licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

poniedziałek, 30 maja 2011

To, co się...

…dzisiaj odstawiło, to jest jakaś szopka. Cyrk. Burdel na kółkach. Syf, kiła, mogiła, malaria i prostituto. Paranoja. Paradoks paradoksów. Kretynizm koncertowy. Debilizm. Idiotyzm. Brak instynktu  samozachowawczego. Ciemnota z ćwierćinteligencją. Kpina w żywe oczy. Totalny brak wyczucia. Skończony skończonyzm.
Mogłabym się wkurzać, ale zwyczajnie mi się nie chce. Wielu rzeczy przestaje mi się chcieć. Na przykład trzymać gęby w ciup.

niedziela, 29 maja 2011

Jak patrzę...

…na Nich, jak się wygłupiają po śniadaniu przy stole, jak się potem leją w Maroku i gadają o pierdołach, to normalnie coś takiego mi się robi, że, normalnie nie mam na to słów. I hej – jak mówi Kate:)

sobota, 28 maja 2011

Czy my tu mamy...

…jakiś wurwa kryzys segregatorowy, czy ki czort. W całym mieście, w Oszołomie, nigdzie nie ma segregatora A4/8 cm/widoczek. Ja się pytam o so chosi? I w czym do kurki rurki mam zrobić album wakacyjny?

Nienawidzę robić za pieszego uczestnika ruchu. A takim kierowcom, którzy wjeżdżają w kałuże z prędkością światła, zdobiąc przechodniów groszkami z błota wyrwałabym wątrobę od strony paszczy.

APDEJT:
Wieczorem przyjeżdża Kate. Kate jak wiadomo bele czego nie zje. A mnie właśnie ciasto wypłynęło z formy i drogą pączkowania chyba rozlazło się po całym piekarniku. Pięknie cuchnie. Jakbyśmy ze Smokiem uskuteczniały tu jakieś krematorium, czy coś.

APDEJT 2:
Kwitnie mi skrzydłokwiat, amarylis, begonia, storczyk się puścił. Kwiaty oszalały. Hibiskus ma liście jak dłonie wielkiego faceta, grubosz wreszcie się oddziczył, hoja pnie się po ścianie, bananowiec  rośnie jak głupi, diphenbachia ma pień grubości mojego przedramienia, fioletowy chaszcz od Dziobaka fioletowieje BARDZIEJ. Nawet paproć, którą chciałam już spisać na straty chyba się wystraszyła i zgęstniała. O reszcie nie wspomnę (naliczyłam 47 doniczek z zielskiem). Jakby mnie ktoś chciał uszczęśliwić jakimś chaszczem to zapraszam, proszę się nie krępować – w każdej ilości przyjmuję z dziką radością:)

piątek, 27 maja 2011

Można na...

…akademii z okazji Dnia Matki i Dnia Ojca siedzieć  tyłem do sceny za każdym razem, kiedy dzieci śpiewają/deklamują coś dla mam. Można cały czas wysyłać i odbierać SMSy. Można ostentacyjnie wzdychać i poburkiwać, kiedy Smok śpiewa „kocham cię, ti amo, je t’aime i nie pytaj mnie dlaczego tak jest, ty jesteś mą mamą wspaniałą kochaną, jedyną na zawsze i kochasz mnie też.” Można nawet wyjść tuż po zakończeniu występów i wręczeniu laurek, porzucając towarzystwo, rezygnujęc z poczęstunku i wygłupów z dzieciorami i żegnając Smoka w przelocie i olewacko. Można. Trzeba tylko być skończonym skunksem.

czwartek, 26 maja 2011

Poza trzema...

…parami rolek, mamy teraz w domu trzy rowery. Patrzenie jak Drożdż tarza się  pyle i żwirze przed własnym garażem w selu „zapakować Cleosi rowery do Wiśni i zabezpieczyć klapę bagażnika” – bezcenne. Musiał strasznie chcieć się ich pozbyć, bo zignorował nawet pytanie Smoka, czy Diaboł też będzie z nami jeździł. Ależ oczywiście, że będzie kochany Smoku (a chomiki klonują się w drożdżu na potęgę). Sam dał rower dla Diaboła, więc niech się chłopina pogodzi.

