bo wiadomo wyżej dupy nie podskoczysz, głową muru nie przebijesz, kijem Wisły nie zawrócisz i inne takie tam, ale są takie, że mie sie agresor włańcza (© by Alutka) i nie daję rady po prostu, panie dzieju, nie daję rady. I tak to, kiedy okazuje się, że ja moje prawdy objawione  niczem ta Wyrocznia Delficka tchnę w pustogłowie, a tu nic, nawet echo nie, bo echo to już COŚ jednak, nawet próżnia niekoniecznie, bo to jakby nie było też COŚ chociaż nijakie, to mię krew zalewa dziewicza. 
I zwróćcież moi mili uwagę, na tę wielość słowotwórstwa, na przytoczone tu  przysłowia wszelakie, odwołania do Starożytności, staropolszczyznę, poprawną interpunkcję i wuj wie co jeszcze. Za Mileną powtarzając " Pi... eprzyć przecinki! Przecież nikt w tym kraju oprócz Ciebie NIE WIE, gdzie one powinny stać!", no właśnie, ja rozumiem, że naród nie przykłada odpowiedniej wagi do przecinka, czy innego średnika, ale jak ja tłumaczę, mówię, klaruję, produkuję się godzinami, a do narodu nie dociera, to ja wurwa z takiego narodu wysiadam. Oknem, jeśli nie da się drzwiami.
Powiedział mi niedawno jeden samiec, którego uważam za bardzo inteligentnego i to nawet nie inaczej, że tylko wyjątkowo intelektualnie rozwinięte jednostki są w stanie tworzyć neologizmy poprzez tworzenie nowych formacji słowotwórczych, w zwykłej rozmowie o pieczeniu kaczki, czy o filmie, w którym szli. I nie mam tu na myśli Władcy Pierścieni bynajmniej, o nie. Więc, o mój bloże, może nie mam pojęcia o chemii, fizyce kwantowej, a matematyka to jest, była i będzie dla mnie magią nie tylko czarną, ale i zakazaną, ale czegośtam uczę. I wurwa mur. To tu, to tam, nieustająco. Jak tu się nie zniechęcić, kiedy nauczyciel bardziej chce od ucznia? Jak tu nie zacząć wyć do księżyca, niekoniecznie przy pełni nawet, kiedy ta pustka jest tak wszechogarniająca, że niemal zasysa? Bleh.
Codziennie, dnia każdego, na każdym kroku, wszędzie, ciągle, wciąż i ja piergolę, nieustannie.
Są oczywiście światełka w tunelu, które w obliczu ogólnego* ciemnogrodu dają nadzieję, a jak wiemy ta umiera ostatnia. Ach znowu przysłowie, jaka ja mądra jestem, jaka wysokorozwinięta. Smoczyca, która chłonie jak gąbka, MJ, która daje sobie wytłumaczyć i nawet przyswaja niektóre informacje i pomysły, Diaboł, który czasem rozumie, nawet Drożdż, który przynajmniej słucha instynktów pierwotnych i wie, kiedy spierniczać w busz. Przyjaciele - no ale wiemy, z debilami nie nawiązujemy bliższych relacji, bo nas to za dużo zdrowia i nerw kosztuje, więc wybraliśmy ich sobie sami, zatem muszą mieć mózgi pofałdowane w stopniu wystarczającym i jeszcze wykorzystywać je w większej niż przeciętna ilości procentów. Trzymam się tej myśli, jak tonący brzytwy (hehehehe), ona mnie ratuje z opresji codziennego, wiecznego zmagania się z rozwielitkami wszelkiego rodzaju. Czy możemy na potrzeby tego miejsca przyjąć, żeby było sprawiedliwie, że skoro baby to rozwielitki, to chłopy to pantofelki? Paramecium caudatum takie, z jednym jądrem komórkowym WSZĘDZIE i zamiast WSZYSTKIEGO. Żeby nie było, łacińską nazwę sobie wygooglałam, bo WIEM jak używać google, a to wiedza tajemna jest jak wiemy, nie wszyscy ją posiadają. Te jądra to pamiętałam o dziwo, z biologii u Królika - że też człowiek pamięta jednak takie śmieci. Okazuje się, że nie wszyscy oczywiście i nie wszystko.
Więc mam to światełko w tunelu. Blogu niech będą dzięki. Bez tego ani rusz. Jak ja rozumiem Who, która od dawna deklaruje, to co deklaruje. Jak ja rozumiem Kate, która toczy pianę z pyska, z klasą oczywiście, ale jednak. I MiriamB, która życiowo wyznaje podobne mnie zasady. 

