licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

środa, 30 czerwca 2004

Robiłam porządki...

…sentymentalne.
Znalazłam listy miłosne, jakie dostawałam przez lata rozwijania moich… ekhe… uwodzicielskich talentów. Najstarszy datowany jest na 1989 rok – miałam wtedy 11 lat:)))
Uśmiałam się do łez:)))

wtorek, 29 czerwca 2004

NIC...

…się nie dzieje.
Firma jak stała, tak stoi – nie zawaliła się przez to, że mnie w niej chwilowo nie ma.
Grzech na wojnie – NIC nowego – tym razem w Gliwicach „robią” jakiegoś gościa. Pewnie wróci w nocy:(((
Spakowałam się częściowo. To jakby ostatni gwóźdź – mogę w zasadzie rodzić.
Weny brak. Ochoty brak. Wyspania brak.
Mały John dalej szyje TE SAME zasłony. Trzeci tydzień – to niewątpliwie będzie arcydzieło.

Chce mi się tańczyć sambę, pójść na balety, napić wódki, zapalić mocnego papierosa, przehulać całą noc. Chce mi się zrobić coś szalonego… Pomysłów tysiące, tylko potrzebna mi sprawność i forma sprzed 8 miesięcy. Szlag by trafił. Męczy mnie już to „ciążenie”. Niby nic mi nie jest, nic mi nie dolega, ale już samo to, że wszystko trzeba wolniej, spokojniej – to jakby nie ja, nie moje ciało i nie moje tempo. Życiowego sprintu mi się chce…

piątek, 25 czerwca 2004

Książka...

…ma póki co 84 strony. Wena nadchodzi falami. Intryga sama się snuje, jakby poza mną, a potem tylko „klik, klik, klik” i mam ją uchwyconą na kartkach papieru. Arcydzieło powieściopisarstwa może to nie będzie, ale daje mi dużo satysfakcji.
W głowie już kolejny pomysł na następną książkę. Zapisuję i zapisuję, notuję, pomysły sypią się jak manna z nieba, prosto na moją niewyspaną głowę, szpilkami wbijają mi się w mózg wrzeszcząc „nie zapomnij o mnie, zapisz mnie, zanotuj!!!”. Musiałabym mieć 4 ręcę, byłoby mi łatwiej i na pewno szybciej:)))
Uwielbiam to:)))

czwartek, 24 czerwca 2004

Wielkie planowanie II...

…jak do tej pory z TAMTYCH PLANÓW udało mi się zrealizować wszystko do czerwca 2004:))) Reszta planów czeka na realizację… dodam do tego jeszcze: do grudnia 2004 schudnąć jakieś 10 kg:))) i niech mi ktoś powie, że mi się nie uda:)))

poniedziałek, 21 czerwca 2004

Grze(ch)szne rozmowy...

…Wieczór, Grzech 13 godzinę przy komputerze, pracuje, świata nie widzi, nie słyszy. Do pokoju wchodzi Cleos i odciąga fotel razem z Grzechem od biurka, pakuje Mu się z niejakim trudem na kolana i…:
Cleos: Grzech, powiedz mi coś miłego, jak w telenowelach peruwiańskich, coś takiego jak Leoncio Cortese y Mario de la Vega swojej Lucii.
Grzech: Dziękuję Ci…
C: ???
G: Dziękuję Ci, że nosisz naszą córeczkę i że chciałaś ją nam urodzić.

No i popłakałam się ze szczęścia. Czasem tak mam, jak wtedy, gdy pierwszy raz razem stanęliśmy nad brzegiem morza. Tylko łzy szczęścia mogły wtedy wyrazić to co czułam. I tak mi już zostało – malutkie chwile słabości, nieznanej nikomu Cleos – kiedy patrzę na Niego i myślę, że to właśnie ON i to właśnie ze mną… i tylko łzy szczęścia, że nareszcie znalazłam spełnienie…

niedziela, 20 czerwca 2004

Prasoznawstwo...

…zdane z palcem w… w uchu… i fachowych pomocach naukowych sporządzonych czcionką 6:))) Niepotrzebne były całe te nerwy, choć prawda taka, że z takim stresem na exam jeszcze chyba nie szłam.
Potem zasłużona kąpiel w olejkach z eukialiptusa, chwila babskiego zapomnienia i weekend tylko dla mnie. Grzech pracuje pilnie, więc mogę się szwendać po domu, oglądać horrory i melodramaty, płakać bez sensu, czytać kryminały i układać plany na „po sierpniu”.

