licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

czwartek, 30 grudnia 2010

Mogłabym...

…napisać super wypasioną notkę o tym, jak jestem nieludzko wkurzona. Wywnętrzyć się jak mnie krew zalała dziewicza, wyżyłować w temacie wścieklicy. Mogłabym być może skomentować czyjeś kompetencje tak, że wszystkim opętanym i schizofrenikom poszłoby w pięty. Mogłabym się produkować parę akapitów na temat braku rozumu i nadmiernych szumów pod kopułką, na temat niezaradności, aspołeczności, nawiedzenia, opieszałości, olewactwa, wdupiemania, mantrowania na problemy, śpiewów wielorybich na uspokojenie, cuchnięcia czosnkiem i olejkami eterycznymi, spychologii, wyręczania się, ciemniactwa i blog wie czego jeszcze. Mogłabym, ale mi się nie chce bo zjadłam chipsy ziemniaczane solone i mi trochę przeszło.

Podsumuję to słowami samego zainteresowanego:
„Co zatem robić? Zarabiając obecnie (w stosunku rocznym) mniej niż w
szkole (aczkolwiek praca mniej nerwowa, nikt nie proponuje zrobienia
loda za podwyższenie oceny etc. …a teraz to nawet bezpośredni
przełożony czyni ze mnie cyt. „mistrza świata w czekaniu” na decyzje
władnego je podjąć) niestety nie stać mnie na terapie, które podobno sprawiają cuda i po
których człowiek czuje się i 15 lat młodziej (bez tej chmury pewnie znów
bym miał 18 lat i pryszcze). Jest natomiast możliwość zmiany diety
zasobnej w energię rozgrzewającą „yang”. Może i potrwa ona z parę lat,
ale pierwsze próby wydają się obiecujące.”

Obawiam się, że nie ma szansy by przy okazji zmiany diety zmienił również pracę.

APDEJT:
Seans wieczorny:
Łzy słońca

środa, 29 grudnia 2010

W zeszłym...

…tygodniu przewalałam się z paczkami paneli z jadalni do salonu. W poniedziałek z salonu do przedpokoju. Dziś z przedpokoju do salonu. 34 paczki. Przyjdzie mi jeszcze targać je do przedpokoju w celu ułożenia oraz gdzieś, jeszcze nie wiem gdzie, w celu wyrównania podłogi w salonie i jadalni, oraz potem nazad do salonu i jadalni w celu położenia.
APEL:
Stanowczo domagam się od Diaboła, żeby przy kolejnych spotkaniach w Gronie opowiadał, jak to Cleosia nosi panele, płyty OSB, płyty kartonowo-gipsowe. Bo póki co zachwyca się ciągle tym, jak sąsiad nieproszony wniósł nam paczkę kafelek, oraz jak nosił kafelki z kolegą. A ja? A moja macica opadnięta na kolana? A wysiłki moje? Czuję się niniejszym niedoceniona. A buuuuu:(

poniedziałek, 27 grudnia 2010

Kot...

…mię się elektryzezuje:)

APDEJT:
Diaboł powiedział, że do 5go, kiedy to przyjeżdża podłoga szafniemy ściany w salonie wraz z szynami, malowaniem, wykończeniem wnęk.
CHCĘ to zobaczyć:)

niedziela, 26 grudnia 2010

Pod znakiem...

…filmoteki upływa czas… powiedzmy, że leniwie. Coś tam w międzyczasie robię niby gospodarczo-domowego, ale ogólnie mam w nosie. Najpierw więc odmóżdżyliśmy się z Diabołem przy
Noc w Muzeum

potem jeszcze bardziej przy
Out Cold

a na koniec
Insanitarium

Za to dziś zaczęłyśmy dzień ze Smokiem od
Bambi II

Fajnie jest:)

sobota, 25 grudnia 2010

Mogłabym...

…w sumie podpisać się pod stwierdzeniem Skaf, że śpię i jem. Wyprawiwszy bowiem Smoka i chorej godzinie 10.30 do Drożdża, zapadłam w sen powtórny, który trwał do 15.30. Biorąc pod uwagę 17 osób na Wigilii oraz Pasterkę ze Smokiem śpiącym mi na ramieniu uważam, że w pełni sobie zasłużyłam na ten sen.

Z niejakim poślizgiem składam Wam również życzenia, które w tym roku zdominowały WSZYSTKIE życzenia spkładane przeze mnie, bo wyjątkowo do WIĘKSZOŚCI osobników pasowały.