Patrzcie ile można napisać o ludzkiej głupocie, ignorancji, ciemnocie i zaściankowości, o lenistwie, masakrze intelektualnej, życiowej dupowatości, bystrości inaczej i papce zamiast mózgu.  A jak pięknie i z klasą, można o tym napisać, się w głowie nie mieści.





* przepraszam czytaczy za uogólnienie, jakby oczywistym jest, że skoro czytacie ten bebłot i rozumiecie, to macie mózgi i potraficie ich używać

niedziela, 10 lutego 2013

56 długości...

...w 45 minut. Przeliczyłam to sobie na 1 długość na czas i wychodzi mi, że do olimpijczyków daleko.

Poza tym zniechęcam się pomalutku. Pomaluteńku. W kieracie organizacji doskonałej trzyma mnie tylko wizja gotyckiego żyrandola i czarnych tapet. Czasem ciężko samej ciągnąć wózek, pchać go i jeszcze mieć  radochę z tego, że się człowiek umęczy i upoci. Ale tylko czasem i tylko trochę - wiadomo, kto da radę, jak nie ja.

Wizja samochodowa nie jest najgorsza - zobaczę, co mi jutro powie mój Nadworny Mechanik. Jest chłopak dobrej myśli i tego się będziemy trzymać.

Z wywiadu z Grocholą "Z każdego gówna, można zrobić nawóz." Jak bardzo zgadzam się z tym twierdzeniem i jak bardzo przekułam je na motto życiowe, chyba tylko ja wiem. I nawet jeśli nie czytam romansideł autorki, jeśli nie oglądam komedii romantycznych na ich podstawie, bo uważam, że to pasta dla ciemnoty, bo żadna miłość nie jest romantyczna i cudna wyłącznie, za to każda jest ciężką pracą nad sobą, orką nad związkiem, a i tak człowiek nie ma gwarancji, że będzie bosko po kres dni naszych, nawet jeśli pod powłoczką z puchatej romantyczki kryje się zgorzkniała lekko realistka, to i tak się zgadzam, że jeśli przypalę sobie poranną jajecznicę, to zamiast się wkurzać, że będę chodziła głodna, powiem sobie, że cholesterol będę miała na pewno niższy, jeśli jej nie zeżrę.

Zatem na moje zniechęcenie - z tego gówna też nawóz zrobię. Tyle tylko, że jeszcze nie wiem jak. Ale dajcie mi chwilkę.

czwartek, 7 lutego 2013

Uwielbiam...

...stare polskie filmy. Takie sprzed wojny, czarno-białe, z miękkim "L" w wymowie.
Po wczorajszym
Rozpływam się do dziś. Nic nie poradzę, jestem sentymentalna, staroświecka, zacofana i w ogóle z innej epoki. Uwielbiam kreacje z długimi rękawiczkami, połyskujące bransolety na tych rękawiczkach, etole, dancingi w klubach, gdzie największym przejawem rozpusty była kobieta paląca papierosa, szarmanckich amantów ścielących marynarki na kałużach pod stopy ich dam.
Smutne jest tylko to, że kiedy mi Gienek zaśpiewał z ekranu
"Jeśli znajdę taką żonę, że się kochać będę w niej-
O.K, O.K, będę zawsze wierny jej.
Nie przyczynię takiej żonie ani smutków, ani łez-
O Yes, O Yes, będę zawsze wierny jej jak pies.
Obnosić będę ją na rękach,
Rzucę jej pod nogi cały świat,
Ze słońca będę przez okienko
Promienie złote dla niej kradł,"
uśmiechałam się chwilę, a potem pomyślałam sobie "Ta, jasne..."
Takie współczesne zgorzknienie jakieś parszywe, no.

Co nie zmienia fakty, że kolekcja takich filmów to byłoby COŚ. Muszę to tym pomyśleć BARDZIEJ.


APDEJT:
Na Wiedźmowej Chacie pierwszy konkurs. Jeśli macie w swoim otoczeniu kogoś, o kim wiecie, że chciałby spersonalizowaną bajkę puśćcie wici. Hasło na blogu musi niestety zostać.
Buźka

wtorek, 5 lutego 2013

Smocze...