Duży wraca jutro do domu. Niby fajnie, ale mógłby się jeszcze rehabilitować, bo w domu jak zwykle oleje sprawę i będzie tylko marudził, że ma mniej sprawne ręce niż miał. Argument, że musi wrócić do pełni formy, bo jak się będzie wnuczką zajmował trafia do Niego tylko w niewielkim stopniu:))) Ważniejsze jest – kto Mu będzie szklankę z piwem trzymał:))) Ech faceci… Dobrze, że Grzech nie pije, nie lubi, nie musi, nie chce – ani okazjonalnie, ani nałogowo, ani wcale w ogóle.

Wakacje… coraz mniej zajęć, coraz więcej czasu. Może powinnam skończyć tę książkę zaczętą dwa lata temu???

czwartek, 17 czerwca 2004

Czasami...

…najprostsze rozwiązanie i największa mądrość leżą tuż pod bokiem. Wystarczy po nie sięgnąć…albo zadzwonić. Czasem chciałabym mieć ten spokój, rozsądek i tę życiową mądrość jaką mają ci, którzy są mądrzejsi ode mnie, od Miriam, od wielu wielu z nas. Na to potrzeba lat… pewnie wielu…Ktoś mi właśnie powiedział:
Ktoś: Cleos nie przejmuj się obie jesteście podenerowowane. Ty ciążą, Miriam swoimi problemami. Przejdzie wam, nawet nie spostrzeżecie jak się pogodzicie…

…być może tak właśnie będzie…ten Ktoś powiedział jeszcze: „Cleos daj sobie spokój z tym internetem, zobacz ile przez to niepotrzebnych kłótni i awantur”. Racja – choć wyjątkowo nie lubię racji przyznawać.
I po tej rozmowie jakby ręką odjął, spłynął spokój i wróciło skupienie potrzebne do nauki. Dziękuję… zdecydowanie za rzadko rozmawiamy…

środa, 16 czerwca 2004

Kiedy...

…Grzech rano wstaje i wychodzi do pracy, lubię spać na Jego poduszce, chociaż jest wymiętolona i niewygodna. Wdychać Jego zapach przez sen i czuć ciepło pozostawione przez Niego. Misiowy zapach i ciepło wielu spokojnych lat, które przed nami:)))

wtorek, 15 czerwca 2004

Niniejszym...

…chciałam podziękować:

Rudej Iwie – że przyjechała i że mnie rozumie i że modli się za mnie i Wiki, że jest od zawsze,

Marchwiakowi – za 10 lat, za intrygę z Borówą, za zaufanie i kopniaki na opamiętanie,

Johnny’emuB – za to, że kiedy trzeba było walczył o mnie i ze mną przeciwko wszystkim, za godziny w knajpach, za Studniówkę którą uratował,

Damianowi – za taniec, za godziny potu i bolące stopy, za to, że otworzył mi oczy i pokazał, że nawet rodzinie nie zawsze można ufać,

Mężowi – za dowcipy o północy, dyskusje zupełnie niekonstruktywne, męskie rozmowy, układ o którym wiemy tylko my,

Dziobakowi – za Hiszpanię, za notatki przez 5 lat studiów, za wrażliwość której mnie czasem brakuje i za to, że mogłam się nią czasem opiekować,

Faraonowi – ona wie za co i za to, że rozumie, że mnie rozśmiesza, że mi ufa,

Ginie – za to, że zawsze staje po mojej stronie, nawet jeśli robi to trochę brutalnie, i za to, że mogę się czuć jakbym miała młodszą siostrę

eXXXtreme – za dawne dobre czasy, kiedy wspólnie walczyliśmy o kulturę i porządek na czacie, za porady komputerowe, i za to, że przychodzi czasem po radę,

Medei – za anioły, Krempną, niezrozumiałe dla mnie teksty i magiczny świat,

Ludziom Netu – Who, Banal, Lei, Mrooffce, Joy, Łobuzowi, Offcy, Golden, Conieco, O-s, – za słowa, które znajdują zawsze kiedy potrzeba,

Małemu Johnowi – za cierpliwość, zrozumienie, za to, że traktuje mnie jak przyjaciółkę, za to że szaleje na punkcie Wiki,

Dużemu – za to, że w moim dorosłym życiu raz jeden powiedział mi, że mnie kocha i było to najcenniejsze wyznanie jakie w życiu słyszałam,

ByłemuNiedoszłemuDamskiemuKickboxerowi – za szkołę życia jaką mi dał i siłę, którą dzięki temu zyskałam, za książkę którą mogłam napisać, za setki róż, za cel, który dzięki niemu ciągle jeszcze przede mną,

na koniec – choć to najważniejsze

Grzechowi – za to, że nauczył mnie znowu ufać, że rozumie, wspiera, czasem ochrzania, za Wiki, za to, że znosi moje szalone pomysły, za miłość, którą czuję zawsze nawet wtedy kiedy nie ma Go parę dni i nie ma czasu zadzwonić.