Niech Wam się dzieje tak, żebyście zawsze mogli powiedzieć, że jesteście miejscu, w którym chcecie być i robicie to, co właśnie chcecie robić. Myślę sobie, że niezależnie od sfery życia o jakiej w tym momencie pomyślicie, taka zgodność miejsca-robienia-chcenia sprawi, że będziecie szczęśliwi. A przecież o to w życiu chodzi:)

czwartek, 23 grudnia 2010

Czarna dupa...

…się nieco rozjaśniła. Makówki – check. Ciasto – check. Wywalenie na śmieci śmieci – check. Pomalowanie wnęki – check. Motyl na czubie – check. Tragedii nie ma, najwyżej wstanę jutro o 5 rano, jak do pracy i zabiorę się za orkę.

A propos pracy. Do Szefa S. przyjechał gość. Szef S. wchodząc do konferencyjnego zapalił światło.
Szef S: O dziwo działa.
Cleos: Nie o dziwo, tylko Pani Cleosiu.
SzS: :) Takie przejęzyczenie.

Po czym wprowadzając gościa lekko kuśtykającego do tegoś pomieszczenia:

SzS: A kule mosz? Ja jedno kula mo.
C: (pod nosem) Z tego co wiem stuprocentowy facet powinien mieć dwie kule, ale może się nie znam.

Nie wiem czy słyszeli, ale chyba nie, bo jeszcze tam pracuję:)

Oraz na wyjście życzymy sobie w duchu świątecznym:

C: I żeby Pan do nas ludzkim głosem przemawiał…
SzS: I żeby Pani przy kolacji wigilijnej pomyślała o pracy…

Na jedno i drugi komentarz jest oczywisty: TIAAAAAA…:)

środa, 22 grudnia 2010

Wrócił Smok...

…do domu. Weszła do kuchni i rzuciła się na paczkę, którą zafundował nam Szef S. Najpierw dostała ślinotoku na widok Toffifee, potem ja się zachwyciłam herbatą, którą Smok pasjami i na hektolitry, a potem
Smok: O-W-O-C-O-W-A. Owocowa.
Cleos: AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!:))))))))))))))))))))
Diaboł: (z lekkim przerażeniem) Co się stało?

Otóż Smok przeczytał swój pierwszy wyraz. W sensie pierwszy w domu, bo w przedszkolu to ja nie wiem, póki co zadziwia mnie słówkami z angielskiego.
Dla sprawdzenia zadałam Jej następne.
S: A-N-A-N-A-S. Ananas.
i następne:
S: Miód.
C: Smoku jesteś geniuszem, tak od razu bez literowania przeczytałaś.
S: Nie mamusiu, widzę co jest w słoiku:)))

Załaskotałam Ją na amen:)))

poniedziałek, 20 grudnia 2010

Przewiezienie...

…trzymetrowej choinki Wiśnią to SZTUKA:)

APDEJT:
Uwolniłam choinkę z siatki – teraz mnie atakuje ekhe od tyłu. Zajęła 1/4 jadalni. Pięknie.

sobota, 18 grudnia 2010

Lasagne...

…con carne się grzeje. Pranie się pierze. W części gościnnej Rezydencji pachnie obiadem. W części sypialnej pachnie snem. Porządki świąteczne zrobię w przyszłym roku, bo biorąc pod uwagę szlifowanie gładzi gdzieś w okolicach jutra może, w tym roku byłyby raczej totalnie pozbawione sensu.

Co najważniejsze – motyl mi nie odpada!!!:) Grabarkę ozłocimy, oprawimy w trumienkę i postawimy na katafalku, żeby Ją uszczęśliwić. Albo po prostu damy Jej śledzia, żeby Jej się mordka cieszyła. Muszę sobie koniecznie kupić taki pistolet na klej, żebym mogła robić różne dziwaczne rzeczy, które mi przyjdą do głowy.

Jak sobie pomyślę, że muszę dziś wyjść z domu, jechać hektar, w Wiśni ogrzewanie działa dopiero po 30 kilometrach, a i to tylko wtedy kiedy temperatura zewnętrzna nie przekracza -5 – to mi się słabo robi. Słabuję ale pojadę, cóż robić. Jak człowiek chce jutro pękać z dumy, nadymać się i uskuteczniać lans, to dziś musi zapierniczać i szlifować te Puchate diamenty:)

Za to na jutro przebieram nóżkami, jakby mi ktoś miał podarować gwiazdkę z nieba. Gdyby ktoś miał ochotę ZAPRASZAM.