...menu:
Smok: Mamo, a kupisz w środę parówki?
Cleos: Nie kupię.
Smok: Ale, ale, ale mamoooooo
Cleos: Parówki są niezdrowe.
Smok: A kanaboski?
Cleos: E???
Smok: No, kanaboski.
Cleos: Kabanoski chyba.
Smok: No przecież mówię.
Cleos: Kanaboski mogę kupić.

Weszło do kanonu znaczy się.
Zupełnie jak ja. Ja proszę dla odmiany Diaboła, żeby wyjął pranie z lodówki, wsadził piwo do pralki i zamieszał nożem w garnku czy innej patelni. Złośliwy Niemiec za mną chodzi. Ale, żeby za Smokiem z kanaboskami???

poniedziałek, 4 lutego 2013

W wieczornym...

...planie "O trzech braciach i żywej wodzie", czy jakoś tak. Pisane piękną staropolszczyzną, co do której Smoczyca zadaje osiemset pytań na minutę, ale za to potem jak skonstruuje zdanie, to szczęki opadają nauczycielom i narodowi. Mnie też, jak Jej przyjdzie ochota odpyskować, ale pretensje mogę mieć tylko do siebie, skoro od najmłodszego wieku pełzającego tłukę Jej do łba pełnymi zdaniami prawdę o aglomeracjach, architektach, urbanistyce, apodyktycznych tyranizujących otoczenie osobnikach i inne takie. I nie ma że boli, w dobie internetu na każde pytanie jest niestety odpowiedź.
Bo czasem byłoby prościej zagonić Ją do kącika i niech tam siedzi bawiąc się woreczkiem foliowym, ale nie tym razem, moi drodzy nie tym razem i obawiam się, że dopóki będzie chciała ze mną rozmawiać, nie zaznam chwili ciszy:)

niedziela, 3 lutego 2013

Poprawiłam...

..czas na basenie o dwie długości toru - znaczy 50 m. Dzielna ja. Jeszcze 3 i będę zadowolona. Póki co widzę światełko w tunelu. Po kolejnych 5 będę dumna. Widzę ten moment gdzieś w okolicach maja.

Jak mówiła moja Babcia - jak się wali, to się sra. Nie ma tak dobrze, żeby coś się nie mogło spiergolić. Oddycham zatem głęboko, tańczę w stylu Ally do Moonspela i robię sama ze sobą burzę mózgów. No wurwa nie ma tak, żeby nie było wyjścia - nie dopuszczam takiej opcji. Gładko po fali i byle do przodu...


APDEJT:
Po obejrzeniu jednego przedstawienia, a w zasadzie wstępu do niego przyznaję - moje problemy są gówniane i w zasadzie niewarte wspomnienia. Ludzie miewają zdecydowanie większe. I to, że cudze nieszczęście mnie nie pociesza*, to jedno, ale uświadomienie sobie z czym się borykają inni, których zna się z uśmiechniętej miny i pomocnej dłoni, to całkiem inna sprawa.
A potem dostałam rozliczenie podatku od Nadwornej Księgowej Grabarki - i jak spojrzałam w tę rubrykę, od razu mi się humor poprawił. Mam tylko nadzieję, że w swoim blondynizmie księgowym nie pomyliłam rubryk:) 
Wszystko się da. Pomalutku, jakoś, da się na pewno. 



* no chyba, że to nieszczęście, które spadło na  wroga mojego, wtedy mordka mi się cieszy i wpadam w wyśmienity nastrój.

sobota, 2 lutego 2013

Temat się...

...zmęczył. Idąc dziś z Kate po majtalony i napierśniki skonkludowałyśmy radośnie, że skoro była "Kotka na gorącym, blaszanym dachu", to nie pozostaje mi nic innego jak tylko napisać sztukę o wdzięcznym tytule "Penis na ceglastej, przedpokojowej ścianie." Ma rację Kate mówiąc, że grunt to chwytliwy tytuł i że wymyślenie tegoż sprawia zawsze najwięcej problemów twórcy dzieła. Do mię tytuł przyszedł niejako sam, stacją przekaźnikową nieznanego mi bliżej zakresu częstotliwości fal. Well.