Ci ludzie zawsze będą blisko mnie niezależnie od tego jak daleko będą w rzeczywistości. Reszta świata nie dała mi nic… i niech tak zostanie…

Blogi...

…są po to, żeby KAŻDY mógł na nich pisać co mu się podoba – dotyczy to zarówno właściciela bloga, jak i komentujących. Paradoksalna jest sytuacja, kiedy blog staje się przyczyną awantury rodzinnej. Przykro mi, że tak się stało i przykro mi, że Miriam zacięła się w sobie i nawet nie chce wysłuchać co mam do powiedzenia. Kasowanie komentarzy „bo mi się nie podobają” jest śmieszne i dziecinne, ale być może jeśli się bardzo postaram zrozumiem czemu się tak dzieje. Zostałam nazwana fałszywcem i obłudnikiem, pomimo to chciałam wyjaśnić tę sytuację. Nie dano mi szansy – nie będę się więc narzucała i napraszała i płaszczyła w nieskończoność za nie moją winę… Mam ciekawsze zajęcia niż wzbudzanie netowych utarczzek.

poniedziałek, 14 czerwca 2004

"Tosca"...

… w plenerze, wokół zabytkowe kamienice, cudowna muzyka, łza w oku, tenor kurdupel. Mrrrrrrrr…:)))

Pół nieprzespanej nocy, a potem… ech szkoda gadać…:(((

Żadnych dolegliwości ciążowych – brzuch, tyłek, uda bez rozstępów (w 32 tygoniu), nieoklapnięty choć megagigantyczny biust, niebolący kręgosłóp, brak problemów z wygodnym zasypianiem, zero zaparć, spuchniętych nóg, rąk, możliwości gimnastyczne spore, klękanie, kucanie, robienie pedicure bez problemów. Biegam na obcasach, robię wszystko tylko odrobinę wolniej – czuję się doskonale…

…więc czemu mi tak obrzydliwie źle???

sobota, 12 czerwca 2004

Cztery...

…godziny w lesie z Boże Ciało zaowocowały: przeczytaną książką, wyprzytulaniem za wszystkie czasy, obślinionym psem znoszącym 150 badyli, słuchaniem śpiewu ptaków, nieoglądaniem ludzi, bukietami z lwich paszczy we wszystkich wazonach w domu, trochę bolącym kręgosłupem, lekką opalenizną.
Znaleźliśmy fantastycznie miejsce – polankę z dala od ludzi, gdzie miękka trawa, kwiaty, słońce przebijające przez drzewa, miejsce na koc i leżak, cisza i dzicz. Pięknie było – prawdziwie wypoczęłam:)))

Dwie i pół godziny wczoraj w sklepie dla dzieci i mamy kupione WSZYSTKO co Wiki może być potrzebne. Od wózka po grzechotkę, którą Grzech wybierał chyyba kwadrans. Wózek, fotelik, pościele, ręczniki, ciuchy, laktator, butelki, smoczki, kocyki, termometry – no jednym słowem wsio. Teraz do kupienia zostały jeszcze tylko rzeczy drogeryjno-higieniczne i w zasadzie córcia może się rodzić. Pasożytek mały, kopacz przebrzydły, niszczycielka matczynej wątroby i innych wnętrzności:)))
Od Ciotki Oli dostałam prikaz: „I żeby Cleos nie ważyła się rodzić przed 38 tygodniem ciąży!!! Bo jej nie wolno!!!” Tak jest Ciociu-Kapo, na baczność z wypiętym brzucholem melduję, że nie zamierzam:)))
Wycieczka ze szkoły rodzenia na porodówkę, oddział położnictwa i niemowlaków dał mi wiedzę niezbędną… nowoczesne szwedzkie łóżka porodowe są niewygodne jak stado byków – leżałam na takim to wiem o mówię – brrrrrrr, wolę rodzić na starym oddziale. Poza tym jak zobaczyłam, że dwa łóżka porodowe stoją obok siebie w jednej sali, to ja dziękuję bardzo. Nie będę rodziła z jakąś obcą babą i jej facetem za parawanem. Wolę rodzić na starym oddziale, gdzie będą koło nas skakać i starać się 1000 razy bardziej – po znajomośc of course i bo Ciotka Ola-Kapo czuwa. W życiu nie załatwiałam niczego po znajomości i nigdy bym tego nie zrobiła, bo nie lubię nepotyzmu i popierania swoich. Ale ten jeden jedyny raz cieszę się, że jestem uprzywilejowana. Od początku ciąży nie płacę za prywatne wizyty i ginekologa, ani za USG, ani za badania krwi, ani za zastrzyki, wchodzę wszędzie bez kolejki (jak ostatnio na EKG) – kichać te pieniądze, ale oszczędzam czas. I wiem, że kiedy to będzie JUŻ, to żadna położna nie warknie na mnie, lekarz będzie pod ręką, ciotka Ola-Kapo też, osobny pokój, lepsze warunki, ludzkie podejście. Dzięki wam bogowie za ciotkę – postrach całego bloku nr 3:)))