I jeszcze po choinkę pojedziemy. Blogu dzięki za balkon, bo tak to już nie wiem gdzie i jak i w ogóle jakim cudem…:)

piątek, 17 grudnia 2010

Zaliczyłam...

…Wiśnią ślizg zakończony w zaspie. Uroczo. Ulica moich Rodziców zaliczana do spokojnej dzielnicy okazuje się być morderczą.

Jak mawia(ła) babcia przyjaciółki Obserwatorki „co chłop, to gadzina”, co dokładnie zgadza się z moją dewizą od wczoraj „Odmówić nie wypada ratowania z opresji tego gada”, tym bardziej jeśli opresja dotyczy Smoka. Głupota ludzka i totalny brak podejścia nie znają granic.

Szwagierka spóźnia się 40 minut. Oni to mają w genach, czy jak? No szlag mnie trafi normalnie programowo.

Od naszej Isówki dostałam pierniczki. Tylko Szef S i ja. Czymże sobie zasłużyłam, ach czym?! Moja uboga w cukier ostatnimi czasy osobowość wewnętrzna wchłonęła  je niemal wszystkie w ułamku sekundy. Mnią. Muszę koniecznie wziąć przepis na te pierduśniki obtoczone w kokosie.

Akcja „W” nabiera tempa. Telefony się urywają, prowadzę konsultacje w zakresie ile ryb, jakie wino, ile wina, gdzie to trzymać, w czym to przywieźć, kto ma miejsce w lodówce, ile uszek, czy w słoikach ten barszcz, czy Duży pojedzie zmielić mak na makówki, kto pojedzie z MJ po składniki na siemieniotkę, czy obrusy mogą być oraz czy wystarczą tylko trzy, w jakim kolorze zastawa, ilu talerzy brakuje, czy mam miski oraz półmiski, czego brakuje, kto o czym zapomniał, gdzie wstawić choinkę na czas szlifowania i malowania salonu, jak wsadzić 2 i 1/2  metra choinki do Wiśni, czy mam lampki i ile kompletów, co na czubek i czy motyl się klei, czy już zrobiłam ozdoby, czy mamy wystarczającą ilość krzeseł, kto ma przywieźć ciasto, jakie ciasto będę robiła, komu prezenty, czy mam już wszystkie, czy tylko dzieciom, czy dorosłym również, o której początek, co po początku, czy Pasterka, a jeśli tak to w którym kościele, czy przywozić kapcie, czy raczej eleganckie lakierki na zamianę z kozaczkami. Uf. Mogłabym wymieniać do rana, ale mi szkoda weekendu.

Jakby tego było mało, jutro muszę jechać na próbę generalną koncertu, na którym moje Misie Puchate tańczą pokaz rumby. Zmiana muzyki na ostatnią chwilę to nie jest to, co nas jakoś strasznie cieszy, ale zakładam jak zawsze optymistycznie, że damy radę.

A w niedzielę koncert, choinka, kończenie końca salonu.

Matkokochanomojoicórko, jak nie umrę ze zgryzoty zanim godzina „W” wybije, to będzie jakiś cud bloski.

środa, 15 grudnia 2010

Nienawidzę...

…odmrażania lodówki! Natomiast uwielbiam, kiedy Wiśnia okazuje się być van-kombi-tereno-truckiem. Inni stoją w zaspach, nie mogą ruszyć pod górkę, a my jedziemy. Istnieje też opcja, że jestem genialnym kierowcą – nie mogę tego wykluczyć:)

Seth po kolejnych inwestycjach ma takie wyniki, że jest spore prawdopodobieństwo, iż nas wszystkich przeżyje. Dej mu bloże.

APDEJT:
Konkluzje pokąpielne:
1. Nabzdryngoliłam się prezentem od Mikołaja Cmentarnego. Gdyby nie to, że ów Mikołaj aktualnie inkubuje, a w tej chwili pewnikiem śpi, jakby mu baterie wyjęli, zadzwoniłabym żeby pobełkotać w słuchawkę.

2. Mam władzę:)

poniedziałek, 13 grudnia 2010

Przedwczorajsze konwersacje...