Inna sprawa. Zadzwoniłam dziś  do zarządcy basenu odrytego w naszym mieście. Miałam podły plan zabrać czeredkę w sobotę rano, zafundować im pizzę na obiad i wrócić wieczorem. Dupa. Basen zamknięty. Na stronie www jak byk stoi napisane, że od czerwca do sierpnia. Naiwna ja miałam nadzieję, że pierwszy upalny weekend przed czerwcem zrobią wielkie otwarcie. Okazało się, że „Skąd się to pani wzięło? Od wakacji jest czynny basen.” Ja się pytam, jakim cudem to ma na siebie zarabiać, skoro cały maj mamy piękną mniej lub bardziej pogodę, ale jak znam miejscowych już dawno zadki by moczyli. Tymczasem zamknięte i kasy nie przynosi. Jakby ktoś chciał wysunąć argument, że obsługa obsługuje kryty basen to otóż nie, bo od roku jest w remoncie – zamknięty na 100 spustów, a obsługa od sprzątaczek do ratowników smyka się po innych obiektach. Logika samorządowców czasami mnie powala. Na amen mnie powala.

Za to kupiłam sobie dzisiaj poduchy na fotele na balkon. Mój odwłok przeżywa orgazm (z różnych przyczyn) i wreszcie mam tak, jak zawsze chciałam mieć (w różnych kwestiach).

A od Smoka dostałam kwiota. Szczerze mówiąc myślałam, że Diaboł jak zawsze o wszystkim zapomni i nawet nastawiałam się od  rana na „absolutnie nie odczuwaj rozczarowania.” Niniejszym odszczekuję. Hau hau.

Nie było mnie wczoraj w pracy. We wtorek melduję grzecznie Szefowi S., że mnie nie będzie w środę. „Będę tęsknił i rozpaczał.” „Właśnie dlatego mówię panu dzisiaj, żeby mógł pan przyzwyczaić się do tej tragicznej myśli.” Wyrabia  się chłopak:)

Na sztalugach mam zieloną elficę. I kurde flak nie wiem co z nią dalej. No jest sobie na razie – najwyraźniej musi dojrzeć.

I jeszcze chciałam oświadczyć, że jak jeszcze raz  przed urlopem usłyszę jakiś głodny, samczy kawałek o cyckach, balkoniku, „oczach” czy chujwico, to dam w mordę jak Babcię kocham. Niezależnie od tego na jak wysokim stołku będzie siedział piejący z zachwytu samiec. Jednego mam tylko takiego kolegę w pracy, od którego jeszcze nie usłyszałam żadnego „byda broł cie na hołdzie, cie eche, jeronie”, który unika mnie jak ognia chociaż złego słowa Mu nie powiedziałam i otwarcie mówi, że się mnie boi. Ktoś mi powie dlaczego?

wtorek, 24 maja 2011

Coś mi się...

…śniło, ale nie pamiętam co.

Smok przydreptał w środku nocy „Mogę z wami, bo z wami się fajnie śpi.”

Diaboł przydreptał w środku nocy oderwany od rzeczywistości, ciągle w świecie zero-jedynkowym. Jak ten człowiek funkcjonuje normalnie po przespaniu 3 godzoin to ja nie wiem.

Machnęłam wczoraj kawałek dzieła. Miało być tylko tło, ale wyszło nieco inaczej.

Stanełam rano na wagę. Rolki są doskonałym spalaczem klusek:)

poniedziałek, 23 maja 2011

Rodzinne rolki...

…kończą się tym, że trzeba mieć oczy naokoło dupy:) Kontrolować które teraz aktualnie leży, które ryczy, które nie potrafi wstać. Kogo obciera but z rolki, kto się chce napić, czy auto nie jedzie, jak sobie radzą z nawracaniem i skręcaniem, czy nogi nie za bardzo w pozycji ginekologicznej. Dżizu daj mie oko skonstruowane jak musze i szyję jak u sowy – będzie mi wygodniej:)

niedziela, 22 maja 2011

Jest szansa...

…że nie wykończymy Obsi fizycznie i psychicznie w przyszły rolkowy weekend. Ja jakoś tam jadę, za to hamować nie potrafię, a Diaboł jechać nie potrafi, za to hamuje na zadku. Blogu dzięki za ochraniacze, chociaż przydałyby się też nadupniki. Po 3 godzinach „jazdy” konkluzja jest taka, że ja muszę mieć dłuższe skarpety, bo mi sę łydka zmasakrowała, a Diaboł musi mieć więcej równowagi:) Poza tym żyjemy.