Potem Pani w Sklepie Napierśnikowym, powiedziała "Ale przecież ja was uwielbiam", na moje obawy, czy nie powinnyśmy porzucić pluskwy w przebieralni, żeby dowiedzieć się jakie komentarze są na nasz temat wydawane paszczą, kiedy już opuścimy przybytek. Bo w trakcie obecności trudno nas zagłuszyć.

I jeszcze był Pan Narzeczony, który przyszedł z miną "i co ja robię tuuuu, co ty tutaj robiiiisz?"
PN: Poproszę biustonosz, czarny, albo może z czerwonym, taki pełniejszy raczej.
PwSN: Jakie rozmiar?
PN: ...yyyyy...eeemmm... 75C??? Dla narzeczonej, ona lubi takie bardziej zwierzęce wzorki.
Dostał kilka, oglądał. W tym czasie ja robiłam za garderobianą Jej Wysokości Kate, która z czeluści przebieralni wyrzucała w tempie atomowym kolejne nabiustniki z okrzykiem "Cleosanthio, dziewczę blond tam w kącie, przydaj się na coś, zabierz to ode mnie i podaj większe/mniejsze/bardziej zabudowane/mniej zabudowane." Ubiję Ją kiedyś za ten wołacz, chociaż z drugiej strony ćwiczy to moją cierpliwość, więc niech mnie może odmienia, będzie to jakimś pocieszeniem, że deklinacja nie zaginie w natłoku emotów i innych debilizmów językowych popełnianych nagminnie przez ciemnogród wszelaki.
Zatem. Oglądał, cmokał i głową kręcił. W końcu wybrał jeden z majtkami.
PN: Ile to będzie?
PwSN: 98 PLN
PN: To ja podziękuję.
I opuścił lokal biegiem niemalże. Czego się spodziewał? Jeśli uda mi się kiedyś znaleźć bieliznę z gatunku "zdejmuj ją ze mnie zębami" za 98 PLN, to ozłocę Panią w Sklepie Napierśnikowym. Bo mnie to zawsze kosztuje więcej, a i tak omijają moje oczęta droższe egzemplarze. Parsknęłyśmy tylko śmiechem - Kate, Pani w Sklepie Napierśnikowym, Klientka i ja. W sumie mogłam go gonić i polecić jedną, znaną mi Ukrainkę na targu - zmieściłby się chłopak w przewidywanym budżecie jak nic.

Naród mnie nieustannie zadziwia jednak.

A na koniec przy kawie na terapeutycznej kanapie* okazało się, że nie ma opcji tworzenia ciepłoty domowej czyli atmosferki iście sprzyjającej egzemplarzowi hodowlanemu, bo zamiast gotować codziennie obiadki, podsuwać je pod dziób i podawać kapcie tuż za progiem wolę poczytać książkę i rozwijać własne zainteresowania oraz pasje, a bycie samicą kwoką się do nich raczej nie zalicza. Cóż. I teraz powiedzcie mi, jak tu nie pałać uczuciem do Diaboła hodowlanego skoro znad rżniętych smoków czy innych ogrów spuentował "Jakby mi dawała codziennie obiad, to bym się toczył zamiast chodzić - niech nie daje lepiej." No, love him po prostu.



* swoją drogą jak to się dzieje, że gdziekolwiek nie mieszkam, jakiejkolwiek kanapy bym nie miała, czy innego tapczaniku, nie mija chwila i zaraz robi się z niego kozetka  w jakiejś poradni: małżeńskiej, żywienia, rodzinnej, psychologicznej, itd. Przeznaczenie widać takie.

piątek, 1 lutego 2013

Tak jak...

...podejrzewałam - znajomość Drożdża na mistrzowsko.
Skasował zdjęcie ze smoczego telefonu, kiedy nie widziała i nikomu nie powiedział ani słowa o całej sytuacji. Ani Smoku, którego powinien przeprosić, ani mnie, ani pewnikiem Alutce - dla świętego spokoju. Well, minęły 4 lata - nic się nie zmieniło, on się nie zmienił ani na jotę. Czy to oznacza, że inne moje przewidywania też się sprawdzą? Póki co mamy godzinę 20.20 na kocie zero alimentów. Zemsta?

Będzie słodka, w końcu mam backup telefonu Smoka, oraz radosne zdjęcia zdjęcia w każdej możliwej konfiguracji.