…o jezusienazareński. Kto stoi przy drodze i liże
mazaka? Czy rzucać się na szyję i uprawiać histerię? Czy może jednak
współczująco głaskać i wyrażać ubolewanie? Jaki jest wpływ muzyki na
hydraulikę? Kto jest nienormalny i czy to jest któraś z nas? Jak doczyścić
dzieci po tych malowidłach? Najpierw myślałam sobie, że nie należy spodziewać
się cudów, powalającej jedności dusz i w ogóle nastawić się raczej krytycznie.
Potem mi kot o mało nie zdechł, więc mi się odechciało lansowania i
przywdziawszy sweter mało gustowny oraz jeansy postanowiłam poszaleć umysłem,
bo na make-up już mi czasu nie starczyło. Zakładam, że mi wyszło, bo prawie
szcześć godzin minęło od powitania do pożegnania. Uśmiałyśmy się, doszukały wielu nieścisłości, kitów, kłamstw, ściemniania, doszłyśmy do wspólnych wniosków, konkluzji, rozważyłyśmy wszelkie za i przeciw – wyszło nam zdecydowanie przeciw oraz, że ofiary na własne życzenie nie są w naszym guście-biuście. Fajnie było

Dziś rano niektórzy mieli minę jak „what the fuck”, w chwilę potem „a w dupie to mam” oraz na moje „no ja nie wiem Philipie, czy tak nie było do czego” odpowiedzią była mina „o kurwa mać”. Uroczo, doprawdy uroczo się bawiłam w sobotę, dziś również doskonale.

 

niedziela, 12 grudnia 2010

Na obiad...

…pizza vegetariana con quatro formaggi, pizza picante con funghi oraz pizza con prosciutto e mozzarella. Mnią. I piwo. Double mnią.

A ściana się tworzy – ekhe – i jakoś tam wygląda. trudno mi jeszcze powiedzieć czy dobrze.

sobota, 11 grudnia 2010

Mając...

…delikatnie i chwilowo w odwłoku odczucia estetyczno-odbiorczo-czytelnicze pozwolę sobie oznajmić, że

KURWA MAĆ!

APDEJT:
Chodzi  Diaboł koło automagicznej ściany, co to jej jeszcze nie ma z kątówką w ręce i mruczy pod nosem „biega krzyczy pan Hilary, gdzie są moje kurka wodna mać fuck shit ochronne okulary?”
Lekko mi to poprawiło humor, ale tylko leciuchno.
Gruntowna poprawa nastąpi za 20 minut.

środa, 8 grudnia 2010

W tym roku...

…na czubku choinki zawiśnie biało-zielony motyl. Zrobiłam połowę i już nie czuję kręgosłupa. Brzucha też nie czuję – sześć godzin się męczyłam. Nie pomogła orzechówka od Szefa S., ani No-Spa od grabarki, ani jakieś coś od Dupeczek moich z produkcji – myślałam, że zejdę. Trzeba sobie było tego ogórka być może zaaplikować niekoniecznie doustnie.
Diaboł pracuje nad Arkadią, Smok robi nie wiem co, a ja mam ochotę się przewrócić.

wtorek, 7 grudnia 2010

Nadeszła...

…Arkadia.
Stół się skręcił Diabołem.
Wentyl w Wiśni się wymienił panem wulkanizatorem.
Komenda się odwiedziła.
Pieczątka się odebrała.
Ściana się muruje.
Konwersacje się prowadzą.
Plan się knuje.
Niespodzianka się szykuje.
Mikołaj wlazł balkonem.
Renifery się ukryły.
Film się obejrzał.
Obraz się skończył.
Nowy się wymyślił.
Ruska muza się słucha.

Jeszcze bym sobie coś… ale nie wiem co. Może książka?

niedziela, 5 grudnia 2010

Jak sobie...

…chłop coś ubzdura, ukula we łbie, to proszę Państwa przewalone. Nawet gdyby to był pomysł dziwaczny, pokręcony, niezrozumiały dla nikogo innego. Jedyna nadzieja w tym, że przeszkody wynikną z zewnątrz. Jak w przypadku rolety, która miała zawisnąć na ruchomej ścianie. Zaczynam tą ścianę widzieć, tym bardziej, że Diaboł ustawił ytongi i nadał jej jakiś kształt początkowy. Ale szmata? Na środku? Po kiego grzyba? Never! Okazało się, że SĄ przeszkody – chwała blogu. Już niech On sobie muruje, tynkuje, gipsuje i przykręca, tworzy, wydziwia i majstruje, uskutecznia, kula i przestawia, mierzy, przykłada i przekłada – trudno, jakoś to przeżyję. Ciągle przeciwna szukam rozwiązania, żeby ta kolumbryna nie wygladała jak katafalk w salonie. Ratunkiem są donice z kwiatami i obraz malowany na przesuwanej ścianie przestrzennie. Być może częściowo zakrywające wnętrze drzwiczki, być może inny kolor ściany ZA przesuwaną ścianą. Może się okazać, że ją polubię nawet – nie wykluczam. Póki co z lekką dozą niechęci patrzę na diabołową działalność i chyba dla spokojności pójdę sobie umyć podłogi w marokańskiej sypialni i smoczej jamie.