Leżąc na balkonie sączę lemoniadę hand made i opalam się bom blada:) A i „Siewcę Wiatru” czytam, za każdym razem kiedy do archanioła Gabriela mówią „Gabrysiu” pękając ze śmiechu.

sobota, 21 maja 2011

Z lekkim...

…opóźnieniem bom jest pipa-pipa witamy na świecie Ząbika, który się był wycisnął siłami natury po 30 godzinach, przy pomocy matki Grabarki na świat 19go o 18.05. Tym samym ciężar świata znowu się zwiększył o drobne 3300 g, a całkowita długość ludzkości  wydłużyła się o 55cm. Zuch dziewczyny. Ząbik dla reszty świata zwie się Hanią. Niech będzie Hania, tys piknie:)

GRATULACJE:)

piątek, 20 maja 2011

Hasło dnia...

…spłodzone przez jednego z moich ulubionych prezesów JaNigdzieNiePracujęUrządSkarbowyNicMiNieMożeZrobić, na okoliczność mojego stwierdzenia, gdzie mam to, że sąsiedzi na mnie patrzą, jak siedzę/czytam/opalam się na balkonie:

„Co się ma w dupie, to się nie wyklupie.”

Amen

czwartek, 19 maja 2011

Dobrze jest...

…być córeczką tatusia i mieć na podorędziu Dzień Dziecka. Stół z krzesłami stoją na balkonie:)

środa, 18 maja 2011

Na balkonie...

…pachną mi konwalie i cieszą oko niezapominajki. Niebieski koc nagrzewa się od słońca. Kot się łasi. Można zamknąć oczy i marzyć. Albo czytać na przykład. Potrzeba mi jeszcze tylko stolika z krzesłami na poranną kawę na balkonie.

APDEJT:
Drożdż odwiózł Smoka punktualnie. Zamiast jednak puścić jak zawsze sygnał, że jedzie, żebym po Nią zeszła, zadzwonił do domofonu i czekał pod klatką aż wejdzie do góry i zamelduje się smoczym rykiem z balkonu, że dotarła. Widocznie nie chce oglądać mojej suczej gęby.
Czasami ostentacja bywa już nie tyle śmieszna, co żałosna.

poniedziałek, 16 maja 2011

Słowo się rzekło...

…rzuciło na kości, jestem (z)jadliwa i mam dużo ości.

Cleos: I jeszcze jedno. Nie będę ci przywoziła Smoka rano.
Drożdż: Ale dlaczego co ci sięstało?
Cleos: Nic mi się nie stało, po prostu nie zamierzam być nadmiernie miła, skoro niezależnie od tego jak z tobą rozmawiam, czy jestem miła, czy oschła, kulturalna, czy kurwuję i tak robisz mnie w konia i narażasz na nieprzyjemności.
Drożdż: Ale co ci się stało? Co chcesz to masz…
Cleos: Po pierwsze nie ja mam tylko twoje dziecko, a po drugie ty mi możesz utrudniać życie, a ja ci mam ułatwiać? Niby dlaczego?
Drożdż: Ja ci życia nie utrudniam!
Cleos: Musiałam przez twoje histerie i fobie wydać kasę na adwokata, ciągać się po sądach, ciągać moje przyjaciółki, żeby zeznawały przeciwko twoim kłamliwym świadkom i ty mi życia nie utrudniasz? Zobacz wróciłśmy z Capri, nie zostałam na zmywaku. To się nazywa  kłamstwo nałogowe, tak długo je powtarzasz, aż sam zaczynasz w nie wierzyć.
Drożdż: O co ci chodzi nagle?
Cleos: A poza tym i tak coraz częściej dzwonisz do mnie, żebym zawiozła Smoka do przedszkola bo masz ważniejsze zajęcia, więc nie powinno ci to robić różnicy.
Drożdż: Ale co ci się stało? To już koniec roku prawie.
Cleos: Potem będzie szkoła i kołomyja od początku.
Drożdż: No właśnie trzeba o tym pomyśleć.
Cleos: Już pomyślałam. Diaboł będzie zaprowadzał Smoka do szkoły, albo moja mama, albo pracę zmienię, ale to cię nie powinno obchodzić. Póki co albo przyjeżdżasz po Smoka o 6 rano, albo ja 6.01 jestem z przedszkolu.
Drożdż: Ale co ci się stało? O co ci chodzi.
Cleos: O to, że za to, że kiedy Smok płakał u ciebie nie odbierałeś telefonów przez pół wieczoru i potem rano bo byłeś sobie zamknięty na klucz w sypialni, to ja teraz straciłam cierpliwość.
Drożdż: Ale…
Cleos: Opowiadałeś do tej pory o mnie kłamliwe brednie. To teraz cię kulturalnie informuję, że zamierzam być złośliwa suka. Możesz wreszcie  mówić prawdę.
Drożdż: ????!!!!
Cleos: Dla mnie temat jest skończony. Do widzenia.