A teraz posprzątam co do mnie należy i spadam się uczyć. Durne to prasoznawstwo jak wół, ale trudno. Dwa examy już zdałam, jeden z kultury języki na 5, drugi z erystyki, ortofonii i negocjacji na 4,5. Napisałam pracę na trzeci exam z teorii form dziennikarskich – mam nadzieję, że mój felieton w ogóle przypomina ten gatunek dziennikarski:))) Został tylko dr Sepleniący… koszmar. Wczoraj ślęczałam 5 godzin i nic z tego nie pamiętam.

Duży za tydzień wraca do domu. Chodzi, sam się myje, sam je, sam czyta. Trochę marudzi, ale to nic nowego. Wygląda trochę jak Frankenstein z bliznami po bokach głowy (od tego imadła, co Mu ciężki łeb podtrzymywało w czasie operacji) i z tyłu przez cały kark. Do tego chodzi sztywno jakby kij połknął co potęguje efekt robocopowania:))) Ale wraca do formy i to najważniejsze.

Mały John szyje zasłowny w owieczki dla Wiki. Układa, spina, rozkłada, fastryguje – odwaliło Jej zupełnie. Kochana:)))

Tak właśnie sobie pomyślałam z rozrzewnieniem – jestem szczęśliwa:)))

czwartek, 3 czerwca 2004

No to...

…zaczęło się.
Pierwszy dzień L-4 – wczorajszy – spędziłam w pracy i szkole rodzenia. W pracy zwyczajnie – zrobiłam co moje i wyszłam wcześniej. W szkole rodzenia oglądaliśmy filmy o kąpaniu, pielęgnacji noworodka. Strasznie tam mają niewygodne krzesła:)
Drugi dzień L-4 – dzisiejszy – jeszcze się nie skończył. Rozmroziłam i umyłam lodówkę (fuj), pies zaliczył dłuuuuuugi spacer z obszczekaniem karuzeli włącznie, odnawiam właśnie nasz zabytkowy młynek do kawy. Musiałam mu dorobić szufladkę, bo Duży gdzieś zapodział w piwnicy:) Po południu jeszcze zakupy wizyta u Małego Johna i wsio.
Jutro i pojutrze jadę na uczelnię, więc nudzić się nie będę. A jeden znajomy policjant obiecał mi puzzle 3000 elementów:))) Uwielbiam układać i kocham naszą policję.
W niedzielę „Harry Potter” w kinie.

Pierwszy tydzień L-4 z głowy. Potem będę się uczyć uczyć i uczyć bo examy mnie czekają. No i Miriam się zapowiedziała, i Anka i Moniś. Żyć nie umierać. Może nie będzie tak źle??? A w wolnych chwilach nadmiaru czasu będę latała po sklepach i obkupowała Wiki w różne cuda:)))

środa, 2 czerwca 2004

Jasny gwint...

…i ciemne kołki rozporowe!!! Wąchanie farby w pracy zaowocowało trzytygodniowym L-4. Chyba zdechnę od tego siedzenia w domu. Plan? Dłuuuuuugie spacery z Traktorem, wycieczki do sklepów i robienie zakupów Wikowych, a potem tachanie tego wszystkiego do domu. Wózek spakowany sobie na plecach przyniosę. Pościel, ciuchy, apteka, drogeria, co tam jeszcze chcecie. Na cmentarz pójdę do Babci. Do Dużego pojadę – przenieśli Go na rehabilitację na 3 tygodnie na razie. Na gości poczekam – MiriamB, może Iwa wpadnie, Anka z uczelni, ktoś jeszcze chętny? Chata wolna czeka! Będę czytała książki, do kina pójdę, na widelcu może coś obejrzę ciekawego, list będę pisała i pamiętnik, okna dwa umyję w sypialni, wykończę sąsiada psychola.
Nienawidzę siedzieć bezczynnie w domu – to się chyba pracoholizm nazywa. Nie nadaję się do tego, żeby na L-4 sprzątać i przestawiać wazoniki, nie jestem domatorką, nie lubię długiego przebywania w jednym miejscu nawet jeśli to własna chałupa jest. Byłam wczoraj wściekła cały wieczór i pół nocy i jeszcze mi wściekłości na rano zostało. GRRRRRRRR-WRRRRRR-YGHHHHHHGYHHHHH