sobota, 4 grudnia 2010

Miałam się wczoraj...

…urżnąć na smutno. Zdołować masakrycznie. Zapodał mi Diaboł drinka z cleosiowym sokiem, ja sobie zapodałam „Lejdis” i nastawiłam się na powolne konanie wśród szlochów…

…A potem objawiła się Obserwatorka, daj Jej bloże co tam chce, głównie szczęścia może jednak. Gadałyśmy do północy z kawałkiem. Matkokochanomojo, urżnęłam się owszem, ale na wesoło, ciekawa nowej znajomości jakże obiecującej i widocznie już zmierzającej w dobrym kierunku. Umówiłyśmy się na przyszły weekend, żeby sobie poklachać, a Smokowi i (jeszcze nie mam pseudonimu artystycznego) córce Obserwatorki zrobić niespodziankę. Nic więcej na razie nie napiszę. Ale po nocnych rozmowach wyszło mi, że jednak pomimo szczerych chęci nie byłam taką burą suką jakby się wydawało i nie jestem odosobniona w poglądach na…

Radosną nowiną podzieliłam się z Diabołem, z MJ i Who. Na razie tyle. Jak się już spotkamy, to roztrąbię to po horyzont, żeby dotarło gdzie trzeba. I będę potem oczekiwała reakcji – i oooooooo… na pewno się doczekam, na pewno.

Normalnie teraz cały tydzień będę przebierała nóżkami z niecierpliwości:)

I do tego jeszcze stałam się dziś szczęśliwą właścicielką cleosiowego stołu – dokładnie takiego, jak sobie wymyśliłam, a nawet o 5 centymetrów szerszego. I do tego sklep będzie uprzejmy przywieźć go JUTRO, w niedzielę – oczy przecierałąm i uszy ze zdumienia, kiedy mi to przemiły pan z kolczykiem w nosie oznajmił. Se podskoczę normalnie… zaczynamy MIEĆ jadalnię:)

APDEJT:
Diaboł pojechał po pustaki (w sensie, że nie po debili jakichś tylko po bloczki ytong) i złapał gumę. Zatem cleosiowe road assistance pognało na pomoc z walizką pełną kluczy, nasadek, grzechotek i co tam jeszcze. W czerwonym dresie, swetrze muszkieterskim, śliwokach i białym futrze z niedźwiedzia – do dresu jak ulał. Wyglądając debilnie dojechałam i wróciłam… A na dworze? Minus pierdylion i mgła – stanowczo odmawiam wychodzenia z domu!

piątek, 3 grudnia 2010

Gdybym...