I ostał stać, niczem słup soli.
Doprawdy niech się uroczo pi…li.

niedziela, 15 maja 2011

Wróciliśmy...

…do domu po północy. Ufff…

Dziś zatem dzień piżamowy dla całej rodziny, łóżkowa projekcja
i lenistwo. A potem zabieramy letnie humory i jedziemy w tym deszczu nach Dziobak and Robalinda mit Franek:) Jedna pani zbluzgała mnie na NK u Dziobaka twierdząc, że najwidoczniej nie mam dzieci i bardzo dobrze, bo mieć nie  powinnam, gdyż z takim podejściem… Muszę zapytać Smoka, czy ma coś przeciwko podejściu?:) A Dziobaka cóż to za szanowna persona ośmiela się znieważać moją jędzowatą boskość:)

sobota, 14 maja 2011

Najpierw...

…o mało nie zemdlałam, co w sumie nie byłoby takie najgorsze, bo pozwałabym galerię handlową za roztrzaskanie czaszki o posadzkę. I bylibyśmy bogaci. Niestety jestem twarda, niezniszczalna oraz wyjątkowo wytrzymała i dlatego nadal jesteśmy ubodzy – niekoniecznie w duchu.

Potem kupiliśmy rolki dla Diaboła, bo reszta już ma. Będziemy jeździć rodzinnie, przy czym w miarę potrafi tylko Smok. Obsi zadeklarowała pomoc, instruktaż, treningi i lekcje dla paralityków. Nie jestem pewna czy była wtedy trzeźwa, bo o pełnię władz umysłowych się nie martwię – na pewno nie ma. Jak to przeżyjemy nie bardzo wiem, ale w końcu nadzieja umiera ostatnia. Nadejdzie taki czas, że będziemy niczym „czy szczały” śmigać, nieuchwytni dla oka i radarów. A co:)

Potem wpakowałam przy pomocy Diaboła stół na 8-10 osób do Wiśni i odwiozłam do Dużego. Wypakowałam przy pomocy Red Bulla, który się był akuratnie napatoczył. Nie ma to jak być wątłą niewiastą (co jest totalnym zaprzeczniem twierdzenia z pierwszego akapitu niniejszego tekstu, ale co tam).

Teraz czekamy na Who.

A potem mamy Noc w Muzeum. Więc idziemy. zabierzemy krakersy, napoje i będziemy się szlajać od budynku do budynku. taki jest plan. No chyba, że Smok zaśnie i odmówi wstawania w środku nocy.

piątek, 13 maja 2011

Powitajmy uprzejmie...

…na tym świecie Pęcisławę, zwaną pieszczotliwie Pęcinką. Guten morgen. Od 10.56, świat jest cięższy o 3250 g, a całkowita długość ludzkości zwiększyła się o 53 cm. Wyciśnięta Pęcinka i matka wyciskająca nosząca miano Marchwiaka czują się dobrze:)

GRATULACJE:))))

środa, 11 maja 2011

Jeśli pójdzie się...