…wiedziała jak się mam czuć to bym się czuła. A tak? Programowo jestem lekko zdołowana niekoniecznie tym co usłyszałam dzisiaj. A usłyszałam, że Drożdż ma dziewczynę. Daj mu bloże, co tam sobie chce. Zastanawiałam się nad swoją reakcją, jaka będzie od dosyć dawna. Bo przecież powinien zdychać w nieszczęściu, za to, że mi zrobił kuku, że zmusił mnie do zrobienia mu kuku,  że zrobiliśmy sobie kuku. Ale… Usłyszałam w jego głosie radość i… no kurna ucieszyłam sie chyba. Jak mi się to uda sprecyzować to obwieszczę światu. Póki co Ala Łyżwiarka wydaje się go uszczęśliwiać, zatem niech jej się wiedzie i powodzi i w ogóle. Może jak jemu będzie dobrze to i nam będzie lepiej, bo sobie chłopak odpuści różne złośliwości. Nawet wspomnienie o Diabole przełknął spokojnie w kontekście rozmowy ze Smokiem „Smoku do Diaboła mówisz wujku albo po imieniu, to i do Ali Łyżwiarki będziesz mówiła ciociu albo po imieniu.” Na co  Smok mówi „Albo Prosiak”. „Nie kochanie do Ali Łyżwiarki raczej nie mów Prosiak, bo może nie być zachwycona.” I w ogóle tłumaczenie, że przecież chcemy żeby tatuś był szczęśliwy, bo jak będzie zadowolony to będzie uśmiechnięty, miły i do rany przyłóż.” Chwilowo Smok zrozumiał. Ale… Zawsze jest jakieś ale… oczywiście Drożdż nie przygotował Jej w żaden sposób na tę nowinę od dwóch lat utwierdzając w przekonaniu, że „Tatuś kocha tylko ciebie.” Muł. No ale trudno. W ramach dobrych rad cioci Cleosi pozwoliłam sobie na wyszeptanie mu wprost do ucha „nie spieprz tego unikaniem rozmów o problemach. Nie żeby to była wyłącznie twoja wina, ale nie unikaj.” Nawet mnie nie ofuczał, tylko spojrzał, jakby rozumiał. Wątpię, ale niech mu się wiedzie możliwie jak najdłużej. Wracając do meritum… cieszę się… chyba. To nie jest typ faceta, który może być sam i dobrze się z tym czuje. Jemu jest potrzebne jak powietrze, to, żeby w kuchni stały dwa kubki, do których może nalać kawy, żeby był ktoś kto JEST, żeby miał poczucie, że kogoś ma obok w sensie uczuciowym, nawet nie  fizycznym. Póki co mówi, że absolutnie żadnej żony nr 3. 25 letnia Ala Łyżwiarka może na to patrzeć nieco inaczej. Ale to nie mój cyrk. Dwa lata temu mówił, że z nikim już nie będzie, a tu proszę co za siurpryza – w końcu tylko krowa nie zmienia poglądów. No, to cieszę się chyba, ale moja skorpionia natura wrednie odzywa się w najmniej spodziewanych momentach z diabelskim podszeptem, że „o niech mu to piętrolnie jak już zacznie sobie robić nadzieję.” Po czym znowu się cieszę chyba. W końcu to, że nam nie wyszło, nie mu poprzednio nie wyszło nie znaczy wcale, że jest skazany na wieczne niepowodzenia związkowe. No kurna w końcu może Ala Łyżwiarka jest tym cudem niewieścim, który da mu takie szczęście jakiego oczekuje od losu/życia/kobiety. Kto to wie? Może. Póki co  muszę ochłonąć po tej nowinie, bo w końcu miał zdychać w samotności pogrążony w rozpaczy po stracie takiego skarbu jak mła (ekhe), a tu proszę… Ze Smokiem będę rozmawiać, tłumaczyć, wyjaśniać – ktoś w końcu musi, a bidulka nie powinna czuć się zagrożona. Byle tylko Ala Łyżwiarka była w porządku względem Smoka – wszystko zniese – ale jak będzie niefajna – wdepczę w glebę (chociaż nie mam pomysłu jeszcze na to jak). Powiedziałam kiedyś Drożdżowi, w czasie, kiedy się miałyśmy wyprowadzić, że mam nadzieję, że kobieta którą kiedyś sobie znajdzie, będzie mądra na tyle, by być mądrze nie tylko dla niego ale i dla Smoka. Zobaczymy. Teraz czekam na wielką prezentację Ali Łyżwiarki Smokowi i wrażenia tej drugiej. Od tego będzie zależało wiele.

Ale tak ogólnie cieszę się… chyba…

środa, 1 grudnia 2010

Zamarzły mi...

…wurwa wycieraczki w Wiśni. W związku spożywczym jechałam na przegląd BEZ zgarniania opadu z szyby. Szlag.

Odśnieżyłam BALKON – jakąś na oko mierząc półmetrową warstwę.  Zabytek mógłby tego nie unieść i piergolnąć sąsiadom na czaszki.

Chce mi się już zapachu choinki. Chyba sobie kupię odświeżacz powietrza o zapachu leśnym.

Po podliczeniu miesięcznych wydatków JUŻ nie mam wypłaty. Cudnie.

Skończyłam obraz, co to go sprzedałam. Przydałoby się sprzedać jeszcze jakiś. Nie chce ktoś kupić?

Mam ochotę urżnąć się grzańcem. Tak litrem się urżnąć. Nie mam grzańca. Nie mam wurwa nawet goździków.

Dupa.