…Via Tragara, to dojdzie się do Punta Tragara, gdzie stoi hotel w kolorze łososiowym i gdzie można patrzeć z tarasu w morze do znudzenia, do uśmiechniętej śmierci i do zachodu słońca. Z prawej strony jest stromo w dół prowadząca uliczka, która zmierza w stronę  Via Pizzolungo. Idzie się, idzie, idzie, idzie i godzinę dalej jest Grotta di Matermania, gdzie starożytni składali ofiary ze zwierząt i ludzi, żeby udobruchać boginki płodności i nie tylko. Idealnie zachowane ściany, ławy, na których siadywali kapłani, ołtarz ofiarny. Na samej górze pod sufitem niemal zielona ściana, wilgotna jeszcze od źródła, które tu kiedyś biło. W drogę. Po lewej lita skała, po prawej przepaść, a na dole? Czerwona Villa Malaparte, kiedyś należąca do Sofii Loren, teraz do mafii ruskiej. Potem znowu droga i schody, wąziutkie na 50 cm, wysokie, jakby prowadziły do nieba, wijące się serpentynami, bo wiadomo – droga do nieba nie może być prosta. I nagle kafejka, taka przechodnia, bo za nią Arco Naturale, niczym słoń wyłaniający się ze skały. I taras widokowy, z którego można patrzeć w 200 mertową przepaść zakończoną lazurem Morza Tyrreńskiego. Powrót przez kafejkę i dalej straszliwie długą Via Matermania, aż do miejsca, gdzie można skręcić w mnóstwo wąziutkich uliczek. Tak wąziutkich, że Smok rozłożywszy ręce dotykał budynków po obu stronach. I teraz już w zasadzie wszystko jedno – gdziekolwiek by się nie poszło i tak trafi się w końcu na Piazzettę, do Gran Caffe. Prosz, prosto i w prawo i mamy widok na Marina Grande, gdzie potężne promy Caremar zabierają kogo i co się tylko da, szybkie katamarany w 30 minut dopływają do Neapolu, Ischii, Sorrento. W lewo? Via Roma, z lodziarnią, sklepikami z lokalnymi pamiątkami, dworcem miniautobusów. W prawo? Funicolare prosto na Marina Grande. Prosto i w prawo? Via Longano wychodząca wprost na Hotel Quisisana, gdzie lata temu szejk arabski wynajął całe piętro dla siebie, swojej służby i haremu. Normalnego cżłowieka nie stać nawet na to, żeby wejść do foyer. A co tam, nawet na schody przed hotelem. W lewo Gucci, D&G, jubiler, jubiler, jubiler, YSL, jubiler, Gucci, Miu Miu, jubiler. Oczopląsu można dostać. Prosto i w prawo i dochodzi się do Museo della Certosa. A tam ogromne obrazy Difenbacha mroczne, apokaliptyczne, zastanawiające i Chiesa di San Giacomo. Część fresków zwyczajnie odpadła ze sklepienia razem z tynkiem, ale to co zostało zapiera dech. W rogu kościoła stoi murowany konfesjonał, do którego wpakował się Smok pytając „Co to za szafa mamo?” I ogrody. Ogrody Certosy, z których widać Faraglioni, w krótych aloesy tworzą nieprzebyty gąszcz i kwitną jak oszalałe. Na murowanych ławkach, wśród pnączy można czytać i gadać, gadać, aż do zmroku, do zamknięcia ciężkiej ogrodowej furty.

Do domu wraca się wąskimi uliczkami, mija się La Campannina  Restaurante, w lewo, w prawo, w lewo, w prawo, kot sąsiada Argentyńczyka ucieka spod nóg zamiatając asfalt puchatym ogonem. Zielone drzwi, klucz w zamku i jesteśmy. Wino, pizza, mozzarella, tosty z wędzoną szynką w plastrach cieniusieńkich jak najdelikatniejszy tiul.

Reszta jak mi się będzie chciało:)

APDEJT:
Dialog romątyczny po połowie butelki Melanurc.
Cleos: Nic ci dzisiaj nie pomoże, gdy piergolnę cię na łoże.
Diaboł: To cię dziewczę wychędożę.

Kurtyna:)

wtorek, 10 maja 2011

Wróciłyśmy...

…z 1435 zdjęciami. Wszak Wiedźmy kazały robić dużo, to robiłyśmy DUŻO.
Aktualnie zadek mnie boli od siedzenia w autobusie i gardło mnie boli od otwartego balkonu w neapolitańskim hotelu.

Jak się odgruzuję to może będzie mi się chciało napisać jak było:)